Wrócili na pokład, a chwilę później bezszelestnie wślizgnęła się za nimi Kapłonka. – Harpia!!! – Kapitan zaryczał jak syrena okrętowa, ruszył w stronę Kapłonki jak burza, po drodze wyrywając ostrze Kaina zza paska zaskoczonego Miśka. Ostrze przecięło pasek spodnie jak papier i Misiek chcący powstrzymać Kapitana wygruził się z hukiem na środku salonu zaplątany we własne portki. Kapłonka spojrzała na Kapitana, oczy jej zabłysły i wykonała niedbały ruch dłonią. Kapitana jakaś siła wyrwała z pokładu i cisnęła na gramolącego się z portkami w garści Miśka, zakotłowało się. – Oddaj nóż wariacie! – Misiek korzystając z zaskoczenia Kapitana, wyłuskał mu ostrze z garści. – Nie jestem jakąś tam Harpią – Kapłonka powiodła po zebranych jadowitym spojrzeniem – jestem Pierwotna i mogłabym was wytłuc jak muchy jednym zmarszczeniem brwi i wysłać tą śmieszną łupinę na orbitę, ale przychodzę w pokoju. Drzwi od mesy otworzyły się z impetem i w progu stanęła wyraźnie zła Baba, zza jej pleców wyglądał Dżin, Baba kręciła młynka oplecioną sznurkiem szynką. – A w dziób chcesz? – spytała słodziutko. Pojedynek na spojrzenia przegrała Harpia, odchrząknęła i zagaiła pojednawczo. – Jak powiedziałam, przybywam w pokoju… – Tylko nie wtykaj nochala do kuchni – Baba z wyraźnym lekceważeniem przytuliła szynkę do piersi i z hukiem zatrzasnęła drzwi kambuza. – Czego chcesz? – Czarodziejka wystąpiła przed Harpię – Jestem Kelajno i chcę wam pomóc. – Na czym ta pomoc miałaby polegać? – do Czarodziejki dołączył Dziadek. – Zdradzę wam wszystkie kryjówki Harpii, jawne, tajne i dwupłciowe, ale pod jednym warunkiem. – Jakim to – zapytał Misiek podciągając spodnie pod pachy. – Nie zabijecie ich – Pierwotna spojrzała Miśkowi głęboko w portki. – To niby co mamy z nimi począć duszko – Rumak zapytał łagodnie. – Nie wiem, puszczajcie na swobodę może, pozbawiając umiejętności nadprzyrodzonych, przestańcie wreszcie mordować baby! – Postulat podoba mi się jak najbardziej, ale dlaczego w zasadzie mamy się z tobą sprzymierzyć? Czyż nie zdradzasz sióstr swoich i dzieła waszego życia? – Jasmine stanęła oko w oko z Pierwotną za jej plecami zamigotał przez moment Lord W. Kelajno wyraźnie się zmieszała – czym ty jesteś? – powiedziała wystraszona – nie zbliżaj się bo… – Dobra znamy te teksty, bo bobo. Możemy przystać na twoje sugestie, ale co z obstawą Harpii, mamy hołubić te paskudztwa? – Wytłuc do nogi – Harpia uderzyła pięścią w otwartą dłoń. – To już lepiej brzmi – Misiek wyraźnie odzyskał wigor. – Pozostaje jedna kwestia – Dziadek włączył się do rozmowy – co mamy zrobić z twoimi siostrami? Żywcem się raczej wziąć nie dadzą. – Już znacie odpowiedź na to pytanie – niech ten… byt, sprzężony z tą, tam… Czym ty właściwie jesteś – Harpia ponownie spytała Jasmine, starannie unikając patrzenia jej w oczy. Powietrze za Jasmine zafalowało gwałtowniej i zaczęło nabierać kształtów. – Dobrze już dobrze, nie wnikam – Harpia cofnęła się z przerażeniem. Niech przerzuci moje siostry daleko w czas, albo w inną galaktykę, zresztą nie on jeden to potrafi, macie pod ręką swojego Mistrza, tego durnowatego Anioła, Pana z jego astralami, a pewnie jakbyście połączyli siły – tu Kelajno spojrzała na Czarodziejkę i Dziadka – to też by wam się ta sztuka udała – to jak umowa stoi? – Damy ci znać – odpowiedział wymijająco Dziadek – Macie czas do świtu – Harpia skinęła głową, przeszła przez ścianę i po wodzie poszła w kierunku brzegu. – Narada! – Dziadek przysunął krzesło do stołu – Owszem – Rumak też zasiadł przy stole – ale musimy poszerzyć skład o Mistrza, Uriela i Pana, tylko bez tych wariackich astrali, wie ktoś jak wezwać Anioła? – Mistrz wie – Misiek opasał się sznurkiem od szynki, który podarowała mu litościwie Baba – zaraz nawiążę z nim kontakt. – Już do was leci – w głowach zadudnił im głos Mistrza. I faktycznie po chwili dał się słyszeć boom soniczny, a na plaży piach wzbił się fontanną pod niebo. – Chodźmy zobaczyć – Misiek skinął na Maxa i Kapitana. – Ja z wami Mirabella zgarnęła aparaty ze stołu. Na plaży zastali wybity w piachu wielki lej, na dnie którego zauważyli rytmicznie poruszające się stopy obute w sandały. Po chwili kopania Misiek spod piachu wydobył Serafina w lekko opłakanym stanie. Przede wszystkim był goły, strzępy nadpalonych szmat okalały jedynie jego nadgarstki i szyję, a aureola przypominała kółko graniaste. – Przybyłem na wezwanie – Uziel dumnie odgarnął loki, po czym zwalił się jak kłoda na piach. – Ale czad! – Reporterka nie zdejmowała palca ze spustu aparatu – Nie ma pępka, widzieliście!? – Kij z jego pępkiem, atrybutów nie ma – Max mruknął pod nosem z dezaprobatą. – Czego, nie ma? – Mirabella spojrzała na Maxa ze zdumieniem – Ptaka – rzucił krótko Kapitan – choć ma skrzydła, chwilowo w zwisie, widziałem takiego polityka… – Zabieramy go! – krótko zakomenderował Misiek – Nie trzeba – Uriel powoli dźwignął się z piachu i zdjął aureolę – niezły patent, Archanioł Rafael wymyślił ten ochraniacz, przydaje się odkąd zaczęliśmy często odwiedzać ziemię, wchodzenie w atmosferę rozpala nas do białości i chwilowo oślepia, zazwyczaj spadamy na głowę, przez co później dość długo dochodzimy do siebie, aureola spełnia rolę kasku motocyklisty – Anioł ugniótł w rękach aureolę w idealne kółko i chciał ją sobie zawiesić u pasa, ale dopiero teraz spostrzegł, że jest nagi, bez pośpiechu oddarł płótno ze stojącego w pobliżu leżaka i opasał biodra. – Co tak porozdziawialiście otwory gębowe, golasa nie widzieliście? A jak was Pan Bóg stworzył, w futra odzianych? – Tak jakby – mruknął Misiek – chodźmy, rada czeka.
To było na szybkości pisane Mistrzu, coś się z tego wykluje, to pewne, coś mi się tam nawet kołacze po łepetynie i nie są to bynajmniej obluzowane klepki jak zazwyczaj 🙂 🙂 🙂
Z wody zapewne, jak potrząsnę głową to chlupoczą, ale tylko przez chwilę, niemal natychmiast włącza się turbosprężarka zasysająca powietrze do tunelu powietrznego między moimi uszami, powietrze wypiera wodę i wtedy dopiero czuję lekkość bytu 🙂 🙂
Jasne Mirelko, że tak, jak wlezę na najwyższy budynek w mieście i solidnie wytrzeszczę gały, to nawet do szumu Bałtyku mogę dołączyć obraz spienionych fal, odległych o jakieś drobne 100 kilometrów 🙂
A co to jest 100km Księżyc widzisz prawie co wieczór, a oddalony jest trochę więcej niż te głupie 100km… Co prawda nic stamtąd nie słychać, ale trudno żeby było słychać coś z takiej zmarzliny… nic nie szumi i nie chlupie, bo zamarznięte…
Nie nagadałem się w tej akcji , ale jestem przecież małomówny i dobrze , że nie niemota . Kiedyś przesłałem Miralce fotkę z widoczkiem barwnego kaczora mandaryna . Miał ten kaczor partnerkę mandarynkę . Stało się nieszczęście i piękny kaczor pożegnał się z tym światem . Dzisiaj zauważyłem , że owdowiałą mandarynką zainteresował się kaczor z gatunku krzyżówek i waruje koło jej gniazda . Jeśli uda się ten mezalians , to Misiu Twoje relacje ze świata Harpii , nie są zmyślone , a prawdziwe !!
Na pewno ten mezalians się uda, Maksiu Kaczorki krzyżówki znane są z tego, że mają małe z różnymi innymi gatunkami. Zdarzają się nawet z gęsią kanadyjską, która przecież od krzyżówki jest dużo większa Może właśnie od tego krzyżowania się z innymi gatunkami te kaczki wzięły swoją nazwę? Czyli Misiek opisuje prawdziwe relacje ze świata Harpii
Ja zawsze piszę prawdę Maxiu, tylko prawdę i tą trzecią Tischnerowską prawdę w przewadze nad pozostałymi prawdami 🙂 🙂
Ps. Kurcze zazdroszczę Wam tych ptaszków i nie jest to aluzja do anielskiej powłoki cielesnej bynajmniej 🙂 🙂 🙂
Kaczora mandaryna znalazłem martwego i zrobiłem mu pochówek . Nie wiedziałem , ze wdowa mandarynka poderwie kaczora z innej paczki . Dziękuję za informację
W sumie kaczor krzyżówki też kolorowy Może nie takie kolorki jak mandarynkowe, ale tyż pikne Ciekawa jestem jakie będą dzieci z tego związku… Jak Ci się uda, to je obcykaj i wrzuć na Wyspę
Na pewno nie tylko ja z chętnością obejrzę
Sprawdziłem dzisiaj i mandarynka siedzi w gniezdzie , a obok niej – waruje krzyżak . Jest szansa na powodzenie , bowiem gniazdo mandarynki jest o podnóża stromej skarpy ,zarośniętej gęstymi , różnymi krzewami do samego lustra wody . Naprawdę , ciekaw jestem , co z tego mezaliansu się urodzi i w jakim kolorze .Mandarynka jest bezowa , a krzyżak kolorowy . Postaram się doglądać ten ciekawy przypadek .
Samice nie tylko kaczek są bardziej monotonne w ubarwieniu, co jest logiczne – mniej je widać, gdy siedzą w gnieździe. Ale ta samiczka ma geny, które mogą mieć wpływ na ubarwienie potomstwa. Czyli samczyki mogą mieć połączone barwy mandarynkowo-krzyżówkowe Ciekawi mnie też, jakiej będą wielkości, bo jak sam pisałeś, krzyżówki są znacznie większe od mandarynek To niezwykle pasjonująca historia i mam nadzieję, że uda Ci się ją monitorować i przekazywać nam informacje
W końcu dopadłam kompa i poczytałam!!!
Jak zwykle świetne i brawurowo opisane Tylko czuję pewien niedosyt… Czy nie mogłeś Misiaczku zakończyć tego odcinka trochę później i jeszcze trochę porozwijać akcję? Ciężko będzie się doczekać na ciąg dalszy
Niesamowite aż mnie pali ciekawość co będzie dalej…
Kolejny odcinek Harpii, oczywiście trzymający poziom mimo tego, że pisany naprędce. Jakże zwykły (a może i niezwykły) szalik potrafi stać się inspiracją. Jak zostało zauważone odcinek urwany w pół kroku do… zakończenia ? (Niemożliwym jest, wszak to swoiste NeverEnding Story)) Więc ku czemu prowadzi to budowanie napięcia ? Mam nadzieję, że już niebawem się okaże. Brawo Miśku Po raz kolejny zresztą
Ależ Wiedźminko mnie trzymać nie trzeba, wszak jestem tu codziennie i to nawet nie minut kilka. Z racji natury obserwatora siedzę sobie grzecznie w krzakach i staram się być na bieżąco
Jeżeli tylko Miśku taka Twa autorska wola, niechaj się stanie. Lecz zapewniam, że wcale źle się nie czuję w roli to znikającego to pojawiającego się punktu w tak dobrze skrojonym opowiadaniu
Kwaku…. a kto powinien włożyć szaliczek dla Ciebie ? Ty wiesz, jak dawno nie pokazałeś nam swojego osobistego pisania ? Zaprawdę powiadam Ci – bieobrazje, jakby rzekł Senator nasz cudny !
Słoneczne dzień dobry!
Coraz bardziej podoba mi się wyznanie Czcicieli Wielkiej Chochli! Nieagresywne, przyjazne dla wyznawców, o intrygujących rytuałach (jak np. obgryzanie Kapłonki). Jeszcze trochę, a pomyślę o konwersji!
Dzień dobry ! W sobotni poranek przybyła nam nowa koteczka. Kotka wyraźnie domowa, siedziała stale w jednym miejscu, tak, jakby na coś czekała. Dobrzy ludzie karmili, zrobili małe schronienie, a ona nigdzie nie odchodziła. Doszłąm do wniosku, że nie znisę jej smutku… Zamieszkała z nami….. teraz schowana za tapczanem oswaja się z nowym miejscem i nowymi dźwiękami.
Ami jest zaciekawiona, a Migotka zaniepokojona i niezadowolona, więc fuka na… Ami. Mam nadzieję, że za kilka dni poczuje się już ” u siebie”…
A tak w ogóle, to słoneczne dzień dobry
Jeśli będzie tak jak teraz jeszcze przez kilka godzin, to może wybiorę się w końcu do swojego ogródka Muszę trochę posiać i posadzić… Wczoraj tak wiało, że głowę z płucami wyrywało i nijak nie dało się siać… wszystkie ziarenka pofrunęłyby z wiatrem
No fakt… Windy City I tak prawdę mówiąc, to jak jestem tu od 17 lat, to chyba nie było takiego tygodnia (licząc 7 dni), żeby przynajmniej raz nie wiało i to tak porządnie A najczęściej to wieje po kilka dni z rzędu… i najczęściej wtedy zmienia się pogoda. Lubię, gdy zmienia się na lepszą
Lubię też podczas takiego wiatru jechać autostradą Trzeba dobrze kontrować kierownicą, żeby wiatr nie zepchnął na ten „krawężnik” (tak ponad metr wysoki), który oddziela pasy biegnące w dwóch kierunkach, albo gdzieś w odkos
Przez Illinois i sąsiednie stany przewaliły się dwa tornada. Niby tylko dwa, ale ciągnęły się dość długo. Pokazywali w telewizorni… Widać jak szły… z niektórych miejscowości, to tylko piwnice zostały… Straszna jest siła takiej trąby powietrznej…
Dzień dobry. Chwilowo udało mi się wejść na Wyspę, po pracy i spotkaniu.
Na przystanku Gdańsk Śródmieście zatrzymali nas z Juniorem na chwilę (wraz z resztą pasażerów) policjanci z prewencji (czyli robokopy) tekstem „i schowajcie się panowie za pociągiem”, z początku nie wiedziałem, o co chodzi, ale okazało się po chwili, że właśnie jedzie torem dalekobieżnym (zasłanianym częściowo przez naszą SKMkę) pociąg z Warszawy z kibicami Legii, którzy nie ograniczyli się do wrzasków przez okna, ale na pożegnanie rzucili sporą petardę. Ponieważ faktycznie z SKMki trzeba było przejść do wyjścia przez „nieosłoniętą” część peronu, policja miała rację, przytrzymując ludzi u obu końców nieosłoniętego odcinka. Poczułem się, jakby tym dalekobieżnym z Warszawy jechały co najmniej miśkowe Harpie 😀
Potem już bez przeszkód przeszliśmy na spotkanie, z którego znów byliśmy obaj kontenci 😉
Już jesteśmy z powrotem, ale zobaczę, ile pobędę, bo pogoda jest zacna i coś czuję, że zaraz znów wybędziemy w plener.
U nasz w mieście nie lubimy tych ciołków z Warszawki, bo zerwali zgodę z naszymi i poszli na układ z Sosnowcem w związku z powyższym, tych z Sosnowca też nie lubimy 🙂 A poważnie, to nigdy nie rozumiałem tej zaciekłej nienawiści między miastami na podłożu piłki kopanej, ale kibic był ze mnie zawsze raczej marny, piłka nożna zwyczajnie mnie nudzi 🙂
Ja też nie rozumiem tej zaciekłości i nienawiści. Uważam, że to nie są normalni ludzie… Nie wiem czemu tylko piłka nożna wzbudza aż takie emocje? O tego typu rozróbach na meczach piłkarzy ręcznych, czy siatkarzy jakoś się nie słyszy… A przecież to też piłka i drużyny mają swoich kibiców i fanów
Najgorsze, że to nie do opanowania, bo taki tłum raz, że by trzeba pacyfikować dość brutalnie, a dwa, że przy pacyfikacji mogliby ucierpieć niewinni niezainteresowani (np. postronni pasażerowie takiego pociągu). Chyba żeby skanalizować na dzień dobry, podstawiając specjalny pociąg, ale ryzyko demolki wagonów wtedy rośnie.
Może w takim razie podstawiać kibolom kibolskie wagony? Z wybitymi oknami, poprutą tapicerką i urwanymi poręczami, do tego brudne i zarzygane [za przeproszeniem], czyli bydlęce, będą się czuli jak w domu 🙂
Byłem kibicem Legii z legitymacją klubową , do momentu , kiedy w jednej z warszawskich restauracji w przeddzień meczu z Górnikiem spotkałem Deynę z Gadochą .Deyna schlany spał przy stoliku , a Gadocha , kiedy zwróciłem na to uwagę , szarpnął mnie za klapy marynarki i zapytał : Wiesz kim ja jestem ? Nie znam pana , odpowiedziałem .Ja jestem Gadocha ! To nazwisko mi nic nie mówi ,rzekłem . Gadocha oszalał ze ściekłości i nastepnego dnia jak te muchy z Dejną łazili po boisku .Legia przegrała 2:0 , a ja oddałem legitymację i mam swięty spokój
Ależ miałam urocze popołudnie!!!
Małżonek wrócił z pracy ok. 14. Oczywiście obiadek był już gotów Zjadł i wyraził ochotę na „przewietrzenie się”… takich rzeczy nie trzeba mi powtarzać Tylko dokąd?…
Codziennie jadąc do pracy mijam miejsce, gdzie gnieździ się chyba ze setka gołębi skalnych. Zapytałam, czy moglibyśmy tam pojechać? Pojechaliśmy. Było już trochę za późno. Gołębie owszem były, ale w cieniu. Małżonek wściekał się, że takie zdjęcia to do kitu. Postanowiliśmy, że przyjedziemy tu rano, gdy słońce będzie wyżej i ptaki będą oświetlone odpowiednio. Zaproponowałam więc park, który jest bardzo blisko naszego byłego miejsca zamieszkania. W zasadzie nie obeszliśmy go jeszcze… i sama nie wiem dlaczego? Przy samym parkingu pasł się jelonek. Obcykaliśmy go ze wszystkich stron. Nawet nie przerwał jedzenia Usłyszałam stukanie… Wiedziałam, że to dzięcioł i chciałam zobaczyć jaki. W pierwszej chwili pomyślałam, że to dzięcioł kosmaty, bo zamigotało mi na czerwono… A to był oskomik czerwonogardły!!!! Czyli ptak, którego nie mam jeszcze w kolekcji!!! Szybki… chował się w gałęziach i już wściekłość mnie brała, że nie będę miała porządnego zdjęcia. W końcu wyleciał na bardziej widoczne miejsce… „ustrzelony” Potem zobaczyliśmy tłukące się dzięciury czerwonobrzuche… coś małego śmignęło mi pod nosem… chyba bym chora była, gdybym nie rozejrzała się za tym „Ustrzelona” – lasówka pstra Małżonek siedział już w samochodzie i migał na mnie światłami… Z niechęcią wróciłam… Nie wiedziałam, że przyszykował mi jeszcze niespodziankę. Dziś rano pracował w Oak Park. Tam zobaczył drapieżnika i jak mi powiedział, to coś z jastrzębiowatych Zawiózł mnie tam!!! Najpierw nie wysiadł z samochodu, bo stwierdził, że gniazdo jest puste… Nie dałam za wygraną. Skoro ma tu gniazdo, to na pewno musi być gdzieś w pobliżu… Były!!! Dwa!!! Wypatrzyłam je na drzewie między gałązkami. Jeden siedział prawie na czubku, drugi tak w połowie… Gdy małżonek zobaczył, że coś cykam, przyleciał w te pędy Łaziliśmy dokoła, wybierając miejsce, gdzie najlepiej było je widać… jakaś para rowerzystów zatrzymała się niedaleko. Starali się zobaczyć co z takim zapałem pstrykamy… Powiedziałam, że tu siedzi parka Cooper’s Hawk (myszołów czarnołbisty)… Stanęli jak wryci. W końcu i oni zobaczyli… Okazało się, że to też miłośnicy ptaków Jeszcze lepsi niż ja. Jak mi powiedziała kobieta, gdy urodziło się im pierwsze dziecko i miało już kilka miesięcy (5) zabrali je zimą na obserwację bielików Sporo czasu spędziliśmy na pogawędce z tymi ludźmi. Oczywiście o ptakach… Przeprowadzili się z Luizjany dwa lata temu i jeszcze nie znają tych terenów. Podpowiedziałam im kilka ciekawych miejsc. Już mieliśmy wracać do domu i żegnaliśmy się z rowerzystami, gdy myszołowom zebrało się na seks Kobieta popatrzyła rozpromieniona i powiedziała, że chyba niedługo będą jajka, a potem młode. Śmieliśmy się, że może znowu za jakiś czas spotkamy się pod tym gniazdem…
Czyż dla takiej ptasiej miłośniczki może być milsze popołudnie
I właśnie dlatego byłam taka podekscytowana Nic nie zapowiadało takich ciekawych zdarzeń… Trochę żałuję, że nie wymieniliśmy się z tymi ludźmi (przynajmniej) telefonami. Byli tacy sympatyczni… Ten facet jest wielkim miłośnikiem naszych bocianów. Strasznie żałuje, że w USA ich nie ma. Jak mi powiedział widział je na żywo… w Afryce Opowiadał podekscytowany, że w Europie ludzie kładą wysoko duże koła i na nich bociany budują gniazda Ależ nowinę mi powiedział W Polsce wie to każde dziecko, o dorosłych nie wspominając…
Lubię, kiedy takie różnice wychodzą, bo to najlepszy dowód na to, jaką egzotyką dla kogoś z daleka potrafi być nasza codzienność… która wtedy dla nas robi się może mniej codzienna? 🙂
Muszę przyznać, że było mi niezmiernie miło, bo nasze boćki są dla nas bardzo ważne. Jakoś jak się je widzi wiosną, to tak się cieplutko koło serca robi Każdy kto ma gniazdo w obejściu, czeka na powrót „swoich” boćków i jest podekscytowany, gdy szczęśliwie wrócą…
Dzień dobry
Misiaczku kolejny świetny odcinek, a ja uwielbiam Cię czytać
Mam nadzieję, że magia szaliczka szybko zaowocuje i już niebawem będzie ciąg dalszy…
Dzień dobry
Przeczytałem kolejny odcinek historii Misia już wczoraj ale, z braku czasu, nie zdążyłem nic napisać. Tekst (jak zwykle) genialny! Gratulacje dla autora
Propozycje TV na dziś:
na TVP1 o 21:25 jeden z lepszych filmów Woody Allena: „O północy w Paryżu” Hit kasowy i Oscar za scenariusz oryginalny; w dodatku niegłupie (i Allen sam nie gra!) 😉
na CBS Europa o 21:00 zaczyna się serial „Halt and Catch Fire” o początkach ery komputerów osobistych. Może być ciekawe!
Dzień dobry! Ja też wstałem wcześnie, żeby nie było, tylko się nie zgłaszałem, ponieważ od rana latałem po mieście i załatwiałem przeróżne sprawy bieżące, a robota leżała odłogiem. Ponieważ muszę ją teraz zacząć stawiać do pionu, od razu niestety zmykam dalej 🙁
Przemoczone dzień dobry
U mnie deszcz zaczął się już wczoraj i pada do tej pory. Z jednej strony dobrze, bo zmoczy ziemię… ale z drugie strony… wolę jak leje w nocy, a w dzień słoneczko świeci
Kciuki też będę trzymała
Był czas ,kiedy zwłaszcza panowie , często zdawali jakieś egzaminy . Przed szanowną Komisją stanął kandydat na nauczyciela matematyki .Padło pytanie : proszę powiedzieć ile to będzie jak do liczby pięć , dodamy trzy ? Pretendent zaczął pomagać sobie na paluszkach , kiedy przewodniczący mu przerwał . Proszę natychmiast schować rączki do kieszeni i powiedzieć, ile to będzie jeśli dodamy do liczby pięć ,drugie pięć ? Biedak zaczął się skręcać , wreszcie wydukał głosno : jedenaście !!! Po dłuższej dyskusji w Komisji , otrzymał upragnioną posadę profesora matematyki
Dobre popołudnie. Mogę tylko sobie życzyć, żeby praca szła mi w takim tempie, jak wczoraj i dzisiaj! Mimo trudnego zlecenia na razie wyrabiam normę wyższą niż sobie założyłem, bez specjalnych problemów, aczkolwiek tu doskonale wiem, że się one prędzej czy później pojawią. Na szczęście mam wtedy odwody…
A jeszcze chciałam podziękować za trzymanie kciuków. Niestety obawiam się, że w przypadku polskiej państwowej służby, za przeproszeniem, zdrowia, to bardziej by się przydało jakieś voodoo…
Wczoraj rano jedną ze spraw do załatwienia było skierowanie dla Najjuniora na jeden planowy zabieg. Wszystko było wcześniej wiadome, lekarz prowadzący opisał sprawę, ze specjalistą też się skontaktowaliśmy, więc pozostało tylko skierowanie od lekarza rodzinnego (pani doktor). Tymczasem poranna awaria EWUś-a i/lub awaria łączy w przychodni sprawiły, że na odpowiedni kawałek papieru czekałem 75 minut! 🙁 cieszę się jednak, że w ogóle się doczekałem! Mam nadzieję, że merytorycznie będzie już o wiele lepiej niż formalnie.
Powiem szczerze – ja nawet nie mam pretensji do tych pielęgniarek i lekarzy, bo oni nie wymyślili sobie chorego systemu. Ale zdarzają się jednostki, które w połączeniu z chorym systemem i czekaniem dwukrotnie w tej samej kolejce po 40 minut, doprowadzają człowieka na skraj załamania nerwowego…
Noale przecież miało być właśnie lepiej, jak za zarządzanie służbą zdrowia wezmą się menedżerowie? Pamiętam jak na Śląsku szefem (ówczesnej regionalnej) Kasy Chorych został p. Sośnierz, który wprowadził elektroniczne karty pacjenta – media otrąbiły wówczas lokalny sukces, ponoć obsługa się usprawniła, a koszty znacząco spadły. Nie wiem, czy to prawda, ale jeśli tak, to dlaczego w skali całego kraju już się nie da?
Owszem Mistrzu, wprowadzenie rozwiązań elektronicznych jest dobrym rozwiązaniem, dlaczego więc się nie da wszędzie ? Odpowiedź może wydać się prosta, wszak komputeryzacja jest wrogiem rozszerzonej biurokracji, która u nas w kraju ma się całkiem dobrze.
Ależ Mistrzu, tu chodzi o szeroko pojętych znajomych królika, przenoszących segregatory z kata w kąt lub przekładających kartoteki z szuflady do szuflady, Tu się udało ale nie wszędzie na to dane lobby pozwoli.
Niestety, krewni i znajomi biorą się także za organizowanie dużych projektów – i wychodzą nam „Nowe Ateny”… Żebyż to się kończyło na stanowiskach tragarzy segregatorów…
Tego akurat nie neguję, ja podałem tylko przykład na ostatni człon tego, że tak powiem przewodu pokarmowego, z którego wysypują się wszelkie często zbędne papierzyska.
– Otwieramy na pustyni składowisko śmieci
– Zatrudniamy stróży (ktoś tego musi przecież pilnować)
– Aby owi stróże pracowali jak należy musimy stworzyć biuro nadzoru i kadry
– Aby płacić owym stróżom musimy stworzyć dział księgowości.
– Co by księgowa mogła swobodnie pracować, ktoś musi doglądać finansów, zatrudnimy jej asystentkę.
– Aby to wszystko jakoś funkcjonowało musimy zatrudnić dyrektora od księgowości i od kadr
– Dla obu dyrektorów musimy zatrudnić sekretarki
– Aby ktoś tym wszystkim zarządzał musimy zatrudnić prezesa
– Prezesowi co by mu ułatwić zatrudnimy również asystentkę i sekretarkę.
-Jeżeli finanse nam się nie będą dopinać zrobimy cięcia – zwolnimy stróży.
Ależ kochany Lordzie W., to co opisałeś, to jest dokładnie to o czym żartują Amerykanie Właśnie na temat zbyt rozbudowanej administracji amerykańskiej
Chociaż przyznam, że tutaj służba zdrowia działa trochę inaczej… tyle, że kosztuje niesamowicie…
Wiem, wiem, zaadoptowałem ten żart z Twoich okolic do naszych warunków. Wiele się te schematy nie różnią więc pasuje jak ulał. Szczególnie widać to w moim małym miasteczku. Co do służby zdrowia to temat częściowo się rozmył i wszedł na tory ogólne lecz nie ulega wątpliwości, że powyższy schemat zawitał także i w tej dziedzinie. Rozbudowuje się biurokrację często gęsto za pomocą bliższych lub dalszych znajomych a wszystko to kosztem niższego lub średniego szczebla medycznego. W fotelach zaś zasiadają ludzie dla, których bardziej liczą się cyferki a nie pacjenci.Aby te wszystkie cyferki się zgadzały potrzebne są kolejne stanowiska biurowe i tak kółko się zamyka. Także jak już wspomniałem wcześniej bardzo wielu różnego rodzaju elektronizacja jest zupełnie niepotrzebna. Można by jeszcze omówić lobbowanie wyższego szczebla medycznego na rzecz swoich ziomków i w biurach i na oddziałach ale to temat na oddzielną rozmowę w stylu „z życia wzięte”.
Poza tym, jako rasowy dżin im bliżej spełnienia 3 z życzeń obowiązkowych (jak to ładnie ujął Misiek w poprzednim odcinku) staję się coraz bardziej „upierdliwy” 😀
Więc nie mogę teraz wyjść z przydzielonej mi roli
Jak mówi przysłowie „jeszcze nigdy tak nie było, żeby jakoś nie było”
Myślę, że damy sobie radę 😀
Poza tym Bożenie byłoby miło gdybyśmy doszli do 300 🙂
Czasem chcę i nic, pustka kompletna we łbie, a czasem wystarczy szalik na szyi Mistrza i coś zaskakuje, ni diabła nie wiem jak to działa 🙂

NO ! Czytam sobie 🙂
Zaskakujący zwrot akcji – jakiś gruby przekręt się szykuje ?:)
Hmmm…. poproszę o wyjaśnienie skąd nagle z nieba spadł Uriel i czy Kapłonka to ta sama co w poprzednim odcinku ?
Ta sama, a anioł zleciał z nieba na wezwanie Mistrza 🙂
Wcześniej szynki ją ekranowały ????
Niezłe 🙂 Na to nie wpadłem 🙂

Dobry wieczór. Jestem.
Mimo uznania dla poziomu mam uczucie niedosytu. Coś się szykuje i nie mogę się doczekać, co 🙂
A szaliczek mogę nosić na stałe, jeżeli to wzmaga natchnienie u Miśka! 😀
Mogę Ci podrzucić jedwabny na wypadek upałów
To było na szybkości pisane Mistrzu, coś się z tego wykluje, to pewne, coś mi się tam nawet kołacze po łepetynie i nie są to bynajmniej obluzowane klepki jak zazwyczaj 🙂 🙂 🙂
To mi przypomniało powiedzonko o kimś, kto ma klepki cztery, ale za to ze stali….
Mam niezłomne przekonanie, że Twoje pięć są z własciwego materiału 
Te cztery klepki wymyślił Boy, co z trudem sobie uprzytomniłam 🙂 Jak to łatwo przyswoić sobie fajne cudze powiedzonka 🙂
Z wody zapewne, jak potrząsnę głową to chlupoczą, ale tylko przez chwilę, niemal natychmiast włącza się turbosprężarka zasysająca powietrze do tunelu powietrznego między moimi uszami, powietrze wypiera wodę i wtedy dopiero czuję lekkość bytu 🙂 🙂
A niech! 🙂

Dołączę do Wiedźminki
A ten chlupot, o którym pisałeś, to pewnie dlatego, że masz blisko do Bałtyku
Jak Ci się słuch wyostrza, to lepiej go słyszysz…

Jasne Mirelko, że tak, jak wlezę na najwyższy budynek w mieście i solidnie wytrzeszczę gały, to nawet do szumu Bałtyku mogę dołączyć obraz spienionych fal, odległych o jakieś drobne 100 kilometrów 🙂
A co to jest 100km
Księżyc widzisz prawie co wieczór, a oddalony jest trochę więcej niż te głupie 100km… Co prawda nic stamtąd nie słychać, ale trudno żeby było słychać coś z takiej zmarzliny… nic nie szumi i nie chlupie, bo zamarznięte…

No i ta logika mnie powaliła 🙂

Nie nagadałem się w tej akcji , ale jestem przecież małomówny i dobrze , że nie niemota . Kiedyś przesłałem Miralce fotkę z widoczkiem barwnego kaczora mandaryna . Miał ten kaczor partnerkę mandarynkę . Stało się nieszczęście i piękny kaczor pożegnał się z tym światem . Dzisiaj zauważyłem , że owdowiałą mandarynką zainteresował się kaczor z gatunku krzyżówek i waruje koło jej gniazda . Jeśli uda się ten mezalians ,
to Misiu Twoje relacje ze świata Harpii , nie są zmyślone , a prawdziwe !!
Na pewno ten mezalians się uda, Maksiu
Kaczorki krzyżówki znane są z tego, że mają małe z różnymi innymi gatunkami. Zdarzają się nawet z gęsią kanadyjską, która przecież od krzyżówki jest dużo większa
Może właśnie od tego krzyżowania się z innymi gatunkami te kaczki wzięły swoją nazwę?
Czyli Misiek opisuje prawdziwe relacje ze świata Harpii

Ja zawsze piszę prawdę Maxiu, tylko prawdę i tą trzecią Tischnerowską prawdę w przewadze nad pozostałymi prawdami 🙂 🙂
Ps. Kurcze zazdroszczę Wam tych ptaszków i nie jest to aluzja do anielskiej powłoki cielesnej bynajmniej 🙂 🙂 🙂
Kaczora mandaryna znalazłem martwego i zrobiłem mu pochówek . Nie wiedziałem , ze wdowa mandarynka poderwie kaczora z innej paczki . Dziękuję za informację
W sumie kaczor krzyżówki też kolorowy
Może nie takie kolorki jak mandarynkowe, ale tyż pikne
Ciekawa jestem jakie będą dzieci z tego związku… Jak Ci się uda, to je obcykaj i wrzuć na Wyspę 

Na pewno nie tylko ja z chętnością obejrzę
Przyłączam się do prośby Mirelki
Sprawdziłem dzisiaj i mandarynka siedzi w gniezdzie , a obok niej – waruje krzyżak . Jest szansa na powodzenie , bowiem gniazdo mandarynki jest o podnóża stromej skarpy ,zarośniętej gęstymi , różnymi krzewami do samego lustra wody . Naprawdę , ciekaw jestem , co z tego mezaliansu się urodzi i w jakim kolorze .Mandarynka jest bezowa , a krzyżak kolorowy . Postaram się doglądać ten ciekawy przypadek .
Samice nie tylko kaczek są bardziej monotonne w ubarwieniu, co jest logiczne – mniej je widać, gdy siedzą w gnieździe. Ale ta samiczka ma geny, które mogą mieć wpływ na ubarwienie potomstwa. Czyli samczyki mogą mieć połączone barwy mandarynkowo-krzyżówkowe
Ciekawi mnie też, jakiej będą wielkości, bo jak sam pisałeś, krzyżówki są znacznie większe od mandarynek
To niezwykle pasjonująca historia i mam nadzieję, że uda Ci się ją monitorować i przekazywać nam informacje 
W końcu dopadłam kompa i poczytałam!!!

Tylko czuję pewien niedosyt… Czy nie mogłeś Misiaczku zakończyć tego odcinka trochę później i jeszcze trochę porozwijać akcję? Ciężko będzie się doczekać na ciąg dalszy 
aż mnie pali ciekawość co będzie dalej…
Jak zwykle świetne i brawurowo opisane
Niesamowite
Wrzuciłem z czapy Mirelko, pewnie nad dłuższym tekstem biedziłbym się kolejny miesiąc, a tak mam jakieś dane wyjściowe 🙂 🙂
No do dobrze… lepsze krótsze i urwane, niż żadne

To kiedy Mistrz powinien założyć ten szaliczek?
Lepiej niech nie zdejmuje 🙂

O to to
To mi się podoba 
Dobry wieczór na tym pięterku
Kolejny odcinek Harpii, oczywiście trzymający poziom mimo tego, że pisany naprędce. Jakże zwykły (a może i niezwykły) szalik potrafi stać się inspiracją. Jak zostało zauważone odcinek urwany w pół kroku do… zakończenia ? (Niemożliwym jest, wszak to swoiste NeverEnding Story)) Więc ku czemu prowadzi to budowanie napięcia ? Mam nadzieję, że już niebawem się okaże. Brawo Miśku
Po raz kolejny zresztą 
Dzięki Lordzie, muszę Cię zmaterializować na stałe, jako takiego dr.Who, jeszcze nie wiem jak, ale musi to nastąpić, coś wymyślę 🙂
O to to – może się uda przytrzymać Lorda na Wyspie? Bo jest jak przelotny ptak……
Ależ Wiedźminko mnie trzymać nie trzeba, wszak jestem tu codziennie i to nawet nie minut kilka. Z racji natury obserwatora siedzę sobie grzecznie w krzakach i staram się być na bieżąco
Jeżeli tylko Miśku taka Twa autorska wola, niechaj się stanie. Lecz zapewniam, że wcale źle się nie czuję w roli to znikającego to pojawiającego się punktu w tak dobrze skrojonym opowiadaniu
Goście… goście…
A po gościach taka miła niespodzianka! Brawo, Miśku!
Po gościach gościach jeszcze Ci chałupa stoi? 🙂 🙂
Jeszcze stoi!
Kwaku…. a kto powinien włożyć szaliczek dla Ciebie ? Ty wiesz, jak dawno nie pokazałeś nam swojego osobistego pisania
? Zaprawdę powiadam Ci – bieobrazje, jakby rzekł Senator nasz cudny !
🙁 wiem, wiem. Napoczęte rzeczy czekają… na wyprostowanie pewnych zakrętów.
Trzymam kciuki, zakręty śmierci to raczej nie są ?
No nie. Taką mam przynajmniej nadzieję.
Dawno? Moje pchły pancerne wnuki bawią opowieściami o Panu Lajkoniku, zaczynającymi się od słów, dawno dawno temu… 🙂
Jak bawią opowieściami, to nie gryzą, więc korzyść jest 😉
Pożegnam się z żalem, ale muszę jutro wcześnie wstać do pracy, dobrej nocy wszystkim 🙂
Dobrej! Dobranocka jeszcze piętro niżej!
To i lampka będzie piętro niżej…..
Dzień dobry
Miłego sobocenia się życzę 
Dzień dobry :)Pogoda dzisiaj bardziej letnia niż wiosenna 🙂
DzińDybry:)) Witam słonecznie, wiosennie słuchając Harpii grającej na harfie Serafinom śpiewającym „kiedy ranne” :)))
Słoneczne dzień dobry!
Coraz bardziej podoba mi się wyznanie Czcicieli Wielkiej Chochli! Nieagresywne, przyjazne dla wyznawców, o intrygujących rytuałach (jak np. obgryzanie Kapłonki). Jeszcze trochę, a pomyślę o konwersji!
Sobotnie słoneczne dzień dobry wszystkim
Dzień dobry !
W sobotni poranek przybyła nam nowa koteczka. Kotka wyraźnie domowa, siedziała stale w jednym miejscu, tak, jakby na coś czekała. Dobrzy ludzie karmili, zrobili małe schronienie, a ona nigdzie nie odchodziła. Doszłąm do wniosku, że nie znisę jej smutku… Zamieszkała z nami….. teraz schowana za tapczanem oswaja się z nowym miejscem i nowymi dźwiękami.
Ami jest zaciekawiona, a Migotka zaniepokojona i niezadowolona, więc fuka na… Ami. Mam nadzieję, że za kilka dni poczuje się już ” u siebie”…
A tak w ogóle, to słoneczne dzień dobry
Muszę trochę posiać i posadzić… Wczoraj tak wiało, że głowę z płucami wyrywało i nijak nie dało się siać… wszystkie ziarenka pofrunęłyby z wiatrem 
Jeśli będzie tak jak teraz jeszcze przez kilka godzin, to może wybiorę się w końcu do swojego ogródka
Mieszkasz w „mieście wiatrów” Miralko, nazwa zobowiązuje 🙂
No fakt… Windy City
I tak prawdę mówiąc, to jak jestem tu od 17 lat, to chyba nie było takiego tygodnia (licząc 7 dni), żeby przynajmniej raz nie wiało i to tak porządnie
A najczęściej to wieje po kilka dni z rzędu… i najczęściej wtedy zmienia się pogoda. Lubię, gdy zmienia się na lepszą

Trzeba dobrze kontrować kierownicą, żeby wiatr nie zepchnął na ten „krawężnik” (tak ponad metr wysoki), który oddziela pasy biegnące w dwóch kierunkach, albo gdzieś w odkos

Lubię też podczas takiego wiatru jechać autostradą
Przez Illinois i sąsiednie stany przewaliły się dwa tornada. Niby tylko dwa, ale ciągnęły się dość długo. Pokazywali w telewizorni… Widać jak szły… z niektórych miejscowości, to tylko piwnice zostały… Straszna jest siła takiej trąby powietrznej…
Dzień dobry. Chwilowo udało mi się wejść na Wyspę, po pracy i spotkaniu.
Na przystanku Gdańsk Śródmieście zatrzymali nas z Juniorem na chwilę (wraz z resztą pasażerów) policjanci z prewencji (czyli robokopy) tekstem „i schowajcie się panowie za pociągiem”, z początku nie wiedziałem, o co chodzi, ale okazało się po chwili, że właśnie jedzie torem dalekobieżnym (zasłanianym częściowo przez naszą SKMkę) pociąg z Warszawy z kibicami Legii, którzy nie ograniczyli się do wrzasków przez okna, ale na pożegnanie rzucili sporą petardę. Ponieważ faktycznie z SKMki trzeba było przejść do wyjścia przez „nieosłoniętą” część peronu, policja miała rację, przytrzymując ludzi u obu końców nieosłoniętego odcinka. Poczułem się, jakby tym dalekobieżnym z Warszawy jechały co najmniej miśkowe Harpie 😀
Potem już bez przeszkód przeszliśmy na spotkanie, z którego znów byliśmy obaj kontenci 😉
Już jesteśmy z powrotem, ale zobaczę, ile pobędę, bo pogoda jest zacna i coś czuję, że zaraz znów wybędziemy w plener.
U nasz w mieście nie lubimy tych ciołków z Warszawki, bo zerwali zgodę z naszymi i poszli na układ z Sosnowcem w związku z powyższym, tych z Sosnowca też nie lubimy 🙂 A poważnie, to nigdy nie rozumiałem tej zaciekłej nienawiści między miastami na podłożu piłki kopanej, ale kibic był ze mnie zawsze raczej marny, piłka nożna zwyczajnie mnie nudzi 🙂
Ja też nie rozumiem tej zaciekłości i nienawiści. Uważam, że to nie są normalni ludzie… Nie wiem czemu tylko piłka nożna wzbudza aż takie emocje? O tego typu rozróbach na meczach piłkarzy ręcznych, czy siatkarzy jakoś się nie słyszy… A przecież to też piłka i drużyny mają swoich kibiców i fanów
Najgorsze, że to nie do opanowania, bo taki tłum raz, że by trzeba pacyfikować dość brutalnie, a dwa, że przy pacyfikacji mogliby ucierpieć niewinni niezainteresowani (np. postronni pasażerowie takiego pociągu). Chyba żeby skanalizować na dzień dobry, podstawiając specjalny pociąg, ale ryzyko demolki wagonów wtedy rośnie.
Może w takim razie podstawiać kibolom kibolskie wagony? Z wybitymi oknami, poprutą tapicerką i urwanymi poręczami, do tego brudne i zarzygane [za przeproszeniem], czyli bydlęce, będą się czuli jak w domu 🙂
Ja też nie rozumiem, bo mi to „wisi dorodnym kalafiorem”
Byłem kibicem Legii z legitymacją klubową , do momentu , kiedy w jednej z warszawskich restauracji w przeddzień meczu z Górnikiem spotkałem Deynę z Gadochą .Deyna schlany spał przy stoliku , a Gadocha , kiedy zwróciłem na to uwagę , szarpnął mnie za klapy marynarki i zapytał : Wiesz kim ja jestem ? Nie znam pana , odpowiedziałem .Ja jestem Gadocha ! To nazwisko mi nic nie mówi ,rzekłem . Gadocha oszalał ze ściekłości i nastepnego dnia jak te muchy z Dejną łazili po boisku .Legia przegrała 2:0 , a ja oddałem legitymację i mam swięty spokój
A już myślałem, że z wściekłości następnego dnia latał po boisku i wbił Górnikom pięć goli 🙂
Misiek, no normalnie garnek kapuchy na Twą cześć jutro wyprodukuję 🙂 Takiej z koperkiem i boczuniem, bo inne rarytasy przerastają moje zdolności 😉
A czy ten Uriel będzie może śpiewał?
Lepiej nie bo szkód narobi, wykopali go z chóru za notoryczne fałszowanie z premedytacją 🙂 🙂
Tak sobie myślę, że Panie go tu do pionu ustawią, a ponoć głos „bezatrybutowca” taki bardziej niezwykły bywa…? :)))
Proszę uprzejmie nie „krzykać” za zmiany – wiosna przyszła, słońce przygrzało, owadom skrzydełka się unoszą z zimowego zwisu… 😉
Kochani, tyle tego dobrego, porywają mnie od komputera i Wyspy. Postaram się jeszcze wrócić na dobranockę…
Ależ miałam urocze popołudnie!!!
Zjadł i wyraził ochotę na „przewietrzenie się”… takich rzeczy nie trzeba mi powtarzać
Tylko dokąd?…
Usłyszałam stukanie… Wiedziałam, że to dzięcioł i chciałam zobaczyć jaki. W pierwszej chwili pomyślałam, że to dzięcioł kosmaty, bo zamigotało mi na czerwono… A to był oskomik czerwonogardły!!!! Czyli ptak, którego nie mam jeszcze w kolekcji!!! Szybki… chował się w gałęziach i już wściekłość mnie brała, że nie będę miała porządnego zdjęcia. W końcu wyleciał na bardziej widoczne miejsce… „ustrzelony”
Potem zobaczyliśmy tłukące się dzięciury czerwonobrzuche… coś małego śmignęło mi pod nosem… chyba bym chora była, gdybym nie rozejrzała się za tym
„Ustrzelona” – lasówka pstra
Małżonek siedział już w samochodzie i migał na mnie światłami… Z niechęcią wróciłam… Nie wiedziałam, że przyszykował mi jeszcze niespodziankę. Dziś rano pracował w Oak Park. Tam zobaczył drapieżnika i jak mi powiedział, to coś z jastrzębiowatych
Zawiózł mnie tam!!! Najpierw nie wysiadł z samochodu, bo stwierdził, że gniazdo jest puste… Nie dałam za wygraną. Skoro ma tu gniazdo, to na pewno musi być gdzieś w pobliżu… Były!!! Dwa!!! Wypatrzyłam je na drzewie między gałązkami. Jeden siedział prawie na czubku, drugi tak w połowie… Gdy małżonek zobaczył, że coś cykam, przyleciał w te pędy
Łaziliśmy dokoła, wybierając miejsce, gdzie najlepiej było je widać… jakaś para rowerzystów zatrzymała się niedaleko. Starali się zobaczyć co z takim zapałem pstrykamy… Powiedziałam, że tu siedzi parka Cooper’s Hawk (myszołów czarnołbisty)… Stanęli jak wryci. W końcu i oni zobaczyli… Okazało się, że to też miłośnicy ptaków
Jeszcze lepsi niż ja. Jak mi powiedziała kobieta, gdy urodziło się im pierwsze dziecko i miało już kilka miesięcy (5) zabrali je zimą na obserwację bielików
Sporo czasu spędziliśmy na pogawędce z tymi ludźmi. Oczywiście o ptakach… Przeprowadzili się z Luizjany dwa lata temu i jeszcze nie znają tych terenów. Podpowiedziałam im kilka ciekawych miejsc. Już mieliśmy wracać do domu i żegnaliśmy się z rowerzystami, gdy myszołowom zebrało się na seks
Kobieta popatrzyła rozpromieniona i powiedziała, że chyba niedługo będą jajka, a potem młode. Śmieliśmy się, że może znowu za jakiś czas spotkamy się pod tym gniazdem…

Małżonek wrócił z pracy ok. 14. Oczywiście obiadek był już gotów
Codziennie jadąc do pracy mijam miejsce, gdzie gnieździ się chyba ze setka gołębi skalnych. Zapytałam, czy moglibyśmy tam pojechać? Pojechaliśmy. Było już trochę za późno. Gołębie owszem były, ale w cieniu. Małżonek wściekał się, że takie zdjęcia to do kitu. Postanowiliśmy, że przyjedziemy tu rano, gdy słońce będzie wyżej i ptaki będą oświetlone odpowiednio. Zaproponowałam więc park, który jest bardzo blisko naszego byłego miejsca zamieszkania. W zasadzie nie obeszliśmy go jeszcze… i sama nie wiem dlaczego? Przy samym parkingu pasł się jelonek. Obcykaliśmy go ze wszystkich stron. Nawet nie przerwał jedzenia
Czyż dla takiej ptasiej miłośniczki może być milsze popołudnie
No proszę, same rewelacje, a zanosiło się na drobne przewietrzenie 🙂 a puenta sytuacji z myszołowami, rzekłbym, całą gębą przyszłościowa 🙂
I właśnie dlatego byłam taka podekscytowana
Nic nie zapowiadało takich ciekawych zdarzeń… Trochę żałuję, że nie wymieniliśmy się z tymi ludźmi (przynajmniej) telefonami. Byli tacy sympatyczni… Ten facet jest wielkim miłośnikiem naszych bocianów. Strasznie żałuje, że w USA ich nie ma. Jak mi powiedział widział je na żywo… w Afryce
Opowiadał podekscytowany, że w Europie ludzie kładą wysoko duże koła i na nich bociany budują gniazda
Ależ nowinę mi powiedział
W Polsce wie to każde dziecko, o dorosłych nie wspominając…
Lubię, kiedy takie różnice wychodzą, bo to najlepszy dowód na to, jaką egzotyką dla kogoś z daleka potrafi być nasza codzienność… która wtedy dla nas robi się może mniej codzienna? 🙂
Muszę przyznać, że było mi niezmiernie miło, bo nasze boćki są dla nas bardzo ważne. Jakoś jak się je widzi wiosną, to tak się cieplutko koło serca robi
Każdy kto ma gniazdo w obejściu, czeka na powrót „swoich” boćków i jest podekscytowany, gdy szczęśliwie wrócą…
Chyba trochę za długie wyszło to moje pisanie

Ale jestem podekscytowana spotkaniem z nowym ptaszkiem do kolekcji i bardzo miłymi ludźmi
Dzień dobry.
.. zamglony. A fotki gdzie, Mirelko ?
In statu obrabiandi, jak sądzę
Jak obrobię i przebiorę, to podrzucę
Dzień dobry
kolejny świetny odcinek, a ja uwielbiam Cię czytać 

Misiaczku
Mam nadzieję, że magia szaliczka szybko zaowocuje i już niebawem będzie ciąg dalszy…
Witajcie!
Dzień się nam zaczął na słodko!
DzieńDobry :))Ogólnopolskie :))
Dzień dobry
Gratulacje dla autora 
Przeczytałem kolejny odcinek historii Misia już wczoraj ale, z braku czasu, nie zdążyłem nic napisać. Tekst (jak zwykle) genialny!
Dzień dobry. Dzisiaj później, dlatego że pokój komputerowy służy jako gościnny, a mamy gościa późnowstającego… 🙂
Propozycje TV na dziś:
na TVP1 o 21:25 jeden z lepszych filmów Woody Allena: „O północy w Paryżu” Hit kasowy i Oscar za scenariusz oryginalny; w dodatku niegłupie (i Allen sam nie gra!) 😉
na CBS Europa o 21:00 zaczyna się serial „Halt and Catch Fire” o początkach ery komputerów osobistych. Może być ciekawe!
Dzień dobry

Dlaczego ja tego programu TV nie przeczytalem wczoraj?
Bardzo lubię ten firm
Dziś o 22:35, TVP1 🙂
A tak w ogóle, to dzień dobry
I też jakby trochę zamglony…
Dobry! Słoneczny od rana, teraz trochę chmur nalazło.
Warto zajrzeć do Laudate – dawno nie czytałem tak świetnego sprawozdania z koncertu!
Popieram Allena na dzisejszy wieczór, bo film oglądałam i chętnie powtórzę…. 🙂
Witajcie!
Ponoć na północnych wybrzeżach Wyspy sztormy dzisiaj?
Sztormy? No ładnie. Na razie od rana leje, będę pracować i schnąć zarazem po porannym bieganiu.
Dzień dobry! Ja też wstałem wcześnie, żeby nie było, tylko się nie zgłaszałem, ponieważ od rana latałem po mieście i załatwiałem przeróżne sprawy bieżące, a robota leżała odłogiem. Ponieważ muszę ją teraz zacząć stawiać do pionu, od razu niestety zmykam dalej 🙁
A kciuki będę trzymał!
Przemoczone dzień dobry


U mnie deszcz zaczął się już wczoraj i pada do tej pory. Z jednej strony dobrze, bo zmoczy ziemię… ale z drugie strony… wolę jak leje w nocy, a w dzień słoneczko świeci
Kciuki też będę trzymała
Trzymanie kciuków jest obywatelskim obowiązkiem 🙂
No i znakomicie ułatwia nic-nie-robienie….
Chyba mnie nie wywieje gdzieś hen ?
A ja wychodzę do pracy trzymając kciuki
Mnie jakoś to w pracy nie przeszkadza 


Miłego dnia życzę
Był czas ,kiedy zwłaszcza panowie , często zdawali jakieś egzaminy . Przed szanowną Komisją stanął kandydat na nauczyciela matematyki .Padło pytanie : proszę powiedzieć ile to będzie jak do liczby pięć , dodamy trzy ? Pretendent zaczął pomagać sobie na paluszkach , kiedy przewodniczący mu przerwał . Proszę natychmiast schować rączki do kieszeni i powiedzieć, ile to będzie jeśli dodamy do liczby pięć ,drugie pięć ? Biedak zaczął się skręcać , wreszcie wydukał głosno : jedenaście !!! Po dłuższej dyskusji w Komisji , otrzymał upragnioną posadę profesora matematyki
Dobry wieczór i całkiem pogodny, a przychodziły takie fale deszczu przez cały dzień, że strach było pomyśleć, co jeszcze będzie.
– Synku, ile jeszcze mogę cofać?
– Ciofaj, tata, ciofaj, ciofaj,, o, patrz cio źrobiłeś….
Na szczęście technika poszła do przodu i teraz są czujniki, parkomaty, kamery cofania… 🙂
Witajcie!
Niech!
Dzień dobry
Zapraszam na kawę
Dzień dobry! Ledwie widzę, co na monitorze, takie słońce świeci (mimo że wertikale zasunięte).
A więc kawa!
Poranna kawa w miłym towarzystwie zawsze lepiej smakuje
Minęła 9:00, zmykam do pracy!
Ja to kawę dzisiaj chyba dożylnie powinnam… Wykańcza mnie ten Stefan. Wie ktoś, jak długo jeszcze będzie wiać?
Dzień dobry
Starzy górale mówią, że na koniec tygodnia ma się „usłonecznić” i „ubezwietrznić”.
Tak, że będzie lepiej, trzeba tylko trochę poczekać 😀
Słoneczne acz wietrzne dzień dobry
Przychodzi pani do masażysty:
– Panie masażysto, za ile ja wyzdrowieje?
A masażysta na to:
– Za kilka stówek droga Pani…
Dzień dobry
Jest tylko 7C, ale ma być 18, czyli źle nie jest 
życząc Wam miłego dnia 
U mnie na razie świeci
Lecę do pracy
Dzień dobry 🙂 Harpie jeszcze straszą na wycieraczce? Trochę się wytarły jakby 🙂 🙂
A właściwie dlaczego „wycieraczka”?
DzińDybry:)))
Dobre popołudnie. Mogę tylko sobie życzyć, żeby praca szła mi w takim tempie, jak wczoraj i dzisiaj! Mimo trudnego zlecenia na razie wyrabiam normę wyższą niż sobie założyłem, bez specjalnych problemów, aczkolwiek tu doskonale wiem, że się one prędzej czy później pojawią. Na szczęście mam wtedy odwody…
A jeszcze chciałam podziękować za trzymanie kciuków. Niestety obawiam się, że w przypadku polskiej państwowej służby, za przeproszeniem, zdrowia, to bardziej by się przydało jakieś voodoo…
Wczoraj rano jedną ze spraw do załatwienia było skierowanie dla Najjuniora na jeden planowy zabieg. Wszystko było wcześniej wiadome, lekarz prowadzący opisał sprawę, ze specjalistą też się skontaktowaliśmy, więc pozostało tylko skierowanie od lekarza rodzinnego (pani doktor). Tymczasem poranna awaria EWUś-a i/lub awaria łączy w przychodni sprawiły, że na odpowiedni kawałek papieru czekałem 75 minut! 🙁 cieszę się jednak, że w ogóle się doczekałem! Mam nadzieję, że merytorycznie będzie już o wiele lepiej niż formalnie.
Bardzo przykro to czytać ale jest to nasza rzeczywistość
Powiem szczerze – ja nawet nie mam pretensji do tych pielęgniarek i lekarzy, bo oni nie wymyślili sobie chorego systemu. Ale zdarzają się jednostki, które w połączeniu z chorym systemem i czekaniem dwukrotnie w tej samej kolejce po 40 minut, doprowadzają człowieka na skraj załamania nerwowego…
W wielkim uproszczeniu, tak to jest kiedy za leczenie biorą się menadżerowie i biurokraci
Noale przecież miało być właśnie lepiej, jak za zarządzanie służbą zdrowia wezmą się menedżerowie? Pamiętam jak na Śląsku szefem (ówczesnej regionalnej) Kasy Chorych został p. Sośnierz, który wprowadził elektroniczne karty pacjenta – media otrąbiły wówczas lokalny sukces, ponoć obsługa się usprawniła, a koszty znacząco spadły. Nie wiem, czy to prawda, ale jeśli tak, to dlaczego w skali całego kraju już się nie da?
Owszem Mistrzu, wprowadzenie rozwiązań elektronicznych jest dobrym rozwiązaniem, dlaczego więc się nie da wszędzie ? Odpowiedź może wydać się prosta, wszak komputeryzacja jest wrogiem rozszerzonej biurokracji, która u nas w kraju ma się całkiem dobrze.
Czy jeśli wspomnę, że system informatyczny powinien znakomicie przyspieszyć opracowanie wyników wyborów, to będzie to bardzo nie na temat?
No nie wiem, Sośnierza właśnie chwalili, więc może postarał się o lepszego wykonawcę (i terminy) niż PKW?
Ależ Mistrzu, tu chodzi o szeroko pojętych znajomych królika, przenoszących segregatory z kata w kąt lub przekładających kartoteki z szuflady do szuflady, Tu się udało ale nie wszędzie na to dane lobby pozwoli.
Niestety, krewni i znajomi biorą się także za organizowanie dużych projektów – i wychodzą nam „Nowe Ateny”… Żebyż to się kończyło na stanowiskach tragarzy segregatorów…
🙁
Tego akurat nie neguję, ja podałem tylko przykład na ostatni człon tego, że tak powiem przewodu pokarmowego, z którego wysypują się wszelkie często zbędne papierzyska.
Obrazując. Zakładamy biznes (po polsku)
– Otwieramy na pustyni składowisko śmieci
– Zatrudniamy stróży (ktoś tego musi przecież pilnować)
– Aby owi stróże pracowali jak należy musimy stworzyć biuro nadzoru i kadry
– Aby płacić owym stróżom musimy stworzyć dział księgowości.
– Co by księgowa mogła swobodnie pracować, ktoś musi doglądać finansów, zatrudnimy jej asystentkę.
– Aby to wszystko jakoś funkcjonowało musimy zatrudnić dyrektora od księgowości i od kadr
– Dla obu dyrektorów musimy zatrudnić sekretarki
– Aby ktoś tym wszystkim zarządzał musimy zatrudnić prezesa
– Prezesowi co by mu ułatwić zatrudnimy również asystentkę i sekretarkę.
-Jeżeli finanse nam się nie będą dopinać zrobimy cięcia – zwolnimy stróży.
To taki skrócony schemat biznesu po naszemu
Ależ kochany Lordzie W., to co opisałeś, to jest dokładnie to o czym żartują Amerykanie
Właśnie na temat zbyt rozbudowanej administracji amerykańskiej 
Chociaż przyznam, że tutaj służba zdrowia działa trochę inaczej… tyle, że kosztuje niesamowicie…
Witam Miralko
Wiem, wiem, zaadoptowałem ten żart z Twoich okolic do naszych warunków. Wiele się te schematy nie różnią więc pasuje jak ulał. Szczególnie widać to w moim małym miasteczku. Co do służby zdrowia to temat częściowo się rozmył i wszedł na tory ogólne lecz nie ulega wątpliwości, że powyższy schemat zawitał także i w tej dziedzinie. Rozbudowuje się biurokrację często gęsto za pomocą bliższych lub dalszych znajomych a wszystko to kosztem niższego lub średniego szczebla medycznego. W fotelach zaś zasiadają ludzie dla, których bardziej liczą się cyferki a nie pacjenci.Aby te wszystkie cyferki się zgadzały potrzebne są kolejne stanowiska biurowe i tak kółko się zamyka. Także jak już wspomniałem wcześniej bardzo wielu różnego rodzaju elektronizacja jest zupełnie niepotrzebna. Można by jeszcze omówić lobbowanie wyższego szczebla medycznego na rzecz swoich ziomków i w biurach i na oddziałach ale to temat na oddzielną rozmowę w stylu „z życia wzięte”.
Ale ja tylko chciałam dostać skierowania na 3 brakujące do diagnozy badania!

Państwo tak tu będą napędzać? 😉
Nooo
Dawno nie było 300-tki 😀
Poza tym, jako rasowy dżin im bliżej spełnienia 3 z życzeń obowiązkowych (jak to ładnie ujął Misiek w poprzednim odcinku) staję się coraz bardziej „upierdliwy” 😀
Więc nie mogę teraz wyjść z przydzielonej mi roli
Aleście uparci!
Oj tam, oj tam…
Każdego o określonej godzinie „łapie głupawka”.
Na nas właśnie nadeszła
A jakby się okazało, że przy trzechsetnym komentarzu Wyspa wyleci w powietrze? Hm?
Jak mówi przysłowie „jeszcze nigdy tak nie było, żeby jakoś nie było”
Myślę, że damy sobie radę 😀
Poza tym Bożenie byłoby miło gdybyśmy doszli do 300 🙂
No dobrze…

Miło tu ale trzeba się pożegnać…
Jutro będzie bardzo pracowity dzień
Dobranoc
DzińDybry Wyspiarzom:)))
Mamy Dywizjon 303 :)))