Na niedzielę zapowiadali ładną pogodę i postanowiliśmy pojechać do moich ulubionych bielików. Wyjechaliśmy dość późno i nawet sama nie wiem dlaczego. Oboje wstaliśmy o 5… O 7:45 byliśmy w drodze… Zrobiłam rekord trasy (1 godz i 10 minut), ale chyba dlatego, że małżonek nie był pewny, czy dobrze robimy jadąc. Było pochmurno. Przygazowałam, bo im dalej od domu, to tym bardziej szkoda wracać. Zanim dojechaliśmy trochę się rozpogodziło…
W Starved Rock State Park od razu polecieliśmy na Eagle Cliff Overlook. Waliły tam tłumy ludzi. Nie lubię tłoku… Szliśmy alejką, jeszcze przed schodami na górę, gdy coś przeleciało nam prawie przed nosem. Zauważyłam tylko, że to coś dużego i czarno-białego… Od razu jakby mnie wmurowało. Przecież nie pójdę dalej nie sprawdziwszy co to może być!!!! Zobaczyliśmy go na drzewie. Siedział i wyjadał jakieś owocki. Był piękny!!! Dzięcioł smugoszyi… największy z tutejszych dzięciołów. Ma ok. 48 cm „wzrostu”. Od razu wiedziałam co to za ptak. Małżonkowi powiedziałam, że to „pilatus”… Jak później doczytałam, zapamiętałam jego łacińską nazwę (chociaż niedokładnie) Już go kiedyś widziałam w Libertyville, ale tylko mi mignął i nawet nie zdążyłam wziąć aparatu do ręki… Teraz też nie było łatwo. Siedział za gęstymi gałązkami i wcinał. Dla oka był doskonale widoczny, ale aparat „ostrzył” na gałązkach… Małżonek przelazł barierki (i nawet nie krzyczałam na niego za to) i próbował zajść go z innej strony. Daleko zobaczyłam drugiego dzięcioła, ale tak jak ten z Libertyville, tylko śmignął. Małżonek był już blisko, gdy dzięcioł poderwał się do lotu. Niezadowoleni wróciliśmy na trasę… Po obejrzeniu zdjęć tego dzięcioła wiem, że „ustrzeliliśmy” samiczkę. Samczyk ma czerwone kreski na „policzkach”…
Nie zakładaliśmy naszych „raczków”. Podejście na górę jest dużo łatwiejsze, niż schodzenie. Człowiek się tak nie ślizga… Na schodach kolejne spotkanie. Sikora dwubarwna. Jedna siedziała na barierce schodów, druga w krzakach. Oczywiście opstrykane…
Na Eagle Cliff Overlook rozczarowałam się. Ludzi tłumy, a bielików ledwie parę sztuk i to też nie w locie, a daleko na wyspowych drzewach. Rzeka była zamarznięta do tamy. Zastanowił nas szlak jakby pokruszonego lodu idący w górę rzeki… I wtedy zobaczyłam malutki lodołamacz. Wypłynął ze śluzy i pożeglował w górę rzeki, krusząc lód… Tama miała otwarte tylko dwa przęsła. Woda tam jakby się gotowała. Daleko na wodzie zobaczyłam małe, białe ptaszki. Pomyślałam, że to ogorzałka mała, bardzo popularna na tych terenach. Ale jak się lepiej przyjrzałam, okazało się, że to gągoł. Po angielsku „common goldeneye” czyli „popularne złote oko”…
Obcykałam trochę widoczków. Zauważyłam przy okazji, że trochę tych bielików lata bliżej Starved Rock, czyli skały, od której wziął nazwę cały ten stanowy park. Założyliśmy z mężem nasze „raczki” i poszliśmy. Schodziliśmy łatwo i przyjemnie. Co prawda mało nie poleciałam z tych schodów, ale to dlatego, że zagapiona na ptaszki się potknęłam…
Na górę Starved Rock kolejne schody… Tym razem bardziej strome. Przed szczytem, na niewielkiej platformie grupka ludzi patrząca w jeden punkt. Oczywiście i my tam popatrzyliśmy. Niedaleko, na gałęzi siedziały dwa dorosłe bieliki. Zanim się dopchałam do barierki, jeden odleciał. Rozejrzałam się i zobaczyłam jeszcze jednego. Siedział na zboczu Eagle Cliff Overlook… Pokazałam go małżonkowi, ale powiedział mi, że to kolejna gałąź, którą biorę za ptaka. Zrobiłam zdjęcie na maksymalnym zoomie… Faktycznie, dorosły bielik!!! Jeszcze na parkingu widziałam faceta z teleobiektywem. Mignął mi tylko i nie zdążyłam pokazać go małżonkowi. Na samej górze Starved Rock spotkaliśmy go. Takiego obiektywu jeszcze nie widziałam. Miało toto ponad pół metra długości, a przekrój pancerfausta. Jak zauważyłam, aparat też był ogromny. Moje szczęście ślubne tylko rzuciło okiem i powiedziało mi, że to Nikon D3X, a obiektyw to „osiemsetka”. Stwierdził też, że to drogi sprzęt, którego on by nie chciał. Ten komplet waży co najmniej 5 kg. i bez statywu nie da się tym zrobić zdjęcia. A niech ktoś spróbuje zrobić zdjęcie lecącemu ptakowi ze statywu…
Postaliśmy trochę na górze, popatrzyliśmy na bieliki… Wydawało nam się, że jest ich dużo mniej, niż dwa tygodnie temu. Czyżby część odleciała? Może znalazły mniej zatłoczony teren łowiecki… Zadecydowałam, że czas zejść na dół i obejrzeć bieliki z nabrzeża. Może tam będą lepiej widoczne… Poszłam, a małżonek został, bo czatował aż bielik siedzący na gałęzi poderwie się do lotu. Doszłam do wniosku, że może mu to zająć dobre pół godziny… Schodząc stromym podejściem, patrzyłam jak ludzie idą trzymając się płotu. Jakaś dziewczyna wyłożyła się jak długa… Pomyślałam ciepło o naszych „raczkach”… Nie tylko my je mieliśmy. Jak zauważyłam, wiele osób miało takie jak nasze, albo podobne. I to różne, różniaste. Spotkaliśmy jakiegoś skośnookiego, który niósł takie jak do wspinaczki wysokogórkiej. Z calowymi kolcami. Nie wiem po grzyb takie kolce na zwykłą dość cienką warstwę lodu… ale każdy ma prawo nałożyć co mu się podoba…
Małżonek dogonił mnie po pięciu minutach. Jak tylko odeszłam, bielik zerwał się do lotu…
Na dole bieliki jak zwykle bawiły się z nami w chowanego. Usadowiły się na drzewach i siedziały. Stwierdziłam, że może już czas zajrzeć do Matthiessen State Park, do kanionu. Odeszliśmy od nabrzeża może ze dwa metry, gdy trzy młode bieliki poderwały się do lotu. Pędem wróciliśmy na stanowisko. Bieliki zrobiły rundkę i usiadły z powrotem. Postaliśmy, popatrzyliśmy, ale gdy tylko trochę odeszliśmy, te małpy nie ptaki, znowu się zerwały… W końcu małżonek powiedział „dość” i wsiedliśmy do samochodu… Gdy odjeżdżaliśmy, bieliki latały przy samym nabrzeżu…
W Matthiessen, główny wodospad nie był zamarznięty. Doszliśmy do wniosku, że po prostu jest za dużo w nim wody, a od kilku dni jest cieplej… Spróbowaliśmy zejść na dno kanionu. Nie dało się… tam gdzie zwykle płyną strumyk, szeroko rozlała się rzeka. Nie było którędy przejść… Poszliśmy więc górą. Od razu można było zauważyć, że niewiele osób odwiedza ten kanion. Na ścieżkach miejscami leżał nietknięty śnieg, jedynie na środku było trochę wydeptane. Obchodząc kanion górą, spotkaliśmy tylko dwoje ludzi…
Na rozstaju dróg zatrzymaliśmy się. Nie wiedzieliśmy, czy spróbować zejść w dół, czy dalej iść górą. Po krótkim namyśle, poszliśmy górą…
Mniejszy wodospad, ten przy jeziorku, był zamarznięty tylko w połowie. Może do tej części nie dochodziło słońce i nie roztopiło zmarzliny… Przy wodospadzie są schodki na dół. Często z nich korzystaliśmy, głównie żeby wejść, bo zwykle szliśmy dołem. Tym razem zeszliśmy… Dobrze, że nie próbowaliśmy wcześniej schodzić, bo tylko nadłożylibyśmy drogi. Tu też nie było przejścia. Nie dało się podejść pod sam wodospad. Musielibyśmy mieć kalosze i to takie do pół uda…
Wodospad wyglądał cudnie, a te sople z jego boku wyglądały jak ogromny manekin z wyciągniętymi rękami… Próbowałam zrobić zdjęcie z góry… ale ten mój lęk wysokości… Poza tym, murek na górze był bardzo mocno oblodzony. Tak samo jak i teren wokół niego. Bardzo łatwo można się tam pośliznąć, mimo raczków na nogach…
Wracaliśmy na parking zadowoleni. Chociaż wodospady nie były zamarznięte i nie dało się zejść i tak było cudnie.
W drodze powrotnej, przesiadłam się na miejsce pasażera, a małżonek usiadł za kierownicą. Noga mi zaczęła dokuczać tak, że nie dałam rady naciskać pedałów… No tak. Mój doktor wiele lat temu powiedział mi, że nie powinnam dużo chodzić po schodach, ze względu na chorą nogę… Ale kto pamięta o takich drobnostkach, kiedy idzie podglądać bieliki amerykańskie, lub podziwiać podmarznięte wodospady…
W domu byliśmy o 16:14… Już myślę, gdzie by tu się wybrać w ten weekend…
Witam na nowym pięterku
Jednak ze mnie straszna gaduła. Myślałam, że będzie dość krótkie, a jest chyba trochę za długie… Mam tylko nadzieję, że nie nudne 
Mireczko, wasze wyprawy są pasjonujące! Masz znakomitą zdolność obserwacji, a i wyobraźnię plastyczną niezgorszą – pastuszek i sowa wyrastające z drzewa są faktycznie rozpoznawalne!
Krzew, nad którym się zastanawiałaś (dsc01431) przypomina mi tuję, często u nas sadzoną w ogródkach przydomowych.
Cieszę się, Mistrzu T, że Ci się wycieczka podoba. Nie wiem na ile mam tej wyobraźni, ale jak coś widać wyraźnie, to chyba każdy zobaczy
A że się nie znam na tym zupełnie, wolę nazw nie pisać, żeby jakichś głupot nie powypisywać 
Tutaj często drzewa, czy krzaki są podobne do tych, które znam z Polski, a potem okazuje się, że to zupełnie coś innego
Rano przeczytam i obejrzę ! I z całą pewnością nie będzi mi nudno, Mirelko !
Jak pisałam, mam taką nadzieję, że nie będzie nudne
Dzień dobry: )))
Bardzo, bardzo ładne!: ))
Czy te bieliki ktoś próbował jeść?
DzięDobry:))) Witam mglisto i mokro :)) Senatorze, bielik w panierce z sezamu to sztandarowy posiłek prawdziwego patrioty :)))
Ps. Zdjęcia wspaniałe, gdyby to było pół wieku temu, z radością bym tam pojechał osobiście :))
Dzień dobry: )))
Z sezamu co sam się otwiera?: )
Dzień dobry Stateczku 🙂 hmmm…. bielik w panierce z sezamu ? a co na to indyk ? 🙂
Witaj Czarodziejko :)) Indyk to ptak dla Obamy, nie dla prawdziwego polskiego patrioty. Pamiętam taki fragment bardzo starej piosenki „nad chmurami gdzieś wysoko, trzy orły latały, ruski, pruski, austriacki a nad nimi jeszcze wyżej leciał orzeł biały” :))
Ot, rachunki….
Mglisto i chmurno i mnie też….. i w dodatku mam wyraźne braki w edukacji patriotycznej 🙁
Co ciekawe wszystkie te państwa rzeczywiście mają, bądź miały, orły w godle.
A różniły się te orły ilością głów i kolorkiem 🙂
Dwa dzioby i jeden żołądek. Nasz biedny pewnie ma odwrotnie, jeden dziób i kilka żołądków :)))
Jeśli mam być szczera, to nie przepadam za indykiem. Nawet najlepiej zrobiony jest suchy. Na Święto Dziękczynienia, kiedy Amerykanie zajadają się tymi indykami, my pieczemy kaczkę. Drób jest drób, a taka dobrze upieczona kaczka z jabłkami jest o niebo lepsza od indyka
Dzień dobry, Senatorze
Nie wiem, czy ktoś próbował je jeść, ale chyba nie… A czy w Polsce ktoś jada orły, albo jastrzębie? 
U nas nie latają przed samym nosem!: )
Łabędzia i bociana zjedli, to wiem!
Łabędzia i bociana?!!! Błeee Chyba bym nie przełknęła
Dzień dobry ! Czapeczka dziecioła smugoszyjego jest rewelacyjna…. i kształt i kolor !
Dzień dobry: )))
Dzięcioła też w czapę!?
Głodne tu wszystko, czy jak??
Senatorze… czyżbyś był na diecie ?
twarożek z rzodkiewką i czarny chleb? 🙂
A Boże broń! Twarożek to dla kaczek, a czarny chleb dla Skowronka!: ))
Za karę, że tak długo dziś śpi ?
Tak jest! Utonęła w puchu piernatów!: )))
albo w spa ?
Dzień dobry:) Zaraz śpi. Tort piecze i szampana chłodzi:)))
A Wy tylko od drobiu i drobiu:)
Witaj Bo ! A Ty masz świętą rację ! Aaaaale plama !
Witaj Pani Bo.. 😀 Pewnie, wiem, że siódmego zapomniałam..

Dzień dobry! Prawda jaka cudna!!! Prawie jak Mikołaja, tylko białego pompona na czubku brakuje
Dzień dobry 🙂 Dzięcioł wymiata! I ten bielik w locie, cudo 🙂
Wypatrzyłam tego rozczochrańca z sową
na drzewie…. nieustająco podziwiajćoko Mirelki ! A ten ułamany konar przypominający zwierzaka? Świetne…..
Szkoda, że ten bielik z rybą był tak daleko…. Senator zaraz by nas objaśnił co to za zdobycz !
Taki młody a już kłusownik!! Bez karty łapie!: (
Ale za to zdolny ! nie można łamać kariery młodemu
A skąd wiesz, Senatorze, że łapie bez karty? Większość z nich ma obrączki na łapach, to może i mają tam te karty doczepione
Umie czytać? Jak nie umie to karty nie dostanie!: ))
To może w Polsce, tu nie musi tak być
Meksyki nie umieją pisać ani czytać, a ryby łowią 
Chciałam się podzielić radosną nowiną : obejrzałam wczoraj film pt.”Wkręceni” – polska komedia i nie rzucają tam słowami powszechnie uważanymi za obelżywe, a nawet za przecinki ! Zdumiałam się wielce i sympatycznie
Dzień dobry! Przelotem tylko, bo już znowu gonią od komputera. To nierodzinne ponoć. Choinka zlikwidowana, masa spraw zrobiona, a teraz coś jeszcze… Wiwat teściowa.
Niechaj chóry Cecyliańskie Ci zagrzmią na osiemnastkę, wszystkiego dobrego życzy T :)))
Serdecznie dziękuję
C. 😀
Dzień dobry
Podziwiam Mirelko zapał i kondycję, że o zdjęciach nie wspomnę 😀
Dzięcioł wtranżala owoce dzikiego wina?? Wygląda przynajmniej jak winobluszcz, tak patrząc na zeschnięte liście i kształt owoców. Bo nie jest to dziki bez 😀
Dzień dobry Skowronku!!!
W każdym bądź razie widać było, że mu smakuje 
Nie mam pojęcia co ten dzięcioł wtranżala. Ja mam problemy z rozpoznaniem różnych krzaków, gdy mają liście, a co dopiero mówić bez
Aha, to w Hameryce mamy zimę. I dobrze, bo u mnie całkiem wiosennie 😀 Prześlicznie słonce świeci… i wcale mi za białym puchem nie tęskno!!
No to papatki i do później
Dzień dobry
Sto lat, Skowronku!!!! Niech Ci się szczęści i wiedzie

Z całego… dziękuję
A tak na marginesie… Amerykanie, którzy nas mijali, gdy „łapaliśmy” dzięcioła, nawet się nie zainteresowali co tak podziwiamy. Pewnie wiedzieli, że bieliki nie latają po takich krzakach, a tylko one ich interesowały. I co się dziwić, że jak rozmawiam ze znajomymi Amerykanami, to są zdziwieni, że tyle różnych ptaków widziałam i tyle różnych rzeczy wiem… nie tylko o ptakach…
Tak, to typowe. Liczy się tylko to, co największe i najbardziej okazałe; co prawda taka prawidłowość nie ogranicza się do Amerykanów, ale tam się da zauważyć. Chociaż spodziewałbym się, że akurat obserwatorzy ptaków będą względnie wolni od tej przypadłości. W końcu wśród ptaków raczej jest tak, że im mniejszy, tym trudniej zauważyć i tym cenniejsza „zdobycz”, nieprawdaż?
Prawdaż
Wydaje mi się, że ci, którzy szli na Eagle Cliff Overlook, to nie obserwatorzy ptaków, a przygodni gapie. Oni przyszli obejrzeć tylko bieliki. Nic więcej ich nie interesowało. Dzięcioł smugoszyi nie jest malutki, bądź co bądź ma te prawie pół metra „wzrostu”. I ostatecznie nie jest tak trudno go zauważyć, szczególnie gdy siedzi na drzewie. Poza tym, ta jego czerwona czapeczka rzuca się w oczy… Wydaje mi się również, że nie tylko Amerykanie, po prostu nie widzą wielu ciekawych rzeczy. Ich przyroda nie interesuje. Ot, przyszli się przejść po świeżym powietrzu i na swoje symbole popatrzeć…
Mam nadzieję, że teraz nastąpi chwila względnego spokoju po mojej stronie monitora.
Najlepszego dzisiejszej Osiemnastce – zdrowia i pomyślności i jak najwięcej czasu dla siebie i Wyspiarzy!
Dziękuję baardzo Mistrzu 😀 Oby styczeń przeżyć
Sto lat, beczkę wina i tłustego syna Skowronku 🙂 🙂
Matusiu!!! Misiu!!! Wystarczy, że mój Małżonek do szczupłych nie należy
Antałek przyjmuję, chętnie, ale syna??? I to na dodatek tłustego??? 

Dzięki Misiaczku
Przypomniało mi się jeszcze coś. Wiele lat temu bieliki były pod ochroną, bo ich populacja zmniejszyła się drastycznie. Groziło im wyginięcie. Zmiany w prawie, dotyczące używania niektórych chemikaliów w rolnictwie i prawna ochrona tych ptaków sprawiły, że już w 2007 roku można było je wykreślić z listy zagrożonych. Ale i tak, z tego co widzę, ten ptak cieszy się dużym szacunkiem wśród Amerykanów i spotkałam wiele osób, które były podekscytowane ich widokiem. Czyli nie tylko ja…
Jeszcze raz obejrzałem sobie zdjęcia, na spokojnie i bez pośpiechu.
Dzięcioły przepiękne i nic nie szkodzi, że czasem z tyłu, tak najlepiej widać czapeczkę z czubkiem.
Po tym konarze, co udaje wiewiórkę (a może bobra), kiście owoców czy też suchych liści na drzewie w pierwszej chwili wyglądały mi na wiszące stadami nietoperze, dopiero chwilę później się zreflektowałem, że przecież nie w pełnym słońcu.
Lód na rzece imponujący, rozumiem, że lodołamacz, krusząc go, ma nieco zmniejszyć napór na tamę? No i ujęcia powyżej tamy vs. poniżej, aż niewiarygodne, że tak to potrafi być, w sensie tam lód, a tu – czysta woda.
Plamiasta gałąź drzewa wygląda wręcz jak pyton. Byłżeby to jakiś platan?
Zdjęcie dwóch orłów na drzewie skojarzyło mi się od razu z lożą szyderców z Muppet Show (panowie Waldorf i Statler). Jak orzeł może wylądować na drzewie z rybą w szponach? Jak trzyma w szponach rybę, to czym się złapie gałęzi???
Kumpel do ryby to niby też orzeł, ale sępi jak prawdziwy sęp!
Co do zamarzniętego lodospadu, to skojarzył mi się z jakimś wyobrażonym zamkiem Królowej Śniegu z Andersena; wyniosła baszta z lodu z jakimiś do- albo wychodzącymi krużgankami.
Na drzewie przy parkingu faktycznie widać coś jak sowy albo człowieka… Z ciemniejszą czupryną? W futrze? Indianin na zimowo?
Lodołamacz nie pływał przy tamie, on popłynął w górę rzeki. Widocznie tej tamie lód aż tak nie szkodzi 😉 Illinois River jest traktem wodnym łączącym Lake Michigan z Mississippi. Często widujemy na Illinois załadowane barki, ciągnące swój ładunek w dół rzeki. A taka barka po lodzie nie pójdzie… Może dlatego tylko dwie części tej tamy miały otwarte śluzy, żeby rzeka poniżej nie zamarzła. Przy tak wartkim nurcie potrzeba na prawdę syberyjskich mrozów, żeby to zamarzło.
Jak już pisałam nieraz, nie znam się na drzewach. Zainteresowały mnie tylko te różnobarwne plamy kory.
Nie wiem jak to jest, gdy bielik złapie większą rybę, ale taką mniejszą po prostu dociska szponami do gałęzi i dzięki temu może wyszarpywać jej kawałki. Na podobnych zasadach jedzą inne jastrzębie. Łatwiej jest im jeść, gdy mocno docisną zdobycz do czegoś. One przecież nie mają zębów jak drapieżniki ssaków…
Większość drapieżników, jak nie może samodzielnie czegoś upolować, to stara się takie jedzonko ukraść. Padlina też jest do przyjęcia…
W takich lodowych rzeźbach (i nie tylko lodowych) każdy może zobaczyć co chce… nie wszystkim się jednakowo kojarzy…
A ten „obraz”, czy raczej „płaskorzeźba” może być Indianinem na zimowo… Ten punkt widzenia jest do przyjęcia
To cwaniaki rybne, mówisz, że gałąź traktują jak kowadło albo raczej talerz?
Coś w rodzaju talerza
Z tym, że to mają nie tylko te rybne. Jak jastrząb złapie myszkę, czy wiewiórkę, to też dociska ją do gałęzi. Zauważ, że one dość rzadko jedzą na ziemi. Chyba, że uda im się złapać coś na prawdę dużego. Widziałam zdjęcie bielika jedzącego padłego wieloryba. No, tego to by na drzewo nie zaciągnął
Oczywiście bielik nie upolował wieloryba
Tak potężny to on nie jest..
No tak, na ziemi by się pewnie znalazło sporo innych chętnych na posiłek, a na gałęzi konkurencja mocno ograniczona.
To też
Mój znajomy opowiadał mi jak kiedyś zimą nad Mississippi obserwował polowanie misia na ryby… Na drzewach dokoła siedziały bieliki i czatowały. Co misio grabnął i wychlastał na brzeg, to bieliki momentalnie mu to kradły
I chociaż misio całkiem zgrabnie włazi na drzewo i tak bielika by nie dogonił 
To jest poważne ostrzeżenie dla naszego Miśka!
Coś podobnego! To cwaniaki, żeby innemu drapieżnikowi podbierać. Musiałyby się misie umówić, że jeden łapie, a drugi pilnuje, ale nie wiem, czy mają na tyle inteligencji, żeby tak współpracować – a potem się satysfakcjonująco podzielić.
Też nie wiem, czy umiałyby się tak umówić… Ale faktem jest, że misio tylko łapał. Może w końcu się wkurzył i grabnął bielika. Jak dla niego to też dobre jedzonko
Misie nie bardzo umieją złapać rybę i ją utrzymać, dlatego wyrzucają na brzeg, potem do niej idą i jedzą. Bieliki nauczyły się to wykorzystywać 
Mirelko, a misiu się nie wkurzał, że mu śniadanko z przed nosa..???
Może się i wkurzał
Tylko Mark mi nic na ten temat nie mówił
Podziwiał bieliki, że takie sprytne, chociaż złodziejaszki 
Muszę lecieć na zakupy
Także na razie mnie nie będzie. Do popotem, jak mawia Jasminka 
A to dla Jasminki
I Maxa też 🙁
Brakuje
Jeśli któreś z Was się z nią skontaktuje, pozdrówcie bardzo cieplutko i serdecznie 

Maxa też
Teraz Szanowni Wyspiarze, wznieśmy toast ku chwale Alleńki i za Jej zdrowie!!! Napełnijmy skorupę orzecha kokosowego białym rumem, uzupełnijmy plasterkiem limonki, kroplą Coca Coli i do dna !!!
Co prawda wolę swoją brandy, ale co za różnica czym się wypije to zdrowie, aby to zdrowie było

Oooo kurcze, to całkiem smacznie brzmi

No to ja na dobry początek dnia … I co z tego, że po fakcie
Witam 🙂

Wszystkiego Najlepszego dla Jubilatki, STO LAT!
Dziękuję pięknie, Coraliku
Obejrzałam zdjęcia, podziwiam Mirelkę za pasję podróżniczą i znajomość skrzydlatego bractwa 🙂
Dziękuję za miłe słowa
Hej, Coraliku… wszak Ty też piękne zdjęcia pstrykasz

Może znajdziesz czas, żeby się z nami nimi podzielić?? Co? Brzmi jak propozycja?? I dobrze, bo nią jest
Serdeczne…
Dzień dobry: )))
A słoneczko tak pięknie świeci!: ))
Dzień dobry Rumaku

Taż jeszcze nie świta. Nawet
Dzień dobry: )))
No, gdzieś przecież świeci!
To chyba w Twojej duszy to słoneczko świeci, Senatorze
U Bożenki jeszcze ciemno 
Łoj nie bardzo świeci.. Bo wpadł i wypadł
Dzień dobry Senatorze !
oczami duszy widzisz to słoneczko ?:)
Witam: )))
Świeci, gdzieś świeci!: ))
Dzień dobry
Miłego dnia 
DzieńDobry:))DobraNoc :)))
Witaj Podróżniczko miła 🙂
Dzień dobry! Jeszcze tylko 5-6 godzin… Jeszcze tylko… Wytrzymaj…
Quacku! Ty tak do siebie?
Tak, do siebie. Już o pół godziny mniej…
Kolejne minęło 😀 Wytrzymasz, choćbyś miał paść…
😉
Witam słonecznie w mglisty poranek!
Dzień dobry Mistrzu T.

Pan tak z rana?? Z kielonkiem???
U mnie też mglisto, że lasu za oknem nie widać.
W dzień wolny luzik to podstawa 🙂
Mglisto i u mnie…. a za kielonek chwycę po obiedzie:) będzie luzik 🙂
Dzien dobry ! Kwaku, ja wytrzymałam bajki-samograjki w teatrze lalek, i za chwilę obiad….. 🙂 Rodzina, ach, rodzina ! A jak spokojnie by bez z niej było i może nawet nudno ? 🙂
Nudno? Nie wydaje mi się…
Człowiek to dziwna istota. Są tacy, którzy marzą: oj, jakbym chciał się ponudzić!
Mniej więcej przetrwałem. A nawet więcej niż mniej. Jeszcze wieczorne kręcenie o swojej porze i będzie git.
Aha, zapomniałbym: Juniorzy właśnie zaczęli ferie, więc o spokoju to będę sobie mógł pomarzyć przez najbliższy tydzień – dwa. Ale z drugiej strony nie będę się denerwował potencjalnymi babolami, które mogliby przynieść ze szkoły, więc bilans pewnie wyjdzie na zero. A może nawet na mały plus?
Strasznie się tu dziś przepychamy – aby choć trochę zmniejszyć tłok, zapraszam na wolne miejsce piętro wyżej.