Nie dam rady dziś skończyć swojej drugiej części opowieści z wyjazdu, to postanowiłam zrobić z Maksiowych zdjęć oddzielny wpis. Są faktycznie ciekawe. Nie wiem, ale wydaje mi się, że i kaczorki krzyżówek są jakoś inaczej ubarwione… może dlatego, że młode? Z resztą zobaczcie sami…
Ciekawa jestem jakie kolorki będą miały te wszystkie kaczorki i kaczki po osiągnięciu dojrzałości. Czy zachowają swoje inne barwy? Nie mam pojęcia. Mogę jedynie dodać, że te wszystkie mieszanki kaczek krzyżówek z innymi kaczkowatymi nazywają się „sołtys” i jak mi powiedzieli w grupie „Ptaki” mieszanki te mają różne kolorki i wzorki. Wszystko jest tam możliwe 😀
Można tylko pogratulować Maksiowi spostrzegawczości i podziękować za udostępnienie zdjęć 🙂
Wpis nie jest długi, ale moim zdaniem ciekawy.

Dzięki Maksiu za piękne zdjęcia
Jeszcze dla uzupełnienia dodam, że wrony na zdjęciach, to wrony siwe.
Dzień dobry. Znaczy – mam nadzieję. Bo po przedwczorajszych niespodziankach ze szkołą Kuby, dziś jest spotkanie w potencjalnej szkole BlueBlue. Jak i tam coś, wybaczcie słownictwo, pierdyknie – to następny komentarz będę pisać ze szpitala. Albo aresztu.
Umm, wątpię, żeby aresztanci mieli dostęp do sieci. Co nie znaczy, że życzę pobytu w szpitalu. Oby nie pierdyknęło zatem.
OK. Nie pierdyknęło. Czyli mamy 1:1. Chociaż cholera wie, jak to liczyć?
To w wolniejszej
chwili może napisz, co się działo, dlaczego mogło i dlaczego nie pierdyknęło. Bo oskoma i pokusa czytelnikom, kto/ co, z kim/ czym i dlaczego.
O toto!!! Popieram Mistrza Q

Oskoma i pokusa na czytanie kolejnych opowieści Jo jest ogromna
Dzień dobry. Kaczka może i mieszana, ale z wyglądu prześliczna, to złotawe upierzenie wygląda wśród „normalnych” krzyżówek jak bursztyn wśród kamyków na plaży.
A ja dzisiaj się zajmuję czymś, co bywa u moich Rodziców określane jako debourdelisement, czyli inaczej sprzątanie. Co oznacza, że będę na Wyspie praktycznie przez cały czas, jeno z przerwami.
Z innej beczki: Najjunior miał wczoraj bal gimnazjalny (znaczy ten na zakończenie) i dzisiaj jest wykończony. Nie, nie chodzi o kaca, na szczęście/ Jeszcze nie.
No no – wszystko w swoim czasie 😀
Oj tak, jeszcze zdąży. Na razie – o dziwo – go w ogóle nie ciągnie. O dziwo – biorąc pod uwagę współczesne trendy i presję rówieśniczą.
Dlatego byłam bardzo zadowolona, gdy Max przysłał mi te zdjęcia. Uważam, że są cudne
i warte pokazania 
Otóż to.
No to bierę się za robotę
No to się jeszcze pochwalę, bo właśnie pojawiły się wyniki egzaminu gimnazjalnego Najjuniora:
poziom podstawowy język angielski 100%
poziom rozszerzony język angielski 95%
część humanistyczna – historia i wos 94%
część humanistyczna – język polski 81%
część matematyczno-przyrodnicza – matematyka 97%
część matematyczno-przyrodnicza – przedm. przyrodnicze 96%
Bardzo ładne te wyniki 🙂
Gratulacje!
Dzięki!
Brawo Najjunior!!! Rodzicom gratulacje

Wyniki tego dziedziczenia widzimy… 
Nie ma dwóch zdań, wiadomo po kim dzieci dziedziczą nie tylko zdolności, ale i chęć poszerzania wiedzy
Dziękuję bardzo 🙂
Gratulacje 🙂
Acz tak mi się skojarzyło… mąż opowiadał, że gdy swego czasu przyniósł z języka obcego 5 na świadectwie, a z polskiego 3, to dostał porządne lanie…
Inna sprawa, że wtedy był to (nie do końca popularny) rosyjski
No, Najjuniorowi nie leży humanistyka, niestety. Ale bierzemy na to poprawkę. Nawet ja jako polonista nie mam mu za złe.
Humanistyka nie leży na 81%??? i na 94%???
No ja Cię przepraszam… To ile musiałby wycisnąć, jakby mu leżała?
No tak jak z matmą i przyrodą, myślę, które mu leżą.
Bo angielski to dzięki mamie anglistce…
…chociaż akurat tego stara się używać na co dzień, buszując w necie.
Dzień dobry !
Kwaku, zmuszasz mnie do powtarzania, że masz dzieci po championach 🙂 Serdecznie Gratuluję Najjuniorowi i Rodzicom też.
Tak trzymać ! 🙂
Trzymamy!
Chcę być mądry , więc się uczę dniem i nocą , kręcę głowę Voltem , mocą , Amperami , Coulombami nawet też ! Śni się tangens i cosinus , koncepcyjny plus i minus – Pitagoras nawet czasem mi się śni ! Ech , Megerze ! Ja prądy w Ohmach mierzę ! Mam wykute prawo Ohma , prawo Lenza ,chyba we łbie mi się wszystko poprzekręca ! Wektorze szczerzysz na mnie kły , mój koniec będzie zły ! ….. Wierszyk dla Najjuniora
Ciągle jeszcze ” mieszkam ” z Jo….zostało mi 60 stron. Ale słow mi brakuje.
W sensie?
Nie – cofam pytanie! Nie chcę wiedzieć…
Piszę oddzielnie, bo mi się drzewko pogubiło.
Z grubsza jest tak: obaj moi panowie kończą w tym roku szkoły. I znalezienie następnych jest nieco hardcorowe. Ja to opiszę, słowo, ale za chwilę, bo pointa mi potrzebna, a scenariusz nie mój, tylko życie pisze.
Dla BlueBlue znalazłam szkołę prywatną, gimnazjum, ale to było niby to łatwiejsze, bo dziecko z ZA. Ze starszym jest nieco trudniej, bo wymyślił sobie iść do liceum, a generalnie system nie przewiduje autysty z normą intelektualną. No i szkoła (obecna) Jakuba zasadniczo wymyśliła sobie inną koncepcję. W związku z tym rzuca nam kłody pod nogi i inne takie. Ja po prostu zwariuję…
Dzisiaj mieliśmy spotkanie z panią psycholog w gimnazjum Jaśka, ale okazało się bezproblemowe i informacyjne, więc chwilowo mogę odetchnąć z ulgą. Od poniedziałku bierzemy się za dalszą walkę o liceum dla Jakuba, bo skoro on CHCE się dalej uczyć, to nie widzę powodu, żeby niewydolność polskiego systemu edukacji miała mu przeszkodzić w realizacji marzeń.
Ale mówię Wam – trzeba mieć niezłe samozaparcie, żeby być rodzicem autysty… Na różnych płaszczyznach.
Znajomy ma syna (młodsze dziecko, bo jest jeszcze starsze, córka) z dość ostrymi objawami. Z tego, co opowiada, czasem włosy dęba stają. Najgorszy zaś jest brak kontaktu z autonomiczną jednostką, zachowującą się po swojemu, całkowicie w oderwaniu od większości norm społecznych.
No… Jakbym sama widziała… Słyszała… I tak dalej…
Tylko wiesz – my mamy wieloletnią praktykę. Przywykliśmy. No i każdy autysta jest inny. W myśl najświętszej maksymy: Jeśli poznałeś jednego autystę – to poznałeś jednego autystę. Amen.
Znaczy najwyższy czas zamówić i przeczytać „Codziennik”.
Tak sądzę, Kwaku ! To JEST WARTE PRZECZYTANIA. Z różnych powodów.
W sumie to niewiele wiem na temat dzieci autystycznych. W zasadzie nie miałam z nimi kontaktu i nie interesowałam się tym aż tak bardzo.

Myślę, że bardzo trudno jest walczyć z błędnym systemem… ciężko jest przebić się przez mur głupoty ludzkiej…
Trzymam kciuki, Jo, żeby Ci się udało załatwić wszystko z jak najmniejszą szkodą dla Twojego systemu nerwowego
Wiem jak potrafi wykończyć nerwowo takie przebijanie się przez biurokrację i brak zrozumienia… Powodzenia!!!
Cały dowcip polega na tym, że my próbujemy żyć na tyle normalnie, na ile to możliwe. Zresztą książka też była nie-o-autyzmie, chociaż ten autyzm wyłaził z każdej dziury, cham bezczelny. Ale rzecz w tym, że ostatnią rzeczą, jaką przez lata bym robiła, jest filtrowanie wszystkiego przez autyzm. A tu sami widzicie – no nie da się. Po prostu się nie da. Bo nieużywanie tego słowa na A sprawia, że ludzie, którzy nas nie znają, po prostu nie są w stanie zrozumieć tych dziwnych zależności. Sama bym nie była. I tak można sobie zakładać życiowo.
Muszę Ci powiedzieć, że miałam w Polsce sąsiadkę, która miała dziecko z dziecięcym porażeniem mózgowym. Inne dzieci często dokuczały Małgosi i jej matka czasami siedziała przed blokiem, żeby inne dzieci nie zrobiły córce krzywdy. Słyszałam jak kiedyś skarżyła się innej sąsiadce, że ci ze zdrowymi dziećmi nawet nie zdają sobie sprawy ile trudu kosztowało nauczenia Małgosi zwykłego chodzenia. Ile w każdym jej kroku, ruchu jest wylanego potu, łez i zwątpienia. Widziałam też, że często rodzice nie reagowali, gdy ich dzieci popychały, czy wyśmiewały się z Małgosi. A to głównie ich, rodziców, wina. Swoim dzieciom tłumaczyłam, że to że Małgosia nie umie złapać piłki, to nie dlatego, że jest głupia, ale chora. Najpierw poczytałam o tej chorobie, żeby móc dzieciom dokładnie to wytłumaczyć. Pomogło, bo nigdy nie spotkałam się z żadną agresją swoich dzieci w stosunku do Małgosi… Czy inni nie mogliby zrobić podobnie? Wiem, że to nie to samo co autyzm, ale chyba brak jest w nas wiedzy na temat różnych chorób i przez to nie ma zrozumienia wśród ludzi dla takich osób…
Mogę jeszcze dodać, że tutaj też mam u sąsiadów dziewczynkę z dziecięcym porażeniem mózgowym (chyba). Tylko jej rodzice (Meksykanie) są jacyś głupi. Trzymali bardzo długo to dziecko w domu. Przyjeżdżał po nią specjalny autobus szkolny, a matka prowadzała tą córkę na parking po krzywym chodniku z tyłu domu. Rozglądała się przy tym na boki, czy ktoś to widzi. Najnormalniej w świecie wstydzili się tego dziecka
A przecież to nie jest zabawka kupiona w sklepie, gdzie możesz sobie wybrać co ci pasuje. Takie się dziecko urodziło i koniec. Kiedyś nie wytrzymałam i powiedziałam siostrze tej chorej dziewczynki parę słów do słuchu (matka nie mówi w ogóle po angielsku). Powiedziałam, że nie rozumiem czemu narażają to dziecko na jakiś uraz, skoro od frontu jest szeroki, wygodny i prosty chodnik. Przecież o wiele łatwiej jest tędy iść!!! I bezpieczniej, szczególnie zimą. Chyba podziałało, bo zaczęła chodzić od frontu. Najpierw nieśmiało, a teraz nawet czasami spaceruje w tą i z powrotem. Tylko tak temu dziecku wpoili, że jest kimś gorszym, że ucieka jak tylko ktoś się pojawi. To znaczy… „ucieka” to za dużo powiedziane, bo ledwie chodzi… ale wyraźnie przyśpiesza. Głupi rodzice zrobili tylko dziecku krzywdę… 
Właśnie. Ale może ja nie jestem normalna? Bo ja nigdy nie wstydziłam się chłopaków, nie robiłam nigdzie jakiegoś olabogarety, w żadną zresztą stronę. Nie czułam się „winna” – co też widziałam w kilku przypadkach. Ja mam za sobą szkołę specjalną dla autystów – to, co tam widziałam… No WSZYSTKO, co można sobie wyobrazić. W każdym razie moi panowie mają z lekka przerąbane, bo ja ich traktuję jak zdrowe dzieci, to znaczy: wymagam. I często opierdziel dostawałam od babć i cioć, bo nie pozwalałam wyręczać. I chodzić za dzieckiem z miską zupy. Oczywiście mam świadomość tego, co jest poza ich zasięgiem, ale całej reszty wymagam, jak od zdrowych nastolatków. Bo ja jestem egoistka życiowa.
Oj można o tym kolejną książkę napisać, tylko kto by to czytał 😀
Ja bym czytała, Jo
Możesz być tego pewna.
Pisząc o winie rodziców, miałam na myśli rodziców dzieci, które dokuczały Małgosi, a nie jej biologicznych rodziców. Oczywiście, że rodzice nie są winni, że ich dziecko urodziło się chore!!!
Uważam, że to Ty jesteś normalna. Chodziłaś do szkoły i uczyłaś się jak postępować. Na pewno nie nauczyli wszystkiego. Pamiętam jak na studiach, na zajęciach z psychologi, docencik tłumaczył nam, że nie ma dwóch jednakowych osób. Ani fizycznie, ani psychicznie. Każdy jest indywidualnością i do każdego można inaczej trafić. Nie ma recepty na rozwój, ani wychowanie i dopiero po latach się okazuje jaka była nasza metoda… dobra czy zła.
Wydaje mi się też, że przyjęłaś dobrą metodę, nie wyręczając chłopców we wszystkim. Oni muszą uczyć się samodzielności. Oczywiście w zakresie ich możliwości…
Nie lubię prawić komplementów, ale uważam, że nie tylko nie jesteś egoistką życiową, ale masz w sobie wiele empatii, ciepła i zrozumienia. I chociaż czuję się z tym głupio, muszę Ci powiedzieć, że Cię podziwiam.
To samo. Brak przynajmniej próby zrozumienia, że ludzie są różni. No ale czego się spodziewać, jeśli ci inni nie funkcjonują w przestrzeni publicznej? Gdyby w normalnych szkołach były niepełnosprawne dzieci i odpowiedni program integracyjny, wyglądałoby to zapewne inaczej.
Cóż, z problemem autyzmu zetknąłem się pierwszy raz chyba dopiero oglądając „Rain man”-a…
Jest świetny! Dla mnie to absolutne mistrzostwo. Tak wielkie, że nie jestem w stanie go oglądać, odkąd sama mam autystyczne dziecko. I to też był mój pierwszy kontakt z autyzmem.
Ale w tutejszych szkołach uczą się dzieci niepełnosprawne razem ze zdrowymi i jest program integracyjny. Kiedyś z moją córką chodził na lekcje śpiewu chłopak z zespołem Downa. To były prywatne lekcje śpiewu. Na zakończenie semestru był koncert tej młodzieży. Chłopak fałszował co nieco, ale od widowni dostał brawa na stojąco. Tyle było zapału, ekspresji i uczucia w tym śpiewie, że miałam łzy w oczach. Robił to co kochał i to wydaje mi się najważniejsze. Parę lat później widziałam go pracującego w wielkim sklepie. Uśmiechnęłam się do niego i powiedziałam, że pamiętam go ze sceny. Trudno mi opisać jego radość…
Nie zawsze w życiu robimy to co kochamy, ale takie wspomnienia pomagają przetrwać 
ych… my zaczynamy tę drogę, ale z każdym rokiem opór materii (szkolnej) rośnie…
Za to jakie barwne dzienniczki
już 4 w tym roku (szkolnym)
Witajcie!
Ranek spędziłem na szkoleniu z systemu komputerowego który jeszcze nie działa, ale do szkoleń dopłaca UE – był więc nawet całkiem niezły obiad. To był powód nieprzywitania się z rana!
Gratuluję NajJuniorowi, świadectwo zaprawdę imponujące
Fajne są szkolenia z czegoś, co nie działa
Rozwijają wyobraźnię!
W szkoleniu to pół biedy! Gorzej, jak takie coś wpół-działające wchodzi do eksploatacji! To dopiero rozwija wyobraźnię!
Brat mi opowiadał jak im wprowadzili nowy system komputerowy do prowadzenia zapisków. On pracuje w pogotowiu gazowy jako dyżurny operator. Przed wprowadzeniem mieli szkolenie. Nie wiem kto wysłał tą kobietę jako szkoleniowca, ale stare wygi zagonili ją w kozi róg. Na dokładkę na pokazie możliwości nowego systemu to uparte „stworzenie” za groma nie chciało działać
Dzień dobry Wyspiarze
Zbieram zadek, bo czas mi już jechać. Ale tak się nie chce, że aż strach

Do popotem
Dziś pojechałam specjalnie do banku zrobić wpłatę. Przed drzwiami banku zorientowałam się, że nie wzięłam ani czeków, ani gotówki. Musiałam wrócić do domu po kopertę


Normalnie i formalnie jakaś taka zakręcona jestem
Aż strach z domu wychodzić, bo nie wiadomo co jeszcze nakręcę
DobryWieczór Wyspiarzom :)) Nie przejmuj się Mirelko, ja dzisiaj wracając do domu z nad Bałtyku, znowu się pogubiłem w Strykowie na zjeździe z autostrady. W ubiegłym roku zamiast na Katowice pojechałem na Konin, dzisiaj skręciłem na Warszawę nadrabiając dodatkowo około 50 kilometrów. Niemniej korzyścią dodatkową było to, że po raz pierwszy w życiu zobaczyłem Brzeziny i Koluszki :)))
Och, podróżowaliśmy jakiś czas temu w odwrotnym kierunku, od strony Kielc, próbując ominąć remontowany most w Sulejowie (lub gdzieś w pobliżu), po czym okazało się, że w połowie tych miejscowości (Opoczno, Brzeziny etc.) RÓWNIEŻ są remonty, oddalające nas za każdym razem os Strykowa i A1. Cośmy się naklęli – ale i kawał Polski zwiedzili – to nasze.
To chyba wszyscy z tym jeżdżeniem mieli kłopoty
Zajechałam na stację benzynową i zapytałam czy mają mapy w sprzedaży, bo zgubiłam drogę i nie mam pojęcia gdzie jestem. Dowiedziałam się gdzie jestem i palcem mi pokazali w którym kierunku mam jechać… właśnie stamtąd przyjechałam
Wróciłam tą samą drogą i znalazłam się na krzyżowaniu 31 (State St.) i Kimball, a stamtąd to już trafiłam bez problemu
Fakt, że miałam wytłumaczenie. Gdy rano zajechałam po wspólniczkę, stałyśmy i kopciłyśmy przed jazdą (w samochodzie nie palę), z sąsiedniej ulicy wyszedł zupełni goły facet i szedł w naszym kierunku. Miał na głowie kapelusz i to było jego jedyne ubranie. Do butów nie doszłam, bo wzrok zatrzymał się w środku jego ciała, zupełnie pozbawionym owłosienia
Rzuciłyśmy niedopalone papierosy i w tempie ekspresowym wskoczyły do samochodu. Ruszałam z piskiem opon. Dziś śmieję się z tej paniki, bo co jeden facet mógł zrobić dwóm babom
Może jakbym dłużej się przyglądała, to bym dziś wiedziała… miał te buty, czy nie?

Ja kiedyś jadąc do Elgin minęłam zjazd z autostrady i musiałam skorzystać z następnego, a potem pojechałam w odwrotnym kierunku niż potrzeba. Wylądowałam w St. Charles, 10 mil za Elgin
Takich przeżyć to nie miałem, żeby człowiek pci dowolnej tylko w kapeluszu (i być może butach) wyszedł w pobliżu. Tylko zwierzęta, sarny albo dziki. Aha, no i raz w Bydgoszczy tuż nad wylotówką na Konin – może 10 czy 12 metrów nad jezdnią – podchodził do lądowania Mig-29, a to kawał samolotu. Widzieliśmy go doskonale przed sobą, na szczęście nie nad nami, a z przodu.
Natomiast zabłądzenie (=przegapienie zjazdu) na autostradzie jest jednak boleśniejsze niż na zwykłej drodze – więcej trzeba nadrobić, żeby wrócić, bo zjazdy zazwyczaj są jednak rzadziej rozmieszczone niż na zwykłej drodze. A wtedy się wściekliśmy, bo co próbowaliśmy skręcić na zachód w kierunku Łodzi/ Strykowa, to po chwili się okazywało – nie, roboty, droga zamknięta, objazd, zasuwaj na północ albo południe, żeby objechać, i drogi nadkładaj.
Kiedyś, w sobotni listopadowy poranek – akurat były pierwsze przymrozki – czekając na coś w samochodzie zobaczyłem dwóch panów, wracających najwyraźniej z udanej imprezy. Buty owszem mieli obaj, ale poza tym tylko jeden ferszalunek na spółkę: jeden świecił gołym torsem nad portkami, a drugi wręcz przeciwnie…
Szli sobie bez pośpiechu, w zasadzie w centrum miasta
Życie jak kabaret – masz co wspominać

Dobry wieczór !
Jo, napisałam co sądzę o Twojej książce, ale i tu powtórzę : „że warto z różnych powodów”.
… nie odnosząc się do przecież bardzo osobistej treści – piszesz żywo, zajmująco i przejmująco . Poproszę o ciąg dalszy!
Się pisze. Trochę potrwa, ale się pisze.
Dzień dobry wieczór.
Bardzo uprzejmie dziękuję, mając nadzieję, że jednym z tych powodów nie jest szukanie obiektu do voodoo 😀
A widzisz – żadne wydawnictwo nie było zainteresowane… Ech – ciężkie jest życie pisarza na dorobku…
A poważnie – miło mi. I chyba odpuszczę moim chłopakom dzisiaj z tej okazji i zniosę im szlaban na kompa 😀
Chyba się nie doczekam tej książki. Co ktoś ją przeczyta, jest zauroczony. Też bym chciała poczytać
Tym bardziej, że już kolejna osoba pisze, że warto 
A mówiłam… napisać do mnie… wyślę…
A gdzie mówiłaś ? Bo coś mi umsknęło
…Ostatnio ciężki czas nie tylko meteopatów ale i na inne obowiązki …
-pozdrawiam 
A ze dwa razy tu pisałam: napisać do mnie, na priv.: jafp@wp.pl
Poprosiwszy nawet dedykację uzyskać można!
Napisałam książkę, to co – będę dedykacji żałować? Nie uchodzi
U mnie ten Twój priv nie wysyła odp. w szkicach 🙁 pozdrawiam
Może trzeba wpisać na piechotę do maila?
Jo, ponieważ nie jesteś grafomanką, więc pamiętaj o godziwym zarobku za swoją pracę. Na wydawnictwach się nie znam,. ale co i rusz wydają jakieś bzdety w rodzaju pięćdziesięciu twarzy kogoś tam i same ochy i achy lecą ./

Oraz kasa. Niestety.
Swoją drogą wrobiłam w czytanie tego Greya mojego, powiedziałabym , nobliwego znajomka. Nie wiem kto ma większą uciechę, pan czytając, czy ja odpytując z wrażeń
Bo ja odpadłam po pierwszym tomie. Ustaliłam z moją siostrzenicą, że to jest płaskie i, niestety nudne.
Co do godziwego zarobku, podpisuję się wszystkimi kończynami, którymi potrafię!
W związku z powyższym możliwe są dwa wyjścia:
1. Przekazywanie autorce całości ceny książki (jako że od wydawnictwa dostanie mizerny ułamek), po ustaleniu cichcem konta
2. Potraktowanie egzemplarzy jak wkład w utrzymanie Wyspy
Bezczelnie nadmienię, że w moim przypadku w grę wchodzi jeszcze wyjście nr 3 – barter.
Powiem tak: wydawnictwa nie były zainteresowane, niektóre nawet dość błyskawicznie, podejrzewam, że nawet nikt do książki nie zajrzał, bo odpowiedź przyszła po 40 godzinach od wysłania.
Książkę dostałam w prezencie od męża, na urodziny, wydaną na koszt własny. Tyle, że wydrukował trochę za dużo egzemplarzy… Powiedzmy, że promocyjnych z konieczności, bo nie mam prawa ich sprzedać. Prawo ma Sowa, czyli Wyczerpane.pl i oni mają jakąś dystrybucję. W empik.com, merlinie i jeszcze gdzieś. Podobno, bo póki co nie odzywają się z pytaniem, na jakie konto mi wysłać apanaże 😀
Gdzieś tam jeszcze książka byłą wysyłana, na jakieś konkursy itd, ale bez odzewu.
Postanowiłam zatem pisać dalej, dla własnej przyjemności, hobbystycznie i dla zabicia czasu, bo cholery można z nudów dostać siedząc w domu.
No to tak w skrócie.
No to serdecznie żałuję.że zapłaciłąm empikowi, który w dodatku kazał mi długo czekać. I wcale nie musiałaby by to ” sprzedaż”…
Drugą dostaniesz w prezencie 🙂
To ja też żałuję, że zmówiłam u brata. Myślałam, że w ten sposób przyczynię się do powiększenia Twoich zarobków, Jo. Bo nie chciałam, żebyś była stratna. Szkoda, że nie napisałaś tego wcześniej. Nie zamawialibyśmy w empikach czy gdziekolwiek, a u Ciebie
Zawsze można by było ustalić system rozliczeń. Tak żebyś oficjalnie nie sprzedawała tej książki, skoro Ci nie wolno, ale żebyś też nie ponosiła strat. Popieram zdanie moich przedmówców. Nie powinnaś rozdawać książki zupełnie za darmo. To Twoja praca, może traktowana jako dodatkowa, ale zawsze włożyłaś w to sporo trudu.
Co mam dawać zarobić darmozjadom 
Ps. Rano zadzwonię do brata i zapytam, czy już zamówił. Jeśli nie, pomyślimy jak to załatwić inaczej.
🙂
Nie wiem, dlaczego są problemy z pocztą. Adres jest OK, maile do mnie przychodzą. Być może nie działa jako link i trzeba go po prostu wpisać do maila? Nie mam innego pomysłu…
Mistrzu T – pomocy!
Wracam do moich zdjęć
Zdecydowanie przyjemniej się je cyka, niż przygotowuje do pokazania 
Powinnaś mieć asystenta technicznego
Dobrze by było
Tylko nie wiem jak by te zdjęcia potem wyglądały i czy dałoby się na nich cokolwiek zobaczyć

Aaa, zapomniałbym. Jutro rano wybywam i nie będzie mnie do poniedziałku włącznie, może wieczorem zdążę.
Być może dam radę telefonem? Ale co do dobranocek, to niestety raczej nie
No to miłego wyjazdu Mistrzu Q

Mam nadzieję, że Ci się uda odezwać choćby z telefonu
To ja też spać idę – dobranoc!

Zmykam do spania.
Do poniedziałku!
Aaaale się wyśpisz!!!
Prawie jak niedźwiadek
Dzień dobry Bożenko
Dalsza część z naszego wyjazdu… Oczywiście wszystkich zapraszam, nie tylko Bożenkę 
Jak masz trochę czasu, to zapraszam na nowe pięterko