Prawdę mówiąc omyłki nie było; zapomnieli jedynie na końcu dopisać:
W konia zrobiliśmy don Camilla, który dopiero teraz, jak ma na karku półtora kwintala Atompasty, dyskretnie się wywiedział i zrozumiał, że duże opakowanie, jako termin handlowy, oznacza nie duże pudełko, ale dwanaście tuzinów dużych pudełek.
Ale nawet przez myśl mu nie przeszło, by protestować i robić szum. Jedyną jego troską było staranne ukrycie stu ze stu czterdziestu czterech pudełek Atompasty, żeby nikt we wsi nie mógł podejrzewać, że don Camillo dał się tak nabrać, bo cała gmina miałaby uciechy na trzydzieści albo czterdzieści lat.
Don Camillo wiedział, z kim ma do czynienia.
Jeżeli pojedziecie w te strony i zatrzymacie się w okolicach R., z pewnością opowiedzą wam historię, jaka wydarzyła się czterdzieści lat temu, historię pewnego kowala, który zrobił sobie skrzydła z blachy, a potem z pomocą zaufanego przyjaciela nocną porą wdrapał się na topolę i skoczył w dół. Wpadł do bagna i zwichnął sobie rękę. Ale pierwszym jego zmartwieniem było nie to, żeby się o nią zatroszczyć; natychmiast sięgnął zdrową ręką do kieszeni i wyciągnąwszy srebrnego skuda (to była duża suma czterdzieści lat temu), powiedział do przyjaciela: „Na miłość Boską, tylko nikomu nic nie mów!”
Przyjaciel poszedł do domu i nic nie powiedział. Noc miał niespokojną. O piątej rano pobiegł do kowala i wsadziwszy mu w dłoń srebrnego skuda powiedział zatroskanym głosem: „Wybacz mi, ale nie mogę milczeć”.
I wszystko rozpowiedział, a ludzie jeszcze dziś o tym gadają i śmieją się, jakby to się zdarzyło wczoraj.
Drugie zmartwienie don Camilla polegało na znalezieniu sześćdziesięciu czterech tysięcy lirów, które miał wysłać do wytwórni Atompasty. Problem w tym, że dla takiego biednego księdza jak don Camillo, wyciągnąć z sakiewki sześćdziesiąt cztery banknoty po tysiąc, to jakby dostać obuchem po głowie. I to nie raz, ale każdego dnia, bo pożyczone pieniądze trzeba oddać.
Don Camillo zaciskał pasa, póki mógł, potem osiągnąwszy stan czarnej rozpaczy z powodu terminu płatności, i nie wiedząc już, w którą stronę się obrócić, zwrócił się do Peppona.
Zastał go w warsztacie zajętego grzebaniem w brzuchu traktora na gąsienicach.
-Panie wójcie – wyjaśnił niedbale don Camillo – czy nie przydałoby się panu do magistratu i do Domu Ludowego parę pudełek Atompasty, nadzwyczajnej pasty do posadzek? Nadarza się doskonała okazja. Zwrócił się do mnie pewien pański przyjaciel będący w tarapatach.
Peppone przerwał pracę i spojrzał nienawistnie na don Camilla.
-Kim jest ten łotr, który księdzu to powiedział? – spytał dziko.
Don Camillo rozłożył ręce.
-Proszę księdza, niech ksiądz dobrze uważa i trzyma język za zębami, bo jeżeli rozniesie się ta historia, to będziemy mieli na pieńku. Ksiądz ostrzeżony, na wpół ocalony!
Don Camillo westchnął.
-A jednak ten żarcik z dużym pudełkiem i opakowaniem wcale nie jest głupi, towarzyszu wójcie.
Peppone zacisnął pięści.
-To żadna sztuka! A co ksiądz chce, żeby taki nieszczęśnik, który ledwie czyta i pisze, wiedział o pudełkach i opakowaniach? Ja nie uczyłem się łaciny w ogóle!
-A co to ma do rzeczy. Ja się uczyłem, a w piwnicy mam sto czterdzieści pudełek Atompasty.
Peppone podskoczył.
-No nie! – ryknął.
-*** No tak! – odparł pokornie don Camillo.
-Słowo?
-Słowo!
Wtedy Peppone cisnął kapeluszem o podłogę i zaczął skakać jak wariat. Wyglądał niczym nowo narodzony.
Don Camillo potrząsnął głową.
-No dobrze, ale teraz, jak już wiesz, to co ci z tego?
-Mnie? Nic! Ważne, że księdzu się dostało!
Don Camillo westchnął.
-Ta ludzka głupota! Jeżeli spadnie ci na głowę dachówka, to cieszysz się, jak twojemu bliźniemu też spadnie?
-Ksiądz nie jest moim bliźnim – stwierdził Peppone. – Ksiądz jest wrogiem ludu, a uszczerbek, jaki ponosi wróg ludu, jest dla ludu zyskiem.
-Słusznie – dodał don Camillo. – Natomiast strata, jaką ponosi przyjaciel ludu, wychodzi na niekorzyść ludu, ponieważ za sto czterdzieści cztery pudełka Atompasty nie płaci towarzysz Peppone, ale idzie to z konta gminnego.
Peppone zagrodził mu drogę.
-O nie, mości klecho! Za tę przeklętą pastę sam osobiście muszę zapłacić, bo ja ją zamówiłem, a jeżeli wpiszę te sześćdziesiąt cztery tysiące lirów do bilansu, to wasi zbóje z opozycji powieszą mnie na krzyżu jak Jezusa Chrystusa!
-Jak Barnabę – sprostował don Camillo.
Peppone zabrał się z powrotem do roboty, lecz w pewnej chwili wytknął głowę spod maski silnika.
-Proszę księdza, niech ksiądz zaspokoi moją ciekawość: w jaki sposób się przedstawił?
-Mówił, że przychodzi z polecenia komitetu. Przyniósł mi broszurkę.
-I nawzajem! – wykrzyknął Peppone. – U mnie też był komitet i koperta, a w środku obrazek z nowym gołąbkiem pokoju. Sprytny gość, nie ma co! Ale przysięgam, jeśli wpadnie mi w ręce, to mu skręcę kark!
Peppone splunął w kąt i ciągnął dalej rozjuszony:
-Jak mi wpadnie w łapy, złapię go za kark, dołożę mu sierpowym, a potem zapytam: „Odpowiada panu ten rodzaj? Doskonale, więc dołożę jeszcze większą porcję”.
Don Camillo nie odpowiedział, również dlatego, że oczy Peppona stały się nagle wielkie jak młyńskie koła.
Rozklekotana pięćsetka zatrzymała się przed drzwiami warsztatu.
-To on – powiedział Peppone ochrypłym głosem. – Niech się ksiądz schowa. Może wejdzie. Widzieliśmy się w magistracie. Nie wie, że to mój warsztat!
I rzeczywiście wszedł chudy człowieczek w okryjbidzie i ze skórzaną torbą przewieszoną przez ramię.
Kiedy Peppone odwrócił się i pokazał swoją twarz, mężczyzna chciał zawrócić do drzwi. Ale tu na szeroko rozstawionych nogach stał don Camillo.
Mężczyzna zrobił się blady jak trup.
-Chciałbym ćwiartkę oleju silnikowego – wybełkotał.
-Gęstszy czy rzadszy? – spytał Peppone, zbliżając się z miarką do dozownika.
-Rzadszy – powiedział, drżąc, mężczyzna.
Peppone napełnił miarkę i podał mu.
-Pije pan tutaj, czy woli na zewnątrz, w swoim aucie?
Mężczyzna spojrzał na Peppona, potem na don Camilla i z przerażenia oczy zaszły mu łzami. Zrozumiał, że nie ma wyjścia.
-Tutaj – wyszeptał. – W samochodzie siedzi moja żona.
Mężczyzna wziął miarkę i zbliżył ją do ust.
Wtedy Peppone wyrwał mu ją z rąk, wyszedł z warsztatu, podniósł maskę pięćsetki i wlał olej do silnika.
Mężczyzna oparł się o stół w warsztacie.
-Może pan jechać – powiedział Peppone, wchodząc.
-Ile płacę? ~ wydusił z siebie mężczyzna.
-Nic, usługa gratis dla zapoznania się z produktem. Jedź pan!
-Chciałbym, ale zaciął mi się rozrusznik – wyjaśnił z trudem biedaczek, chwytając się stołu.
-Przecież nie wypił pan ani kropelki! – zauważył don Camillo.
-No właśnie, proszę księdza – powiedział mężczyzna. – Ale tak się czuję, jakbym to wszystko wypił.
Peppone wyciągnął z szafki butelkę koniaku i nalał szklaneczkę, a mężczyzna wychylił jednym haustem.
Don Camillo wetknął mu do ust połówkę toskańskiego, długimi szczypcami wyciągnął z ognia żarzącą się szczapę i przypalił mu.
Mężczyzna zaciągnął się parę razy i oderwał od stołu.
-Jedzie się? – spytał Peppone.
-Trochę ślizga się sprzęgło – odpowiedział mężczyzna, ruszając powoli. – Ale jakoś idzie.
Nabrał odwagi po drodze i doszedłszy do drzwi odwrócił się.
-Do widzenia – powiedział, siląc się na prawie dobroduszny ton głosu. – A jak będą panowie czegoś potrzebowali, to macie mój adres.
-Dziękujemy; na razie jesteśmy zaopatrzeni – odparł przez zęby don Camillo.
Mężczyzna wsiadł do samochodu i pięćsetka ruszyła.
Peppone nie był zadowolony z załatwienia całej sprawy.
-No właśnie – powiedział w pewnej chwili – zawsze jestem stratny. Ksiądz się wykręcił połówką cygara, a ja musiałem mu dać olej i koniak!
-I jeszcze musisz mi pożyczyć osiem tysięcy lirów – powiedział don Camillo. – I żeby zapłacić za pastę, narobiłem długów i jestem w tarapatach.
Peppone pokręcił głową.
-Nie pożyczam pieniędzy! – wykrzyknął. – Jak ksiądz chce osiem tysięcy, to niech mi ksiądz da dwadzieścia pudełek pasty.
-Wyzyskiwacz kleru! Oszwabiasz mnie na tysiąc lirów!
-Bierze ksiądz, czy nie? Interes to interes !
Don Camillo poszedł po dwadzieścia pudełek.
Kiedy wrócił, Peppone otworzył magazynek za piwnicą.
-Niech ksiądz wrzuci do tych stu czterdziestu czterech – powiedział.
Potem zamknął drzwi na klucz i zapytał:
-Jak ksiądz myśli, gdybym mu pozwolił wypić, wypiłby?
-Nie – odpowiedział don Camillo – bo gdybyś ty mu dał wypić, ja bym mu nie dał.
-I co teraz poczniemy z całą tą pastą? – wymamrotał Peppone.
-Nie obchodzi mnie to. Nie musimy brać Atompasty ze sobą, kiedy się przeniesiemy na tamten świat.
Postawiwszy tak całą sprawę, problem stawał się dużo mniej poważny i Peppone uspokoił się.
Dzień dobry na nowym pięterku. Już, już myślałem, że jak im się ten kombinator s…syn sprzedawca napatoczył, to go poczęstują luparą albo innym sycylijskim krawatem, a ci go jeszcze poczęstowali koniakiem i cygarem! Zaiste dobrotliwi to władcy dusz, z lewej i z prawej.
No patrzcie państwo! Taki prosty sposób na uspokojenie się, a tak rzadko stosowany!!!
Znaczy koniak i cygaro, czy „Nie musimy tego brać ze sobą, kiedy się przeniesiemy na tamten świat.”?
Miałem na myśli refleksję, kończącą opowiadanie. Koniak i cygaro niekoniecznie uspokoiły kanciarza…
.. ale polecił swoje usługi… taki obowiązkowy był:)
Tak prawdę mówiąc… wiem z własnego doświadczenia, że jak ktoś zrobi nam jakieś świństwo, podświadomie oczekuje rewanżu. Robimy mu wielką krzywdę, odpłacając dobrem.
Tego się nie spodziewa i czuje się znacznie gorzej, niż gdybyśmy się faktycznie zemścili 
DobryWieczór:)) Ciekawe czy z tej atompasty można było upędzić bimbru ???
Podobno bimber można pędzić z wszystkiego ? Ale ja nie jestem fachowiec
Ja też nie bardzo, ponoć najlepiej orientują się ci, co byli w wojsku w czasach wyjątkowo dotkliwych przejściowych trudności w zaopatrzeniu rynkowym…
To zależy, czy odpowiada ci „bukiet” tepentynowy…
Wydaje mi się, że jeśli potrafiłbyś, Stateczku, zniwelować ten smród, to pewnie dałoby się z tej pasty zrobić solidny bimber
Jest przecież powiedzenie, że dla chcącego nic trudnego 
Zaskakujące rozwiązanie problemu Atompasty ! Słabą stroną końcowej refleksji jest to, że n ie tylko Atompasty się ze sobą nie zabierze przy przeprowadzce na tamten świat
A koniaczek i cygarko byłby pewnie pożądane. Choć kto wie, czy pilot Kreci nie załatwiłby sprawy 🙂
Słyszałam kiedyś powiedzenie, że trumna kieszeni nie ma i niczego ze sobą nie zabierzemy na tamten świat… Tylko swoje uczynki i serce… I chyba coś w tym jest
Pokrętnymi drogami idę kręcić.
Dzień dobry
Czy będzie jeszcze trzecia część tej zajmującej opowieści?
Przyznam, że po przeczytaniu dotychczasowych epizodów mam poczucie pewnego niedosytu (brakuje mi morału tej opowieści).
Obejrzałem „Jak zostać królem” i przekonałem się, że niestety ten poradnik nie dla mnie – jedyne, w czym mogę się porównywać to nieznacznie lepsza dykcja!
No i co z dobranocką ?
Dzień dobry
Jeśli cała powieść taka, to warto poczytać 
Faktycznie, kolejny odcinek powieści przynajmniej tak odlotowy jak pierwszy
U mnie śnieg zaczął znowu sypać, a że mróz (-19C), to miło chrzęści pod nogami
Chyba mamy zimę 
Zimowe dzień dobry bardzo


Jak to człekowi zawsze lżej, gdy się dowie, że inny też się dał nabrać
A swoją drogą, onegdaj kupiłam od domokrążcy „znakomity” ekspres do kawy, który dobrze służył do zaparzania herbaty, gdy więcej osób w domu było 😀 Aha i znakomite noże laserowo (?) ostrzone, które podarowałam /nieużywane/ komuś tam – w prezencie
Na szczęście był to tylko jeden raz /mam nadzieję 😉 / i też dlatego, że zwyczajnie, chłopaka sprzedającego, było mi po ludzku żal 😀
Słoneczne i błękitne pozdrowienia z Górnego Śląska :)))
A czy Górny opatulony śnieżną pierzynką?? Witaj Stateczku 😀
Dolny ładnie pobielony. Będzie tak ze 30 cm puchu z lekkim mrozikiem 😀
Ciut, ciut śniegu, więcej błota pośniegowego :))
Zbieram się, by ostatnią świąteczną wizytę zaliczyć
No to narka i do popotem 😀
Witajcie!
Jak dla mnie, największym urokiem opowiadań o Don Camillo i Peppone jest ich obu immanentna dobroć i poczciwość, wielekroć granicząca wręcz z głupotą, jak w przypadku atompasty. Obaj są zdecydowanymi przedstawicielami bynajmniej nie pokojowych ideologii (rzecz się dzieje w biednych, tuż-powojennych Włoszech, gdzie po upadku faszystów partia komunistyczna zyskała duże i dość naturalne poparcie), ale gdy przystępują do zalecanych przez nie działań agresywnych, wszystko im się rozłazi… bo jakże to tak?
Dzień dobry. Mistrz Tetryk powyżej wydaje się trafiać w sedno, poczciwość (i uczciwość) obu panów skutecznie łagodzi krwiożerczość ideologii. Kwestia „Jakże to tak?” wydaje się wyrażać zwykłą ludzką przyzwoitość, a poza tym zakorzenienie obu panów w lokalnej społeczności, które ma dla nich tak naprawdę większe znaczenie niż oficjalnie wyznawane ideologie. Coś z tego mieliśmy i w Polsce, gdzie lokalny pierwszy sekretarz chrzcił dzieci (pardon) ukradkiem u lokalnego proboszcza, a potem (lub przedtem) odwdzięczał się temuż np. przydziałem materiałów budowlanych albo innych trudno dostępnych dóbr.
Zimowe dzień dobry
Biały puch pokrył wszystko kilkucentymetrową warstwą. Wygląda czyściutko i świeżo… a że jest -11C, to jest nadzieja, że się utrzyma 
Co prawda tego śniegu zapowiadali więcej, ale i tego wystarczy jak na moje potrzeby
U nas rano poprószyło, ale wyglądało to jak cukier puder na babce piaskowej w wykonaniu BARDZO oszczędnej gospodyni.
A ja na jakiś czas wybywam.
A w onecie pisali, że was zasypało, jest katastrofa, prądu nie ma i mrozy arktyczne!
W Trójmieście? Nie, całkiem spokojnie, najwyżej gołoledź. Takie rzeczy z brakiem prądu to raczej na Kaszubach, bardziej w głębi lądu. Czytałem, że pod Puckiem wiatr przewrócił 60-metrowy maszt nadawczy Radia Kaszebe, ale w samym Trójmieście raczej bez szaleństw.
Chyba że miałeś na myśli Poznań?
Potwierdzam.
Cisza, słoneczko świeci(ło) cały dzień. Tylko mróz (chyba) większy. 😀
Niedokładnie określiłem – chodziło w tym onecie o Chicago – oni nie mogą napisać normalnie, zawsze musi być katastrofa, bo inaczej się nie liczy!. 🙂
A po prawdzie, to o innych miejscach nie czytałem w onecie, bo niby po co? Wiadomo – katastrofa!!!

No jasne, jakby nie było katastrofy, to po co pisać/ relacjonować?
(tu chciałem wkleić skecz Grupy Rafała Kmity na temat całkowitego niedziania się, ale wygląda, że na YouTube jest bez dźwięku, co jakby odbiera sens wklejaniu 😛 )
Zasypało, ale nie Chicago
Jakoś te największe śniegi idą bokami. Albo południową stroną Chicago do Indiany, albo północną do Wisconsin
Nas tylko trochę zaprósza… A mrozy są i to niekiepskie 
Zdradzę jeden szczegół : Ukratek był ze szklanką herbaty , a ja cudem tylko nie oberwałem butelką w studencki łeb . Rozwalone zostało piękne , ścienne lustro , a potem było trochę kłopotów z kasą
Ajj… No to Tetryk wyszedł na tym chyba lepiej (minus awantura z kelnerem o szklanki na rewirze). Swoją droga, ciekawe, czy obaj widzieliście tę samą panią do wtóru piosenki…
Obejrzałem spektakl – i stwierdzam, że wolę jednak czytać Gałczyńskiego, niż oglądać realizacje jego surrealistycznych pomysłów.
Ale przynajmniej wiem, że Mistrz o nas wspomniał. I to jest budujące…
Bardzo udana nie- barokowa dobranocka …. lubię ten utwór:)
Dzień dobry
Jutro ma być straszliwiście zimno, odczuwalna nawet do -37C. Czyli prawdziwa zima
Większość szkół zamknięta ze względu na zimno, zalecają też pozostanie w domach. Oczywiście kto może… A ten kto wychodzi powinien być zakutany w ciepłe ciuchy, szaliki i czapki
Taki medialny wrzask, jakby nigdy wcześniej takich temperatur nie było
A ubiegłej zimy też takie temperatury mieliśmy… 
Dziś cały dzień w telewizorni tylko straszą
To „Amierikance” też mają onet? 😀 😀 😀
Tego nie wiem, ale nawet jakby jakiś tam wlazł, to i tak nie zrozumie ani słowa
Tu nawet Polacy zapominają swojego języka
A onet jest chyba tylko w języku polskim 
Dzień dobry i miłego dnia 😉 Koniec świątm, czas wracać do kieratu 🙂
Dzień dobry. Nie wiem, czy dam radę się przyzwyczaić… 😛
Witajcie!
U nas też wschód płonął czerwienią! jak dawno nie widziałem…
Ogólnopolskie DzińDybry :)))
Dzień dobry lokalne, trójmiejskie 🙂
No to i małopolskie, do kompletu! 🙂
Wychodzi ładnie, przekrojowo przez Polskę 🙂
Skoro już podróżujemy to lokalne mazowieckie dzień dobry SzanPaństwu
Dzień dobry
Muszę podsypać pierzastym i zaraz do pracy
Nie wiem jak długo będę rozmrażała samochód
To wolę wyjść wcześniej…
Zimno
Dzień dobry zza oceanu! Jak już być może wspominałem, w drugie święto odmrażanie auta zajęło mi 40 minut (skrobanie szyb i reflektorów, odmrożenie zamków i odlodzenie szyb od środka).
Szkoda, że musisz lecieć do pracy, może byś zrobiła jakieś fajne foty tych zachęconych wyżerką pierzastych.
Region środkowo-wschodni też mówi dzień dobry!
Dobry! Je Szcze Cin i Dolny Śląsk…
Dzień ( jeszcze) dobry z Zachodniopomorskiego. Leniuszek Misiek mnie nie wyręczył …
A Kopciuszek to co ? Jakoś cicho, pewnie ma takie samo urwanie głowy jak Skowronek…
Szkoda że tym urwaniem głowy nie da się dzielić, chętnie bym poświęcił trochę swojego czasu i głowy w zamian za czyjś czas (i głowę), kiedy sam będę miał urwanie…
Witam serdecznie Wyspowiczów i mam chwilową niedyspozycję zdrowotną z tych grypopodobnych i się ,nie udzielam ale podglądam i pamiętam Helen Shapiro i kupowałam wtedy ”nowości” czyli pocztówki dźwiękowe – czy ktoś jeszcze to pamięta ? Ile było tych prywatek z nią i z Cliffem R.-wtedy to był Inny świat i my z głową pełną marzeń …..

Bożenko miła -wiem jakie to zamieszane ,miałam to 2 lata temu -pozdrawiam ale radość z zakupu wszystko wyrówna i będziesz miała komfort jaki chciałaś –

Idę kręcić, w sumie myślałem, żeby poodśnieżać zamiast, ale po pierwsze pada, a po drugie za parę dni zapowiadają znów odwilż…
No to dziś mogła być ostatnia szansa na odśnieżanie! Nie marnuj, Quacku, okazji, bo karta lubi się odwrócić!
No i niestety przepadło. Pokręciłem i jestem z powrotem, zanim ochłonę, będzie już w ogóle za późno, żeby cokolwiek odśnieżyć. W sumie, niech se i będzie przez chwilę biało, w końcu styczeń 😉
Dobrej nocki i do jutra 🙂
Dobrych snów! Kojących! 🙂
Dzień dobry, będą ptaszki albo cóś? Jakiś relaks w porze kolacyjnej by się przydał 😉
