« Naszym wspaniałym Autorom dedykuję: list J. Tuwima do Janiny Konarskiej - Słonimskiej Julian Tuwim do K.I.Gałczyńskiego »

PAF!!!

Polowanie….. Niegdyś sposób na pozyskanie pożywienia, później już w znaczącej większości rozrywka… I prawda to i nieprawda.. Ale o tym potem.

   

     Na razie szanowny ojczulek zawiadomił mnie w sobotę, że jedziemy w niedzielę na zbiorowe polowanie w naszym kole – przy okazji lekko mnie ochrzanił, że życiem tegoż koła nic a nic się nie interesuję i że jemu już solidnie obrzydło wiecznie mnie tłumaczyć nawałem moich zajęć i lataniem za babami.  Ten ostatni argument wg mego taty przekona  każdego! Odstrzał od zawsze mamy wykupiony ale na wszelki wypadek – bo to zbiorówka i nie wiadomo co z miotu na człowieka wyjdzie – dopłacił parę drobiazgów dla nas obu i żebym się pakował bo jedziemy nieodwołalnie, i żebym nie grymasił, i żebym mu wstydu nie przyniósł, i żebym nie odmówił kielicha z łowczym jak ostatnim razem to zrobiłem, i że będzie też jako gość jego dawno niewidziany kumpel też z synem, i że ten syn strzela jak Sokole Oko, i że w swoim kole dopiero co ślubowanie składał, znaczy świeży jest, i że…. Tu mu tchu brakło i ojca  mi dokumentnie zatkało! No, wykręcić to ja się nie miałem zamiaru, pasowało mi nawet to polowanie, bo dawno już nigdzie nie byłem, a tu jesień akurat, blisko koniec października. Czemu nie, możemy jechać bo i pogoda od paru dni ładna i w lesie tak kolorowo.

    Pakować to pakować. Najpierw łachy i wszystkie niezbędne składniki myśliwskiego rynsztunku, a na końcu broń!  Portki jedne, portki drugie, dwie koszule, dwie pary gaci, dwie pary skarpet plus te co na nogach. Sweter, bluza, kurtka, kapelusz. Cholera na ten kapelusik! Jak ja tego pieruństwa nie cierpię. Nie dosyć, że wyglądam w każdym myśliwskim jak super tępy idiota, to jeszcze mierzi mnie, że „on w tradycji”! W jakiej i czyjej chciałbym wiedzieć! W tej sztucznie ożywionej na potrzeby dzisiejszych myśliwych? Był w tradycji szlachty, ziemiaństwa, leśników, ale przecie nie w tradycji pigularzy, rejentów, sekretarzy partii (tfu!!). Jakim ja ziemianin, jaki dr Kowalski myśliwy z dziada-pradziada, jakich tow. Graca miał przodków przebiegaczy kniei!? No, czekam na odpowiedź!… Do dziś czekam, psiakość!  Iiii tam, do diabła z takimi myślami. Pakowanie drobiazgów skończone, trzeba przygotować broń i amunicję. Aha, nie zapomnieć pozwolenia na broń, bo porządny gospodarz polowania, choć zna mnie jak fałszywy szeląg, nie omieszka sprawdzić. A przynajmniej powinien… Co tu wybrać na te łowy. Nie mam potężnej zbrojowni, ot, parę sztuk urządzeń do strzelania ale zawsze mogę sięgnąć do ojcowego arsenału. Z tej radości że z nim jadę pozwoli mi nawet swoją ukochaną „tułkę” z gardła sobie wydrzeć. Decyduję się na ruskiego boka. Taki bajkał to całkiem niezły do breneki i mimo że urodą specjalnie nie grzeszy, to ma sporo zalet. Właściwie ten, com go za taty namową kupił, ma same zalety, a wadę tylko jedną – ciężki jest. Prawie cztery kilogramy to nie jest mało. Są i cięższe, czemu nie.. Tu mam zawsze zagwozdkę. Każda broń palna odrzuca przy strzale. Im pocisk cięższy tym odrzut mocniejszy. Można go częściowo zrównoważyć masą broni, co często jest robione, bądź kompensatorami odrzutu, ale to już takie troszkę udziwnienia broni te wynalazki. Dobre to w bojowej, ale niech już myśliwskiej tych cudów oszczędzą. Nie oszczędzili!! No i tu właśnie ta zagwozdka – wybrać lżejszą w noszeniu i trzymaniu broń choć przy strzale mocniej kopie, czy cięższą a mniej tyrpiącą w ramię? Nieraz na filmach, szczególnie amerykańskich i niekoniecznie fabularnych, można zobaczyć jak dzielny marine strzela ze swojej polewaczki przykładając dolny koniec kolby do szczytu ramienia, do obojczyka a nawet nieco ponad nim. Nu, ja bym jemu dał strzelbę dwunastkę i poprosił żeby strzelił dwa razy do czegokolwiek. On dwa razy pewnie by strzelił ale w odstępie paru tygodni jak mu pęknięty, albo – co daj Boże – złamany obojczyk już się zrośnie na amen! Taaak, jak biorę bajkała to wezmę do kompletu też rosyjską horyzontalną dwunastkę z tych samych zakładów. Ta ładniutka, nawet przyzwoicie zdobiona. Komorę ma wprawdzie krótszą i trzeba będzie drugi komplet amunicji narychtować ale przecie nie biorę obu strzelb na raz na stanowisko, jedna zostanie w rezerwie. W lufach boka półczoki, bardzo dobrze, ta strzelba lubi kule w obu lufach a strzela najcelniej właśnie na półczokach. Ładnie oba duła wypucować i niech sobie wędrują do futerałów. Co by o rosyjskiej broni nie mówić, to uczciwie trzeba przyznać, że wykonanie jest przyzwoite, konstrukcja przemyślana a takie choćby chromowanie przewodów luf właściwie standardowe. W tradycji rusznikarstwa rosyjskiego jest chromowanie luf prawie każdej broni strzeleckiej. Nawet karabiny czasów wojny takie lufy miały!

Zaczynam uzupełniać ładownicę. Aha, przepisów się nie przestrzega, pas w połowie napchany… No i co, troszki się zapomniało… Cholera, nie wolno tak! Co nie wolno, co nie wolno, malutki jestem czy jak!? Nie wolno – gamoniu – powiadam ci sieczkobrzęku jeden, jak raz się usprawiedliwisz przed sobą to następnym razem naładowaną strzelbę na ścianie powiesisz!! Bałwan i tyle!! Bym dał sobie-jemu w gębę ale nie dam bo moja i ją lubię!! Obiecam za to poprawę!! Wyciągam śrutowe naboje, odkładam do pudełek i wciskam na miejsce jeden po drugim sześć ładunków na grubego zwierza. Starczy, po jaki czort mi tego więcej. Z lewej strony  tyle samo tych  krótszych, do rezerwowej strzelby. Patrzę na trzymany w ręku ostatni nabój. Z tekturowej łuski łypie na mnie sine oko ołowianej kuli. Taka breneka to nie byle co, to potężny ołowiany szmel toporny okrutnie, aż prymitywny w konstrukcji jak narzędzie człowieka epoki kamienia! Ołowiany walec nasiekany skośnie na brzegach z ledwie zaznaczoną kopułą tępołuku i z przykręconą – najczęściej zwykłą śrubą – drewnianą podkładką stanowiącą stabilizator lotu. I tyle, cały pocisk, ale jego moc obalająca jest potężna. Mając wielką masę uderza w cel z niewielką prędkością, a ponieważ wykonany jest z miękkiego ołowiu odkształca się (rozpłaszcza) i  – nie przebijając tuszy by polecieć hen w dal i tam wydatkować niesioną energię –  rozładowuje ją wewnątrz trafionego zwierzęcia. I zabija. Strzela się tym na małe dystanse. Trzydzieści, góra czterdzieści metrów, bo na większą odległość tylko dziurę w powietrzu się zrobi, a latać to będzie sobie zygzakami jak mu się podoba i dobry Pan Bóg dzielnego Nemroda obciąży kosztami pracy szklarza! Teraz niech przeciwnicy łowów, płaczący że myśliwy morduje bezbronną zwierzynę strzelając z dużych odległości, wezmą i przejdą sobie trzydzieści pięć kroków, zatrzymają się i spojrzą za siebie. Stoją na miejscu, gdzie znajdzie się ten dzik, a punkt wyjścia to miejsce myśliwego. Daleko? Wyobraźcie sobie teraz zwartą bryłę mięśni ozdobioną solidnym garbem z grzywą z najeżonej szczeciny, z łbem niewielkim ale z gwizdem uzbrojonym solidnymi fajkami w górnej i szablami w dolnej szczęce, zapędzoną naganką w kozi róg i starającą się wyrwać w bezpieczne miejsce! A trzeba też pamiętać, że czarny zwierz (bo tak zwany jest w łowieckiej gwarze) to istny czołg naszych lasów! Wali naprzód jak taran! Rozpędzony prze przed siebie nie zważając na żadne przeszkody, łamie krzewy, drze racicami ziemię a potrafi także podrzeć nimi myśliwego. Jeśli nie ma innego wyjścia to przejdzie po łowcy, często dotkliwie go raniąc. Pewnie, że nie jest drapieżnikiem, ale natura nieźle wyposażyła go w oręż przeciw drapieżnym wrogom. Wprawdzie po osiągnięciu wieku dojrzałego i związanymi z tym solidnymi rozmiarami naturalnych wrogów w europejskich warunkach to on już raczej nie ma, ale oręż mu przecież na zawsze zostaje. Może jedynie wilcza wataha zimą, aleć i o nią bardzo, bardzo dziś trudno… To zostaje tylko człowiek i jego broń. I odległość. Nigdy nie lubiłem używać na polowaniu sztucera i to nie dlatego, że „sportowo” dawałem zwierzynie większe szanse używając broni bijącej na mniejsze dystanse. To nie tak, nigdy nie dorabiałem do tego zajęcia jakiejś filozofii. Zwyczajnie,  jak już polowałem to wolałem tak raczej z bliska. Tak mi było jakoś bardziej normalnie. Nie potrafię tego inaczej wytłumaczyć. Zresztą nabój kulowy wystrzelony z gładkiej lufy czyni nieprawdopodobne spustoszenie. Ten miękki ołów wybija potężne dziury w dziczej tuszy i właściwie zabija na miejscu, oczywiście pod warunkiem, że strzał będzie wymierzony z namysłem no i celny! Ze sztucera też można strzelać amunicją z grzybkującymi pociskami, ba, są nawet takie, które „rozkwitają” przy uderzeniu w cel a nawet w drobną trawkę po drodze, ale ja tego nie lubię. Pocisk półpłaszczowy jest akurat odpowiedni. Zrobi swoje! Sztucera nie biorę. Ranek niedzielny. Zbiórka wyznaczona jest na 7.30 ale mój tata zrywa mnie o piątej rano na nogi, pogania jak burą sukę i piętnastokilometrową drogę zalicza w czasie godnym Niki Laudy pędząc na zbity łeb by się nie spóźnić. Jesteśmy na miejscu o godzinę wcześniej. Ciemno, zimno, ludzi nie widać, tylko w leśniczówce światło się świeci. Pukamy, zaproszeni wchodzimy i trafiamy oczywiście na śniadanie do którego też natychmiast nas zapraszają. Bez zbędnych korowodów i krępacji zasiadamy z domownikami, pijemy herbatkę i pogadujemy niespiesznie. I co, i co słyszą świeżo umyte uszy moje?? Cała dzisiejsza zbiorówka to raptem siedmiu myśliwych razem z dwoma zaproszonymi gośćmi licząc! Ponoć prezes straszliwie się odgrażał potencjalnie nieobecnym strasząc niemożebnie okrutnymi karami dla wszystkich co te łowy zlekceważyli. Okazuje się, że będziemy polować na zasadzie: „forsa dla was, honor nasz”, czyli upolowana zwierzyna idzie nieodpłatnie na potrzeby koła. Wszystkie wydatki jakie ponosimy wzbogacą więc nasze koło. Zaprawdę godne to i sprawiedliwe koło-mateńkę naszą niepomiernie wzbogacić ale tu jeszcze dochodzi należność naganiaczom (wytrawni myśliwi), odpłatność za psy i środki transportu! Już minęły czasy gdy dostojne towarzystwo furmankami po lasach się telepało, teraz samochody i choć to nie Land Rovery to jednak za ich używanie też trzeba zapłacić! No cóż, raz się żyje. Zahulamy!!

Powoli zjeżdżają się inni, pojawia się i sam prezes, który będzie dziś prowadzącym polowanie, zjawiają się i zaproszeni goście. No, tuż po ósmej są już wszyscy i szopkę można zacząć. Przepraszam, nie szopkę a ceremoniał łowiecki z ustawianiem się w stosownym szyku – tu gospodarze, na prawym skrzydle nasi goście, naprzeciw naganka… Tym razem stajemy półkolem. Mało nas. Trębacz beczy na rożku „zbiórkę myśliwych” nieco zbyt późno bośmy już od długiego czasu zebrani, prezes pali krótką mówkę (do kogo tu gadać!?) no i zaczyna się odprawa. Pomijam szczegóły, bo i na co one komu, najważniejsze to informacja, że mamy planowane osiem miotów, kiedy i gdzie kończymy i gdzie i o której posiłek południowy. Gadka o zasadach bezpieczeństwa, wydanie naganiaczom kolorowych kamizelek a  później losowanie stanowisk. Na zakończenie tego zawsze mnie denerwującego spektaklu sygnalista fałszuje „apel na łowy” i już można włazić do samochodów które nas zawiozą na miejsce krwawej łaźni!  Wylosowałem dwójkę, nieźle. Tym bardziej, że mój starszy ma piątkę! Nie będzie mi przynajmniej w lufy zaglądał!

Dojechaliśmy. Nawet niedaleko było. Ten las trochę znam a miejsce wyznaczone na pierwszy miot też znajome. Prezes, dzierżący w dłoni ogromny fajansowy kubek rozmiarów średniego nocnika ozdobiony błękitnymi różami, rozstawia nas nawet sprawnie.

– Tu stoisz – powiada do mnie – tylko nie złaź ze stanowiska przed sygnałem!

– Nie zlezę – odpowiadam spokojnie. Wiem, że nie upomina mnie złośliwie, zwyczajnie robi swoje. Takich co przedwcześnie zeszli niemało można spotkać. Często jak nie sobie to komu innemu kłopotu narobili. Tu jest broń, adrenalina, dzikie zwierzęta i podnieceni ludzie. Wybuchowa mieszanina! Tu nie wojsko, tu się naprawdę strzela! Rzucam okiem na ten kubas prezesa. Wiem, że lubi diornąć ale tak na polowaniu i to z samego rana, tak ostentacyjnie? Zauważa moje spojrzenie i już odchodząc rzuca tonem wyjaśnienia:

– Herbata z cytryną, żołądek mnie boli!

Aha, żołądek go boli i herbatką go leczy! Dobre, zapamiętam! Tak na oko to po wczorajszym prezesa suszy jak dzika po szyszkach, a najlepszym dowodem na to jest fakt, że przyjechał za pasażera, a nie swoim autem za kierownicą! Co mi tam, kac ludzka rzecz!

Pierwszym miotem jest spory zagajnik przylegający jednym bokiem do starodrzewu, a drugim do pól ornych na których żółcą się jeszcze nieskoszone spore spłachetki pegeerowskiej kukurydzy. Stoję na miedzy od tego pola, z dziesięć metrów od krawędzi tego zagajnika, za takimi niewielkimi krzaczkami młodych brzóz mając troszkę za daleko za plecami skraj starodrzewu i biegnącą tuż pod nim wąziutką ścieżkę. Wolałbym bliżej lasu… no nic…gorzej bywało! Niezłe stanowisko, jedna uwaga – zapamiętać żeby nie strzelać przez te brzózki… Jak wyjdą na wprost  z zagajnika to puścić z piętnaście metrów w pole i wtedy, Jak wyjdą na mnie to przepuścić, nie strzelać na sztych i dopiero gdy przeskoczą walić do dwu ostatnich!!….. A jak wyjdą z drugiej strony… to kaplica… pójdą na sąsiada…

 

Cdn.

224 komentarze

  1. Incitatus pisze:

    Dzień dobry: )))
    Stanowczo powinienem jakoś mniejszym być gadułą!: ((
    Trzeba będzie telegraficznym skrótem pisać!

  2. Wiedźma pisze:

    Ani się waż zamieniać w telegrafistę ! Shout

  3. Wiedźma pisze:

    Półczoki ?? znów nie wiem…. a chromowanie przewodów luf to znaczy wnętrza lufy ? 🙂

    • Wiedźma pisze:

      .. i po co tyle zapasowych ubrań ? polowanko na dłużej się zaniosło ? 🙂

    • Incitatus pisze:

      Czoki to są zwężenia luf w wielu egzemplarzach broni gładkolufowej. Mamy pełne czoki, półczoki, 1/4 itp. W nowoczesnej broni czoki są wymienne, można samemu przy pomocy specjalnego klucza jedne wykręcić a drugie na ich miejsce wkręcić lub pozostawić lufy cylindryczne.

      • Quackie pisze:

        Od której strony się to zwęża (od zamka czy od wylotu?) i po co?

        • Incitatus pisze:

          Od wylotów luf i ma za zadanie poprawić skupienie wiązki śrutu. Nie na każdy dystans poprawia i czasem zdarza się, że tylko z jednej (choć obie identyczne) lufy!: ))

          • Quackie pisze:

            Hm, no więc w pierwszej chwili wydawało mi się, że zwężanie wylotu lufy to jest proszenie się o kłopoty, w sensie, że coś przy strzale utknie, zablokuje się, gazy prochowe lufę rozwalą, a i strzelcowi krzywdę zrobią… ale wygląda na to, że to faktycznie działa, włącznie z tym, że jest w stanie zmniejszyć rozrzut nawet o cirka 30%!

  4. Quackie pisze:

    Aaaaa… To się CZYTA! Pal licho, że szczegółów natkane – one przecież robią klimat, bez nich by gawęda straciła na mięsistości, byłaby jak wegetariański gulasz myśliwski. Cudeńko!

    I od razu parę pytań:
    1. Co to „tułka”? Jakbym miał zgadywać, to bym powiedział, że pewnie dzieło rusznikarzy z Tuły, ale nic poza tym.
    2. A „bajkał”?
    3. To gdzie się przykłada tę kolbę, żeby nie skończyć z obojczykiem w gipsie?
    4. Co daje chromowanie przewodów luf? Zawsze mi się wydawało, że w innych przypadkach (samochody) chromy mają funkcję ozdobną, w dalszej kolejności antykorozyjną, ale w lufie, od środka? Tym bardziej, że przecież tam się osadza osad prochowy po strzale, toć musi być katorga odczyśćić po polowaniu na błysk?
    5. Co to półczoki?

    I właściwie nie pytanie rzeczowe, tylko o opinię – szwagier męża kumy z USA chadza na polowania nie z bronią palną, ale z kuszą – co sądzisz o tym, Senatorze? Tzn. chodzi mi o to, że to jeszcze bardziej „wyrównuje szanse” zwierzyny w sensie odległości i celności, nieprawdaż?

    • Incitatus pisze:

      Ad 1) tak jest, „tułka” to broń z zakładów w Tule, najstarszych w Rosji o najdłuższej tradycji. Najczęściej wysoka półka!
      Ad2) „Bajkał” to z zakładów „Bajkał”w Iżewsku, broń o nazwie Iż (i tu stosowny symbol) Te zakłady produkowały i produkują także broń bojową i sportową. Najnowsza jest Sajga, strzelba, którą nawet produkujący masę broni Amerykanie kupili w dużych ilościach.
      Ad3) Broń przyciska się mocno do tzw. dołka strzeleckiego. Za Wiki:” Dołek strzelecki «wgłębienie między obojczykiem a ramieniem wyciągniętym ku przodowi, o które opiera się kolbę karabinu»”
      Ad $) Chromowanie luf zapobiega ich korodowaniu i pomaga w utrzymaniu ich w czystości. nagar prochowy łatwiej z nich usunąć!
      Półczoki już podałem.
      Aha, jeszcze kusza. Cóż, bełt z kuszy ma dużą masę a grot jest wystarczająco szeroki by wydrążyć duży otwór. Strzał z kuszy jest nie wiem czy nie bardziej skuteczny na średni dystans niż kula sztucera. Dziś używa się kusz bloczkowych więc i napinanie nie wymaga specjalnej siły!

  5. korab1 pisze:

    DzięDobry :))) Było niegdyś takie pismo „Łowiec Polski”, jeżeli jeszcze istnieje, wyślij senatorze nowelkę bez najmniejszych oporów :)))

  6. Wiedźma pisze:

    Witaj Stateczku! 🙂 czekamy na „CDN”….. na pewno będzie ciekawie 🙂

  7. Quackie pisze:

    Aha, no i tak mnie wciągnęła broń, że zapomniałem o drugim biegunie opowieści – o zwierzynie. Otóż nie wiem, czy wspominałem, że w lipcu byliśmy w Żywcu na wystawie z okazji iluś-tam-lecia tamtejszego Koła Łowieckiego, nie wiem, jak to wygląda terytorialnie, ale trofea były z różnych miejsc, i bliżej Cieszyna, i bliżej Krakowa. Najciekawsze, chociaż i najbardziej niepokojące, były przedziwne deformacje jeleniego poroża, wywołane, jak twierdził obecny na wystawie leśniczy(?), nowotworami kości i/lub wpływem zanieczyszczeń środowiska, osobliwie metalami (również ciężkimi) w pobliżu podkrakowskich i śląskich hut. Te poroża z Żywca wyglądały jak nadtopione, albo jak grzyby, albo jak jakieś kostropate gałęzie, wyrastające z krótkiego, grubego pnia tysiącem kiełków. Skojarzyło mi się to z opisem zmutowanego jelenia z „Pikiniku na skraju drogi”, brr.

    • Wiedźma pisze:

      Nie pisałeś o tym, a tej wystawy chyba wolałabym nie oglądać…. trochę jak dziecko, które zasłania oczy i myśli, że złe zniknęło 🙁

      • Quackie pisze:

        No, jednak większość była „normalna” różne tam szesnastaki i takie inne, czasem „szydlarze”, tych zdeformowanych było najwyżej parę procent, ale właśnie przez nietypowość rzucały się w oczy, a najdziwniejsze były takie, co to np. lewa część normalnie rozgałęziona, a prawa – zniekształcona upiornie, nie wiem, jak to możliwe, żeby na jednym jeleniu tak różnie było.

    • Wiedźma pisze:

      Senator miałby dużo do opowiedzenia o myśliwych – selekcjonerach 🙁

    • Incitatus pisze:

      Tak, zdarza się często źle wykształcone albo mocno zdeformowane poroże u jeleni. Takie byki podlegają odstrzałowi selekcyjnemu. Prowadzą go najbardziej doświadczeni myśliwi po zdobyciu stosownych uprawnień.

  8. Incitatus pisze:

    Zmarła Joanna Chmielewska. Czego by o Jej książkach nie mówić: lepsze, gorsze – mogą zawsze przynieść uśmiech.

  9. Tetryk56 pisze:

    Witajcie!
    Senatorze, masz gadane… jak kobieta chciałoby się wołać „nie kończ! jeszcze nie teraz!” – a potem czekać na następny raz…

  10. Alla pisze:

    Piff .. bardzo ciekawie.. 😀 i czego ja się tutaj o strzelbach nadowiadywałam i tak nie zapamiętam 😀 Za to jestem bardzo ciekawa co z kaplicą i czy pójdą na sąsiada Wink

  11. Alla pisze:

    Nareszcie udało mi się przeczytać.. A że zmęczona jestem okropnie.. to się pięknie z Państwem…
    Dobranoc i do jutra.

  12. Tetryk56 pisze:

    No i wszyscy się rozbiegli… Niech się wam śnią sny w rewelacyjnej kolorystyce projektu architekta Lesia! A panom – piękna Barbara, tak piękna, jak śniła się samej Autorce!

    • Alla pisze:

      Hi,hi.. Lesio to ten od gronkowca??? W lodach Wink
      O ile dobrze pamiętam, a mogę nie pamiętać, bo kadrowej nie mam 😀

      • Tetryk56 pisze:

        Ten ci sam! Którego kolorystyce dzięki pracownia wygrała ostatecznie konkurs. A który, jak się okazało, był postacią autentyczną, wspomnieniem Joanny-Barbary z czasów jej pracy w podobnym zespole 🙂

  13. Quackie pisze:

    Dzień dobry. Też mi się dobrze spało, ale krótko. No i dzisiaj troszkę muszę przysiąść fałdów, toteż może mnie być na Wyspie mniej. Zobaczymy.

  14. Alla pisze:

    Dzień dobry 😀 Kolejny dzień pracowity, ale jutro na pewno już będzie spokojniej.

  15. korab1 pisze:

    DzięDobry:)) Przeczytałem jeszcze raz tym razem wolniej, wciąż mi się podoba :)))

  16. misiek pancerny pisze:

    Dzień dobry :)Lektura na wieczór, smakowite, bo długie 🙂 🙂

  17. Wiedźma pisze:

    Dzień dobry ! 🙂 Mglisto i u mnie… ale niezbyt zimno… liści na ziemi coraz więcej ! Robi się kolorowo 🙂

  18. Wiedźma pisze:

    Na jutro i pojutrze obiecują deszcz… a ja chciałabym do lasu… zobaczyć jak bardzo już jesiennie 🙂 To może w piątek ? 🙂

  19. Tetryk56 pisze:

    Ha! a ja już w domu, a się nie przywitałem… to chyba przez tę drzemkę po powrocie…
    Nadrabiam z pokłonem! Poklon

  20. Alla pisze:

    Dobranoc Kochani…

  21. Quackie pisze:

    A ja znikam na godzinkę z hakiem – idę popedałować zaraz.

  22. miral59 pisze:

    Dzień dobry Happy-Grin

  23. miral59 pisze:

    Przeczytałam wszystko Delicious Nie zmieniaj stylu pisania, Senatorze!!! To nie jest takie byle jakie gadulstwo, ale niezwykle ciekawe i dodające smaku opowieści Approve Brawo! Brawo! Brawo!
    Niby długie, ale jak zawsze, za szybko się kończy Wink Czekam na ciąg dalszy Delighted

  24. miral59 pisze:

    Zdrówka życzę wszystkim nie do końca zdrowym Buziaczki i udaję się na zasłużony odpoczynek Spanko

  25. Incitatus pisze:

    Dzień dobry: ))) No i nie spalim prawie całą noc! Zaczynam za wieńcem dla Senatorowej się rozglądać!: ((
    I dla siebie też, bo to nie wiadomo kto kogo przetrzyma.

  26. Quackie pisze:

    Dzień dobry. Wyrazy współczucia dla pani Senatorowej! Niech się kuruje i wraca do zdrowia, a wieńce proszę zostawić wrogom.

  27. Alla pisze:

    Dzień dobry… iiii.. do pracy. Dzisiaj już troszkę luźniej będzie. Na szczęście 😀
    No to narka 😀

  28. korab1 pisze:

    DzieńDobry:)) Mgła znika, słońce pali :)))

  29. Wiedźma pisze:

    Dzień dobry ! Nic sie pani Senatorowej nie poprawia ? Pech prawdziwy ! Trzymam kciuki za Pacjentkę i Samarytanina…….. I Chorowanie i opieka nad chorym wynagają sił i cierpliwości, niestety…. Happy

  30. Wiedźma pisze:

    Jakiś muł mi wlazł do kompa:(

  31. Wiedźma pisze:

    Mgła opadła mżawką, nieco się przejaśniło, za oknem warkot kosiarek… ostatnie koszenie przed zimą 🙂 Mam wrażenie, ze wszystko sie sposobi do snu 🙂 Happy

  32. Wiedźma pisze:

    Ale historia ! 🙂 Ulubiona rzeka Senatora, Bug nasz dziki… przesuwa się na wschód i zabrała na rzecz Polski już 98 ha ukraińskiej ziemi… Jak nic – uregulują rzekę, żeby nie doszła do Kijowa 🙂

  33. misiekpancerny pisze:

    Dzień dobry :)Przeczytałem, mam ci ja ostatnio refleks, świetne, tylko krótkie
    Happy

  34. Wiedźma pisze:

    Nooo, wreszcie mam neta; awaria się przydarzyła nadawcy na długie godziny 🙂

  35. Wiedźma pisze:

    Przesyłam ukłony i całuski od Jaśminki, która cierpliwie czeka na net….. a paluszki aż Ją świerzbią, żeby potańczyć na klawiaturze 🙂

  36. Quackie pisze:

    Jestem i też czekam na pannę J., cały wyrowerowany.

  37. Incitatus pisze:

    Niech Wam dzień dobry będzie!: ))))

  38. Alla pisze:

    Wszystkim Wyspiarzom dobry dzień! Będzie niech Delighted
    Quackie do szkoły wstał??

  39. Quackie pisze:

    Dzień dobry wszystkim. Wstał, wstał, tylko nieco zabradziażył w kuchni i jeszcze paru miejscach; komputer dzisiaj został zaliczonych do następnej kategorii odśnieżania.

  40. Wiedźma pisze:

    Dzień dobry ! 🙂 Podobno jest piękne słońce ? … nie u mnie !

  41. Wiedźma pisze:

    Wycieraczkę zmieniłam……jeszcze raz list Tuwima…. jakby mniej żartobliwy 🙂

Skomentuj misiek pancerny Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

[+] Zaazulki ;)