« Idzie jesień? Elgin i St. Charles. »

Pangong Lake

Jakkolwiek starałabym się, nie potrafię umiejętnie opisać miejsca, w którym znalazłam się podczas tegorocznej letniej wyprawy do Ladakhu. To częściowo zasolone jezioro położone pośród himalajskich olbrzymów na wysokości 4250 m n.p.m.  przyciąga wszystkimi możliwymi odcieniami błękitów, turkusów, zieleni i granatów zależnie od kąta padania światła. Uwodzi nie tylko położeniem i urodą, ale też wielkością. Rozciąga się na granicy indyjsko-chińskiej na długości 137 km i szerokości do 5 km. Spędziłam nad nim jedynie kilkanaście godzin tak zachwycona, że to szkoda mi było czasu na sen. Zresztą jak spać, gdy księżyc w pełni chichocze tańcząc frywolnie na tafli jeziora? Oto co widziałam…

373 komentarze

  1. Zocha pisze:

    Długo jeszcze będę wracała do rzeczywistości – zerknijcie na namiastkę tego co widziałam, gdy mnie nie było.

  2. Jo. pisze:

    Nareszcie ktoś się zlitował… Dzięki.

  3. Quackie pisze:

    Kompletnie obłędne, nierzeczywiste, wręcz obcoplanetarne pejzaże.

    Czy na trzecim zdjęciu jest jakaś lokalna osada/ jurtowisko? Bo nie jestem w stanie rozróżnić, a to ważne, bo daje skalę i pozwala ocenić wielkość całego tego miejsca.

    • Zocha pisze:

      Tak, to sezonowa osada tworzona z namiotów, kontenerów, campingów wokół maleńkiej stałej zabudowy.

      • Quackie pisze:

        Dziękuję. Całość tym bardziej niebywała (również jeżeli chodzi o wielkość).

        No i biorąc pod uwagę, jak wygląda roślinność (kępki między kamieniami, trawa tylko nad samym jeziorem), w ogóle przeciekawe, jak miejscowi są w stanie wypasać te stada, jakie widać np. na zdjęciu nr 5 (dobrze widzę, że to zwierzęta – krowy? Jaki?).

  4. makowka9 pisze:

    Nowe pięterko! Super!Zdjęciami delektować się będę już w domu na laptopie.

  5. Zoe pisze:

    A ja właśnie jem obiad. Z Ustronia poszliśmy na Równicę. I tak jakoś zeszło, że dopiero niedawno dotarliśmy do domu. Fotki z nowej notki pooglądam gdy dopadnie mnie spokój po całodziennej wycieczce i powrocie zatłoczonymi drogami. Gdzie ci ludzie ciągle jeżdżą…;-)

  6. Jo. pisze:

    Ja już też dobranoc.

  7. Tetryk56 pisze:

    Witajcie!
    Wróciłem z Kartofliska, po drodze złożyłem jeszcze krótką i niezobowiązującą wizytę, a teraz podejmuję siostrę…

  8. Tetryk56 pisze:

    Pięterko już obejrzałem, ze zwykłym w tej sytuacji podziwieniem Pleasure
    A we wszechporządność wyspy nie wątpiłem 🙂

  9. Quackie pisze:

    To ja już też poci chutku i napa luszkach się wycofuję na z góry upatrzone pozycje, w kierunku spanka.

  10. miral59 pisze:

    Dzień dobry Happy-Grin
    U was już poniedziałek, a u mnie zaraz też (za godzinę), ale nie mogłam się oprzeć, żeby nie obejrzeć zdjęć z nowego pięterka.
    CUDNE!!! Approve Wcale się nie dziwię, że szkoda było czasu na sen, czy na cokolwiek. Piękne pejzaże, cudny koloryt nie tylko wody, ale i gór wyrastających dokoła In Love
    Dzięki za piękną wycieczkę Buziaczki

  11. Jo. pisze:

    Jeszcze śpię.
    Koffie

  12. miral59 pisze:

    Na naszej wycieczce też byliśmy i to z młodymi Happy-Grin
    Trochę było nerwów, bo mój mąż na nic chyba nie jest tak uczulony, jak na punktualność. Z synkiem byliśmy umówieni na 9. Trochę przed, zapakowaliśmy nasz sprzęt fotograficzny, zrobiliśmy miejsce młodym… tylko ich jakoś widać nie było. O 9:15, wkurzona zadzwoniłam do syna. Zapytałam, czy mówiąc o 9 mieli na myśli PM (czyli 21)? Disapproval Odpowiedział mi, że przecież wysłał wiadomość na Skype, że się trochę spóźnią. Na Skype? A czemu nie na telefon? Nie siedzę przy kompie non stop i mogę takiej wiadomości nie zauważyć. „Dojeżdżanie” na miejsce zajęło im kolejne 15 minut (a mieszkają 20 minut od nas). Mąż był „zielony” ze złości Overjoy
    Niby to niedużo, ale pół godziny robi ogromną różnicę. Autostrady są bardziej zawalone samochodami i dużo wolniej się jedzie… Worry
    W parku w Zion obeszliśmy nasze ulubione miejsca. Ale najpierw popryskaliśmy się tym świństwem od komarów. Tu też była ich zaskakująco duża ilość…
    Trochę byliśmy rozczarowani, bo rybaczek popielaty tylko nam mignął i znowu nie udało się go obcykać Sad Coś mamy do niego pecha…
    Potem do Kenosha. Do sklepu Distort Sarah jeszcze w nim nie była. Spędziliśmy w sklepie 2 godziny. To i tak krótko Wink Ten sklep jest ogromny i żeby obejść wszystkie ścieżki (bez wgapiania się w artykuły), to trzeba przynajmniej z 6 godzin…
    Kupiliśmy z mężem więcej niż planowaliśmy, bo nie chcieliśmy się smażyć na parkingu, czekając na młodych. Zwykle zakupy w tym sklepie zajmują nam ok. godziny. Wiemy gdzie mamy iść i co chcemy kupić. A tak łażąc bez sensu, to jeszcze to, to jeszcze tamto, a że zgłodnieliśmy… Wink
    I tak wyszliśmy ze sklepu wcześniej niż młodzi. Zjedliśmy „Babybell” z „Croissantami”. Oczywiście nie wszystkie… Delighted Mąż wrócił do sklepu po herbatę dla nas…
    Sarah żałowała, że nie zauważyła jak tanie są te malutkie serki, bo też by kupiła. Ale z przyjemnością poczęstowali się naszymi Delicious
    Wróciłam do domu bez życia. Dwie godziny w sklepie, to więcej niż jestem w stanie znieść. Padłam na dziób Tired Mąż mnie obudził na obiad (który sam przygotował) Delicious
    I tak minął mi dzień. Jeszcze wieczorem zadzwoniła córeczka. Pogadałam z nią krótko (jakieś dwie godziny) Pleasure
    A teraz wybieram się już spać. Czas najwyższy Spanko

    • Jo. pisze:

      Ja też nie lubię łażenia po sklepach. Nawet jak cudem mi się zdarzy bez chłopaków, bo z nimi to tempo jest wybitnie ekspresowe.
      Mam listę i lecę według listy. I nie cierpię jak mi przekładają działy w markecie! Wszystkiego trzeba wtedy szukać.
      A takie inne zakupy robię podobnie. Buty, ubrania itd. Wiem, w którym sklepie czego szukać i idę jak po sznurku. Żadna ze mną „sklepówa”…

      Chociaż ulubioną anegdotą mojego męża jest ta o wybieraniu drzwi do domu. No bo wiadomo: niejedno małżeństwo wykończyło wykańczanie domu. Ze mną sprawa było dość prosta, a drzwi wybrałam w… 20 sekund… Przprawiając sprzedawcę niemal o zawał.

      • Makówka pisze:

        Jo.!Też nienawidzę zakupów. Tych odzieżowych również, a przecież wydawało mi się, że większość (widać jednak nie!) kobiet uwielbia przymierzać ciuszki.
        Pamiętam jak kupowałyśmy z moją mama nakrycie głowy dla mnie do ślubu.
        Wpadłyśmy do sklepu. Ubrałam jeden ,drugi taki” kapelutek” z welonem i „co ? kupujemy? ” – „tak”. Sprzedawczyni „to może jeszcze ten pani przymierzy?”. A my „a po co skoro ten jest dobry, a my nie mamy czasu, przecież to i tak tylko na JEDEN DZIEŃ !”. Faktycznie śpieszyłyśmy się -mama do pracy na 2 etat, ja na Uczelnię kończyć część doświadczalną do pracy magisterskiej.

      • miral59 pisze:

        Moją niechęć do wszelakich zakupów znają niemal wszyscy Happy-Grin I tak jak Ty, lubię wpaść do sklepu, grabnąć z półki to co mi potrzebne i wypaść… żadnego łażenia, oglądania. To nie muzeum Wink Overjoy
        Jak wiesz dokładnie co chcesz, to i 20 sekund wystarczy na decyzję Happy-Grin

    • Makówka pisze:

      Miral!Tak to jest z tymi dziećmi.Ale jak cudownie, że je mamy, prawda?
      Zion (Utah tak?). Byłam tam z moją przyjaciółką z SP. Nawaliły światła w aucie, pogoda się załamała , zaczął padać mokry śnieg .Mimo, że chodzenie po parku w deszczo-śniegu było trochę mało miłe i tak warto było.

      • miral59 pisze:

        Nie narzekam zasadniczo na swoje dzieci. I cieszę się, że chociaż syn mieszka niedaleko. Córka aż w Colorado, a to spory kawał drogi od nas. Samochodem jedzie się 14 godzin i raczej ciężko „wyrobić się” w jeden dzień. Worry
        Spóźnianie się na umówione spotkanie (nawet z rodzicami) na pewno zaletą nie jest Pondering Tym bardziej, gdy się mieszka tak blisko…
        Park jest w Zion, ale w Illinois, a nie w Utah. W USA nazwy miejscowości powtarzają się i dlatego jak się mówi o jakimś mieście, to dodaje się również stan, w którym to miasto leży. Przestałam już dawno to robić, bo Wyspiarze wiedzą o czym piszę Happy-Grin
        I na ten przykład, dziewczyna mego syna przyjechała z Portland. W Maine. Ale jest i drugi Portland w Oregon. I ten w Oregonie jest znacznie większym miastem. Także powiedzenie, że przeprowadziła się z Portland, niewiele mówi i bardziej kojarzy się z Oregonem niż z Maine Pleasure
        A wycieczki, na których coś się nam przytrafi, łatwiej zapadają w pamięć Happy Nawet jak w momencie, gdy to się dzieje, nie jest nam ani miło, ani zabawnie… wiem coś o tym, bo nam ciągle coś się przytrafia i często nie jest to zbyt przyjemne Conceited

  13. miral59 pisze:

    Miłego dnia Wyspiarze!!! Delighted

  14. Tetryk56 pisze:

    Witajcie!
    Skończyły się uroki weekendu, i znów w robocie…

  15. Quackie pisze:

    Dzień dobry. Ja jak Mistrz Tetryk. Plus parę innych rzeczy do załatwienia w trakcie.

  16. Zoe pisze:

    Dzień dobry. Nie wiem jak u państwa ale u mnie jest poniedziałek.

  17. Zoe pisze:

    No, jeśli faktycznie mamy poniedziałek to strasznie dłuży mi się ten tydzień…

    • Makówka pisze:

      Zoe!A mnie się nic nie dłuży!
      Bo tak jest gdy poniedziałek zaczyna się tak:
      -Budzę się rano, otwieram oczy i widzę pręgowane futerko Florka. Tak jest gdy kot śpi na poduszce i mruczy do ucha…
      -Patrzę za okno -słońce!
      -Patrzę na zegarek -9! Wróciłam do sowich zwyczajów i będę cały dzień wypoczęta.
      – Patrzę na komórkę -nieodebrane połączenie…Oddzwaniam, chwila rozmowy i już Gienia niepotrzebna, aby mieć kopa na cały poniedziałek, poniedziałkunio…

      „…Kocham cię życie
      Poznawać pragnę cię, pragnę cię,
      Pragnę cię w zachwycie…”

  18. Bee pisze:

    Cuuuudnie obejrzeć kawałek niedostępnego świata choć cudzymi oczyma 🙂 Hi2

  19. Quackie pisze:

    Dobry wieczór. Fajrant i koniecznie przerwa Weary

  20. Quackie pisze:

    No to jestem i chwilę pobędę. Może jeszcze jakaś dobranocka po drodze Wink1

  21. Makówka pisze:

    Laptop już działa!Hurrra! Brawo ten co go naprawił! Niech żyją informatycy!
    Wysłuchałam więc Dobranocki i jeszcze raz obejrzałam zdjęcia Zochy. Nie umiem tego komentować, bo nie umiem opisywać swoich zachwytów. Albo jest się czymś zauroczonym albo nie.A więc ja jestem zauroczona tymi fotkami choć zapewne nie oddają w pełni tego co Zocha widziała, bo jednak nasze oko jest doskonalsze od aparatu fotograficznego.

  22. Zoe pisze:

    Fotki zapierają dech w piersiach. Są nieprawdopodobnie piękne. Okolica musi być obłędna.
    Ps. Jak się tłumaczy zbiorowo książki??? Wink

    • Quackie pisze:

      No więc trochę tak jak amerykańscy menedżerowie sobie wyobrażają: jeżeli jedna kobieta urodzi jedno dziecko w 9 miesięcy, to 9 kobiet urodzi to samo dziecko w jeden miesiąc.

      Tylko trzeba mieć sprawną redakcję, która poskleja części od poszczególnych tłumaczy w całość, tak żeby nie raziło.

      • Zoe pisze:

        A ja myślałem, że jeden tłumacz tłumaczy słowa od literki „a” do „k” a drugi od „l” do końca alfabetu:-). Albo jeden tłumaczy czasowniki, drugi rzeczowniki, a trzeci resztę:-)

  23. Tetryk56 pisze:

    Prawie cały dzień poza domem, i to w dodatku nie na Wyspie… Nawet nie zdobyłem się jeszcze na wspomnienie po Kartofliskowym spotkaniu. Chyba trzeba się będzie rozejrzeć za wynajęciem choć dwóch dodatkowych godzin na dobę…

    • Quackie pisze:

      Daj znać, jak wynajmiesz, byłbym zainteresowany hurtem.

    • Zoe pisze:

      Pociesz się, że jutro muszę wstać o 3.45, najpóźniej o 3.48. Chyba umrę przy wstawaniu. Albo w ciągu dnia umrę…
      Dobranoc.

      • Quackie pisze:

        Spokojnej (mimo wszystko). I okazji do odespania kiedyś.

      • Makówka pisze:

        Zoe!To w ogóle nie opłaca się iść spać.
        Ja tak kiedyś zasiedziałam się na imprezie i jak wróciłam do domu , zanim się spakowałam zorientowałam się, że za godzinę trzeba wstać na wycieczkę.Więc na Rysy wyszłam na takim jakby haju- bez snu wcale no i z promilami trochę. Dałam radę, ale na drugi dzień padłam całkiem.

  24. Zoe pisze:

    Śpicie??? Ja już od 3.48 na nogach. Trochę nieżywy…Dobrego dnia wyspiarzom życzę.

  25. Jo. pisze:

    …bry

    Ja nie wiem, co za idiot… No bo tak: ransport zabiera Kubę o 6.15. Bo „inaczej się nie wyrobi na ósmą”. Trudno.
    Ale od 6.05 facet stoi pod domem i dzwoni. Telefonem. Mimo że mu powiedziałam, że ta 6.15 to jest granica możliwości. A jak nie odbieram telefonu, a nie odbieram, bo na noc wyłączam, to dzwoni gdzieś tam sobie i mordę drze ludziom pod oknami.
    Wrr…

    • Makówka pisze:

      Jo. Jak już go zabijesz to wiesz przecież gdzie masz z schronienie?
      W takiej sytuacji to będzie zbrodnia w afekcie.

    • Jo. pisze:

      Miał facet szczęście, że wyjątkowo noc przespałam. Bo by mnie słychać było na Bielanach z tego Wilanowa.

      • Makówka pisze:

        Jo.! A pomijając sprawę tego pana z godz.6 jak sytuacja z B.B.?Przepraszam jeśli pisałaś już a ja nie doczytałam.

        • Jo. pisze:

          Na razie bez zmian. Nie możemy się dodzwonić do kardiologa od recepty, a termin w Aninie mają nam wyznaczyć w ciągu miesiąca. Zaczy wyznaczyć w ciągu miesiąca, bo wizyta w ciągu trzech.

  26. Jo. pisze:

    Gienię poproszę.
    Koffie

  27. Tetryk56 pisze:

    Witajcie!
    Choć bez kadzidełka, spało się dobrze ale krótko…

  28. Quackie pisze:

    Dzień dobry, a ja spałem nie krótko, tylko normalnie, pewnie z 7 godzin, a czuję się, jakbym spał 3 albo 4.

    No trudno, po kawkę do Gieni
    i może zaraz świat się zmieni

    • Makówka pisze:

      Q.! Ja odwrotnie. Spałam ok 4, a czuję się W MIARĘ normalnie. Pytanie tylko jak długo?
      Niestety nie pijam kawy w realu, to i u Gieni wybieram albo herbatę albo (czasami) kefirek.

      • Quackie pisze:

        Czasem mam wrażenie, że ten mrożkowski efekt kotka jednak działa Worry

        • Makówka pisze:

          Jednak? Każdy by chciał mieć takiego kotka. Ja bym to rozszerzyła nie tylko na popełniane draństwa, ale tak ogólnie -błędy życiowe.

          • Jo. pisze:

            Niee, ja bym nie chciała… Żal by mi go było. Za miękkie serce mam. Nawet ta moja łajza nie wyleciała jeszcze na bruk, chociaż ciężko na to pracuje.

            • Makówka pisze:

              Jo. Proponuję łagodniejszą wersję „mrożkowskiego kotka”,w której tylko bierze na siebie nasze drobne błędy życiowe.
              Ja w tym tygodniu „sprzedałabym ” mu jeszcze mój strach. Niech kotek troszkę pomyśli (abym ja nie musiała i mogła spokojnie spać), troszkę się podenerwuje za mnie i żyje sobie potem dalej .
              Nie chcesz takiego?

        • Tetryk56 pisze:

          Mnie bardziej odpowiada koncepcja portretu, jak Doriana Gray’a…

  29. Zoe pisze:

    Cztery godziny burzy mózgów. Nie mam już mózgu. Został zburzony…. Weary

    • Jo. pisze:

      TYLKO NIE WŁĄCZAJ TELEWIZORA!!!

    • Makówka pisze:

      Zoe! rozejrzyj się wokół i zobacz ile ludzi w ogóle nie umie używać mózgu. Ba, ta cecha ułatwia im zajmować najważniejsze stanowiska w państwie. Może gdzieś akurat chwilowo jest wakat? Korzystaj póki masz zburzony mózg, bo jak go odbudujesz nie będziesz się nadawał.

  30. Quackie pisze:

    Na chwilę tylko, bo ja też mam dość, autoryzacja tekstu w takich dawkach mnie przeraża, ale nie bardzo mogę zwolnić, bo zobowiązania czekają…

  31. Quackie pisze:

    No to fajrant (zdecydowanie dzisiaj, nawet nie że późno, bo przecież zdarzało się robić i później, ale ładunek, który dzisiaj przerzuciłem (jutro ciąg dalszy w podobnym rozmiarze) i który czeka mnie jeszcze w tym tygodniu i na początku następnego, jest spory.

  32. Jo. pisze:

    Właśnie Jakub się rozchorował żołądkowo. I ja chyba w tej sytuacji po prostu pójdę spać.
    Życie mnie przerosło.

  33. Tetryk56 pisze:

    Witajcie!
    Lato, lato, zostań dłużej… – to chyba zaczyna działać, jak ten brom w kawie w 1915-tym… Wink

  34. Jo. pisze:

    Dzień dobry. Tłuką mi się od rana za oknem i spać nie dają. Ech.
    Koffie

  35. Zoe pisze:

    Cześć Wyspa. Dzisiaj zmierzyłem dokładnie czas dojazdu do pracy – 46 minut. Powrót zazwyczaj trwa dłużej.

  36. Quackie pisze:

    Dzień dobry, czuję się od rana nieco mętnie, ale z każdą minutą jest lepiej. Coś mi się śniło, ale niestety im bardziej próbuję sobie przypomnieć, co, tym mniej pamiętam, no trudno, przepadło.

  37. Jo. pisze:

    Aaa… nie wiem, czy się „pochwaliłam”? Otóż już za tydzień mamy komisję ds. orzekania o niepełnosprawności Kuby. Cud się stał pewnego razu, hej! Bo teoretycznie mieli jeszcze dwa miesiące na termin komisji.

    Będziemy mogli wcześniej (o te dwa miesiące) odwoływać się od orzeczenia, jak nam znowu napiszą „nie wymaga stałej opieki”. Wprawdzie ostatnio odwołania toczyły się przez półtora roku, ale zawsze dwa miesiące do przodu, panie dziejku.

    • Quackie pisze:

      Ha, a może cud rozszerzy się również na orzeczenie? Bo chyba komisja ma wgląd w papiery z zeszłych lat i orientuje się na tyle w neuro(nie)typowościach, żeby wiedzieć, że nic się nie zmieniło???

      • Makówka pisze:

        Q. Orzecznicy myślą „inaczej” niż by się wydawało , że jest logiczne. Kiedyś lekarz orzecznik powiedział do mnie tak : „gdyby była pani pracownikiem fizycznym przedłużyłbym pani rentę, ale pani jest po studiach …” no i ZUS mnie uzdrowił!Wyjaśniam -miałam rentę neurologiczną po przebytym udarze.Po komisji zrozumiałam, że głowa potrzebna jest do pracy fizycznej, ale do umysłowej -a niby po co? Teraz już wiem, że orzecznik widać myślał, że mam dwóch zastępców!
        Jo. ! trzymam kciuki. A żołądkowe dolegliwości Jakuba jak?

        • Quackie pisze:

          No ale czy naprawdę jedyna możliwość to napisać tak jak ten lekarz (ponoć z miejskiej legendy): „UJE@#%ŁO MU NOGĘ I JUŻ NIE ODROŚNIE!!!”?

          • Makówka pisze:

            W moim przypadku to akurat orzecznik miał rację -mózg nie uje…na noga, ma zdolność regeneracji tzn inne komórki przejmują funkcję. Szczególnie gdy „całość człowieka” nie taka stara.
            Tylko , że ja pracowałam w placówce tzw „naukowo-badawczej” i moja praca to nie było tylko siedzenie za biurkiem , ale drukowanie, przesiewanie, wypalanie, walcowanie w warunkach szkodliwych (sadze, rozpuszczalniki itd), gdyż materiał do badań każdy musiał sobie przygotować sam. Proporcje były takie, że na jednego technika przypadało 6-7 inżynierów.
            Teraz z perspektywy życiowej uważam , że się dobrze stało. Kwitłabym w tym OBR do emerytury. A tak pracowałam w różnych miejscach, poznałam różnych ludzi, nauczyłam się jak opowiadać o swoich wadach tak aby przedstawiać je jako zalety, jak rozmawiać z klientami, młodzieżą, dziećmi, niepełnosprawnymi studentami.

        • Jo. pisze:

          No po co umysł do umysłowej? Też coś!

          Wygląda na to, że OK. Siedzi dziś w domu, jest bardzo zadowolony i truje o Noddym…

      • Jo. pisze:

        Że niby nadal fala wznosząca?

        Nie mój drogi, tu tak nie działa. Oni mają prikaz z góry, żeby uwalać wszystkich. Bo może ktoś się nie odwoła?

        Z tego, co wiem, to nawet jeśli poprzednie orzeczenie skończyło się wyrokiem sądowym (jak u nas), komisja uwala. Znaczy generalnie napiszą mu: autysta, niepełnosprawny. Może nawet łaskawie napiszą: w stopniu znacznym, chociaż pozostaję zdystansowana w oczekiwaniach, bo poprzednio chcieli uznać, że lekkim. Bo on dobre wrażenie robi. Jeśli się nie zdenerwuje. Ty go widziałeś już po opanowaniu sytuacji pt. „nie cierpię włoskiej restauracji”. Do tej pory błogosławię ten kebab po sąsiedzku!
        Ale na bank w słynnym (dla rodziców dzieci autystycznych) punkcie siódmym napiszą, że nie wymaga stałej opieki, a o tę stałą opiekę właśnie wszystko się rozbija.

        Jeśli się mylę, aczkolwiek wątpię, to się upiję. Z radości. W Weronie.

        • Quackie pisze:

          Mam wrażenie, że mogłoby pomóc (całkowicie niehumanitarne, rzecz jasna, chociaż niewątpliwie praktyczne) zdenerwowanie Kuby tuż przed wizytą na komisji. Proszę nie bić.

          • Jo. pisze:

            Też o tym myśleliśmy. Ale nie mamy sumienia. Znaczy mamy.

            Ale np sam wchodzi do gabinetu. No i rozmowa jest z nim taka, że po minucie jesteśmy my proszeni. A mimo to orzeczenie jest „samodzielny”. Bo potrafi datę podać. I sam się ubiera. Oraz nie trzeba go karmić.

            Teraz Piter z nim jedzie i się zaparł, że nie zdzierży. Bo Piter jest taki kulturalny i uprzejmy. A teraz postanowił się zbiesić. Na zasadzie „Dlaczego pan MNIE pyta? Niech pan pyta Jakuba. To on występuje o orzeczenie, nie ja.”

            Zobaczymy.

    • Quackie pisze:

      Bo jeżeli nie, i znów napiszą, że nie wymaga, to będzie dość jednoznaczny sygnał „oszczędzamy na was” (przynajmniej przez te miesiące, kiedy państwo nie będzie musiało płacić).

      • Jo. pisze:

        Ale to przecież jest oczywista oczywistość, psze pana. Że oszczędzają. I liczą, że część nie pójdzie się odwołać. Bo jak pójdzie, to druga instancja też odwala. Ale sąd już niekoniecznie. Tylko nie wszyscy idą do sądu. I chyba na to właśnie liczą. Bo jak sąd wyda korzystny wyrok, to muszą płacić wyrównanie. BEZ odsetek, rzecz jasna.

  38. Makówka pisze:

    Dzień Dobry Wyspo! powiedziała w samo południe Makówka.
    Najpierw się nagadałam tu i ówdzie, swoje trzy grosze wrzuciłam w rozmowę.
    Teraz sobie przypomniałam, że się nie przywitałam.
    Otóż. Zbudziłam się wyspana, po otwarciu oczu za oknem zobaczyłam błękitne niebo bez jednaj chmurki.
    Niby wszystko podobnie jak w poniedziałek.Ale jest zasadnicza różnica. W poniedziałek nieodebrane połączenie w komórce zaowocowało rozmową, która gwarantowała miły dalszy ciąg dnia.I taki był!
    Dziś wyjeżdżam z przyjaciółką (w jednej klasie w SP i LO), która na co dzień mieszka w innym mieście,więc niby fajnie, ale kierunek… No właśnie -ten kierunek.
    Nocleg w hotelu (porządnym, dobrze wyposażonym itd), można by pomyśleć super, gdyby nie był to hotel przyszpitalny.
    Trzymajcie za mnie kciuki jutro od 8 rano do …nieokreśloną ilość godzin. Jadę „tylko ” po wyniki. Tylko , ale te wyniki to będzie odpowiedź na pytanie czy dalej „póki co” będę żyła jak do tej pory czy…?
    Obiecałam komuś , że będzie dobrze. Bardzo chciałabym dotrzymać słowa, ale czy ten gość (gość? ja go nie zapraszałam!) w mojej głowie o tym wie?

    „…Wierzę w niezmienność
    Nadziei nadziei
    W światełko na mierzei
    Co drogę wskaże we mgle
    Nie zdradzi mnie
    Nie opuści mnie ..”

    Bo przecież
    „…Uparcie i skrycie
    och życie kocham cię kocham cię
    kocham cię nad życie …”

  39. miral59 pisze:

    Dzień dobry Happy-Grin
    Miłego dnia życzę Delighted

    • max pisze:

      Dzień dobry Miralko 🙂 Dzięki za życzenia miłego dnia , a przy okazji zapytam : Czy to Ciebie widziałem wśród Kobiet protestujących podczas wizyty A. Dudy w Waszyngtonie z transparentem KONSTYTUCJA ?? Z tej okazji kwiatek … Rose

      • Makówka pisze:

        Ściskam każdego kto wypowiada to „zakazane słowo” KONSTYTUCJA!
        Jest nas widzę więcej!

      • Jo. pisze:

        Och, bardzo mi się te zdjęcia z konstytucją podobały! Nie dadzą ludzie biednemu Adrianowi zapomnieć, oj nie dadzą…

        Chciałabym mieć jego odporność psychiczną. O ile to nie jest idiotyzm.

      • miral59 pisze:

        Niestety nie, Maksiu Sad Pracuję i nie mogę lecieć tak daleko na protest, chociaż chętnie bym się przyłączyła.
        Dobrze, że są osoby, które mogą iść protestować w imieniu Polonii takiej jak ja. Pleasure
        O spotkaniu Dudy z Trumpem powiedział mi mąż. Dodał też, że znowu Polacy „dali ciała” Angry Duda podpisywał akt stojąc, Trump siedząc.
        I uważam, że tutaj komentarz jest zbyteczny… Disapproval

  40. Jo. pisze:

    Ja jeszcze dzisiaj mam wizytę u lekarza… A tak mi się nie chce iść, że nie macie pojęcia.

    • Makówka pisze:

      Jo.!To jak mnie jutro. Najchętniej bym uciekła i odwlokła.
      Jestem już w hotelu przyszpitalnym. Pokój ładny, wygodne łóżka, tv, lodówka, balkon z którego widać piękny księżyc, żeby to był wyjazd na wakacje…, żeby.

      • Jo. pisze:

        Co to za szpital, proszę pani? Brzmi ekskluzywnie.

        • Makówka pisze:

          Jo. Hotel przy Instytucie Onkologii w Gliwicach. Jest dość ekskluzywny tzn niezbyt tani jak na moje standardy -190 zł nocleg w pokoju dwuosobowym ze śniadaniem.W pewnych przypadkach przysługuje na NFZ , ja płacę sama.
          A IO w środku też ładny, wyremontowany.Jest dużo wolnych przestrzeni na korytarzach co ma jednak znaczenie jak się czeka w kolejce godzinami.Wokół IO mały, ale sympatyczny skwerek z ławkami.Blisko palmiarnia, ja kiedyś uciekłam „na szpitalne wagary” weflon zasłaniając apaszką, ale to raczej nie bywa praktykowane.
          Na tym Oddziale co leżałam były takie moduły jak w akademikach tzn 2 pokoje 3 osobowe ze wspólną łazienką i ubikacją.
          Generalnie obsługa „pomocnicza” typu rejestratorki,w szatni, te od pobierania krwi, od robienia TK, MR, CK itd dość miła, ostatecznie wiedzą z jakimi chorymi mają do czynienia.
          A lekarze? Hm jak mi przekazywali złe wiadomości byli tacy „mało przystępni”. Tłumaczę to tym, że im też nie było miło mówić, że nie mają pomysłu co dalej. Jak było ok to pani doktor cała uśmiechnięta nawet żartowała.
          Rozpisałam się,przepraszam, ale ja już w nerwach co jutro usłyszę, więc teraz trochę ten mój strach „sprzedaję” na Wyspę.

          • Jo. pisze:

            No coś Ty? Po to tu jesteśmy, nie?

            Ja znam tylko kardiologię dziecięcą w CZMP. I kardiochirurgię. Generalnie bytowy koszmar, który czasami śni mi się po nocach.

            Trzymamy kciuki.

          • Wyimaginowany pisze:

            Dobry wieczór, ja również bardzo mocno trzymam kciuki, oby wyniki były na tyle pozytywne jak to tylko możliwe 🙂

          • miral59 pisze:

            Spotkasz się tu tylko ze zrozumieniem. I nie masz za co przepraszać. Pleasure
            Wszyscy trzymamy kciuki za pozytywne „załatwienie sprawy”. Oby pani doktor przywitała Cię żartami… I-Wish
            A jak bywa na onkologii wiem doskonale. Przeszłam przez to kilka razy… Z ulubioną ciotką, z ojcem i sama… babci nie pamiętam, bo byłam za mała. Stryjek trafił tam, gdy byłam już za granicą…
            Pamiętam, jak siedziałam w przyszpitalnej poradni onkologicznej… osoby oczekujące na badanie rozmawiały między sobą. Początkowo nie wtrącałam się zajęta własnym problemem. Ci ludzie straszyli się nawzajem. Jeden przez drugiego opowiadali o śmierci znajomych, czy nieznajomych i o podobieństwach objawów. W końcu nie wytrzymałam. Rykłam na całą poczekalnię, żeby przestali w końcu pleść te bzdury! Jak z tej poczekalni z 5% faktycznie kwalifikuje się do piachu, to wszystko! Reszta to jakieś tłuszczaki, cysty, czy inne bzdety. Czy nie słyszeli o kimś, kto wyszedł z choroby? Tak zupełnie nikt? Bo ja znam, nawet osobiście!
            Uzyskałam tyle, że do czasu mojego wejścia do gabinetu, w poczekalni panowała cisza… gwar wybuchł dopiero gdy ją opuściłam Overjoy
            Ale przynajmniej mieli o czym rozmawiać, a nie przewidywać co komu może dolegać. Happy-Grin
            Podobnie było z moją znajomą z biura. Szykowałam się do operacji wycięcia guza i rozdzielałam pracę między dziewczyny. Ustalałam zastępstwa na czas, kiedy mnie nie będzie… Przyszła przerażona i nie mogła się nadziwić, że żartuję i śmieję się, jakby nigdy nic. Jak mi powiedziała, z samego strachu by umarła Overjoy Popatrzyłam na nią… miała łzy w oczach. Odpowiedziałam, że w takim razie umierałaby setki razy… miesiącami i latami, a ja umrę raz, a dobrze Happy-Grin Co mam się martwić na zapas? Przeżywać i umierać ze strachu? Co ma być, będzie i nie jesteśmy w stanie tego zmienić. To było w 1989 roku. Jakoś do tej pory żyję Happy-Grin Co prawda usuwali mi następnego guza, ale to było 13 lat temu. Kto by się takim głupstwem przejmował Happy-Grin
            Wierzę, że z Tobą będzie dobrze. Musi być!!! Byle się nie poddawać i walczyć! Jak moja ciotka… Miała raka i to złośliwego. Po operacji i chemioterapii przeżyła prawie 30 lat Pleasure Gdy wykryli, jej syn miał 9 lat… gdy zmarła (na zawał) miał prawie 40. Doczekała nie tylko tego, że się ożenił, ale zdążyła nacieszyć się wnuczką. Happy

            • makowka 9M pisze:

              Miral!Tu (jest osobna rejestracja dla pierwszorazowych) są osoby już zdiagnozowane w trakcie leczenia jak ja.Ale nikt nikogo nie straszy, raczej „chwalą”się jak długo już walczą.Jestem już zarejestrowana,jem śniadanie i (jak to ja)zaczęłam żartować z innymi.Na tym śniadaniu nikt nie na wczasach-pacjenci lub osoby im towarzyszące. Dziękuję za słowa wsparcia-to bardzo pomaga. Mogłoby się to wydawać nie logiczne , że niby co to może pomóc tak „zdalnie”, ale jednak.
              Ja też znam przypadek pozytywny -przyjaciółka zachorowała na raka gdy jej synowie mieli jakieś 3 i 4 latka . Teraz są już tatusiami.A z przyjaciółką spędziłam niejedne wakacje od tego czasu, jeździłam na nartach , ona przylatuje do Polski, ja byłam u niej (i jej siostry) w USA. Żyje, aktywnie pracuje, podróżuje.
              Ale i też mam w oczach jak umiera się w cierpieniu na raka , jak wysiada po kolei wszystko (oprócz mózgu) -tak umierał mój ojciec. Miejsca podobne -tata -nasada języka, ja porażenie struny głosowej i guz w kanale pnia mózgu.
              No dobra, uff, od jutra będę albo pisać pozytywne rzeczy albo…jak przypłynęłam tak odpłynę z Wyspy.

              • Jo. pisze:

                Nigdzie nie odpłyniesz.

              • miral59 pisze:

                Ale to było dla osób, które przyszły po raz pierwszy! Jeszcze nie wiedzieli co tak na prawdę im jest, bo mieli tylko skierowania na badania…
                U mnie pobierali wycinek, ale kobiecie, która weszła przede mną i była u innego lekarza (chociaż w tym samym gabinecie), strzykawką ściągnęli jakiś płyn z guzka. Gdy zapytała kiedy będzie wynik, lekarz popatrzył na nią dziwnie i powiedział, że nie będzie, bo to tylko jakaś tam wydzielina (już nie pamiętam jak to nazwał). Ściągnęli i po sprawie. Za rok może się zgłosić na kontrolę, czy przypadkiem nie zbiera się nowa. Delighted A przed drzwiami gabinetu też wybierała się umierać i była w panice Overjoy Nie każdy guz to nowotwór i nie od każdego się umiera…
                Przyjaciółce gratuluję Happy Skoro nie odnowił się przez tyle lat, to znaczy, że zwalczyła Pleasure Uwielbiam takie historie!!! Miło jest posłuchać (czy poczytać), że ktoś (nawet nieznajomy) zawalczył i wygrał z choróbskiem Happy-Grin
                Gdy piszę odpowiedź, już wiem, że nie „odpłyniesz” i masz dla nas tylko dobre wiadomości Pleasure

            • Jo. pisze:

              Ano właśnie. Co ma być, to będzie.
              Mnie te wszystkie choroby i niepełnosprawności nauczyły dystansu. Do wszystkiego poza moimi rodzicami

    • miral59 pisze:

      Może to śmieszne, ale kiedyś zadzwoniłam do lekarza, żeby odwołać wizytę, bo nie za dobrze się czułam Worry
      Rejestratorka była w szoku… Overjoy Zwykle ludzie starają się dostać do lekarza w takiej sytuacji, a nie odwołać wizytę Happy-Grin
      Wytłumaczyłam, że ja nie jestem zwykły „ludź” i przyjdę, jak poczuję się lepiej Overjoy
      Żeby się leczyć, trzeba mieć zdrowie… Happy-Grin

  41. Quackie pisze:

    Dobry wieczór. Dzisiaj podobnie jak wczoraj.

    A ponieważ właśnie dostałem nasz ulubiony Ciąg Dalszy, jutro nie lepiej.

    Na razie fajrant wszakże. I przerwa.

  42. Jo. pisze:

    Wpadam tylko się pożegnać. Dobranoc.

  43. Makówka pisze:

    Już za chwilę północ i lampki nikt nie zapalił jeszcze ? Tak tylko pytam bo bynajmniej spać się nie wybieram, ale…

    • Quackie pisze:

      No, czasem lampka się zapala nawet sporo po północy…

      • Makówka pisze:

        Q. Tak, ale teraz dopiero zauważyłam, że na komórce mam 23, a w laptopie już 00:03 i 20.09.18. Ostatnio laptop się zbiesił, był w dobrych rękach i się „odbiesił”, ale jak widać dostał przyśpieszenia. Nawet nie próbuję tego ogarniać moim „małym rozumkiem”

  44. Quackie pisze:

    No i zaczyna mnie morzyć. Zanim dziobnę w klawiaturę – dobranoc.

  45. makowka 9 pisze:

    Gienia!Herbatę na zbudzenie poproszę. a za pół godziny -uspakajającą.Dzień dobry Wyspo!

  46. Zoe pisze:

    Dzień dobry.
    Imieniny dzisiaj obchodzą m.in.:
    Agapiusz, Andrzej, Dionizy, Eustachiusz, Eustachy, Euzebia, Fausta, Gliceriusz, Glicery, Helmut, Jan, Klemens, Matea, Miłowuj, Paweł, Perpetua, Sokrates, Teodor, Teopist, Teopista.
    Ciekawe czy w Polsce jest jakiś Gliceriusz???:-)
    Pogoda za oknem zwiastuje pogodę za oknem. Happy

    • makowka 9 pisze:

      Pogoda za oknem zwiastuje,że jeszcze lato.Można by pływać w „wodach otwartych”

    • miral59 pisze:

      Tych imion, o których „pierwsze słyszę” jest znacznie więcej i nie sądzę, żeby były popularne Delighted Na pewno byłoby trudno znaleźć imiennika w kraju…
      A pogoda za oknem mówi mi, że pada, chociaż zaczyna się przejaśniać… na dziś zapowiadają 33C. Będzie „parówa” TooHot!

  47. Tetryk56 pisze:

    Witajcie!
    Dzisiaj pijemy kawę/herbatę/alternatywne_źródła_energii i intensywnie wspieramy Makówkę!

  48. Quackie pisze:

    Dzień dobry. Idę się ustawić w kolejkę do Gieni, zanim odpadnę…

  49. Makówka pisze:

    U Gieni do termosu też można? To ja poproszę coś uspokajającego.
    Za słowa wsparcia …(podobno nie należy dziękować, aby nie zapeszać).

  50. makowka 9M pisze:

    ależ Wy jesteście kochani!

  51. Zocha pisze:

    Makówko: uuuuu…! In Love

  52. makowka 9M pisze:

    dobrze trzymaliscie!Stagnacja guza! Teraz tylko czekam na wyznaczenie terminu następnego MR
    Gienia!Wódki! ergo bibamus!

  53. Eliza F. pisze:

    uuuuu uch – wierzę w siłę pozytywnej energii i tak trzymaj Makówko – pozdrawiam Eliza F. Happy-Grin

  54. makowka 9 pisze:

    Ja też wierzę w siłę pozytywnej energii dlatego bardzo Wam dziękuję.

  55. miral59 pisze:

    Cieszę się niesamowicie, Makóweczko!!! Fala
    I tak trzymaj!!! Approve

    • Makówka pisze:

      Cieszę się , że się cieszycie. Dziękuję , że trzymaliście kciuki,wspieraliście duchowo lub robili uuuuu…
      Niniejszym informuję, że dotarłam do domu i teraz wyprysznicowana wlazłam do łóżka pod kołderkę.
      Jestem całkiem wyzbyta energii i sił witalnych.Wracając coś tam z koleżanką zwiedzałyśmy (no skoro już jedziemy trzeba po drodze coś zobaczyć). Po Gliwicach łaziłam już tyle razy, że trza było coś po drodze.
      Żeby mi nie było za dobrze syn był u mojej mamy i przekazał, że jest fatalnie i fizycznie i psychicznie. Idzie to już lawinowo coraz gorzej…
      Życie, samo życie…

      • miral59 pisze:

        Każdy by się cieszył Happy-Grin Szczególnie gdy się widzi, że przesyłanie pozytywnej energii (ducha) dało efekty. In Love
        Energia wróci, jak odpoczniesz…
        A z mamą… takie jest życie… Nie jesteśmy w stanie tego zmienić, nawet jakbyśmy bardzo chcieli.
        Od razu przypomniała mi się moja mama… z jednej strony, to już kilka lat minęło, ale z drugiej… tak jakby to było wczoraj Sad

  56. Jo. pisze:

    Jest taka głupia sytuacja, proszę państwa.

    Otóż przed wakacjami Piter wysłał mój Codziennik na konkurs do jednego wydawnictwa. I właśnie otrzymałam maila, w którym uprzejmie mnie informują, że przyznano mi wyróżnienie w postaci pakietu marketingowego. Oczywiście pod warunkiem wydania książki u nich. Oczywiście na własny koszt, ale to normalne, więc nie jestem zdziwiona. Zdziwiona to ja byłam, kiedy rok temu (czy dwa) robiliśmy przegląd oferty rynkowej i dowiedziałam się, ile to kosztuje.

    No i ta miła pani mnie pyta, czy przygotować mi kalkulację. I ja po prostu nie wiem, co jej odpisać. Bo pakiet marketingowy to jest coś, bez czego się książki po prostu nie sprzeda – co przećwiczyłam na własnej skórze. Ale jak oni mi przyślą wycenę wydania książki, na którą mnie nie stać, to dostanę gigantycznej depresji i będzie po mnie. A że nie stać mnie, to jestem więcej niż pewna.

    A jak nie napiszę do nich, to do końca życia będę sobie wymyślać od ciężkich idiotek.

    Co robić, pamiętniczku?!?

    • Tetryk56 pisze:

      Przede wszystkim napisz, o jaką kwotę idzie…

    • Quackie pisze:

      Ekhm. Jeżeli Nietypowa Matka Polka wydała i jej się udało, to nie widzę powodu, żeby się nie udało z Codziennikiem (albo jego kontynuacją). Weź wszakże pod uwagę, że NMP wypromowała się najpierw na Facebooku, więc też warto założyć podobny fanpage, żeby zdobyć fanów, którzy potem będą kupować. Ze wszystkimi konsekwencjami w postaci dostępności (a więc docieralności do… wszystkich, w tym BYĆ MOŻE np. tych, którzy na Szkice wstępu nie mają, jeżeli rozumiesz, o co i o kogo mi chodzi). To raz.

      Dwa: co to za wydawnictwo?!? Z nazwy? Bo może by się udało zasięgnąć informacji w tzw. branży. Czy zajmują się tylko publikacjami na koszt autora (vanity publishing), czy działalnością na własny koszt (i ryzyko) również? I która z nich jest dominująca? (bo zdarza się, że wydawnictwa de facto zarabiające na vanity publishing w ramach alibi wydają też parę książek rocznie samodzielnie).

      Trzy: oczywiście że napisz, ale niezależnie od wyceny zażądaj twardo i bez sentymentów, żeby Ci szczegółowo napisali, co w tym pakiecie marketingowym ma być. Bo jak się okaże, że główną pozycją jest promowanie publikacji na ich fanpage’u facebookowym, gdzie 15 fanów to są pracownicy wydawnictwa i ich rodziny, dalszych 30 to autorzy (i ich rodziny), a pozostałych 14.955 to boty albo martwe dusze z Indii, kupione po 0,02 gr za sztukę, to wiesz. Poza tym (niestety) doskonale wyobrażam sobie przewał (no, powiedzmy chłyt matrekingowy) pod tytułem: „Wygrała Pani u nas pakiet marketingowy, zakładając, że zapłaci Pani za wydanie”, a w pakiecie są tylko bezwartościowe działania przez sieć.

      Cztery: niech nic z tego, co powyżej napisałem, nie zniechęca Cię do próbowania!

      • Jo. pisze:

        No słodki jesteś Overjoy

        Ja Ci później gołąbka wyślę ze szczegółami, żeby Wyspy nie zaśmiecać.

        Co do NMP – Anka od początku ma inną filozofię pisania i tu rozbijamy się o odwieczny dylemat elitarność vs. popularność (żeby nie powiedzieć: masowość). I ona świetnie się porusza w masowości, w przeciwieństwie do mnie. Bo ja raczej przed nią uciekam. I tu mamy problem, proszę państwa, niejako ideologiczny.

        Jezu, nie będę tu śmiecić. Przeniosę się z wątkiem do Szkiców.

  57. Quackie pisze:

    Dobry wieczór. Fajrant i przerwa.

    Jutro praca do około południa, a potem wybywam na weekend, tzn. w niedzielę względnym popołudniem będę.

    No i dzisiaj wieczorem, po przerwie.

  58. Jo. pisze:

    Pusto się jakoś zrobiło… To ja może pójdę już spać.
    kordelka

  59. Tetryk56 pisze:

    Nie dotrwam do dobranocki. Niech ktoś później zapali lampkę…

  60. Quackie pisze:

    Achchch.

    Się przeciągnęła przerwa, w realu, a potem jeszcze gdzieś indziej.

    Już lecę po dobranockę.

  61. miral59 pisze:

    Dzień dobry Happy-Grin
    Tak to jest, jak się nie słucha radia, ani telewizji nie ogląda… Dziś rozmawiałam z koleżanką i powiedziała mi, że były ostrzeżenia o pladze komarów. To niespotykane we wrześniu… dodatkowo te komary mają jakieś choróbsko, które przez ukąszenie przenoszą. Amazed
    A ja się dziwiłam co za piorun, że aż tyle ich lata. I to w miejscach, w których do tej pory była ich znikoma ilość. Nawet w „sezonie”… Weary
    W minioną sobotę ścięły nas równo. Na niedzielnej wycieczce spryskaliśmy się dokładnie, więc żaden (a właściwie żadna) nas nie uciął. Czy to znaczy, że mam wpaść w panikę i obserwować, czy nie mam objawów choroby, którą te komarzyce roznoszą? Nic z tego! Jak się tak zacznie nasłuchiwać, to na pewno coś się znajdzie Happy-Grin

  62. miral59 pisze:

    Chyba dobrze by było wybudować nowe pięterko… to jest niesamowicie wysokie i palce bolą od przesuwania go z góry na dół. Czy ktoś ma „pomysła” na nowe pięterko?
    Jak nie, to ja mogę jutro coś o ptaszkach wykombinować Happy-Grin Bo wiadomo, że o nich to ja mogę długo i namiętnie… Wink Overjoy

  63. Zoe pisze:

    Dzień dobry. Prawie weekendowo. No, a co do nocy to nie była zbyt gorąca, ale użarł mnie w rękę p…. komar. To tak a propos komarów o których wspomianała Miral.

  64. Tetryk56 pisze:

    Witajcie!
    Dzionek pogodny ale mglisty, przygotowuje nas do zmiany pogody. Coś czuję, że Makówka cały dzień dziś spędzi w „wodach otwartych”, aby się nasycić przed słotą i chłodami Wink

    • Makówka pisze:

      T.! Dzień mi się dopiero zaczął, więc już nie zdążę nad „wody otwarte”. Muszę pojechać do mamy. Nie byłam w środę i czwartek. Syn od rana zaatakował mnie serią smsów:
      -zawieź babci zegarek, bo się zepsuł! (babcia nie wie jaki jest dzień tygodnia, miesiąc ani rok, ale lubi wiedzieć która godzina)
      -zgłoś pielęgniarkom, że babcię wczoraj bolało biodro! Może ma złamane?
      (jak można złamać biodro leżąc w łóżku? Nawet spaść z łóżka nie mogła, bo jest zabezpieczenie. Synku to Pesel -92 lata -tłumaczę)
      Ale trzeba pojechać, pogadać z lekarką, pielęgniarkami , choć przecież wiem, że będzie już tylko gorzej.
      A potem chyba jednak -chatka w lesie. Ale, ale pływanie jest w planie (mama spakuj kostium kąpielowy, pojedziemy na basen albo termy).Więc już nie „wody otwarte”…choć ? termy pod niebem wszak są!

  65. Quackie pisze:

    Dzień dobry. Dzisiaj pamiętam, co mi się śniło – że w moim najwygodniejszym, powyciąganym i dziurawym sweterku (element jak najbardziej realny) trafiłem do czegoś w rodzaju sanatorium, zupełnie zwykłego, którego pensjonariusze, sami starsi państwo, mówili po angielsku. Okazało się, że trzeba poprowadzić jakąś charytatywną aukcję rzeczy kompletnie na pierwszy rzut oka bezwartościowych (nie pamiętam, jakich) i wypadło na mnie z tym prowadzeniem, po czym licytacja poszła w jakieś absurdalne miliony dolarów, zupełnie nieprzystające do sytuacji, wnętrza, wyglądu licytujących i mojego sweterka.

    A teraz, po mocnych wrażeniach z aukcji – kawa.

    • Makówka pisze:

      Q!A mnie się dziś śniło, ze rozmawiam z moim ojcem o demonstracjach, protestach, sytuacji sądownictwa w Polsce.Do końca swojego życia bardzo interesował się tym „co się dzieje w świecie”, więc gdyby żył to takie rozmowy byłyby oczywiste.
      I nagle w czasie rozmowy mówi do mnie „w moim pokoju ktoś jest!”.
      Wchodzę do pokoju a tam w łóżeczku dziecinnym takim ze szczebelkami (takim trochę jak moja mama teraz) układa się do spania bratowa mego męża.
      „A to Wanda, dzwoniła , że chce przyjechać. Okno otwarte, więc pewnie sobie WLECIAŁA i kładzie się spać. Możemy rozmawiać dalej” mówię do taty.

      • Quackie pisze:

        Świetne. I to, jak we śnie traktujemy czasem takie rzeczy jak latająca bratowa męża zupełnie naturalnie.

        • Makówka pisze:

          Bratowa Wanda, nie Małgorzata i jest ostatnią osobą, którą mogłabym sobie wyobrazić latającą nago.I obawiam się, że nie ma swojego Mistrza.
          Natomiast rozmowa z moim ojcem prawnikiem o prawie to najbardziej naturalna rzecz na świecie…jak bardzo brak, że tylko we śnie:)

  66. Quackie pisze:

    A ja kończę pracę i zaraz jadę; będę z powrotem w niedzielę.

  67. Makówka pisze:

    Otóż…przed chwilą zrobiłam sobie grzanki czosnkowe. Aby nie tracić ostatnich promyków słońca wyszłam z nimi na balkon. Położyłam na parapecie i…w sekundzie talerzyk z moimi grzankami wylądował na podłodze (we śnie latała moja bratowa, a tymczasem w życiu poleciał sobie talerzyk!)
    Ostatecznie to mój balkon , nikt obcy po nim nie chodził, więc grzanki podniosłam i zjadłam (już byłam spóźniona z wyjściem,więc szkoda było czasu na robienie czegoś nowego).
    Wtedy sobie przypomniałam pulpety z piaskiem. Wędrowny obóz żeglarski. Leje cały dzień,a my płyniemy, bo inaczej się nie da. W deszcz rozbijamy namioty. „Dyżurna łajba” robi obiad -w kociołku na ognisku pulpety w sosie pomidorowym z makaronem.
    Reszta zmarznięta i przemoczona czeka na hasło „gotowe!”.
    Wrzask „obiad”, towarzystwo się wysuwa z namiotów z menażkami w rękach i wtedy „o Q..! kociołek się wywalił!”Wiadomo było, że nikt w deszczu nie przygotuje nic nowego. Jedliśmy więc te pulpety z ziemi wygrzebane, a piasek skrzypiał między zębami.Tylko sosu było szkoda…i makaron trochę kiepsko się wygrzebywał.
    Czyżbym nic nie wydoroślała od tamtych czasów?

    • miral59 pisze:

      Jeden z naszych przyjaciół mówi, że coś co upadło i leżało na ziemi krócej niż 5 sekund, spokojnie nadaje się do spożycia, bo żadne bakterie nie zdążyły na to wleźć Wink Overjoy
      A z piaskiem w zębach na wyjeździe…
      Nazywaliśmy to miejsce „Bocianica”. Prywatna łąka przy Narwi. Trzy kilometry od najbliższych zabudowań. Wybraliśmy się całą paczką na biwak. Byliśmy młodzi, ale ten marsz z całym sprzętem obozowym na grzbiecie, wykończył nas dokumentnie. Po szybkim rozbiciu obozowiska, postanowiliśmy coś zjeść. Byliśmy głodni. Dopiero wtedy okazało się, że nikt nie wziął ani otwieracza do konserw, ani noża. Dygować te 6 kilometrów (po 3 w każdą stronę) nikomu się nie chciało. Kamieniami z rzeki rozłupywaliśmy konserwy… chleb łamaliśmy (wręcz darliśmy) pazurkami, a za nóż do smarowania masła posłużył nam „śledź” wyciągnięty z ziemi. Ostatecznie namiot od tego się nie zawali Delighted Chyba ten „śledź” nie do końca był opłukany w rzece, bo piasek chrzęścił nam w zębach… Happy-Grin
      Ale od tamtej pory, gdy wyjeżdżamy gdziekolwiek, mam przygotowaną listę i według niej pakuję. Pleasure
      Życie jest najlepszym nauczycielem…

  68. miral59 pisze:

    Próbowałam zbudować nowe pięterko, ale nie ma galerii. W ogóle mi się nie wyświetla. Ukradł kto, czy co?

  69. Jo. pisze:

    Mistrz Q dojechany na miejsce, jak to się teraz mówi idiotycznie, destynacji.
    O czym uprzejmie Sz.P.Wyspiarzy zawiadamiam, coby się nie martwili.

  70. Zocha pisze:

    Placek ze śliwkami upiekłam, bez piasku Wink się Państwo częstują!

  71. makowka 9 pisze:

    Czy wszyscy Wyspiarze odpłyneli gdzieś z Wyspy?Korzystają z ładnego(jeszcze)weekendu?Pozdrawiam z chatki w lesie.Wieje,jest ciepło,siedzę na tarasie,jem kolację i popijam piwem.

  72. makowka 9 pisze:

    Jak odświeżać w komórce? Bo wyglupilam się pisząc, że nikogo nie ma,a potem zobaczyłam różne wpisy.

    • Tetryk56 pisze:

      Na Chrome w Androidzie: obok adresu po prawej masz menu – trzy kropeczki w pionie. Po naciśnięciu rozwija ci się menu w którego prawym górnym rogu jest kółeczko z grotem – przycisk odświeżania.

  73. miral59 pisze:

    Zapraszam na nowe pięterko. Gdy wstaniecie, będzie już na Was czekało Delighted

Skomentuj Bee Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

[+] Zaazulki ;)