Jak dobrze, że odebrała pani telefon! Od trzech dni próbuję przesłać faks, ale linia ciągle zajęta!
Nie wiedziałam co powiedzieć. Przyjrzałam się faksowi. No jasne, był wyłączony. Znowu.
Przepraszam za kłopot – przeprosiłam mojego super-hiper-ważnego- klienta. – Już włączyłam faks, może pan przesłać materiały.Będę czekać – zerknęłam na maleńką kotusię ” śpiącą” na „swoim ” fotelu po drugiej stronie pokoju i dodałam: – Ostatnio często zdarzają mi się usterki techniczne. To chyba jakiś chochlik.
Wzmiankowany ” chochlik” otworzył niebieskie oczęta i ziewnął, a gdy zgrzytnął faks, z miejsca oprzytomnial.
– O mało nie straciłam przez ciebie klienta – mruknęłam pod nosem.
Kotka zeskoczyła z fotela i pomknęła do swojej zabawki dnia. Ale twardo stanęłam pomiędzy Seren(dipity) a jej celem, gotowa przechwycić faks, zanim mała prawie syjamska kotka zdąży podziurawić kartki swoimi mleczakami.
– Znowu bawiłaś się przyciskami faksu, prawda ?
– Miau- miaauuu
– To nie jest usprawiedliwienie. Nie ochodzi mnie, że faks na ciebie dziwnie patrzył…
– Mijjjaauuijj -ijj -ijj!
– Serena, faksy nie świntuszą !
_ Pft – pfiii. Miorrruuuf.
Pięciomiesięczny młodociany przestepca złapał mnie za kostkę, jakby dla podkreślenia swojej wypowiedzi, wykonał trzydziestosekundową kocią stójkę, kopiąc mnie jednocześnie po łydkach, po czym wyprysnął przez drzwi do sąsiedniego pokoju. Słyszałam jak wyprawia akrobacje na łóżku, tymczasem faks wypluł ostatnią stronę.
Przed paroma tygodniami koleżanka znalazła na swojej werandzie porzucone kociątko. Maleństwo spało sobie w pustej doniczce. Nie więcej, tylko zadzwoniła po pomoc do mnie – swojej kumpeli i autorki różnych artykułów na temat zwierząt. Aż wstyd się przyznać, ale od bardzo dawna nie było u mnie zwierząt. Mój czas pochłaniały e-maile, telefony, i faksy od i do klientów, ale pomyślałam sobie, że kociak ubarwi moje długie, nierzadko samotne, pracowite dni. I tak Amy – na -sygnale pognała na ratunek i zakochała się w kotusi od pierwszego wejrzenia.
Przekonałam męża, że słodka, uwielbiająca wylegiwać się na kolanach koteczka nie sprawi nam żadnego kłopotu. Nie minął miesiąc, gdy zdałam sobie sprawę, że koci bogowie mają wypaczone poczucie humoru.
Serenie obce było pojęcie odpoczynku. Potrzebowała ciągłego zajęcia – o czym informowąła nas w długich, okraszonych pomiaukiwaniem rozmowach, w których zawsze musiała mieć ostatnie słowo.
Opróżniała moje szuflady ze skarpetkami. Bawiła sie w kosi-kosi łapki w muszli klozetowej. Jej piłeczki (utaplane uprzednio w misce z wodą ) sabotowały nasze obuwie.Karteczki samoprzylepne z ważnymi wiadomościami były tropione, porywane i mordowane. Kubki z kawą aż się prosiły, żeby zanurzyć w nich łapkę i potrząsając nią, tworzyć kolejne dzieła w stylu prerozchlapizmu ponowokociego na monitorach komputerów, encyklopediach i nieskazitelnie czystych manuskryptach.
Ale tak naprawdę Serena doprowadzała mnie do szewskiej pasji, gdy zaczynała bawić sie faksem. Dźwięk dzwonka rzucał jej wyzwanie, wyłaniające się kartki papieru – wiodły ją na pokuszenie, a wydające po naciśnięciu różne tony przyciski – gwarantowały ubaw po pachy.Pojęcia nie mam, ile faksów do mnie nie doszło, bo mała zgaga zdołała wyłączyć urządzenie.
Wszelako zamiast kar cielesnych – które i tak by nie podziałały – w ramach wychowania według zasad trudnej miłości przykrojonych na kocie potrzeby sięgnęłam po pistolet na wodę.
Tyle, że Serena uznała to za frajdę nie z tej ziemi.
Pach !
Trącała drewniane żaluzje, ściągała książki z półek, i sprawdzała niezawodność sił grawitacji spychając łapką z gzymsu nad kominkiem kruche bibeloty – a wszystko po to, żebym mogła do niej postrzelać.
Doszłam do wniosku, że grawitacja nie obejmuje chyba zalania faksu woda, więc zdobyłam jakieś tekturowe pudło i przykryłam nim urządzenie.
Serena jednym susem znalazła się na kartonie.
– Miau- miauuuaaauuu – orzekła i nuże wycinać na nim swoje kocie hołubce. Ale osłonięte tekturą przyciski nie zagrały.
– Ha ! – zakrzyknęłam – Nareszcie cię mam !
– Mijjaauuijj – ijj -ijj !
– Serenuś, znajdź sobie inną zabawkę.
– Phtt- ptiu. Merrruumff
No to sobie znalazła.
Kiedy zajęta jestem pisaniem, potrafię stracić rachubę czasu i kompletnie zapomnieć o całym świecie. Nie zdawałam sobie sprawy, że Serena przymierza się do Wielkiej Ucieczki, dopóki gdzies zza pleców nie dotarł do mnie rytmiczny łomot, po którym nastąpiła złowróżbna cisza.
Na klamce gabinetu zawiesiłam delikatną szydełkowaną ozdobę świateczna, która teraz leżała na podłodze.Drzwi były uchylone. Za to kotki nie było.
Najwyraźniej świąteczna ozdoba przyciągneła uwagę kotusi, która zaczęła trącać łapkami swoją nowa zabawkę, aż zahaczyła o nią pazurkami i pociągnęła klamkę na tyle mocno, że drzwi sie otworzyły – i hulaj dusza ! Słyszałam jak mały klamot hasa niezdarnie w górę i w dół po schodach.
Schowałam świąteczną ozdobę, ale nie powstrzymało to kota geniusza. Serena dobrze pamiętała swoje osiagnięcia.
Raz za razem usiłowała doskoczyć klamki. Co jakiś czas udawało się jej zahaczyć o nią łapką, ale bez dzierganej ozdoby, w która mogła wbic pazurki, łapka ześlizgiwała się, zanim drzwi zdążyły się odblokować.
Klamka – brzdęk ! Pazurki- zgrzyt!
– Miijjuuaauuu
Hop.
Klamka – brzdęk ! pazurki – zgrzyt!
– Nareszcie !! Tym razem ci sie nie uda ! – oznajmiłam.
– Mijjjaauuijj – ijj – ijj !
– Serena, czy nie mozesz jakoś produktywnie wykorzystac swojej energii ?
– Phtt – ptiu. Merrruumff
Ciekawa byłam, jakimi przekleństwami mnie właśnie obrzuciła.
– Jak ty sie wyrażasz, moja panno !
Dopiero teraz, gdy faks krył sie pod kartonowym pancerzem, a operacja pod kryptonimem ” klamka” szczęśliwie spaliła na panwece, poczułam sie dość pewnie, żeby zostawić kotusię samą w gabinecie i pozałatwiać sprawy poza domem. Za pierwszym razem wyszłam może na dwadzieścia minut. A kiedy wróciłam, gratulowałam sobie, że gabinet wygląda wciąż tak samo – najwyraźniej Serena, mój mały mruczący aniołek, cały czas spała.
– Jak sie ma moje Sereniątko ?
– Miau – miijjaaauuuu. Prrrrrrrrrrrrrrrrrrr.
_ Zdrzemęłaś sie trochę ? Jaki dobry kotek.
– Mijjaauuijj -ijj -ijj – Potarła łebkiem o mój policzek.
Wokół panował spokój.
Dopiero po tygodniu zauważyłam, że coś nie gra. Pierwszy e-mail był uprzejmy, ale następne brzmiały coraz bardziej krewko. Przypomniałam sobie, że mój super-hiper- ważny-klient równiez narzekał, ze mój telefon jest ciągle zajęty i mnie może się ze mną połączyć. Notuję wszystkie telefony, tymczasem moje notatki nie zgadzały się z bilingiem, na którym spostrzegłam kilka nieznanych zamiejscowych numerów. Chyba pamietałabym, że dzwoniłam do Jukonu w Kanadzie albo do jakiegoś Fink w Teksasie?
Dwa dni później przyłapałam chochlika na gorącym uczynku.
Kiedy weszłam do gabinetu, dzwonił telefon. Zobaczyłam, jak Serena galopuje do mojego biurka, wciska łapkę pod słuchawkę i strąca ją z widełek.
– Miau – miauuuuuuuu ? spytała i odczekaszy chwilę dodała :-
Mijjaauuijj – ijj-ijj! Phtt – ptui. Merrruummff.
Ruszyłam z kopyta, żeby przechwycić słuchwkę, modląc się, żeby to nie był mój super-hiper-wazny-klient i żeby w porę zminimalizować straty. Może mój klient nie rozumie kocich przekleństw……
Halo? Tu Amy. Czym mogę służyć ? – odpowiedział mi tylko sygnał zgłoszenia.
Seren łypnęła na mnie oczkiem i zanim zdążyłam odłożyć słuchawkę, zaczęła wybierać łapką jakiś numer, nie wiem, może do Sardynek w Oleju na Telefon w Kocimiętce Północnej.
Spojrzałam ponownie na biling, potem na mojego małego Einsteina w kociej skórze. Serena uśmiechnęła sie od ucha do ucha, po czym wyprysnęła przez drzwi, szukać sobie innych rozrywek.
Nie mogłam powstrzy
mać uśmiechu.

– Oto cena wchodzenia w spółkę z kotem – pocieszałam się – Dobrze, że przynajmniej rozmowy telefoniczne da się wrzucić w koszty.
*Serendipity oznacza dar dokonywania
przypadkowych, niezwykle miłych odkryć .
( przyp.tłum).
Witam na nowym pięterku !
Opowiadanie pochodzi ze zbioru „Balsam dla Duszy miłośnika kotów”…. jest to praca zbiorowa:)
Miłej lektury… dla odprężenia 🙂
Spodobało mi się….. a teraz idę na spacer. Pies też człowiek !
Ważny… A bywa, że najważniejszy
Hmmm… „dar dokonywania przypadkowych, niezwykle miłych odkryć”…
Dziwnym trafem skojarzył mi się Alf 🙂
Kto wie, kto był pierwowzorem Afa ?:)
Dla Alfa każdy kot w zasięgu łap był „przypadkowym, niezwykle miłym odkryciem”
Masz znakomitą pamięć, Tetryku :).. dopiero teraz sobie o tym przypomniałam !
Podziwiam Tetryku 😀 Noo chyba, że niedawno oglądałeś 😀
Niee… ale to już dawno opisane, że tetryki najlepiej pamiętają bzdury sprzed lat
Kokiet z Waści i tyle
Moja najukochańsza kotka otwierała sobie wszystkie drzwi skacząc na klamkę; 🙂 była wtedy starsza od Sereny 🙂 Nie umiałam jej nauczyć, że drzwi trzeba za sobą zamykać….
Pusia „od zawsze” atakuje wysuwającą się po płytę szufladkę DVD! Nawet teraz, kiedy jest już przecież statecznym dziesięcioletnim kotem! Wystarczy otworzyć szklane drzwiczki pod telewizorem i zanim się zdąży włączyć ustrojstwo kotka zjawia się jak spod ziemi! Szufladka wyjeżdża i na tychmiast dostaje serię ciosów kocią łapką, a kot potrafi szybko łapką pukać – każdy to wie. Założenie płyty niczego nie zmienia. Kocica czeka aż płytka ruszy i znowu jest: „łup, łup, łup!!”: )) Nikt w domu już DVD nie używa, bo i po co, stoi jedynie by czasami kot mógł się pobawić!
Sadza za to jest złodziej na wielki kamień i kradnie papierosy. Po odłożonego luzem wlezie na wszystko, brakuje tylko żeby wspinała się po gładkiej ścianie!! I co zabawne, nic innego tak jej nie interesuje jak możliwość podwędzenia papierosa. I nie bawi się nim. Ukradnie, zaniesie na dywan i porzuci!!
Tak, moi mili! Tak mnie dziś cały dzień głowa bolała, że nawet potężne zachmurzenie i spadek temperatury nie mogły mnie ucieszyć. Deszczu oczywiście nie ma, ogródek nie podlany, ale nie miałem siły.
Oto powód mojej całodniowej absencji na blogu.
A teraz spróbuję zasnąć. Procha na dobry sen sama Senatorowa mi zaproponowała, a ona nie jest zwolenniczką takich metod układania do snu.
Dobranoc: )))
Hm… a czemu nie z wtuloną Senatorową?
Z tego co pmiętam, to Pusia zaanektowała panią Senatorową, jako poduszkę do spania, a Sadza – Senatora…. W tej sytuacji… sam rozumiesz, Tetryku…..
Tak jest. Senatorową okupuje Pusia a Sadzunia mnie. Mamy koncert na dwa mruczydełka bo kotki mruczą na wyścigi. Sadza natychmiast przestaje gdy zaśnie, Pusinka zasuwa nawet przez sen!: )))
Zazdrosny? : ) Kota znajdziesz, tylko poszukaj: )
Śpij dobrze Senatorze… jutro niebiosa podleją Ci ogródek….
Dzień dobry: ))) Dziękuję, podlały i mam nadzieję że powtórzą!: ))
Dobranoc Senatorze
Niech Ci się przyśnią same miłe rzeczy, żebyś jutro wstał wypoczęty i rześki 
Dzień dobry Miral: ))) Dziękuję, ja wszakże wolę spać bez snów: )
Kotki, koteczki.. łobuziaki i tyle 😀
Dlatego wolę psiaki 😀 Nawet tak durne, jazgotliwe jak Lunka
co to na myszy poluje, a co się przy tym naszczeka..

Po parapetach nie skacze, po telewizorze nie łazi, kwiatów nie obgryza i łapkami nic nie zrzuca, o! Nie telefonuje również 😀
Luna nie zatraciła instynktu łowieckiego….. yorki, zanim stały się psami ozdobnymi, były hodowane do tępienia myszy i szczurów ( przeciez to terier! )….a teraz to psia lalka 🙂
Do teraz zachowały resztki instynktu i szczekliwość
Ja właściwie lubię najbardziej duże psy, ale dwa niewielkie nie mniej niż uwielbianego alzatczytka – spaniela i właśnie yorka! Ile razy zobaczę tego psiego malucha tyle razy przypominam sobie wojskowe określenie psa bojowego.
Oto definicja: Pies bojowy składa się z obroży bojowej i psa właściwego!!
Witaj Senatorze…. podzielam Twoja sympatię dla spanieli !
W dorosłym życiu towarzyszą mi nieodmiennie 🙂 A yorki są zabawne, ale skutecznie opanowały moje osiedle i są egzemplarze tak strachliwe, że aż przykro…..
Aaaaa kotki dwa.. Dobranoc 😀
A w Szczecinie rozpoczyna się Pyromagic 2013 – konkurs sztucznych ogni…. część pokazu obejrzę z okna … a hałas będe słyszała bez litości 🙂 Frajda do oglądania, nieporównywalnie większa niż sylwestrowe fajerwerki….
Psy i koty się tego boją. Przynajmniej większość z nich.
To prawda…. w Sylwestra kot chowa się pod wanną albo w szafie,a Ami wprawdzie się nie chowa, ale minę ma niepewną… mimo, że jako pies myśliwski nie powinna się bać 🙂
Dzień dobry
Pomału się u mnie ochładza. I już tylko 27C. A miało być ochłodzenie… Trzeba tych od prognozy wystrzelać
Narobią człowiekowi nadziei i potem spotyka nas rozczarowanie 
Trzeba się cieszyć, że chociaż na noc robi się przyjemniej 
Ale to nic
U mnie prognoza się sprawdziła! Chłodniutko!: )
No to się cieszę, Senatorze
Przynajmniej odpoczniesz od tych upałów i głowa nie będzie Cię bolała
I tego Ci życzę 
A wracając do kotów. Kot naszego kolegi Jury (Ukrainiec, oczywiście Jura, nie kot) nauczył się załatwiać swoje potrzeby w sedesie
Jura śmiał się, że nie może skubańca nauczyć spuszczania wody po sobie
A to przecież wkurzające, jak przychodzisz i coś ci w sedesie pływa
Pocieszyłam go tylko, że przynajmniej nie musi wydawać kasy na piasek w kuwecie, bo cały czas jest czysty, nieużywany 
Lata temu Pusia, syjamka mojej Mamy robiła to samo. Nikt jej nie uczył, no, ale wiadomo – syjamczyk to zdumiewający kot!
Ten kot Jury, też sam się tego nauczył, chociaż to był zwykły dachowiec. Jura próbował go tylko nauczyć spuszczania po sobie wody
Ale mu się nie udało 
My z kolei mieliśmy w Polsce kotkę, która polowała na nasze rybki w akwarium. Skubana siadała na brzegu akwarium i czekała aż jakaś rybka podpłynie pod powierzchnię. A potem to już tylko szybki ruch łapą… Mieliśmy niezły cyrk, jak założyliśmy szkło na górę. Siadła jak zwykle i czatowała. A potem jak nie wyrżnie łapą w szkło
Tylko echo poszło
Szybko jednak zrozumiała, że jedzonko nie jest już dla niej dostępne. Siadała więc przed akwarium jak przed telewizorem i mogła się tak wpatrywać godzinami
Wodziła oczami za co większymi rybkami i mogę się założyć, że ślinka ciekła jej do pyska 
Syjamczyki moich rodziców – Puszek i Pusia – potrafiły wywlec z wody pływające w nich ryby. Kiedyś tak zapolowały na słynnego wigilijnego karpia. Puszek wlazł do wody (syjamczykom to nie dziwne) i go zaganiał, a Pusia siedziała na brzegu wanny i pazurzastą łapą go, łapą! Ubaw był po pachy: )
Te koty zdumiewająco sprawnie ze sobą współpracują. Kiedyś gwizdnęły Mamie świeżą kaczkę z blatu lodówki (taką niską mieliśmy przez jakiś czas) i zespołowo wlokły ją po podłodze ku jakiemuś ustronnemu miejscu! A kaczka , jak przedwojenna, duża była: ))
To mi przypomniało opowieści rodzinne. Przed wojną, kiedy mój ojciec był jeszcze dzieckiem mieli w domu kota. Kiedyś babcia przyłapała go jak „polował” na mięso w zupie
Usiadł na samym brzegu płyty, jedyne miejsce na piecu, które nie było bardzo gorące, zwalił łapą pokrywkę z garnka i patrzył. Jak mięsko gotując się podpłynęło pod powierzchnię, czepił pazurem i jednym ruchem zwalił na podłogę. A potem usiadł i czekał aż trochę to mięsko przestygnie
I dobrze, że go babcia przyłapała, bo podejrzewała swoją służącą, że wyjada mięso i nawet chciała wywalić kobietę z pracy za nieuczciwość 
Witajcie!
Chłodniej wreszcie nieco, to i żyć łatwiej. Są nawet niejakie wieści od Zenka…
Oooo!!! To znaczy będziemy mogli go znowu spotkać
Czekam z niecierpliwością, Mistrzu, na kolejny odcinek 
Dzień dobry
Zatem zapraszam na górkę (Miral, nie zaśnij z przyzwyczajenia
)