Trochę za późno dowiedzieliśmy się, że w lutym The Field Museum of Natural History (Muzeum Historii Naturalnej ) ma bezpłatny wstęp. Tak normalnie, to raczej nie zdecydowalibyśmy się. Za drogo by to nas wyniosło… tym bardziej, że nie wiedzieliśmy co tam właściwie jest.
Już w holu głównym wyglądało ciekawie. W oczy rzucały się trzy rzeczy. Dwa ogromne totemy (zaraz za kasami), trochę dalej dwa wielkie, walczące słonie i ogromny szkielet jakiegoś przedpotopowego stwora. Po przejściu przez kasy (dostaliśmy darmowe bilety), obejrzeliśmy słonie (oczywiście tam poleciałam najpierw). Na tabliczce informacyjnej wyczytałam, że są to prawdziwe słonie, tyle że wypchane. Trafiły do muzeum w 1909 roku i chociaż muzeum zmieniło lokalizację w 1921 roku, to słonie zostały przewiezione i nadal należą do najciekawszych eksponatów. Nie od razu zrozumiałam co znaczy „the taxidermy process”. Dopiero w domu sprawdziłam w słowniku. Były to pierwsze na świecie słonie poddane temu procesowi. Muszę przyznać, że zaskoczyło mnie to. Do tej pory myślałam, że wypycha się ptaki, albo trofea myśliwskie. Ale słonie?!!!
Potem poleciałam do szkieletu. Jak wyczytałam to jeden z najlepiej zachowanych szkieletów T. reksa. Ma właściwie komplet kosteczek… Nie wiem jakiego jest wzrostu, ale że jest ogromny, to widać…
Stanęliśmy i nie bardzo wiedzieliśmy co dalej. W którą stronę pójść… Przy kasach wzięłam co prawda mapkę muzeum, ale te amerykańskie nazwy… Zdecydowałam, że pójdziemy od słoni w prawo. Nad wejściem był napis „The Ancient Americas” i z tego co zrozumiałam oznaczał „Antyczne Ameryki”…
Niewielki, ciemny korytarzyk z gablotą w ścianie… jakieś figurki… Za załomem na dwóch ścianach idące mamuty. Jedne przechodziły bokiem, inne szły prosto na nas i jakby w ostatniej chwili skręcały… Szły wolno, majestatycznie… A że dokoła było ciemno i tylko ta niebieska poświata ze ściennych ekranów, wrażenie było super… te mamuty wydawały się takie realne…
Dalej było prawie jak w normalnym muzeum. Eksponaty w gablotach, napisy z historią tej ziemi… Według naukowców, Indianie są potomkami Azjatów. Parę tysiącleci temu można było przejść z Syberii na Alaskę po lodzie i ludzie szli tamtędy. Szukali nowego miejsca do życia… Niektórzy doszli aż do Ameryki Południowej… Oczywiście ta wędrówka trwała stulecia, a nie kilka miesięcy czy lat…
Z zainteresowaniem obejrzałam pueblo, którego replikę wybudowano tak, żeby można było je zwiedzać. Jak napisali w informacji na ścianie, jest to replika budynku z „Broken K Pueblo”, kompleksu odkopanego w centralno-wschodniej Arizonie, datowanego na 1250 rok. Trochę za ciemno i za ciasno tam było na dobre zdjęcia… a szkoda…
Szliśmy, oglądaliśmy i czytaliśmy… O Majach, Inkach, czy Aztekach słyszałam, a nawet uczyłam się o nich w szkole (wiele lat temu, to fakt), ale cywilizacje Mississippian, czy Mocha, to dla mnie nowość…
Podobała mi się plansza z wioską takich Mississippian. Okrągła, a z czterech stron – cztery przyciski. Oczywiście pociskałam wszystkie, czytając przy okazji co one oznaczają. Pierwszy zapalał na czerwono kamienną drogę idącą przez wieś, a na niebiesko system wodno-kanalizacyjny. Drugi zapalał okrągłe chatynki – spiżarnie. Było ich trochę pomiędzy mieszkalnymi domami (chociaż i spiżarnie i chatynki były do siebie bardzo podobne). Trzeci przycisk zapalał dwie „platformy imprezowe”. Jak napisali w informacji przy guziku, na tych platformach odbywały się plemienne uczty, wspólne tańce i zabawy. I czwarty przycisk zapalał miejsca pochówku… Co najśmieszniejsze, były to te dwie „platformy imprezowe” i kilka miejsc dokoła wioski… Było też wyjaśnienie, że według naukowców, pod tymi kamiennymi platformami, prawdopodobnie pochowani zostali jacyś ważniejsi mieszkańcy. Może władcy, może wybitni wojownicy, a może bogatsi… I tak sobie pomyślałam o dzisiejszych czasach, kto by chciał urządzać zabawy taneczne na cmentarzu… nawet gdyby się tańczyło obok grobów, a nie na…
CDN
Zapraszam na wędrówkę po historii obu Ameryk
Do tych wszystkich informacji o muzeum, mogę jedynie dodać, że jest to jedno z największych i najlepiej wyposażonych muzeów w USA. Są tylko jeszcze dwa tak wielkie, w Nowym Jorku i w Waszyngtonie.
Wyczytałam na internecie, że „profesjonalnie utrzymane kolekcje ponad 24 milionów egzemplarzy i obiektów stanowią podstawę programów badań naukowych muzeum”. Czyli mało dziwne, że obejrzenie wszystkiego zajmuje aż tak dużo czasu…
Bardzo interesująca wycieczka. Fakt, że z prekolumbijskich kultur potrafimy wymienić jedynie Azteków, Majów i Inków – no, może jeszcze Tolteków… A przecież na tak ogromnych obszarach było ich z pewnością znacznie więcej.
Dlatego też ci Mississippianie, czy Mocha, byli takim zaskoczeniem. A właściwie głównie Mocha. O Mississippianach czytałam już w muzeum w Elgin. Z tym, że nie do końca dotarło do mnie, że to nazwa kultury. Bo z tego co doczytałam w muzeum chicagowskim, to każda z tych kultur zawierała wiele plemion. Nawet mówili różniącymi się trochę językami. Zaliczono ich jednak do grup wspólnotowych, bo mieli podobne wierzenia, ceramikę i układ osiedli. Także nawet ci znani nam Majowie, czy Aztekowie, to nie było jedno osiedle…
W sumie, to żeby dokładnie opisać to co oglądaliśmy, to powinnam robić zdjęcia wszystkich tablic informacyjnych. Wtedy łatwiej byłoby mi dojść co do czego. Nie jestem w stanie zapamiętać aż tylu wiadomości na raz. Co chyba jest normalne. Tym bardziej, że historia nigdy nie była moją mocną stroną
Ale też i inna prawda, że gdybym zaczęła tak dokładnie opisywać to wszystko, to wyszedłby cały ogromny cykl historyczny, a nie wszyscy ten temat lubią
Zaglądnęłam coby przed snem przebiec po muzeum, mając za przewodniczkę Mirelkę 😀
Słoń ma smutne oczko, biedaczek…
Ciekawa wycieczka Mirelko, jeszcze raz obejrzę fotki, na spokojnie, jutro.
Dzisiaj już padam, jak przecinak 😀
Dobrej nocy.
Jak się walczy, to trudno mieć roześmiane oczy
A w dodatku i tak są ze szkła… czyli jakie mu zrobili, takie ma 

Miłego i zdrowego snu, Wyspiarze
Ja dzisiaj tylko mogę zazdrościć, bo mojemu aparacikowi coś się tryb macro rozjeżdża i z bliska słabo ostrzy. W efekcie na razie nici z notki jajecznicowej, bo fotki rozmazane.

I tak się zastanawiam, czy ci „ancient amierikance” to jadali jajecznicę, a jeżeli to jaką? No bo że jajka to i owszem, ale w jakiej postaci?
Mój aparat też najlepszy do zdjęć macro nie jest. Albo muszę robić zbliżenie z dużej odległości, albo robię normalne zdjęcie, a potem w GIMP-ie „wycinam” to co potrzebuję.

Małżonek ma specjalny obiektyw do tego typu zdjęć, to i jego zdjęcia wyglądają zupełnie inaczej niż moje… Pamiętam jak kiedyś obcykał muszkę octową (a przynajmniej toto było takiej wielkości), to wyglądała na ogromniastą i każdy włosek było na niej widać
A co do jajek i jajecznicy… nie wiem dokładnie. Ale skoro smażyli placki na rozgrzanych do czerwoności kamieniach, to mogli smażyć i jajka
Mogli też je gotować, skoro gotowali jarzyny…
Dzień dobry

Wszystkiego najlepszego Paniom z naszej Wyspy.
W ramach prezentu wręczam czekoladki dietetyczne (nietuczące)
Dzień dobry !
Pięknie i wiosennie. A wycieczka inspirująca Mirelko! Ja tam lubię historię, więc poszukam sobie wiadomości o praamerykańskich (?) kulturach.
Pięknie dziękuję za życzenia i kwiatki i postaram się nie żałować, że bez rajstopek to całkiem nie to samo !
Choć dostałam raz łowicką kosmetyczkę, a innym razem bon na zakup książek i bardzo mi się to spodobało 🙂
A te zakładowe balety z okazji dnia kobiet… to ho ho… jedno szaleństwo z jarzębiakiem w roli głównej…
Ech…
Gdzie te imprezy firmowe z dawnych lat…
To se ne vrati…
… a żony w domu czekały, aż ululany ” na biedronkę ” mężźuś wróci do domu
No, chyba, ze same się też borze bawiły 🙂
Myślisz, że nie bywa to dziś wykorzystywane jako pretekst do korporacyjnych imprez integracyjnych?
… ja tego nie wiem 🙂
Wielce szanowne Panie , Obywatelki Niepodległej Wyspy Madagaskar , za Waszym pozwoleniem , składam dzisiaj , w dniu Waszego Święta życzenia : Wszelkiej pomyślności w Waszym , niełatwym obowiązku zachowania gatunku homo -sapiens . Nie da się zaprzeczyć ,że każdy z nas , pierwsze co zrobił w życiu , to nakarmił się z piersi kobiety Matki . Wielki szacunek dla wszystkich kobiet …..

Dzięki Maksiu ! Nawet najbardziej gender tego nie zmieni, choć niektórzy tak myślą i ze strachu głupoty plotą 🙂
Dzień dobry

Wasze zdrowie!!!
Może taką serdeczną czekoladkę?
Pięknie dziękuję wszystkim Panom za piękne życzenia
U mnie co prawda jeszcze rano, ale…
Nie posiedzę za długo na Wyspie, żeby z Wami świętować, bo zaraz jedziemy do sklepu na cotygodniowe zakupy
Małżonek już mi tupie nad głową
O tej porze jeszcze pusto wszędzie, później, jak Amerykańcy powstają, robi się tłoczno…
A wyłażą z łóżeczek tak trochę po 10 rano…
A ja wybyłem, ale już wróciłem i świętuje nadal!
Pobudka!! Za długo już Pan drzemiesz!! Przy takim święcie?? Hę??

Ależ Pani masz oko!
Niooooo

Dzień dobry wieczór


Ja Cię, ile kwiecia i pięknych życzeń
Dzie bieżniczki, tudzież serwety czy obrusy lniane, a nawet ściereczki insze ??? A i jeszcze los w jakiejś tam loterii
Oczywiście, ja również b.dziękuję 😀 Jak one pięknie pachną… ummm
PS Śnieżyczki w ogródku główki pięknie do słoneczka powystawiały, wiecie??? Krokusów nie widziałam, ale hiacynty już zielenieją 😀
.. a u mnie i ranniki i krokusy…i wyłażą zielone irysy . Listeczki na krzewach też już są. 🙂
To niesprawiedliwe
A u mnie w ogródku… śniegu po kolana
I jedyne kwiatki, które sterczą, to te jesienne, które się pięknie zasuszyły na krzaku
Śnieg trochę stopniał, to wylazły…
Elizabeth Gilbert powiada, że jej mąż twierdzi, iż miejsce kobiety jest w kuchni!!
I co Panowie na to??
I co??? Panowie, nic na to ??? Czyli się zgadzają??? z mężem pisarki????
Nie znając kompletnie Elisabeth Gilbert, nie potrafię nic powiedzieć w sprawie twierdzeń jej męża – który zna ją wszakże o niebo lepiej!
Po prawdzie, to mąż pani Elizabeth ma troszkę racji, z tym, że dopiero wtedy gdy ja skończę i trzeba gary pozmywać! A i to tylko takie mniej wartościowe, bo gotowa zepsuć!

Kochani, Panowie; otóż mąż pani Elizabeth twierdzi, że „… miejsce kobiety jest w kuchni, z wyciągniętymi nogami, lampką dobrego wina w dłoni i przypatrującej się gotowaniu, przez małżonka, pysznej kolacji…”
Kneź już jest zaobrączkowany, a szkoda! Można Starszej pozazdrościć (???)
O zmywaniu garów nic nie mówiła
Starsza wcina od północy serniczek z rosą!


Gary posprzątała na ochotnika.
Upieczony, oczywiście, przez Ciebie, hę??



Zwiewam… serniczek z rosą
Nie wolno mi nawet myśleć o słodyczach
W portki ledwie się zmieściłam… Mam swoje bezunie… chlip….
No, mi też nie wolno nawet myśleć. Ale Starszej wolno!

Natomiast co do muzeum, to jeśli tamtejszy tyranozaur dostał na imię Sue, oznacza to moim zdaniem, że jest to pani tyranozaurowa, po prostu Zuzia 🙂
Maski faktycznie obłędne, a najlepsze, że każda w innym stylu, jedne prymitywne, a inne – niemal współczesne. Trzecia z kolei świetnie wyraża emocje!
Podświetalny model osady i hasło „Please touch” to coś, co trudno znaleźć w polskich muzeach – wychodzenie frontem do zwiedzającego i zapewnienie mu prawdziwych, jak to mówią Amerykanie, „doświadczeń z pierwszej ręki”.
Dobry wieczór


Ja również pięknie dziękuję WSZYSTKIM PANOM za pamięć, cudowne życzenia i piękne kwiatki
I tak może jeszcze dodam:
„Ja dziś Paniom życzę, żeby przestało się Paniom śnić, a zaczęło przytrafiać”
– Sigmund Freud
Hej, Księżniczko
Dawno Cię moje oczęta nie oglądały 🙁 Zapracowana??
PS Jednolity tekst ustawy od 30 stycznia 2015 obowiązuje, wiedziałaś???
Dobranoc, Szan.Państwu i do juterka 😀
To ja zaproszę na drugą część naszej wizyty w Muzeum Historii Naturalnej w Chicago

Czyli proszę się wdrapać pięterko wyżej