dedykuję Mireczce w uznaniu pasji i relacji, zdawanych nam na Wyspie
a także Lucy i Donaldowi, którzy
a) wcale nie obserwują ptaków,
b) najpewniej tego nie przeczytają 😉
Lucy oparła się na łokciu i jęknęła w duchu. Już ponad trzy godziny leżała w szałasie, który wybudowali z Donaldem jako kryjówkę przed zwierzętami i ptakami. Pod konstrukcją z żerdek, osłoniętą gałęziami przygiętych drzewek, krzaków i – częściowo – siatką maskującą, mieściły się wygodnie dwie karimaty, dwa śpiwory, plecaki, a także to, co najważniejsze – wielka lornetka oraz cyfrowa lustrzanka z teleobiektywem na niewielkim trójnogu. Czaili się tu od dwóch dni, pozostawiwszy samochód na parkingu kilka mil dalej. Pracownik straży parkowej w brązowym kapeluszu i lśniącej od deszczu nieprzemakalnej pelerynie, jak zawsze kojarzący się Lucy ze strażnikiem Smithem z animowanego serialu o misiu Yogim, przywitał ich, pobrał opłatę za wstęp i parkowanie, a potem zaopatrzył w dwie mapki, na koniec ostrzegając przed niedźwiedzicą, która ostatnio była widziana w górzystej części terenu.
Na szczęście dobę później przestało padać, chmury się rozwiały, a na błękitnym niebie błysnęło słońce. Lucy i Donald liczyli na taki właśnie obrót spraw. Obserwowali ptaki od niemal dekady, wkładając w to całe serce i duszę, poświęcając każdą wolną chwilę, żeby wybrać się tam, gdzie mieli szansę dostrzec, a najlepiej – sfotografować nowy okaz do swojej kolekcji. Nie traktowali przy tym pierzastych stworzeń jako kolejnej pozycji do odfajkowania na liście. Wprost przeciwnie, za każdym razem znajdowali coś godnego zachwytu: czasem było to upierzenie, czasem głos, zachowanie, technika lotu, sposób zdobywania pożywienia… Dlatego teraz przyjechali aż tutaj, narażając się na przemoczenie, przeziębienie, komary, a w najlepszym razie niewygody biwaku na łonie natury.
Na internetowych forach, zrzeszających podobnych im pasjonatów, od pewnego czasu pojawiały się doniesienia o niespotykanym dotąd gatunku ptaka. Ci, którzy go obserwowali, nie byli w stanie podać żadnych szczegółów dotyczących wielkości, koloru ani głosu. Pisali tylko o niejasnych wrażeniach z obserwacji, towarzyszącym jej nieziemskim zachwycie i rozmytych wspomnieniach. Wielkości niedużego gołębia, a może sporego kwiczoła? Pióra… chyba różnokolorowe, ale tu zeznania przeczyły sobie, jedni mówili o tęczujących piórach na skrzydłach i raczej szaroburej reszcie upierzenia, inni zarzekali się, że widzieli błękitny grzbiet i jasnoszary brzuch, a do tego krwistopomarańczowe podgardle. Co do głosu zaś, to każdy mówił co innego. Wśród relacji pojawiało się zarówno nieprzyjemne skrzeczenie, jak i prześliczne trele, przypominające koloraturowy sopran. Nikt jednak nie dysponował zdjęciem ani nagraniem, ptak czekał więc na swojego odkrywcę. Właśnie tu Lucy i Donald dostrzegli swoją szansę.
Jeden z bywalców forum, posługujący się pseudonimem „dziwak22”, lekceważony przez większość użytkowników za snucie niewiarygodnych teorii, przeprowadził ciekawą analizę. Zaznaczył na mapie miejsca i daty obserwacji domniemanego nowego gatunku, potem połączył je linią, by wreszcie – jak to on – dojść do wniosku, że pierwsze relacje pochodzą z okolic elektrowni atomowej Mother Goose, a więc ptak musi być popromiennym mutantem. Został oczywiście wyśmiany, dyskutanci wskazywali, że promieniowanie prędzej zabije ptaka, niż zmieni jego genotyp, najwyraźniej nikt jednak nie popatrzył na mapę w taki sposób jak Donald. – Słuchaj, jeżeli widziano go wtedy tu, tu i tu… – wskazał na ekran – to czy za tydzień nie powinien pojawić się gdzieś… o, tu? Lucy aż podskoczyła, kiedy dotarło do niej, co miał na myśli mąż. Błyskawicznie podjęli decyzję: pojadą do parku narodowego Pennacooke, opiszą nowy gatunek i pozostawią swoje nazwisko w historii!
Leżała więc teraz w dość niewygodnej pozycji, ciesząc się, że nie leje, i wspominając inne okazy, które udało jej się dostrzec i uwiecznić: czaplę siwą, dzięcioła kosmatego czy bielika amerykańskiego. Niektóre z nich jakby same wleciały jej przed obiektyw, z innymi musiała się sporo namęczyć. Kolibry łatwo było zwabić, wieszając paśnik z mocno osłodzoną wodą, ale z drugiej strony spróbujcie złapać ładne ujęcie ptaka, który porusza skrzydłami od 10 do 90 razy na sekundę! Uśmiechnęła się sama do siebie i ponownie skupiła uwagę na pobliskich drzewach. Wyglądały na idealne schronienie dla stworzenia, którego szukali. Po kwadransie zerknęła na zegarek: nadszedł czas obudzić Dona. Popatrzyła na męża, głęboko śpiącego na legowisku obok niej, i delikatnie dotknęła jego ramienia. Obudził się natychmiast, jak zwykle czujny i w jednej chwili przytomny. Nauczył się tego przez lata, spędzone w czatowniach całych Stanów.
Wiedział też doskonale, że nie powinien się odzywać. Uniósł tylko brwi i spojrzał pytająco na żonę. Pokręciła przecząco głową, więc opadł na posłanie, przetarł dla porządku oczy i sięgnął po manierkę z wodą. Nie używali plastikowych butelek, które mogły w każdym momencie z trzaskiem wrócić do poprzedniego kształtu i spłoszyć wszystkie dzikie zwierzęta w pobliżu. Minęło kilka minut. Lucy zastanawiała się, czy nie zdrzemnąć się, pozostawiając Donalda na posterunku, kiedy coś w koronie najdalszego drzewa przyciągnęło jej uwagę. Wszystkie inne ptaki ucichły. „Czyżby drapieżnik?” Niewyraźny kształt przeskakiwał z gałęzi na gałąź, kryjąc się za bujnym listowiem. Lucy trąciła męża i gestem wskazała mu aparat. Oboje przywarli do okularów, wstrzymując oddech.
Ptak najwyraźniej wolał pozostawać w cieniu, toteż nie byli w stanie dostrzec go w całej okazałości. Wskoczył w końcu na konar tak, że spośród liści wystawała tylko głowa, i zaczął nią kołysać w lewo i w prawo. Wodzili za nim wzrokiem, poruszając tylko oczyma, oddychając najciszej, jak potrafili… aż poczuł się pewniej. Kilka podskoków i znalazł się wyżej, na prostopadłej, bezlistnej gałęzi, rozwinął skrzydła i nastroszył pióra na głowie. Uniósł wysoko dziób, a potem wydobył z siebie melodyjny tryl, i wreszcie rozpoczął coś, co mogło być tylko godowym tańcem. Rozwinął ogon i zaczął przedreptywać na gałęzi, a jego pióra mieniły się, kiedy promienie słońca padały na nie przez przerwy w listowiu. Zafascynowani obserwatorzy dali się uwieść temu spektaklowi, zachłannie spoglądając na migotliwą, wirującą w miejscu postać. Nie wiedzieli, ile czasu to wszystko trwało, a po wszystkim nie mogli przypomnieć sobie kształtu ani koloru… Byli jednak pewni, że właśnie widzą najcudowniejszą rzecz w życiu.
Kiedy ptak skończył, a oni oprzytomnieli, okazało się, że Donald zdołał nacisnąć spust migawki tylko raz, dopiero pod koniec tańca. Rzucili się do laptopa, na jedynym zdjęciu widniała jednak rozmazana, niewyraźna sylwetka. Nic z tego nie wynikało, a czas ich pobytu w parku dobiegł końca. Przełknęli gorycz porażki, spakowali się, dotarli do auta i ruszyli ku domowi. Nie rozmawiali ze sobą. Oboje zbyt dobrze wiedzieli, czym się to może skończyć: wzajemnym obwinianiem się o fiasko wyprawy i karczemną awanturą. Lucy wyłączyła radio szybciej, niż je włączyła – na samochodowym odbiorniku nie dało się złapać żadnej sensownej stacji. Dojechali do przeprawy, gdzie stanęli, czekając aż prom odbije od przeciwległego brzegu i zacznie leniwie pełznąć w ich kierunku.
Właśnie wtedy Lucy usłyszała ciche stukanie. Najpierw myślała, że to dochodzi z przodu, od strony stygnącego silnika, ale kiedy po chwili się powtórzyło, odwróciła głowę ku tylnej kanapie. Leżała na niej między innymi spora skórzana torba, w której wozili zazwyczaj termos i kanapki. To z jej wnętrza dochodził słabiutki dźwięk. Stuk. Drap-drap. Stuk-stuk. Teraz i Donald zwrócił uwagę na dziwne odgłosy. Jego żona wyszła z samochodu, otworzyła tylne drzwi i uniosła torbę do ucha. Cokolwiek znajdowało się w środku, ucichło. Porozumieli się wzrokiem, Don również wysiadł z auta, stanął obok żony i zabrał jej torbę. Zdecydowanym ruchem otworzył ją, przygotowany, że w środka znajduje się szczur lub jakieś inne, niekoniecznie przyjemne zwierzę, które zaatakuje jedno z nich albo błyskawicznie wyskoczy na zewnątrz, przyprawiając ich o zawał, a potem ucieknie.
Tymczasem nie stało się nic podobnego. Niemal zderzyli się głowami, zaglądając do środka. We wnętrzu torby, przytulone do ciepłego termosu, siedziało w skorupkach jajka świeżo wyklute pisklę. Pisnęło cicho i dziobnęło od środka w torbę, po czym nastroszyło piórka i popatrzyło na ludzi. Puchata, wiercąca się kulka z wielkimi czarnymi paciorkami oczu wzbudzała współczucie. Lucy pierwsza wyciągnęła dłoń i pogłaskała pisklaka po łebku. Przymknął powieki i poddał się pieszczocie, nawet nie próbując się bronić. – Don, zabierzemy go do domu! Umoszczę mu gniazdko na nocnej szafce, a potem sprawdzimy, co mu najbardziej smakuje. Patrz, prom jest już blisko. Mąż z ulgą wziął ją w objęcia. – Wiesz, nie znoszę takiej atmosfery. Nie udało nam się, ale mamy przynajmniej tego malca. Swoją drogą, ciekawe, jak zawędrował do naszej torby. Przez cały czas leżała przecież w szałasie!
Z tylnego siedzenia dobiegło cichutkie „ku-ku”.
_________
Tekst chroniony prawem autorskim, opublikowany na blogu madagaskar08.pl . Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie i przedruk tylko za zgodą autora.
PS. Mam dzisiaj trochę biegania, ale postaram się jak najczęściej wskakiwać na Wyspę.
Witaj Kwaku
! Wielkie brawa, bo tekst jest wdzięczny, lekki i z odpowiednią dozą humorku !


„Kuku”. !
A dedykacja ? w sam raz !
Trochę opisowy, znaczy dialogów niewiele, ale skoro obserwatorzy ptaków, to raczej milczą, niż gadają.
Na pewno obserwatorzy nie gadają
Wiem to z doświadczenia. Nawet taka gaduła jak ja milczy, żeby nie płoszyć
A ptaki, jak i inne zwierzaki mają dużo lepszy słuch niż my, ludzie…
Mnie dialogi nie są w opowiadaniu potrzebne, bo opisy sytuacyjne doskonale je zastępują
Dzień dobry
Bardzo udane opowiadanie
Wprawdzie, z tego co wiem, kukułki nie podrzucają jajek do toreb samochodowych, ale co tam… W dzisiejszych czasach wszystko jest możliwe – nawet kukułki termosowe 😉
Dziękuję
To jest kukułka nowej jakości, kukułka-mutant i my tą kukułką nie mówimy jeszcze ostatniego słowa.
Czyli Darwinizm w czystej postaci. Zamiast szukać, coraz rzadszych, gniazd ptaków lepiej kukułkom podrzucać jajka do, coraz częstszych, kabin samochodów 😉
O – to – to właśnie. Skoro człowieki są takie uprzejme i się zajmą pisklakiem, dlaczego nie skorzystać?
Człowieki się coraz bardziej rozpychają, a z drugiej strony – ” bracia mniejsi”. Samo życie
Opowiadanko smakowite. Ciekawe, czy Miralka sprawdza dokładnie swoje torby po powrocie z wycieczek…
Swoją drogą, synantrop skojarzył mi się z początku z prachińskim człowiekiem – sinantropem, czyli pithecantropus siniensis…
Tak, to podobne słowo 🙂
Opowiadanko, jak pisałem, trochę zbyt treściwo-opisowe, brakuje dialogów, ale smaczkami starałem się troszeczkę doprawić.
Jestg ok. Kwaku ! W tym opowiadanku wszak nie o dialogi idzie 🙂
Po niektórych wycieczkach sprawdzam co się da, ale nie w poszukiwaniu jajek ptasich, a na ten przykład kleszczy… też są emocje, tylko trochę innego rodzaju

No i kleszcze nie kukają. Może powinienem dodać „niestety”.
Na pewno niestety, Mistrzu Q. Gdyby taki kleszcz kukał, albo wydawał inne dźwięki, łatwiej byłoby zarazę zlokalizować i utłuc
A tak po łażeniu po różnych wertepach i krzakach, trzeba dokładnie przejrzeć wszystko. Bo to malutkie paskudztwo i może się zaczaić byle gdzie…
I w sumie nie tyle sam kleszcz jest groźny, ile te różne choróbska, które przenosi…
Dzień dobry ! A Jo gdzie? przeżyła te kataklizmy ?
Może jeszcze dożyna jakąś wrogą watahę?
Raczej wroga wataha dorżnęła mnie.
A, właśnie wskoczyłem na szkice.
Kochani, wybywam na dłuższy czas – parę godzin zapewne. Dam znać, jak wrócę. No chyba żeby mi się udało z telefonu zerknąć na Wyspę.
Dzień dobry
Muszę co prawda lecieć do pracy, ale nie mogłam się powstrzymać, żeby nie przeczytać opowiadanka
Dziękuję Mistrzu Q za piękną dedykację tak cudnej opowieści

A ja właśnie wróciłem. Proszę bardzo, cieszę się, że się podobało opowiadanie, pamiętaj jednak, że pewnie by nie powstało, gdyby nie Twoje relacje
Uważam, że zadziałało to słowo, co zawsze zapominam i Mistrz Tetryk mi musi przypominać – znaczy że wzajemnie na siebie wpłynęliśmy i każdy coś z tego wyniósł nowego i zyskał.
DzińDybry:)) Kochanie, czy cytryna ma nóżki ??? Nie ??? W takim razie wycisnąłem kanarka do herbaty :))
Dzień dobry
Moją strategią przetrwania jest dobra kawa z rana.
Potem łatwiej się zmagać z życiem 😉
Zapraszam na kawę
Witajcie!

Sam nie wiem, czy obkładać się masełkiem, czy skwareczkami, czy liczyć na to co się wytopi – byle się nie przypalić!
Jakby się wytapiało, to zacisnęłabym zęby i jakoś wytrzymała. Ale się cholera nie chce wytapiać. Tak przynajmniej twierdzi moja waga łazienkowa – ta, co notorycznie popełnia samobójstwo.
Dzień dobry, dzisiaj mam zamiar zabrać młodych ludzi (Juniora z kolegą) do akwaparku, ale to po południu.
Tymczasem, oczywiście, kawa (gratisss!).
Dzień dobry ! Strategia przetrwania ? Nie wychodzić z domu, zamknąć okna i włączyć klimę, jeśli sie ją ma. Jeśli nie – wanna z zimną wodą.
Właśnie planuję po południu zabrać chłopaków do basenu z zimną wodą. Jedyne, co mnie martwi, to że przy tej pogodzie więcej ludzi na to wpadnie.
Sierpień – cieplutko i coraz bliżej Wielkanoc
Aż się boję myśleć…
Dzień dobry

Jak widzę macie taką pogodę jak ja, czyli pali i smali
35
Nie wiem, ile w cieniu, bo u mnie nie ma cienia.
Na szczęście podłoga chłodzi.
Haha, akwapark. Służba zdrowia i szpital. Była kardiologia, teraz jest interna. Właśnie wróciłem.
Auu! Kto tym razem? Nadal ciocia?
Onaż sama. W dodatku nic nikomu nie powiedziała, oprócz jednej koleżanki, więc niewiele brakowało, żebym się zaczął do niej włamywać (skoro nikt nie reagował na telefon i dzwonki do drzwi…)
Ładniusia ta kolorowanka na dobranoc
No to idę spać, może da się. 
Witajcie!
te 20 oC, jak z rańca, to był bardzo dobry wynik…
Dzień dobry. Czas wstawać i kawać.
A burze, przynajmniej w naszej części Polski, zapowiadają na wczesne popołudnie.
DzięDobry:)) A ku ku :)))
Dzień dobry! Czyżbyś się podrzucił na Wyspę w czyjejś torbie na kanapki?
Podrzuciła mnie Benaczechina :)))
Dzień dobry
Niestety, temperatura rośnie i znowu ma być w granicach 30C… czyli jak od ponad tygodnia
I tak ma być nie wiadomo ile jeszcze czasu, bo w prognozach na najbliższe 10 dni zmian nie ma… Codziennie tak ok. „trzydziestki” (28 – 32C). 
U mnie na razie chłodno (tylko 17C) i mogłoby tak zostać na dłużej
U nas ciepło, nawet bardzo ciepło, ale znośnie. Jak patrzyłem na prognozy IMGW, to pomorskie było bodaj jedynym województwem, w którym NIE będzie upałów wyższych niż pierwszy stopień.
Udało się dzisiaj zabrać Juniora z gościem do akwaparku, hura!
Zapytałabym jakie masz znaki szczególne ręcznika na przyszłość, hehe, może nie będę chlapać
Ręczniki zostawiliśmy w szafkach, tak się kamuflujemy, ha!
o inne znaki szczególne nie zapytam
Alei tak pewnie nie szybko powtórzymy wyprawę, jednak nad jeziora bliżej i ciszej
Też wychodzimy z tego założenia, dlatego w sobotę CHYBA wybywamy w jedno miejsce, a potem w niedzielę za tydzień w drugie. Mam nadzieję.
Nad Krakówkiem grzmi, błyska i leje! Opiekanie litościwie zamieniono nam na obgotowywanie…
Front sięga od Płocka do Tatr, u nas nic się nie zapowiada, a w sumie może by się wygrzmiało, wybłyskało i by trochę się oczyściła atmosfera po tym upale?
Aaach, pomokłabym
Zapalę już lampkę, bo miałam dziś nieco zbyt bliski kontakt
z medycyną, a bardzo nie lubię
Dzień dobry. Kawa bardzo wskazana, albowiem długo to ja dzisiaj nie spałem, siłą rzeczy. Za oknem już upał, tak jak u Bożenki, podejrzewam (pokój ma okna od wschodu).
Oooo… nie przywitałem się jeszcze? Co za młyn…

Witajcie!
Dzień dobry! Tu też młyn, podróżnicy wstali, rozpakowali się, pranie nastawili…
Dzierń dobry !
Jak młyn, to co mielą ? 
Kurczę, dobre pytanie. Powiedziałbym, że kukurydzę na mąkę, żeby zrobić nachos
Młyny historii mielą głównie ludzi… młyny histerii też, choć na ogół na szczęście na mniejszą skalę
Trafiłeś w samo sedno z tymi drugimi.
Między innymi dlatego zmykam na jakiś czas.
Dzień dobry
Raz że wczoraj miałam ciężki dzień, a dwa, tak przed 4 nad ranem dwa szopy się tłukły. Na noc okna otwarte, to i było je dobrze słychać
Darły się tak, że nawet mnie obudziły…
Ja dzisiaj też przemielona
DzińDybry:))) Zrobiłem sobie gorąca kąpiel, wyszedłem z wanny jakiż miły chłodek :)))
No to mamy nowego Haruna ar Rashida !~Niech nam żyje .Ku chwale Ojczyzny. A może lepiej brzmi ” obwoźny prezydent „?
??? A czemu Harun? Przebiera się za zwykłego człowieka i podgląda życie współobywateli incognito?
Harun a’rebours – przebiera się za męża stanu!
Mógłbyś uprzedzać. Oplułam ekran.
..ja też
Bo obiecał wędrówki po kraju. Powinnam była napisać, że to kieszonkowy Harun ar Rashid
Wędrówki Szyszkowego Dziadka?
Zmykam na grilla, pozwoliłem sobie zostawić pięterko 😉 Miłej wspinaczki!
Supper ! Coś miłego dzisiaj