Położony na starożytnym szlaku handlowym pomiędzy Indiami i Tybetem jeszcze początkiem lat 90. ubiegłego wieku Mustang (dzielący się na Dolny i Górny – Królestwo Lo) był obszarem niedostępnym dla obcokrajowców. I chociaż naszym celem jest jedynie ten Dolny, aby się tam dostać musimy posiadać permity (numerowane zezwolenia ze zdjęciem) wydane przez nepalskie Ministerstwo Turystyki. Te wyrobiliśmy i opłaciliśmy w Katmandu.
Budzę się wczesnym rankiem, wypijam kawę (grzałka jest wynalazkiem nieznanym w świecie, a ratującym życie) i wyjątkowo podekscytowana czekam na to, co przyniesie mi dzień. Bo to dzisiaj i przez kolejne dni spełnię swoje największe marzenie, chociaż przez lata uparcie twierdziłam, że te zarezerwowane są dla romantyków i poetów.
Ale zanim je urealnię taksówki zawożą nas z hotelu na lotnisko w Pokharze, gdzie po dokładnej kontroli, ważeniu i nadaniu bagaży – wszak lecimy w teren szczególnie strzeżony – skierujemy się do samolotu firmy o intrygującej nazwie Yeti. Coraz bardziej pachnie przygodą! Siadam za otwartą kabiną pilotów, wpatruję się w tajemnicze zegary, światełka, guziczki i z podziwem śledzę perfekcyjnie dopracowane manewry. Startujemy. Samolocik nie wzniesie się jednak ponad góry, a przelatuje doliną pomiędzy nimi. Przez moje ręce przewijają się kolejne fony i aparaty fotograficzne. Każdy z nas chce nie tylko chłonąć oczami ten niesamowity widok, ale zachować go na zdjęciach. Miejscowi, dla których to tylko powietrzna taksówka uśmiechają się życzliwie. Lot jest stanowczo za krótki! Po niespełna pół godzinie lądujemy w Jomson. Właśnie to miasteczko położone nieco wyżej od Rysów (2743 m n.p.m.) stanowi bramę do naszej wędrówki.
Po śniadaniu, podczas pakowania naszych głównych bagaży do terenówki (ta przewiezie je do Kagbeni – kolejnego naszego przystanku), przyglądam się zwyczajnym zajęciom ludzi tu mieszkających. Mimo wiatru i wszechobecnego kurzu jest czysto za sprawą ryżowych mioteł, którymi kobiety odrabiają syzyfową pracę. Otwierają się sklepiki ze wszystkim, a jedyny warzywniak kusi owocami. Mężczyźni omawiają ważne sprawy. Do szkoły maszerują dzieciaki w odprasowanych mundurkach, wyglądających w tym miejscu nieco abstrakcyjnie. Środkiem jedynej ulicy przechadza się cielę nie zwracające uwagi na biegającą psiarnię. Na jej końcu znajduje się posterunek, gdzie zostaniemy odnotowani, nasze zezwolenia opieczętowane i tym samym otrzymamy prawo przekroczenia umownej wewnętrznej granicy otwierającej nam drogę w najgłębszą dolinę na Ziemi.
Szlak prowadzi wzdłuż wyschniętego o tej porze roku koryta rzeki Kali Gandaki (Czarna Rzeka). A niemal 6 tysięcy metrów ponad nami góry! Z jednej strony majestatyczna Dhaulagiri, po drugiej Nilgiri i masyw Annapurny. Nic to, że kolejne kilometry pokonujemy w wietrze, przy którym nasz rodzimy halny jest zefirkiem. Nic to, że zgrzytamy zębami mimo założonych buffów czy masek, a drobny pył wciska się wszędzie. Pomonsunowe powietrze jest krystalicznie czyste, a my nie mamy potrzeby się spieszyć. Dopiero wieczorem będziemy spłukiwać z siebie ten naturalny peeling, a na butach i spodniach, mimo starań, zostanie maskujący kolor ochry.
Przysiadamy przed opuszczoną Roc-cafe na osłoniętej kamiennym murkiem ławie i wsłuchując się w muzykę wiatru trwamy w cennym bezczasie. Słońce, ośnieżone szczyty, pustka doliny i milczący towarzysz. Tę doskonałą kompozycję rejestruję jak filmową stop klatkę. Bywa, że marzenia się spełniają…
Nieco wyżej, czyli wspinamy się na nowe pięterko – zapraszam
Marzenia się spełniają – jednym na Dachu Świata, innym pod własnym dachem. Najważniejsze, żeby je mieć!
A przy okazji: co to są te czorteny? Na pierwszy rzut oka pomyślałem, że idea segregacji odpadów dotarła już do królestwa Lo…
Pod własnym dachem, w ogrodzie i o pogodzie bywa bezpieczniej…
Czorten to tybetański odpowiednik stupy. Stawiane przez wieki przez buddystów (jak nasze kapliczki przydrożne) w górach oswajają teren i stanowią punkty orientacyjne. Stawiane nad bramami wejściowymi do wiosek zatrzymują złe moce. Więcej o stupach i czortenach jeszcze napiszę i zobrazuję.
Zwróciło moją uwagę na zdjęciach, że mieszkańcy kochają się w jaskrawych kolorach. Nasi górale owszem, fundują kobietom barwne kiecki, ale nie tak jaskrawe, z już w zdobnictwie ich domów widuje się to b. rzadko.
Czy to rzeczywiście cecha tamtejszych ludzi, czy błędne uogólnienie na podstawie kilku fotografii?
Bardziej kolorowo ubierają się babeczki w mieście, surowość życia w górach wymusza bardziej stonowany styl. Ozdobą każdej, niezależnie od wieku jest ręcznie tworzona (głównie z korala i turkusu) biżuteria , tak oryginalna, że chciałoby się mieć niejedną sztukę. Domy są pobielone, z ciemnymi drzwiami i framugami okien – to jeden ze sposobów na odstraszenie złych duchów.
Podejrzewam, że z tymi strojami jest tak jak u amerykańskich Indian. Mają stroje świąteczne, niesamowicie barwne… ale na codzień używają innych, skromniejszych…


Pamiętam też z polskich wycieczek, że w niektórych rejonach, gdy w domu była „panna na wydaniu”, framugi okienne i drzwi pomalowane były na niebiesko.
Co kraj, to obyczaj
Tutejsi Indianie mają „dream catcher” (łapacz snów), który zawieszają przy głównym wejściu do namiotu lub nad posłaniem. Ma on łapać koszmary, a przepuszczać jedynie miłe, dobre sny
Tybetańskie łapacze snów wyglądają nieco inaczej, ale strzegą wejść do domów. Oprócz tego gospodyni każdego ranka rozpala gliniany piec stojący na podwórzu, ozdobiony kolejnym łapaczem i modlitewnymi flagami. Dym okadza całe obejście i tym samym złe duchy nocy uciekają.
Co kraj, to obyczaj. Wydaje mi się, że te prymitywne ludy musiały jakoś się wspomagać. Dlatego czarownicy plemienni mieli takie wzięcie.
I w sumie… nie za bardzo widzę różnicę (przynajmniej pod tym względem) między chrześcijaństwem, a tak zwanym „pogaństwem”. 
W sumie we wszystkich kulturach chodziło głównie o odstraszenie złych duchów i pomoc tych dobrych w osiąganiu celów…
Jak coś nie wyszło, zawsze można było zwalić na złe duchy
Wycieczka jest wspaniała (o opisie nie wspomnę)
Chociaż miłośnikiem gór nie jestem. Urodziłam się i wychowałam na Podlasiu (Białystok), a tam są co prawda górale, ale bagienni 
To jak tam musi być?!!! Zazdraszczam… 
Aż mi zazdrość gdzieś tam piknęła
Potęga Himalajów jest ogromna, co widać na zdjęciach. Zdaję sobie sprawę, że zdjęcia nigdy nie oddają wszystkiego… a są wspaniałe!!!
Witajcie!
Myślę, że dziś z podwójną zazdrością będziemy spoglądać na ośnieżone szczyty wokół dachu…
Dzień dobry. Nieprawdopodobnie piękny zakątek świata jak i fotki z niego. Majestat gór, błękit nieba i kolory ubrań ludzi.
Tak bez Gieni?

Kochani, dopiero teraz dotarłem do (działającego) komputera. Wszystko w porządku, co było do załatwienia, zostało załatwione, czekamy na efekty. Od wtorku powinienem być w domu.
W jakiejś głuszy siedzisz, pozazdrościwszy autorce wątku?
Piękne zdjęcia dachu świata , interesujący komentarz i refleksja : na dziwy ziemskiej przyrody można zapatrzeć się na amen . Góry , lasy , morza , wszędzie mozna znalezć coś ciekawego na pograniczu sensacji .Np : w morzu żyje ciekawa ryba , która w swoim zewnętrznym wystroju , ma dodatkową imitację oczu w okolicy ogona , po to ,aby zmylić potencjalnego drapieżnika . Czy to inteligencja ryby wymyśliła coś takiego ? To jest pytanie . A współczesny człowiek wyedukowany , nafaszerowany informacjami XXI wieku nabiera obrzydzenia do własnego wyglądu i na potęgę maluje gdzie się da własne oblicze i nie tylko .W Warszawskim tramwaju , paradował w spodenkach młodzian , który na łydce , miał wytatuowaną powstańczą kotwicę , orła w koronie i jakieś napisy . A jednej ze stacji telewizyjnych prezenter ma bez tatuażu tylko uszy .Jak to więc jest , że przyroda zadziwia swoją mądrością , a część naszego społeczeństwa zadziwia ,ale totalną głupotą . Dobry wieczór 🙂
Może po prostu natura uznała, że przeciętnemu człowiekowi należy się nie więcej inteligencji niż przeciętnej rybie?
Może , ale przecież to nie natura haftuje na łydce młodziana symbol kotwicy , tylko młodzieniec musiał dokonać jakiegoś wyboru np : kotwica , albo ryba (?) . Wybrał kotwicę i można domyślać się dla czego . Tylko gdzie tu miejsce na mądrość natury ?
Pożegnam się na jakiś czas. Proszę o poranne zastępstwo. Gieni trzeba jednak przypominać, żeby się pojawiła.
„Chyba już można iść spać

Dziś pewnie nic się nie zdarzy
Chyba już można się położyć
Marzeń na jutro trzeba namarzyć”…
Padam na dziób
Jeździliśmy dziś do Niles w Michigan na wiśnie
Nazbieraliśmy 64 kg i trzeba było coś z tym zrobić. Dziś, bo do jutra mogłyby zacząć fermentować. A szkoda by było 
W sumie… to nie robi mi to żadnej różnicy. Siostra męża chciała, żebyśmy nazbierali jej z 5 funtów, Mark (jeden z amerykańskich znajomych) prosił o 10 funtów. Czyli niecałe 7 kg dla nich, reszta nasza 


Facet, który nam to ważył stwierdził, że to jeszcze nic, bo na jutro mają zamówienie na 400 funtów (181 kg). Tylko… mają zamówienie, więc ci ludzie sami zbierać nie będą. I na 100%, to hurtownicy. Kupują, żeby potem z zyskiem sprzedać.
Z kolei kobitka u której płaciliśmy za wiśnie powiedziała nam, że pobiliśmy rekord sezonu
W sadzie mieszanina języków. Nawet słyszeliśmy polski, chociaż przeważał angielski.
I jeszcze takie drobne zdarzenie. Przyszedł taki młody. Miał może z pół mniejszego wiaderka… tak z 6 kg. Zapłacił, a potem przesypał to do torby i szedł do wyjścia. Jedna z Amerykanek zapytała go czy nie będzie tych wiśni mył i drylował. Odpowiedział, że nie. A ona na to: „Zwariowałeś!!!”… bez słowa wyszedł, wsiadł do samochodu i odjechał. Mój mąż się trochę wściekł. Co tę babę obchodzi, co kto zrobi z zebranymi owocami. Zapłacił i są jego!!! Może wszystkie wysypać na śmietnik!
Te wścibskie baby są wszędzie… W USA też…
Kiedyś, będąc na kempingu znalazłem niespodziewanie tuż obok piękną rodzinkę dojrzałych kań czubajek. Oczywiście tryumfalnie przyniosłem je do namiotu i zacząłem przygotowywać do zjedzenia. widząc to facet z namiotu obok, zaczął zaklinać mnie na wszystkie świętości, żebym tego nie jadł! a przynajmniej dziecku nie dawał!!!
A facetowi nie ma się co dziwić. Pewnie myślał, że nazbierałeś muchomorów
Witajcie!
Jak co tydzień w sobotę wypruwam zaraz po przebudzeniu na targ, po owoce, sery i chleb na cały tydzień. Dlatego w soboty witam się tak późno 🙂
Witajcie!
Dla wielu moich znajomych najszczęśliwszym dniem tygodnia jest piątek. Ja lubię niedziele…
Dzień dobry



Po bardzo długim weekendzie jutro do pracy
A tak fajnie było w domu
Miłego dnia życzę
Pięciodniowy weekend wydaje się być interesującą proporcją…
Chyba wszyscy korzystali dziś z pięknej pogody – a może biegną na dach świata?
Powróciłam… ale znad urokliwego stawu tym razem 😉
Byłaś może w B. u B.?
W samej rzeczy … i z B. 🙂
Witajcie!
Od jakiegoś czasu odnoszę wrażenie, że daty zmieniają się coraz szybciej…
Dzień dobry poweekendowo. Piękna pogoda za oknem. Zobaczymy co przyniesie dzień. A daty faktycznie zmieniają się coraz szybciej..
Zachwycające zdjęcia;) A cóż dopiero przeżywać to całym sobą!
Pięknie.
Udanego tygodnia dla wszystkich;-)
Dzień dobry. W dobrym momencie wracam, jeszcze się na kawkę załapałem 🙂
Teraz pobędę raczej na miejscu. Do sierpnia. Być może z weekendowymi przerwami.
Dobranockę dziś już nam zapoda Powrócony?
Już! Goście przemili, ale kompletnie niespodziewani się trafili. Za minut kilka.
Czołem wyspiarze.
Witajcie!
Dzień młynka – jak widać po zegarku…
A jednak koło południa. Teraz w takim razie trzeba będzie troszku popracować.
Dzień dobry

Ten tydzień mam paskudny i całe szczęście, że jutro (u mnie) środa… jak mówi stare powiedzenie „środa minie – tydzień zginie”… a to już środa…
Dzień dobry. Na południu Polski również trochę popadało. Jest pochmurnie i wilgotno. Zobaczymy co przyniesie dzień.
Witajcie!
Niebo nie ustaje w swych wysiłkach – nie ustawajmy i my!
Dzień dobry, a tutaj turyści różowiutcy i zadowoleni, bo od rana słońce. Ja natomiast tak sobie, bo pracuję po wschodniej stronie, a trudno się to robi w saunie.
A zastanawiałeś się nad przeniesieniem się z pracą do wanny?
Tylko musiałbym mieć wodoodporny komputer!

Otóż i fajrant. Burza przeszła bokiem, piekląc się raczej nad Mierzeją Wiślaną i Kaliningradem, ale popadało, a nawet pada dalej, dzięki czemu przyjemny letni chłodek po ciepłym dniu. Do przerwy jeszcze chwila!
Ale teraz to już przerwa bezapelacyjnie.
Witajcie!
Wyspani? Można z uśmiechem powitać nowy dzień!
Dzień dobry. Czy powodem tego uśmiechu jest pogoda za oknem?
Dzień dobry. Chłodno i przyjemnie, to może ja na początek poproszę panią G.?
Dzień dobry rześki i słoneczny 🙂 czas na drugą kawę…
A mnie się teraz spać chce…
W Koszalinie jest moja bliska Rodzina Maksjanów , w tym trzy malarki po ASP w Gdańsku i młodzieniec Michał , który aktualnie wdrapał się na szczyt Kaukazu Kazbek . Otrzymałem dzisiaj zdjęcia ze wspinaczki zadowolonego bratanka z Tbilisi i plany dalszych wspinaczek . Może Kaukaz nie jest dachem świata , ale podobno gdzieś na kaukazie spoczywa Arka Noego i warto jej szukać . Dobry wieczór 🙂
A to nie na szczycie Araratu osiadła arka?
Chyba tak , ale spierają się o to Gruzini z Armeńczykami , każda nacja chciała by Arką popływać , stąd te zaciekłe spory…
Oj, ze sporów na Kaukazie nic dobrego nie wynika.
Ale wspinaczka tam to osiągnięcie, pogratulować bratanka!
Dobry wieczór, po deszczu, a momentami nawet ulewie (jak raz musiałem wtedy wyjść, to wiem), jest bardzo przyjemnie.
Fajrant, a zaniedługo przerwa.
Dzień dobry

Jak dla mnie chłodniej oznacza w granicach 20C i dopiero wtedy jest OK 


Ale to jest coś za coś. Albo się dusimy z gorąca, albo płacimy…


U Was się ochłodziło, a u mnie ciągle żar
Mąż się cieszy, że od następnego tygodnia ma być chłodniej… ale jakie to chłodniej skoro w dzień poniżej 27C nie spada
Chociaż z drugiej strony… 35C (w piątek, czyli u mnie jutro) i 27C (środa), to faktycznie chłodniej
Niby padało i było bardzo mokro, ale już dawno wyparowało i trawa na większości trawników przyżółkła. W moim ogródku jest cały czas zielona, ale wolę nie pisać o ile wzrósł mój rachunek za wodę (właśnie go dostałam)
O rachunku za prąd wolę nie myśleć. Klimatyzacja chodzi na okrągło, więc znowu będzie okrągła sumka do zapłacenia
W Kolorado też gorąco. Córka znalazła sposób na oszczędności. Całymi dniami siedzi w pracy, bo tam chłodzenie ma za darmo. Szefowie się cieszą, że taka pracowita i bez mrugnięcia okiem płacą nadgodziny, a ona wraca do domu wieczorem, kiedy jest chłodniej i dopiero wtedy włącza chłodzenie. Ogromne rachunki za prąd ma z głowy
My nie mamy takiej możliwości. Mąż pracuje przy naprawie i instalacji klimatyzacji, więc i tak w pracy chłodzenia nie ma. Jak zainstaluje, czy naprawi, to jedzie na następną robotę, albo do domu… Także nawet nie skorzysta z naprawionego/zainstalowanego…
Och, to rzeczywiście pech z tą klimą. A może mąż mógłby chociaż z pół godzinki posiedzieć w chłodzie po naprawie, pod pretekstem sprawdzania, czy dobrze działa?
Klima ma to do siebie, że potrzebuje czasu, żeby schłodzić mieszkanie/dom. W pół godzinki nie zrobi chłodu, a czekać parę godzin, to szkoda czasu. W domu ma chłodno…
To co jest bardzo niedobre, to to, że się odwadnia w pracy. Ostatnio pracował na stryszku. Niziutki, rozgrzany i niesamowicie brudny. Wrócił do domu czarny jak Murzyn. Przez jeden dzień schudł o ponad 3 kg. Tyle z siebie wypocił. Potem napić się nie mógł, ciągle go „suszyło”. Poradziłam, żeby do wody dodał szczyptę soli himalajskiej (takiej różowej), bo ma ona najwięcej soli mineralnych…
W samochodzie też rzadko kiedy używa klimy, bo jak po takim mokrym ciele powieje chłodem, to jakiegoś paraliżu można dostać.
Czyli znowu „szewc bez butów chodzi”.
Coś w tym powiedzeniu jest…
przynajmniej dla mnie 
Dobrze, że nie jest lekarzem. Bo dalsza część tego powiedzenia nie brzmiałaby optymistycznie
Dzień dobry. Nie wyspałem się bo za późno się położyłem. Mam jakieś obawy dotyczące dzisiejszego dnia
Dzień dobry. Dzień jak co dzień, nie przesadzałbym z tym trzynastym 🙂 poza tym zaczyna się przyjemnie i chłodno, jak wczoraj.
Przesądna nie jestem, więc na pewno pecha mieć nie będę
To dotyczy tylko tych, którzy wierzą i bardzo czekają na jakieś nieszczęścia 
U mnie dzisiaj 13ty kwitnie i się rozkoszuje.
Rower mi zepsuli.
Fajrant. I przerwa, zanim piątek trzynastego wzniesie się do apogeum.
Na krakowskim Rynku (i w wielu innych miejscach Europy) odbył się wiec solidarności z politycznymi więźniami z Ukrainy więzionymi w Rosji. Niestety, ludzi nie było zbyt wielu, natomiast należy odnotować przychylną postawę Opatrzności. Wraz z ostatnimi słowami zakończenia (i dopiero wtedy!) lunęło jak z cebra!
Dobra(ha ha ha)noc.
Spokojnej (a w każdym razie – spokojniejszej)
…bry

Przeżyliśmy piątek trzynastego to i dalej jakoś pójdzie.
Przydałaby się nowa wycieraczka…
Ale póki co jakieś śniadanie.
Dzień dobry. Chyba odrobiłem zaległości spaniowe z całego tygodnia…
Witajcie!
Po zakupach i śniadaniu doszedłem do wniosku, że za wcześnie wstałem. Czy już świta?
Już kur zapiał!
Chcecie bajkę? Oto bajka (jak mówiła pchła-szachrajka) 😉
Zapraszam na nowe pięterko. Historyjka dość znana, ale przypomniała mi się po dzisiejszej rozmowie z sąsiadem…