« Dyptyk marketingowy: Market Polo Formatowanie tekstu (ręczne) »

LOTA LOTA….

Cd.

…. Miętus może i nie jakiś rekordowy, ale tak koło kilograma trzyma. No, może koło trzech czwartych, ale już jest co do ręki wziąć! Wymiar ochronny tego draba to 25 cm. Szwagrowy ma sporo więcej. Powędrował do siatki. Szwagier założył nową przynętę, zarzucił, zasiadł wygodniej i bystrym spojrzeniem po świetlikach na szczytówkach wodzi. Czai się na kolejny łup jak sęp!

Cicho nad tą wodą. To nie lato, że po krzakach nocą bez przerwy coś szeleści, pokwikuje, sapie, szura. To późna jesień. Żaby już podrętwiały, jeże zaryły głęboko, myszy leśne, polne, dawno już przeprowadziły się do ludzkich domostw by przezimować w cieple. Ciekawa jest taka jedna myszka, zaroślowa się nazywa. Jak sama nazwa wskazuje po zaroślach zwykła bytować, a od innych odróżnia ją szczególny sposób ucieczki. Zagrożona wieje długimi skokami odbijając się dwiema tylnymi łapkami nawet na odległość metra! Miniaturowe naśladownictwo kangura. Czego ta natura nie wymyśli! Łasic nie ma. Latem, gdy wędkarz nocą cichutko siedzi i nie kręci się jakby wszystkie owsiki świata pozbierał, nieraz może zobaczyć polującą łasicę. Mnie raz tuż koło buta przemaszerowały jedna za drugą trzy takie jasnobrązowe żmijki, bo giętkie toto jak wąż. Nic innego tylko młodzież wybrała się na łowy. Siedziałem cichuteńko jak trusia by tego towarzystwa nie spłoszyć. Może z pół minutki dały się oglądać i nie zauważywszy mnie bezszelestnie zniknęły w wysokich nadrzecznych badylach. Jeden z uroków wędkarstwa. Musicie wiedzieć, mili moi, że po pewnym czasie wędkarz przestaje się skupiać na obserwowaniu swoich ukochanych wędek i zaczyna zauważać wszystko co go otacza. Najciekawsze zdarzenia można zauważyć w porach przełamania dnia i nocy. Wieczór, noc i poranek przynoszą nieraz tyle różnych wrażeń, że samo wędkowanie schodzi na dalszy plan.

Niejednokrotnie przekonałem się, że właściwie to my wszyscy nie na ryby jeździmy, a po wrażenia, że samo wędkowanie jest tylko częścią większej całości. Częścią WYPRAWY! No, a jakie zdarzają się historie krew w żyłach histeryków mrożące. To, że wataha dzików przeszorowała nam niejednokrotnie przez sam środek obozowiska na Kanałem Gliwickim – raz nawet wlazłszy między wędki pomiędzy mną a Czechem – było dosyć ciekawe i ekscytujące za pierwszym razem. Gdy powtórzyło się po raz trzeci, ferajna zażądała ode mnie kroków gwałtownych, plujących ogniem i ołowiem i za nic były tłumaczenia, że ani w tym miejscu, ani w tym okresie, ani bez licencji tego tałatajstwa do nogi wystrzelać nie można! Zgodnym chórem stwierdzili, że w takim razie wszystkie moje opowieści o strzelaniu dzików to nic innego jak wyssane z brudnego palucha bajędy, bo prawdziwy myśliwy porządek by z tymi świniami zaprowadził nie patrząc na nic, z samej miłości do kolegów i krwi przelewu! Zabawne towarzystwo. Przyrodę kochają, a mordować by chcieli. Ja wiem, że to troszkę ze strachu, bo dzik oglądany z bliska, z poziomu wędkarskiego stołka jest całkiem jak z Pana Brzechwy:” Dzik jest dziki, dzik jest zły, dzik ma bardzo dzicze kły…” , ale taki dzik nie lezie do nas by zabijać, on wcale zabijać ani nie chce ani nie lubi, jemu to jest obce! On sobie lezie swoją dziczą drogą i trzeba to zrozumieć! Nie pałętać mu się przed nosem, nie wrzeszczeć… Siedzieć spokojnie, a dzik sobie pójdzie. No, kolega Marian miał lepszą przygodę i choć oglądałem jedynie sam finał tego zdarzenia, mogę sobie wyobrazić jaki widok mieli bezpośredni obserwatorzy. Siedziała sobie brać wędkarska w takim zakąteczku na granicy trzciniastej łąki i niewielkiej rzeczki, która do Kanału Gliwickiego wpada a czort wie jak się nazywa, odszukać nazwę tego rowka mogę, aliści ona bez znaczenia, co się będę trudził – siedziała tedy, a dzionek był już biały, gdy kolega Marian nieprzytomnie wgapiony w spławiki poczuł ogromniasty ciężar na barkach, został nim do błotka nadbrzeżnego przyciśnięty, a w uszach zabrzmiał mu jęko-stęko-sapnięcio-wrzask kolegów! Ciężar równie nagle jak się pojawił tak zniknął, a przez ciągle wiszący w powietrzu ten jęk dobiegł go tęgi chlupot! Spojrzał i zobaczył w wodzie dużego płowego zwierza, w którym ku swemu niebotycznemu zdumieniu rozpoznał po łopatach łosia!! Zrozumiał bidaka, że to ten łoś niegodziwiec jakimś sposobem go dosiadł! W tym momencie dopadło go niszczące rozsądek przerażenie i nagłym szpurtem rzucił się przed siebie do ucieczki! I wylądował w wodzie po pas dwa metry od tego łosia!! Łoś nerwowo tego ataku nie strzymał, wydarł z rzeczki na drugi brzeg i pognał w chaszcze, a kolega Marian skamieniał w strumieniu nikiej żona Lota i stał w wodzie prawie do pasa stukając rytmicznie żuchwą o szczękę! Takim go zobaczyłem!! I zapamiętałem na wieki!!

No, wracajmy do naszych miętusów! Zimno zaczęło się robić pieruńsko i trzeba było sięgnąć po grzejniki. Każdy z nas naubierany był wprawdzie solidnie i fachowo boć wiedzieliśmy, że długa i bardzo chłodna noc nas czeka, a doświadczenie z niejednej takiej zasiadki nauczyło nas już na własnej skórze odziewać się warstwowo i grubo, ale gdy tak w bezruchu się siedzi to tu i ówdzie – mimo kufajek i grubaśnych swetrów – zimno już poczynało się do rozkosznego ciałeczka dobierać. Szwagrowski powędrował więc do stojącego paręnaście metrów od nas samochodu i z bagażnika wyciągnął patenty na spokojną i ciepłą zimową noc! Były to klocki drewna lipowego wydrążone przemyślnie przez zaprzyjaźnionego z teściem stolarza. Bierze się drewniany klocek wysoki na jakieś 30 centymetrów, tak samo gruby i drąży w nim otwór o nieco mniejszej średnicy zostawiając po brzegach ze dwa centymetry ścianki. Do górnej jego krawędzi mocuje się w jednym punkcie na dosyć grubym miedzianym gwoździku krążek z twardego dębowego drewna z nawierconymi otworami i do środka tego wynalazku wstawia się świecę. Taką zwykłą stearynową świecę, i zapala się ją uważając by jej płomień był sporo niżej od krawędzi. Zasuwa się to drewniane wieczko i grzejnik gotowy. Rozgrzane powietrze unosi się przez otwory i można spokojnie ogrzać przy nim ręce. Gdy robi się naprawdę zimno zakłada się na grzbiet taką sięgającą samej ziemi płaszcz-pałatkę pamiętającą bojcow krasnaj armii i wsuwa pod nią ten kaloryfer. Po paru chwilach milutkie ciepło wypełnia powstały w ten sposób namiot i zima zła może nas w … w plecy pocałować! Ach ciepełko miłe!! Żeby było zabawniej w wiele lat po tym wędkowaniu w Wiadomościach Wędkarskich znalazłem reklamę takiego siedziska z kominkiem! Plastikowy pojemnik jak wiaderko z pokrywką, w pokrywce ukształtowany lekko wzniesiony dziurkowany kominek wypadający wędkarzowi akurat między nogami! Do środka wstawia się spirytusowy palnik lub właśnie świecę i już ciepło leci na wędkarza! Ktoś zerżnął z ludowego wynalazku czy na własną rękę kolejny raz wynalazł koło… No nic, wracając nad brzeg Udalu – do tego wszystkiego przytaszczył jeszcze szwagierek kłodę suchego topolowego drewna przeciętą wzdłuż na pół. Każda połówka została kilkoma uderzeniami siekiery wydrążona tak, że gdy się je na powrót do kupy złoży to powstanie jednolity kawał drewna z kanałem na wylot. Teraz trzeba było jedynie z płonącego już niewielkiego ogniska nabrać rozżarzonych węgli, włożyć je do rowka w dolnej połówce, nakryć górną i ognisko na noc gotowe. Kłoda będzie się żarzyć całą noc dając maksimum ciepła przy minimum dymu i niewielkim zużyciu opału! Ot, tiochnika! Te pomysły przywiózł szwagrowski z Rosji, skąd by indziej. Diabli ponieśli go kiedyś do Leningradu (czytaj: Sankt-Pietierburga), a stamtąd wraz z jakimiś pijakami nad Ładogę, na zimowe wędkowanie okoni spod lodu. Okoni nałapali, do serca sobie na wiek wieków przypadli bo szwagier nabożeństwa do przesadnej trzeźwości nigdy nie miał (do dziś mu to zostało!) i nauczył się właśnie wtedy od tych tambylców jak biwaki na lodzie organizować! Te wynalazki w powszechnym użyciu tam były, a przytaszczone do nas okazały się być uniwersalne! Przywiózł też kilkanaście kilogramów oryginalnych rosyjskich mormyszek. Ależ to łowne było! Kiedyśmy na „pompkę” na Bug pojechali i poczęli na te mormychy łowić zdumienie ogarnęło nawet najwybitniejszych nadbużańskich kłusoli! Okonie ławicami jeden po drugim nam szły jakby same chciały spod lodu powyłazić! Dzięki szwagrowi, a raczej jego kumplom! Dał mi, pamiętam, coś z pięć kilo tego ołowianego drobiazgu i starczyło mi to na wiele lat, dopóki na lód chodziłem. Koledze syna, też wędkarzowi, resztę oddałem. Niech chłopak na coś porządnego połapie. Pamiętam, że przyglądał się tym niepozornym przynętom z niedowierzaniem, ale po paru dniach zachwytom nie było końca! Sam miałem różniste mormyszki i blaszki. Szwedzkie, fińskie, amerykańskie – te to jak cukierki, takie kolorowe – ale rosyjskie najlepsze były!

Tak tedy, zaopatrzeni w ciepełko, siedzimy sobie i czekamy na nasze miętusy.

A czas płynie pomalutku, jakby zamarzał…

Cdn…

239 komentarzy

  1. Incitatus pisze:

    No cóż, nie wygląda to tak jak chciałem ale przynajmniej jest!: )
    Kosztuje mnie ten wynalazek nerwów… oj, kosztuje!

    • Jasmine pisze:

      Dzięki Ci Mistrzu, że nie bacząc na nerw kosztowanie, nie poddałeś się i opowieści ciągiem dalszym nas uraczyłeś. Delighted Buziak
      Od razu zrobiło się przytulniej, cieplej jakoś, jak by ogrzewał rosyjski wynalazek. 🙂 Dziki łoś i dziki przed oczami jak żywe stają, że o drobniejszych stworzeniach nie wspomnę. W tymże o Panach nad brzegiem marznących. :)Skoczne myszki mnie zadziwiły, nie miałam do dziś o ich istnieniu pojęcia. 🙂
      Wierzę, że wędkowanie to może być „tylko” dodatek do WYPRAWY.

      Kto ma oczy niech patrzy, kto ma uczy niech słucha. A Ty wspaniały Gawędziarzu opowiadaj. 🙂 Jakoś mi się odechciało miętusa, zachwyca czekanie na niego. 🙂 Oby jak najdłużej trwało i ciągów dalszych było jeszcze mrowie a mrowie. 🙂

      Delighted Poklon

      • Incitatus pisze:

        Cieszę się, że Ci się podoba! Tytuł zmieniłem na łacińską rodzajową nazwę miętusa żeby mi tu niektórzy cukierkami nie dokuczali!: )))

        • Jasmine pisze:

          Podoba się BARDZO. Potem przeczytam sobie jeszcze raz a może i jeszcze. Ciepła mi potrzeba a z Twojej opowieści, mimo przyrodniczego chłodu, dociera ono do mnie i grzeje. 🙂 Tytuł wydał mi się dziwny. 🙂 Przyznaję, że nie pomyślało mi się żeby sprawdzić co oznacza. Dziękuję za wyjaśnienie. Buziaczki

          • Incitatus pisze:

            : ) Kiedyś naumiałem się na pamięć łacińskich nazw wszystkich rodzimych ryb i jakoś mi to w pamięci pozostało. Niektóre na przestrzeni lat troszkę ktoś pozmieniał ale podstawa została!: )

            • Wiedźma pisze:

              Jak zawsze jesteś niespodzianek pełen 🙂 In Love

              • Incitatus pisze:

                Cóż, lektorat z łaciny troszki zobowiązuje! Nawet po latach wengi a wengi!!: ))

                • Wiedźma pisze:

                  … przez chwilę myślałam, że łup obfity zmienił kogoś w słup jak panią Lotową i pomoc była potrzebna Happy-Grin Lota, Lota….wezwijcie 🙂

                • Incitatus pisze:

                  Kiedyś sandacz nazywał się Lucioperca Lucioperca, a obecnie Sander lucioperca! Tak namieszali, że człowiek sam już nie wie co z wody wyciąga!: )))

  2. Tetryk56 pisze:

    Bardzo obiecujący jest ten płynący pomalutku czas 😉
    Cieszę się, że się udało. Co chciałbyś zmienić w wyglądzie?

    • Incitatus pisze:

      Kolor czcionki na ciemnoniebieski i akapity. Próbowałem ale mi się nie udało!
      Jak już zrobisz to podaj mi to krok po kroku, dobrze? Nie miałem z tym poprzednio kłopotów, ale dzisiejszy i poprzedni kawałek ni czorta nie chciały mi być posłuszne.

  3. Wiedźma pisze:

    Jeeest ! Fala ślicznie będzie póżniej !

  4. Incitatus pisze:

    Literówki poprawia, koloru nie chce!

  5. Tetryk56 pisze:

    Aż chciałoby się zaśpiewać za Skaldami: dziej się nam, ballado…
    Co do tytułu, to zastanawiałem się czy w tym zimnie ktoś nie zastygnie jak żona Lota Wink

  6. Wiedźma pisze:

    Takie rzeczy proszę Senatora.. na myśl przywodzą ognisko, flaszeczkę niezgorszą i opowieści do bladego świtu 🙂 Albo kominek w zimowy wiecżór….. klimat niesamowity i uroda WYPRAWY jak na dłoni 🙂
    Aż mi żal, że od tego nastroju muszę odejść wzywana do obowiązków 🙁 … ale i tak wrócę 🙂 Delighted

    • Incitatus pisze:

      Flaszeczka też była i była pewność, że rano w niedzielę na odcinku tych paru kilometrów żadnego milicjanta z drogówki nie uświadczysz. Jacy byli tacy byli, ale w drogówce durniów niewielu można się było doszukać!

  7. Incitatus pisze:

    Łoj!! Pogrubiało!!
    Dziękuję nieznanemu dobroczyńcy!: ))

  8. Tetryk56 pisze:

    Poeksperymentowałem sobie na twoim pierwszym szkicu, Senatorze, i wyszło mi, że jeżeli najpierw narzucimy w trybie wizualnym pogrubienie, a kolor w ostatniej kolejności to tekst daje się zapisać. Natomiast w odwrotnej kolejności wylatuje na „Page not found”. Jest to najprawdopodobniej błąd skryptu, ale nie wiem czy będę w stanie go usunąć.
    Natomiast wcięcia początku akapitów zrobiłem ręcznie – w edytorku nie widzę takiego narzędzia.
    Ręczne formatowanie w trybie tekstowym nie jest skomplikowane – czy chcecie, żebym opisał jak to się robi?

  9. korab1 pisze:

    Piękne i takie realistyczne, zastanawiam się czy nie wysłać tego do Sztokholmskiej Akademii, jeżeli jest tam jakiś „rybiorz”, pewnie Cię Senatorze nie ominie milion dolców :)))

  10. Alla pisze:

    A co to są te mormychy??? Niczym mychy, a ja jestem uczulona na wszystko co się mnie kojarzy z myszą, mychą 😀

  11. Alla pisze:

    Się już.. wybieram ku łazience. Jutro mam wyjazd. Ważny. Życzcie mi dobrego wiatru i niech moc będzie ze mną 😀
    Rano się jeszcze odezwę. Se nie myślcie 😀
    Dobranoc 😀
    PS Bez pająków !!! 😀

  12. Incitatus pisze:

    No, czas na mnie. Dobranoc: )))

  13. Wiedźma pisze:

    Dobranoc śpiochy ! I-m-in-love

  14. Jasmine pisze:

    Zamilkł Gawędziarz, skry z ogniska pomknęły w niebo, by tam konkurować z gwiazdami… To nie baśń, to najprawdziwsza prawda. Widziałam je przed chwilą na bezchmurnym niebie. 🙂
    Dziękując za przepędzenie listopadowej szarugi, Wszystkim życzę dobrej nocy. 🙂
    Do jutra Kochani. Bye

  15. Quackie pisze:

    Łee, no tak, sam-em sobie winien. Kto późno przychodzi, ten sam sobie itd.

    Opowieść pyszna, kto wie, czy nie pyszniejsza od miętusa, a najlepsze, że nie o to chodzi, by złapać miętusa (wiem wiem, inne stworzenie tu oryginalnie było), ale by gonić go. I te dygresje o ssakach leśnych świetne, i wynalazki ogrzewające (swoją drogą ta topolowa kłoda to wynalazek na lód? A węgle od środka się nie przepalą na dół i na zewnątrz? Boć to by mogło nową przerębel wytopić i chcący się ogrzać by wpadli! Na mormyszkach zupełnie się nie znam, tudzież na innych przynętach, wiem tylko, że szwagier swego czasu na imieniny (a w lecie wypadają!) zażyczył sobie cały zestaw przynęt, wyglądających jak gumowe/ silikonowe rybki, mniej lub bardziej przezroczyste, mniej lub bardziej schematycznie naszkicowane w tym tworzywie, a każda z haczykiem przemyślnie zatopionym w środku i wystającym gdzieś tam u ogona. Zastanawiałem się, czy rybom ta guma nie śmierdzi, ale mnie szwagier uspokoił, że to się smaruje czymś odpowiednim, co wabi ofiary.

    • Wiedźma pisze:

      Dobry wieczór Kwaku ! też mnie zastanowiły te kłody, ale Senator na pewno umie to wyjaśnić, bo On w ” tym wędkarskim temacie” jest wybitnym ekspertem 🙂
      Pisałeś o licznych dzisiejszych zajęciach…. więc się nie dopytywałam kajś TY 🙂

      • Quackie pisze:

        Uff. Pierwszy dzień i pierwsza część nowego zlecenia, miałem ze trzy podejścia do roztrzaskania siebie lub komputera, rzecz się okazała trudniejsza, niż myślałem, jakoś dałem radę, ale jeszcze na etapie szlifowania przewiduję niezłą jazdę.

        Kiedy skończyłem robotę, udało mi się jeszcze wypełnić zaległości kinowe z Juniorem, byliśmy na filmie o Jobsie, ale w sumie nie jest to aż takie cudo, żeby recenzować, szczerze mówiąc.

        Wyszliśmy z kina na suchutki chodnik, do domu mamy jakieś 10 minut, jak lunęło wpół drogi, to od kolan w dół byliśmy mokruteńcy. Buty, skarpetki i portki do suszenia!

    • Incitatus pisze:

      Witaj Mistrzu Quackie: )
      Sucha topola bardzo źle wchłania wodę. Kawałek suchego topolowego drewna będzie się palił pływając na jej powierzchni byleby z wierzchu nie został zalany. To charakterystyczne dla tego akurat drewna.
      A z tą kłodą to jest tak: drewno jest złym przewodnikiem ciepła i płonąc w jednym miejscu niezbyt nagrzewa się w drugim. Rura z kłody, szczególnie właśnie topolowej, spala się od wewnątrz, a stosunkowo gruba zewnętrzna warstwa jest izolatorem i chroni wewnętrzny żar. Oczywiście wraz z upływem czasu proces nagrzewania się styku drewna z lodem lub zimną ziemią nasila się. To proces progresywny, wykorzystywany też przy np. spalaniu prochu artyleryjskiego. W amunicji do dział proch ma kształt rurek, dlatego ciśnienie gazów powstających przy jego spalaniu narasta. Tak więc drewno leżące na lodzie bardzo powolutku nasiąka wodą z procesu topnienia (zresztą warstewka wody powstająca przy tym jest bardzo cienka), nie zapominaj też, że panuje mróz i co znajdzie się nieco dalej od ciepła, to zamarza z powrotem. Gdyby nasiąkanie zaczęłoby się zbyt nasilać wystarczy taką kłodę odwrócić i już mamy nazad suche pod spodem, a z wierzchu leciutko wilgotne. Ten wierzch nagrzewany stopniowo wewnętrznym żarem schnie sobie, podczas gdy dolna, sucha dotychczas warstwa wolniuteńko nasiąka. Wystarczy znów odwrócić! Zaręczam Ci, że dzięki temu ten kloc będzie żarzył się wolniuteńko całą noc!

      • Incitatus pisze:

        PS Te przynęty ze sztucznych tworzyw to twistery, rippery itp. Ich nie trzeba smarować żadnymi ingrediencjami, one naśladują w wodzie ruch rannej lub chorej ryby, podstawowy cel ataku każdego drapieżnika który przecież reaguje linią boczną, nie nosem na ruch! Są wprawdzie wędkarze smarujący te wynalazki różnymi wabikami zapachowymi, ale to zbędne, takie dwa grzyby w barszczu. Jak ktoś chce to może, ale spróbowałem, nie zauważyłem najmniejszej różnicy i dałem sobie z tym spokój!

        • Quackie pisze:

          …a skoro nie widać różnicy, to po co przepłacać, jak mówi reklama. No cóż, ja jako niefachowiec szwagrowi nie będę mówił, że coś robi nadmiarowo, jeżeli widzi różnicę.

      • Quackie pisze:

        Toć to zahacza o genialność, w sensie możliwości obrotu! Wystarczy co jakiś czas obracać co 90 stopni i w środku wypali się równo, a na zewnątrz będzie całe!

      • Quackie pisze:

        Podpytałem małżonki na okoliczność ś.p.teścia, który też wędkował, ale żadnych podgrzewających wynalazków pono nie używał (mam na myśli raczej świeczkowo-lipowy podgrzewacz), ponieważ wędkował tylko latem. Słyszałem kiedyś i taką wersję, że wędkowanie było ucieczką przed teściową (coś w tym jest). A, i jeszcze taka wątpliwość mi się nasunęła – ten klocek, w którym siedzi świeczka, musi mieć i od dołu jakieś otwory chyba, żeby cug był? W przeciwnym razie skąd by świeczka brała tlen do spalania?

        • Incitatus pisze:

          Tlenu naleci dosyć, nie martw się. Wymiana powietrza przez kilkanaście nawierconych otworków odbywa się stale w te i nazad!: ))
          Weź dla przykładu taki duży szklany znicz. On też nie ma innych otworów jak te w kominku na samej górze, a nie gaśnie, prawda??

          • Quackie pisze:

            Ano prawda. Ale jak jeszcze pod pałatkę wsadzić taki grzejniczek? No, jeśli to tak funkcjonuje, to pewnie moje wątpliwości praktyka rozwiewa.

            • Incitatus pisze:

              Pałatka jest szerokaśna, można się nią ze trzy albo i cztery razy owinąć!: ))

              • Quackie pisze:

                Mnie chodziło tylko, że dopływ tlenu pod pałatką będzie nieco bardziej utrudniony niż bez pałatki. Jeżeli jednak empiria potwierdza teorię, to moje wątpliwości nic nie znaczą.

  16. miral59 pisze:

    Dzień dobry Happy-Grin

  17. miral59 pisze:

    Nie było mnie tylko troszeczkę, a już mam tyle czytania do nadrobienia Amazed Przed wyjazdem przeczytałam opowieść o panu Ignacym Brawo! Nie miałam już czasu na wypowiedź, chociaż mi się podobało… Po powrocie przeczytałam też wierszyki Bożenki Brawo! Od dawna wiem, że fajnie pisze Delighted Przeczytałam też kolejny odcinek o miętusach Brawo! Jak zwykle doskonały Happy-Grin Na czytanie komentarzy nie starczyło mi już czasu Sad
    Nasz wyjazd ogólnie był udany, chociaż pierwszego dnia było stanowczo za gorąco (trochę ponad 34C). Ciężko spać w namiocie przy takiej temperaturze TooHot! Pootwieraliśmy wszystkie okna, ale musieliśmy je zamknąć, bo zaczęło kropić. Sobota i niedziela była w normie, a poniedziałek, czyli w dzień powrotu, zrobiło się zimno (23C) Delighted Chociaż taka temperatura na wędrówki wertepami jest najlepsza. Nie chcę opowiadać za dużo, bo to kolejny materiał na fotoreportaż Delighted
    Miłego dnia Wam życzę i spadam na górę do łóżeczka Spanko

    Ps. Jutro, podejrzewam, też nie za dużo mnie będzie, bo moja córeczka wraca do siebie, do Colorado i prawdopodobnie zobaczę ją znowu za rok. Ona przylatuje do nas specjalnie na wyjazdy w Labor Day. Nie chcę tracić ani chwili z czasu, który mogą z nią spędzić i mam nadzieję, że każdy jest w stanie to zrozumieć Buziaczki

    • Incitatus pisze:

      Witaj Miral: )) „Pootwieraliśmy wszystkie okna, ale musieliśmy je zamknąć, bo zaczęło kropić…” Okna w namiocie!! Widać on nie z płaszcz-pałatki!: )

      • miral59 pisze:

        Witaj Senatorze Happy-Grin Nasz namiot jest dość duży i ma trzy okna, a właściwie nad każdymi drzwiami jest odpinana część jako okno. Jak się w tym namiocie porozpina ścianki wewnętrzne, to jest on trzypokojowy, ale my tego nie robimy. Chciałam taki duży namiot, bo nie chciałam się za mocno schylać gdy do niego wchodzę. No i nie muszę, bo on ma ok. 180 cm wysokości Delighted I na pewno nie jest to płaszcz-pałatka Happy-Grin

    • Wiedźma pisze:

      Witaj śpiąca Mirelko…. miłych chwil z córeczką i niech czas Wam na chwilę przystanie In Love

      • miral59 pisze:

        Witaj Wiedźminko Happy-Grin Mam teraz trochę czasu, bo moje dzieci smacznie śpią. Dla nich 5 rano to środek nocy Delighted I ich zdaniem nie powinno się mówić „rano”, bo rano zaczyna się od 9 Delighted A chwile będą miłe, to wiem…

  18. Wiedźma pisze:

    Dzień dobry ! 🙂 już po deszczu….u mnie . Mirelka nam zmarzła w temp.23 stopnie…. to prawie jak u mnie 🙂 Delighted

  19. Quackie pisze:

    Dzień dobry. Po szóstej było jeszcze pochmurnie, a teraz słoneczko wychodzi, jak u Senatora. Jeszcze tylko rzucę okiem i do roboty.

  20. Wiedźma pisze:

    Skowronek już pojechał w ważnych sprawach ? Trzymam kciuki, jak obiecałam:) Buziaczki

  21. Quackie pisze:

    Uciekam do pracy, będę zaglądał!

  22. Jasmine pisze:

    Dzień dobry. Hi
    W domu ciepło. Kaloryfery grzeją. Za oknem jak wczoraj, tylko trochę mniej ponuro. 🙂
    Pozdrawiam Wszystkich i spadam na szczaw. Muszę coś wykombinować żeby głowa mi odpękła. Happy-Grin
    Do popotem. Bye

  23. misiekpancerny pisze:

    Dzień dobry :)Znowu wszyscy spuentowali i skomplementowali opowiadanie, że dla mnie nic nie pozostało 🙁 Piękne opowiadanie, klimatyczne, rozwijające się powoli, leniwie, ale w napięciu, palce lizać. Z Waści Senatorze, jest gawędziarz doskonały, wytrwały i cierpliwy, sumienny i dokładny, perfekcyjny .
    Poklon

  24. Wiedźma pisze:

    Chmury wiszą mi nad głową i nie chce padać….. a szkoda 🙁

  25. Incitatus pisze:

    Ale draka, wszyscy czekamy na… deszcz, nie na słońce!! Pondering

  26. Tetryk56 pisze:

    Pamiętacie „Dzieci z Bullerbyn”?
    – Fuj, ja słońce świeci…
    – Ale się pięknie kurzy…

  27. Quackie pisze:

    Jestem i chwilę pobędę. Dzisiaj wyrowerowywanie uznaję za bardzo udane (dwa podjazdy, z czego jeden dobrze ponad kilometr), pogoda umiarkowanie ciepła (to dobrze, bo chłodzenie podczas jazdy efektywne). W związku z tym dystansuję się od deszczolubnych Wyspiarzy, w deszczu się nieprzyjemnie jeździ.

  28. Incitatus pisze:

    By tak kto wycieraczkę zmienił, co?

  29. Tetryk56 pisze:

    No to zmieniłem 😉
    Zapraszam na miniaturę sensacyjną Wink

Skomentuj Jasmine Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

[+] Zaazulki ;)