Pewnego razu skonfederowane przeciw Szwedom chorągwie zebrały
się pod Białym Stokiem. Na razie nie udało im się zorganizować
żadnej większej bitwy, gdyż nikt nie chciał nikogo słuchać.
Kiedyś nawet umówili się ze Szwedami, że się trochę pobiją, ale
gdy się przed walką zebrali na naradę, to każdy miał inne
pomysły: jeden żądał, żeby zacząć od szarży husarskiej, inny –
żeby okrążyć przeciwnika na tatarską modłę, a jeszcze inny – żeby
najpierw teren dokładnie, po niemiecku ostrzelać. I długo to
trwało, aż wreszcie gdy wszystko uzgodnili i przybyli na umówione
miejsce, to Szwedów już dawno nie było, bo zmarzli i odjechali do
domu, a uprzednio popisali na drzewach różne ordynarne uwagi,
gdzie oni mają takie wojowanie.
– Wybierzemy sobie hetmana, to będzie porządek – powiedział
pułkownik Żeromski – Mamy nawet zapasową buławę, którą kiedyś pan
Rewera Potocki do Sapiehy w karty przegrał, ale Sapiesze nijak
było z dwiema buławami naraz wojować, gdyż ręce obie miałby
zajęte, a wiecie waszmościowie jako on w nosie rad dłubać…
– Wiemy, wiemy! – zawołało towarzystwo.
– No właśnie, dlatego też ową wygraną buławę w Białym Stoku
ostawił.
– No, to do wotów, do wotów! – zaproponował pułkownik Kotow-
ski. – Ja, osobiście, na pana Skrzetuskiego głosuje, któren jest
wojownik wielki i doświadczony, a przy tym ma piękną brodę
i sześciu synów, co już samo w sobie dostateczną stanowi rękoj-
mię.
– Nie wiem, co tu synowie do rzeczy mają – mruknął kwaśno
Wołodyjowski, sam na buławę hetmańską łasy – zwłaszcza, że dwaj
najstarsi dziwnie do Bohuna podobni.
– To nie prawda! – wrzasnął oburzony Skrzetuski. – Nie dwaj,
tylko jeden trochę podobny, a to dlatego że Helena przestraszyła
się Bohuna, gdy ją przydybał w barze, o czem pan Zagłoba może
zaświadczyć!
– W barze czy w landarze, grunt że zdrowe gówniarze! – rzekł
sentencjonalnie Zagłoba, chcąc czym prędzej uciąć drażliwy temat,
szczególnie iż trzeci z kolei syn państwa Skrzetuskich urodził
się z bielmem na oku i od małego lubił sobie popić.
– To może pan Kmicic hetmanem chciałby zostać? – spytał
pułkownik Lipnicki wysuwając szufladę, w której zalśniła
pozłocista buława. Kmicic, jako że był gorączka, skoczył po nią
bez słowa, ale nie zdążył, gdyż Lipnicki szufladę zatrzasnął,
miażdżąc dwa palce młodemu zagończykowi.
– Cha, cha, cha! Ale go splantował! – ryknęli oficerowie
z właściwym ich zawodowi poczuciem humoru.
– Wolej mi było zginąć! – lamentował Kmicic. – I jakże ja
teraz pięć wódek w knajpie na migi zamówię?
– To zamawiaj pół litra. To jest akurat pięć wódek. – Poradził
życzliwie Lipnicki, który nigdy długo urazy nie żywił. – A teraz
do wotów panowie, do wotów!
– Zagłoba, bracie, wysuń moją kandydaturę – błagał szeptem
Wołodyjowski. – A ja za to nikomu nie powiem, żeś Burleja
w Zbarażu nie usiekł!
– Pst! – Zagłoba rozejrzał się podejrzliwie. – Jak to,
powiadasz, żem go nie usiekł?
– A pewno, że nie. Przecie to ksiądz Muchowiecki monstrancją
go zatłukł, ale bał się przyznać do takowej profanacji.
– No dobrze… – zgodził się niechętnie Zagłoba i zaproponował
pana Michała na hetmana.
– Wołodyjowskiego? – skrzywił się Skrzetuski. – Pewnie że do-
bry z niego żołnierz, ale co z tego, gdy kurdupel.
– Nie jestem kurdupel – zapiał mały rycerz – Jestem średniego
wzrostu. Prawda, Jóźwa?
Jóźwa Butrym Bez Nogi, totumfacki i przyboczny
Wołodyjowskiego, spojrzał ponuro po obecnych i kładąc dłoń na
rękojeści garłacza rzekł dobitnie:
– Pan pułkownik Wołodyjowski jest średniego wzrostu.
– Pewnie że średniego – przyznali wszyscy obłudnie.
Na to podstępny namiestnik Żeromskiego, pan Jachowicz, spytał
z pozorną życzliwością:
– A któż wam te nogę tak galanto oberżnął, mój żeż ty dzielny
Jóźwo?
– Też pan pułkownik Wołodyjowski! – odparł z uznaniem Jóźwa. –
A to wtedy, gdy swego słynnego, polskiego młynka ćwiczył szablą,
a jam niechcący wszedł do izby.
– W takim razie pan Wołodyjowski liczy sobie równo metr trzy-
dzieści sześć – stwierdził z triumfem Jachowicz zmierzywszy pro-
tezę Jóźwy.
– No, to nie mamy kandydata! – zasmucił się Żeromski. – Chy-
ba… – dodał po chwili namysłu – . . chyba żebyśmy obrali pana
Zagłobę…
– Nie ma zgody. Zagłoba to opój! – wrzasnął Kmicic, który dla
zagłuszenia bólu w zranionej ręce upił się tymczasem siwuchą.
– Nie tylko opój, ale i lubieżnik! – dorzucił Skrzetuski.
– I jeszcze w dodatku blagier! – uzupełnił Wołodyjowski.
– Rochu, wuja ci obrażają! – zapłakał Zagłoba.
– Kto wuja obraża, ten jakoby ojczyznę, matkę naszą obrażał! –
oświadczył Roch Kowalski i muśnięciem potężnej pięści rozciągnął
Wołodyjowskiego na podłodze.
– Jóźwa Butrym do mnie – rozkazał mały rycerz, – Soroka, bierz
ich! – wybełkotał Kmicic.
– Rzędzian, łubu-du! – zarządził Skrzetuski.
Zaczem wierni goryle utworzyli w pośrodku izby wirujące
kłębowisko. Kurz podniósł się z nie trzepanego dywanu i przysło-
nił walczących. Słychać było tylko dopingujące okrzyki oficerów,
straszliwe łomotanie jakoby młotów bijących w kowadła i od czasu
do czasu okrzyki: – Ależ ty! No, no, no! Tylko nie po oczach!
Gryziesz, chamie? – i tym podobne.
Wreszcie z podłogi dźwignął się zwycięski Roch Kowalski
i chwyciwszy buławę podął ją panu Zagłobie. Ów zaś ujął ją os-
trożnie, ucałował i wzniósłszy oczy w gore rzekł:
– Za grzechy moje, przyjmuje! – Z którego to tekstu korzystał
już zresztą przed nim Jarema Wiśniowiecki, a po nim Jarema
Maciszewski. Zaraz też zabrzmiało tradycyjne „sto lat” i starzy
towarzysze ruszyli hurmą z gratulacjami.
– I od czego, ojciec, zaczniesz swe rządy? – spytał poufale
Skrzetuski, który poprzednio był wprawdzie kandydaturze Zagłoby
przeciwny, ale wybranemu w tak demokratyczny sposób pierwszy rękę
uścisnął.
– Zacznę od tego – odrzekł Zagłoba, bawiąc się od niechcenia
buławą. – Zacznę od tego, że postaram się sobie przypomnieć, kto
mnie tu nazwał blagierem, świnią i opojem.
Andrzej Waligórski
Dzień dobry
Rewelacja!
Wpadłam tylko na chwilkę :(…Bożenko dzięki,postaram się by wrócić wieczorkiem -jak się uda – pozdrówki dla Ciebie iWyspowiczów
Dzień dobry, dzisiaj skromne 100% normy, a to przez kilka pobocznych zajęć, na szczęście na dzisiaj już fajrant (o ile mi wiadomo).
Aaaa, i oczywiście, jęty uczuciem ulgi po robocie, nie odniosłem się do wpisu. Całość jak zwykle piękna, ale zwłaszcza początek mnie się spodobał, ze Szwedami zostawiającymi plugawe uwagi na temat takiego sposobu wojowania. Tę-ż tradycję kontynuują dzielni kibice, umawiający się na ustawki i takoż używający słów powszechnie uznawanych za obelżywe. I ten moment, kiedy do walki zamiast dzielnych rycerzy trzech (a w zasadzie czterech) rzucają się ich niemniej dzielni podwładni. Jakże często bywa, że w sytuacji realnego niebezpieczeństwa wysyła się do boju podwładnego!
Zagłoba – Zagłobą , a Dzień Babci świętem jest i basta ! Rezolutny wnuczek pyta Babcię : Jak do nas dojechałaś ? Szczęśliwie kochany wnuczku autobusem PKS , a dla czego pytasz ? Oj babciu , kłamiesz , bo tata powiedział , że znów cię diabli przyniesli ! Wszystkiego najlepszego wirtualnym i faktycznym Babciom ….
Zauważ, Maksiu, że Zagłoba w ostatniej części robił za dziadka „basałyków swoich kochanych”, więc tak całkiem od czapy na dziś i jutro nie jest! 😉
Myślę , ze dawniej relacje międzypokoleniowe były bardziej serdeczne ,o wyraznym szacunku młodych , wobec starszych .Dzisiejsze relacje partnerskie , często prowadzą do poniewierania osób , ktorym należy się szacunek niejako z urzędu .Ale my już tego nie zmienimy , może jakaś niespodziewana ,globalna katastrofa ??
Na pewno obowiązywały maniery z szacunkiem dla starszych. Serdeczność relacji uzależniona była od tychże starszych,… jedna z moich Babć była kochana i troskliwa, do dziś czule Ją wspominam, a druga była „kniahini sroga” i raczej się
jej wnuczęta bały niż ją kochały….
Dziękuję Maksiu ! Bycie babcią ma swoje niezaprzeczalne zalety….
Przyjmij bukiet róż z okazji święta.

W ten dzień mój syn obchodzi imieniny, więc też mam okazję do świętowania 😀
Dziękuję przepięknie
S’il vous plait madamme
Synowi złóż serdeczne życzenia, Krzysiu


Niech mu się szczęści i wiedzie jak najlepiej
Co prawda już po czasie, ale do tych życzeń chętnie się dołączę

Wszystkim babciom dużo zdrowia i cierpliwości do wnuków życzę
Formalny szacunek bynajmniej nie chroni przed sponiewieraniem… Partnerskie relacje jak dla mnie są właśnie zaprzeczeniem poniewierania – partnerzy wszak powinni szanować się nawzajem, mając przy tym świadomość różniących ich cech. Poniewierają zaś kiepscy przełożeni, tym właśnie chętniej im łatwiej mogą omijać formalne okoliczności szanowania…
Och, przypomina się – abstrahując od okoliczności – oberleutnant von Nogay u kapitana Wagnera w „C.K. Dezerterach” – jako przykład poniewierania z klasą „Nie ma w słowniku ludzi kulturalnych słów, które mogłyby dostatecznie obelżywie określić pańskie postępowanie.”
Mam bardzo podobne przemyślenia.
Aby zasługiwać na szacunek trzeba traktować z szacunkiem swoich partnerów, wtedy nie grozi nam „poniewieranie” przynajmniej nie powinno 😀
Zgadzam się z Tobą Ukratku w 100%. Mogę jedynie dodać, że to zależy od wychowania, a nie od tego czy są w rodzinie stosunki partnerskie, czy formalne…
Uciekam kręcić (są efekty – zmieniłem pierwszą liczbę z 11 na 10… 🙂 więc mam motywację)
QUACKIE!!! 10 NIE jest liczbą pierwszą!!
Dobrze, jak tak ściśle, to zmieniłem dwie pierwsze cyfry na wadze z 1 i 1 na 1 i 0 😀
Masz go, anglofil jeden! Nawet wagę masz w funtach wyskalowaną?
Chciałbym!
Najlepszą wagę na świecie ma kot Garfield. Mówiącą. „Gratuluję! Zostałeś zaliczony do grona planet karłowatych!” 😉
Chyba pora się pożegnać…
dzień dobry wieczornym… 

Dobranoc porannym,
Jutro, niestety cały dzień w biegu, więc nie wiem kiedy tu zawitam
Witajcie!
tylko 
Już nie
Dzień dobry. Już myślałem, że po wczorajszym wieczorze nic mnie nie zdziwi ani nie zaskoczy… A tu zapowiada się kolejny zwariowany zupełnie dzień, dzisiaj na Wyspie o tej porze nie z zaspania, ale w związku z wydarzeniami. Z każdej strony O_o
Będę wskakiwał w miarę możliwości.
Kochani, uciekam popracować!
DzińDybry:)) Czasem uciekałem z pracy, ale nigdy nie zdarzyło mi się uciekać do pracy. Czyżby to jakaś nowa odmiana grypy ???
Dzień dobry


Wstałam dziś po 4, ale nie miałam internetu, także nie mogłam wcześniej się przywitać
Dziś mam „powtórkę z rozrywki”, czyli kolejny pracowity dzień. I to bardzo
A tak w ogóle, to AW jest bezkonkurencyjny

Dzięki Bożenko, za ten uśmiech od rana, bo jest się z czego pośmiać
Popisałam i czas mój na kompie się kończy
)…

Czas zacząć się zbierać do pracy (chociaż się nie rozsypałam
Miłego dnia życzę
i uciekam
Ha, jużem lżejsza o karton książek, Krzysztof nie przestraszył się nawet groźby morderstwa za telefon przed 8 rano 😉
Miłego popołudnia, półki czekają
Dzień dobry.
Ja nie taki strachliwy
Wprawdzie zdawałem sobie sprawę z ryzyka (zapowiedzianej śmierci), jednak głos w telefonie wydał mi się przyjazny,więc uznałem, że może jakoś mi się uda
Dziękuję za książki
Ha! gdzie te czasy, kiedy „czynem czcilim święto”
Uściślij zdanie „czynem czcilim święto” w kontekście bycia dziadkiem

Bo chyba nie zrozumiałem…
Bożenka przypuszczała, że nieudzielanie się na Wyspie jest wynikiem świętowania, a w mim (i nie tylko ) przypadku było wynikiem zapieprzania… Tak mi się więc pokojarzyły te dwa pojęcia z hasłami z szczęśliwie zamierzchłej przeszłości 🙂
A już myślałem że chodzi o coś innego
Rozwiniesz?
Hmmm
Jak by to ująć…
Nie jestem dziadkiem, chociaż nie miałbym nic przeciwko… Niestety mój starszy syn nie pali się do ojcostwa a córka jest jeszcze za młoda (trochę 😀 )
W tej sytuacji hasło „czynem czcilim święto” mógłbym interpretować jako sugestię bym wpłynął na dzieci, aby się wzięły za zwiększenie ilości członków rodziny… Na szczęście wytłumaczyłeś mi, o co chodzi więc mogę się nie prężyć w gotowości do przekonywania mych pociech o potrzebie posiadania dziadka w rodzinie 😀
Jakby nie kombinować, wnuka sobie sam nie zrobisz…
Chociaż był kiedyś taki film – w czasach, gdy polskie komedie były jeszcze śmieszne.
Prawie 10 godzin bez Wyspy! Skandal!
Wiecie co, najgorsze nie jest to, że ja się jakoś potwornie zapracowuję – najgorsze jest to, że przez cały czas mniejsze sprawy przerywają mi większe, które przez to trwają dłużej, i tak się to ciągnie, a tych mniejszych niestety często nijak nie można odłożyć na później, kiedy większe będą już załatwione. Także samo było dzisiaj 😛
Ja tak pracuję na co dzień!

Ja jednak staram się podzielić zasadniczą pracę na pół, do południa (czasem 13:00) zrobić pierwszą połowę, albo i więcej, jak mam dobry dzień, potem zakupy albo załatwianie innych spraw, a po południu druga połowa (lub mniejsza część, odpowiednio). Niestety nie zawsze mogę sobie tak zorganizować dzień.
To jest normalna zasada logistyki (zarządzanie czasem) tzw. „zasada Pareto 80/20”.

Z kolei gen Eisenhover dzielił sprawy na:
1) Pilne i ważne,
2) Nie pilne i ważne,
3) Pilne i nieważne
4) Niepilne i nieważne.
Przy czym, według niego, koniecznie należy robić sprawy z kategorii 1) i 2), potem 3) a kategorię 4) należy wyrzucić do śmieci bez zawracania sobie nią głowy 😀
To nie wiem, do której kategorii należy solidne, duże zlecenie z odległym terminem wykonania. Chyba 2.? Tylko jakbym je tak odwlekał, to za chwilę przeskoczyłoby do 1. i zrobiłoby się nieciekawie. A może po prostu przy pracy nad zleceniem z kategorii 2. kategoria 1. zdarza się już rzadziej?
Tak mówi teoria 😀
Przy odpowiedniej organizacji pracy na wszystko można znaleźć czas (to też teoria, u mnie się nie sprawdzająca)
Lecę kręcić…
Proszę Pań, proszę Panów – jestem. Zawsze podczas kręcenia używam telefonu w dwojakim celu – przez słuchawki gra muzyka, a jednocześnie timer odlicza czas (50 minut). Dzisiaj jednak telefon się rozładował tuż przed kręceniem, a kabelek do ładowania jest za krótki, więc słuchałem muzyki z przenośnego odtwarzacza, a poniewczasie zorientowałem się że nic mi nie liczy czasu, więc trochę dłużej kręciłem.
Podświadomie uskrzydla cię sukces – idziesz na całość! 🙂
No cóż, tym razem roztrzepanie przekułem w sukces – powiem więc sobie: tylko tak dalej!
PS. Czy ja dobrze widzę, czy zegar na Wyspie już chodzi punktualnie? Podziękować zegarMistrzowi!
Faktycznie! Niestety nie mam nad tym kontroli – to zegar serwera dostawcy; musieliśmy doczekać aż on zauważył dryf…
Czy mam rozumieć, że Piaskowy Dziadek utuli nas dziś do snu ?
Właściwie to świetny pomysł – wczoraj temat pustynny, dzisiaj Piaskowy Dziadek?
Może coś dołożę z innej bajki… Już idę po jakiś utwór.
Dzień dobry. Kawa i akomodacja, to dwie rzeczy, których w tej chwili potrzebuję. Poza tym dzień zapowiada się dość znośnie – ale nie chwalę go przed zachodem słońca.
Witajcie!
Quacku, gdybym mógł, podałbym ci i akomodację…
Dzień dobry 🙂
Witaj o świcie, Miśku !
Wychynąłeś z gawry choć odrobinę ?
Przepraszam ,odpowiem za Miśka : jest bardzo zajęty pewną Harpią , której nijak nie może zamknąć ust , ciągle gada i gada , a Misio jako dobrze wychowany Harcerz cierpliwie słucha już ponad pięć godzin ! Rekord !
Odpowiem za Miśka : Widziałem jak Misiek rozmawia z uroczą Harpią , która ciągle gada i gada , a On jako dobrze wychowany Harcerz nie może zamknąć jej koralowych ust , juz ponad pięć godzin ! Rekord cierpliwości !
Ot, tajemnicze wątki, kanały informacyjne i podglądy!
Życie dogania literaturę?
Wielki Brat czuwa? O_o
Dzień dobry ! Wdałam się w rozmówki z marszu…. 🙂 skutek roztrzepania ?
Dzień dobry! Dzisiaj jestem NIECO wcześniej, tj. jeszcze pracuję, ale zaniedługo kończę i generalnie nie było takiego młyna jak wczoraj czy przedwczoraj. W końcu piąteczek!
OK, pomykieciłem. Dzisiaj jeszcze wraca na nockę do domu, jutro ma konwent z noclegiem. Już jedzie dodom, jak dotrze, małżonka ochłonie, to ruszymy to winko 🙂
No to
!
No, jeszcze za chwilkę, ale generalnie uśmiech już całkiem taki 🙂
Dobre wino, w wolnym czasie, w miłym towarzystwie…

Namiastka raju
Dzień dobry wieczór 😀
Nareszcie po pracy.
Nareszcie będzie można się wyspać
Nareszcie w miłym towarzystwie

Dobry wieczór!
Bo to nie ma jak wyspać się w miłym towarzystwie!
Wszystko chwytasz w lot
Moja ukochana właśnie się na mnie obraziła.


Nie wiem dokładnie za co. Jak zwykle w takich przypadkach przeprosiłem ją ale nie przyjęła przeprosin. Chyba się zorientowała, że nie wiem za co Ją przepraszam…
W tej sytuacji wyśpię się samotnie
No i tym oto sposobem małżonka odciągnęła mnie sprzed komputera, o mało się po drodze nie obraziwszy (z jeszcze innego powodu). Ale skończyło się dobrze.
Nie, nie AŻ TAK dobrze! 😉
Dobre wino i subtelna muzyka na dobranoc….. snów o radości życia ?
Dzień dobry


Z niecierpliwością czekam na nowe Harpie
Mam nadzieję, że gdy wstanę rano, będą już gotowe
Dzień dobry, właśnie się zaczął mój skoro świt 🙂 Trochę będę w kratkę, ale będę. Jakieś zakupy, jakieś drobnostki do załatwienia…
Wszakże najpierw kawa.
O, właśnie! Wstawanie o świcie to jest to!
Witajcie!
Dzień dobry! Już wróciłem i pobędę trochę… Co jakiś czas, na ile bieżące sprawy (niezbyt pracochłonne) pozwolą 🙂
Dzień dobry 🙂
Od wczoraj zaliczam babciogodziny i tez mam czas ograniczony… ale dam radę wpadać na Wyspę….. obejrzeć czaple !
Bardzo urodziwe ptaszydła 🙂
Dzień dobry



Jaka szkoda, że nie będzie na razie Harpii
A tak się ucieszyłam
Trudno… jak nie ma, to dam te czaple
Po obejrzeniu filmiku, zapraszam pięterko wyżej
Jak tu miło.
Zapraszamy częściej!