Cd.
…. Miętus może i nie jakiś rekordowy, ale tak koło kilograma trzyma. No, może koło trzech czwartych, ale już jest co do ręki wziąć! Wymiar ochronny tego draba to 25 cm. Szwagrowy ma sporo więcej. Powędrował do siatki. Szwagier założył nową przynętę, zarzucił, zasiadł wygodniej i bystrym spojrzeniem po świetlikach na szczytówkach wodzi. Czai się na kolejny łup jak sęp!
Cicho nad tą wodą. To nie lato, że po krzakach nocą bez przerwy coś szeleści, pokwikuje, sapie, szura. To późna jesień. Żaby już podrętwiały, jeże zaryły głęboko, myszy leśne, polne, dawno już przeprowadziły się do ludzkich domostw by przezimować w cieple. Ciekawa jest taka jedna myszka, zaroślowa się nazywa. Jak sama nazwa wskazuje po zaroślach zwykła bytować, a od innych odróżnia ją szczególny sposób ucieczki. Zagrożona wieje długimi skokami odbijając się dwiema tylnymi łapkami nawet na odległość metra! Miniaturowe naśladownictwo kangura. Czego ta natura nie wymyśli! Łasic nie ma. Latem, gdy wędkarz nocą cichutko siedzi i nie kręci się jakby wszystkie owsiki świata pozbierał, nieraz może zobaczyć polującą łasicę. Mnie raz tuż koło buta przemaszerowały jedna za drugą trzy takie jasnobrązowe żmijki, bo giętkie toto jak wąż. Nic innego tylko młodzież wybrała się na łowy. Siedziałem cichuteńko jak trusia by tego towarzystwa nie spłoszyć. Może z pół minutki dały się oglądać i nie zauważywszy mnie bezszelestnie zniknęły w wysokich nadrzecznych badylach. Jeden z uroków wędkarstwa. Musicie wiedzieć, mili moi, że po pewnym czasie wędkarz przestaje się skupiać na obserwowaniu swoich ukochanych wędek i zaczyna zauważać wszystko co go otacza. Najciekawsze zdarzenia można zauważyć w porach przełamania dnia i nocy. Wieczór, noc i poranek przynoszą nieraz tyle różnych wrażeń, że samo wędkowanie schodzi na dalszy plan.
Niejednokrotnie przekonałem się, że właściwie to my wszyscy nie na ryby jeździmy, a po wrażenia, że samo wędkowanie jest tylko częścią większej całości. Częścią WYPRAWY! No, a jakie zdarzają się historie krew w żyłach histeryków mrożące. To, że wataha dzików przeszorowała nam niejednokrotnie przez sam środek obozowiska na Kanałem Gliwickim – raz nawet wlazłszy między wędki pomiędzy mną a Czechem – było dosyć ciekawe i ekscytujące za pierwszym razem. Gdy powtórzyło się po raz trzeci, ferajna zażądała ode mnie kroków gwałtownych, plujących ogniem i ołowiem i za nic były tłumaczenia, że ani w tym miejscu, ani w tym okresie, ani bez licencji tego tałatajstwa do nogi wystrzelać nie można! Zgodnym chórem stwierdzili, że w takim razie wszystkie moje opowieści o strzelaniu dzików to nic innego jak wyssane z brudnego palucha bajędy, bo prawdziwy myśliwy porządek by z tymi świniami zaprowadził nie patrząc na nic, z samej miłości do kolegów i krwi przelewu! Zabawne towarzystwo. Przyrodę kochają, a mordować by chcieli. Ja wiem, że to troszkę ze strachu, bo dzik oglądany z bliska, z poziomu wędkarskiego stołka jest całkiem jak z Pana Brzechwy:” Dzik jest dziki, dzik jest zły, dzik ma bardzo dzicze kły…” , ale taki dzik nie lezie do nas by zabijać, on wcale zabijać ani nie chce ani nie lubi, jemu to jest obce! On sobie lezie swoją dziczą drogą i trzeba to zrozumieć! Nie pałętać mu się przed nosem, nie wrzeszczeć… Siedzieć spokojnie, a dzik sobie pójdzie. No, kolega Marian miał lepszą przygodę i choć oglądałem jedynie sam finał tego zdarzenia, mogę sobie wyobrazić jaki widok mieli bezpośredni obserwatorzy. Siedziała sobie brać wędkarska w takim zakąteczku na granicy trzciniastej łąki i niewielkiej rzeczki, która do Kanału Gliwickiego wpada a czort wie jak się nazywa, odszukać nazwę tego rowka mogę, aliści ona bez znaczenia, co się będę trudził – siedziała tedy, a dzionek był już biały, gdy kolega Marian nieprzytomnie wgapiony w spławiki poczuł ogromniasty ciężar na barkach, został nim do błotka nadbrzeżnego przyciśnięty, a w uszach zabrzmiał mu jęko-stęko-sapnięcio-wrzask kolegów! Ciężar równie nagle jak się pojawił tak zniknął, a przez ciągle wiszący w powietrzu ten jęk dobiegł go tęgi chlupot! Spojrzał i zobaczył w wodzie dużego płowego zwierza, w którym ku swemu niebotycznemu zdumieniu rozpoznał po łopatach łosia!! Zrozumiał bidaka, że to ten łoś niegodziwiec jakimś sposobem go dosiadł! W tym momencie dopadło go niszczące rozsądek przerażenie i nagłym szpurtem rzucił się przed siebie do ucieczki! I wylądował w wodzie po pas dwa metry od tego łosia!! Łoś nerwowo tego ataku nie strzymał, wydarł z rzeczki na drugi brzeg i pognał w chaszcze, a kolega Marian skamieniał w strumieniu nikiej żona Lota i stał w wodzie prawie do pasa stukając rytmicznie żuchwą o szczękę! Takim go zobaczyłem!! I zapamiętałem na wieki!!
No, wracajmy do naszych miętusów! Zimno zaczęło się robić pieruńsko i trzeba było sięgnąć po grzejniki. Każdy z nas naubierany był wprawdzie solidnie i fachowo boć wiedzieliśmy, że długa i bardzo chłodna noc nas czeka, a doświadczenie z niejednej takiej zasiadki nauczyło nas już na własnej skórze odziewać się warstwowo i grubo, ale gdy tak w bezruchu się siedzi to tu i ówdzie – mimo kufajek i grubaśnych swetrów – zimno już poczynało się do rozkosznego ciałeczka dobierać. Szwagrowski powędrował więc do stojącego paręnaście metrów od nas samochodu i z bagażnika wyciągnął patenty na spokojną i ciepłą zimową noc! Były to klocki drewna lipowego wydrążone przemyślnie przez zaprzyjaźnionego z teściem stolarza. Bierze się drewniany klocek wysoki na jakieś 30 centymetrów, tak samo gruby i drąży w nim otwór o nieco mniejszej średnicy zostawiając po brzegach ze dwa centymetry ścianki. Do górnej jego krawędzi mocuje się w jednym punkcie na dosyć grubym miedzianym gwoździku krążek z twardego dębowego drewna z nawierconymi otworami i do środka tego wynalazku wstawia się świecę. Taką zwykłą stearynową świecę, i zapala się ją uważając by jej płomień był sporo niżej od krawędzi. Zasuwa się to drewniane wieczko i grzejnik gotowy. Rozgrzane powietrze unosi się przez otwory i można spokojnie ogrzać przy nim ręce. Gdy robi się naprawdę zimno zakłada się na grzbiet taką sięgającą samej ziemi płaszcz-pałatkę pamiętającą bojcow krasnaj armii i wsuwa pod nią ten kaloryfer. Po paru chwilach milutkie ciepło wypełnia powstały w ten sposób namiot i zima zła może nas w … w plecy pocałować! Ach ciepełko miłe!! Żeby było zabawniej w wiele lat po tym wędkowaniu w Wiadomościach Wędkarskich znalazłem reklamę takiego siedziska z kominkiem! Plastikowy pojemnik jak wiaderko z pokrywką, w pokrywce ukształtowany lekko wzniesiony dziurkowany kominek wypadający wędkarzowi akurat między nogami! Do środka wstawia się spirytusowy palnik lub właśnie świecę i już ciepło leci na wędkarza! Ktoś zerżnął z ludowego wynalazku czy na własną rękę kolejny raz wynalazł koło… No nic, wracając nad brzeg Udalu – do tego wszystkiego przytaszczył jeszcze szwagierek kłodę suchego topolowego drewna przeciętą wzdłuż na pół. Każda połówka została kilkoma uderzeniami siekiery wydrążona tak, że gdy się je na powrót do kupy złoży to powstanie jednolity kawał drewna z kanałem na wylot. Teraz trzeba było jedynie z płonącego już niewielkiego ogniska nabrać rozżarzonych węgli, włożyć je do rowka w dolnej połówce, nakryć górną i ognisko na noc gotowe. Kłoda będzie się żarzyć całą noc dając maksimum ciepła przy minimum dymu i niewielkim zużyciu opału! Ot, tiochnika! Te pomysły przywiózł szwagrowski z Rosji, skąd by indziej. Diabli ponieśli go kiedyś do Leningradu (czytaj: Sankt-Pietierburga), a stamtąd wraz z jakimiś pijakami nad Ładogę, na zimowe wędkowanie okoni spod lodu. Okoni nałapali, do serca sobie na wiek wieków przypadli bo szwagier nabożeństwa do przesadnej trzeźwości nigdy nie miał (do dziś mu to zostało!) i nauczył się właśnie wtedy od tych tambylców jak biwaki na lodzie organizować! Te wynalazki w powszechnym użyciu tam były, a przytaszczone do nas okazały się być uniwersalne! Przywiózł też kilkanaście kilogramów oryginalnych rosyjskich mormyszek. Ależ to łowne było! Kiedyśmy na „pompkę” na Bug pojechali i poczęli na te mormychy łowić zdumienie ogarnęło nawet najwybitniejszych nadbużańskich kłusoli! Okonie ławicami jeden po drugim nam szły jakby same chciały spod lodu powyłazić! Dzięki szwagrowi, a raczej jego kumplom! Dał mi, pamiętam, coś z pięć kilo tego ołowianego drobiazgu i starczyło mi to na wiele lat, dopóki na lód chodziłem. Koledze syna, też wędkarzowi, resztę oddałem. Niech chłopak na coś porządnego połapie. Pamiętam, że przyglądał się tym niepozornym przynętom z niedowierzaniem, ale po paru dniach zachwytom nie było końca! Sam miałem różniste mormyszki i blaszki. Szwedzkie, fińskie, amerykańskie – te to jak cukierki, takie kolorowe – ale rosyjskie najlepsze były!
Tak tedy, zaopatrzeni w ciepełko, siedzimy sobie i czekamy na nasze miętusy.
A czas płynie pomalutku, jakby zamarzał…
Cdn…
No cóż, nie wygląda to tak jak chciałem ale przynajmniej jest!: )
Kosztuje mnie ten wynalazek nerwów… oj, kosztuje!
Dzięki Ci Mistrzu, że nie bacząc na nerw kosztowanie, nie poddałeś się i opowieści ciągiem dalszym nas uraczyłeś.

Od razu zrobiło się przytulniej, cieplej jakoś, jak by ogrzewał rosyjski wynalazek. 🙂 Dziki łoś i dziki przed oczami jak żywe stają, że o drobniejszych stworzeniach nie wspomnę. W tymże o Panach nad brzegiem marznących. :)Skoczne myszki mnie zadziwiły, nie miałam do dziś o ich istnieniu pojęcia. 🙂
Wierzę, że wędkowanie to może być „tylko” dodatek do WYPRAWY.
Kto ma oczy niech patrzy, kto ma uczy niech słucha. A Ty wspaniały Gawędziarzu opowiadaj. 🙂 Jakoś mi się odechciało miętusa, zachwyca czekanie na niego. 🙂 Oby jak najdłużej trwało i ciągów dalszych było jeszcze mrowie a mrowie. 🙂
Cieszę się, że Ci się podoba! Tytuł zmieniłem na łacińską rodzajową nazwę miętusa żeby mi tu niektórzy cukierkami nie dokuczali!: )))
Podoba się BARDZO. Potem przeczytam sobie jeszcze raz a może i jeszcze. Ciepła mi potrzeba a z Twojej opowieści, mimo przyrodniczego chłodu, dociera ono do mnie i grzeje. 🙂 Tytuł wydał mi się dziwny. 🙂 Przyznaję, że nie pomyślało mi się żeby sprawdzić co oznacza. Dziękuję za wyjaśnienie.
: ) Kiedyś naumiałem się na pamięć łacińskich nazw wszystkich rodzimych ryb i jakoś mi to w pamięci pozostało. Niektóre na przestrzeni lat troszkę ktoś pozmieniał ale podstawa została!: )
Jak zawsze jesteś niespodzianek pełen 🙂
Cóż, lektorat z łaciny troszki zobowiązuje! Nawet po latach wengi a wengi!!: ))
… przez chwilę myślałam, że łup obfity zmienił kogoś w słup jak panią Lotową i pomoc była potrzebna
Lota, Lota….wezwijcie 🙂
Kiedyś sandacz nazywał się Lucioperca Lucioperca, a obecnie Sander lucioperca! Tak namieszali, że człowiek sam już nie wie co z wody wyciąga!: )))
Bardzo obiecujący jest ten płynący pomalutku czas 😉
Cieszę się, że się udało. Co chciałbyś zmienić w wyglądzie?
Kolor czcionki na ciemnoniebieski i akapity. Próbowałem ale mi się nie udało!
Jak już zrobisz to podaj mi to krok po kroku, dobrze? Nie miałem z tym poprzednio kłopotów, ale dzisiejszy i poprzedni kawałek ni czorta nie chciały mi być posłuszne.
Jeeest !
ślicznie będzie póżniej !
A niech Cię ! a ja tu z głodu padam…. ślinka mi leci na daremnie
Może cukiereczek tymczasem? On też miętusek!: )))
Opowieść przyrodnicza całą gębą i miałabym się cukiereczkiem kontentować ?
To ja już wolę jeszcze raz przeczytać … jak to szumią knieje i przedziwne ognisko się rozpala 🙂 A łosie skoki równych sobie nie mają :)!
Myszka co kangura udaje nigdy mi się nie pokazała…. a w harcerskich czasach żaby mi po ręce skakały…. 🙂
Bo na noc na ryby nie jeździłaś!: )))
a nie… tylko raki łapałam 🙂
I nie uszczypnął??
… łapało się go z góry i w pół :)jakoś nie wpadłam na pomysł, by sprawdzić jak mocne mają szczypce:)
Szczypią nawet dość solidnie. Im cieńszy palec tym mocniej!
Literówki poprawia, koloru nie chce!
Aż chciałoby się zaśpiewać za Skaldami: dziej się nam, ballado…
Co do tytułu, to zastanawiałem się czy w tym zimnie ktoś nie zastygnie jak żona Lota
Dziękuję za zmianę! Gdybyś jeszcze był łaskaw pogrubić i oświecić mnie jak to zrobiłeś…..
Edytuj, zaznacz tekst, kliknij w B, zapisz zmiany. Powinno zadziałać i pogrubić. 🙂
Nu, to do dzieła!! Jeśli można prosić, oczywiście!: ))
Takie rzeczy proszę Senatora.. na myśl przywodzą ognisko, flaszeczkę niezgorszą i opowieści do bladego świtu 🙂 Albo kominek w zimowy wiecżór….. klimat niesamowity i uroda WYPRAWY jak na dłoni 🙂
Aż mi żal, że od tego nastroju muszę odejść wzywana do obowiązków 🙁 … ale i tak wrócę 🙂
Flaszeczka też była i była pewność, że rano w niedzielę na odcinku tych paru kilometrów żadnego milicjanta z drogówki nie uświadczysz. Jacy byli tacy byli, ale w drogówce durniów niewielu można się było doszukać!
Pewnie, bo mój brat chciał pracować w drogówce! A przecież durniem nie jest. Na pewno 😀
Jakoś mu z wiekiem przeszło 😀 Może na szczęście? 😀
A może…: ))
Łoj!! Pogrubiało!!
Dziękuję nieznanemu dobroczyńcy!: ))
Metodę opiszę, jak posprawdzam co i czemu nie działa w trybie wizualnym 🙂
Dobra, poczekam!
Poeksperymentowałem sobie na twoim pierwszym szkicu, Senatorze, i wyszło mi, że jeżeli najpierw narzucimy w trybie wizualnym pogrubienie, a kolor w ostatniej kolejności to tekst daje się zapisać. Natomiast w odwrotnej kolejności wylatuje na „Page not found”. Jest to najprawdopodobniej błąd skryptu, ale nie wiem czy będę w stanie go usunąć.
Natomiast wcięcia początku akapitów zrobiłem ręcznie – w edytorku nie widzę takiego narzędzia.
Ręczne formatowanie w trybie tekstowym nie jest skomplikowane – czy chcecie, żebym opisał jak to się robi?
Jasne, ja chcę!
No tak, a ja rzeczywiście chyba w odwrotnej kolejności.
Piękne i takie realistyczne, zastanawiam się czy nie wysłać tego do Sztokholmskiej Akademii, jeżeli jest tam jakiś „rybiorz”, pewnie Cię Senatorze nie ominie milion dolców :)))
Dziękuję Stateczku!: ))) To miłe gdy wytrawny wędkarz tak pochlebnie ocenia moje wspominki!
A co to są te mormychy??? Niczym mychy, a ja jestem uczulona na wszystko co się mnie kojarzy z myszą, mychą 😀
Się już.. wybieram ku łazience. Jutro mam wyjazd. Ważny. Życzcie mi dobrego wiatru i niech moc będzie ze mną 😀
Rano się jeszcze odezwę. Se nie myślcie 😀
Dobranoc 😀
PS Bez pająków !!! 😀
Dobranoc Skowronku !
Trzymam kciuki ! I niech Ci się śni tylko to, co miłe 🙂
Życzę, wracaj zdrowa, zadowolona.

Senków tylko uroczych. 🙂 Może być o ulicy japońskiej wiśni.
Niech MOC będzie z tobą! 😉
No, czas na mnie. Dobranoc: )))
Dobranoc śpiochy !
Zamilkł Gawędziarz, skry z ogniska pomknęły w niebo, by tam konkurować z gwiazdami… To nie baśń, to najprawdziwsza prawda. Widziałam je przed chwilą na bezchmurnym niebie. 🙂
Dziękując za przepędzenie listopadowej szarugi, Wszystkim życzę dobrej nocy. 🙂
Do jutra Kochani.
Łee, no tak, sam-em sobie winien. Kto późno przychodzi, ten sam sobie itd.
Opowieść pyszna, kto wie, czy nie pyszniejsza od miętusa, a najlepsze, że nie o to chodzi, by złapać miętusa (wiem wiem, inne stworzenie tu oryginalnie było), ale by gonić go. I te dygresje o ssakach leśnych świetne, i wynalazki ogrzewające (swoją drogą ta topolowa kłoda to wynalazek na lód? A węgle od środka się nie przepalą na dół i na zewnątrz? Boć to by mogło nową przerębel wytopić i chcący się ogrzać by wpadli! Na mormyszkach zupełnie się nie znam, tudzież na innych przynętach, wiem tylko, że szwagier swego czasu na imieniny (a w lecie wypadają!) zażyczył sobie cały zestaw przynęt, wyglądających jak gumowe/ silikonowe rybki, mniej lub bardziej przezroczyste, mniej lub bardziej schematycznie naszkicowane w tym tworzywie, a każda z haczykiem przemyślnie zatopionym w środku i wystającym gdzieś tam u ogona. Zastanawiałem się, czy rybom ta guma nie śmierdzi, ale mnie szwagier uspokoił, że to się smaruje czymś odpowiednim, co wabi ofiary.
Dobry wieczór Kwaku ! też mnie zastanowiły te kłody, ale Senator na pewno umie to wyjaśnić, bo On w ” tym wędkarskim temacie” jest wybitnym ekspertem 🙂
Pisałeś o licznych dzisiejszych zajęciach…. więc się nie dopytywałam kajś TY 🙂
Uff. Pierwszy dzień i pierwsza część nowego zlecenia, miałem ze trzy podejścia do roztrzaskania siebie lub komputera, rzecz się okazała trudniejsza, niż myślałem, jakoś dałem radę, ale jeszcze na etapie szlifowania przewiduję niezłą jazdę.
Kiedy skończyłem robotę, udało mi się jeszcze wypełnić zaległości kinowe z Juniorem, byliśmy na filmie o Jobsie, ale w sumie nie jest to aż takie cudo, żeby recenzować, szczerze mówiąc.
Wyszliśmy z kina na suchutki chodnik, do domu mamy jakieś 10 minut, jak lunęło wpół drogi, to od kolan w dół byliśmy mokruteńcy. Buty, skarpetki i portki do suszenia!
Proszę, a u mnie ledwie pokapało i znowu to żółte, to co Misiek lubi najbardziej, na niebo wylazło!: (
Witaj Mistrzu Quackie: )
Sucha topola bardzo źle wchłania wodę. Kawałek suchego topolowego drewna będzie się palił pływając na jej powierzchni byleby z wierzchu nie został zalany. To charakterystyczne dla tego akurat drewna.
A z tą kłodą to jest tak: drewno jest złym przewodnikiem ciepła i płonąc w jednym miejscu niezbyt nagrzewa się w drugim. Rura z kłody, szczególnie właśnie topolowej, spala się od wewnątrz, a stosunkowo gruba zewnętrzna warstwa jest izolatorem i chroni wewnętrzny żar. Oczywiście wraz z upływem czasu proces nagrzewania się styku drewna z lodem lub zimną ziemią nasila się. To proces progresywny, wykorzystywany też przy np. spalaniu prochu artyleryjskiego. W amunicji do dział proch ma kształt rurek, dlatego ciśnienie gazów powstających przy jego spalaniu narasta. Tak więc drewno leżące na lodzie bardzo powolutku nasiąka wodą z procesu topnienia (zresztą warstewka wody powstająca przy tym jest bardzo cienka), nie zapominaj też, że panuje mróz i co znajdzie się nieco dalej od ciepła, to zamarza z powrotem. Gdyby nasiąkanie zaczęłoby się zbyt nasilać wystarczy taką kłodę odwrócić i już mamy nazad suche pod spodem, a z wierzchu leciutko wilgotne. Ten wierzch nagrzewany stopniowo wewnętrznym żarem schnie sobie, podczas gdy dolna, sucha dotychczas warstwa wolniuteńko nasiąka. Wystarczy znów odwrócić! Zaręczam Ci, że dzięki temu ten kloc będzie żarzył się wolniuteńko całą noc!
PS Te przynęty ze sztucznych tworzyw to twistery, rippery itp. Ich nie trzeba smarować żadnymi ingrediencjami, one naśladują w wodzie ruch rannej lub chorej ryby, podstawowy cel ataku każdego drapieżnika który przecież reaguje linią boczną, nie nosem na ruch! Są wprawdzie wędkarze smarujący te wynalazki różnymi wabikami zapachowymi, ale to zbędne, takie dwa grzyby w barszczu. Jak ktoś chce to może, ale spróbowałem, nie zauważyłem najmniejszej różnicy i dałem sobie z tym spokój!
…a skoro nie widać różnicy, to po co przepłacać, jak mówi reklama. No cóż, ja jako niefachowiec szwagrowi nie będę mówił, że coś robi nadmiarowo, jeżeli widzi różnicę.
Coś trzeba ciągle nowego sprzedawać by wędkarza po portfelu łupnąć!: )
Toć to zahacza o genialność, w sensie możliwości obrotu! Wystarczy co jakiś czas obracać co 90 stopni i w środku wypali się równo, a na zewnątrz będzie całe!
Ano!
Podpytałem małżonki na okoliczność ś.p.teścia, który też wędkował, ale żadnych podgrzewających wynalazków pono nie używał (mam na myśli raczej świeczkowo-lipowy podgrzewacz), ponieważ wędkował tylko latem. Słyszałem kiedyś i taką wersję, że wędkowanie było ucieczką przed teściową (coś w tym jest). A, i jeszcze taka wątpliwość mi się nasunęła – ten klocek, w którym siedzi świeczka, musi mieć i od dołu jakieś otwory chyba, żeby cug był? W przeciwnym razie skąd by świeczka brała tlen do spalania?
Tlenu naleci dosyć, nie martw się. Wymiana powietrza przez kilkanaście nawierconych otworków odbywa się stale w te i nazad!: ))
Weź dla przykładu taki duży szklany znicz. On też nie ma innych otworów jak te w kominku na samej górze, a nie gaśnie, prawda??
Ano prawda. Ale jak jeszcze pod pałatkę wsadzić taki grzejniczek? No, jeśli to tak funkcjonuje, to pewnie moje wątpliwości praktyka rozwiewa.
Pałatka jest szerokaśna, można się nią ze trzy albo i cztery razy owinąć!: ))
Mnie chodziło tylko, że dopływ tlenu pod pałatką będzie nieco bardziej utrudniony niż bez pałatki. Jeżeli jednak empiria potwierdza teorię, to moje wątpliwości nic nie znaczą.
Dzień dobry
Nie było mnie tylko troszeczkę, a już mam tyle czytania do nadrobienia
Przed wyjazdem przeczytałam opowieść o panu Ignacym
Nie miałam już czasu na wypowiedź, chociaż mi się podobało… Po powrocie przeczytałam też wierszyki Bożenki
Od dawna wiem, że fajnie pisze
Przeczytałam też kolejny odcinek o miętusach
Jak zwykle doskonały
Na czytanie komentarzy nie starczyło mi już czasu 
Pootwieraliśmy wszystkie okna, ale musieliśmy je zamknąć, bo zaczęło kropić. Sobota i niedziela była w normie, a poniedziałek, czyli w dzień powrotu, zrobiło się zimno (23C)
Chociaż taka temperatura na wędrówki wertepami jest najlepsza. Nie chcę opowiadać za dużo, bo to kolejny materiał na fotoreportaż 
Nasz wyjazd ogólnie był udany, chociaż pierwszego dnia było stanowczo za gorąco (trochę ponad 34C). Ciężko spać w namiocie przy takiej temperaturze
Miłego dnia Wam życzę i spadam na górę do łóżeczka
Ps. Jutro, podejrzewam, też nie za dużo mnie będzie, bo moja córeczka wraca do siebie, do Colorado i prawdopodobnie zobaczę ją znowu za rok. Ona przylatuje do nas specjalnie na wyjazdy w Labor Day. Nie chcę tracić ani chwili z czasu, który mogą z nią spędzić i mam nadzieję, że każdy jest w stanie to zrozumieć
Witaj Miral: )) „Pootwieraliśmy wszystkie okna, ale musieliśmy je zamknąć, bo zaczęło kropić…” Okna w namiocie!! Widać on nie z płaszcz-pałatki!: )
Witaj Senatorze
Nasz namiot jest dość duży i ma trzy okna, a właściwie nad każdymi drzwiami jest odpinana część jako okno. Jak się w tym namiocie porozpina ścianki wewnętrzne, to jest on trzypokojowy, ale my tego nie robimy. Chciałam taki duży namiot, bo nie chciałam się za mocno schylać gdy do niego wchodzę. No i nie muszę, bo on ma ok. 180 cm wysokości
I na pewno nie jest to płaszcz-pałatka 
Rany, chałupa z werandą nie namiot!!: )))
Werandę ten namiot też ma
Ale nie aż taką dużą. W Polsce mieliśmy malutki namiot, bo nie mieliśmy samochodu i wszystko nosiło się na plecach. Nasz obecny namiot na noszenie na plecach się nie nadaje…
Ile toto waży?
Witaj śpiąca Mirelko…. miłych chwil z córeczką i niech czas Wam na chwilę przystanie
Witaj Wiedźminko
Mam teraz trochę czasu, bo moje dzieci smacznie śpią. Dla nich 5 rano to środek nocy
I ich zdaniem nie powinno się mówić „rano”, bo rano zaczyna się od 9
A chwile będą miłe, to wiem…
Te dzieci to ciut wyrośnięte czy jeszcze kaszojady i ile tego drobiazgu Acani światu przyrzuciłaś? : ))
Dzień dobry ! 🙂 już po deszczu….u mnie . Mirelka nam zmarzła w temp.23 stopnie…. to prawie jak u mnie 🙂
Może nie tyle zmarzła, ile było chłodniej
Różnica między prawie 35 i 23 jest duża i odczuwalna 
Dzień dobry. Po szóstej było jeszcze pochmurnie, a teraz słoneczko wychodzi, jak u Senatora. Jeszcze tylko rzucę okiem i do roboty.
Witaj Kwaku !
a jak Twoje oczy ? to rzucanie już im nie szkodzi ? 🙂
Chwilowo nie widać, żeby szkodziło, na szczęście. Może coś tam pyliło w sierpniu i to dlatego, a nie z przepracowania?
Skowronek już pojechał w ważnych sprawach ? Trzymam kciuki, jak obiecałam:)
Uciekam do pracy, będę zaglądał!
Dzień dobry.


W domu ciepło. Kaloryfery grzeją. Za oknem jak wczoraj, tylko trochę mniej ponuro. 🙂
Pozdrawiam Wszystkich i spadam na szczaw. Muszę coś wykombinować żeby głowa mi odpękła.
Do popotem.
Ha, kaloryfery grzeją? Już?
Grzeją, we własnym, jednorodzinnym, zależnie od potrzeb. Dla mnie za wcześnie, ale rodzicom zimno.
Dzień dobry :)Znowu wszyscy spuentowali i skomplementowali opowiadanie, że dla mnie nic nie pozostało 🙁 Piękne opowiadanie, klimatyczne, rozwijające się powoli, leniwie, ale w napięciu, palce lizać. Z Waści Senatorze, jest gawędziarz doskonały, wytrwały i cierpliwy, sumienny i dokładny, perfekcyjny .

Cześć: ))) Żebyś Ty wiedział jak długo ja mogę gadać! Przynudzam tak, że słońce wstaje i zachodzi, wstaje i zachodzi, wstaje…. A ja jeszcze gadam!: )))
Cześć :)A gadaj ile wlezie, mnie nie zanudzisz, to Twoje gadanie świetnie się czyta :)))
Cieszę się!: )
No i o to chodzi, żebyś gadał jak najwięcej! I koniecznie dużymi literami
(DzieńDobry wszystkim!)
Inni też przecież muszą!: )
Miałeś napisać opowiastkę o tym jak nabrzeże na Ciebie wpadło!
Chmury wiszą mi nad głową i nie chce padać….. a szkoda 🙁
Słońce świeci jak oszalałe! Chyba założę ciemne okulary!: ((
Ale draka, wszyscy czekamy na… deszcz, nie na słońce!!
Nie wszyscy.
Wyindywidualizowałam się z rozentuzjazmowanego tłumu. 😛
Pamiętacie „Dzieci z Bullerbyn”?
– Fuj, ja słońce świeci…
– Ale się pięknie kurzy…
Jestem i chwilę pobędę. Dzisiaj wyrowerowywanie uznaję za bardzo udane (dwa podjazdy, z czego jeden dobrze ponad kilometr), pogoda umiarkowanie ciepła (to dobrze, bo chłodzenie podczas jazdy efektywne). W związku z tym dystansuję się od deszczolubnych Wyspiarzy, w deszczu się nieprzyjemnie jeździ.
By tak kto wycieraczkę zmienił, co?
No to zmieniłem 😉
Zapraszam na miniaturę sensacyjną