Czapla modra.
Jest to jedna z największych czapli występująca w Ameryce Północnej. Zamieszkuje podmokłe tereny zarówno jezior, rzek, jak i wybrzeża morskie. Kilkakrotnie zauważono koczujące osobniki w zachodniej Europie, ale nie znalazłam informacji o jej wizytach w Polsce.
Czapla modra jest spokrewniona z występującą w Polsce czaplą siwą, ale ta polska jest znacznie mniejsza…
Czapla modra żyje w koloniach. Buduje gniazda w koronach drzew, ale widziałam też kolonię tych ptaków na platformach wybudowanych specjalnie dla nich przez ludzi.
Pary łączą się ze sobą na jeden sezon. Nie ma wielu naturalnych wrogów, jednak jeżeli osobniki należące do kolonii zostaną w jej obrębie zaatakowane, inne ptaki mogą kolonię porzucić, pozostawiając lęgi, ale nie jest to regułą.
Żeruje w płytkich wodach. Gęsto zarośniętych, gdzie może łatwiej upolować rybę, czy inne zwierzęta wodne (ropuchy, kijanki, traszki, jaszczurki, węże, małe ssaki, gryzonie, ptaki, kraby, raki, ślimaki i owady), w wyjątkowych sytuacjach zjada również padlinę. Nie mając zębów łyka swoje ofiary w całości, często obraca je w powietrzu, żeby ustawić w odpowiedniej pozycji, łatwiejszej do połknięcia. Jeśli złapie zbyt dużą rybę, może się nią zadławić przy przełykaniu. Dlatego też wybiera mniejsze. Jej żołądek nie trawi sierści (chociaż trawi kości) i gdy upoluje gryzonia lub innego małego ssaka, pozbywa się resztek w postaci „wypluwki”. Żeruje dniem i nocą (dobrze widzi w ciemności), ale najczęściej o świcie i zmroku, zwykle samotnie.
Indianie Nisqually (z okolic Waszyngtonu) nazwali czaplę modrą „swoim dziadem”. Według legendy, mężczyźni, którzy kłócili się ze swoimi żonami, zostali zamienieni w czaple.
Według amerykańskich obserwatorów głos wydawany przez ten gatunek brzmi „fraaahnk” i przypomina imię Frank, dlatego w niektórych regionach czapla modra jest nazywana Old Frankie.
Czapla modra stanowi zagrożenie dla prywatnych stawów i oczek, w których często hoduje się drogie ryby. Zwłaszcza kolorowe, egzotyczne okazy mocno przykuwają jej uwagę, jest w stanie powracać do tego samego miejsca, aż zje wszystkie ryby ze zbiornika. Coś takiego właśnie przytrafiło się synowi naszych znajomych. Czapla tak długo przylatywała do ich oczka, aż wyżarła wszystkie ryby. Co do jednej. I nie było na nią sposobu. Przeganiana – wracała. Jak bumerang.
Pod koniec XIX w. na wschodnim wybrzeży intensywnie polowano na czaple modre dla ich piór, używanych głównie do produkcji ozdób i damskich kapeluszy, kolekcjonowano również ich jajka. Tępiono też ze względu na konkurencję dla rybaków. Całe szczęście ten okres już minął i jest zakaz polowania na nie (dozwolone jest tylko w niektórych przypadkach). Dzięki temu te piękne ptaki odbudowały swoją populację.
Czapla biała zamieszkuje wszystkie kontynenty oprócz Australii i Antarktydy.
Podobnie jak czapla modra mieszka w koloniach, z tym, że swoje gniazda buduje w trzcinach, czy krzakach, czyli na dużo niższym poziomie. Wybiera środowiska podobnie jak czapla modra i ma podobne nawyki żywieniowe.
Mnie najbardziej podoba się czapla biała w okresie lęgowym, bo wtedy wyrastają jej długie, powiewne pióra i wygląda jakby na plecy zarzuciła białą, puszystą pelerynę…
Do niedawna czapla biała jedynie zalatywała do Polski. Obecnie jest tu także nielicznym ptakiem lęgowym.
Pierwszy przypadek gniazdowania w Polsce odkryto w 1997 r. nad Biebrzą , kolejne stwierdzone lęgowiska znajdowały się m.in. na zbiorniku Jeziorsko i w ujściu Warty w Słońsku.
Zapraszam do czapli, pięknych i wielkich ptaków
Obydwa gatunki czapli widujemy często na jeziorkach i rzekach. Są bardzo popularne, chociaż też dość płochliwe i nie pozwalają podejść za blisko, ale to chyba normalne u ptaków i zwierzaków żyjących dziko…
Dzień dobry na nowym pięterku.
To, co mnie zawsze doprowadza, jak mawia pewien wuj, do czorcików, poza oczywiście fenomenalnymi zdjęciami, to zmysł obserwacji Autorki. Przeciętny czlowiek mówi sobie: No dobrze, czapla, spore ptaszysko, i co z tego? Lata, gniazduje, jajka znosi, jak to ptak. No, łowi ryby.
Ale jak ją ogląda Autorka, to widzi więcej: O – ten czapel ma wyszarpane lotki w skrzydle, ciekawe dlaczego, może coś go próbowało zjeść, a nie, źródła podają, że to naturalne pierzenie. Do głowy wpada drobna brzęcząca moneta faktu, która dokłada się do skarbonki. Te tutaj sobie gniazdują, a ciekawe, jak budują gniazda, a te się rozmnażają (wydaje mi się, że w tym akurat samcowi te długie nogi przeszkadzają!), a te mieszkają jakby na piętrach jednego domu (swoją drogą dlaczego czaple białe mieszkające POD kormoranami są jeszcze białe? Biorąc pod uwagę przyzwyczajenia kormoranów do paskudzenia, powinny być szare albo, pardon, g…wniane) i tak dalej, i tym podobne. W tych wpisach widać nie tylko piękne zdjęcia, i tutaj szapo ba dla Autorki i Małżonka, ale także ciekawość świata i dociekliwość. I że się Im chce obserwować świat naokoło i o nim pisać.
Z uwagi na dzisiejszy temat puentą może być tylko wiersz Barańczaka, chyba już przytaczany na Wyspie?
S. Barańczak – Obserwatorzy ptaków
Z drżącej w upale szosy numer 8
z jej motelami, pędem i stacjami Esso
dość było skręcić ostro, szorując podwoziem
o piach, w ciągnącą się pół mili leśną
drogę, dotrzeć do kiosku z desek, gdzie sumienna
grubaska pobierała stosowną opłatę,
wydając w zamian uśmiech i broszurę,
zostawić wóz pod sosną, której czubek z szumem
mierzwił obłoki, i tak już kudłate,
i bez większego zrozumienia
wpatrzyć się w planszę z mapką okolicy
i strzałką „JESTEŚ TUTAJ”. O sto metrów dalej
szła ścieżką para z dziećmi: równie pospolici
jak my, też „byli tutaj” i zwiedzali.
Nie tak wyobrażaliśmy sobie rezerwat
dzikiego ptactwa. Prawda, i tak był to czysty
wymysł, ta cała komedia z naturą,
która istnieje dzięki przewodnikom, którą
widzi się w ramach zatrudnień turysty.
Wiatr, który czujnie się poderwał,
był w każdym razie autentyczny: świeży,
nadmorski. Machinalnie sprawdzając w broszurce
szlak, ruszyliśmy, depcząc chrupiący żwir ścieżek,
trochę niepewni, czy nie jest oszustwem
ten cały show – szczególnie że główna atrakcja,
to znaczy ptaki, jakoś nie chciała się stawić
na scenie. Dróżka wychynęła z nagła
z zarośli na zjeżone trawą słone bagna,
kładki, w sitowie oprawiony stawek:
no, wreszcie są! Gromadki ptactwa,
zielonogłowych kaczek, burych gęsi
taplały się rodzinnie w wodzie. Ale najpierw
wpadła nam w oczy inna grupa, jeszcze gęściej
stłoczona obok, na piaszczystej skarpie:
obserwatorzy ptaków! Składane siedzenia,
lunety na trójnogach, lornetki polowe,
kurtki z mnogością fachowych kieszonek,
spłowiałe kapelusze i kamery „Sony”:
prawdziwi, tkwiący tu dobrą połowę
dnia, zjeżdżający co niedziela
obserwatorzy ptaków, ludzie, którzy
na pytanie „Kim jestem?” mówią sobie: „Jestem
obserwatorem ptaków”! Był ich prawie tuzin,
wpatrzonych w jedną stronę. Nigdy jeszcze
tak niezdefiniowany, tak z boku, wygnany…
nagle drgnąłem wraz z nimi. Jakby wszystkich przeszył
ten sam prąd: spoza trzcin mokro zakłapał
groteskowo sflaczały dźwięk – ogromna czapla
wzbiła się, spójrz, jak blisko!, i poprzecznym
lotem poniosła nad wydmami,
tak, „Wielka Czapla Błękitna” z fotosu
w broszurce, „bardzo rzadko spotykana”! Tłumek
wydał wspólny, radosny pomruk, kilka osób
podniosło oczy znad wzierników lunet:
i wszystkich objął uśmiech – bezpieczny, bezsprzeczny.
Więc świat może jest po to, by przeszył, otworzył
nas czasem znak, jak strzałka: „JESTEŚ TUTAJ:
wśród ludzi, obcych, ale jesteście – zaufaj –
po jednej stronie, współobserwatorzy
ptaków, pogody, innych rzeczy”.
Dzięki Mistrzu Q

Więc na czaplach białych i tak tego nie widać
Poza tym, dobrze nawoskowane pióra nie zatrzymują tego…no… spływa to po nich jak woda po gęsi 

Lubimy łazikować, to i zawsze jakieś ciekawe ptaszysko nam w oczy wpadnie
A co do tego zamieszkania w „jednym domu” różnych gatunków… Guano ptasie jest białe…
A ten utwór Barańczaka na pewno już był na Wyspie, ale komu to szkodzi
Właśnie nie jestem pewien, czy to tak sobie spływa, przecież to żrące g… za przeproszeniem, i nawet tym nawoskowanym piórom potrafiłoby zrobić krzywdę. Ale jeżeli samym czaplom to nie przeszkadza, to znaczy, że albo mają refleks i zdążają uskoczyć w razie czego, albo się potrafią doczyścić 😉
Czapla (i nie tylko) siedząca w gnieździe nie za bardzo ma jak i gdzie uskakiwać.
A może po prostu te gniazda są tak ustawione, żeby nie robić na głowy sąsiadów z niższego piętra? 
Na pewno najlepiej mają czaple modre, bo ich gniazda są na najwyższym „piętrze”. Kormorany, które są niżej już mają gorzej, ale i na nich nie widać białych plam
Piękne ptaki! Brawa dla zdolnego duetu fotografów!
Fakt, że nadlatując cicho w nocy czapla biała mogłaby nas nieźle wystraszyć…
Na Mazurach w kilku miejscach widziałem wspólne kolonie czapli i kormoranów – i rzeczywiście miały one układ „piętrowy”.
Dzięki Ukratku

Na pewno taka rozczapierzona czapla biała w nocy wyglądałaby przerażająco
W sumie pisząc wiadomości o czaplach zapomniałam napisać o „piórach pudrowych”. Mają je wszystkie czaple. Pióra te są bardzo kruche i służą do czyszczenia innych piór. Czaple mają też gruczoł kuprowy, który wydziela tłustą substancję, którą ptaki rozprowadzają dziobem po piórach. W ten sposób kładą warstwę ochronną, zapobiegającą zawilgoceniu piór…
Latający kombajn do ryb i jeszcze z własną instalacją czyszczącą i przeciw zamoczeniu. Ewolucja rządzi! 😀
Coś w tym rodzaju
Prawie jak kombajn
Matka Natura dba o swoje dzieci…
Muszę lecieć.
Jak wrócę, to się odezwę 
Ot, zapatrzyła się na swoje pierzaste…
Lotem czapli? 😉
Lotem koszącym, piękne zdjęcia i opis 🙂

Koszącym? To chyba inne ptaszki
Czapla nie nurkuje? 🙂
To zależy co uznasz za nurkowanie… polując na płytkiej wodzie nie ma możliwości wejść cała pod wodę… ale gdy łapie rybę, czy inne wodne stworzonko, to tak jakby nurkowała, bo łeb w wodzie zanurza


A lot koszący, to bardziej kojarzy mi się z lotnictwem, a nie z czaplą
Zimorodek i lata lotem koszącym, i nurkuje, i przypomina czaplę w miniaturze, tylko szyja krótsza… To może Ty jesteś zimorodek? 😉
O toto tato, o toto to! Zimorodka miałem na myśli 🙂 🙂 🙂
Ps. Jednakowoż, gdyby czapli wyprostować szyję i cisnąć nią jak dzidą w wodę, to spełniłaby oba warunki, lotu koszącego i nurkowania 🙂 🙂

Jeno że czapla tak sobą nie da!
Z ciekawości sprawdziłem, jak bliskie jest gatunkowe pokrewieństwo między czaplą a zimorodkiem – nie jest aż tak bliskie, jak myślałem.
Wspólny jest tylko nadrząd:
Czapla (tutaj: biała)
Nadrząd neognatyczne
Rząd pelikanowe
Rodzina czaplowate
Rodzaj Ardea
Gatunek czapla biała
Zimorodek (tutaj: zwyczajny)
Nadrząd neognatyczne
Rząd kraskowe
Rodzina zimorodkowate
Podrodzina zimorodki
Rodzaj Alcedo
Gatunek zimorodek zwyczajny
Oczywiście u ciotki Wiki.
Neognatyczne, piękna nazwa, niech zgadnę oznacza puste kości, czy ich brak? 🙂
Pardon, taki mądry to ja już nie jestem.
Urodzona w czerwcu, to raczej nie zimorodek

Sprawdziłam te „gnaty” i ciocia Wiki mówi, że jest to grupa „wyróżniona na podstawie budowy podniebienia. Charakteryzują się ruchomym podniebieniem i częściową redukcją niektórych kości. Należy do nich większość współczesnych ptaków. Po raz pierwszy neognatyczne pojawiły się 66 mln lat temu, w późnej kredzie.”
Sama z siebie tez nie byłabym taka mądra
Czyli brak, czasem i mi się uda trafić 🙂 🙂
Lotem czapli nie dam rady, moja szyja nie jest w stanie wygiąć się esowato
Za krótka… 
Niech stracę, lotem żurawia. Chociaż żurawia zwykłaś byłaś raczej zapuszczać ptakom w gniazdo (Ty albo małżonek teleobiektywem) 😉
No, niech będzie żuraw, chociaż ja nie drę tak japy w drodze, jak one i leciałam samotnie, a one w stadzie…

Chociaż… na ulicach ruch…
Jak samochodem, to pewnie zdarza Ci się zatrąbić? No więc głos żurawia to dla mnie właśnie jak trąbienie, osobliwie rano i wieczorem 😀
Niestety nie mam nawyku trąbienia
Chociaż często przydałoby się… Ale co sobie pogadam, to moje 
Nie do końca się w te pierzaste zapatrzyłam… latam samochodem

Czas mi się brać za obiadek
Gotowania tak samo nie znoszę jak zakupów
Ale małżonek wróci z pracy głodny, a wiadomo, jak chłop głodny to zły 
Jak to dobrze, że są tak dobre i znane sposoby na ugłaskanie chłopa!
Jeszcze jest warunek… chłopu musi to ugotowane smakować

A czy ja twierdziłem, że proste?
.. a to zależy co dany chłop lubi , bo jeden golonkę, a inny naleśniki na słodko
A trzeci jedno i drugie w dowolnej kolejności 🙂 🙂 🙂
Wczoraj Junior na pytanie, czy woli na obiad placuszki ciotki (na słodko właśnie) czy jajka sadzone, odpowiedział z godnością, że najpierw pierwsze, a potem drugie.
Czyli ma dobry apetyt, skoro chciał obiad z dwóch dań…

i w odpowiednio dużej ilości…
Albo michę leniwych pierogów… 🙂
No tak, jest jeszcze w tym wieku, że idzie mu we wzrost, a nie na boki, jak na ten przykład mnie
Na szczęście ma spore luzy na boki, więc jest szansa, że kiedyś będzie wyglądał normalnie, a nie jak wysoki, chudy szkielet.
Żeby nie było tak jak z moim synem. Jak rósł, to wciągał niesamowite ilości jedzonka. Potem przestał rosnąć a apetyt został. No to zaczął rosnąć na boki… Potem sporo trudu kosztowało zrzucenie tego nadmiaru ciała

A moim zdaniem młody chłopak (dziewczyna też) w kształcie beczki to obrzydliwy widok. Coś z pogranicza pornografii…
A to raczej codzienny widok w USA Mirelko, sądząc z tego co widzę w TV i nie piszę o filmach z Hollywood, ale normalnej ulicy 🙂
Otyłość jest tu uważana za chorobę i ubezpieczenie ją obejmuje. Znam kilka osób, na które ubranko 4XL jest za małe
Kiedyś byłam nawet w sklepie, który się nazywa „Big and tall”, czyli „duży i wysoki”. Muszę przyznać, że zrobił na mnie wrażenie. Chuda nie jestem, a w niektóre ciuchy mogłabym się zawinąć. Takie na ten przykład 8XL (to chyba największy rozmiar jaki widziałam). Koszulka w tym rozmiarze może służyć za kocyk dla 4 osobowej rodziny (o normalnym wyglądzie) 
Przypomniało mi się, jak kiedyś w sklepie zobaczyłam kobietę, Murzynkę… Nie oglądam się za ludźmi, ale za nią się obejrzałam.
Wyglądała jak karykatura. Z tyłu, na tyłku, spokojnie zmieściłby się telewizor!!!
Mogłaby również robić za ladę w barze… żałowałam, że nie mam aparatu, bo w Polsce nikt mi nie uwierzy, że ktoś może tak wyglądać 
Z tymi rozmiarami ubrań czy butów to jest komedia, odkąd firmy przeniosły swoje fabryki do Azji. Mam polskie buty w rozmiarze 42, całe życie nosiłem 8 czyli 42, ale teraz stopa mi uzrosła mam drugie buty firmy Nike o rozmiarze 44, w 42 w życiu bym nogi nie wcisnął i Reeboki made in Indonesia w rozmiarze 46, a co sobie będę żałował 🙂 Europejskie ubranie XL jest na mnie dobre, amerykańskie za luźne, a azjatyckie jak z młodszego [dużo] brata, no czysta desperacja 🙂 🙂
No tak… rozmiary S, M, L czy XL, miały unormować rynek, ale jakby zamiast 4XL jakaś modnisia musiałaby włożyć 6XL, to jeszcze by wpadła w desperację, a przecież TO społeczeństwo MUSI być szczęśliwe


A Azjaci, chyba już genetycznie są drobni. Taka rasa…
Mój lubi tak wiele rzeczy, że za długo by wymieniać. Oczywiście golonkę lubi, ale naleśniki to sam robi. Ma w tym wprawę i potrafi placki przewracać w locie
Ja nie umiem i albo placek ląduje na suficie, albo się składa w pół
Nawet jak robię krokieciki z pieczarkami, to on placki mi smaży, a ja robię resztę 
Dobry wieczór! Kwak dokładnie wszystko napisał, więc ja się tylko podłączę…
Pięknie Mirelko…. a te pióra pudrowe mnie zachwyciły !
Dziękuję Wiedźminko
Czapla modra , czy mądra ? Mam okazję co roku podglądać czaple siwe na rodzinnym obiekcie wodnym w świętokrzyskim . Gnieżdżą się na małych wysepkach starorzecza dwie pary . Jest im dobrze , bo mają od cholery zarcia w kilku stawach , a kuzyn zamiast pilnować interesu , to zwiedza Australię . Może ma rację , zwiedzi kawał świata , a czaple dochowają się małych czaplątek . Przy okazji postaram się pstryknąć parę fotek do kolekcji .
Nie wiem Maksiu na ile ta czapla jest mądra, ale że modra, to widać



I oczywiście chętnie zobaczę zdjęcia czapli i czaplątek
A do Australii też bym chętnie pojechała pozwiedzać
Jakie tam są cudne ptaszki!!! I nie tylko…
Trzymamy Cię za słowo Maksiu – to co dotychczas pokazywałeś było bardzo dobre 🙂
Jestem trochę nieskoordynowanym w czasie .Zawsze mi się śpieszy i czasami mam kłopoty . W ubiegłym roku pojechałem ,aby trochę powędkować i tak mi się spieszyło do zarzucenia wędki ,że idąc groblą stawową , wpadłem ze sprzętem do dziury zrobionej przez wydry , z której nie mogłem się wydostać . Szarpiąc się , wpadałem coraz głębiej i tylko wędki uratowały mnie z opresji . Po tym wydarzeniu ,splunąłem , zakląłem , pozbierałem połamany sprzęt i wróciłem do Stolicy . Czaple jednak widziałem , są tam .
To faktycznie niemiła przygoda… ale dobrze się skończyła, skoro tylko splunąłeś i zakląłeś
a obeszło się bez wizyty u chirurga…

Może jak teraz będziesz szedł do tych czapli, to będziesz uważniej patrzył pod nogi i nic Ci się nie stanie
A przynajmniej tego mogę Ci życzyć
Miralko , tam się idzie w dżungli pokrzyw o wysokosci do 2 metrów ! Nie ma mowy o patrzeniu pod nogi ! Zaklinowałem się w tej dziurze i tylko wędki pozwoliły uwolnic się z tej pułapki .W tym roku będę ostrozniejszy i nie będę się spieszył
Czyli musisz brać ze sobą maczetę, żeby chociaż trochę oczyścić teren. Strasznie nie lubię iść i nie widzieć dokąd
No, chyba że w wodzie, ale to co innego…

Ale to i dziura musiała być ogromna, skoro wpadłeś i nie mogłeś się z niej wydostać
U nas się kiedyś mówiło, że gdy ktoś się śpieszy, diabeł się cieszy
Dzielny jesteś ! to było naprawdę niebezpieczne…
Hmm, oddalam się na chwilę, mam nadzieję jeszcze wrócić.
Czaple bardzo, bardzo!!! 🙂
Co do wędkowania, to kiedyś złowiłem perkoza zamiast leszcza – ani ptaszydło, ani ja nie byliśmy zadowoleni – leszcza nikt nie zapytał, ale nie sadzę, żeby się zmartwił. 🙂
Dobry wieczór! 🙂
Witaj Kneziu!!! Cieszy, że moje czapleki się podobają
Nie mam cierpliwości do wydziubywania ości
A leszcze są niesamowicie ościste 
Lubię ruch, a takie bezczynne siedzenie i czekanie… na 100% nie dla mnie 
A co do złowienia perkoza… ja bym była zadowolona, perkoz na pewno nie, a leszczy i tak nie lubię
Tak w ogóle, to podziwiam wędkarzy. Mnie po pięciu minutach wydaje się, że siedzę z tym kijem godziny i zaczyna mnie coś trafiać
Niesamowicie ościste, to są bardzo do leszczy podobne krąpie! A na dodatek niesmaczne. Leszcze są jednymi z najsmaczniejszych karpiowatych. A te ości to lekka przesada, wcale nie ma ich aż tak dużo. Nawet karaś ma więcej.
Nie znam się na rybach, ale mój dziadek lubił leszcze i trochę się na tym znał. Nie dałam rady ich jeść. Tak w ogóle, to za rybami nie przepadam. Ze wszystkich ryb najbardziej lubię szynkę
Jeszcze te morskie, które nie śmierdzą mułem, to jakoś zjem, ale karpia (na ten przykład) nie znoszę. W żadnej postaci. Za węgorzem też nie przepadam. Pamiętam jak kiedyś na wyjeździe nasi znajomi zajadali się takim marynowanym i wędzonym… żaden mi nie pasował.
Ale ponoć nad gustami się nie dyskutuje 
A poza tym można zawsze zamarynować je w occie – zmiękną.
No i sam powiedz Kneziu, czy słusznie ” leszcz” to było dość pogardliwe przezwisko ?
Z tym bezczynnym siedzeniem to jest tak – niby siedzisz bezczynnie, ale to nieprawda że nic się nie dzieje, bo pod powierzchnią dzieje się bardzo dużo – do przynęty podpływają kolejne ryby, oglądają, dotykają, próbują, wreszcie jakaś zdecyduje się wziąć do pyszczka i to dopiero widać zdecydowanie na powierzchni i na spławiku – a ciągle są jakieś drgania i drobne przemieszczenia. No, chyba że w ogóle nic. Kiedyś pół dnia spędziłem nad wodą, ciągle zmieniając przynętę i co jakiś czas haczyk, a tu co wrzucę zestaw do wody to branie i NIC!!! Wreszcie na najmniejszy haczyk i strzępek robaczka złapałem rekordowa rybę! To był olbrzymi CIERNIK!!!! Miał chyba z osiem cm długości! Notorycznie natomiast podnoszą ciśnienie wędkarzy maleńkie słonecznice, którym się wydaje że spławik to trzcinka i starają się sprawdzić, czy nie ma na nim glonów – antenka spławika tańczy i podskakuje wtedy radośnie, a przejęty wędkarz jest przekonany że wokół pławi się ławica wielkich ryb!!! Ogólnie dzieje się, oj dzieje!

Natomiast samo siedzenie jest wytłumaczalne dla łowców fotek – wyobraź sobie, że chcesz zrobić dobrą fotkę zimorodka, gdy poluje nad wodą – ma upatrzony badylek na którym czatuje, obszar na którym nurkuje i tylko każdy ruch człowieka go płoszy – nie siądzie obok poruszającego się człowieka – to mały ptaszek i im bliżej tym lepsze fotki. Siadasz więc i czekasz – mijają minuty, kwadranse, godziny, a ty czekasz, bo przecież wiesz że wreszcie przyleci. Trzymasz aparat przy oku i celujesz w ten cholerny badylek – ręka drętwieje, oko łzawi – wreszcie jest! Warto było???
Dodaj jeszcze, Kneziu, że interesujący człowiek nigdy się nie nudzi we własnym towarzystwie!
Nie siedzę czekając na ptaszki godzinami. Po prostu nie dam rady
I nie chodzi o to, że się będę nudziła… Nawet oglądając ciekawy film, muszę co jakiś czas wstać i się przejść. Dla niektórych reklamy podczas filmu to przekleństwo, a dla mnie radocha
Mogę się przebiec
Mój syndrom niespokojnych nóg nie pozwala na długie siedzenie. Albo śpię, albo chodzę i tylko czasami przysiądę

Po prawdzie to i ja nie zdecydowałem się jeszcze nigdy na taką zasiadkę, chociaż mnie kusiło. Jednak siedzenie na rybach z wędką, aż takich wyrzeczeń nie wymaga.
Znowu trochę latam, a to dlatego, że kupiłam sobie „worki na odkurzacz”
To znaczy odkurzaczem wyciąga się w worka powietrze i zapakowany worek zmienia się w woreczek
Musze w końcu uporządkować rzeczy, których na codzień się nie używa. Zajmują stanowczo za dużo miejsca. W wersalce tyle tych kocyków i poduszek, że jak się źle ułożyło, to zamknąć wersalki nie można było. Popakowałam wszystko do woreczków, „odkurzyłam” i mam teraz luz. Jeszcze drugie tyle wejdzie
To samo zrobiłam z naszymi rzeczami na wyjazdy. Używamy ich raz – dwa razy do roku. Też popakowałam i „odkurzyłam”. A teraz się rozglądam co by tu jeszcze zapakować i „odkurzyć”
Na pewno coś znajdę…
Używamy od dawna przy wyjazdach, osobliwie narciarskich. Najpuchowsze kurtki i spodnie narciarskie składają się na cieniutko po wyssaniu powietrza i zajmują maciupko miejsca, co przy wyjeździe całą rodziną jest niebagatelną sprawą. Ostatnim razem, kiedy jechaliśmy własnym samochodem, to mieliśmy wręcz luzy w bagażniku – i kufrze i boksie na dachu.
Ja je widziałam już dawno, ale jakoś nie mogłam się przybrać, żeby kupić i zastosować w domu. A to pożyteczna rzecz
Na opakowaniu piszą, że zmniejsza pojemność 4 razy, ale to drobna przesada… a może mój odkurzacz za słabo to powietrze wyciąga? 

Nie mogę tego zastosować na naszych wyjazdach, bo skąd pod namiotem wezmę odkurzacz, żeby to powietrze odessać
No fakt, pod namiotem odkurzacza zazwyczaj brak, chyba żeby samochodowy zastosować, ale raczej miałby za słabą moc. Tymczasem na nartach odkurzacz zazwyczaj jest, wszystko jedno, w apartamencie czy hotelu.
Dobranoc SzanPaństwu!

Kwak się spóźnia albo co ? Lorda W.na horyzoncie nie ma ….
Już lecę!
Dzięki za dobrą wieść i zaproszenie! Chętnie skorzystam!
Dzień dobry. Się mi zaspało, ale ponieważ rwać się do pracy nie trzeba…
Kawę natomiast wypić trzeba, co to, to tak.
Dla porządku dodam, że i w Gdyni śnieg poprószywa od czasu do czasu, ale od razu topnieje, póki co. Może jak się pod wieczór ochłodzi, to zacznie się zbierać.
Niedzielne dzień dobry

U mnie trochę prószy, ale nadziei na dłuższe poleżenie tego śniegu to raczej nie ma. Dopiero w następnym tygodniu ma być znowu zimno i wtedy może będzie biało na dłużej… chociaż wcale nie tęsknię do tego mrozu i śniegu
Ano właśnie. Zimowe krajobrazy są piękne, dopóki nie trzeba zacząć odśnieżać… albo jechać samochodem po śliskiej drodze.
No właśnie
Gdyby tak popadało tylko na lasy i pola, to jeszcze by było pięknie, ale nie za bardzo pracowicie. A tak to odśnieżanie samochodu i parkingu jest męczące
Nie mówiąc już o zwiększonej wypadkowości na drogach. 
Najbardziej mi się podobało, jak jechaliśmy w styczniu lub lutym na narty przez pół Europy i była czarna, sucha droga, czasem nawet słonecznie. Śnieg (poza drogą) zaczynał się gdzieś dopiero ok. 1500 m npm. 🙂 idealna sytuacja!
Dzień dobry i zapraszam na nowe pięterko 🙂 🙂