Miś i Harpie.
Kiedy już nawet Misiek zrezygnował z siódmej dokładki, a reszta towarzystwa dyskretnie lub mniej popuściła pasa i poodpinała guziki, haftki i zamki błyskawiczne, zalegając kanapy w salonie i oddając się rozkoszom trawienia „postnego” bigosu, Baba wyszła z kuchni i wygładzając fałdki na bufiastej spódnicy, oznajmiła:
– Komu w drogę temu czas!
– Jak to w drogę? Toż Waćpanna dopiero przybyłaś – Rumak spojrzał na Babę zdziwiony.
Baba uśmiechnęła się przepraszająco słysząc narastające protesty towarzystwa.
– Moja misja skończona, miałam was nakarmić i o zdrowie spytać, tuszę żeśwa najedzone – Baba powiodła zadowolonym wzrokiem po ledwie żywych z przejedzenia ludziach – A może coś byśwa przetrącili jeszcze? Max usiłował się podnieść z miękkiej kanapy, ale zrezygnował, kiedy guzik od portek strzelił z donośnym trzaskiem i zrykoszetował po ścianach salonu.
– Zdrowie też wam dopisuje, zatem nic tu po mnie – oznajmiła Baba stanowczo – wracam do Knezia z dobrymi nowinami.
– Jakże to duszko masz zamiar do domu wrócić? – Rumak się zatroskał.
– Tak jakem tu przybyła, wpław – gar pusty, to jeszcze lepiej będzie się na wodzie unosił…
– Nie ma takiej opcji – Misiek zapałał świętym oburzeniem – żeby dobrodziejka nasza pławiła się w wodzie jak jaka wiedźma, to nie noc pławienia czarownic – tu szybko rzucił okiem na Czarodziejkę, która wydęła usta.
– Pójdziemy lądem, pójdziemy albowiem odprowadzimy waćpanią do gościńca, na którym łatwo złapać stopa, albo taryfę
– Ależ to niepotrzebne – Baba zaczęła się mitygować.
– Potrzebne – uciął dyskusję Rumak – W dodatku nie pójdziemy, ale pojedziemy, służę mym grzbietem.
– Też się przejdę, przyda mi się trochę ruchu – Max wreszcie pokonał opór kanapy.
– Ty też idziesz! – Cindy skinęła na Dżina – dosyć podpierania ścian!
– Czy to życzenie – Dżin się wyraźnie ożywił
– To rozkaz! – Cindy władczo tupnęła nogą
Po krótkim, aczkolwiek wylewnym pożegnaniu, ekipa odprowadzająca Babę wyszła na pokład i ruszyła pomostem w stronę plaży, nie uszli daleko. Na plaży stał milczący tłum.
– Co jest? – Misiek zatrzymał pochód – powtórka z rozrywki? Kogoś jeszcze ryło swędzi?
Wystąpił przed tłum, który się cofnął w milczeniu.
– Ludzie! Nie doprowadzajcie mnie do desperacji, bo jak się znowu wkurzę…
– Po sprawiedliwość przyszlim panie – z tłumu wystąpił zasuszony chłopina, miętosząc słomiany kapelusz w dłoniach – wielka nas bowiem krzywda spotkała.
– O jakiej krzywdzie prawisz dobry człowieku? Wszak wyzwoliliśmy was od Krakena, który zatapiał wasze łodzie i od Harpii porywających wasze dzieci? – Rumak był wyraźnie zeźlony.
– Za to dziękujemy panockom i kłaniamy się nisko, chodzi o inszą inszość, któś, a nie będę wskazywał winowajcy – tu chłopek pokazał kostropatym paluchem Babę – skradł nam największą wioskową relikwię, mamy na to świadków, osoby zadufania publicznego, rybaka i czyściciela latryn publicznych, którzy na własne oczy widzieli ten świętokradczy czyn.
Tłum zamruczał z wrogością.
– Mogę ich zniknąć – mruknął Dżin
– A ja uśpić – dorzuciła Jasminka
– A ja wytłuc do nogi – zasapał Misiek
– Spokój! – Dziadek wystąpił na czoło ekipy, która stała na pomoście w komplecie i w bojowych pozach.
– O jakiej to relikwii prawisz dobry człowieku?
– Jak to jakiej? Chłopek w zdumieniu wytrzeszczył gały na Dziadka – o Przenajświętszej Chochli, Stworzycielki Nieba i Ziemi i Wszelkiego Jadła, Które Na Niej Jest. Ament!
– Ament! – powtórzył tłum. – Jeśli jej nie odzyszczymy, trza będzie złożyć w ofierze dwie dziewice, a skąd mnie dziewice wziąć panie? – chłop wlepił w Dziadka błyszczące oczy – nawet jednej ze świecą nie uświadczysz, a co dopiero dwie. – Inaczej czeka nas 7 razy po 7 sezonów głodu i chłodu, albowiem jak mówi księga świętej Chochli „Jeśli relikwia zagubiona będzie, z morza wychynie bestia, a głowa bestii będzie cała czarna, a oczy jej czerwone od krwi istot żyjących. A nierządnica babilońska wzniesie się z odchłani, a 3 głowy smok zapanuje nad ziem i wtedy zaczną się szerzyć pogłoski, że pewne rzeczy znikają i zapanuje wielka niepewność gdzie się te rzeczy podziały… i na prawdę nikt nie będzie miął pojęcia, o tym gdzie są te wszystkie drobiazgi. O takiej solidnej podstawie, do której przymocowane są rożne przystawki. W tym czasie przyjaciel zgubi młotek swego przyjaciela, a młodzi nie będą wiedzieli gdzie są rzeczy należące do ich ojców, które ojcowie położyli na swoich miejscach poprzedniego wieczoru około ósmej” – Armagedon panie! Zresztą, ja chudopachołek jestem, kudy mnie tam do świętych rzeczy, niech się Najwyższa Kapłonka wypowie, ona uczona panie. Przez tłum przepchnęła się malowniczo wyglądająca rosła niewiasta, we włosy miała wplecione jakieś zeschnięte kłosy zbóż, przez co wyglądała jak chochoł, biodra jej okalał szeroki pas słoniny, a na piersi rytmicznie dyndał naszyjnik z kiełbas, słoniny i boczku, wzór „szaszłyk”.
– Smakowita niewiasta – Misiek patrzył w podziwie na strój Kapłonki.
– Co? Psy się nie chciały z tobą bawić? – rzucił niewinnie Max.
Kapłonka podeszła bardzo blisko, niemal nos w nos z Dziadkiem, który się odruchowo cofnął i powiedziała półgłosem:
– Słuchajcie uważnie, ontaminacja per ego mogłaby być autodysublimowaniem samego siebie na drodze duchowej ablucji tych kmiotów względem kopyści, kopyść musi się znaleźć i to ja muszę ją znaleźć, dotarło?
– Mniej więcej – zza pleców Dziadka odezwała się Czarodziejka.
– Kim ty jesteś – Dziadek zdumiony spojrzał na dziwacznie wystrojona kobietę.
– To długa historia – półgębkiem uśmiechnęła się Kapłonka i mrugnęła okiem, zeszła na plażę kołysząc biodrami i skinęła ręką, po czym zaczęła taniec będący połączeniem tańca Indian amerykańskich i techno z rave parade, przy wtórze bębnów w które rytmicznie walili wieśniacy, tłum powoli zaczął się kołysać w rytm dzwięków.
– Skąd wzięłaś tą chochlę? – Czarodziejka spytała Babę dyskretnie.
– Z karmnika dla ptaków.
– Jak to z karmnika?
– Normalnie, stała budka, w budce ziarno, pod budką ziarno, chleb, kukurydza w kolbach, słonina i boczek wiszące na sznurkach, no karmnik.
– A może to była kapliczka?
– A jak wygląda kapliczka?
– Jak karmnik, cholera! – Czarodziejka zrezygnowana skończyła przesłuchanie.
– Dawaj tą łychę, chyba zbliża się kulminacja.
Na plaży tłum wpadł w trans, Kapłonka w środku tłumu wirowała jak Tańczący Derwisz, rytm bębnów przybrał szaleńcze tempo, Kapłonka wyrzuciła ręce w górę i krzyknęła
– Teraz!!!
Czarodziejka krzyżując dyskretnie palce wysłała w gorejącej poświacie kopyść tuż nad głowę kobiety, Kapłonka krzyknęła dziko i radośnie i uchwyciła kopyść za trzonek, rytm bębnów ustał i ludzie dysząc ciężko osunęli się na kolana.
– Jest z nami na powrót – śpiewnie zaintonowała kobieta – stworzycielka wszelkich rzeczy jadalnych, dobrobytu strażniczka, zbiorów i połowów dobrodziejka i wszelkiej pomyślności,
Chochla Przenajświętsza. Tłum oszalał z radości, porwał strażniczkę chochli i podając sobie ją z rąk do rąk umieścił na wielkim stole stojącym na końcu plaży, po czym wszyscy wyciągnęli noże z szat.
– Niedobrze – ryknął Misiek i runął w tłum.
– Jestem tuż za tobą – Max wyciągnął miecze.
Zakotłowało się wokół stołu i niebawem Misiek wrócił.
– Co tam się dzieje – spytał Rumak niecierpliwie.
– Oskubali ją do goła, wszystko zżarli psiejuchy.
– Zjedli naszyjnik i wszystko co było jadalne na Kapłonce, poza nią samą – uzupełnił opis Max.
– Szwedzki stół, a ja się nie dopchałem – Misiek żałośnie spojrzał na Babę.
– Wracamy! – zakomenderowała Baba, mus głodnych nakarmić, bo wiesz Misiek całkiem zapomniałam o tej wędzonej szynce, którą Kneź powierzył mej opiece, będzie ze cztery funty… CDN.
Witam 🙂 Wedle rozkazu, niestety mam gości, wpadnę jak dam radę 🙂

No i przedstawił nam Misiek zapowiadaną przez Maksia nową damę! Wielką jest wszak siła kultu!
Jeden drobiazg: w znaczeniu użytych gwarowych „żeśwa”, „byśwa” domyślam się zaimka „wy”, nie „my”; zatem powinno być „żeśta” i „byśta” (przynajmniej po małopolsku 😉 )
A „żeśma” i „myśma” nie może być?
” myśmy są „….
Wiesz dlaczego powiesił się koń sołtysa* w Wąchocku?
Bo sołtys zawołał „wiśta”
😀
(*oczywiście to tylko legenda, bo w Wąchocku od 25 lat jest burmistrz a nie sołtys 🙂 )
Dzień dobry 🙂 Dopiero teraz mam chwilę spokoju 🙂 Oczywiście masz rację Tetryku te zwroty są niepoprawne gramatycznie, powinno być „żeście” i „byście”, ale słuchałem jakiegoś reportażu ze wsi i tam chłop powiedział: „A żeśwa się zebrali we trzech…” I spodobał mi się ten zwrot 🙂 🙂
No właśnie – on powiedział (na miastowe) „zebraliśmy się we trzech”, a Baba chyba miała na myśli „tuszę że wyście najedzone”,
czyli powinna użyć osoby trzeciej: „żeśta”.
Dzień dobry
Jak zwykle Miśku, wiadro polotu,dwa wiadra fantazji oraz beczka śmiechu

Witaj Lordzie W. … dorzućmy jeszcze talent obserwacyjny
Dzięki serdeczne, ale przesadzacie solidnie 🙂 🙂
Dzień dobry na nowym pięterku




Obśmiałam się jak norka
Miśku!!! Jesteś wielki
I nie chodzi mi o Twoje gabaryty
Warto było poczekać
Dzięki Mirelko 🙂 🙂
A szyneczka tak ze cztery funty, to wcale nie aż taka wielka, raptem niecałe dwa kilo
W sam raz na przekąskę dla Miśka
Reszta się raczej nie dopcha 
Ooo! Powiało talentem miśkowym, troszku Kajkiem i Kokoszem z pokaźną garścią Sapkowskiego, a cytat z księgi świętej Chochli przypomniał mi Monty Pythona:
„Uzbrojenie”, rozdział drugi, wersety od 9 do 21. „I Święty Attyla wzniósł granat ręczny ku górze, mówiąc: „O Panie, błogosław ten granat ręczny, który rozniesie nieprzyjacioły twe na malutkie kawałeczki w łasce twojej”. I Pan skrzywił się w uśmiechu, a ludzie spożywać poczęli owce, leniwce, karpie, sardele, orangutany, płatki śniadaniowe, przetwory owocowe… I powiedział Pan: „Wpierw wyjąć musisz Świętą Zawleczkę. Potem masz zliczyć do trzech. Nie mniej, nie więcej. Trzy ma być liczbą, do której liczyć masz i liczbą tą ma być trzy. Do czterech nie wolno ci liczyć, ani do dwóch. Masz tylko policzyć do trzech. Pięć jest wykluczone. Gdy liczba trzy jako trzecia w kolejności osiągnięta zostanie, wówczas rzucić masz Święty Granat Ręczny z Antiochii w kierunku wroga, co naigrawał się z ciebie w polu widzenia twego, a on kitę odwali”. Amen.
I oczywiście pochichrałem się parę razy tak, że rodzina zaczęła protestować 🙂 🙂 😀
Relikwia świętej chochli zapachniała mi raczej „pastafarianami” a dokładniej odwołaniem do przykazania II i V ich „oktalogu” (osiem przykazań to chyba „oktalog”)
Bingo Mistrzu! To niemal dokładny cytat z „Żywotu Briana” Monty Pythona, ta scena bawi mnie za każdym razem, na postumentach stoją malowniczy prorocy o dzikim wyglądzie i wieszczą wszelkie okropieństwa, a wśród nich spokojny facecik, który nawija o gubiących się rzeczach i młotku przyjaciela, sensu w tym nie ma żadnego, podobnie jak u pozostałych, ale kontrast jest bezbłędny 🙂 🙂
Dzień dobry!

No, super! Reymont z Sienkiewiczem mogą się schować!
Soczysta i smakowita proza w dosłownym tego słowa znaczeniu!
Dobry wieczór 🙂 No to mamy kawał historii mieszkańców Madagaskaru . Jako uzupełnienie Maxa , można przyjąć , że jest zawsze zwolennikiem mediacji w sytuacjach konfliktowych zwłaszcza , że dostał kiedyś fajerką przez łeb i od tego wydarzenia unika sprzeczek . Poza tym jest spod wagi , która niejako z góry ustala stopień psychiki homosapiensa .
Oj tak, sprzeczki nie zawsze kończą się polubownie 🙂
Idę zarutko kręcić.
Dobry wieczór ! Cudnie Miśku… co się obśmiałam, to moje ! Mnie owa Chochla zapachniała Sapkowskim i prorokiem Lebiodą…
Choć przemowa Kapłonki zaiste mniej więcej jest zrozumiała 🙂
Wszyscy prorocy mają to do siebie, że wygłaszają kompletnie niezrozumiałe proroctwa, które później zazwyczaj są naginane do teraźniejszości i interpretowane tak, żeby prorok wielkim jasnowidzem 🙂 🙂
Howgh !
Baba z przytupem, a Cindarella cichutko acz stanowczo …..no,no. Bystry chłopak z
Ciebie, Miśku, ale to jest tylko podkreślenie tego, co dawno wiemy
Pora się odmeldować. Miło się siedzi ale pora już spać. Jutro szykuje się pracowity dzionek.

Dobranoc…
Znaczy, jestem z powrotem.
wracasz z sukcesami kolarskimi ?
Tak, jak zwykle, kalorie wzdłuż trasy uciekały w popłochu 🙂
hmmm….. uciekły dziwnie blisko mnie
A siooo! Może wskoczysz na rower i przyjedziesz do Gdyni? 😉
prędzej atrybutem i lotem ślizgowym
Eee, a czy taki lot też płoszy kalorie? Pytam, bo nigdy nie leciałem, to nie wiem… 😉
U Was już poniedziałek, ja mam jeszcze kilka (parę) godzin, ale już myślę o poniedziałkowej pracy
Nie byliśmy na żadnej wycieczce już od dawna i to mnie męczy
Ale dziś padał śnieg przez większość dnia. Jak tu się gdzieś wybrać, przy takiej pogodzie 


Mimo wszystko miłego dnia wszystkim życzę
I udaję się na zasłużony wypoczynek
Witajcie!
A ja dziś wyjątkowo wyspany jestem… Mam nadzieję, że do Miralkowa burze śnieżne nie dolecą!
Dzień dobry. Będzie za chwilkę, jak przyswoję kawę.
Mimo kawy nadal jest ciężko, chyba lepiej wezmę się do pracy. Będę zaglądał.
Bo też sama kawa nie wystarczy…
Potrzebne jest jeszcze miłe towarzystwo do jej spożycia 😀
Na razie się pożegnam. Dziś od rana pełne obłożenie pracą, więc trzeba się zbierać.
Do popołudnia
Dzień dobry
i dobrego dnia…. cokolwiek to znaczy 
Trochę słońca by się przydało 🙂
Misiu ! O słońcu to wiem tyle , że jest to rodzaj nijaki , a mówią , że ” zaszło ” .
Dobre popołudnie. Jestem z powrotem. Słońca [sprawdza za oknem] już nie ma, ale 100% normy wypracowane, obiad zjedzony, sprawy pozałatwiane… Wygląda, że dzień na plus.
Mesdames, monsieurs, za chwilę zmykam się wyhowehowywać.
O, kuhczę…
Już jestem z powhotem. Bahdzo mi się spodobał phofil na Facebooku „Hozmówki z Hanną” 🙂
Obejrzałem sobie „Strukturę kryształu” Zanussiego.
Kawał historii… nie tyle w fabule, co obok 😉
A wiesz, że nie kojarzę? Nawet po odświeżeniu sobie fabuły z sieci. Chociaż powinienem, bo rodzice oglądali czasem kino moralnego niepokoju.
Krótki ten utwór….. zbyt:(
Witajcie!
Dziś się zaczął mroźny i dobry dzień. Nawet Malinka nas odnalazła!
Dzień dobry, Wyspiarze. U nas zaś nic nie topnieje i otoczenie otula puchowy śniegu tren. I ma padać dalej. W końcu styczeń!
No, kawa zaczyna się przesączać, gdzie trzeba, czekoladki też dodały energii – czas zaatakować nowy dzień 🙂 do boju, do roboty, do dzieła. („Cuma, my mamy umowę o dzieło. I ja chcę to dzieło!”)
Oddalam się na z góry upatrzoną pozycję za biurkiem, na razie!
Dzień dobry 🙂 Długo jeszcze będę straszył na Wyspie? 🙂 🙂
Mam nadzieję, że do końca świata i jeszcze jeden dzień dłużej!
Dzień dobry




Śniegu mi trochę napadało i nawet się trzyma
Wczoraj padał taki śnieg, który szeleścił na gałązkach. Bardziej przypominało to drobniutki grad, niż śnieg. A ślisko było!!! Ciekawe jak będzie dzisiaj. Na razie ciemno i nieprzyjemno…
A tu zaraz do pracy…
Dziś mnie nie będzie, bo raz że wcześniej jadę, a dwa, że późno wrócę…
Prawie samo południe , więc słowo z rozrywki . Szef poważnej firmy wezwał do gabinetu podwładnego : Przepraszam , ze pana fatyguję , ale robię plan urlopów i mam pytanie ,czy lubi pan spocone dziewczyny ? Ależ, panie Dyrektorze – w życiu ! Tak myślałem , dla tego pójdę panu na rękę i urlop daję panu w listopadzie , zgoda ??
Mniej więcej w tym samym okresie, wpadł do mnie znajomy i prawie bez słowa zostawił mi na biurku skierowanie na wczasy do Zakopanego . Powiedział – zrób z tym co chcesz .Nie miałem ochoty jechać do Zakopanego , ale miałem jednego ” gnyka ” , którego nie darzyłem sympatią . Wytłumaczyłem mu ,że szkoda aby darmowe skierowanie się zmarnowało , ucieszył się ,dorwał dokument i pojechał . Po trzech tygodniach spotkał mnie kolega z firmy i mówi : Mam dla ciebie dobrą wiadomość . W przedostatnim dniu turnusu ,twój pracuś ,założył narty do zdjęcia z Zakopanego i tak niefortunnie zjechał , że złamał nogę i leży w Zakopanem w szpitalu .Cieszysz się ? Trochę ta wiadomość mnie zmartwiła ,bo bylismy na rozrachunku własnym i trzeba było nieobecnemu płacić .Co było dalej ? Trudno uwierzyć ,ale któregoś dnia przyszedł po wypłatę , dał sobie w czub i powtórnie złamał nogę W pracy nie było gnyka przez trzy lata ,tak to jest kiedy jedzie się na bezpłatne wczasy .
Z „pracowych” dowcipów pamiętam ten opowiadany przez kogoś znanego (i/lub relacjonowany przez Wańkowicza? Zawsze Mistrz Melchior mi się w takich wypadkach kojarzy), jak to szef go sztorcował, że się spóźnia do pracy, na co rzeczony pracownik: – Panie szefie, ja wprawdzie przychodzę do pracy ostatni, ale za to wychodzę pierwszy! Szef pokiwał głową: – A to dobrze, dobrze… i poszedł. Za chwilę wraca: – Zaraz zaraz, jakżeś pan to powiedział?!? Po czym z rykiem wywalił go z pracy 🙂
Jaki to był piękny Ustrój dla obiboków ! Trzy lata w domciu , na zwolnieniu lekarskim , za złamaną nóżkę podczas darmowych wczasów w Zakopanem ! Życ nie umierać ! Warto było skakać przez ten płot panie Wałęsa ??
Nie jestem całkiem pewien czasu przeszłego, a przynajmniej przeszłego dokonanego, Maksiu!
Też tak myślę , ale co począć ,kiedy póki co , nie ma lepszej legendy ?
Dobry wieczór
Przypomnę pewien staaary dowcip urlopowy.
Spotkało się dwu kolegów i jeden mówi do drugiego:
Wiesz, ja bardzo lubię morze, więc na wczasy wziąłem skierowanie nad Morskie Oko…
Na to odzywa się drugi – widzisz… tym się właśnie różnimy, bo ja wolę góry. Dlatego zamówiłem wczoraj wczasy w Jastrzębiej Górze 😀
Na temat znajomości geografii przypomniało mi się zdarzenie, które opowiadał szwagier. W wojsku mieli takiego jednego przygłupa, nazywali go Rąsia… Na zajęciach w posługiwaniu się mapą (nie pamiętam dokładnie jak się to fachowo nazywało, ale coś w rodzaju marszu na azymut w harcerstwie), ich przełożony na próżno usiłował nauczyć Rąsię jak znaleźć cokolwiek na tej mapie. W końcu wyciągną mapę Polski i zapytał, gdzie jest Bałtyk. Rąsia szukał gdzieś w Tatrach… Przełożony, wkurzony na maksa, pokazał na Bałtyk i pyta „A to, to co jest?” A Rąsia ze spokojem – „Niebo…”.
To przypomniał mi się kawał z czasów kiedy byłam młodziutka (teraz jestem tylko młoda
).
Egzamin w milicji… konieczny do awansu. Młody zdobył pytania, koledzy pomogli napisać odpowiedzi… Nie bardzo wiedział, gdzie to schować, więc powtykał w buty…
Na egzaminie pierwsze pytanie „Jaka jest najdłuższa rzeka w Polsce?” Niby coś poprawiając zerknął na karteczkę w bucie i odpowiedział „Wisła”. Egzaminatorzy zadowoleni… Drugie pytanie „Stolica Polski?”… młody zdenerwowany sięgnął do butów, wysunął karteczkę i przeczytał „Chełmek*”… 😀
*Nie wiem czy ta firma jeszcze działa, ale kiedyś była to nasza rodzima firma obuwnicza.
Dzień dobry … sennie mi dziś nad wyraz!
Widzę, że nie tylko mnie ospałość ogarnęła … 🙂
Dzię dobry! 110% normy dzisiaj, trochę się rozpędziłem, do tego co było do załatwienia, to zostało załatwione, ale faktycznie senność wisi w powietrzu, więc całkiem spokojnie wypiję trzecią kawę. Ale słabszą chyba.
Krzysztof przyszedł, a ja zmykam kręcić. Będę wieczorem jak zwykle.
Nie myślałeś, żeby do „kręciołka” dołączyć dynamo rowerowe z lampką albo akumulatorkiem?
Witamy pana Edisona w naszych skromnych progach!
Nie można pozwolić, żeby się tyle pozytywnej energii marnowało!
p.s. myślę, że nawet „zielony certyfikat” można by na to dostać
Czasem negatywnej. Czasem kręci się dla siebie, czasem wbrew sobie, czasem przeciwko komuś – a najśmieszniejsze, że tym kimś też może być sam kręcący. Ale co do dynama, to niestety zawsze był ze mnie kiepski inżynier. A faktycznie – komórkę by można naładować albo co? 🙂
Fajnie, że polska muzyka filmowa na dobranoc 🙂
Witajcie, bo o tej porze to dla mnie ani dzień (ciemno za oknem), ani dobry (no żaden ze mnie skowronek).
Dzisiaj może być różnie z moją obecnością na Wyspie, zaraz wybywam, potem zaraz wracam… i będzie tak przez całki dzień.
Witajcie!
Bożenko, daj spokój ze starzeniem! Po prostu twój organizm dostosował się do pory podawania kawy na Wyspie!
Dzień dobry
No właśnmie!


Pora na kawę 😀
Zapraszam wszystkich na filiżankę aromatycznej espresso (albo espresso lungo), dla smakoszy caffe machiato a dla osób, nie mających odruchu wymiotnego kawę wyciągniętą z odchodów lemura 😀 (podobno ma niezapomniany aromat)
Co było do załatwienia – załatwiłem, teraz udaję się popracować.
Więc życzę dobrej i bezpiecznej pracy.

Dzień dobry !
Chętnych do zmiany wycieraczki nie ma ? 
Dziękuję wszystkim za odprowadzanie – zawszeć to lżej, nawet gdy naokoło 🙂
Główne podziękowania dla Miśka, bez Niego by się nie dało 😀