Jak co roku, w Labor Day, wybraliśmy się pod namiot. Tym razem do Kettle Moraine, czyli w to samo miejsce co w maju. Jak co roku małżonek zapowiedział, że wyjeżdżamy najpóźniej o 9 rano… Nie wiem po co, skoro jedzie się tam 1,5 godziny, a zameldować się możemy dopiero o 15… Synek musiał iść w piątek do pracy i sprawa się sama rozwiązała. Jeśli nie poszedłby na minimum 4 godziny, nie zapłaciliby mu za wolny poniedziałek… Poszedł.
Dzień był upalny i ciężko było zapakować samochód. Pot lał się z nas strumieniami. A jeszcze drzwi boczne w samochodzie zablokowały się nam na amen… dobrze, że tylko jedne… W końcu wyruszyliśmy…
W Milwaukee zobaczyliśmy jakby mgłę nad miastem. Pomyślałam, że to ciągnie wilgoć od Lake Michigan… tylko konsystencja była jakaś dziwna… Syn sprawdził na swojej komórce i powiedział nam, że to palą się jakieś zakłady chemiczne. Ewakuowali mieszkańców z okolicy i walczą z trującymi oparami… ładna mgła…
Zanim rozlokowaliśmy się na polu namiotowym, byliśmy mokrzy jak po prysznicu. Oczywiście pobiegliśmy truchtem do łazienki… Nie dałam rady się porządnie umyć. W tych prysznicach nie ma regulacji temperatury wody, a leciał prawie wrzątek…
Przekąsiliśmy małe co nieco i polecieliśmy nad jezioro obcykać zachód słońca. Zastanawialiśmy się jak będziemy spać. W namiocie nie ma klimatyzacji…
Wstaliśmy z małżonkiem jak zwykle, czyli ok. 5. Łazienka (w prysznicu nadal ukrop), śniadanko… Po lesie snuła się mgła, więc polecieliśmy nad jezioro w nadziei na piękne zdjęcia. Nie było tak pięknie jak sobie wymarzyliśmy. Najpiękniejsze są zdjęcia mgieł snujących się pasmami, a to była jednolita szarość na wodzie…
Nasze dzieci wstały, jak na nie, bardzo wcześnie. Nawet nie trzeba było się z nimi szarpać. Tuż po 8 zjadły śniadanie… Zabraliśmy je na spacer po lesie. Nie podobało im się to. Syn stwierdził, że takie łażenie po chaszczach, to nie dla nich. Po jakich chaszczach?!!! Ścieżka ma prawie metr szerokości, a w miejscach, które mogą być podmokłe (ale nie były, bo susza), podłoże wyścielone jest drewnianą kładką. Całą ścieżkę przeszli w tempie ekspresowym i spokojnie czekali na nas na parkingu. Doszliśmy z małżonkiem do wniosku, że nie ma co uszczęśliwiać dzieci na siłę. Najpierw pojechaliśmy do sklepu (jak zwykle po lód), a potem odwieźliśmy je na plażę. Skoro chcą się smażyć, to niech mają co lubią, a my spróbowaliśmy obejść jezioro dokoła. Początkowo było wygodnie i fajnie, ale po kilku kilometrach ścieżka się skończyła i trafiliśmy na zwartą ścianę chaszczy. Próbowaliśmy to jakoś obejść, ale się nie dało. Z jednej strony bagnisko (uwalaliśmy tylko buty), z drugiej las, las i w dali jakieś domy (bardzie słyszeliśmy psy, niż widzieli zabudowania)… zawróciliśmy. Miałam podrapane nogi jakby mnie stado dzikich kotów napadło.
Gdy wróciliśmy do dzieci, zapytały co mi się stało. Z uśmiechem odparłam, że chodziliśmy po chaszczach 😉 Obcykaliśmy kolejny zachód słońca i do namiotu na kolację.
W niedzielę rano… tradycyjnie. Wstaliśmy z małżonkiem wcześniej. Również tradycyjnie – łazienka (ukrop w prysznicu), śniadanko i nad jezioro obejrzeć wschód słońca. Puściutko wszędzie… Amerykańcy nie zwykli tak wcześnie wstawać, a już na pewno nie na wakacjach. Tylko jakieś starsze małżeństwo zagrabiało plażę. Przebrałam się w strój kąpielowy i poleciałam do wody. Ależ było cudnie!!!! Mogłam odmoczyć to, czego nie domyłam 😉 W dzień nawet nie podchodzę do plaży. Odrzuca mnie ten tłum… łeb przy łbie i trzeba uważać, żeby kogoś nie rozdeptać… Żałowałam tylko, że w sobotę na to nie wpadłam. Mgła, nie mgła, woda jest ta sama…
Pogadaliśmy trochę z facetem, który zakopywał dziury zrobione przez dzieciaki. Zbierał też wszystkie śmieci, które wygrzebał z piasku. Powiedział nam, że może ze 30 mil stąd jest cudne miejsce – Holy Hill (Święte Wzgórze) i warto tam pojechać, bo widoki są cudne. Dodał jeszcze, że nawet jak się nie jest katolikiem, warto ten zakon obejrzeć (nie wiedział jakiego jesteśmy wyznania, a tutaj nie ma zwyczaju pytać o to obcych ludzi). Powiedział nam też, że kilka mil stąd jest jeszcze jedno miejsce do obejrzenia – Old World Wisconsin. I że jest tam równie cudnie. Pochwalił się też swoją żoną – Polką. Porozmawialiśmy również z nią. Po polsku zapamiętała niewiele. Jedno zdanie, które babcia jej często powtarzała: „Idź do domu spać” i parę pojedynczych słów: „dziękuję, dzień dobry, do widzenia”… Też fakt, że to jej rodzice pochodzili z Polski. Ona urodziła się w Chicago…
CDN…
Zapraszam na wędrówkę po wertepach Kettle Moraine, Wisconsin. Pocieszające, że nikogo nogi od tego nie zabolą

Jeszcze celem wyjaśnienia chcę dodać, że często używam określenia „dzieci”, ale nasze dzieci dziećmi od kilku lat już nie są
Córka – 33, syn – 30. Kilka lat temu przekazałam im „pałeczkę starzenia się” i to one są coraz starsze, w przeciwieństwie do ich rodziców
My ciągle jesteśmy młodzi…
Idę spać (u mnie dochodzi 1), bo czas najwyższy odpocząć.
Postaram się rano (u mnie) sprawdzić co napisaliście i odpowiedzieć na ewentualne pytania 

Miłego dnia życzę
Łaaadneee
Dzień dobry. Jedno, co mnie w tych zdjęciach uderzyło, poza – jak zwykle – wysoką jakością i rozmaitością tematów (rośliny! Grzyby! Robale! Ptaki!!! Susły! Zachód słońca!!!!!!!), to oświetlenie. Zupełnie inne niż na zdjęciach z innych wyjazdów, dużo ostrzejsze, rzekłbym, i jakby nieco chłodniejsze (chociaż to może akurat autosugestia). W każdym razie zieleń jest zupełnie inna, ptaki też. A co do nich, to wygląda, jakbyście pasącym się żurawiom robili zdjęcia z 2-3 m 🙂
Dzień dobry. Może oświetlenie inne, ale nauczyłam się podciągać balans bieli i pewnie stąd są te różnice. Poza tym małżonek kupił „polarki” i ciągle je zmienia robiąc zdjęcia. To też ma wpływ na ich jakość. Żurawie pozwoliły nam podejść dość blisko i wcale nie uciekały. To znaczy… te, które wylądowały w wodzie, były dość daleko, ale mój aparat ma dobry zoom. Te, które pasły się przy Visitors Center nie uciekały, więc podeszliśmy najbliżej jak się dało…
Zmykam do pracki.
DzińDybry:)) Piękne fotki, na tej z żółwiem w pierwszej chwili zobaczyłem aligatora :))
Bry
Aż popatrzyłam na tego aligatora
Może faktycznie z daleka tak to wygląda? Z tym, że byłby to aligator z antenką

Taki marsjański aligator? 😉
O tototo. Nie wpadłam na to, ale masz rację – marsjański aligator

Mnie zauroczyło wszystko.
.



Nawet zółtego jest trochę
Witajcie! Pracka mnie dziś dopadła 🙁
Fotoreportaż znakomity! Zdjęcia piękne, opowieść ciekawa!
Co to za złom drewniano-gwoździasty pływa w tym kanale z żółwiami?
Dzień dobry
Pięknie dziękuję za miłe słowa


Cieszy, że Wam się podoba mój reportaż z wyjazdu
Z okazji pierwszego dnia wiosny poszłam se do ogródka i trochę pomachałam szpadelkiem. I łopatką. I duuużooo myślałam… Nie wiem. czy nie ZA dużo 😀
To ja może spać bym poszła?

Dobry wieczór, właśnie skończyłem pracę na dziś, na szczęście (albo i nie) miałem parę przerw, dobrze, bo nie zapuściłem korzeni, odetchnąłem świeżym powietrzem i nie oszalałem, źle, bo przez to godziny pracy się przeciągnęły do tak późna. Właściwie to czas na dobranockę.
Zdechłe, dzień dobry… Tak mnie rozłożyło, że ledwie dycham…
Śliczne te chmury, urocze zwierzaki i piękne ptaki. Może taaak być?? 😀
A to to małe, zielone co na siatce siedzi, to Odorek zieleniak lub – jak kto woli – Cuchnący szczypiorek. Spróbujcie owocu gdzie ten pluskwiak zapuścił swą ślinę… Afffeeee, brrrr… Paskudztwo, nieszkodliwe
Lubi poziomki!! Się przekonałam.
Noo narka, może po południu polepszy się? Mnie, oczywiście.
Lubi poziomki! A więc nawet taki mały pluskwiak przejawia ludzkie cechy!
Zdrówka życzę Skowroneczku
Żebyś dychała sprawniej… i to jak najszybciej
A co tych małych siedzących na naszych rzeczach, to wiem tylko, że to robale
Nie znam się na tym zupełnie i wierzę Ci na słowo, że to odorek
Całe szczęście nie musiałam po nim niczego dojadać

Witajcie!
Oby po każdym pytaniu w następnym zdaniu pojawiała się prawidłowa odpowiedź! Chociaż… może wtedy byłoby nudniej?
O to, to!
Dzień dobry! Kawa się kończy, co to będzie, co to bę…
Trzeba zamówić kolejną partię.
Kolejny dzień i znów nie przelewki.
Przelewki to będą, jak ci zostaną tylko już użyte fusy…
Nieprzelewki ograniczają się na szczęście (?) (!) do pracy, do której zaraz się zabieram. Dzisiejszy dzień sponsoruje liczba 75
Już dziewiąta na zegarze. Idę działać, proszę Państwa.
A ja mam czwartek pełen niespodzianek. Najpierw się wyspałam. Potem Jakub wyraził zgodę na zjedzenie manny na mleku. Tak mnie zatkało, że zamarłam na dobre pięć minut. Ostatnio podobny cud miał miejsce jakieś dwanaście lat temu.
A teraz to chyba pójdę porządkować grządki w ogródku… Cudownie bezmyślne zajęcie.
Lampka zadziałała?

Zadziałała! Na obu, bo pies tak jakoś cicho siedział.
Dzień dobry

Ja też zaraz do pracki chociaż wolałabym zostać w domu
Ludzie to jednak są bezczelni.
Siedzę w pokoju, tuż przy wieeelkim oknie tarasowym, widać mnie na kilometr. W pewnej chwili widzę, jak do ogrodzenia podchodzi kilka osób i przez to ogrodzenie zaglądając bez żadnego skrępowania, gapi się w głąb, przez trejaż, bramkę w trejażu, aż po huśtawkę na samiuśkim końcu. Mało, że się gapi, to jeszcze palcem coś pokazuje i wymienia uwagi. No szlag mnie nie trafił tylko dlatego, że mi się nie chciało denerwować!
Wiem, wiem – jakbym miała, jak inni sąsiedzi, trawnik i żywopłot z tiu, to by nie zaglądali. Ale cholera, jakieś minimum przyzwoitości!
Trzeba będzie kupić firanki…
Widocznie doszli do wniosku, że będzie Ci przyjemnie, gdy tak będą podziwiać Twój ogródek
Niektórzy to lubią… 
Ja nie mam nic przeciwko podziwianiu mojego ogródka (no przecież!), ale tak po chamsku z tymi łapami, a ja tu siedzę im przed oczyma?
A w sumie… Przynajmniej jest co podziwiać 😀

Proponuję dubeltówkę, firanką nie postrzelisz gapia :)))
A nie, nie zabijać. Tylko tak głupio mi jak jacyś ludzie pod oknem stoją i sobie oglądają.
A przynajmniej byłaś w jakimś prowokacyjnym negliżu? 😉
No niestety nie. Dlatego przeżyli
U mnie czwartek niespodzianek trwa, więc chwilowo oddalam się i zajrzę na dobranockę.

Śpijcie dobrze, dziewczyny!
Dobry wieczór. Dzisiaj niemal z wywalonym jęzorem wyrobiłem normę, a potem, z zakładką może piętnastominutową zostałem wyciągnięty na musical „Zły” do Muzycznego wg powieści Tyrmanda (dowiedziałem się, że idę, jakąś godzinę przed spektaklem), dlatego mnie wieczorem nie było na Wyspie. Wróciłem wszakże.
I zaraz zapuszczam dobranockę.
Być może niektórzy z was odczuli dziś wieczorem problemy z dostępem. Nasz dostawca przenosił zasoby na nowe, wspanialsze rozwiązania. W momencie dostania maila o sukcesie migracji straciłem dostęp do strony; teraz udało mi się wejść dość okrężną drogą. Mam nadzieję, że do rana zmiany się rozpropagują po sieci i wszystko wróci do normy!
Mnie się udało wejść bez problemu. Ale u Was prawie rano
Witajcie!
Może akurat będzie lepiej? JESZCZE lepiej?
DzieńDobry:)) Dobre jest wrogiem lepszego, mawiali Starożytni Czukcze, a może odwrotnie ???
Może czukoccy starcy?
Dzień dobry mocno przelotne, bo po południu/ wieczorem czekają mnie rozjazdy, a norma nie buty, sama się nie wyrobi.
Za oknem bezchmurnie, przed oknem kawa, ale na szczęście piąteczeeek
Dzień dobry.
Jak to mawiają starzy wyspiarze: co się polepszy, to się popieprzy. Amen.
Dzień dobry
Zapraszam na dalszą część wędrówki po Kettle Moraine