« Cytaty z Madagaskaru. Kettle Moraine »

Idealne amerykańskie urzędy…

Pisałam wcześniej, że ktoś w City Hall zrobił błąd i „przepisał” nasz dom na kogoś innego. A zaczęło się od tego, że dostaliśmy podatek za nasz dom na jakieś nieznane nam nazwisko. Eusebio Ameer. Pierwsze takie pisemko zbagatelizowaliśmy. Ale przy drugim (czyli za pół roku) zaniepokoiło to nas. Bo niby dlaczego?!!! Pojechałam z synem i trochę to trwało zanim wyprostowaliśmy to wszystko. A przynajmniej tak się nam wydawało. Podatek za dom dostaliśmy już na nasze nazwisko i uważaliśmy, że wszystko jest w porządku.
Nie tak dawno nasza koleżanka była w Polsce i załatwiała jakieś urzędowe sprawy. Po powrocie narzekała jaki w tych polskich urzędach bałagan i jak to się nie da z nikim normalnie dogadać. Nie to co tutaj… Powiedziałam jej wtedy o naszych byłych problemach i o trudnościach z dogadaniem się. I to wcale nie ze względów językowych, ale na niekompetencje urzędasów. Dwa dni później zadzwoniła do mnie i powiedziała, że właścicielem naszego domu jest jakiś Eusebio Ameer. Nie wierzyłam własnym uszom!!! Jak to?!!! Przecież wyprostowaliśmy to!!! Miało być naprawione!!! Sama weszłam na tą stronę i faktycznie ten cały Eusebio figurował jako pierwszy właściciel… Gotowa byłam lecieć do tego City Hall i wziąć kogoś za fraki. Co to ma znaczyć?!!! Trochę trwało zanim załatwiłam sobie wolny dzień i pojechałam. Sama. Nie szłam już na parter, bo wtedy z parteru odesłali nas na trzecie piętro, więc po co mam stawać w kolejce… Pojechałam na górę. Przy rejestracji poprosiłam o kogoś, kto mówi po polsku. Bałam się, że znowu trafię na głupiego Murzyna i znowu niczego nie załatwię. Nawet nie czekałam długo. Jakaś kobitka poprosiła mnie do swojego biurka. Dałam jej papiery kupna domu i wyjaśniłam, że zaszła jakaś pomyłka i chcę to wyprostować. Patrzyła na mnie baranim wzrokiem i pomyślałam z przerażeniem, że ten budynek zabija chyba w ludziach inteligencję, albo może dobierają takich, których IQ nie jest za wysokie. Powtórzyłam sprawę dwa razy, a ona w tym czasie patrzyła w monitor jak sroka w gnat, a chwilami zerkała na mnie dziwnym wzrokiem… Potem powiedziała, że musi o coś zapytać menadżera i poszła. Nie było jej może z 15 minut, chociaż mnie się wydawało, że z godzinę… Stwierdziła, że jej boss potwierdził jej przypuszczenia i że muszę iść do pokoju 120 na parterze, bo ona nie jest w stanie mi pomóc. Nerw mną szarpną i chyba przestałam być aż taka miła. Powiedziałam jej, że nie rozumiem, dlaczego ONI zrobili błąd, a ja muszę latać po piętrach i naprawiać to co spieprzyli!!! I to latam już po raz drugi… Co prawda powiedziałam jej „do widzenia”, ale nie dodałam już nic więcej. Pojechałam windą, chociaż może powinnam użyć schodów… trochę by mi ten nerw przeszedł. Gulgocząc w środku jak indor weszłam do tego pokoju 120… a to hala, nie pokój!!! Pierwszy z brzegu urzędnik miał klienta, więc weszłam trochę dalej. Kolejny urzędnik – Murzyn!!! Poprzednim razem rozmawialiśmy z dwoma i nie dało się dogadać. Rozejrzałam się… nie było w pobliżu nikogo innego, kto nie byłby zajęty. Murzyn nawet nie podniósł tyłka z krzesła. Zapytał mnie w jakiej sprawie. Rad niewola zaczęłam referować. Patrzył na mnie baranim wzrokiem, a mnie coraz bardziej ogarniała szewska pasja. Czy w tym budynku nie ma żadnej konkretnej osoby?!!! Wszystko barany?!!! Wziął ode mnie papiery, zapytał o nazwisko i imię. Podałam mu swoje prawo jazdy (tutaj jest to dokument tożsamości). Coś tam poklikał w komputerze… znowu popatrzył na mnie tym samym wzrokiem. Aż mnie ręce swędziały, żeby mu chociaż z liścia „wypłacić”. Może by się w końcu obudził i spojrzał przytomniej… opanowałam się. Pomyślałam jeszcze, że ta lada, która nas rozdziela nie jest tak wysoko, ani nie jest tak szeroka i zawsze zdążę go grabnąć i strząchnąć. Podrapał się po czuprynie i rozejrzał. Potem zawołał jakiegoś faceta, który plątał się między regałami. Facet podszedł, a ten Murzyn zaczął mu mówić o mojej sprawie. Coś tam plątał i bablunił. Wtrąciłam się i sama zaczęłam tłumaczyć o co chodzi. Murzyn był oburzony!!! Starał się mi przerwać i sapnął głośno, że to on wytłumaczy. Zapomniałam w tym momencie o dobrym wychowaniu i powiedziałam mu, że ja to zrobię szybciej i ostatecznie to moja sprawa. Zamilkł, ale wyglądał na niezadowolonego. Guzik mnie to obchodzi. Nie miałam zamiaru siedzieć tam do północy. Facet miał tabliczkę z imieniem i nazwiskiem – Tony Vale. Wykazał zrozumienie. Stwierdził, że faktycznie to jakaś pomyłka i że on to zaraz naprawi. Coś tam spisał z monitora i z tą kartką poleciał. Murzyn siedział nadęty jak balon. Powiedziałam mu, że mam dość tego latania i naprawiania ich błędów i że mam nadzieję, że tym razem będzie wszystko OK. Trochę z niego jakby tego powietrza zeszło i coś w rodzaju uśmiechu pojawiło mu się na tej czarnej, nadętej gębie. Wrócił Tony, bardzo z siebie zadowolony. Powiedział mi, że już naprawione i wszystko jest w porządku. Obrócił w moją stronę monitor i zaczął klikać. Wpisał numer PIN (każda działka ma swój własny) i z dumą pokazał zmianę nazwiska na naszej działce. Mało mi gały nie wypadły, gdy zobaczyłam, że obecnym właścicielem domu jest Mia Lee (czy jakoś tak). „Co to jest?!!” rykłam pełną piersią, aż ludzie zaczęli się oglądać. Co ten głupek do groma namieszał?!!! Tony miał minę zbitego psa i powiedział, że nie rozumie skąd się to wzięło… Ochłonęłam. Popatrzyłam uważniej. Nasz PIN zaczyna się 12-28-…, a ten głupek wpisał 17-28- … reszta cyferek się zgadzała. Powiedziałam mu, że pomylił PIN-y. Zamiast zapytać gdzie znalazłam błąd, zaczął klikać jak głupi i zmieniać strony. Miałam ochotę dać mu po pazurach i samej zobaczyć te zmiany. Może wolniej, ale konkretniej. W końcu znowu trafił na stronę, gdzie wpisał ten błędny PIN. Znowu rykłam na niego, żeby nic nie zmieniał i popatrzył. Paluchem pokazałam gdzie jest błąd i pokazałam w papierach jaki jest prawidłowy numer. Zmienił i pokazało się nasze nazwisko. Odetchnęłam z ulgą. Powiedziałam mu na pożegnanie, że mam nadzieję, że nie będę musiała tu znowu przyjeżdżać… obydwaj (bo i ten Murzyn się odezwał) zapewnili mnie, że na pewno nie…
Jeszcze przeżywając emocje wróciłam do domu. Pierwsze co zrobiłam, to poleciałam do komputera. Włączyłam, weszłam na stronkę… na pierwszym miejscu jako właściciel był Eusebio Ameer… Czy muszę pisać jak się wściekłam? Byłam gotowa wracać do tego cholernego Downtown i prać po pyskach kogo popadnie!!! Syn, który jeszcze nie poszedł do pracy zaczął mnie uspokajać. Starał się wytłumaczyć, że Chicago, to ogromne miasto. Cook County (czyli to do czego należymy) ma grubo ponad 6 milionów mieszkańców. Na pewno nie są w stanie odświeżać stron na bieżąco i powinnam poczekać, dać im czas. Z trudem się opanowałam, ale postanowiłam dać im czas…
Dziś rano weszłam na stronkę… Eusebio Ameer nadal figuruje jako właściciel, a stronka była aktualizowana 5 czerwca… ja byłam 2 czerwca. I co mam teraz robić? Wystrzelać tumanów? Znowu do nich jechać? Ile razy jeszcze?!!! Niech mi nikt nie mówi, że tu jest łatwiej załatwić cokolwiek niż w Polsce!!! Wyśmieję każdego!!! Mam zamiar napisać skargę do gubernatora. To jest nie do pomyślenia, żeby taki bajzel panował w City Hall!!! Żeby robili takie błędy i żeby nie umieli tego naprawić. Jeśli się nie nadają do tej pracy, to niech szukają innej, a na ich miejsce przyjąć takich, którzy będą wiedzieli co i jak mają robić. A to wygląda tak, jakby pracowali tam ludzie z łapanki. Nic nie wiedzą, niczego nie umieją i nic nie mogą poradzić. Jedyne co potrafią, to robić kretyńskie błędy…

79 komentarzy

  1. miral59 pisze:

    Opisałam sytuację nie tylko dlatego, żeby wyładować emocje. Chciałam również pokazać, że ci, którzy narzekają na polską administrację, a chwalą Amerykę, są w wielkim błędzie. Tu też w urzędach panuje bajzel na kółkach Mad

  2. miral59 pisze:

    Namówiłam małżonka, żeby zadzwonił do swojej koleżanki. Była naszą agentką i pomagała znaleźć dom i przy jego kupnie. Zadzwonił i zostawił wiadomość, bo się nie zgłaszała. A gdy oddzwoniła, oddał mi telefon, bo stwierdził, że baby lepiej się dogadają Worry Czyli znowu spychoterapia… Disapproval bez komentarza…
    Porozmawiałam z nią. Stwierdziła, że to nie jest takie ważne, kto jest na stronce jako właściciel, bo mamy przecież akt kupna domu i to on jest najważniejszy. Może i tak, ale…
    Tutaj jest takie prawo, że jeśli kupujesz dom dla siebie i w nim mieszkasz, przysługuje ci ulga podatkowa, czyli tak zwane „Exemptions”. Dostaliśmy papióry do wypełnienia, które wypełniliśmy i wysłaliśmy. Na tej samej stronie , gdzie właścicielem jest ten nieznany nam Eusebio, pisze jak byk, że z tą ulgą podatkową jest problem. Bo skoro ten Eusebio ma dwa domy, a my mieszkamy w jednym z nich, to taka ulga nie przysługuje. Czyli będziemy musieli zapłacić podatek o prawie $1000 większy. A z jakiej racji?!!! Przecież nam się ta ulga należy!!! Może komuś taki „tysiak” to grosze, ale dla nas to bardzo dużo!!!
    No i ta Renata dała mi telefon do prawnika, który nam sprawdzał dokumenty kupna i pomagał, żeby nas sprzedający nie okantowali Pleasure Mam dzwonić do niego jutro (w piątek) po pracy i zapytać jak to paskudztwo rozwiązać. Może on coś konkretnego wymyśli. Ostatecznie jest prawnikiem…

  3. miral59 pisze:

    Czy po wyjaśnieniu sprawy dziwi Was, że tak się wściekłam? Uważam, że miałam pełne prawo…
    Jest już prawie 23, a jeszcze mnie cholera trzęsie Mad
    Nienawidzę takiej fuszerki. Skoro te urzędasy żyją z moich podatków, to chyba mogę, do groma, wymagać przynajmniej jako takiej rzetelności w wykonywaniu obowiązków!!!

    • Bee (zetka) pisze:

      Ani trochę nie dziwi, w takiej sytuacji nie trudno się zdenerwować, a najbardziej chyba dokucza ten „mur” urzedniczy, o który czlowiek może walić łbem i nic…

      • miral59 pisze:

        Masz rację Bezetko. Najgorzej wkurza ten mur, którego nie da się ominąć, ani przeskoczyć. A łbem można walić do upojenia i tak nic nie pomoże. Zawsze bezsilność jest najgorsza Disapproval

  4. Tetryk56 pisze:

    Witajcie!
    Miral, współczuję doświadczeń! Mam nadzieję, że uda ci się to szybko i ostatecznie wyjaśnić. Chociaż prawnik pewno też będzie kosztował…

    • miral59 pisze:

      Witaj Delighted
      Nie wiem na ile szybko uda mi się to wyjaśnić, ale na pewno bym chciała jak najszybciej. Nie wiem też ile prawnik będzie chciał za pomoc. Najpierw muszę pogadać z nim i zapytać. Jeśli będzie za drogo, to sama nie wiem co zrobię Pondering

  5. Jo. pisze:

    Ja tylko na szybkie dzińdybry i jeszcze szybsze espresso i lecę świętować osiemnastkę syna pierworodnego.
    Sama w to nie wierzę…
    Do potem!

  6. Alla pisze:

    Dzień dobry Happy
    Tak sobie myślę, że program, na którym panowie pracują, ma admina (chyba) i wystarczy od tej strony naprawić błąd. Bo jedno nieuważne kliknięcie narobi bałaganu, którego bez dodatkowych uprawnień nie sprostują. Ja tak na przykładzie własnego programu, na którym pracuję. Na szczęście mam uprawnienia admina, co nie znaczy, że w kryzysowych sytuacjach nie korzystam z informatyka Delighted
    Bez mojego Michałka – zginęłabym Wink
    PS Ukratku mam trochę racji??? 😀

    • Tetryk56 pisze:

      Masz samą rację, Skowronku! Star Struck
      Przyznam jednak, że najczęstszym wyjaśnieniem ze strony użytkownika jest „komputer się pomylił”…

      • Alla pisze:

        Moje dziewczyny beneficjentom wyjaśniają, iż – program – się pomylił Happy-Grin

        • miral59 pisze:

          Tylko tutaj nie da się tak powiedzieć, bo ktoś musiał wpisać numer naszej działki temu facetowi. Żaden program sam z siebie tego nie zrobi Wink Chociaż… może niektórzy by w takie banialuki uwierzyli Overjoy

  7. Quackie pisze:

    Dzień dobry z opóźnieniem lekkim.

    Właśnie wczoraj Kuma przedłużała sobie zieloną kartę i mimo wstępnych stresów bez problemu jej się to udało, wszyscy byli mili i pomocni. Być może różnica wynika stąd, że kartę załatwia się w urzędzie federalnym? A te kwestie własnościowe – w lokalnym? Swoją drogą jak jest konkretna strata finansowa na podatku, to jest i powód, żeby pozwać urząd do sądu, a o ile to prawda, że w USA sądy orzekają sprawiedliwie i na korzyść realnie poszkodowanych, to można by spróbować. Włącznie z odszkodowaniem za zdenerwowanie. Może to by kogoś postawiło do pionu, jeżeli zwykłe wizyty z prośbą o wyjaśnienie nie pomagają.

    • miral59 pisze:

      Nie wydaje mi się, żeby różnica była w urzędach. Raczej wszystko zależy od tego, kto tam pracuje. Przyjechaliśmy tu z dziećmi na dwutygodniowe wakacje. Gdy wracałam z dziećmi do Polski, mieliśmy zielone karty w kieszeni. Kilka lat później nasi byli przyjaciele wylosowali wizę i przylecieli do nas. Oboje dostali te karty po miesiącu, ale ich syn nie dostał wcale. Poczekali może ze trzy miesiące i poszli zapytać co się stało. Okazało się, że papiery gdzieś się zapodziały, a nikt nie wpisał tego syna do systemu. Trzeba było wszystko wypełniać od początku… Dobrze, że syn miał wtedy 7 lat, bo gdyby był dorosły, to mieliby więcej problemów. Podobnie było z siostrą mojej koleżanki. Załatwiała pobyt stały, bo wyszła za mąż za Amerykańca. I też gdy miała komplet dokumentów, ktoś je w urzędzie zgubił. Musiała to wszystko rekonstruować, co wiązało się ze sporymi kosztami. Niby nie jej wina, ale siedziała cicho, bo mogliby tej zielonej karty nie dać.
      Sprawy sądowe ciągnął się latami, a odszkodowania wcale nie są aż takie wielkie. Normalnie, to ludzie starają się załatwiać różne sprawy bez sądu. Czy te sądy są aż takie sprawiedliwe, to nie wiem… ale chyba nie tak całkiem do końca…
      Muszę najpierw pogadać z adwokatem i zobaczyć co on mi powie. Potem się zobaczy Pleasure

      • Quackie pisze:

        Jeżeli będzie można, chętnie się dowiem, co powie adwokat. W stosownym czasie.

        Nie dalej jak wczoraj GW poinformowała w tonie sensacji, że małżeństwo oszukane przez niedbałość notariusza uzyskało korzystny dla siebie wyrok sądu, nakazujący zwrot utraconej sumy. Sensacja na polską skalę – sprawiedliwość się stała, bo przecież dotąd nikt nie śmiał (?) wyrokować przeciw notariuszom. Kolega radca prawny zwykł był twierdzić, że prawnicy to mafia, ale notariusze to mafia w mafii.

        Dlatego ewentualne doniesienia, jak ta sprawiedliwość wygląda za oceanem, ale nie w wersji hollywoodzkiej, tylko z życia wziętej, byłyby mile widziane. Jeśli to nie tajemnica oczywiście.

        • miral59 pisze:

          Na razie nie dzwoniłam do tego prawnika. Po powrocie z pracy usiadłam w papierach. Nudne, żmudne przeglądanie wszystkiego na temat podatków za dom z ostatnich kilku lat. Muszę poczekać na kolejny papier na podatek. To się nazywa „Second Installment Property Tax Bill” i dopiero wtedy, mając czarno na białym mogę cokolwiek robić. Dane w komputerze zawsze można zmienić, a papiór jest papiórem i służy jako podkładka. Poza tym pobuszowałam jeszcze po tej ich stronce. Tylko w tym jednym miejscu ten Ameer figuruje jako właściciel. Wszędzie indziej jest mój małżonek. To mnie znacznie uspokoiło i kazało się zastanowić. Może jestem za szybka? Może faktycznie powinnam zaczekać… Do adwokata zawsze zdążę…
          Happy-Grin

        • miral59 pisze:

          A na temat wymiaru sprawiedliwości tutaj mam często mieszane uczucia. Tak jak w Polsce, czasami nawet głupie sprawy ciągną się latami. Pomyłek sądowych też jest sporo i co jakiś czas trzeba wypłacać odszkodowania niesłusznie skazanym. Jest nawet cennik ile się należy za każdy dzień siedzenia w więzieniu, miesiąc, czy rok. Kiedyś miałam go, ale nie pamiętam gdzie teraz jest. Mam w komputerze za dużo danych Wink
          I też fakt, że czasami wygrywają sprawy ludzie, którym moim zdaniem nic się nie należy, bo nie jest winą producenta, że ktoś jest głupi. Przed laty głośna była sprawa faceta, który jechał capmerem. W prawie każdym samochodzie jest coś takiego jak „cruise control”, czyli tempomat. Gościo ustawił odpowiednią prędkość i poszedł do kuchni w camperze zrobić sobie kawę. Oczywiście na lekkim łuku pojechał do rowu. Podał firmę samochodową do sądu i nawet wygrał. Motywował swoje pretensje tym, że nazwa „cruise control” sugeruje kontrolę nad podróżą. Od kilku lat firmy zmieniły tą nazwę na „speed control” – czyli „kontrolę prędkości”. Uważam, że facetowi żadne odszkodowanie się nie należało, bo trzeba być idiotą, żeby pomyśleć, że samochód sam pojedzie bez żadnego ustalania trasy i odpowiedniego oprogramowania. Tym bardziej, że takie programy w samochodach są na etapie testów i nie są jeszcze w sprzedaży. Podejrzewam, że polski sąd od razu by taki pozew oddalił i nikt by się nie zastanawiał czy producent zawinił. Happy-Grin

  8. miral59 pisze:

    Dzień dobry Happy-Grin
    Na szybko, bo dziś wyjeżdżam do pracy wcześniej…

  9. Jo. pisze:

    To ja może toaścik jaki zaproponuję? Rozszalałam się z tym świętowaniem, a tu jeszcze dwa dni przed nami 😀 Kto to wytrzyma???
    Cheers

  10. Max pisze:

    Dobry wieczór 🙂 ” Wiem , że nic nie wiem ” . Szesnastego czerwca mam zgłosić się na konsultacje do specjalisty . Co mi powie ? Mam nadzieję , że będą to dobre wieści . Po szesnastym czerwca muszę pojechać na Mazury dokończyć pewną inwestycję , zatem czas mnie trochę pili , ale myślę , że będzie OK ….. Tears

    • miral59 pisze:

      Prześlę Ci tyle pozytywnej energii ile tylko będę mogła Misio I jak myślę, nie tylko ja. Musi być dobrze!!!
      Przede wszystkim zdrówka życzę, to z inwestycją dasz sobie radę Pleasure

  11. Tetryk56 pisze:

    W ramach dostosowania do biometu dotarłszy (późno!) do domu zapadłem w drzemkę.
    No, nie było to niemiłe… Wink

  12. Alla pisze:

    Hmmm, a całowaliście się ???? Noo co, że niby niedyskretne pytanie?? Wink

    • Quackie pisze:

      Nie, tylko śpiewaliśmy i graliśmy na gitarach. Tak w ogóle tam był jeszcze jeden Hiszpan, tym razem autentyczny i stuprocentowo stereotypowo hiszpański, który grał i śpiewał razem z nami.

  13. Alla pisze:

    Idę śnić, dobranoc I-m-in-love
    PS Max się znalazł, Wiedźminka zaginęła (??)

  14. Quackie pisze:

    Dobranoc Państwu, do poniedziałku.

  15. Wiedźma pisze:

    Serdeczne współczucie Mirelko ! To, co Cię spotkało jest naprawdę wkurzające i wcale sie nie dziwie, że kipisz. Istotnie, trzeba jednak gadać z głową, a nie z pustakami. Jestem przekonana, że ta sprawa sie da wyprostować, więc trzymam kciuki. Happy

  16. Wiedźma pisze:

    Dorosłemu dziecku Jo życzę zdrowia, sukcesów,pomyślności i dobrego, długiego życia. Buziaczki

  17. miral59 pisze:

    Dzień dobry, Bożenko Delighted
    A ja właśnie skończyłam opisywanie zdjęć i zapraszam na nowe pięterko Delighted

Skomentuj miral59 Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

[+] Zaazulki ;)