Jesień idzie
Raz staruszek, spacerując w lesie,
Ujrzał listek przywiędły i blady
I pomyślał: – Znowu idzie jesień,
Jesień idzie, nie ma na to rady!
I podreptał do chaty po dróżce,
I oznajmił, stanąwszy przed chatą,
Swojej żonie, tak samo staruszce:
– Jesień idzie, nie ma rady na to!
A staruszka zmartwiła się szczerze,
Zamachnęła rękami obiema:
– Musisz zacząć chodzić w pulowerze.
Jesień idzie, rady na to nie ma!
Może zrobić się chłodno już jutro
Lub pojutrze, a może za tydzień
Trzeba będzie wyjąć z kufra futro,
Nie ma rady. Jesień, jesień idzie!
A był sierpień. Pogoda prześliczna.
Wszystko w złocie trwało i w zieleni,
Prócz staruszków nikt chyba nie myślał
O mającej nastąpić jesieni.
Ale cóż, oni żyli najdłużej.
Mieli swoje staruszkowie zasady
I wiedzieli, że prędzej czy później
Jesień przyjdzie. Nie ma na to rady.
Andrzej Waligórski
Jesień idzie…
Tak właśnie dziś rano pomyślałam, patrząc na to, co za oknem. U mnie jeszcze zielono i pelargonie kwitną jak szalone, ale ten rok był wyjątkowo trudny. Chociaż w moim przypadku to chyba norma.
Wczoraj po kolacji zbieraliśmy się z psem do wyjścia, a za drzwiami… ciemna noc. O ósmej! I wszędzie dynie na straganach… A ja tyle rzeczy zawaliłam. Tylu nie zrobiłam, co to je miałam zrobić w tym roku… I nawet nie wiem, kiedy wakacje minęły, bo walczyliśmy od maja o szkoły dla chłopców…
Jakoś smętnie mi.
Jo, uśmiechnij się!
Ciepła jesień to piękna pora!
Jo. Nie myśl czego nie zrobiłaś. Pomyśl o tym co zrobiłaś, a z tego co czytam stale robisz bardzo dużo.Ja niestety myślę czego nie zrobiłam w życiu albo co zrobiłam źle.
Za dużo myślimy?
Chyba tak.
Dzień dobry, jestem z powrotem, aczkolwiek nie żeby tak od razu freibaron. Mimo niedzieli parę tematów mam do ogarnięcia, więc pewnie chwilę mi to zajmie – ale przynajmniej teraz w jednym miejscu, przy komputerze.
No i koniec niedzieli. Jutro ciąg dalszy.
Ale że ciąg dalszy niedzieli?!?
Oby nie.
Och
Dobranoc.
Spokojnej!
Grają w tenisa:-)
Znowu?
O, nie. Dzisiaj już nie…
5 minut proponuję:-)
Grr. Może za chwilę, bo najpierw dobranocka.
A jutro i tak wstaję, skoro świt, bo jeszcze coś do załatwienia, a potem – po załatwieniu – praca, praca, praca…
Wiem, wiem. 1 set i do spania,
Dzień dobry

Miłego tygodnia życzę
Muszę się w końcu wziąć za robotę. Narobiłam trochę zdjęć u Margaret w ogródku. Naciska mnie coraz bardziej, bo chce mieć z tego album. Ciągle odkładam, ale chyba czas najwyższy…

Walgreens zrobi to za mnie. Powyżej 70 sztuk drukowanie zdjęć jest niemal za darmo… a wyjdzie mi przynajmniej z 200 

Czeka mnie przeglądanie wszystkiego (kilka setek zdjęć), wybieranie, obróbka i drukowanie… Najgorzej z tą obróbką, bo nie umiem
Przy okazji chciałam przejrzeć zdjęcia nowych gatunków ptaków (jeszcze ich nie mam w swojej „kolekcji”) i wybrać coś do swojego „ptasiego albumu”. Nie ma tego za dużo, ale z dziesięć gatunków się znajdzie. Ale to kolejnych parę setek do przejrzenia, wybrania, obróbki i drukowania. Całe szczęście sama nie drukuję
Wolę pstrykać, niż potem się nimi zajmować… ale takie życie
Dziś miałam dość tej domowej pracy i wybraliśmy się do „nowego parku”. To znaczy… dla nas nowy. I wcale nie tak daleko od naszego domu. Tak ok. pół godziny jazdy




Potem pojechaliśmy już prawidłowo (mąż dokładniej sprawdził mapę
). Za nami jechał jakiś samochód. Gdy wjeżdżaliśmy na parking, zniknął mi z oczu. Ja, jak ten kretyn, pojechałam zgodnie z przepisami. Ten za mną posunął pod prąd i zajął ostatnie wolne miejsce.
Powiedziałam mężowi, że jeśli ten wodospad jest taki sam jak jezioro, to nie mam zamiaru dygować od ulicy (widzieliśmy tam zaparkowane samochody), tym bardziej, że tyle luda poszło tam przed nami.
Tych kilka mil, ok. 10 minut jazdy…

Po drodze mało na serce nie zeszłam, gdy jakaś baba usiłowała wjechać mi w bok samochodu. Dobrze, że miałam gdzie odskoczyć, bo trzasnęłaby mnie jak nic. Jechałam prawym pasem (z trzech możliwych)…
To się działo w błyskawicznym tempie… ostrzegawczy krzyk męża siedzącego obok… widok samochodu zmieniającego pas prosto na mnie (a właściwie obok mnie)… szybki rzut oka na prawo i odbicie na pobocze… sama nie wiedziałam, czy mam hamować, czy przyśpieszać
O klaksonie zapomniałam
Dobrze, że chyba mnie zobaczyła i wróciła na środkowy pas (z połowy mojego). Dalej nie miałabym gdzie uciekać…
Nie wiem po groma się pchała na mnie, skoro na następnym skrzyżowaniu skręcała w lewo
Dodam jeszcze, że tam ograniczenie prędkości jest do 55mph (czyli 88km/godz)… no to wolno się nie jedzie… a przy takiej prędkości puknięcie w bok… no właśnie…
Sam park nas nieco rozczarował. Ludzi – tłumy. Na parkingach trudno o wolne miejsce. Znalazłam. Jezioro egzystujące na mapie w rzeczywistości zarosło kompletnie i tylko gdzieniegdzie kępy szuwarów mówiły, że kiedyś tu było i że nadal teren jest podmokły.
Nie chciało mi się leźć 9 mil (trochę ponad 14 km) do wodospadu. Postanowiliśmy pojechać tam samochodem (trochę naokoło). Najpierw zajechaliśmy pod teren zamknięty (mąż sprawdzał na mapie jak jechać). Do szlabanów się nie pchałam i zawróciłam wcześniej
Jeszcze raz sprawdziliśmy mapę (razem i dokładnie)
W oko mi wpadło Bullfrog Lake… „żaba-byk”? Po powrocie do domu znalazłam, że to żaba rycząca, albo żaba byk. „Swą nazwę zawdzięcza wydawanym przez nią odgłosom, podobnym do ryczenia byka.” No to musiałam zobaczyć jak to wygląda
Ludzi znacznie mniej, wolne miejsca na parkingu… ale też w zasadzie nic nadzwyczajnego… jeziorko jak trochę większy staw.
Mąż doszedł do jednego wniosku. Objechać wszystkie parki, jakie mamy w pobliżu… to nam życia nie starczy. Po drodze mijaliśmy ich kilka…
To tak w skrócie o naszej wycieczce
Dzień dobry. No cóż, to też jest jakieś doświadczenie…
Dzień dobry

Zawsze zdobywamy jakieś doświadczenie… nawet jak nie wiąże się to z żadnymi silnymi wrażeniami
Naukowcy powiadają, że wynik negatywny też jest ważnym wynikiem i posuwa pracę do przodu.
Co prawda naukowcem nie jestem, ale z taką teorią mogę się zgodzić
Jeżdżąc po różnych parkach, część już wyeliminowaliśmy z naszych „grafików”. Nie ma tam niczego ciekawego, a są zbyt „ludne”. A jak całe tłumy się przewalają, to i wszelakie ptaki wieję daleko i żadnego się nie uświadczy. To po co tam jechać? Szkoda czasu… 
Dzień dobry, ja przelotem porannym.
Ciaooo…

Ja to za stara jestem na te wszystkie szkolne pobudki…
To co, Gienia?
O, to ja też poproszę kawusię jak zwykle.
Witajcie!
W nowy tydzień wszedłem nawet dość wyspany…
Taaa ja też. Najpierw zasnąć nie mogłam, potem w nocy się budziłam i znów spać nie mogłam (nie wiem czemu? miałam przecież za sobą bardzo miły weekend; zakochana jakaś czy” cuś”, że spać nie może?)
Ale za to rano jak zasnęłam to spałam do 10! Tylko dnia trochę szkoda…
Jestem z powrotem, czyli teraz do pracy. Idealny timing, póki co.
Poniedziałkowe dzień dobry. Tydzień pełen wrażeń się szykuje. Tych dobrych i tych trudniejszych. I piękna pogoda za oknem. Ostatecznie da się żyć.
Poniedziałkowe dzień dobry . Mnie szykuje się spokojny tydzień. Spokojny, bo bez pakowania.Okropnie nie lubię się pakować; miewam nieraz sny, że jestem już spóźniona a jeszcze nie spakowana.Bo w tamtym tygodniu stale się pakowałam, wyjeżdżałam , wracałam i znów wyjeżdżałam.
We wtorek z miasta A na wieś B -busem.W środę ze wsi B do miasta C autem i powrót na wieś B (pozdrawiałam Was z domu z ogrodem , basenem, 3 psami i 3 kotami).W czwartek powrót ze wsi B do miasta A busem, a w piątek wyjazd autem z A na wieś D (chatka w lesie). W sobotę z D do E (termy), po drodze F (kościółek drewniany) i powrót na wieś D. W niedzielę z D wróciłam do miasta A.
W tym tygodniu na odmianę imprezy towarzyskie. Dziś szykują się plotki i śpiewy przy gitarze.Pewnie lekko zakrapiane. W piątek -spotkanie ze studiów. A przed chwilą dostałam wiadomość, że kolega z Finlandii jest chwilowo w mieście A;szykuje się spotkanie z LO pewnie.
Te wrażenia 'trudniejsze” zazwyczaj pojawiają się niespodziewanie i lepiej aby ich nie było…
Dobry wieczór, zgłaszam się po pracy, fajrant. I dzisiaj zdecydowanie przerwa, bo spędziłem dzień na łapaniu paru srok za ogon…
To już Ci mewy nie wystarczają???

Pora na dobranoc, bo już księżyc świeci
Genia! Kefirek! Teraz ! Szybko! A rano -drugi! Ale super było!
Dzień dobry. Umiarkowanie wyspany
Dzień dobry hm…w ogóle nie wyspany.Wcale, a wcale.Nie wiedzieć czemu taka jakaś padnięta jestem? Życie towarzyskie jak widać bywa męczące…)
A tu zaraz dentysta na przebudzenie!
Jeżeli ze znieczuleniem, to tak sobie na przebudzenie. Mnie się zdarzyło zdrzemnąć na fotelu podczas zabiegu (po znieczuleniu właśnie).
Witajcie! Mniej-więcej 😉
Półgębkiem i ukradkiem?
Dzień dobry!
Półgębkiem i trochę ciszej poproszę…)
Już
chodzę
na
paluszkach.
Kolejny kefirek podać? 🙂
aż tak źle nie jest.Siedzę juz u dentysty,a prosto od dentysty jadę na zaprzyjaźniona działkę.
Szalejesz!
Tak.Uciekam przed czarnymi myślami i strachem.
Dzień dobry. Zrobiłem dzisiaj już (z różnych powodów) 150km (samochodem), a teraz usiadłem za biurkiem i biuruję. Najchętniej to drzemnąłbym sobie gdzieś w kąciku.
Po zwykłych drogach, przy polskiej średniej prędkości, to wychodzi od 2 do 3 godzin. Po autostradzie może trochę krócej.
Współczuję i życzę przerwy na dojście do siebie.
No dobra. Nie rozczulajmy się tak (podeślij kurierem flaszkę czegoś dobrego i będę szczęśliwy)
Ps. Mogło być gorzej z tą jazdą samochodem.
Ps.2. Odstawiłem małżonkę do sanatorium i będę mógł robić co chcę. Na obiad.
Budziłam się w nocy tyle razy, że dziwne, że w ogóle wstałam. Jestem wykończona.
Kot? Chłopaki? Roboty obwodnicowe? Bez powodu?
No właśnie wyjątkowo NIE kot.
Moi panowie, przy czym prymat należy do męża, który po nocy postanowił posprzątać kuchnię. Znaczy dla mnie po nocy, dla niego nie wiem. Ale tłukł się na dole i dwa razy mnie obudził, a potem to już normalka – jak się wybudzę, to koniec.
Dzień dobry Wyspiarze! Wróciłam – nie ma na to rady
Witaj!
Zapakowani. Zobiadowani. Zubraniowani na tumoroł.
Mam dość.
Dobranoc.
No co Wy? Tak wcześnie? Ja przymulona i zakręcona równocześnie, ale jak to ze mną bywa teraz dopiero zaczynam „dochodzić do siebie” i OCZYWIŚCIE przestało mi się chcieć spać
Och, bo na Wyspie są skowronki (i Skowronek!) i sowy.
Sowy informuję, a skowronki dowiedzą się jutro -MOGĘ JUŻ POPRAWIAĆ OGONKI!
Ale kochani moi nie spodziewajcie się po mnie, że teraz zacznę hurtem poprawiać stare komentarze, bo przecież byłaby to „sztuka dla sztuki”, gdyż nikt nie czyta starych komentarzy.
Ale, ale jak napiszę coś z komórki (a nie zapomnę!) mogę potem w domu na laptopie poprawić.Korzystać to jedno, ale mieć możliwość to drugie.
Otóż mam możliwość i cieszę się z tego!
Jakby co to dobranoc. Wiem, wiem dopiero jest wczesny wieczór…:-)
Gratulujemy i cieszymy się razem z Tobą wespół w zespół!
Cieszę się, że się cieszycie. Jestem już teraz jak ten baca ze znanego kawału -„aparaturę mam!”
Ziew.

Bry.
Gienia.
To i ja poproszę kawusię. Może dzisiaj podwójną?
Słoneczne dzień dobry. Znaczy się malutkie zachmurzenie za oknem. Ale słońce się przebija.
Witajcie!
Słońce już się przebiło!
Dzień dobry. Kolejny dzień maratonu pracowego się zapowiada. A jeszcze przyszły wytyczne od klienta, według których trzeba będzie przerobić to, co do tej pory już mam.
Ktoś musi pracować „Ku chwale Ojczyzny”. Nie mogą wszyscy wypoczywać!
Tydzień byłem na Kaszubach i wystarczy. Na razie nawet weekend pracujący się kroi (wbrew moim zwykłym zasadom – 5 dni pracy/ 2 dni odpoczynku).
Czyli w tygodniu 5 dni odpoczynku a w weekend 2dni pracy???
A ja sobie właśnie zwaliłam na łeb pakiecik blach do pieczenia…
To ja zamawiam szarlotkę. Moja małolata jedzie do Warszawy jutro, to tam podskoczy. Dobrze zapakuj, aby w podróży powrotnej się nie rozleciało. Nie musisz posypywać cukrem pudrem bo się niefajnie zbryli w trakcie transportu
Ps. Inni wyspiarze mogą mieć inne preferencje – myślę, że się odezwą.

No tak. Jak już blachy same wyskoczyły, wypada ich użyć. Zoe, czy córka nie wraca aby przez Kraków?
No słuchaj. Możemy pogadać. Weźmie od Ciebie te nalewki albo jakieś inne precle (w końcu Krakusi znani są ze szczodrości) i może zostawić to co sobie zamówisz u Jo.
Słowo daję, że was szurnę…
Zrobiłam tartę dyniową.
Żebyśmy byli jeszcze bardziej szurnięci???
Dobra dobra.
Ja nie będę grymasić.Uwielbiam słodycze w każdej ilości (a d…rośnie).
Kochani Wyspiarze-słońce grzeje jak w lecie;właśnie pływałam w „wodach otwartych”.
Cudnie!
Będę się powoli żegnać, bo jednak walnięcie w łeb nie działa na mnie korzystnie i chyba powinnam się położyć.
Pa Pa
Spokojnej (ale o cieście to Ty jednak pamiętaj, żeby zrobić).
A ja właśnie skończyłem i jednak muszę zrobić przerwę. Dość ambitnie to wygląda, ale jakby mi się udało w tym tygodniu skończyć to, co sobie zaplanowałem, w przyszłym i pozaprzyszłym zająć się czymś innym, co mam w planach, ale jest to zależne od osób trzecich, to potem mógłbym w pierwszym tygodniu października dokończyć ostatecznie to, co robię teraz, zmieścić się we wszystkich terminach i wyjść na prostą z całkiem już następnym zleceniem.
Jaka dobranocka?Ja dopiero czekam na pojazd do domu.Taki duży z kierowcą. Jest niesamowicie ciepła noc…
Ależ dobranocka jest taka uśredniona, skoro np. Jo i Bożenka już się pożegnały, a inni dopiero za chwilę, a jeszcze inni całkiem późno (nie wspominam już o Wyspiarzach z innych stref czasowych), to tak orientacyjnie można ją zamieścić teraz.
Dzień dobry
Jak nie mrówki (różnych rozmiarów i gatunków), z którymi już chyba sobie poradziliśmy, bo ich nie widać, to mysz się nam przyplątała 

Włączyłam na najkrótsze (czyli na 2 godziny). Drzwi od piekarnika się zablokowały. Mąż patrzył z niedowierzaniem… zapytał, co będzie jak mysz nie ucieknie, a się upiecze? Tego nie chciałam. I zaczęłam mieć obawy. A jeśli on ma rację? Upiekę żywą mysz? 

Nie lubię zabijać… 
Nie miała jak zwiać. Wyniosłam na podwórko i wycięłam z tacki ogon. Z resztką tego białego uciekła pod składzik. 
I już od kilku lat nie miałam z nimi kłopotu. Nie właziły mi do domu… Nie wiem czemu ta wlazła? 
Mysia mama założyła sobie gniazdo w moim składziku. Wczesną wiosną widziałam takie maluchy pożywiające się ziarnem dla ptaków. 

Ależ mnie te zwierzaki lubią
Usłyszałam, że coś „skrabie się” w kuchence. Otworzyłam dolną szufladę, nic. Odsunęłam kuchenkę. Też nic. A za moment znowu ten znajomy dźwięk
Jestem wredna stara du… kobieta. Wpadłam na pomysł, że trzeba włączyć kuchenkę na samoczyszczenie
Te kilka minut, zanim piekarnik rozgrzał się na maksa, były bardzo denerwujące… wyskoczyła spod szuflady pod piekarnikiem jak z procy i niemal natychmiast znikła pod lodówką. Odetchnęłam z ulgą. Nie upiecze się żywcem
Mąż kupił jakąś trutkę, ale ja znalazłam takie specjalne lepkie tacki. Wolę złapać ją żywą. Wyniosę na podwórko i wypuszczę
Pamiętam kilka lat temu u Margaret złapała się taka w lepką tackę. Przykleiła się ogonem
Mnie takie drobne gryzonie nie przeszkadzają, byle nie próbowały zamieszkać w moim domu. Na podwórku, zimą, je dokarmiam
Chyba ze dwa lata temu, doczekałam się nawet mysiego potomstwa
To było miłe, a co najważniejsze, nie w moim domu
Może nietutejsza i nie wiedziała, że nie wolno do domu się pchać?
Z myszkami, nornicami itd też miałam parę przygód w chatce w lesie.
No to wiesz co to znaczy
We wiejskiej…eee… posiadłości mojego ojca mieszkały myszy. Były głównym powodem naszej niechęci korzystania z wakacji pod gruszą. Jak ja z moimi chłopakami, siedząc całe upalne lato w mieście, odmawiałam wyjazdu na tydzień na wieś, to sobie wyobraźcie…
Oczywiście myszy były jednym z powodów, chociaż śmierdziało nimi strasznie, a jak zrywali podłogę do remontu, to odkryli… nawet wam nie napiszę co. Drugim powodem był brak rozrywek, w postaci akcesoriów, co to się je zawsze ma na letnisku. Ale akcesoria musiałabym kupić, zawieźć, zamontować i po wakacjach zostawić w prezencie, to mi się od razu odechciewało.
Pamiętam z dzieciństwa, że w naszym domu (chociaż to miasto) też były myszy. Mnożyły się niesamowicie i wszędzie było ich pełno. Ojciec, który kotów nie znosił, nawet słyszeć o żadnym nie chciał.
Jednym susem, bez pomocy krzesła, czy czegokolwiek, wskoczyła na stół. Do końca życia tego nie zapomnę…
Dobrze, że stół był robiony na zamówienie… dębowy, przedwojenny… i solidny. Nawet nie drgnął, gdy 100 kilo żywej wagi na niego wskoczyło
Z buta wyskoczyła przerażona myszka…
Potem zobaczyliśmy, że samica gupika ma rozorany bok…
Mogła niemal godzinami się wpatrywać w pływające rybki…
Pomógł przypadek, o którym już nieraz tutaj pisałam.
Mama, która bała się myszy jak zarazy, któregoś poranka wkładała buty, bo miała iść do pracy. Coś jej się zaruszało pod nogą. Wrzask, którego narobiła słychać było chyba na całej ulicy
Rodzice pozwolili nam zatrzymać kociaka, którego trochę wcześniej przynieśliśmy niby na przechowanie dla koleżanki. Kotka, zanim dorosła, bardzo szybko zrobiła z myszami porządek. Gdy rano budziłyśmy się z siostrą, na poduszkach leżały zagryzione myszki. Po kilka sztuk. Była to danina kotki za opiekę i dom. Nie można było jej od tego odzwyczaić, a nie jest przyjemnie budzić się rano w takim towarzystwie…
Skończyło się to dopiero, gdy wyłapała niemal wszystkie… ale zaczęła się dobierać do naszego akwarium. Najpierw zaczęły znikać nam rybki. Nie wiedzieliśmy dlaczego…
No i w końcu przyłapaliśmy naszą kotkę, jak siedziała w rogu akwarium i czatowała na ryby. Gdy jedna podpłynęła za blisko, kotka tylko machnęła łapą i już rybka leżała na dywanie
Przykryliśmy akwarium szybą… a i tak był to najlepszy telewizor dla kota, jaki można sobie tylko wymarzyć
Miłego dnia Wyspiarzom życzę

To już prawie weekend
Dzień dobry. Dzisiaj od szóstej wyjątkowo jestem w pracy. Jakaś masakra…
Witajcie!
Dziś musiałem wziąć auto, zatem wystartować wcześniej do wyścigu o miejsce parkingowe. :Ziew:
Dzień słońcem się zaczyna,znowu lato?
Kawę proszę i… dobrego 13-tego wszystkim
Dzień dobry. A ja nie zaspałem, ale dostałem jeszcze parę zadań z gatunku niecierpiących zwłoki, więc zaledwie się przywitam, podskoczę do Gieni i zmykam
Ej, no ale znowu zwłoki??? Dawno zwłok nie było???
Rysio łomem zdzielił Fredzia.
Gdzie są zwłoki, nikt nie wiedział –
bo Ryś, jak coś robić pocznie
kończy całą rzecz bezzwłocznie…
(A. Marianowicz – „Poematołki”)
Bardzo inspirujące.
Dobry wieczór, to ja, właśnie skończyłem. Trochę odpływam, mam nadzieję, że przerwa pomoże, chociaż chwilowa.
Otwarłem piwo. Tak ciągle coś wrzucam o alkoholu, a właściwie to nie piłem nic od 10 dni. Ale, że dzisiaj jest czwartek to czujemy już nadchodzący weekend. Czwartek jest dzisiaj??? Jak ten czas leci..
Jesteś strasznie niekonsekwentny. DOPIERO TERAZ??? To piwo???
Brak konsekwencji to moja główna zaleta! Zaraz po lenistwie
Świadomość własnych zalet jest strasznie ważna dla utrzymania równowagi psychicznej…
A wad Tetryku tez?
Też, ale znacznie mniej
Nieświadomość własnych wad jest jeszcze ważniejsza do utrzymania psychiki w równowadze.
Jak RÓWNOWAGA to równowaga.Najlepiej byłoby mieć poczucie własnej wartości ze świadomością swoich wad. Ba!
Jak szukałam pracy najtrudniejszym dla mnie pytaniem było zawsze
” proszę wymienić swoje wady i zalety” -a bywały takie głupie pytania.
Wady to nie miałabym problemu, ale znów nie należało się tym „chwalić”. Zalety ? -miałam z tym duży problem zanim się nie nauczyłam jak na takie pytania odpowiadać. To był bardzo trudny okres w moim życiu kiedy z powodu choroby nie mogłam pracować w zawodzie i szukałam rozpaczliwie „coś innego”. Z perspektywy czasu teraz uważam, że było to bardzo przydatne życiowo doświadczenie.
No cóż… kiedyś nasza psiapsiółka, która jest tak samo Rakiem jak mój mąż, powiedziała, że ten znak zodiaku ma tak mało wad, że powinien je pielęgnować

Bez zbędnych papierzydeł, które nadają się tylko do kosza. A zawsze mąż i syn mi je dokładali, bo nie wiedzieli biedaczki co z tym zrobić… wiadomo, mama zadecyduje 
Koniec z bałaganem na biurku!!! Wszystko posegregowane i poskładane 

Do kompletu dodam, że to co dla jednych jest zaletą, dla innych może być wadą. Wszystko zależy od punktu widzenia.
Nie czuję się pedantką, ale bałagan w każdej postaci mnie razi. Jestem przeszczęśliwa, że przeniosłam swoje biurko na piętro, bo teraz nikt mi niczego nie dokłada i mam na nim tak jak lubię
Syn się wyprowadził, a mężowi się nie chce leźć na górę. Tak więc sam decyduje i wyrzuca. Rachunki kładzie mi na schodach, żebym zabrała, jak będę szła na górę
To w sumie zaleta, czy wada? Dla osób lubiących porządek, to zaleta, ale dla bałaganiarzy, to wada i taka osoba może być dla nich za bardzo upierdliwa
Miral! (Odpowiadam Miral, ale nie widzę tam „odpowiedz,jeszcze nie połapałam się jak działa „Wasze drzewko”)
Gdy brałam zasiłek dla bezrobotnych warunkiem , aby go pobierać był udział w szkoleniu „jak szukać pracy?”. Najpierw uznałam to za idiotyczną stratę czasu, a potem przekonałam się jak bardzo było pożyteczne. Tam właśnie nauczono mnie jak na pytanie o wady odpowiadać tak, aby „wypaść jak najlepiej”np „jestem gadułą, ale dzięki temu łatwo nawiązuję kontakt z ludźmi”. Oczywiście nie w każdej pracy jest to zaletą, ale gdy pracowałam z niepełnosprawnymi studentami np niewidomymi to było zaletą.
W kwestii pedantów następnym razem „się wypowiem”
Czyli to, co napisałam, Makóweczko


W zależności z kim się rozmawia, takie „wady” się podaje. Chociaż w sumie, pytanie uważam za głupie. Bo na ten przykład, jeśli moją wadą jest mijanie się z prawdą, to mając w tym wprawę, mogę nałgać ile dusza zapragnie.
Korekta prawdomówności i tak będzie podczas pracy. Więc po groma to pytać?
Cholera, znaczy mamy więcej wspólnego, niż mi się wydawało
Też bym se, ale jakbym, tobym chyba padł.
No dobra. Trzeba wywietrzyć piwo. Idę z psem na spacer.
I słusznie, piwo dobrze jest odparować…
Pies też dostał (piwo)?
nie
Ja to sobie chyba spać pójdę…

Spokojnej, znaczy?
Oby.
(powiedział głos spod kołdry)
(znaczy KORDŁY)
Nie wnikam, spod czego.
No to dobranoc.
Dobranoc .Już po północy, więc może jednak?
Dzień dobry
W dzień w granicach 30C, ale noce niecałe 20C. Można otworzyć okna, tak jak lubię 
U mnie nadal lato, chociaż noce są już chłodniejsze
Witajcie, Sowy i Przyjaciele!
Niby dopiero początek dnia, a mnie nadal spać się chce. Efekt osowienia?
Sowy i Przyjaciele? Tzn Sowy nie zaliczają się do Przyjaciół?
Taaa to może to jest wytłumaczenie, że Makówka całe życie Sowa nagle teraz „skowronkowieje” nad ranem?
„I” nie jest spójnikiem wykluczającym…
Ależ oczywiście, że nie jest. Próbowałam podejść do tego „na zbiorach” jak uczono jeszcze w SP. Zabrakło mi „zbioru Skowronków”. Wszyscy Wyspiarze to Przyjaciele (może o różnym stopniu nasilenia przyjaźni), a w tym zbiorze są Sowy i Skowronki.
Wiem , że się czepiam, ale M9 niewyspane=M9 upierdliwe, niestety!(chyba dlatego, że znalazłam się w części wspólnej zbiorów Sów i Skowronków ostatnio).
Nie chcesz chyba powiedzieć, że odżegnujesz się od zbioru „Przyjaciele”?
Nigdy!Cała Wyspa to zbiór Przyjaciele,a w nim są różne podzbiory..np Sowy i Skowronki i pewnie jakieś inne też. Niektóre się zazębiają …
Dzień dobry prawie weekendowo.
Dzień dobry. Wielka Stopa niestety wróciła, więc będę musiał znaleźć lekarza jakoś na dniach. Poza tym chyba do przodu, jakkolwiek intensywnie?
Wielka Stopa? Wyspiarze pewnie wiedzą co masz na myśli? Możesz wyjaśnić M9 ,no chyba , że nie chcesz, zrozumiem…
Uuu… współczuję bardzo.
W sumie w dość nieodpowiednim momencie. Dobrze, że mam prochy, które pozwolą mi to opanować – mam nadzieję, że do wizyty u lekarza.
Chwila przerwy, muszę jeszcze zaraz nakarmić Juniorów.
Kochani Wyspiarze!
Widzieliście kiedyś różową makowkę?Ja też nigdy nie widziałam.Hm…sama jestem ciekawa.Ale bodaj nie będzie widać podkrazonych z niewyspania oczu
Jakieś, eee, zdjęcie?
Pisałam od fryzjera sama bardzo zaskoczona własną decyzją i nie znająca efektu. Bywałam rudy jeż (włosy na 1 cm), ostatnio blondi, ale różu nie przerabiałam.
Zdjęcie ? hm nie umiem dodawać zdjęć, choć (chyba?) „aparaturę ” jak ten baca z kawału -mam skoro dostałam te tzw „uprawnienia”.
Ale teraz wpadłam do domu i zaraz muszę pędzić na spotkanie byłych studentów tzn tych co znają mnie jako szatynkę.
Okej, to przy okazji. Jak już są uprawnienia, to i instrukcja się znajdzie…
Uhmu wymruczała M9 . Chyba Tetryk obiecał wsparcie techniczne?
A ja zaraz codzienną kawkę nr 2, popołudniową, i dalej do pracy!
Dzień dobry
To znaczy tej zawodowej, bo znowu mam „napięty grafik” 
). Zawsze tysiące rzeczy do załatwienia i zrobienia 


Dobry, bo wolny od pracy
I tak się zastanawiam… czy ja nie mogę na wolnym się trochę „pobyczyć” (jakoś forma żeńska tego stwierdzenia nie przypadła mi do gustu
Ale dość narzekania! Mankiety do góry i do roboty!
Miłego dnia Wam życzę
Quackie sugeruje synonim „obzieleniać się”…
To by nawet kolorystycznie pasowało, bo momentami robię się zielona ze złości


Szczególnie jak mi nie wychodzi to zaplanowane…
… a przynajmniej nie tak jak bym chciała
A to z domu, chyba bardziej gdzieś z Wielkopolski niż z Żywca…
Uprzejmie donoszę, że wkrótce opuszczam Wyspę i Kraków i udaję się na Kartoflisko
Wracam w niedzielę. Bawcie się dobrze!
Przyjemności!
Zresetowania.
A ja idę jeść placki kartoflane! Mój mąż robi GENIALNE placki kartoflane…
To macie własne Kartoflisko dzisiaj. Mój Papo również robi niezłe, własnoręcznie ucierając ziemniaczki, czasem dla delikatności z dodatkiem cukini.
oj ja to w ogóle ziemniaczki w każdej postaci
Jutro mamy gościa na obiedzie, który tak jak Ty, Jo, uwielbia ziemniaki. W każdej postaci i ilości
Jeszcze nie wiemy na co będzie miał ochotę. Małżonek, nie gość. Gościowi jest wszystko jedno, byle z ziemniakami 
Z tej okazji małżonek będzie robił albo placki, albo babkę ziemniaczaną
Ja go rozumiem. Tego gościa.
Kiedyś towarzystwo z koła PTTK wymyśliło imprezę na działce koleżanki . Składkową. Każdy miał przynieść dowolną potrawę z ziemniaków. Takie Święto Ziemniaka.
Czy ktoś mi wyjaśni co to jest to Kartoflisko ?
Mniej więcej to samo, w gronie przyjaciół, na skalę ogólnopolską.
Przyjemności i dobrego apetytu


Bo że będzie smakowicie, to pewne
Do tej pory bywało…
No to kuniec na dzisiaj, a jutro dla odmiany sobota pracująca, aczkolwiek może się uda skończyć tak jak sklepy – do 14.00, najdalej 15.00. Przerwa.
A ja w połowie (może nawet mniej) z tego zaplanowanego na dziś



Pozałatwiałam to co było do oblecenia, a teraz domowe. Obiad się piecze (papryka nadziewana).
Muszę trochę posiedzieć, bo nogi mi zaczynają wrastać tam, skąd sterczą
Mąż wrócił z pracy wcześniej, to może on skosi trawę? Będę miała mniej na głowie…
Och. Papryka nadziewana
Czy w USA też się wykorzystuje taką bladozielonożółtawą paprykę?
Mam swoją zieloną, z ogródka. O tej porze roku nie kupuję ani papryki, ani pomidorów.


Małżonek nie uznaje innej niż zielona. W sklepach są różne kolory. Różne odmiany czerwonej, żółtej, pomarańczowej i zielonej. Oczywiście mówię o tej „słodkiej” papryce, bo są jeszcze o różnym stopniu ostrości, a co za tym idzie również wielkości.
Kiedyś posadziłam niesamowicie „ostrą” paprykę i potem nie wiedziałam co z nią zrobić. Owocowała pięknie… ale do potraw się nie nadawała. A przynajmniej dla mnie nie. Chłopcy jedli i chwalili, ale oni lubią aż tak pikantne. Wystarczyło na garnek dodać pół papryczki i już miałam problemy z jedzeniem. Paliło niesamowicie. Te wszystkie pieprze cayenne, to miodzio w porównaniu do tego świństwa. Nigdy więcej nie posadziłam, bo szkoda miejsca w ogródku
A dodam jeszcze, że to habanero… myślałam, że jest łagodniejsza od jalapeno…
Bo one różnią się przecież nie tylko kolorem i smakiem, ale też konsystencją, ta żółtawa (co to na nią mówią u nas „do faszerowania”) po upieczeniu jest dużo bardziej delikatna, a ta klasyczna zielona, co to z niej np. sałatkę można zrobić, jest bardziej mięsista i twardsza, mimo pieczenia. No i zewnętrzną, gładką warstwę ma bardziej trwałą (=po upieczeniu nadal twardawą).
Gdyby różniły się tylko kolorem, mężowi byłoby wszystko jedno jaką paprykę przyrządzam. On lubi tylko zieloną. Próbowałam faszerować niemal wszystkie kolory i żaden nie smakował mu tak jak zielona. Mnie tam wszystko jedno…
Coś podobnego! W życiu bym nie powiedział, że się różnią. No, może czerwona i żółta są NIECO słodsze, ale różnica na moje kubki smakowe jest BARDZO ulotna. Co człek, to smak.
Powtórzę za Tobą – „Coś podobnego!” Myślałam, że wszyscy mężczyźni mają bardziej wyostrzony smak i czują więcej różnic, niż kobiety. Według różnego rodzaju specjalistów panowie mają więcej kubków smakowych… i to właśnie dlatego najsławniejsi i najlepsi kucharze to mężczyźni…
No tak, tylko wydawało mi się, że różnica w tym przypadku jest tak minimalna, że w pieczeniu w ogóle znika.
Jak wspominałam, mnie wszystko jedno. Nie widzę specjalnej różnicy. Ale skoro małżonkowi robi… no to niech ma co lubi
Ja to już spać idę. Czego i Wam w odpowiedniej chwili życzę.

Spokojnej!
Prawie się upiekło i czas mi brać się za obiadek, a potem do roboty


U mnie dochodzi 15, więc godzina jeszcze młoda
Spokojnej nocy życzę
Dzięki!
Różowa makówka właśnie wróciła ze spotkania z koleżankami i kolegami ze studiów. Jedni jeszcze pracują, inni już na emeryturze, jedni piękni i uśmiechnięci, a inni tylko pozdrawiają, bo stan zdrowia uniemożliwia przyjazd. Wspominaliśmy tych co już nie żyją, wspominaliśmy jak to było gdy byliśmy młodzi …
Nie wiem czy popijanie wódki piwem to był dobry pomysł?
Na jutro zamawiam Gienię z kefirkiem tylko, żeby wózkiem nie szurała zbyt głośno!
Lampka już była? To bardzo proszę tak cichutko ją zapalać…
Zgubiłam w autobusie moje okulary korekcyjne, bo mi się zachciało na Wyspę wchodzić jak jechałam…
Czy stukanie w klawisze zawsze wydaje taki głośny dźwięk?
Dobranoc Państwu! wyszemrała różowa M9
No to faktycznie – namieszałaś

Łepetyna trzeszczała, było mi niedobrze i ciągnęło mnie na wymioty. Dobrze, że pojechałam do wujostwa na wieś… wujek stwierdził, że „cym się skalecy, tym się wylecy” i nalał mi pełen kieliszek. Nie dawałam rady wypić i aż mnie strząchało
Wujek poradził, żeby zatkać nos. Nie wąchać, a wypić… o dziwo pomogło
Ale od tamtej pory już nigdy nie mieszam żadnych alkoholi. Nie chcę znowu chorować, ani później się leczyć 
Nie wiem, bo nie miałam okazji wypróbować 
Nigdy nie mieszam alkoholi. Jak wino, to tylko wino, kolorowa wódka, to tylko taka… można po mieszance nieźle się pochorować
Gdy byłam młodziutka, na jednej z imprez, nasi chłopcy doszli do wniosku, że wino, które mamy jest za słodkie. Rozcieńczyli je wódką. Nie wypiłam za dużo, ale trzy dni „chodziłam do tyłu”
A na ten typ bólu głowy, na który tylko zimne piwo pomaga, to dostałam przepis (bez piwa, bo go nie znoszę). Trzeba wypić trzy wódki z pieprzem, trzy bez pieprzu i trzy zwykłe (mogą być kieliszki nawet małe – 25 gramowe). Prawdopodobnie pomaga niemal od razu
Im jestem starszy, tym większą uwagę zwracam, żeby NIE mieszać, bo skala efektów z wiekiem rośnie. Tupot białych mew to jeszcze, ale jak zamiast mew przylatują kondory albo wręcz pterodaktyle?
A swoją drogą, takie spotkania po latach są na pewno bardzo miłe. Parę wspólnie spędzonych lat, cała masa wspomnień… nasza młodość…


Na pewno żal tych co odeszli, współczucie tym, którym stan zdrowia nie pozwolił dotrzeć na spotkanie, ale i radość ze spotkania tych, których się od dawna nie widziało… zazdraszczam
Wiem o jednym „spotkaniu po latach”. Koleżanka odwiedziła wiele lat temu moją mamę i pytała o mnie. Nie wiedziała jak złapać ze mną kontakt. Organizowali takie właśnie spotkanie. Nie zostawiła numeru telefonu i nie wiem dlaczego? Przynajmniej złapałabym jakiś kontakt. A może zostawiła, tylko mama tego nie pamiętała? Miała już początki Alzheimera (oczywiście mama, nie koleżanka). Nie wiem czy byłabym w stanie przyjechać, ale chętnie bym zobaczyła koleżanki, powspominała. Cóż… takie życie
Też normalnie nie mieszam. W ogóle ja z tymi moimi trzema dziurami w głowie teraz już muszę bardzo uważać.
To się „zrobiło samo”. Zamówiłam sobie grzecznie Portera; nie spodziewałam się ,że co chwilę będzie podchodził jakiś kolega z wódką (koleżanki na spotkaniu też były, ale z wódką chodzili koledzy ; w mojej grupie było więcej chłopaków tak nawiasem). No przecież nie mogłam nie napić się z kolegą! A jak już zamówiłam i zapłaciłam za piwo to tak sobie popijałam a wszyscy myśleli,że to Pepsi.
Dzień dobry, niby dobrze spałem, a jakoś jestem słabo wyspany.
Szedłem spać trzeźwo, a wstanę pijany?
Coś w tym guście. Żebym jeszcze rzeczywiście wczoraj pił COKOLWIEK wysokokowego!
No i Ty nie Hiszpan
I nie doktor
…bry
Nic mi się nie chce
O, dobrze, że wspomniałaś. Zmykam do pracy.
DZIEŃ DOBRY! Wykrzyczała WYSPANA Makówka! Pierwszy raz od wielu dni spało mi się dobrze i DŁUGO! Widać wódka+ Porter + dobre towarzystwo z lat studenckich = dobra noc.
Tak to jest gdy budzisz się „ŚWITEM” zdziwiona , że za oknem zamiast mgły przebija słońce ,zerkasz na zegarek , a tu -10.30!
Tylko te okulary (korekcyjne , nie jakieś tam „dla ozdoby”) zgubione w autobusie trochę psują humor.Gdybym jadąc w autobusie nie zerkała na Wyspę to i okularów bym nie wyciągała. Nagle zobaczyłam, że czas się przesiadać -tu okulary, tu komórka , tu parasolka. To wszystko WASZA wina, no!
Dzień dobry.
O nie! Nie zgadzam się ze stwierdzeniem, że to Nasza wina, to wszystko to „wina Tuska”. Przepraszam, tu ma być „bez-politycznie”, tylko mnie się tak odruchowo skojarzyło
No to na dzisiaj i jutro po pracy. Uf. Teraz oby w poniedziałek jak najszybciej wróciło do mnie poprzednie zlecenie do poprawek, to wtedy za 2 tygodnie dokończę ostatecznie to, co w 5/6 mam skończone dzisiaj, i będę mógł płynnie przejść do następnego zlecenia, co oby stało się jak najszybciej, howgh.
Dobrhrrrrr…
Spokohhh…
[zaraz jeszcze dobranocka]
Lampka zapalona więc ja ciuchutko, szeptem zapytam -czemu czasami jestem jako makowka 9 a czasami Makówka? Tak sobie pomyślałam (no dobra proszę mi nie przypominać, że ja i myślenie?) czy może być tak, że to dlatego że w laptopie już nie muszę się logować, a w komórce -tak.Ale jak napiszę w komórce, ale potem w laptopie edytuję i np „poprawię ogonki” jestem jako Makówka. Tak?
Podejrzewam, że jako niezalogowana występujesz jako makowka9, a zalogowana – Makówka. Więcej pewnie powie Mistrz Tetryk po powrocie.
Czyli tak jak „sama wymyśliłam”? (oklaski!)
Dzień dobry ogólne również, dzisiaj pospałem na zasadzie – „jak się wyśpię, to wstanę”. Od czasu do czasu można.
Q…! Teraz już wiem kto mi „ukradł” moje ranne spanie! Ale niech Ci na zdrowie idzie!
Dzień dobry. W Ustroniu teraz jest czas na kawę. Podobno polecana cukiernia Bajka.
Bajka w Ustroniu? Brzmi nierzeczywiście.
Brzmi nierzeczywiście ale kawę i ciastko podano jak najbardziej realne…
I to jest w tym najpiękniejsze, kiedy nierzeczywistość i realność tak dobrze się uzupełniają
jak skonsumujesz, napisz, czy słusznie polecane miejsce.
Dzień dobry

Warsztat był niejako po drodze…
W samochodzie mam zawsze spray odstraszający, ale nie chciało się nam wracać. 

Nie wiem czemu nazwali to wodospadem? To jakiś próg rzeczny, na metr wysoki
No, może na trochę więcej niż metr, ale niedużo więcej.
Normalnie, to we wrześniu już nie ma za dużo komarów…
Wczoraj nie miałam czasu na pisanie… mąż zarządził wycieczkę
Wymieniał olej w samochodzie i doszedł do wniosku, że warsztatowi da trochę czasu, bo jest niedziela. Samochód odstawiliśmy o 7 i od razu pojechaliśmy na wycieczkę. Małżonkowi nie dawał spokoju wodospad, do którego nie doszliśmy ostatnim razem. MUSIAŁ go zobaczyć…
Przed 7:30 byliśmy na miejscu. Na parkingu pełno, ale jeszcze kilka pojedynczych miejsc się znalazło. Rzut oka na mapkę i w drogę. Nie zaszliśmy daleko, gdy opadły nas komary. Chmary komarów
Muszę przyznać, że poranne mgły w lesie wyglądają cudnie
Szliśmy kawałek, gdy usłyszałam szum wody. Zza kolejnego zakrętu wyszliśmy na polanę w lesie i wodospad. Jedno pewne – Niagara to to nie jest
Tydzień temu miałam nosa, że nie chciałam parkować na ulicy i iść. To ok. kilometr więcej do przejścia. A dla takiego wodospadu, to szkoda nóg
Jedno pewne. Wróciłam pogryziona przez komary dokładnie. Ręce, nogi, kark, a nawet dwa ucięły mnie w ucho… chyba trzeba było pokonać lenistwo i wrócić po ten spray
Po powrocie z wycieczki odebraliśmy samochód męża. A wieczorkiem goście.
Trzeba było coś niecoś przygotować do jedzenia, a także zrobić ostatnie „szlify”, żeby dom był też gotów do przyjęcia tych miłych i oczekiwanych 
Najpierw rozbolała go głowa. Ledwo siedział… Po wyjściu gości „pociągnęło” go „na dwa końce”
I sami nie wiemy od czego. Jadł to co wszyscy, wypił niewiele (tylko piwo, może ze trzy butelki). Trzeba było ratować i dzięki temu spać poszłam ok. północy. 



Oczywiście było miło, chociaż nie do końca… mąż źle się poczuł
Na dziś umówieni jesteśmy z synem i jego dziewczyną na wycieczkę do Zion, a potem do sklepu w Kenosha. I nie wiem, czy mąż będzie się czuł wystarczająco dobrze, żeby z nami pojechać. Niby jest lepiej i zaparzyłam mu herbatki z babki, ale czy da radę? Nie wiem.
Nie lubię jeździć bez męża… podejrzewam, że gdyby nie to, że mamy jechać z asystą, to oboje zostalibyśmy w domu.
Młodzi mają być o 9, czyli za 1,5 godziny…
Zobaczymy jak to wyjdzie
A dlaczego miałoby wyjść jakoś inaczej niż co najmniej przyjemnie?
Trzymam kciuki.
Mieliśmy jechać dziś do Łodzi, ale wyszło tak, że nie pojechaliśmy. No i nie ma rosołu, ani schabowego… A rodzina, że obiad by chciała…
Pojechali na rowery, ja zostałam w domu, bo strasznie dziś zdycham. I mam „coś wymyślić”. No bardzo ciekawe.
Jezu, co ja piszę… „pojechali na rowery”… Zupełnie jakby kraść je mieli albo zbierać…
Oczywiście pojechali rowerami. Albo poszli na rower. Sami widzicie, w jakiej ja dzisiaj kondycji…
Czy jajecznica jest tolerowalnym daniem? Bo można ja przyrządzić w setkach odmian i kombinacji, poza tym jak jesteś w nieszczególnej formie, to w sam raz danie.
Pod warunkiem, że masz dostateczną liczbę jajek w domu.
Na niedzielny obiad?
Przypuszczam, że wątpię.
Przejrzałam szafki i zamrażarkę. Stanęło na szczawiowej z jajkiem, gołąbkach w sosie pomidorowym i resztkach ziemniaków oraz paju jabłkowym.
Chyba zacznę się podziwiać…
Zacnie stanęło.
Znaczy ja mam nadal kawalerskie złogi w mózgu, bo mimo 23 lat małżeństwa całkiem by mnie kontentowała, nawet w niedzielę, jajecznica z jakimiś pysznymi dodatkami (cebula, kiełbasa w kosteczkę, pewnie jeszcze parę innych by się znalazło).
Nie jesteś autystyczny…
Ajaj. Faktycznie
Nam starym to by wystarczyło trochę sera i jakiś zacny napój z winogron, ale potomstwo musi mieć w niedzielę „normalny obiad”, a ja jestem zbyt nie-na-chodzie żeby się jeszcze dodatkowo denerwować…
Poza tym przebrnęłam jakoś przez odzyskanie niepodległości i teraz (za przeproszeniem) czeka mnie popychanie Sofoklesa…
Trzeba mu było, cholera, zawodówkę znaleźć… Oj gupia ja gupia…
Poobiednio, przy niedzielnym podwieczorku zapraszam na nowe pięterko. To już nieco urosło ;).