Pan Ignacy Lajkonik zszedł z taboretu i popatrzył na swoje dzieło. Ozdobna arabska (a może perska?) strzelba, podarunek od pana Szeherezada, wisiała na dwóch haczykach, wkręconych w ścianę tak chytrze, że prawie nie było ich widać, no chyba że podeszło się całkiem blisko i popatrzyło pod specyficznym kątem. Strzelba była tak stara, że zamiast napisu „Wyprodukowano w Chinach” nosiła oznaczenie „Wyprodukowano za panowania dynastii Qing”, co czyniło ją szacownym zabytkiem nawet w świecie podróbek. „Tak mi wiś!” pomyślał rozkazująco pan Ignacy i poszedł odebrać telefon, który dzwonił dziwnie trwożliwie.
– Wujek?!? – wionął w słuchawkę głos siostrzeńca pana Lajkonika, Karola, zwanego Koperkiem.
– Onże sam! – rozpromienił się pan Ignacy. Stęsknił się już za siostrzeńcem, z którym od ślubu i wesela się nie widzieli.
– Dzięki Bogu! Wujek, jesteśmy z Paulinką i jeszcze kimś w mieście, czy możemy wpaść na kawę? Przepraszam cię, że się tak wpraszam, wszystko wytłumaczę, ale potrzebujemy chwili spokoju. Roz-pa-czli-wie!
– No, dobrze, jasne, pewnie, wpadajcie… Muszę tylko… – zaczął myśleć na głos pan Lajkonik, ale Karol rzucił tylko pośpiesznie: – Świetnie, muszę kończyć! Będziemy o wpół do piątej, to na razie! – i rozłączył się.
Pan Ignacy popatrzył na słuchawkę, ale ta tylko bezradnie rozłożyła ręce. Westchnął więc, odłożył ją do ładowarki (albowiem od pewnego czasu używał telefonu bezprzewodowego) i poszedł przygotowywać się aprowizacyjnie i psychicznie do tajemniczej wizyty. W tym pierwszym celu odwiedził piekarnię Troszcz i Syn, kupując wielką torbę świeżych troszczówek i pół Babki Pieskowej… a tam, niech nawet będzie i cała! Następnie udał się na bazarek, gdzie u pana Modesta nabył kilogram znakomitych moreli („Ech, panie Ignacy, dawniej to były morele, no mówię panu, palce lizać, nie to, co teraz!”) i – oczywiście nie z myślą o proszonej kawie – kilo pomidorów, które zdawały się przeświecać spod skórki letnim słońcem, i to tak, że nawet sam pan Modest nie zgłaszał do nich zastrzeżeń. W celu numer dwa, czyli przygotowania psychicznego, uciął sobie w obu tych miejscach po dłuższej pogawędce (w piekarni, rzecz jasna, z panem Janem Troszczem), co zawsze utwierdzało go w przekonaniu, że na świecie są jeszcze ludzie normalni, zdrowi psychicznie i potrafiący cieszyć się codziennością.
Tak przygotowany, wrócił do domu w sam raz na czas, żeby zastawić stół, pokroić babkę, umyć morele, nastawić ekspres do kawy, a wreszcie podejść do drzwi i otworzyć je zaraz po pierwszym dzwonku. Na progu stali Paulina i Karol, ale pomiędzy nimi – nieznajomy starszy pan z jesionową laską i niezadowoloną miną. Pan Lajkonik przywdział na twarz swój najmilszy uśmiech, a nieco spłoszony Koperek pospieszył z prezentacją.
– Dzień dobry, to jest mój wujek Ignacy… Wujku, to jest stryj Pauliny, pan Patrycy…
– Młody człowieku, niechże cię kule biją – przerwał mu zirytowanym tonem przedstawiany. – Nie stryj, tylko prastryj, bądźmy precyzyjni, dobrze?
– Tak jest! – wyprężył się na baczność Karol.
– Proszę, wejdźcie i rozgośćcie się – próbował ratować sytuację gospodarz.
Weszli więc i rozgościli się, przy akompaniamencie burczenia pana Patrycego, który wspominał nie dość uprzejmą ekspedientkę ze sklepu, zbyt uprzejmego policjanta, który z uśmiechem wręczył mu mandat za nieprawidłowe parkowanie („No przecież stanąłem tam tylko na chwilę!”) i wreszcie wulgarnego dozorcę – nieroba, w której to postaci pan Lajkonik nieomylnie rozpoznał pana Monolita Pyszczaka. W tym momencie ekspres z kuchni dał znać dźwięcznym pikaniem, że oto kawa jest już bliska doskonałości, więc pan Ignacy pofatygował się do kuchni, poprosiwszy o pomoc siostrzeńca.
– O co tu chodzi? – zapytał go dyskretnym szeptem. – Przyszliście z prastryjem czy z jakąś primabaleriną?
– Tak, myślę, że te filiżanki będą akurat – odezwał się Karol nienaturalnie głośno, a potem również szeptem w kilku zdaniach wyjaśnił panu Lajkonikowi sytuację. Otóż prastryj Patrycy, jak donosiła rodzinna poczta pantoflowa, dysponował spadkiem, na który ostrzyła sobie zęby cała rodzina, równie cennym, co tajemniczym. Nikt nie chciał ryzykować wykluczenia z testamentu, toteż prastryj odwiedzał poszczególnych krewnych zgodnie z własnym widzimisiem i zachowywał się jak osoba rozpieszczona do imentu. Syczenie i parskanie ekspresu skutecznie zamaskowało szybką konwersację wuja i siostrzeńca.
Przy stole prastryj rozchmurzył się całkowicie, a przy brzegu może nawet nieco się rozkrochmalił. Z pewnością wpływ na tę zmianę miał fakt, że usadzono go na honorowym miejscu przy stole, na osobistym fotelu pana Ignacego, a przed nim postawiono łakocie od Troszczów i pana Modesta, tudzież doskonałą orientalną kawę z kardamonem i miodem (Stali Czytelnicy wiedzą, od kogo). Pan Lajkonik mimo pewnego skonfundowania całą sytuacją ze swojej strony robił wszystko, żeby w saloniku zapanował nastrój życzliwości, jeżeli nie miłości bliźniego. Te wysiłki przyniosły efekt, prastryj Patrycy spoglądał łaskawie na młodych i zajadał się smakołykami, do chwili, kiedy jego wzrok padł na drewnianą paterę w kształcie stylizowanej ryby.
– Ha! – zagaił, a wszyscy posłusznie zamilkli. – To mi przypomina, jakeśmy jeździli na ryby w sześćdziesiątym trzecim. Było nas czterech, w tym Tadziu, któremu się wcale nie uśmiechało kija moczyć, ale raz, że trzymaliśmy się zawsze razem, a dwa, że jak miał w domu zostać ze swoją ślubną, to… – tutaj pan Patrycy zawiesił głos i skrzywił się znacząco tak, że słuchacze od razu zrozumieli, jak nieatrakcyjna była dla kolegi perspektywa pozostania w domu, kiedy pozostali jechali na ryby. – Pewnego razu wybraliśmy się nad jezioro Spasłe, koło Grzędocic, jakieś pół kilometra od drogi na Pyś, i wszystkim nam ryby brały, aż miło, tylko nie Tadziowi. Siedział na brzegu, patrzył jak wyciągamy jedną ukleję za drugą, a minę miał coraz bardziej kwaśną. Aż w końcu wstał i powiedział, że ma dosyć i że jeszcze wszyscy zobaczymy. A trzeba wam wiedzieć, że Tadziu był wtedy chemikiem zawołanym, pracował na Politechnice i niejedno potrafił. No i zobaczyliśmy, jak jasny gwint! Tu prastryj przerwał, delektując się wywołanym wrażeniem. Zanim zaczął znowu mówić, chapnął jeszcze kęs troszczówki i popił ją łykiem kawy.
– Wybraliśmy się nad Spasłe jakieś dwa tygodnie później. Tadziu był bardzo tajemniczy, nic się z niego nie dało wydusić, ale w ogóle nie wziął wędek, tylko sam podbierak. Kiedyśmy się zabrali za przygotowywanie sprzętu i przynęty, on wyszedł na pomost i zaczął wrzucać do jeziora jakieś fintifluszki z pudełka. „Ma nową zanętę”, pomyśleliśmy sobie, ale gdzież tam! Tadziu popatrzył na zegarek i poszedł po podbierak. Zaczęliśmy rozstawiać wędki, a on wraca i mówi, że dzisiaj to nie będzie potrzebne. Jak to, pytamy, a on znów zerknął na zegarek – miał takiego poljota, przywiezionego dopiero co z Moskwy, byliśmy tam z zakładową wycieczką – policzył do dziesięciu i… Chlup! Chlup! – tutaj pan Patrycy wykonał gwałtowny ruch rękoma, o mało co nie strącając ze stołu filiżanki z resztką kawy. – Z wody zaczęły wyskakiwać ryby, a Tadziu dalej je podbierakiem, jedną po drugiej, i do wiadra, do wiadra, ale żeby mu znów nie pouciekały, to na wiadrze położył pokrywkę i jeszcze kamieniem docisnął!
– Jak to? – zapytał Karol niedowierzająco. – A tak to! – triumfalnie obwieścił prastryj Patrycy. – Ten skubaniec, znaczy Tadziu, wymyślił jakiś taki zajzajer, od którego pęcherze pławne u ryb się nadymały czymś lżejszym od powietrza, a potem to wystarczyło je już tylko połapać. Ale się trochę naciął, bo nie przewidział, że na ten jego wynalazek połakomi się też jeden szczupak. My tu zbieramy do wiader odlatujące ukleje i krąpiki, a tu nagle jak mnie coś nie chapnie w tyłek! Jak nie poprawi w łydkę. Ja patrzę, a tu tak pół metra nad ziemią ryba posuwa i się czai, żeby następnego wędkarza ugryźć. Tadziu wrzasnął na to tylko „Panowie! Chodu!”, więc my cap za wiadra i do szosy. Tam już za nami ten szczupak nie doleciał, chyba się bał za bardzo od wody oddalić.
Pan Ignacy zastanowił się głęboko – Czy ten Tadziu nie przeprowadził się potem na Śląsk? – zapytał. – A ta jego niby-zanęta nie pachniała trochę truskawkami? Prastryj Patrycy spojrzał podejrzliwie. – No, może i pachniała. A dlaczego pan pyta? Tu pan Lajkonik opowiedział o swoich doświadczeniach z nornicami, co bardzo się starszemu panu spodobało, i dalej rozmowa potoczyła się już własnym torem. Karol i Paulina potakiwali tylko lub gorliwie zaprzeczali, zależnie od potrzeby, i mimo braku alkoholu pod koniec wizyty panował prawdziwie szampański nastrój.
Kiedy zaś młodzi ubierali się już w przedpokoju, a pan Patrycy unosił się dopiero z fotela, podpierając jesionową laską, skinął królewskim gestem na gospodarza. Pan Ignacy posłusznie podszedł bliżej. – Spodobał mi się pan, szanowny panie – szepnął prastryj Pauliny – nie chciałby pan wiedzieć, czym ich szachuję? Pan Lajkonik zamienił się w wielki znak zapytania. – No, już dobrze, dobrze – zachichotał pan Patrycy – przecież obaj świetnie wiemy, że pan zrozumiał. Wie pan, mnie po śmierci będzie wszystko jedno. Ale im?
– No, pewnie się zmartwią, że pana już nie ma – zaryzykował pan Ignacy.
– Hi hii, bardziej się zmartwią, jak zobaczą, co im zostawiłem.
– A co im pan zostawi?
– Rzecz bezcenną, której poświęciłem najlepsze lata swojego życia – obwieścił pan Patrycy uroczystym szeptem. – Dokładny model zamku na Wawelu z zapałek, w skali jeden do dwustu!
_________________
Tekst chroniony prawem autorskim (wszystkie części cyklu o p. Lajkoniku). Opublikowany w witrynie www.kontrowersje.net oraz na blogu madagaskar08.pl . Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie i przedruk tylko za zgodą autora.
Dzień dobry. Witam u pana Ignacego i od razu zastrzegam, że ewentualne podobieństwo osób i zdarzeń z powyższego wpisu do osób i zdarzeń autentycznych jest czystą koincydencją.
Pomysł na opowiadanie nie jest ani nowy, ani tym razem szczególnie oryginalny, ale zdaje się, że nie da się wiecznie trzymać równie wysokiego poziomu. To tak a propos snutych swego czasu rozważań, czy potrafię napisać coś słabszego.
A poza tym wszyscy, chwała Bogu, zdrowi.
Witaj Kwaku ! 🙂 Kraina Łagodności mi się dzis śniła ……a tu , proszę…. pan Patrycy…. patrycjusz przewrotny ? ….. ciąg dalszy nie nastąpi !
Świetnie Kwaku, szczerze się ubawiłam 🙂
Taaak, świetne, świetne!: )))
A za podteksty to niektórzy kiedyś może i gnatki SzanAutorowi porachują! Kto wie…Kto wie…
Toć przecież się zastrzegłem, żeby nie rachowali!
Hmm!! A usłuchać muszą?: )
Dzień dobry 😀 Radośnie witam obu panów, czyli przesympatycznego p.Ignacego i filuternego, makiawelicznego(?)p.Patrycego 😀
Oczywiście, że pomysłowi Rybołapy to tylko na Śląsku. Górnym, oczywista oczywistość. Znamy dowcipnego Pana T, przecież 😀 a i p. J, też 😉 Ale… jak wyżej sam Autor napisał: „ewentualne podobieństwo osób i zdarzeń z powyższego wpisu do osób i zdarzeń autentycznych jest czystą koincydencją.”
Sympatycznie się czyta, dzięki Mistrzu 😀
PS Aaaa o nornicach, w którymś odcinku, zdaje się p. Ignacy opowiadał.. Prawda?? 😀
Nornice powyciągał z nor antygrawitacyjnymi truskawkami od pani Moniki w odcinku o ogrodowej fizyce – jak się okazuje, nieprzypadkowo.
Rybołapy? No comments.
… ale szczupaka, gryzącego po łydkach i nie tylko, sam wymyśliłeś !
Ano, tak mi do głowy przyszło, że wędkarze by się dwa razy zastanowili, zanim poszliby na ryby, które mogą się odgryźć. Albo do łask wróciłyby średniowieczne zbroje płytowe.
Do kąpieli w wersji bikini?
No tak, ryby mogłyby pomylić wędkarzy z pływakami…
Kiedyś w moich stronach śpiewano piosenkę z której jeno dwa zdania pamiętam:” Jak się Wisła paliła, raki się popiekły,
A te biedne szczupaki do lasu uciekły” Ty też to słyszałeś?: )))
Nie znałem, przysięgam! Ale mogłem słyszeć kiedyś i zachować w podświadomości aż do teraz.
Możliwe…. możliwe!
Umiesz liczyć?? Licz na siebie

Wawel z zapałek.. No, no… Można ze złości tylko jedną zapalić
Jak się jedną zapali, to reszta już sama się zajmie…
Tylko po co ten fajerwek ? żeby uczcić przewrotnego prastryja ?:)
Żeby pokazać rodzinie liczącej na spadek coś w rodzaju metaforycznego gestu Kozakiewicza? Ale to już poza opowiadaniem, ofkors.
Hihi, z trudem czytałem, bo mój monitor rąk nie rozkładał tylko bił brawo co chwilę!

P.T. Autorze, z pewnością różnie się ocenia rozmaite swoje wytwory, ale jeżeli to był twój spadek formy to jestem spokojny o przyszłość pana Ignacego.
Jak bił brawo, to faktycznie zasłaniał. Dziękuję za uznanie, niemniej pozostanę przy swoim zdaniu.
Twoja wola Autorze…. chyba, że każdy wyczyta co zechce 🙂
Dzień dobry.
Stęskniło mi się za Panem Ignacym i cieszy mnie, że nareszcie pojawił się znowu na Wyspie. 🙂 Jest nawet wzmianka o mojej ulubionej Pani Ch. Aż tu czuję zapach tej wspaniałej kawy którą częstował gości Pan Lajkonik. Z tym większą przyjemnością wypijam swoją, zwyczajną. 🙂 Zawiodłam się nieco na Karolu. Prastryj powinien usłyszeć kilka słów prawdy od Niego. Nawet gdyby a może nawet przede wszystkim, miał zapisać w testamencie prawdziwy zamek, bez obciążeń finansowych i wyremontowany. Daję nie tylko paznokieć w zastaw, że Starszy Pan na pewno by się ucieszył. Bycie traktowanym miło za obietnicę spadku nie jest miłe, jak sądzę. 🙂
W odróżnieniu od Szanownych Przedmówców pozwolę sobie zgodzić się z Mistrzem Quackie`m. Podobało mi się, przeczytałam z przyjemnością, ale wiele z wcześniejszych opowiadań podobało mi się bardziej. Jestem pełna podziwu, Mistrzu, że pisząc słabszy tekst potrafiłeś utrzymać tak wysoki poziom. 🙂

Hm, w przypadku pana Patrycego to mogło być odgrywanie się za lata lekceważenia przez rodzinę. A co do Karola, to tutaj, jak sądzę, zadziałał wpływ żony, która zapewne chodziła – jak cała jej rodzina – na paluszkach wokół prastryja.
Cieszę się, że zgadzamy się w kwestii jakości, to jest właśnie to, o co mi chodziło.
Witaj Jaśminko 🙂 prastryj jest przewrotny, a ja znałam podobne osoby 🙂 umoralnianie na nic by się nie zdało ! 🙂
Witaj Wiedźminko.
Nie miałam na myśli umoralniania. Chyba nikt tego nie lubi. Czasem wystarczy porozmawiać, przy okazji stwierdzając, że jestem dla ciebie miły nie dlatego, że liczę na spadek. Traktowanie człowieka jako potencjalnego forsodawcy, zwłaszcza gdy się wcześniej nie miało z nim praktycznie do czynienia, może być dla takowego wkurzające. W takim przypadku jego zachowanie, moim zdaniem, jest w pełni zrozumiałe. 🙂
hmmm…. Jaśminko, prastryj całkiem świadomie sobie poczynał, co zeznał panu Ignacemu ! Pan Ignacy coś takiego, o czym mówisz sugerował….. bezskutecznie 🙁
Dzień bardzo dobry, Lajkonik lepszy,
Autor i Cudownie Zgromadzeni pozwolą, że dopowiem w tym miejscu i Gronie, potrzebuję świadków, ponieważ jak chwalić, to publicznie, jak krytykować, to trzeba mieć pojęcie o czym się mówi. Cykl opowiadań o Lajkoniku układa się w bajecznie spójną całość, mimo swej zapierajacej dech różnorodności i rozmachu pomysłów. Pan Kłaczek potrafi – tak z głowy, jak i z serca – wymyślić zupełnie fantastyczne przekładańce rozmaitych historii z niekończącymi się konsekwencjami na wielu płaszczyznach (kwartety smyczkowe Beethovena) i, co ważniejsze dla odbiorcy, z koronkową finezją przedstawić je światu (Takacs Quartet). Takie rzeczy wcześniej zdarzały się tylko w dobrych książkach, a tu proszę, tym bardziej więc jest za co dziękować.
Mnie przy okazji fascynuje jeszcze jedna rzecz, o której chyba nigdy dotychczas nie wspominałem, należy zatem mnie wysłuchać i ze śpiewem na rozpienionych ustach popodziwiać. Otóż w czasach, gdy jeszcze życie nie wypaczyło mi doszczętnie ryja, miałem dość dobrą pamięć, z jednym wszak dotkliwym wyjątkiem, pamięcią do fabuł. Kłak z kolei bardzo często wspomina przeczytane, w tym dawno temu, książki oraz obejrzane filmy i potrafi o nich mówić tak, jakby sam napisał do nich scenariusz!
Z niewymuszoną swobodą chodzi sobie Kłaczek po granicach mojego (MOJEGO!) talentu bez konieczności machania paszportem i przekracza na niewidoczne dla mnie (DLA MNIE!) krańce. Co mają powiedzieć inni? Brak słów, chyba że zachwyt.
Za wszystko dziękuję i ogromnie się cieszę, że znakomita większość podziela moją opinię, że po prostu mamy szczęście mieć ten zaszczyt.
Pozdrawiam Autora i Czytelników, bądźcie z Bogiem lub rozumem, niekoniecznie się wykluczają, stąd też lub (bądź nie lub, wtedy mniej logicznie).
Patrzę na Was z góry i się uśmiecham, nie lękajcie się!
Kurczę, żeby nie to, że muszę właśnie, w tej chwili, wybyć, napisałbym więcej. A tak musi tylko – przynajmniej na razie – wystarczyć gromkie: Dziękuję bardzo!
I pozdrawiam!
Patrzę w tę górę, patrzę, kiwam i pozdrawiam serdecznie!
Dziwne, że w górę zawsze patrzą ci, którzy i bez tego by zobaczyli, natomiast ci, którzy powinni spojrzeć… Tetryk sam doskonale zna ciąg dalszy historii i niejednej niestety teraźniejszości. Na wesołą nutkę poprawię na koniec, że to ja się kiwam Tetrykowi w doskonale ziszczonym ukłonie i z historycznie uzasadnioną sympatią.
Serdeczności!
Witaj Yo la…
🙂 zaraz musisz się przymierzać niczym Mickiewcz ze Słowackim ?:) Dwa osobne talenty i bardzo dobrze ! 🙂
Ukłony ….
To wielce przychylna interpretacja i przez to raczej dyplomatyczna niż zgodna z faktami, ale i tak Bóg zapłacz za to jakże potrzebne pocieszenie 😉
Chodzi o to – nie mówię tu bezpośrednio do Ciebie, Ty po odrzuceniu uprzejmości doskonale zdajesz sobie ze wszystkiego sprawę i nie potrzebujesz niniejszych wyjaśnień – że najzdolniejszy nawet kot samego pana prezesa ma się nijak do króla lwa, mimo że może być całkiem pocieszny i częściej pod ręką. Ja uprawiam ogródek, kopnę se czasem głębiej i tyle tego. Kłak natomiast uprawia połacie po sam widnokrąg, widnokrąg widziany z Jego wysokości, a wiadomo, że z wysokością zawsze widać dalej niż z najbardziej nawet fikuśnie upstrzonej altanki.
Mówię to, bo jestem mądry, na tyle mądry, by nie wierzyć w fałszywą skromność.
Pozdrawiam jak to kiedyś bywało i dlaczego niby miałoby się skończyć?
Bo ja, proszę Szanownego, bardzo niejakiego Yo lę lubię, a równie bardzo lubię Go prowokować
co mi zostało z dobrych czasów, gdy o pozdrowienia się nie upominaliśmy.
zasługuje na wyrazy z uznaniem włącznie.
ściśle wg reguł przepisanych
Wymieniony Yo la, swobodnie, aż nadto, władając językiem pisanym, ( o mówionym nic nie wiem niestety)
Tedy pozdrawiam
Skoro wróciłem to się wypowiem i dopowiem; otóż właśnie z tym wymyślaniem jest różnie i czasem polega to na umiejętnym przełożeniu i transformacji historii nie moich, kiedy mianowicie fabuła jedna zazębi mi się w głowie z fabułą drugą w zupełnie nieprzewidywalny sposób. Ja, proszę Pana i proszę Państwa, pozwalam sobie żonglować zastanymi motywami kultury i literatury, czasem nawet całkiem zgrabnie, że nieskromnie przyznam, ale to nie znaczy, że zawsze równo, a poza tym… postmodernizm się już przeżył, zdaje się, więc tak sobie epigonię.
„Wszystko już było, rzekł Ben Akiba……” a te 32 litery naszego alfabetu są gwarancją, że literatura się nie skończy
Proszę, któż to z piedestału piedestałów tak życzliwie się pochyla? Witaj Yo la!: )))
Witaj Senatorze
! Gdzie byłeś, gdy Cię nie było 
Najpierw wędkowałem, a później musiałem świnkę do roli kiełbas i szynek przygotować: )))
Szoking totalny. Sam Yo la raczył nas odwiedzić. 🙂
Witaj. 🙂 Bym Cię z radości uściskała a może nawet i ucałowała, ale nie śmiem. 🙂
Nie wiem czy tu jeszcze zajrzysz i przeczytasz moje pytanie. Mimo to je zadam. Czy pisujesz czasami ❓ Jeśli tak, mam nadzieję, to gdzie można poczytać Twoją Twórczość Mistrzu nad Mistrzami ❓ 🙂
Pani się tak nie szokuje, bo czkawi nabawi. Ktoś, kto bywa zawsze i wszędzie, nikogo nie potrzebuje odwiedzać ani nigdzie zaglądać, wszystko dla niego jest jasne jak na dłoni albinosa.
Moja twórczość tradycyjnie jest dostępna w postaci hymnów, pieśni nad pieśniami i dziękczynnych modlitw, korzystać do woli, szczególnie grzesznicy.
Amen.
Opowiadanie cycuś, jak zwykle, palce lizać, jedno mnie tylko zastanowiło, co też prastryj zrobił z panem Modestem, albowiem powiedziano „przed nim postawiono łakocie od Troszczów i pana Modesta, tudzież doskonałą orientalną kawę z kardamonem i miodem”,
troszczówki zjadł, kawę wypił, ale Modest gdzie ? 🙂 🙂 🙂
Witaj obolały Miśku ! masz rację, Kwak pominął ” morele od”….z czego wyszło, że to przyjęcie , kto wie, czy nie dla ludożerców ! 🙂
Ale bym się nie czepiała zanadto…..
Witaj Wiedźminko 🙂 To zadziałała moja wrodzona wredota i fakt, że ze dwa dni temu wykłócałem się z moderacją, na zabój, po tekście na Onecie „Wciąż oczekiwał serca od swego nowego czworonożnego przyjaciela. Ale się nie doczekał. Gdy wilczek go ugryzł – poszedł na obserwację pod kątem wścieklizny. Teraz ważą się jego losy. Jeśli uda się znaleźć watahę, z której pochodzi – wróci do rodziny. Jeśli nie – grozi mu życie w niewoli.” Pytałem dlaczego tego biedaka skazują na pobyt w klatce, wszak chłopina może nie znaleźć swojej watahy, nie lepiej puścić go wolno, do żony i dziatek ? 🙂 🙂
I w dodatku miałeś rację !
Dzień dobry 🙂 Z tego wszystkiego zapomniałem się przywitać, ale mam usprawiedliwienie, wracam od dentysty, który mnie za moje własne pieniądze sponiewierał okrutnie, pół szczęki nie czuję, a druga połowę czuję, aż nadto .

Ból minie, a błyśniesz uśmiechem jako śnieg białym….
Co nie znaczy, że Ci serdecznie nie współczuję 
Dziękuję Dziewczyny, za dobre serducho 🙂

Znieczuliłbym się sam, ale nie znalazłem patentu na napicie się ze zdrętwiałą szczęką, co wypiję, to wypada mi na gors, bo nie zdążę domknąć paszczy 🙂
Próbowałeś metody z odchylaniem głowy do tyłu? 😉
Chcesz mnie utopić ? :))))
pozostaje Ci strzykawka 🙂 albo dożylnie, albo prosto do gardła 🙁
Jeżeli dobrze pamiętam, można też przez śluzówkę od wprost przeciwnego końca (stąd pomysł na wódkę w czopkach)…
Poddaję się 🙂

Nie poddawaj się! Co do różnych historii wiary- albo niewiarygodnych, to słyszałem i taką, jak to na statku jeden mechanik chodził ciągle ewidentnie pijany, ale jak mu kazali chuchnąć, to nic nie woniało. Aż wreszcie ktoś go przydybał na, że tak powiem, inhalacji od strony przeciwpołożnej. Nie wiem, czy to możliwe, sprzedaję jak kupiłem.
Wyrazy Miśku.
Dzięki Jaśminko 🙂

Cześć Misiu! Zakładałeś alarm??: )))
Myślisz, że powinienem się czuć zagrożony ? Dopadnie mnie seryjny samobójca ?
Mnie się skojarzyło z tym:” Przychodzi Rusek do dentysty, siada na fotelu. Dentysta zagląda mu do gęby. Widząc same złote zęby pyta:
– Przecież pan ma same złote zęby!? W czym mam panu pomóc?
– Nie gadaj tyle tylko zakładaj alarm!!”
Kopalnia złota w gębie .

Grunt że złoto, czy to ważne gdzie??: )))
Dobry wieczór, już jestem.
Chciałem uprzejmie nadmienić, że nie popieram kanibalizmu, a morele traktuję jako łakocie.
Bym Was poczęstowała brzoskwiniami z własnego ogrodu, ale nie mam jak. Moreli nie posiadam, same trele zostały. 🙁 Gruszki też pyszne, właśnie jem. 🙂
To chyba u Lema było rozróżnienie pomiędzy trelami a morelami? Że jedne są owłosione, a drugie nie?
To mi przypomina tekst zespołu Kaliber 44 🙂
I ja wiem, że Lem, Lem jest fantastą
Pisze, że przybysze są zieloni jak ciasto kiwi
Dla mnie obrzydliwi
Zbyt wyraźni, hałaśliwi
Widzę ich zbyt jasno i ciasno
Kiedy będę chciał – zgasną
To moja kabina, to moja machina
To moja dziedzina, zaczynaj […]
Ha, ha – ciasteczka
Są tak dobre, jak nigdzie indziej
A na miejscu pudełeczka
Wtem z impetem unosi, porywa
Diabelski młyn, co przede mną odkrywa
Obrazy czy dźwięki, kontrasty razy do potęgi
Szósty zmysł działa dla umysłu i ciała
To boskie Olimpu rozkosze
Łakoci, łaknę i proszę
Gdy brak mi, tak bywa
Wtem z impetem w dół, porywa
Diabelski młyn, co wszystko odkrywa […]
Skąd wiadomo, że przybysze z Kosmosu mają zielony kolor ???
To chyba Amerykanie jako pierwsi napomknęli o zielonych ludzikach,
ale nie jestem pewien, może to był Juliusz Verne ?
Powinno być Apokryfy Stanisława Lema. Za nic nie mogę sobie przypomnieć z czego te trele-morele.
Nie, chyba Cyberiada, w opowieści o zbójcy Gębonie. Tam jest wszystko, ponieważ zbójca pożądał CAŁEJ informacji, jaką zawiera Wszechświat. Jak się wije arlebardzkie wiją też.
Pamięci zazdroszczę. 🙂 Wciąż sobie przyrzekam, ze przeczytam Lema raz jeszcze i ciągle tego nie robię. Od LO minęło już sporo czasu, a nawet więcej i tyle z tego zapamiętałam, że nie pamiętam. Z Pamiętnikiem to miał być żart, ale nie bardzo mi wyszedł, bo skojarzenia mam pokręcone i zdaje się, że tylko ja je rozumiem. A i to nie zawsze. 😆 😉
Wracając do opowiadania Mistrza, dawno temu oglądałem komedię w której stary, obrzydliwie bogaty, ponoć, wujcio, grany przez Kirka Douglasa, testuje liczną rodzinkę na okoliczność swojej śmierci i przyszłych spadkobierców, robiąc wszystko, żeby go znienawidzili po drodze do majątku 🙂
.. załatwia sobie nieustającą pamięć
Tak jest, post factum też sobie przypomniałem. „Sknerus” (1994), tam jest jeszcze chyba drugie albo trzecie dno, bo tytułowy starszy pan, milioner, od pewnego momentu udaje biedaka, którym faktycznie nie jest, żeby się przekonać, kto z ewentualnych spadkobierców jest go w stanie zdzierżyć jako upierdliwego staruszka, a nie cennego spadkodawcę. Na koniec jednak wychodzi na jaw, że rzeczywiście był obrzydliwie bogaty, ale w tym momencie został już przy nim tylko Michael J. Fox.
Dobry wieczór!: )))
Aż se westchnę …. Ech…tak pisać…!!
O nie, że wyrazy, to rozumiem, ale że TWOJE westchnienia, to już nie !!!
Kryguje się jak zwykle, Mistrzowi nikt nie dorówna, no chyba, że Senator, że tak zapunktuję bezczelnie 🙂 🙂
Dobry wieczór 😀 Mistrz Q pisze doskonale i Senator też. Obu chętnie czytam, ale każdy ma inny styl.
I bardzo dobrze, urozmaicenie jest wskazane 
i ukłony
O Miśku na razie nie wspomnę… 
Uważam, że jednemu i drugiemu należą się wielkie brawa
Quackie pisze stylem klasycznym, a ja mocno dowolnym!!: ))
Nu, punktujesz, punktujesz… A mnie wsio-taki żal!: (
Witaj Senatorze. 🙂
Się podpiszę pod Wiedźminką, że westchnienia to już stanowcze NIE ❗ 🙂
Ech!!
Ech, panasenatorskiej gawędy i tak nie jestem w stanie podrobić – jak widać z opowiadania pana Patrycego.
Toteż mówię, że każdy pisze w innym stylu i nikt nikogo nie powinien podrabiać. Oboje jesteście wspaniali Quacku
Jeśli nawet to prawda to po co ❓ Obaj jesteście Mistrzami i podrabianie wzajemne raczej nie wskazane. Z naciskiem na nie wskazane. 🙂 Żeby nie było tak słodko to wymieniłabym jeszcze Innych Wyspowych Mistrzów, ale mi się nie chce. 😛
Wszyscy macie jedną wadę. Za rzadko można Was poczytać. 🙂
Naah. Ale chciałoby się czasem tak napisać…
Wiesz co… to ja już lepiej nic nie powiem.

Idę pobeczeć do kącika, bo bozia talentu pisalniczego poskąpiła a Ci, których hojnie obdarowała to zamiast się cieszyć marudzą.
Jamais content! Tak się nazywał jeden z samochodów do bicia rekordów prędkości na przełomie XIX i XX w.
Ja marzę o stworzeniu jakiejś postaci, jakiegoś własnego bohatera, ale przez tego Pana Ignacego Lajkonika to nawet nie śmiem!!: (
A bas Lajkonik!!
Senatorze, Ty jako narrator pierwszoosobowy swoich gawęd jesteś tak niepowtarzalnym bohaterem, że już nie musisz wymyślać innego! Mówię to z całą odpowiedzialnością!
Iiiii…. Jesteś pewien?
No przecież stworzyłeś Senatorze, to Ty jesteś narratorem swoich opowiadań, podobnie jak pan Lajkonik swoich 🙂
Ja może tylko dodam, że w myśl teorii literatury AUTOR tekstu, jego NARRATOR i BOHATER(owie) to mogą być trzy różne podmioty, w sensie takim, że autor zawsze jest osobny (nie występuje w tekście, tylko go tworzy, nawet jeżeli pisze dokumentalnie o sobie), natomiast narrator może być pierwszo- lub trzecioosobowy, „wszechwiedzący” i „przeźroczysty” (wszystkie te trzy cechy niezależnie od siebie), a w dodatku może być jednym z bohaterów. To może brzmieć skomplikowanie, ale tak naprawdę polega tylko na ustawieniu wypowiadających się w tekście (i za pomocą tekstu) podmiotów na odpowiednich poziomach. Niektórzy wyróżniają jeszcze pomiędzy autorem a narratorem tajemniczy „podmiot organizacji tekstu”, ale to już moim zdaniem lekkie przegięcie.
Matuś!!!
No, ja tak intuicyjnie jakoś w tym się poruszam i choć z żalem, ale już przy intuicji zostanę, bo jakbym jeszcze teorię literatury zaczął przyswajać by o białych robakach swobodniej pisać, to musiałbym najpierw z kościelnej wieży do basenu na główkę skoczyć!
E, to wcale nie takie trudne.
Autor to ja (i każdy piszący), który sobie żyję w naszej rzeczywistości, mam konkretną biografię i kompetencję, i piszę od czasu do czasu tekst. Ten tekst od momentu napisania i opublikowania zaczyna być w pewnym sensie autonomiczny, tzn. po pierwsze czytelnicy go odczytują po swojemu, niezależnie od autora, a po drugie – będzie istniał również wtedy, kiedy autora nie stanie.
Narrator to podmiot w tekście, który przedstawia i organizuje świat tego tekstu. Może być trzecioosobowy i przeźroczysty (nie daje bezpośrednich znaków swojej obecności), wszechwiedzący lub nie, a może też być pierwszoosobowy i poruszać się bezpośrednio w świecie przedstawionym (czasem nawet może być jednym z bohaterów) i podlegać wszelkim ograniczeniom tego świata. Nieprzeźroczystość narratora może się objawiać zwrotami do czytelnika (Np. „A teraz, drogi czytelniku, pozostawmy Jana w tej jakże kłopotliwej sytuacji i przenieśmy się lotem strzały na drugi koniec kraju, żeby sprawdzić, co dzieje się u Katarzyny”).
Bohaterowie to już każdy wie, co i jak.
Oczywiście niektórzy autorzy lubią zakłócać ten podział i wprowadzać np. jeszcze metanarratora (czasem w skeczach kabaretów z kręgu Potem i zagłębia zielonogórskiego można zobaczyć narratora, opowiadającego, co robią, robili, względnie będą robić bohaterowie, a obok niego gwoli facecji stoi metanarrator, który się wtrąca, poprawia i kłóci z narratorem). Te poziomy można mnożyć, ale zazwyczaj od pewnego momentu robi się to ciężkostrawne. Zobacz też: kompozycja szufladkowa, w tym zwłaszcza „Rękopis znaleziony w Saragossie”, gdzie bohater jednego poziomu po chwili sam zaczyna opowiadać, tworząc narrację o poziom niższą, itd. itd.
No tak Misiu, ale ciekawe czy potrafiłbym ożywić zupełnie fikcyjną postać!
Experimentum est mater studiorum!
Spróbuj!
No właśnie, do kolejnej wyprawy dodaj fikcyjnego pana Zdzisia i uszyj mu garnitur na miarę 🙂 🙂
Szczęśliwie nie robimy tu żadnych rankingów. Pisząc, mamy frajdę, czytając – większą jeszcze (i liczniejszą). Każdy pisze jakoś inaczej, w rożnym rytmie potrząsając pomponem, ale całość daje tak pożądany efekt synergii.
Jestem przekonany, że nasze nieśmiało milczące Skowronek i Wiedźminka jak się wreszcie odważą, okażą się równie wyczekiwanymi autorkami (jak i skromnie ukrywająca się Bożenka).
Odwagi, dziewczyny!
PS: Zenka dawno nie było. 🙂
… potrząsnęła hardo pomponem Jaśminka…
My chcemy Zenka.
Właśnie! Może by tak Zenek zderzył się z tym nadbrzeżem w Mikołajkach! Skręca mnie z ciekawości bo chcę wreszcie wiedzieć jak to się skończyło!!
Dzięki Tetryku, ale ja do utalentowanych się nie zaliczam. Marny byłby ze mnie literat… może tylko literatka…
O właśnie! Powtórzę za Jasminką – Zenka dawno nie było!
Ale udane wiersze piszesz, a chowasz…
Literatka to mnie się szklano kojarzy!: ))
No i masz …. Tetryku babę 🙂
… i proszę nas nie pomawiać o skłonność do milczenia
Nie pomawiam, tylko namawiam, i nie do milczenia ale wręcz przeciwnie…
Wiem Tetryku
to wrodzona przekora i wewnętrzny opór 🙂
No właśnie ten opór staram się rozmasować 😉
Kiwnę się i ja Państwu i Panu Y z Wysp 😀 który to, stanowczo, zbyt rzadko się do nas odzywa. A tak Go lubiłam czytać /wiem, wiem..nie tylko ja/. Serdeczności zatem przesyłam z prośbą. Oczywistą 😀
Dobranoc i do jutra 😀
I frrrrrr… poleciała.

Dobranoc Skowroneczku.
Kochane dziewczyny, bezpiecznie ukryte za kotarką skromności niewieściej!
Ani Quackie nie pisał od podstawówki, tak jak pisze teraz, ani nawet pierwsze przemówienia Demostenesa nie umywały się do najgorszych ostatnich! I Senator, i Misiek jeszcze rok temu gotowi byli przysiąc, że językiem w mowie ino władają i to co-nieco sepleniąc, a o pisaniu słyszeć nie chcieli. Jaśminka wiersze pisze od małolaty, kilka jej niezłych kawałków prozą czytałem, a teraz też za Zenkiem się chowa… Jesteście tu w magicznym miejscu, gdzie w blasku przyjaźni fantazja rośnie jak marycha pod naświetlarką – jedyne co trzeba zrobić, to wychylić ją na owo promieniowanie, dać jej spróbować zakwitnąć!
To naprawdę niczym nie grozi!
Zawsze są w sieci lepsze kawałki – można wszak znaleźć i Noblistów – ale po co z tego robić sobie problem? Bawmy się razem naszą fantazją. To też daje radość życia!
Zgoda. Dodam jeszcze, że tak naprawdę zacząłem pisać dopiero od czasów sami-wiecie-jakiego portalu, czyli około 5 lat temu, do tamtej pory tworząc rzadko, niechętnie i do szuflady. A pierwszymi tekstami sami-wiecie-gdzie (na jesieni 2008) były, pożal się Boże, teksty publicystyczne. Czy ktoś z Was, kto bywał „tam”, potrafi bez zerkania do archiwum wymienić chociaż jeden z nich? Pierwsza próbka literacka pojawiła się „tam” dopiero w styczniu 2009, a publikowane tutaj „Lilie pani hrabiny” – w LIPCU 2009. Z kolei pan Lajkonik będzie za 3 dni obchodził czwarte (tak, to nie pomyłka) urodziny, mimo że jest mężczyzną w sile wieku. Czyli że nawet jak zacząłem pisać, to dojście do pierwszych tekstów, które mnie samemu podobały się literacko (=były na jakim takim poziomie) zabrało mi prawie rok. Już nie mówiąc o tym, że musiałem przekonać samego siebie, że to, co piszę, nadaje się do przedstawienia szerszej PT Publiczności!
Masz rację! Jeszcze rok temu za chińskiego boga nie uwierzyłbym nawet własnej żonie, że potrafię pięć zdań sklecić!
Do dziś dziwuję się niepomiernie, gdy jakimś cudem moje klawiaturowe męczarnie mniej więcej kupy się trzymają!
Tetryku drogi…. kiedy ja nie mam za grosz fantazji
… poszła sobie i nie wróciła….
To zacznij od takiej wizji:
…stoimy wszyscy w szeregu, delikatnie pomachując pomponami, i zgodnym chórem wołamy:
– Cip, cip… cip, cip… fantazjo….
Myślisz, że nie wróci?
Aaa, tak mi się skojarzyło, że mam jeszcze do przeniesienia sami-wiecie-skąd takie dwa krótkie a smaczne kawałki, które mają wspólną cechę, mianowicie traktują o marketingu. Czyli znowu dyptyk, tym właściwszy, że jeden z utworów z aluzją do Lajkonika, chociaż trudno go traktować nawet jako spin-off.
Bardzo dobra wiadomość Quackie. Ciekawe czy czytałam. Wkrótce się przekonam.
Jestem (nieskromnie) przekonany, że czytałaś.
Nie szkodzi. Z przyjemnością sobie przypomnę.
Ja również, albowiem, tu łza popłynęła mi po wrażym pysku, mam jutro wolną sobotę, więc odrobię sobie pana Lajkonika w całości, jak czegoś nie znajdę, zapytam o drogę 🙂 🙂
Uj, moja culpa, nie przeniosłem całości na Wyspę…
Ta na cóż czekasz, serdeńko, na oklaski?? Do roboty, do roboty!!
No!! Bo się miga!!
Dzień dobry: )))
Słuchajcie, Tetryk ma na pewno pełno zdjęć i miłych wspomnień z rejsów po mazurskich jeziorach. Gdyby tak Go jakoś docisnąć??
Mam stały problem techniczny: wszystkie zdjęcia są nie moje, tylko mojej dzielnej załogi i wydobycie ich od nich trochę potrwa
… a przekupstwo nie wchodzi w grę ?
Dzień dobry: )))
Albo klepanie miseczki na gorąco!
Witaj i bądź bezwzględny! Zawsze możesz przeciągnąć jakiegoś majtka pod kilem!
Witaj Senatorze….
to może być trudne, bo Tetryk przećwiczył akrobacje podczas rejsu 🙁
Witaj po raz drugi: )))
Okrutniem tych akrobacji ciekaw!: )
Dzień dobryyy… Szkło się stłukło z samego rańca, to na szczęście??? Aby na pewno????

Lenistwo nie popłaca.. Się przekonałam. Nie chciało mi się wieczorem sprzątnąć dużego naczynia do zapiekania, a dzisiaj rano, tylko se kawę chciałam zrobić iii się ześliznęło!!! Rozprysło w drobny mak, uszkadzając podłogę. Znaczy powierzchnię kilku kafli. Na szczęście nie popękały. No to po co ten krzyk?? Powinnam się cieszyć, co nie
Witaj Skowronku…. może to i szczęście, że kafle ocalały i Ty nie ucierpiałaś. Ale i tak niefajnie, że wybrało samobójczą drogę 🙁
A żebym ją chociaż dotknęła 🙁 Witaj Wiedźminko 😀
Mama zawsze powtarzała: co masz zrobić jutro, zrób dziś, a co masz zjeść dziś – zjedz jutro. Chyba w tym przypadku się sprawdziło
Witam: )))
Samo, samobójcze miało skłonności? Nic samo się nie dzieje, nie ma skutku bez przyczyny!: )
Witam Pana 😀 Taż napisałam, że lenistwo nie popłaca!! Napisałam??? 😀
A z ostatnim Pańskim zdaniem/stwierdzeniem – się całkowicie zgadzam. Niestety..
Aha, toś Acani to szkło osobiście i własnoręcznie potłukła, tak??: )))
Hm, właśnie… Dlaczego sprawozdania z mazurskiej wyprawy Mistrza T. nie ma??? Panie T.!!! Lenisz się Pan!!!
On zawsze się pracą wykręca! A cóż to, od kiedyż to praca najważniejsza!: (
Może i nie najważniejsza…
ale… czasu pochłania..
Maaaxiu!!!!

Dzień dobry wszystkim. Dzień pochmurny, prognoza przewiduje nawet opady (brr), wieczorem szykuje się małe party na pożegnanie wakacji (każdy pertekst jest dobry), iii… chyba to wszystko? (Edit: wszystko na tę chwilę)
Powitanie poranne!
Uśmiechu wszystkim, nawet podczas deszczu 😉
Skowronku, może by tak opowieść o rozterkach szklanej misy, która poczuła się tak okrutnie porzucona, że w desperacji zdecydowała się na poranne samobójstwo?
Witaj Tetryku.
…spadło mi 5 kropel na metr kw. i znowu świeci słoneczko. Podobno już jutro ma padać. Który to raz obiecują ?
Ech… Ty..
Szukajcie a znajdziecie i… Znaleźli 😀
Nie było czasu na opis 🙁 nadrabiam zaległości w papierzyskach i skąd się tego tyle bierze??? O trzy grosze nie zgadzała się książka z wyciągami bankowymi
Dzień dobry 🙂 Cudny dzień, idę na targ zakupić pomidory z których to następnie sadystycznie wyduszę ostatnie soki, albowiem jestem nałogowym pijakiem soku pomidorowego, a ten kupny, to jakieś popłuczyny po przecierze pomidorowym, nie nadający się do konsumpcji 🙂
Witaj Miśku…. ja mam pana dostawce z przepysznymi pomidorami…. uprawia je własnoręcznie na swojej działce 🙂
Witaj Wiedźminko 🙂 Te działkowe jako jedyne zachowują jeszcze smak i aromat, te hodowane przemysłowo są bez smaku .
Cześć Misiu: )))
Ja musiałem sok pomidorowy polubić, nie miałem innego wyjścia i z całą stanowczością stwierdzam, że to bardzo dobra rzecz!: )
Cześć Senatorze 🙂 Zacząłem pić sok w wieku 12 lat, kiedy leżałem w szpitalu na wyrostek, pamiętam, że to był sok Pudliszki w takiej puszce z blachy czołgowej i parcianej etykiecie i tak mi zostało do dziś, lubię sok pomidorowy 🙂
Krwawą Mańkę też???
Niespecjalnie Skowronku, bo nie lubię wszelkich mieszanek 🙂
Dzień dobry ! 🙂 Od wczoraj prowadzę wojenkę z Migotką : dostała wieczorem whiskasowego kurczaka w galaretce, spróbowała i zostawiła w miseczce. Za karę nie dostała suchej karmy do drugiej miseczki. Od godziny 4:30 awanturowała się, że jest głoooodna
No to ją zlekceważyłam i nie zmieniłam jadła…..
Zastanowię się czy zmienić danko…..
czy ją głodem wziąć. Rasowy pies wcina wszytko co dostanie, a dachowiec pospolity ma fanaberie…
Wróciłam z zakupów, koteczka śpi na kołdrze, a z miseczki ubyła połowa zawartości…. NO !!!
A może to ukryta księżniczka na pełnej miseczce?
Moje dwie zmory potrafią grymasić, że hej! Czasami razem demonstrują niechęć do jakiegoś jadełka, a czasami tylko jedna, gdy druga tymczasem wcina aż jej się trójkątne uszy trzęsą!
Jak Twoja Migotka, tak nasza Luna się zachowuje, gdy puszkowe żarełko dostaje 😀
Hmmm… a może by tak w jakiś weekend uczcić urodziny p. Ignacego spotkaniem w realu?
Całkiem fajnie Tetryku miły 😀 Wiedźminka nie ruszała się jeszcze tego roku z domu..
a i Senatora na łono natury, któryś z Juniorów może by podrzucił?? Coby miał obstawę, a Senatorowa nie obawiała się wyspowych Harpii 
WOW!!!
Noooo coooooo
Te Harpie!!
Idę na imprezę.. Nie, nie ostatni dzień wakacji żegnać 😀
Wrócę przed zmrokiem, mam nadzieję… Papaaa 😀
PS Jasminko śpisz??? Jeszcze?? Taż słońce ku zachodowi się chyli
PS U mnie centralne hula, na zewnątrz temp. +20°C całkiem fajnie 😀
Musztarda po kisielu, powinno być „Baw się co najmniej wspaniale” ale i tak tego nie przeczytasz.

Żeby utrzymać się w temacie to dodam, ze w naszej okolicy SĄ grzyby.
Jeszcze dzień.
A poza tym to ostatnio czuję się podle, ciśnieniem zaokiennym mnie chyba miota. Własnego na wszelki nie mierzę. 


Nie śpię, nie śpię, zerwałam się, czyli zwlokłam zwłoki swe, już przed 13-ą.
Na spotkanie się piszę, ale wolę wiosennie, jak już się obudzę po śnie zimowym.
Serdeczności nieustające przesyłam i idę odetchnąć powietrzem zanim lunie (być może tym razem) deszcz.
Za chwilkę wybywam, żegnać wakacje, niedaleko, ale zapowiada się zajęty i zajmujący wieczór. Prosiłbym o ustalenie dowolnym sposobem, kto i co w najbliższym czasie wrzuca (nie wypieram się własnej propozycji, tylko może niekoniecznie tak raz po raz?).
Mam zajęcia kuchenne, bo urodziny wnuczat jutro…. dwa w jednym, bo dzielą je trzy lata i kilka dni 🙂
Ja traktuję blenderem pomidory, zostało jeszcze jakieś 5 kilo, czyli mam z górki :)))
Też jestem bardzo zajęta. Gapię się przez okno na padający deszcz. 😆
A ja zastosuję opanowaną do perfekcji spychotechnikę i poczekam aż się ktoś wychyli!: )))
a miętusy juz przyrządzone, Senatorze ? )
To ja podsumuję : Senator czeka,Tetryk ma trudności obiektywne, Misiek coś o pomidorach, dziewczyny milczą dyplomatycznie….. na kogo wypadnie, na tego bęc !
czekamy Kwaku….
KWAK, bo jako jedyny zdradza chęci !
A może Bożenka wybierze coś swojego?
