Nie wiem, może za rzadko chodzę do kina… albo za dobrze zadziałały efekty 3D… albo nie powinenem pić kawy na godzinę przed seansem… dość, że w kinie siedziałem jak pięciolatek, trzymając się fotela i klnąc pod nosem, a czasem i całkiem nie pod nosem. Ten film trzymał mnie w napięciu do ostatnich minut i to tak, że straciłem kompletnie poczucie granicy między fikcją a rzeczywistością. Do rzeczy jednak.
„Grawitację” należy zaliczyć – jak już nadmieniłem pod kreską – do technothrillerów, czyli filmów, w których połowa (chyba nawet więcej) napięcia bierze się z działania, NIEdziałania, bądź działania niezgodnego z założeniem urządzeń technicznych. No a kiedy urządzenia te szybują sobie w próżni, 600 km nad ziemią, to na usta ciśnie się pytanie: „Czy to SF?” Nie. To nie jest SF, to sytuacja, która mogłaby się zdarzyć w rzeczywistości, gdyby tylko… I tych „gdyby” jest raptem kilka, wymienił je recenzent gazeta.pl, ale na odbiór filmu nie wpływają w najmniejszym stopniu.
Poza tym jest to film, który w pewien sposób nawiązuje do klasyki, a to przez swoją jakże ograniczoną obsadę. Obsada ta jest gwiazdorska, ale ogranicza się do dwóch nazwisk: Sandra Bullock i George Clooney. Więcej aktorów tu nie gra, nie licząc zapewne kaskaderów, postaci generowanych komputerowo (żeby była jasność, nie grają one w żaden sposób, można najwyżej napisać, że „wyglądają”) i głosów przez radio.
Jeżeli wyglądało to w ten sposób, że pieniądze zamiast na aktorów przeznaczono na efekty mające uprawdopodobnić, to jestem za. Film działa tak, że w ciągu, hmm, półtorej godziny wyleczyłem się ze wszystkich marzeń o locie w kosmos. O, nie. Dopóki mamy taką technikę, jak przedstawiona na filmie, a nic mi nie wiadomo, żeby było inaczej, zostanę na Ziemi, nie wznosząc się wyżej niż samolot, powiedzmy międzykontynentalny. Aha, a nawiązanie do klasyki mi wyszło z filmów, w których gra obsada jakby teatralna, dwie („Ocean strachu”), trzy osoby, może kilka („Okno na podwórze”) czy nawet dwunastu gniewnych ludzi.
Poza wzorowo rozwiązanym problemem z odwzorowaniem ludzkiej techniki kosmicznej jest jeszcze kwestia pokazania kosmosu. Z niej też wywiązano się konkursowo (Oscara! Oscara!). Nigdy w życiu nie czułem się, jakbym miał lęk przestrzeni, a na tym filmie mi się to zdarzyło. (Uwaga! Szczegóły fabuły, których nie da się uniknąć!) Sytuacja, w której astronauta odpada od pojazdu i bezradnie koziołkuje w próżni, jest przeraźliwa już wtedy, kiedy się ją opisuje słowami (np. opowiadanie Roberta Heinleina „Ordeal in Space” czyli „Męka w przestrzeni”, nietłumaczone na polski niestety, ale napisane w 1948 r.(!), kiedy to jeszcze była faktycznie SF), a co dopiero, kiedy pokazuje się ją realistycznie na wielkim ekranie w trójwymiarze.
Kolejna rzecz, która twórcom wyszła wspaniale, to perspektywa pierwszoosobowa. Za pierwszym razem nie zwróciłem na to uwagi, ale potem już się pilnowałem i zachwyciło mnie to: kamera zbliża się do twarzy astronauty (-tki) w przezroczystym hełmie, niewielka zmiana kąta, i hop! Już patrzymy „oczami” osoby, która przed chwilą widniała na filmie. Niebywale pouczające wrażenie, nie wiem, czy można lepiej przekazać widzowi bezradność człowieka w kosmosie. Kinowy, niby oczywisty brak interaktywności tylko wzmaga to uczucie. Wielokrotnie już wałkowany (choćby w „Apollo 13”) temat cienkiej nitki techniki, na jakiej wieszają swoje życie kosmiczni podróżnicy, tutaj zyskuje nowy wymiar – w przenośni i dosłownie.
No i ostatnia rzecz, którą pewnie powinienem wymienić w pierwszej kolejności – tytułowa grawitacja, a dokładnie jej brak. Jedni czują się w nieważkości jak ryba w wodzie, inni klną na czym świat stoi mdłości oraz uciekające narzędzia i przedmioty, a co się dzieje w zerowej grawitacji z żywiołami – ogniem, wodą i powietrzem – to już trzeba samemu zobaczyć. W każdym razie powrót normalnego ciążenia jest symboliczny i faktycznie – taki a nie inny tytuł ma sens. Przyciąganie jest piękne, mimo że ciało odzyskuje normalny ciężar, można podnieść się i iść dalej. W kosmosie nie ma się czego złapać.
Dobry wieczór albo pewnie dzień dobry. Jak mogłem, unikałem spoilerów, nie do końca się udało… ale mniej więcej przelałem na ekran swoje wrażenia. Po drodze był jeszcze długi telefon z innej strefy czasowej, dlatego tak to długo trwało i dlatego ja publikuję też w innej strefie czasowej.
PS. No i jeszcze mi się przypomniało, nie wiem, jak mogłem o tym nie napisać – kwestia dźwięków w kosmosie – w próżni słychać tylko radio (jeżeli bohaterowie są w nie akurat wyposażeni), żadnych innych dźwięków, chyba że drgania przenoszone – załóżmy – przez konstrukcję pojazdu lub stacji kosmicznej, w powietrzu – normalne dźwięki, a w wodzie wszystko jest przygłuszone. To też ma wpływ na poczucie realizmu.
Dzień dobry: )))
Cóż, ja na ten film nie pójdę, takie mnie niezbyt interesują, ale chciałbym zapytać naszego Mistrza czemuż to tak trzęsie portkami przed Kosmosem zdobywanym przy użyciu dziś dostępnej techniki. Przecież wielu ludzi w przestrzeń wyniosła, uchroniła od nieszczęśliwych wypadków i sprowadziła bezpiecznie na Ziemię. Zatem – działa!
Dzień dobry
🙂 Pośpieszne to powitanie, bo idę zobaczyć kolorowy las… i jesienne jezioro 🙂
Mgławo bardzo, Wiedźminko. Witaj
A liści na bukiet nazbieraj, ładnych 😀
Witaj Skowronku 🙂 nie zbierałam liści…. napawałam się dojrzałością jesieni 🙂
Nawdychałaś świeżego??? 😀
Dzień dobry: )))
Zobacz co wędkarze w siatkach mają!
Witaj Senatorze….. było coś o karasiach i linach 🙂
zawodowcy złowili suma i sprzedawali…… po kawałku 🙂
Nie wolno!! Wędkarzowi nie wolno sprzedawać połowu!!!
Uznali widać, że po podzwonkowaniu suma to już nie jest połów, tylko produkt przetworzony 😉
Bo oni nie wydalimi się wędkarzami, tylko rybakami zawodowymi…
Udanego dzionka Wszystkim…. 🙂
Ach, kwaku, jak nie przepadam za takimi filmami – to ten chyba zobaczę z czystej ciekawości i dla porównania wrażeń 🙂
Ta się niczego nie boi!! Jak moja Agula, phi.. 😀
Dzień dobry 😀 Gwiazdy przyciągają! Do kina! Lubię tę parkę czyli Sandrę B. i George C.
Mam lęk wysokości. Okropny. Nic z tego, ja na pewno po mistrzowskim opisie Mistrza Q, na ten film nie pójdę,o!
Eureka!! W telewizorni, pozbawionej 3D, można spokojnie obejrzeć?? Bez uczucia spadania?
Noo i… przyciąganie bywa równie niebezpieczne, jak stan nieważkości 😉 Katastrofa, gdy jedno i drugie zacznie działać
Dzień dobry!

I jak tu, po lekturze dzisiejszego odcinka, nie pomarudzić choć trochę w sobotni poranek?
Na cienkiej nitce, uważałabym – również techniki, choć niekoniecznie kosmicznej – zawieszeni jesteśmy wszyscy, czyż nie?
Przyznaję, że z marzeń o locie w kosmos wyleczyła mnie dość wcześnie Łajka. To dzięki niej zostałam (i pozostaję) zdeklarowanym nielotem – a moja kanapa (wyłącznie metaforyczna) nigdy nie będzie rakietą. Chyba że odlot nastąpi niezależnie ode mnie.
Ale to potem, jeśli w ogóle. Tera ruszam w jesień.
Pozdrawiam!
Dzień dobry: )
Miłego spaceru.
Witaj BL.
… też sie wybrałam na poszukiwanie jesieni:) taka jest urodziwa 🙂
zzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzz zniknęło z „teraz”.
Skrupulatnie uzupełniam.
Witaj, BeLu!
A bo widzisz, tu jest taki duszek który lubi nam porywać zety. Ale czasem oddaje, jak zaśnie:
Dzień dobry. Przyznam się, że nie spodziewałem się takiego odzewu, ale cóż – recenzent strzela, potencjalny widz do kina idzie. Albo nie. Nie to, żebym był urażony, raczej zdumiony (również tym, że recenzja może mieć taką siłę rażenia). A może jednak jestem niewiarygodny i trzeba to zobaczyć samemu?
Do oglądania w TV ten film nadaje się tak sobie, wręcz niektórzy recenzenci uważają, że oglądanie go poza kinem mija się z celem; jest w tym sporo racji.
Co do wysokości, właśnie nie wiem, lęk WYSOKOŚCI mam potworny, ale w związku z brakiem ciążenia przez większość filmu nie ma góry i dołu, więc taki lęk nie przeszkadza. Natomiast uczucie przeraźliwego zawieszenia w pustce jest.
Jak pięciolatek trzymałem się fotela, kląłem co najmniej jak pięćdziesięciolatek. Aczkolwiek Najjunior, siedzący obok, odebrał film dużo spokojniej.
Co do techniki, która ludzi wynosi i sprowadza – zgoda, ale po takim filmie wyobraźnia u ludzi w nią wyposażonych rusza z kopyta; coś jak dobrze zrobiony film o katastrofie lotniczej i lęk przez lataniem u widzów.
Co do techniki na co dzień, zgoda, też się czasem łapię na myśli „co by było, gdyby cywilizację z dowolnego powodu szlag trafił”. Tylko jednak a) na Ziemi nieco łatwiej przeżyć po takim końcu, bo to jednak powietrze, woda i temperatura w miarę sprzyjają – w odróżnieniu od orbity, b) ziemskie systemy mają pewną nadmiarowość, która zabezpiecza, a nawet jakby nie, to łatwiej je naprawić niż w próżni.
Biegam, skaczę, robię, załatwiam i co jakiś czas na Wyspę zerkam.
Dzień dobry!
Recenzja znakomicie napisana (w końcu noblesse oblige!) i zachęcająca do przeżycia tych wrażeń osobiście. Swoją ścieżką recenzja tego filmu pojawiła się również w ostatniej „Polityce”, ale zawsze przyjemniej poczytać „z pierwszej ręki”.
Technika… eksploracja nowych obszarów zawsze niosła ze sobą wyzwania, zawsze zaczynała od ryzykownej improwizacji. Później dopiero pojawiały się udoskonalenia, zabezpieczenia i zabezpieczenia do zabezpieczeń – a nigdy nie było i nie będzie tak, żeby człowiek był technicznie przygotowany na absolutnie wszystko. Jak śpiewał swego czasu Lennon, żyjemy w pożyczonym czasie.
Jeżeli dotrę do kina, nie omieszkam donieść wam, czy kląłem jak 80-latek 😉
Ha, niby teraz też systemy są potrójnie czy po-iluś-tam-krotnie pozabezpieczane, ale mimo wszystko są w sytuacji totalnej katastrofy strach w oczy zagląda.
W latach 70-tych Rosjanie budowali swoją „kopię” systemu IBM-360. Aby być lepszymi od imperialistów w zakresie niezawodności, zaopatrzyli swoją konstrukcję w ogromną nadmiarowość i masę systemów kontrolnych – koszt wszak nie grał roli. W efekcie powstało urządzenie niezmiernie zawodne – a ok 90% awarii miało miejsce w podsystemach kontrolno-zabezpieczających…
Doskonałe. Ale to przynajmniej było na ziemi, nie w próżni.
Ufff…. Tetryku, jakie Ty masz dalekosiężne plany …. kląć jak 80-latek 🙂
skoro Quackie klął jak 50-latek, to na mnie ten film też może tak podziałać
Dotarłam w końcu na Wyspę!!!! Dzień dobry
Witaj! Pusto tu dzisiaj, bo pogoda w realu piękna.
U mnie też na razie ładnie, ale zapowiadali na dziś deszcze, a nawet przelotne burze. Zobaczymy jak to będzie
Na razie się nie martwię 
Dziś u mnie miało ( wg prognoz) padać…. nic takiego sie nie stało i dobrze, bo wycieczka w deszczu niekoniecznie jest miła….:)
No i dobra wiadomość : drzewo, które utrudniało życie Jaśmince zostało wycięte! No to niedługo wróci do nas Pachnąca 🙂
Jaśminka uradowana podzieliłą sie ze mną tą wiadomością 🙂
Pozdrów ją ode mnie
Strasznie długo nie ma naszej Jasminki i już strrrrasznie do niej tęskno 
Przekazuję Jaśmince wszystkie pozdrowienia i tęsknoty ….a to już chyba miesiąc, jak nie ma netu… 🙁
Poczytałam zaległości 😀 Recenzja super. Na film się jednak nie wybiorę
Mam w sobie za dużo empatii i zbyt emocjonalne filmy mnie męczą psychicznie. Wiele lat temu obejrzałam film „Tragedia Posejdona” i do tej pory nie mogę go zapomnieć. Czasami nawet mi się to śni w formie koszmaru. Nie chcę obciążać się nowym. Staram się unikać wszelakich thrillerów, czy filmów katastroficznych, że o horrorach nie wspomnę.
Witaj Mirelko
…. dzieci lubią strrraszne bajki, zauważyłaś ?:)
Dzień dobry niewitanym! Po wczorajszym dniu względnie pogodnym dzisiaj pułap chmur niski i dość paskudny. Do tego koniec słomianego wdowieństwa. Jak mówią, nieszczęścia chodzą parami.
Uważaj na siebie Kwaku, bo w moich stronach powiadają, że nieszczęścia chodzą stadami 🙁
Będę uważał.
Quackie!!
Jakbyś Pan był usypiany eterem, to byś Pan wiedział co to znaczy spadać, spadać.. mając przed oczami kolorowe kręgi i ten lęk.. 
Miałam osiem lat i do dziś pamiętam to okropne uczucie spadania.. 😀 A tak w ogóle, to ja mam podobnie jak Mirelka 😀
Byłem usypiany w okolicach 1978 roku, może trochę wcześniej, może później, i nic podobnego nie pamiętam, może to nie był eter? Czarna, jakby ceramiczna maseczka, a potem dopiero obudziłem się po operacji z bólem głowy jak jasny gwint. I z łapami przywiązanymi do łóżka, żeby sobie nie rozbebrać szwów, mimo że grzecznie prosiłem o odwiązanie.
O, widzisz, ja pamiętam, że mi przyłożono maseczkę do twarzy i zapach.. taki dziwny.. Po przebudzeniu nie byłam przywiązana, ale głowa pękała, pić się chciało okropnie. Na stoliku stała szklanka z odrobiną wody i w niej łyżeczka owinięta gazą
aa mnie tak okropnie suszyło 😀 Pielęgniarka /też człowiek/ dała mi ogórka kiszonego possać 😀
Takich rzeczy akurat nie pamiętam, tylko te przywiązane ręce i poczucie słusznego (?) oburzenia, że mnie tak ubezwłasnowolniają.
Mnie nigdy nie usypiali eterem, ale suszyło mnie po narkozie jak nie wiem co. Szczególnie po tej mojej pierwszej, gdy miałam złamany nos (jako nastolatka) i pani doktor mi go nastawiała
Po zabiegu, pani doktor mi powiedziała, że nie powinnam pić ani jeść ileś tam godzin (już nie pamiętam dokładnie ile to miało być). Mama, która była ze mną weszła do gabinetu, żeby jeszcze porozmawiać z lekarką, a ja zobaczyłam KRAN.
Rozejrzałam się tylko na boki i sobie zdrowo siorbnęłam tej kranówy
Słysząc głosy pod drzwiami gabinetu, szybko się obtarłam z wody i usiadłam grzecznie na krzesełku. Od razu poczułam się lepiej
Teraz już wiem, czemu nie wolno mi było nic pić ani jeść, ale człowiek był młody i głupi, to skąd mógł wiedzieć… a pani doktor mi tego nie tłumaczyła.
A poza tym żeby było „spadać”, to musi być góra, z której się spada, i dół, w który się spada. Na filmie jest raczej „odlatywać”, co w niczym nie zmienia grozy.
Oki, oki 😀 taż ja to bardziej z przekory..
hmmm…. nie pamiętam nic z usypiania, (wcześniej dostałam ” głupiego Jasia”) może tylko ból gardła po intubowaniu…. 🙂
No zobacz, a ja zawsze spadam na górę do łóżeczka
Ja wszystko z usypiania pamiętam. Pamiętam jak potwornie się dusiłem nie mogąc wciągnąć za nic powietrza bo mi już wszystkie mięśnie pawulon zwiotczył.
Po zabiegu, tak po paru dniach chirurg poskarżył mi się, że nie chciałem im na stole przez prawie pięć minut zasnąć. Ale – powiadał – cośmy od pana później posłyszeli to nasze. I nie chciał mi mnie zacytować, tak że do dziś nie wiem czym im tam heksametrem Iliady nie wyrecytował!
PS A głupiego Jasia (oni mówią na niego:premedykacja) zapomnieli mi dać! Widać mieli pilniejsze zajęcia.
Nie rozumiem: jak zwiotczają mięśnie, to nie podłączają sztucznego płuca czy tam czegoś, żeby oddychało za zwiotczonego?
Skoro Senator opowiada nam to osobiście, a nie przy pomocy wirującego stolika, to chyba jednak wiedzieli, co czynią.
Może lubili Iliadę?
Tak czy inaczej nie mam jasności w temacie zwiotczenia. Jeżeli Senator się dusił, to jak mógł cokolwiek recytować? Tutaj musiało być jakieś – nieczytelne dla mnie – następstwo czasowe.
Pewnie jak się wzięli mnie wybudzać!
A. Czyli Ty jeszcze pamiętałeś, co się działo przed, a dla nich to było 4 h po. To faktycznie musiało zrobić wrażenie.
Najwidoczniej.
A czort go wie, nigdy nie starałem się dowiedzieć czy mnie intubowali. Oczami tylko mogłem ruszać. Pani anestezjolog widać coś zauważyła bo szybko podała mi tlen z takiej malutkiej maseczki i po chwili – mnie wydawała się wiekiem – wykrztusiłem, że się duszę. Na to ona skinęła głową do pielęgniarki trzymającej strzykawkę z igłą już wbitą w dren od kroplówki, ja chciałem przyjrzeć się ile ona z tej strzykawki szprycnie płynu…. i poczułem, że ktoś strasznie silnie szarpie mnie za żuchwę żądając głośno „nazwisko, nazwisko!” – Czyje? – pytam. – Pańskie! Podałem i w tej chwili zrozumiałem, że to już po całej hecy! W następnej poczułem straszne zimno! I tyle!
Tzn. rozumiem, ze nazwisko i zimno to już po operacji? Czy jeszcze w trakcie usypiania?
Po. Po ponad czterech godzinach: )
Ja poczułam takie przeraźliwe zimno, jak mi podawali krew. Nawet się trochę wystraszyłam. Był czerwiec i to upalny, a ja się trzęsłam z zimna. Pielęgniarki mnie uspokoiły, że to normalne przy transfuzji. I chyba tak było, skoro jeszcze żyję
A było to ponad 30 lat temu…
Ale oni chyba podłączają ten respirator już nieprzytomnemu pacjentowi… A przynajmniej tak mi się wydaje…
Tak Mirelko ! juz uśpionemu, bo nie wiem czy żywcem łatwo byłoby wepchnąć to w gardło 🙂
No właśnie
Ile osób nie miałoby odruchu wymiotnego, jakby im coś takiego pakowali aż za migdałki
No i to trochę mechanicznie uszkadza gardło… Może nie wszystkim, ale większości na pewno…
Idę rowerować.
Stacjonarnie ? … bo juz ciemno:(
Wyłącznie. Ostatnio za dnia pracuję, jak kończę, to już jest za ciemno na niestacjonarne. No i za zimno, tzn. by nie było, gdybym miał odpowiednie ubranko, ale nie mam.
Ile km dziennie pedałujesz?? Pod górkę?? A puls?? 😀 Bo ja, nie dość, że jestem cienka, to na dodatek szybko mnie nudzi kręcenie w miejscu.
Miśiek się
nam znarowił…. góra pracy Go przygniotła ?
To jest całkiem możliwe, w sensie że obciążenie pracą potrafi utrudnić dotarcie na Wyspę.
Masz rację Mistrzu Q. Sama tego doświadczyłam. Jak praca przywali swoim ogromem, nie da się normalnie dotrzeć na Wyspę
W takich wypadkach nawet klapy lapcia nie mam ochoty podnieść

Kolorowych snów Wam życzę
i biorę się za swoje domowe zaległości 
Dzień dobry
Miłej niedzieli życzę
I spadam na górę do spania 
Śpij słodko i nie budź Sz.Małżonka, chrapaniem
Dzień dobry: )))
Ma ktoś zapałki?
Nikogo….Wszyscy polecieli do kiosku??
Dzień dobry Mistrzu I. 😀

Mocne przyciąganie powiek?? Wbrew Pańskiej woli???
Taż śpij Pan. Jeszcze. I odsypiaj zaległości
Nawet pozwalamy, przy niedzieli 😀
Dzień dobry: )))
Na grzybach byłem! Sporo nawet pozbierałem!: )
Dzień dobry Senatorze…. chorzy wyzdrowieli ?
Dzień dobry: )))
Jeszcze kaszlą jakby prątkowali ale już tacy bardziej do ludzi podobni zrobili się!: )
Dzieńdoberek 😀 Spałam dziesięć godzin i czuję się wyśmienicie!!!
Tego mi trzeba było. Chyba 😀
Se idę w spa
O!

Witaj Skowronku ! 🙂 dużo bąbelków 🙂
Dzień dobry 🙂 nie czuję sie wyspana, bo za oknem mglisto i chmurno….. jak to jesienią 🙂
Witajcie!
Wyspany, wysapany i wySPAny zaglądam porannie 🙂
Witaj Tetryku 🙂 o tej porze JUZ? w wolny dzień ?
Zapraszam na pięterko na Wielkie Zaklinanie Rzeczywistości 😉
Witam: )
Zasuwam!