Koliberek rubinobrody… cudny malutki ptaszek. Jego wielkość to 7-10cm. Trudno mi powiedzieć dokładniej, bo różne źródła różnie podają. Na polskiej Wiki jest 8-10cm, na angielskojęzycznej 7-9cm. W sumie to i tak nie ma znaczenia, bo gołym okiem widać, że jest malutki. Kolibry należą chyba do najmniejszych ptaków świata. Są niesamowicie szybkie. Czasami trudno za nimi nadążyć wzrokiem. Kilka zwodów i niknie nie wiadomo gdzie… I chyba dlatego jestem dumna, że udało nam się złapać je w locie. Fakt, że często przez przypadek…
Nie tak dawno oglądałam w telewizji film o koliberkach. Właśnie takich, rubinobrodych. Co prawda nie wszystko zrozumiałam, bo te angielskie fachowe nazwy są często czarną magią dla mnie, ale zupełnym zaskoczeniem była dieta tych ptaszków. Do tej pory myślałam, że żywią się one głównie nektarem kwiatów, a dowiedziałam się, że równie dobrze wcinają muszki i pająki. Jest to dla nich wspaniałe uzupełnienie diety.
Podziwiam te maluchy. Co roku przemierzają nawet 900 mil (1440km) ze swoich zimowisk na lęgowiska (czyli z Zatoki Meksykańskiej do Kanady). A przecież nie mogą one wykorzystywać prądów powietrznych, jak inne, dużo od nich większe ptaki. Muszą cały czas machać skrzydełkami!!! Niektóre przelatują Zatokę Meksykańską, a mała nie jest. Przed taką podróżą jedzą na potęgę. Potrafią przytyć do dwukrotnej swojej normalnej wagi. Do tak długiego przelotu bez odpoczynku potrzebują dużo energii.
Na wspomnianym filmie dowiedziałam się również, że w nocy koliberki zapadają w letarg. Obniża się ich temperatura ciała, zwalnia oddech, bicie serca… po prostu zasypiają. Budzą się rano strasznie głodne… wtedy jest je najłatwiej „obcykać”. Lecą do kwiatów, czy karmników i jedzą nie zwracając zbytnio uwagi na otoczenie. Tylko trzeba do nich dotrzeć przed wschodem słońca…
Jak widać, zaznacza się u nich dymorfizm płciowy, czyli samiczka znacznie różni się do samczyka. Oczywiście samczyk jest pięknie ozdobiony, ale jak zauważyłam, ta ich „rubinowa broda” nie u każdego jest taka sama. I nawet nie wiem od czego to zależy…
Koliberki są bardzo terytorialne. Walczą między sobą o lepsze żerowiska. U Wendy i Jima są trzy pary (chyba) i przy karmnikach trwa wieczna wojna. Jeszcze jeden nie zdąży się porządnie najeść i już go goni inny koliberek. Ostatnio mało mi na głowę nie wpadły, tak zawzięcie walczyły. Gdybym się nie uchyliła, pewnie któryś wylądowałby mi na nosie. A tak usłyszałam tylko furkot skrzydełek tuż przy uchu…
Wendy opowiadała nam, że one wcale się jej nie boją. Gdy nalewa im tego „nektaru” (woda z cukrem) do poidełek, to latają jej nad samą głową i tłuką się, kto pierwszy się napije. Aż jej zazdroszczę…
Nie tak dawno u Sandy zauważyłam parkę koliberków latających przy podjeździe. Powiedziałam o tym Sandy. Zauważyła je wcześniej i jak mi powiedziała, próbowała znaleźć ich gniazdko. Nie znalazła… Oczywiście ja musiałam… mój charakterek nie pozwolił mi odpuścić. Stałam dłuższą chwilę i patrzyłam gdzie najczęściej siadają, jak się przemieszczają…
Wypatrzyłam!!! Podeszłam bliżej… nisko nie było, ale mój aparat ma całkiem niezły zoom. Poleciałam oczywiście do Sandy. Oboje ze Stevenem byli niesamowicie zdziwieni, że mogłam takie maleństwo znaleźć. Też fakt, że byłam dumna jak paw… Szkoda, że nie będę mogła śledzić jak te małe dorastają… Sandy i Steve przeprowadzają się na Florydę, a przecież nie mogę leźć do cudzego domu zobaczyć co z młodymi… Sandy zapraszała mnie z mężem do nowego domu, ale nie wiem czy się wybierzemy. To daleko od Illinois…
U Wendy i Jima udało mi się w końcu „ustrzelić” samczyka. Nie wiem dlaczego tak trudno go złapać w kadr. W sobotę zabrałam nawet swojego małżonka, bo jego aparat jest lepszy i miałam nadzieję na lepsze zdjęcia. Jak na złość przez ponad godzinę czatowania, ani jeden się nie pojawił. Byłam wściekła. Co prawda Wendy powiedziała nam, że możemy do niej w każdej chwili przyjechać, a Jim bardzo mojego męża lubi i też chętnie go u siebie widzi, tylko nie wiem kiedy znowu znajdziemy czas. W tygodniu oboje pracujemy, a w weekendy… różnie to bywa. Tym bardziej, że do nich mamy ok. godziny jazdy samochodem, czyli to dość daleka wyprawa… Na razie cieszę się z tych zdjęć samczyka, które mam…
Mogę jedynie dodać, że koliberki mają przekichane. Jako najmniejsze padają ofiarą niemal wszystkich ptaków i drapieżnych ssaków. Też prawda, że niewielu potrafi je złapać, ale wieczorową porą, gdy śpią, są łatwym łupem… Aż żal…
Podzieliłam na dwie części te zdjęcia. Mam ich jeszcze więcej, ale jak są do siebie bardzo podobne…
Doszłam do wniosku, że za długie wyjdzie, a jak ktoś zainteresowany, to sobie informacje „wygoogla” 
Proszę zapoznać się z najmniejszym ptaszkiem jakiego kiedykolwiek w życiu widziałam
Może dałam mniej wiedzy encyklopedycznej, ale chyba mi wybaczycie
Dziś posadziłam rabarbar. Wydarłam dwa małe „krzaczki” z ogródka Virginii. Ciekawe czy się przyjmą… Sadziłam w czasie deszczu, także nie podlewałam… Wróciłam do domu mokra na wylot
Lubimy rabarbar… z kilku łodyżek zrobiłam kompot. Kwaśny i dobry
Reszty nie tnę, bo chciałabym, żeby się u nas zadomowił 
a jutro (w sobotę) trzeba wszystko zrobić, bo na niedzielę planujemy te wiśnie
Też będzie trochę roboty, bo przecież nie można na zbyt długo ich zostawić.
Poczytam jak Wam się podobały moje koliberki rano (u mnie) 
Idę już spać, bo u mnie prawie północ
Miłej soboty życzę
Dzień dobry!
Ładny ten koliberek. Dla mnie to takie egzotyczne zjawisko z filmów z dzieciństwa. Aż trudno uwierzyć, że istnieje naprawdę i to u kogoś w ogrodzie, a nie w jakiejś dżungli amazońskiej 😉
Witam:))) Piękne:)) Ktoś nazwał kolibry fruwającymi klejnotami, nie ma w tym przesady. Zwłaszcza na tych zdjęciach :))
Zdjęcia, jak zwykle, nie oddają całego uroku tych ptaszków. Szczególnie w słońcu przepięknie się mienią
Brzuszki są po prostu białe, ale te grzbiety!!! Wyglądają jak szmaragdowe!!! O rubinowych gardełkach nie wspomnę 
Dzień dobry

Cudne te maleństwa i te gniazda… A z czegóż one je budują?? Taż trza mieć sokoli wzrok, żeby je dostrzec wśród gałęzi!!
Mirelko, masz jakieś specjalne okulary czy cooo
Dobry zoom w oczach i aparacie
Też fakt, że Sandy i Steven nie mogli uwierzyć, że faktycznie to gniazdko znalazłam
Szukali go przez kilka dni. I w sumie nie dziwię się, że nie znaleźli. Bez koliberków, które pokazały mi drogę, do tej pory bym tego gniazdka szukała

Witaj Skowroneczku
Trudno mi powiedzieć jak, ale zawsze wypatrzę gniazda ptaków. To jak zboczenie
Po prostu zwracam uwagę jak i gdzie latają. Rzadko który ptak leci prosto do gniazda. Nie chce pokazać drogi drapieżnikom. Trzeba je po prostu obserwować, a każde można znaleźć 
Nie za bardzo wiem z czego budują te gniazda… a co do wzroku… hmm… bez okularów jestem ślepa jak kret, a że ich nie lubię, to ciągle zapominam założyć
No właśnie, obserwować, i to jeszcze takiego małego i tak szybko latającego ptaka jak koliber! Toć ja mam problem, żeby prześledzić, jak latają szpaki, wróble czy sójki (no fakt, wyjątkowo ciche i skryte ptaki), a co dopiero kolibra! Znikają mi między drzewami i krzakami, jak chcą!
Nie tylko Tobie znikają z pola widzenia. Mnie też
Ale jak człowiek uparty jak osioł, to w końcu się dopatrzy
Czasami cierpliwości brakuje…
Aaa widzisz, cierpliwość. Tu jest pies pogrzebany…
Piies? A jaka rasa?

Norrrrdycka rasa!
A gdzie „psia krew”?

Dzień dobry

Bardzo, bardzo się cieszę, że Wam też te koliberki się podobają. To prawdziwe klejnociki. Samiczka niby mniej ubarwiona, ale na grzbiecie, ten zieloniutki kolorek jest z widocznym połyskiem. Na zdjęciach tego dokładnie nie widać, ale w słońcu mieni się takim metalicznym blaskiem. Po prostu cudo!!!
Dzień dobry 🙂 Przepiękne zdjęcia Miralko, ptasia biżuteria, ależ Wy tam macie różnorodność ptaszków w tej Hameryce, tylko pozazdrościć 🙂

Witaj Miśku
Moje ulubione – kraska i żołna są bajecznie kolorowe!!! Zimorodek wygląda jak niebieściutki klejnocik, a dudek? Z tym swoim pięknym czubem na głowie? Prześliczny!!! Mogłabym tak długo wymieniać
Może nie są tak małe jak koliberki, ale równie piękne 
W Polsce też takich klejnocików nie brakuje
Dudka w Polsce nie widziałem, tylko w Turcji.
Ja w ogóle nie widziałam na żywo. Tylko na zdjęciach

Aż zazdraszczam
A to akurat było bardzo fajne, bo łaziliśmy sobie po ośrodku wypoczynkowym na wczesnowieczornym spacerze, aż tu patrzę, latają, czy bardziej nawet podfruwają takie nieduże, jasnobrązowe ptaki, wielkości może gołębi, ale przecież nie tego kształtu. I tak sobie fruwają, goniąc się, między krzakami, a siatką zabezpieczającą boisko przed wypadnięciem piłki. Dopiero po chwili zauważyłem, że jeden z nich, siadając na siatce, rozkłada i składa czubek – i wtedy już wiedziałem, co to za ptak. Przy okazji dowiedziałem się od miejscowego, że dudek po turecku nazywa się „ibibik”. Co język, to nazwa oparta na powtarzających się dźwiękach – po łacinie przecież „upupa epops”, a przynajmniej tak było napisane na okładce płyty kabaretu „Dudek”
Takie piękne spotkania… Miło powspominać
Muszę skosić trochę trawy, bo już się w niej powoli zaczynają tygrysy bengalskie lęgnąć… Dam znać, jak wrócę.
To może przy okazji skosisz i moją
Nie ma kiedy i nie ma komu tego zrobić. Albo my w pracy, albo leje
Tam już nie tylko tygrysy bengalskie mogą się zalęgnąć, ale i słonie indyjskie miałyby niezłą kryjówkę

Jak tylko będę w pobliżu, chętnie skoszę. Macie kosiarkę na prąd, czy spalinową? Czy może mam własną przywieźć???
Kosiarkę mamy na prąd (kontakt na zewnętrznej ścianie domu w ogródku), taką żyłkową. Bo ogródek tak wielki, że taką normalną, dużą, to nie byłoby gdzie wykręcić
W sumie to robota na 10 minut… skoro już parę razy kosiłam trawę nożyczkami i zajmowało mi to ok. godziny…
Ale nie umiem obsługiwać i nie lubię tej naszej kosiarki…
Jakoś trzeba sobie radzić 
Nożyczkami jeszcze nie kosiłam, ale wszystko przede mną
No co?

Minęła (u mnie) 8 rano, więc czas się za coś brać, niestety



Trudno przesiedzieć przed komputerem cały dzień
Także do popotem
Będę naglądać na Wyspę
A ja w ogóle nie rozpoznaję ptaszków

To znaczy, no srokę rozpoznam, zwłaszcza po dźwięku o szóstej rano… Bociana… Znaczy bociana nie po dźwięku, tylko po wyglądzie. Te małe szare to mi się mylą dokumentnie. Ale raz widziałam dudka, na swoim własnym polu. Ładny był, skubaniec. W starym domu miałam przed oknem kuchennym jabłonkę ozdobną i mi tam cała masa takich kolorowych siadała, no to sie gapiłam, ale co to było??? Nie mam pojęcia…
A, teraz jeszcze bażanta rozpoznam, bo mi się pod oknami kłócą z upodobaniem.
Dzięcioła też rozpoznasz i sowę, i jaskółkę, i sikorkę

Jeszcze sarenki czy jelenie/daniele nooo i zające!! I co z tego, że to nie ptaki
Srokę (wkurzoną) potrafię względnie dobrze naśladować
ale nie o szóstej rano.
Sikorka jest niebiesko-żółta, jakby była kibicem Arki Gdynia.
Sójka jest beżowo-brązowo-czarno-biała z niebieskimi fragmentami na skrzydłach, no i z czubkiem na głowie.
Jemiołuszka też ma czubek, ale jest raczej brązowa, czy też bura, no i mniejsza od sójki.
Szpak jest ciemnobrązowy w plamki.
Kos jest cały czarny z żółtym lub pomarańczowym dziobem.
Gil ma czerwony brzuch.
I tak dalej, i tak dalej.
O, szpaka też znam. Chyba… I gila zdaje się widziałam zimą. Ale najlepiej wychodzą mi te bociany, kaczki (ale jako jeden gatunek), na podwórku to i kurę rozpoznam, z indykami daję sobie radę (zwłaszcza przed Bożym Narodzeniem…), gęś też mi nie obca. Kuropatwa wiem, jak wygląda. No ludzie – ja po gastronomii lecę! Poza bocianami.
A, no i łabędzie. Spoko.
A co do sowy…
Miałam znajomych, Włochów. Mieszkali w 300-letnim domu, z freskami na ścianach. I tam był ogród, stary jak ten dom. Mieszkały tam sowy i żółwie. I oni nigdy sów nie widzieli. Słyszeli, ale nigdy nie widzieli. Przez jakieś 15 lat.
Pojechałam do nich na wakacje. I od drugiego wieczora widywałam sowy regularnie. Prawie mnie znienawidzili 😀
Kiedyś na działce u rodziny Małżonki siadła taka sowa, na gałęzi tuż obok domku i darła ryja w sposób niesamowity, nie do odtworzenia, wszyscy byli tym przerażeni. Wyszliśmy z takim jednym kuzynowiczem, który natychmiast ochrzcił ptaka „poćwir”, i usiłowaliśmy ją skłonić do zmiany lokalizacji, ale gdzie tam. Nawet jak świeciliśmy mocnymi latarkami, to tylko głowę odwracała o 180 stopni i dalej się darła. Potem ktoś tam doszedł chyba, że to była pójdźka?
Pójdźka i nie poszła? No wiesz co? Bezczelna!

A bez!
Hi,hi… do przypalonego garnka wlać colę, podgrzewać energicznie mieszając… Wylać colę, umyć garnek!
Oglądnęłam na Onecie! Działa!!
Można przypalać
Ha, jeszcze jedno praktyczne zastosowanie coli!
Po usuwaniu rdzy z kłódek?
Waldemar Łysiak w „Asfaltowym Saloonie” wspominał również o odkręcaniu zapieczonych świec samochodowych…
Odgazowana sprawdza się też na uspokojenie żołądka przy wymiotach 😉
Co do śrubek – był taki program Pogromcy Mitów, o ile pamiętam, wodą poszło im tak samo jak colą, za to zęby cola szybko rozpuszcza 😉
Nie rozpuszcza zębów, a barwi na brąz
Też oglądałam ten program…
A racja 🙂 Tylko demineralizuje 🙂
Kolibrem byłam zafascynowana od dzieciństwa, od pewnej ilustracji w atlasie ptaków… nigdy nie widziałam go na żywo i szczerze zazdroszczę 🙂
Cudnie je złapałaś Miralko.
Dziękuję Bezetko

Jak mi się w końcu uda, to pokażę filmiki z tymi kolibrami, które nakręciłam swoim aparatem. Będzie prawie jak na żywo
To ja dobranoc na dzisiaj mówię. Bardzo wyczerpane dobranoc.
Witajcie!
Koliberki prześliczne! W Berlinie z ptaków obserwuje dużo wróbli, których w Krakowie jest coraz mniej…
Odezwę się w poniedziałek, bo jutro wrócę późno.
Witaj Ukratku

Dobrze, że już wracasz
…bry…
Kot łazi i miauczy od kwadransa.
Wszyscy go słyszą, poza moim mężem.
Jasiek nawet wstał i pofatygował się na dół uzupełnić michę.
Kot łazi i miauczy. Znowu. Wyjść chce.
Wszyscy go słyszą. No PRAWIE.
Zgadnijcie, kto jest miaukoodporny?

„Kot miauczał? Ale nasz? Od pół godziny? NO COŚ TY???”.
Twój małżonek, Jo, ma taki sen jak ja
Jak już zasnę, to można mnie z łóżkiem wynieść na dowolną odległość… i tak tego nie zauważę
Miauczenie kota? A kto by to słyszał? Oczywiście wiadomo, mój małżonek. Bo on tak na prawdę nigdy nie śpi, ma tylko zamknięte oczy. Najlżejszy szmer go budzi
To jakie to spanie? 
DzieńDobry:)) Mam podobnie, wystarczy szelest wiatru i otwieram oczy. Podziwiam tych potrafiących spać na kamieniu :))
Dzień dobry. Co do uodpornienia na różne dźwięki, to mnie się co jakiś czas wydaje, że uodporniłem się na poranne skrzeczenie mew. Aż do chwili, kiedy rzeczywiście nie zaczną skrzeczeć.
Zmykam na świeże powietrze, dam cynk, jak wrócę.
Ciekawa jestem, czy Wam też się otwiera i czy coś widać

Jeśli tak, to znaczy, że jestem niesamowicie „mondra”, bo sama doszłam jak i co
Dzień dobry. Widać! Zaraz zagnieżdżę w Twoich postach!
Dzięki Mistrzu Q

A tak w ogóle, to w tle słychać trele kardynała. Darł się niesamowicie… to znaczy pięknie śpiewał
Zobaczyłam 4 filmiki i jak to u Ciebie -super
Dziś w Krakowie szaro,buro i ponuro ,poranna kawa niewiele pomogła ,ciężki dzień .Rano oglądałam polskie ptaszki a po obiedzie Twoje …trochę mi to poprawiło nastrój ,pozdrawiam Ciebie i Wyspiarzy 
Ja też już spać pójdę.

Brawa za filmy dla tej Pani!

Wróciłem cało, choć z przygodami – o których opowiem wam w następnym odcinku 😉
Dzięki Ukratku
Dzień dobry
No i padam na dziób
Nazbieraliśmy w godzinę (we trójkę) 88 funtów, czyli ok. 40 kg
Wróciliśmy około 16 i dopiero teraz usiadłam. Coś trzeba było z tymi owocami zrobić. Część popakowałam do zamrażarki, część przesypałam cukrem na powidła, a reszta poszła do gąsiorków na nalewkę. Potem jeszcze trzeba było posprzątać kuchnię, bo te wiśniowe bryzgi jak zaschnął, to chociaż zębami skrob
Idę zaraz spać, bo nosem ciężko się pisze



Jednak pojechaliśmy na te wiśnie
Miłego dnia Wyspiarze
Z niecierpliwością czekam na opowiadanie nasze Ukratka. Na pewno będzie ciekawe
Dzień dobry

Świergolą, jak o czwartej rano! Super, Mirelko. Se zagwizdam, chociaż nie umiem ładnie gwizdać
2.15 – kot.
3.27 – ptaszki.
Zaczynamy wakacje.
Ja się zastrzelę…
Dzień dobry.
Dołączam się do zdania Bożenki!
Zamiast strzelania lepiej się napić kawy (mniej dotkliwe skutki uboczne) 😉
Witajcie!
Kawa z rana to jest to!
Dlaczego w zaazulkach nie ma jakiejś bułeczki do porannej kawy? Ile można te czekuladki? Toż to zemdli człowieka…
Propozycje nowych zazulek można zgłaszać w sposób ciągły – wystarczy wygrzebać obrazek w czeluściach sieci, zamieścić w komentarzu wraz z życzeniem. Staram się jedynie o niewydłużanie listy do stopnia dysfunkcjonalności…
Dzień dobry. Przyłączam się do zdania PT. Przedmówców odnośnie kawy i przysiadam się na Wyspę.
Dzień dobry. Pijąc kawusie na Wyspie przypomniało mi się, że w roku ubiegłym ktoś wspomniał tego dnia o imieninach naszego Mistrza T…Zatem dużo zdrowia ,pomyślności i wszystkiego najlepszego wszystkim SOLENIZANTOM

Kochani, jak się okazało po weekendzie, roboty jest huk, bieżączka i jeszcze powyłaziły jakieś zaległości, więc zmykam.
Na razie!
No to jeszcze raz: z okazji św. Tetryka!

Sto lat!
Hehehe! O ile mi wiadomo, wszyscy święci są już mocno zmurszałymi tetrykami – nawet ci z najnowszego rozdania – tak więc życzenia imieninowe przyjmuję w każdy dzień roku; buziaki mile widziane!
Serdeczności

A to nie będziemy żałować!

Z największą chętnością przesyłam buziaka
i to niejednego 
DzińDybry:)) Miłe koliberki z Madagaskaru :))
O, koliberki z Madagaskaru bardzo mi się podoba!
Nawet się nie przywitałam, tak mnie zaabsorbowały imieniny Ukratka



Dzień dobry Wyspiarze!!!
I od razu do widzenia
Muszę, niestety, lecieć do pracy
Leć Miralko – będziemy czekać na Twój powrót do nas – na szampana może się załapiesz
My też mamy swoje obowiązki i jak toast to wieczorkiem 
Dzień dobry po południu! Niestety jeszcze dzisiaj muszę popracować, ale to nie znaczy, że nie mogę sobie zrobić przerwy.
Dołączam się do życzeń, o 70-woltowej śliwowicy niestety mogę tylko pomarzyć, niemniej Solenizantowi życzę wszystkiego najlepszego, a do życzeń dołączam mocny uścisk męskiej prawicy, mojej, nie tej politycznej
Ale powiedzcie mi coś więcej o tej śliwowicy… Bo nie miałam nigdy przyjemności. Czym ona smakuje?
Smakuje trochę jak wtedy, kiedy dotknąć językiem końcówek płaskiej baterii 4,5 V, z lekkim aromatem i posmakiem śliwek. To najbliższe, co mi się kojarzy.
Bardzo zachęcające. Zwłaszcza to 4,5 V dotykane językiem.
Śliwki zmieniają wszystko.
Ale tych śliwek dużo na języku? Czy tylko gdzieś w oddali majaczą „Lily was here”?
O, pomysł na dobranockę, jakby kiedy zabrakło.
Pomysł zacny, a co do śliwowicy, to chyba jednak częściej pija się ją dla sportu niż dla smaku 😉
Jak by kto chciał se przeczytać, co się dzisiaj u mnie działo, to zapraszam do szkiców…
Oj. Tym bardziej czekam na „Codziennik”. :-/
Teraz wszystko w rękach Poczty Polskiej.
No i nic nie poradzę, ale Shrek mi się włącza: „Ja nie jestem jakimś posłańcem, tylko DORĘCZYCIELEM.”

Widzę, że rzucanie cytatami do celu się udziela?
Lubię intelektualne rozrywki.
To ja lecę Dalidą. A potem Adamo.
Nie wiem czy zauważyliście, dzień coraz krótszy, Wielkanoc tuż, tuż :)))
Ale się impra rozkręciła. A ja musiałem byłem na dłuższą chwilę odejść!
Słuchajcie – 300 komentarzy. Nie czas na nowe pięterko? Ja mam lęk wysokości…
Dobranoc zatem!
Dzień dobry




Ale imprezka była
Aż żal, że musiałam do pracy
Przejrzę butelki, może coś zostało i dla mnie na dobry sen
Zdrowie Uktartka po raz pierwszy
Mam nadzieję, że Ukratek coś napisze o tych swoich wojażach, bo pięterko nieprzyzwoicie długie. Od tego latania palce bolą
… chociaż raz nie nogi… 
Idę spać wcześnie, bo wczoraj padłam przy komputerze i obudziłam się ok. 2 nad ranem z boląca szyją. Kto to widział spać na siedząco?!!!
Pewnie już bym spała, ale jutro w miarę wcześnie wracam z pracy, to zaplanowałam na obiad kartacze
Już mam przygotowane (ugotowane) mięsko i ziemniaki. Czyli połowa roboty (no może mniej niż połowa) zrobiona
Chłopcy już się cieszą 
Małżonek włączył telewizornię… W tym roku czerwiec był najbardziej mokry od 120 lat
A tak zimno nie było od 3 dekad… To znaczy… zimno to kwestia gustu. Jak jest tak w granicach 20C, to trudno to nazwać zimnem
A do tych upałów po 40C, to jakoś dziwnie nie tęsknię
Tak jak jest, jest OK. Tylko żeby mniej padało…
Witajcie!
Zamierzam opowiedzieć o Berlinie, ale nie wcześniej niż wieczorem – i to nie wiem, czy się wyrobię. Tak więc, gdyby ktoś miał coś innego, to bardzo proszę – Berlin nie ucieknie 😉
Dzień dobry, dzisiaj niestety w przelocie, ponieważ mam całodzienne wyjście – odrywają mnie granatem od komputera i wołami wyciągają dalej.
Jak będę mógł, to się zgłoszę.
Ale najsampierw kawusia!!!

Przyłączam się do kawy i idę z nią na pięterko
