« Robert Silverberg "Człowiek w labiryncie" Wspomnienie »

I znowu moje bieliki…

Na niedzielę zapowiadali ładną pogodę i postanowiliśmy pojechać do moich ulubionych bielików. Wyjechaliśmy dość późno i nawet sama nie wiem dlaczego. Oboje wstaliśmy o 5… O 7:45 byliśmy w drodze… Zrobiłam rekord trasy (1 godz i 10 minut), ale chyba dlatego, że małżonek nie był pewny, czy dobrze robimy jadąc. Było pochmurno. Przygazowałam, bo im dalej od domu, to tym bardziej szkoda wracać. Zanim dojechaliśmy trochę się rozpogodziło…

W Starved Rock State Park od razu polecieliśmy na Eagle Cliff Overlook. Waliły tam tłumy ludzi. Nie lubię tłoku… Szliśmy alejką, jeszcze przed schodami na górę, gdy coś przeleciało nam prawie przed nosem. Zauważyłam tylko, że to coś dużego i czarno-białego… Od razu jakby mnie wmurowało. Przecież nie pójdę dalej nie sprawdziwszy co to może być!!!! Zobaczyliśmy go na drzewie. Siedział i wyjadał jakieś owocki. Był piękny!!! Dzięcioł smugoszyi… największy z tutejszych dzięciołów. Ma ok. 48 cm „wzrostu”. Od razu wiedziałam co to za ptak.  Małżonkowi powiedziałam, że to „pilatus”… Jak później doczytałam, zapamiętałam jego łacińską nazwę (chociaż niedokładnie) Już go kiedyś widziałam w Libertyville, ale tylko mi mignął i nawet nie zdążyłam wziąć aparatu do ręki… Teraz też nie było łatwo. Siedział za gęstymi gałązkami i wcinał. Dla oka był doskonale widoczny, ale aparat „ostrzył” na gałązkach… Małżonek przelazł barierki (i nawet nie krzyczałam na niego za to) i próbował zajść go z innej strony. Daleko zobaczyłam drugiego dzięcioła, ale tak jak ten z Libertyville, tylko śmignął. Małżonek był już blisko, gdy dzięcioł poderwał się do lotu. Niezadowoleni wróciliśmy na trasę… Po obejrzeniu zdjęć tego dzięcioła wiem, że „ustrzeliliśmy” samiczkę. Samczyk ma czerwone kreski na „policzkach”…

Nie zakładaliśmy naszych „raczków”. Podejście na górę jest dużo łatwiejsze, niż schodzenie. Człowiek się tak nie ślizga… Na schodach kolejne spotkanie. Sikora dwubarwna. Jedna siedziała na barierce schodów, druga w krzakach. Oczywiście opstrykane…

Na Eagle Cliff Overlook rozczarowałam się. Ludzi tłumy, a bielików ledwie parę sztuk i to też nie w locie, a daleko na wyspowych drzewach. Rzeka była zamarznięta do tamy. Zastanowił nas szlak jakby pokruszonego lodu idący w górę rzeki… I wtedy zobaczyłam malutki lodołamacz. Wypłynął ze śluzy i pożeglował w górę rzeki, krusząc lód…  Tama miała otwarte tylko dwa przęsła. Woda tam jakby się gotowała. Daleko na wodzie zobaczyłam małe, białe ptaszki. Pomyślałam, że to ogorzałka mała, bardzo popularna na tych terenach. Ale jak się lepiej przyjrzałam, okazało się, że to gągoł. Po angielsku „common goldeneye” czyli „popularne złote oko”…

Obcykałam trochę widoczków. Zauważyłam przy okazji, że trochę tych bielików lata bliżej Starved Rock, czyli skały, od której wziął nazwę cały ten stanowy park. Założyliśmy z mężem nasze „raczki” i poszliśmy. Schodziliśmy łatwo i przyjemnie. Co prawda mało nie poleciałam z tych schodów, ale to dlatego, że zagapiona na ptaszki się potknęłam…

Na górę Starved Rock kolejne schody… Tym razem bardziej strome. Przed szczytem, na niewielkiej platformie grupka ludzi patrząca w jeden punkt. Oczywiście i my tam popatrzyliśmy. Niedaleko, na gałęzi siedziały dwa dorosłe bieliki. Zanim się dopchałam do barierki, jeden odleciał. Rozejrzałam się i zobaczyłam jeszcze jednego. Siedział na zboczu Eagle Cliff Overlook… Pokazałam go małżonkowi, ale powiedział mi, że to kolejna gałąź, którą biorę za ptaka. Zrobiłam zdjęcie na maksymalnym zoomie… Faktycznie, dorosły bielik!!! Jeszcze na parkingu widziałam faceta z teleobiektywem. Mignął mi tylko i nie zdążyłam pokazać go małżonkowi. Na samej górze Starved Rock spotkaliśmy go. Takiego obiektywu jeszcze nie widziałam. Miało toto ponad pół metra długości, a przekrój pancerfausta. Jak zauważyłam, aparat też był ogromny. Moje szczęście ślubne tylko rzuciło okiem i powiedziało mi, że to Nikon D3X, a obiektyw to „osiemsetka”. Stwierdził też, że to drogi sprzęt, którego on by nie chciał. Ten komplet waży co najmniej 5 kg. i bez statywu nie da się tym zrobić zdjęcia. A niech ktoś spróbuje zrobić zdjęcie lecącemu ptakowi ze statywu…

Postaliśmy trochę na górze, popatrzyliśmy na bieliki… Wydawało nam się, że jest ich dużo mniej, niż dwa tygodnie temu. Czyżby część odleciała? Może znalazły mniej zatłoczony teren łowiecki…  Zadecydowałam, że czas zejść na dół i obejrzeć bieliki z nabrzeża. Może tam będą lepiej widoczne… Poszłam, a małżonek został, bo czatował aż bielik siedzący na gałęzi poderwie się do lotu. Doszłam do wniosku, że może mu to zająć dobre pół godziny… Schodząc stromym podejściem, patrzyłam jak ludzie idą trzymając się płotu. Jakaś dziewczyna wyłożyła się jak długa… Pomyślałam ciepło o naszych „raczkach”… Nie tylko my je mieliśmy. Jak zauważyłam, wiele osób miało takie jak nasze, albo podobne. I to różne, różniaste. Spotkaliśmy jakiegoś skośnookiego, który niósł takie jak do wspinaczki wysokogórkiej. Z calowymi kolcami. Nie wiem po grzyb takie kolce na zwykłą dość cienką warstwę lodu… ale każdy ma prawo nałożyć co mu się podoba…

Małżonek dogonił mnie po pięciu minutach. Jak tylko odeszłam, bielik zerwał się do lotu…

Na dole bieliki jak zwykle bawiły się z nami w chowanego. Usadowiły się na drzewach i siedziały. Stwierdziłam, że może już czas zajrzeć do Matthiessen State Park, do kanionu. Odeszliśmy od nabrzeża może ze dwa metry, gdy trzy młode bieliki poderwały się do lotu. Pędem wróciliśmy na stanowisko. Bieliki zrobiły rundkę i usiadły z powrotem. Postaliśmy, popatrzyliśmy, ale gdy tylko trochę odeszliśmy, te małpy nie ptaki, znowu się zerwały… W końcu małżonek powiedział „dość” i wsiedliśmy do samochodu… Gdy odjeżdżaliśmy, bieliki latały przy samym nabrzeżu…

W Matthiessen, główny wodospad nie był zamarznięty. Doszliśmy do wniosku, że po prostu jest za dużo w nim wody, a od kilku dni jest cieplej… Spróbowaliśmy zejść na dno kanionu. Nie dało się… tam gdzie zwykle płyną strumyk, szeroko rozlała się rzeka. Nie było którędy przejść… Poszliśmy więc górą. Od razu można było zauważyć, że niewiele osób odwiedza ten kanion. Na ścieżkach miejscami leżał nietknięty śnieg, jedynie na środku było trochę wydeptane. Obchodząc kanion górą, spotkaliśmy tylko dwoje ludzi…

Na rozstaju dróg zatrzymaliśmy się. Nie wiedzieliśmy, czy spróbować zejść w dół, czy dalej iść górą. Po krótkim namyśle, poszliśmy górą…

Mniejszy wodospad, ten przy jeziorku, był zamarznięty tylko w połowie. Może do tej części nie dochodziło słońce i nie roztopiło zmarzliny… Przy wodospadzie są schodki na dół. Często z nich korzystaliśmy, głównie żeby wejść, bo zwykle szliśmy dołem. Tym razem zeszliśmy… Dobrze, że nie próbowaliśmy wcześniej schodzić, bo tylko nadłożylibyśmy drogi. Tu też nie było przejścia. Nie dało się podejść pod sam wodospad. Musielibyśmy mieć kalosze i to takie do pół uda…

Wodospad wyglądał cudnie, a te sople z jego boku wyglądały jak ogromny manekin z wyciągniętymi rękami… Próbowałam zrobić zdjęcie z góry… ale ten mój lęk wysokości… Poza tym, murek na górze był bardzo mocno oblodzony. Tak samo jak i teren wokół niego. Bardzo łatwo można się tam pośliznąć, mimo raczków na nogach…

Wracaliśmy na parking zadowoleni. Chociaż wodospady nie były zamarznięte i nie dało się zejść i tak było cudnie.

W drodze powrotnej, przesiadłam się na miejsce pasażera, a małżonek usiadł za kierownicą. Noga mi zaczęła dokuczać tak, że nie dałam rady naciskać pedałów… No tak. Mój doktor wiele lat temu powiedział mi, że nie powinnam dużo chodzić po schodach, ze względu na chorą nogę… Ale kto pamięta o takich drobnostkach, kiedy idzie podglądać bieliki amerykańskie, lub podziwiać podmarznięte wodospady…

W domu byliśmy o 16:14… Już myślę, gdzie by tu się wybrać w ten weekend…

166 komentarzy

  1. miral59 pisze:

    Witam na nowym pięterku Delighted Jednak ze mnie straszna gaduła. Myślałam, że będzie dość krótkie, a jest chyba trochę za długie… Mam tylko nadzieję, że nie nudne Pleasure

    • Tetryk56 pisze:

      Mireczko, wasze wyprawy są pasjonujące! Masz znakomitą zdolność obserwacji, a i wyobraźnię plastyczną niezgorszą – pastuszek i sowa wyrastające z drzewa są faktycznie rozpoznawalne!
      Krzew, nad którym się zastanawiałaś (dsc01431) przypomina mi tuję, często u nas sadzoną w ogródkach przydomowych.

      • miral59 pisze:

        Cieszę się, Mistrzu T, że Ci się wycieczka podoba. Nie wiem na ile mam tej wyobraźni, ale jak coś widać wyraźnie, to chyba każdy zobaczy Wink
        Tutaj często drzewa, czy krzaki są podobne do tych, które znam z Polski, a potem okazuje się, że to zupełnie coś innego Delighted A że się nie znam na tym zupełnie, wolę nazw nie pisać, żeby jakichś głupot nie powypisywać Pleasure

  2. Wiedźma pisze:

    Rano przeczytam i obejrzę ! I z całą pewnością nie będzi mi nudno, Mirelko ! Buziak1

  3. Incitatus pisze:

    Dzień dobry: )))

    Bardzo, bardzo ładne!: ))
    Czy te bieliki ktoś próbował jeść?

    • korab1 pisze:

      DzięDobry:))) Witam mglisto i mokro :)) Senatorze, bielik w panierce z sezamu to sztandarowy posiłek prawdziwego patrioty :)))
      Ps. Zdjęcia wspaniałe, gdyby to było pół wieku temu, z radością bym tam pojechał osobiście :))

      • Incitatus pisze:

        Dzień dobry: )))

        Z sezamu co sam się otwiera?: )

      • Wiedźma pisze:

        Dzień dobry Stateczku 🙂 hmmm…. bielik w panierce z sezamu ? a co na to indyk ? 🙂

        • korab1 pisze:

          Witaj Czarodziejko :)) Indyk to ptak dla Obamy, nie dla prawdziwego polskiego patrioty. Pamiętam taki fragment bardzo starej piosenki „nad chmurami gdzieś wysoko, trzy orły latały, ruski, pruski, austriacki a nad nimi jeszcze wyżej leciał orzeł biały” :))

        • miral59 pisze:

          Jeśli mam być szczera, to nie przepadam za indykiem. Nawet najlepiej zrobiony jest suchy. Na Święto Dziękczynienia, kiedy Amerykanie zajadają się tymi indykami, my pieczemy kaczkę. Drób jest drób, a taka dobrze upieczona kaczka z jabłkami jest o niebo lepsza od indyka Delicious

    • miral59 pisze:

      Dzień dobry, Senatorze Delighted Nie wiem, czy ktoś próbował je jeść, ale chyba nie… A czy w Polsce ktoś jada orły, albo jastrzębie? Thinking

  4. Wiedźma pisze:

    Dzień dobry ! Czapeczka dziecioła smugoszyjego jest rewelacyjna…. i kształt i kolor ! Delighted

  5. Wiedźma pisze:

    Wypatrzyłam tego rozczochrańca z sową Approve na drzewie…. nieustająco podziwiajćoko Mirelki ! A ten ułamany konar przypominający zwierzaka? Świetne…..

  6. Wiedźma pisze:

    Szkoda, że ten bielik z rybą był tak daleko…. Senator zaraz by nas objaśnił co to za zdobycz ! Delighted

  7. Wiedźma pisze:

    Chciałam się podzielić radosną nowiną : obejrzałam wczoraj film pt.”Wkręceni” – polska komedia i nie rzucają tam słowami powszechnie uważanymi za obelżywe, a nawet za przecinki ! Zdumiałam się wielce i sympatycznie ROTFL

  8. Quackie pisze:

    Dzień dobry! Przelotem tylko, bo już znowu gonią od komputera. To nierodzinne ponoć. Choinka zlikwidowana, masa spraw zrobiona, a teraz coś jeszcze… Wiwat teściowa.

  9. korab1 pisze:

    Niechaj chóry Cecyliańskie Ci zagrzmią na osiemnastkę, wszystkiego dobrego życzy T :)))

  10. Alla pisze:

    Dzień dobry Delighted
    Podziwiam Mirelko zapał i kondycję, że o zdjęciach nie wspomnę 😀
    Dzięcioł wtranżala owoce dzikiego wina?? Wygląda przynajmniej jak winobluszcz, tak patrząc na zeschnięte liście i kształt owoców. Bo nie jest to dziki bez 😀

    • miral59 pisze:

      Dzień dobry Skowronku!!!
      Nie mam pojęcia co ten dzięcioł wtranżala. Ja mam problemy z rozpoznaniem różnych krzaków, gdy mają liście, a co dopiero mówić bez Delighted W każdym bądź razie widać było, że mu smakuje Wink

  11. Alla pisze:

    Aha, to w Hameryce mamy zimę. I dobrze, bo u mnie całkiem wiosennie 😀 Prześlicznie słonce świeci… i wcale mi za białym puchem nie tęskno!!
    No to papatki i do później Buziaczki

  12. miral59 pisze:

    Dzień dobry Happy-Grin Sto lat, Skowronku!!!! Niech Ci się szczęści i wiedzie Buziak1 Serducho Roses

  13. miral59 pisze:

    A tak na marginesie… Amerykanie, którzy nas mijali, gdy „łapaliśmy” dzięcioła, nawet się nie zainteresowali co tak podziwiamy. Pewnie wiedzieli, że bieliki nie latają po takich krzakach, a tylko one ich interesowały. I co się dziwić, że jak rozmawiam ze znajomymi Amerykanami, to są zdziwieni, że tyle różnych ptaków widziałam i tyle różnych rzeczy wiem… nie tylko o ptakach…

    • Quackie pisze:

      Tak, to typowe. Liczy się tylko to, co największe i najbardziej okazałe; co prawda taka prawidłowość nie ogranicza się do Amerykanów, ale tam się da zauważyć. Chociaż spodziewałbym się, że akurat obserwatorzy ptaków będą względnie wolni od tej przypadłości. W końcu wśród ptaków raczej jest tak, że im mniejszy, tym trudniej zauważyć i tym cenniejsza „zdobycz”, nieprawdaż?

      • miral59 pisze:

        Prawdaż Wink Wydaje mi się, że ci, którzy szli na Eagle Cliff Overlook, to nie obserwatorzy ptaków, a przygodni gapie. Oni przyszli obejrzeć tylko bieliki. Nic więcej ich nie interesowało. Dzięcioł smugoszyi nie jest malutki, bądź co bądź ma te prawie pół metra „wzrostu”. I ostatecznie nie jest tak trudno go zauważyć, szczególnie gdy siedzi na drzewie. Poza tym, ta jego czerwona czapeczka rzuca się w oczy… Wydaje mi się również, że nie tylko Amerykanie, po prostu nie widzą wielu ciekawych rzeczy. Ich przyroda nie interesuje. Ot, przyszli się przejść po świeżym powietrzu i na swoje symbole popatrzeć…

  14. Quackie pisze:

    Mam nadzieję, że teraz nastąpi chwila względnego spokoju po mojej stronie monitora.

    Najlepszego dzisiejszej Osiemnastce – zdrowia i pomyślności i jak najwięcej czasu dla siebie i Wyspiarzy!

  15. misiek pancerny pisze:

    Sto lat, beczkę wina i tłustego syna Skowronku 🙂 🙂

    • Alla pisze:

      Matusiu!!! Misiu!!! Wystarczy, że mój Małżonek do szczupłych nie należy Pondering Antałek przyjmuję, chętnie, ale syna??? I to na dodatek tłustego??? Disapproval
      Dzięki Misiaczku Happy-Grin

  16. miral59 pisze:

    Przypomniało mi się jeszcze coś. Wiele lat temu bieliki były pod ochroną, bo ich populacja zmniejszyła się drastycznie. Groziło im wyginięcie. Zmiany w prawie, dotyczące używania niektórych chemikaliów w rolnictwie i prawna ochrona tych ptaków sprawiły, że już w 2007 roku można było je wykreślić z listy zagrożonych. Ale i tak, z tego co widzę, ten ptak cieszy się dużym szacunkiem wśród Amerykanów i spotkałam wiele osób, które były podekscytowane ich widokiem. Czyli nie tylko ja… Wink

  17. Quackie pisze:

    Jeszcze raz obejrzałem sobie zdjęcia, na spokojnie i bez pośpiechu.

    Dzięcioły przepiękne i nic nie szkodzi, że czasem z tyłu, tak najlepiej widać czapeczkę z czubkiem.

    Po tym konarze, co udaje wiewiórkę (a może bobra), kiście owoców czy też suchych liści na drzewie w pierwszej chwili wyglądały mi na wiszące stadami nietoperze, dopiero chwilę później się zreflektowałem, że przecież nie w pełnym słońcu.

    Lód na rzece imponujący, rozumiem, że lodołamacz, krusząc go, ma nieco zmniejszyć napór na tamę? No i ujęcia powyżej tamy vs. poniżej, aż niewiarygodne, że tak to potrafi być, w sensie tam lód, a tu – czysta woda.

    Plamiasta gałąź drzewa wygląda wręcz jak pyton. Byłżeby to jakiś platan?

    Zdjęcie dwóch orłów na drzewie skojarzyło mi się od razu z lożą szyderców z Muppet Show (panowie Waldorf i Statler). Jak orzeł może wylądować na drzewie z rybą w szponach? Jak trzyma w szponach rybę, to czym się złapie gałęzi???

    Kumpel do ryby to niby też orzeł, ale sępi jak prawdziwy sęp!

    Co do zamarzniętego lodospadu, to skojarzył mi się z jakimś wyobrażonym zamkiem Królowej Śniegu z Andersena; wyniosła baszta z lodu z jakimiś do- albo wychodzącymi krużgankami.

    Na drzewie przy parkingu faktycznie widać coś jak sowy albo człowieka… Z ciemniejszą czupryną? W futrze? Indianin na zimowo?

    • miral59 pisze:

      Lodołamacz nie pływał przy tamie, on popłynął w górę rzeki. Widocznie tej tamie lód aż tak nie szkodzi 😉 Illinois River jest traktem wodnym łączącym Lake Michigan z Mississippi. Często widujemy na Illinois załadowane barki, ciągnące swój ładunek w dół rzeki. A taka barka po lodzie nie pójdzie… Może dlatego tylko dwie części tej tamy miały otwarte śluzy, żeby rzeka poniżej nie zamarzła. Przy tak wartkim nurcie potrzeba na prawdę syberyjskich mrozów, żeby to zamarzło.
      Jak już pisałam nieraz, nie znam się na drzewach. Zainteresowały mnie tylko te różnobarwne plamy kory.
      Nie wiem jak to jest, gdy bielik złapie większą rybę, ale taką mniejszą po prostu dociska szponami do gałęzi i dzięki temu może wyszarpywać jej kawałki. Na podobnych zasadach jedzą inne jastrzębie. Łatwiej jest im jeść, gdy mocno docisną zdobycz do czegoś. One przecież nie mają zębów jak drapieżniki ssaków…
      Większość drapieżników, jak nie może samodzielnie czegoś upolować, to stara się takie jedzonko ukraść. Padlina też jest do przyjęcia…
      W takich lodowych rzeźbach (i nie tylko lodowych) każdy może zobaczyć co chce… nie wszystkim się jednakowo kojarzy…
      A ten „obraz”, czy raczej „płaskorzeźba” może być Indianinem na zimowo… Ten punkt widzenia jest do przyjęcia Wink

      • Quackie pisze:

        To cwaniaki rybne, mówisz, że gałąź traktują jak kowadło albo raczej talerz?

        • miral59 pisze:

          Coś w rodzaju talerza Wink Z tym, że to mają nie tylko te rybne. Jak jastrząb złapie myszkę, czy wiewiórkę, to też dociska ją do gałęzi. Zauważ, że one dość rzadko jedzą na ziemi. Chyba, że uda im się złapać coś na prawdę dużego. Widziałam zdjęcie bielika jedzącego padłego wieloryba. No, tego to by na drzewo nie zaciągnął Delighted Oczywiście bielik nie upolował wieloryba Wink Tak potężny to on nie jest..

          • Quackie pisze:

            No tak, na ziemi by się pewnie znalazło sporo innych chętnych na posiłek, a na gałęzi konkurencja mocno ograniczona.

            • miral59 pisze:

              To też Wink Mój znajomy opowiadał mi jak kiedyś zimą nad Mississippi obserwował polowanie misia na ryby… Na drzewach dokoła siedziały bieliki i czatowały. Co misio grabnął i wychlastał na brzeg, to bieliki momentalnie mu to kradły Happy-Grin I chociaż misio całkiem zgrabnie włazi na drzewo i tak bielika by nie dogonił Wink

              • Tetryk56 pisze:

                To jest poważne ostrzeżenie dla naszego Miśka! Overjoy

              • Quackie pisze:

                Coś podobnego! To cwaniaki, żeby innemu drapieżnikowi podbierać. Musiałyby się misie umówić, że jeden łapie, a drugi pilnuje, ale nie wiem, czy mają na tyle inteligencji, żeby tak współpracować – a potem się satysfakcjonująco podzielić.

                • miral59 pisze:

                  Też nie wiem, czy umiałyby się tak umówić… Ale faktem jest, że misio tylko łapał. Może w końcu się wkurzył i grabnął bielika. Jak dla niego to też dobre jedzonko Wink Misie nie bardzo umieją złapać rybę i ją utrzymać, dlatego wyrzucają na brzeg, potem do niej idą i jedzą. Bieliki nauczyły się to wykorzystywać Delighted

                • Alla pisze:

                  Mirelko, a misiu się nie wkurzał, że mu śniadanko z przed nosa..??? Happy-Grin

                • miral59 pisze:

                  Może się i wkurzał Pleasure Tylko Mark mi nic na ten temat nie mówił Wink Podziwiał bieliki, że takie sprytne, chociaż złodziejaszki Delighted

  18. miral59 pisze:

    Muszę lecieć na zakupy Distort Także na razie mnie nie będzie. Do popotem, jak mawia Jasminka Bye

  19. korab1 pisze:

    Teraz Szanowni Wyspiarze, wznieśmy toast ku chwale Alleńki i za Jej zdrowie!!! Napełnijmy skorupę orzecha kokosowego białym rumem, uzupełnijmy plasterkiem limonki, kroplą Coca Coli i do dna !!!

  20. Coral pisze:

    Witam 🙂
    Wszystkiego Najlepszego dla Jubilatki, STO LAT!
    Roses

  21. Coral pisze:

    Obejrzałam zdjęcia, podziwiam Mirelkę za pasję podróżniczą i znajomość skrzydlatego bractwa 🙂

  22. Incitatus pisze:

    Dzień dobry: )))

    A słoneczko tak pięknie świeci!: ))

  23. miral59 pisze:

    Dzień dobry Happy-Grin Miłego dnia Buziaczki

  24. Quackie pisze:

    Dzień dobry! Jeszcze tylko 5-6 godzin… Jeszcze tylko… Wytrzymaj…

  25. Tetryk56 pisze:

    Witam słonecznie w mglisty poranek! French

  26. Wiedźma pisze:

    Dzien dobry ! Kwaku, ja wytrzymałam bajki-samograjki w teatrze lalek, i za chwilę obiad….. 🙂 Rodzina, ach, rodzina ! A jak spokojnie by bez z niej było i może nawet nudno ? 🙂 Wink

  27. Quackie pisze:

    Mniej więcej przetrwałem. A nawet więcej niż mniej. Jeszcze wieczorne kręcenie o swojej porze i będzie git.

    Aha, zapomniałbym: Juniorzy właśnie zaczęli ferie, więc o spokoju to będę sobie mógł pomarzyć przez najbliższy tydzień – dwa. Ale z drugiej strony nie będę się denerwował potencjalnymi babolami, które mogliby przynieść ze szkoły, więc bilans pewnie wyjdzie na zero. A może nawet na mały plus?

  28. Tetryk56 pisze:

    Strasznie się tu dziś przepychamy – aby choć trochę zmniejszyć tłok, zapraszam na wolne miejsce piętro wyżej. Wink

Skomentuj Alla Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

[+] Zaazulki ;)