…. Na com to ja akurat ostatnio narzekał? Aha, na deskę… No, czort z nią! Leżę, oczy mam szeroko rozwarte i czekam…. Ekipa spokojnie się rozstawiła, mój ulubiony dr operator powiada: – No, to zaczynamy! Jak on tak, to ja oczy cmyk migiem w głąb czaszki i powieki łup! – już u mnie zaciśnięte jak u rekruta półdupki na carskiej paradzie… Coś mnie stuknęło-kolnęło w pachwinę, nadusiło i ruszyliśmy… Świsnął wyjmowany z jakiejś rurki dren, zamontowali go migiem i pewnie zaraz poszedł nim kontrast bo cholerycznie zachciało mi się pić. No, po paru minutach panika lekko mi przeszła i przez nadal zamknięte oczy zacząłem więcej słyszeć! Gadają sobie…to dobrze…o drobiażdżkach gadają…. to dobrze….. – Niedobrze robi się kiedy oni przestają sobie kawały opowiadać i zaczynają rzucać angielskimi skrótami…. Ale u mnie nic takiego, no – fajnie jest…Otwieram ostrożnie oczy, szukam nimi zegara na ścianie, ale gdzieś go widać przewiesili i znaleźć nie mogę. No to pytam:
– Jak tam, doktorze?
– W tętnicy jesteśmy – powiada ten mój zbawiciel i słyszę, że jeden drut wyciąga, za drugi się łapie i dalej swoje robi. Po chwili lekarze się chowają do takiej kabiny, kamera rusza, zdjęcia się robią, film się kręci…. Następny dren…- Proszę nie oddychać…..może pan oddychać…I dawaj dalej mnie znowu filmować!! Po kilku znowu minutach mój zbawca poczyna coś pod nosem mruczeć…. Mamrocze i mamrocze…Widzę, że czegoś niezadowolony… Lekko podnoszę głowę, spoglądam na geniusza plecy tak lekko z boku i dopiero wtedy dociera do mnie, że on z jakąś babką przecież gada! Przyglądam się asystującej mu pani doktor…. Fertyczna brunetka. A jaka figurka!….. No, no, dorobili się… Pani dr czuje widać na sobie moje spojrzenie, odwraca się, uśmiecha promiennie i ciepło…. Oj, dzięki Ci dobryż Ty Panie Boże, że mnie już po sześćdziesiątce, bo jakbym tak ze trzydzieści lat mniej miał to ja tu przecie goły i na jej widok przy mojej wyobraźni jeszcze mogłoby się coś nieprzystojnego światu pokazać! … A dr dalej pod nosem warczy…
– Coś nie tak, panie doktorze? – pytam lodowato spokojnym głosem.
– A nie, wręcz przeciwnie, zaraz kończymy!
– Te moje stare stenty jak? – teraz to ja już kozak jestem, zaraz przecież kończymy!
– A w zupełnym porządku – powiada mnie to słoneczko!
No, to mnie uradował…. Tylko on czegoś mimo wszystko dalej jakiś taki jakby mało zadowolony. Coś tu widać jemu nie pasuje! Nagle, jakby zapominając o dobrych manierach i o tym, żem ja już odgłuszał i wszystko słyszę, powiada do kogoś w głębi sali – Jaki on ma cholesterol?
– LDL 85, HDL 70 – pada odpowiedź. I tu wysoce kulturalny, świetnie posługujący się trzema zachodnimi językami dr nauk med. jak nie walnie na cały regulator popularnym, nawet nieco rozbudowanym rusycyzmem! Jak drugim nie poprawi!! Nu, prosto jak w domu zrobiło się!
– Od dawna pan tak ma? – warczy do mnie.
– A będzie jakieś osiem, dziewięć lat – powiadam serdecznie. W odpowiedzi jeszcze głośniej zaburczało, znowu zawarczało, brunetka gdzieś pierzchła i po chwili skończyliśmy! Phi, ledwie w jakieś pół godziny się ze mną obrobili…Orły!!
Podjeżdża łóżko, delikatnie mnie nań z deski przesuwają, pada sakramentalny zakaz poruszania się i wyjeżdżam zwycięski!! I ląduję na obcej sali!! Trzech niedotrupów tam leży, a ja mam być za czwartego!
– Nie moja sala – powiadam do pielęgniarki, która coś mi tam przy pościeli poprawia.
– Teraz już pańska, po zabiegu chory nie może być sam!
– Czemu mi tego nikt nie powiedział?
– Proszę się nie denerwować, wszystkie rzeczy pańskie są już tutaj a doktor zaraz przyjdzie…. I się uśmiechnęła…No to ja też!: (
Leżę, odparowuję jak stara zmęczona szkapa…. Uffff.!! No, teraz aby się nie kręcić. Widziałem co musieli robić z takim co się kręcił. Dziękuję, ja tak nie chcę, poleżę! No i wiem, że zaraz przymaszeruje mój dobroczyńca i mnie obłoży pełną informacją! Przytuptał, usiadł na taborecie, ponuro łypnął burym okiem na świadków, świadkowie taktownie spojrzeli w sufit bo i gdzie mieli spojrzeć i dr nauk med. zaczął!…… A jak on skończył to ja zacząć nie mogłem, bo świadkowie dalej w sufit patrzyli, a za to co chciałem powiedzieć to ze siedmiu złoczyńców można by spokojnie w majestacie prawa powiesić!!
Krótko mówiąc – nic nieprawidłowego nie znaleźli, poćwiczyli na mnie technikę, którą i tak mają opanowaną do perfekcji i tyle. W całej rozciągłości okazało się być wystarczającym rozpoznanie z poprzedniego szpitala, gdzie mnie do mniej więcej żywych doprowadzono metodami spokojnymi, bez ryzyka i tam tego innych pierdolamentów z kamerami, drutami i resztą tego nowoczesnego barachła!!. I to wszystko!!! Moje wewnętrzne rurki, dziurki i zegary okazały się być w doskonałym stanie. Korona wieńcowa jest drożna średnio w dziewięćdziesięciu procentach!! Poprzednie zabiegi zrobiły swoje i wystarczy mnie czasami furosemidem z pompy przepłuknąć (raz na dwa, trzy lata!) i mogę hulać jak juhas po hali. Oczywiście nie za wiele i po płaskim! Chyba że zechcę, to oni mi wszczepią do serca, tam w środku, jakieś super urządzenie – padł sakramentalny angielski skrót – ale to już kardiochirurdzy, nie kardiolodzy!! I tu począłem się dusić! Chyba na widok wyłażących mi z orbit oczu i rozwierającej się do wrzasku gęby, pan dr nauk med. zerwał się jak oparzony, nerwowo spojrzał na zegarek i powiedział, że jak znajdzie troszkę czasu to przygalopuje…. I pognał!!
Zostałem sam…. Z potężną igłą w tętnicy, unieruchomiony na ładne parę godzin, z oczami wbitymi w sufit i taką złością, że ona mnie samemu kością w gardle stawała. I na dodatek nikogo pod ręką żeby mu coś zrobić, bo inni w tym lazarecie – jak i ja ranni w okolice orderów – Bogu ducha byli winni…. Leżałem, a złość we mnie rosła!!
Doleżałem…. Pielęgniarki stale zaglądały bo co i rusz któryś zdechlak po nie dzwonił, lekarz jakiś nawet się pokazał, pod kołderkę mi zajrzał, z zachwytem głową pokiwał (ciekawe co on tak podziwiał?), no i dotrwałem aż mi mój własny dr tę igłę – oni to nazywają „koszulka” wyciągnął, palcem tętnicę z piętnaście minut uciskał, pelotę zamontował, obandażowali mnie, padło sakramentalne – może pan się poruszać ale bardzo ostrożnie i tylko z boku na bok i proszę uważać, i już.
Nic mu nie mówiłem, o nic nie pytałem… bo i o co?
Minęło sporo czasu…. Pelotę usunęli, ucieszyli się, że goi się na mnie jak na psie i pozwolili łazić. Do toalety, owszem, dalej na razie nie, nie rozpędzać się aby!! Gadaj tatka latka jak mnie roznosi już drugą dobę i jakiejś ofiary dopaść muszę, bo się rozpęknę i huku narobię ciężko chorych ludzi strasząc!!…………
Widzę, że ja się jednak rozpędziłem, gaduła stary… Następny odcinek tej przygody może się wkrótce ukazać…. Ale już pod ukradzionym Czapskiemu tytułem „Na nieludzkiej ziemi”…Czemu tak akurat? Bom łaził jak opętany, wszystko co się dało oglądał, z ludźmi gadał i wyszło mi, żem w nieludzkim miejscu się znalazł…. Jak chcecie, to znak dajcie…Jak nie, zostanę ze swymi spostrzeżeniami sam…Jak z tą pieprzoną igłą w tętnicy….
Wtedy też byłem sam…
Dzień dobry: )))
Warsztat z tuningiem zbędny: ))
Dzień dobry 🙂 A to ci siurpryza…. za darmo Cię drutami szpikowali ? Wcale nie…. wszystko gra i buczy … jak dotąd!
Relacja podana lekko i z wdziękiem, jak zawsze, Senatorze…:) Czy to wpływ fertycznej brunetki ?
Witaj: )))
Nie da się ukryć, że ciężko ją zapomnieć!: )
Ano na darmo… Gdyby ktoś poczytał dokładnie dołączone do wypisu z poprzedniego szpitala wyniki badań… I pomyślał miast chcieć zarobić… Ale o tym, jeśli zechcesz, w części trzeciej i z tego cyklu ostatniej…: )))
Witam :)) Dlaczego wszyscy wieszają psy na naszej służbie zdrowia, przecież wypuszcza swoich podopiecznych w pełni zdrowia i znakomitej kondycji psychicznej ? :)))
Witaj: ))) Też się nad tym potężnie zastanawiam!!
Dzień dobry Stateczku 🙂 Ba…. a czy świat widziała kiedy prawdziwą wdzięczność ?
Witaj Czarodziejko :)) Widział ! Kirył Bułyczow napisał takie opowiadanie o Złotych Rybkach, do Guslaru dostarczono transport złotych rybek, które spełniały trzy życzenia. Jeden z mieszkańców był kaleką bez jednej ręki. Na drugi dzień kiedy się obudził, miał
więcej rąk niż wszystkie Boginie Kali w Indiach, tak mu się przysłużyli rodacy. To był dobry człowiek i wszyscy którzy zakupili rybki, mu się odwdzięczyli. Chirurdzy mieli potem sporo roboty, może nawet więcej niż przy Senatorze :)))
Ha, jeżeli dobrze pamiętam, to na szczęście ten chłopak nie musiał mieć do czynienia z chirurgami – jednej rybce zostało jeszcze jedno życzenie i litościwie zostało ono przeznaczone na przywrócenie wielorękiego młodzieńca do stanu dwuręczności. Tak mi się wydaje w każdym razie.
Więc zostało udowodnione, iż wdzięczność dla bliźnich potrafi bić wszelkie rekordy. Nawet ostatnie życzenie, potrafimy zużyć w szczytnym celu :))
A propos ostatniego życzenia!:
Stary Czukcza na łożu śmierci zwraca się do młodzieży:
– Chrońcie jelenie! One nam dają pożywienie…
I opada na poduszki, zbiera siły i po chwili daje następne wskazówki młodemu pokoleniu:
– Chrońcie las! Dzięki niemu mamy ciepło…
I znowu opada wycieńczony na poduszki. I wydaje się, że wyzionął ducha, ale ostatkiem sił kontynuuje:
– I chrońcie Estończyków! Jeśli Estończycy wymrą to zostaniemy jedynym głupim narodem na świecie…
Dzień dobry! Czyta się świetnie, ale jest parę momentów, których nie do końca rozumiem.
Dlaczego doktor klął na wieść o wynikach cholesterolu?
Co musieli zrobić z takim, co się kręcił?
Skoro nic nieprawidłowego nie znaleźli, to czego tak się medyk pieklił?
Czy zacząłeś się, cny Autorze, dusić na wieść o tym superurządzeniu, które by Ci mogli wszczepić? Dlaczego? I co by miało to urządzenie uskuteczniać?
Rozumiem, że jak już będę znał odpowiedzi na te pytania, to zrozumiem, skąd Twoja złość na koniec?
A, mam nadzieję, że tuningowanie na warsztacie nie stanie się stałym środkiem perswazji wobec autorów na Wyspie…
Aha, pisałem komentarz, a zdaje się, że wyżej na drabince przynajmniej ogólnie odpowiedź padła…
Witaj: )
Rozumiem Twoje pytania, ale coś na część trzecią musiałem zostawić: )
Aa, czyli stopniowania napięcia ciąg dalszy. I bardzo dobrze!
Wszystko się wyjaśni. Na szybko to o takim co się kręcił – w tętnicy po zabiegu na wszelki wypadek pozostaje przez kilka godzin taki prowadnik (oni w skrócie mówią „koszulka”, choć to nieco mylące), którym – jak sama nazwa wskazuje – wprowadzane są do naczyń koszulki z kontrastem i cewniki. Zostaje po to, by na wypadek powikłań mieć już gotowe (czas!!) miejsce ponownego wejścia. To jest długie, grube, twarde no i zaostrzone. Coś jak taka potężna igła do zastrzyków. Jak zaczniesz się kręcić to rozwali tętnicę udową w mniejszym lub większym stopniu. No a wtedy robotę ma chirurg naczyniowy!!
Brzmi jak opis jakichś tortur, nawet niekoniecznie średniowiecznych.
Witaj Kwaku ! 🙂 tylko cel był inny 🙂
W średniowieczu powiedzieliby, że chodzi o uzdrowienie duszy przez przyznanie się do tego czy innego grzechu – więc pewnie nie taki znowu inny, hihi.
Wiesz, w tym wszystkim jest, jak pewnie zauważyłeś, bardzo praktyczny cel! Ułatwienia!!
Niby, że w zdrowym ciele zdrowy duch i odwrotnie tyż ?:)
Ja tam nie wiem, co przyświecało Świętemu Oficjum. Może i takie maksymy?
Świętemu Oficjum przyświecało wszystko. Nawet stosy chrustu!
ZWŁASZCZA stosy chrustu. Najlepsze, że kara spalenia na stosie (i zdaje się również uduszenia garotą, obie wyjątkowo okrutne) była ujmowana w oficjalnych wyrokach jako wyjątkowo miłosierna, bo „bez przelewu krwi”. Hipokryzja niewyobrażalna!
Musisz pamiętać, że kościołowi nie wolno krwi przelewać. Dosłownie! No to trzeba jakoś sobie radzić, toż Domini canes nie głupsi od rabinów. Skoro Żydzi potrafią obejść na wiele sposobów surowe nakazy Tory to dominikanie i inni zakonnicy obchodzili równie sprawnie nakazy i zakazy zarówno Starego jak i Nowego Testamentu. Zresztą samą karę wykonywali najczęściej miejscy kaci lub pachołkowie. Pierwotnie heretyków kościół raczej starał się nawracać perswazją, wykluczeniem, konfiskatą mienia a kary przez spalenie czy w inny sposób wymierzali raczej władcy świeccy. Dopiero gdzieś od końca XIII w. (jeśli się nie mylę) powołano specjalny zakon, właśnie dominikanów do czynnej i brutalnej walki z herezją! Zawsze byli wspierani przez władców wszelkiej rangi i maści!
Ale prawdą jest, że te stosy zapalali miejscy kaci 🙁
Się podpisuję pod powyższymi. Cierpliwie zaczekam na ciąg dalszy nastąpi.
Na razie boków zrywać nie będę, nastąpi to zapewne po części trzeciej Twojej opowieści, Senatorze, bo widzę, że robi się coraz zabawniej. Jak u Hitchcocka. Na początek trzęsienie ziemi a potem napięcie systematycznie rośnie.
Witaj Jaśminko ! O tak… i wszyscy mieliśmy trzęsionkę o Senatora! Ach, wciórności….
Witaj Wiedźminko.
Cichaj, już dobrze, czyli w miarę, czyli… a tam. 😆
Nie żałuję Senatorowi naszej trzęsionki, tylko Senatorowi nadmiaru
wrażeń
Witaj: ))) No, wesoło to dopiero będzie!
Posiadając doświadczenia mogę się tego spodziewać.
Jak się miewa Skowronkowy globus ❓ Mam nadzieję, że… 🙂
Alarmuj te pticę, niech coś piśnie!!
I Miedźwiedzia też!!
Wszystko ja. Jeść ja, spać ja, jeszcze trochę i do roboty zagonią.

PS do piętro niżej.

Dziękuję Ci Quackie za przetłumaczenie. O to chodziło, bo za czas jakiś zaczęło działać.
Drobiazg, cieszę się, że mogłem pomóc.
A teraz wracamy do naszej ulubionej aktualnie wycieraczki.

A ja na czas jakiś raczę się oddalić, ale wrócę zaniebawem.
Jakby jeszcze Skowronek zaćwierkał, to zrobiłabym na podwieczorek tartę truskawkową z bitą śmietaną ! Może to Ją zwabi ?
Przyznaję się bez bicia Wiedźmineczko, że jestem jak kwoka.Uspokajam się dopiero wtedy gdy wiem co się dzieje z moimi kaczętami.
Mnie by zwabiło. Pychota.
Nadrobiłem zaległości, gratulacje dla autorów wpisów – czytało się świetnie!
To jeszcze komentarze zostały.
Dzień dobry 😀 Złego licho…no coś tam.. Bez obaw, mogę i dwie tarty wsunąć, booo.. b. lubię.. Mniaaam..
Witam wypoczętego tetryka 😀
PS A Senatorskie „sprawozdanie”.. Jak zwykle..(superzasto opowiedziane !!)
Hmm, giczołki leżał grzecznie cztery godz. i ni razu nie wierzgnęły.., a i jęzorek na wodzy utrzymał 😉 Chyba 😀
To tak żartem, jakby co 😀
Witam: ))) Gdzie Pani lata, jeśli można spytać?
Do miłego.. podwieczorku/a 😀
No ❗
Noo, ile nas, ile nas, do pieczenia chleba…
Podejrzewając przypuszczam, że do jedzenia więcej.
Od chleba można pylicy dostać! Strasznie dużo mąki zawiera!
Kiełbas bym narobił….
Witam 🙂 Bardzo sugestywny opis Senatorze, aż mi ciarki po plecach chodziły, świetna narracja .

Cześć, Misiu: )))
Dzięki!
Kochani, wybywam, będę za czas jakiś, z pewnością dzisiaj wieczorem jeszcze. Aczkolwiek na wieczór zapowiadano u nas burze…
Niechaj Cię omijają wszystkie ich rodzaje, Quackie. 🙂 Samych tak zwanych życiowych zliczyć trudno. Jest tego od, za przeproszeniem, groma i więcej jeszcze. Do wieczora dziś zatem. 🙂
No i się na razie rozeszło po kościach, chyba że w nocy przyp… to znaczy przywali.
Cegój tak??
Się dziwi, że tak cicho…
No, czas kąpieli nadszedł. Później brzucho pod zastrzyk trzeba podstawić (już ostatni, hurrraaaa!!) i kierunek na łoże przyjąć.
Dobranoc: )))
No tak… Odśwież, odśwież, odśwież…, ale przewiń do góry to do głowy mi nie przyszło. 🙁
Jak się okazuje tylko z Quackie`m na Wyspie mogę porozumiewać się pismem obrazkowym, bo mnie rozumie. 😆
Ej, ja patrzę na głównej stronie, po prawej stronie w kolumnie od razu widać, kto coś nowego napisał.
Też muszę tak robić. 🙂 Na swoje usprawiedliwienie mam koszmarną noc i jeszcze słabsze niż zwykle kontaktowanie.
Ja też tak robię 🙂
1. Co on mnie robi?? Dlaczego nie chce przepuścić?? A teraz??
3.Zatem rzeknę dobranoc… /i co w tym komentarzu jest nie tak??/
PS Jutro będzie lepiej, jenoo chłodniej
aa to się mnie nie podoba..
Nie doczekawszy się tarty 🙁
Próba!4
Nawet net przeciwko mnie
Se idę do jutra 😀
Dobranoc, ja też już znikam
Trzym się, nie daj się ❗


Net też mi pada na twarz, żeby nie rzec, że na pysk. A miało być lepiej.
Dobranoc! Snów pogodnych absolutnie i suchych, że tak rzeknę. Bezdeszczowych może – lepiej?
Tyle mojego co dobrej nocy powiem, ale za to jutro luzik 🙂
Hehe he!
Gumofilce będziesz suszyć??: )))
No właśnie …. tarta została pożarta przez wnuczęta nadobne… ale truskawek jest dużo i będzie następna…:)
Duszno dość obrzydliwie i podobno ma padać w nocy…. pewnie kolejne złudzenie 🙁
Pierwsza w nocy, na budziku 22 stopnie, powietrze można kroić nożem, nawet jeden listek nie drgnie, wytłuc tych telewizyjnych szamanów od pogody, do nogi, od miesięcy się nie sprawdza pogoda dla naszego miasta, to są jakieś kpiny, na niemieckiej prognozie, był upał na dziś [wczoraj] i żadnych opadów, a jutro ma być prawdziwy czad 🙂 🙂
No to faktycznie. Jak się prognozy nie sprawdzają, to wytłuc takich szamanów
Nasi chyba się boją, bo na dwa dni naprzód wszystko się sprawdza. Z tymi długoterminowymi różnie bywa
A pogoda u mnie paskudna. To gorąco – ponad 30C, to w nocy spada do 12C. Deszcz i parówka i znowu gwałtowne ochłodzenie
Co się dziwić, że tornada szaleją. I to już dwa (z tego co wiem) dostały kategorię F5, czyli te najgorsze z możliwych. Całe szczęście nie u mnie…
Witaj Miral: )))
Tam, u Ciebie to F5 chyba delikatniejsze niż nalot F22?: )
Ostatnie EF-5 (według nowych oznaczeń) miało 4,2 km średnicy i wiało z prędkością 480km/godz
A co to F22 to nie wiem 
F-22 Raptor – amerykański myśliwiec przewagi powietrznej. Wykonany w technologii stealth.: ))))
Nie zostało mi nic innego, jak tylko paść do nóżek Senatorowi
Przeżycia na pewno, ale opis jest bomba!!!!
Mamy trochę tych talentów pisarskich na Wyspie 
Kobieta u mych stóp!

Proszę, takim już piernik, a mimo to……. To sobie teraz wyobraźcie co to było gdym miał 20 lat!! Chodziłem po damskim stadnym tarzadle jak po perskim dywanie!!
No widzisz
Jeszcze Ci się trafiło
Widocznie ten piernik jeszcze całkiem niezły 
: )))) Sam mniodek!: )))
Twoje wspomnienia, Senatorze, ze szpitalnego pobytu, przypomniały mi moje… Miałam pewien komfort, bo znałam wszystkich. Nie chciałam iść do szpitala onkologicznego i załatwiłam u siebie.
Obydwie palaczki poznałyśmy się jeszcze w ogólniaku na papierosie…
Wyszło jak wyszło. Po operacji miałam całe ręce sine od tego wkłuwania
W końcu się udało!!!! Zaczęła mi podawać jakiś środek i zachciało mi się spać. Przyszedł operator i zapytał jak się czuję. Powiedziałam, że dobrze, tylko spać mi się chce
„Śpij, śpij, ja zaraz przyjdę” powiedział i poszedł sobie
Nawet nie wiem kiedy zasnęłam. Obudziłam się, bo coś przeszkadzało mi w oddychaniu. Próbowałam podnieść jedną rękę, potem drugą, bo chciałam to coś wyjąć z ust. Ale nie udało mi się tego zrobić. Byłam chyba przywiązana. Językiem nie dałam rady tego czegoś wypchnąć i zaczęła mnie powoli ogarniać tak zwana szewska pasja
Jak nie dam rady tak, to może inaczej… Zaczęłam machać głową (to dałam radę robić) w lewo i prawo, licząc, że może jakoś się tego paskudztwa z gęby pozbędę
Ktoś chyba zauważył moje „wyczyny” i coś powiedział. Nawet nie pamiętam dokładnie co. Znowu zapadłam w nicość…
Nie jestem teraz przekonana, czy to na pewno było takie dobre
Na bloku operacyjnym spotkałam koleżankę „z kibla”
Kilka razy próbowała mi się wkłuć w żyłę i jakoś jej nie wychodziło. Ciągle była poza żyłą… Ręce jej się trzęsły, bo chciała to zrobić jak najszybciej i jak najlepiej
Obudziłam się już na sali pooperacyjnej. Koleżanka zapytała mnie jak się nazywam. Popatrzyłam na nią jak na wariata i zapytałam, czy ma aż taką sklerozę, że nie pamięta?
Byłam do połowy goła, przykryta prześcieradłem. Na nim leżała góra od mojej pidżamy. Sanitariusze, którzy mieli mnie przenieść na łóżeczko z kółkami i zawieźć do mojej sali próbowali tą górę mi zabrać, żeby im nie przeszkadzała
Mało brakowało, a trzasnęłabym ich po pazurach. „Moje!!!! Nie ruszać!!!!” – wrzasnęłam. Koleżanka się tylko zaśmiała. „Znaczy się doszła już do siebie” – powiedziała
Przesuwali mnie na „raz dwa trzy”… Pamiętam, że mieli zimne łapy. Nawet im powiedziałam, że jak do mnie lezą, to powinni te łapy nagrzać. Michał, znajomy sanitariusz, kwiczał i obiecał, że następnym razem potrzyma je trochę w piecu, żeby były gorące 
Byłam głodna jak nie wiem co, bo przecież od poprzedniego śniadania nic nie jadłam, a zbliżał się obiad. No i oczywiście palić mi się chciało jak nie wiem co
Rozejrzałam się, nałożyłam górę od pidżamy i wstałam. Trochę miałam miętko w nogach, ale dało się iść. Wtedy można było jeszcze palić na świetlicy. Wywołałam zdziwienie wśród personelu. Myśleli, że smacznie śpię i odpoczywam po operacji
Usiadłam z koleżanką i zapytałam czy mogę siorbnąć trochę jej kawy, bo strasznie mnie suszy po tej pierońskiej operacji. I oczywiście zapytałam, czy jestem zaprowiantowana na obiad, bo głodna jestem jak wilk
Pozwoliłam mi siorbnąć, ale ostrzegła, że może mi cofnąć. Orzekałam, że tak dobrej kawy nie cofnie
Nie cofnęło
Pokręciłam się trochę po oddziale i już szłam do swojej sali, gdy na korytarzu spotkałam swego operatora. Jakiś taki się dziwnie siny zrobił jak mnie zobaczył
„A co ty tu robisz?!!! – ryknął na cały oddział. Aż mi się głupio zrobiło. Powiedziałam mu, że byłam na spacerze i właśnie wracam do sali. Kazał mi natychmiast się położyć i odpoczywać. Nie wiem czemu, ale nie wyglądał na szczęśliwego
„Ale obiad dostanę?” – zapytałam z nadzieją. Nie wytrzymał i ryknął śmiechem. Powiedział, że ze mną nie da się wytrzymać i że jak już tak bardzo jestem głodna, że spać nie mogę, to nawet mi swój obiad odda
Ale jak go zapytałam co ma na obiad, to tylko mrukną „do łóżka marsz” i się nie dowiedziałam… 
Witaj Mirelko…. własnie udowodniłaś, że talentów pisarskich na Wyspie nie brakuje !
No!! Fajnie pisze i gaduła całkiem jak ja!!: )))
Spałam smacznie, ale dobre koleżanki na obiad obudziły
Potem kazały iść biegusiem do łóżka, bo „Wojdal” (tak potocznie nazywali tego lekarza, który mnie operował) jeszcze lata po oddziale i znowu będzie się na mnie darł
Byłam już najedzona i było mi to obojętne 
Nie bolało mnie aż tak strasznie, a taki zastrzyk to nic miłego…
Na sąsiednim oddziale i na tym na którym leżałam, zebrała się ekipa samych dobrych znajomych. Dziewczyny orzekły, że ranę mi zdezynfekowali od zewnątrz, ale trzeba jeszcze to zrobić od wewnątrz
Nad ranem wracałam do swojego łóżka ledwo żywa. Nie wiem jak ten lekarz z urologii poszedł na ranny obchód, ale że do pracy się nie nadawał, to pewne
Na rannym obchodzie „Wojdal” patrzył na mnie podejrzliwie. Powiedział tylko, że widzi, że koleżanki się mną dobrze zajęły, ale chyba ze względu na inne pacjentki nie ciągnął tematu…
Wieczorem przyszła znajoma pielęgniarka z zastrzykiem przeciwbólowym. Powiedziałam, że niech sobie go wstrzyknie, bo ja nie lubię zastrzyków, a jak i ona nie lubi, to niech go wyrzuci i powie, że dała
Następnego dnia było spokojnie. Dopiero wieczorem się zaczęło
Trochę się rozpisałam
Ale te wspomnienia ożyły we mnie na nowo… Nie było mi tak źle w tym szpitalu, ale miałam o tyle komfortowo, że wszystkich znałam 

Gdy wróciłam na zdjęcie szwów, spotkałam „Wojdala”. Ucieszył się na mój widok. Powiedział mi, że mogę się już nie martwić, bo przyszedł wynik tego wycinka, który on wysłał i jest wszystko w porządku, czyli tak jak myślał. Nie rozumiałam o czym mówi. Był zdziwiony, a potem się zaśmiał i powiedział, że mam dobre koleżanki, skoro żadna się nie wygadała. Wyniki biopsji robionej w naszej Akademii Medycznej były paskudne. Wyszła im jakaś pierońsko złośliwa odmiana raka. „Wojdal” wycinając to świństwo doszedł do wniosku, że to nie to. Wziął więc wycinek i wysłał ponownie do badania i jako potwierdzenie drugi do Warszawy. Miał rację, to nie było złośliwe… Powiedziałam swojej przyjaciółce z oddziału, że jest małpa, bo nic mi nie powiedziała. Zapytała mnie tylko „a po co?” Może i racja
No widzisz! I taka świetna wycieraczka poszła na komentarz!: ) Ale to co piszesz potwierdza jedynie znaną od lat maksymę starych, lekko trąconych sklerozą eskulapów: ” Jeśli pacjent chce żyć, medycyna – panie kolego – jest bezsilna!”: )))
Odpowiedz
A gdzie tam taka pisanina na wycieraczkę
Chyba tylko pod drzwi 

Słyszałam też jak pielęgniarka z bloku operacyjnego po operacji narzekała, że to już trzeci stół w tym tygodniu pokrojony i prosiła lekarza o więcej wyczucia
Dobra by była, dobra!!: )))
A z tym stołem to kobita na pewno miała rację! Chirurdzy w zapale rżną jak podleci to i stół mógł oberwać!: )
Witaj Senatorze ! Dobrze mówisz, to byłaby świetna wycieraczka !
Witam po raz drugi, Madame!: )))
Pewnie!!
Witam dziś
A co najśmieszniejsze 95% tych „drewnianych rączek” to abstynenci
„Wojdal” był zastępcą ordynatora i był świetnym operatorem, ale nie zdarzyło mu się wylać za kołnierz
Wszystko trafiało do gardełka 
Według tego co wiem, są chirurdzy na których w szpitalu mówią „drewniana rączka”. Taki zawsze tnie za szeroko i za głęboko
Popisałam sobie za wszystkie czasy
Idę spać, bo u mnie już późno, a jutro mam sporo roboty i muszę wypocząć…

Miłego dnia Wyspiarze
I dobranoc
Dzie!!?? Toż ja z Tobą właśnie gadam!!!
No toż Ci jeszcze odpowiadam, żeby nie było, że jak tylko się zjawiłeś, to ja dyla
: ) Idź spokojnie spać, u Ciebie tam taka już nieludzka pora!: ))
Nie odzywałeś się, to sobie poszłam
A godzina nie była taka nieludzka, bo dopiero 23. 
Dzień dobry: )))
Ciekawe kiedy Misiek się zjawi? Wolne se dziś wziął! Ciekawe dlaczego??
Dzień dobry
Oprócz wczesnoporannej 

Jak ma wolne, to może się zjawić o każdej porze
Może powie jak tu zajrzy
Wyżej wyraziłem przypuszczenie, że gumofilce musi wysuszyć! Niedawno narzekał, że gania w nich od świtu do późnej nocy!: ))))
Dzień dobry 😀 Państwo sobie gadu gadu, a czas zapiernicza nieubłaganie..
Poczytałam.. Mirelka to ma hard ducha. Podziwiam i ukłony niskie ślę
Dzień dobry: )))
Proszę tu częściej bywać, doczytałem w zaleceniach medycznych częstsze kontakty z ludźmi wpływającymi na mnie kojąco!
Ukłony Skowronku !
nie daj się dentyście !:)
Dzień dobry! Po sprawiedliwości i u nas dzisiaj chmur a chmur, praktycznie całe niebo zasnute.
Co do szpitalnych przeżyć, to ostatnio byłem w szpitalu w wieku lat kilku, w Wołominie. Niewiele pamiętam, ale byłem pocięty i zszyty, do dzisiaj mam bliznę. Pamiętam narkozę, dawaną przez taką ceramiczną (?) maseczkę, pamiętam, że było mi łyso, bo Rodzice przyjeżdżali co parę dni. Dostałem wtedy do czytania bajkę o smoku Belfegorze, sprawiłem się z nią w dwa dni i potem nudziłem się jak mops.
Witam.
Popatrz no popatrz. Każdy ma jakieś miłe wspomnienia z kontaktów z Medycyną!: )
Hihi… chirurdzy mnie nie ominęli. Pierwszy raz było tak : na wielkim palcu prawej ręki zrobił mi się zastrzał.. poszłam więc do do przychodni, do pana chirurga, bo bardzo bolało. Pan dr złapał mnie za rękę, ciachnął lancetem, kazał opatrzyć i zawołał: „Następny!”…
I nie chciała przestać. No to…. do innego pana chirurga, który obejrzał palec, warknął: ..”a co za idiota to robił!”, złapał nożyczki (a palec żelaznym chwytem) i nożyczkami zdjął ropny bąbel. Bliznę po cięciu obok ….. mam do dziś 🙂
Rączka bolała jeszcze bardziej
Z drugiego spotkania niewiele pamiętam….
A ile tego w literaturze! Zazdrość i medycyna, na ten przykład. Powieść o doktorze Frankensteinie i doktorze Jekyllu. Cały podgatunek thrillerów medycznych. Się dzieje wśród lekarzy!
Banda jest to zgrana. Na zewnątrz murem jeden za drugiego staje, ale wewnątrz tego środowiska to istne kłębowisko jadowitych węży! Jeden drugiego bez wody utopi!!: (
Oj, tak. Szwagier należy do cechu. Najlepszy jest zawsze tekst – niezależnie od specjalizacji, a tak naprawdę nie tylko wśród lekarzy, ale i innych fachowców – na temat pracy poprzednika: „Kto to panu tak spieprzył?!?”
Tyle, że coraz częściej wydawane są opinie o leczeniu…..
Coś więcej? Bo nie kojarzę – kto wydaje, na czyje życzenie, w jakich okolicznościach i jaki to ma wpływ na sytuację w lecznictwie?
Tego cechu to i ja mam po uszy! Ale starsi nieco przedstawiciele tej profesji, których niejeden pacjent już jakoś trawił, łatwiejsi są do strawienia!: )))
Ale to młode pokolenie…brrr!! Niech ich drzwi ścisną!!
A mnie się zdarzyło i wśród starszych spotkać osobniki niestrawne, niestety. Młode pokolenie przyzwyczaja się do feudalizmu panującego w klinikach i szpitalach, i postępuje odpowiednio do zastanych warunków, taką bym hipotezę zaryzykował. Ordynator jest jak możnowładca, lekarze pod nim – jak lenni baronowie, pod spodem stan rycerski – młodszych lekarzy, stażyści – giermkowie, aspirujący wyżej, a na końcu pielęgniarki i salowe – służba, która pacjenta potrafi metaforycznie batogami oćwiczyć. Ze wszystkimi konsekwencjami tego stanu, banicją i ostracyzmem.
PS. Wybywam na chwilę, parę spraw załatwić w zewnętrznym świecie.
Ogólne dzień dobry ! Miało padać w nocy…. nie padało, niebo i u mnie bardzo zachmurzone:)…
A u mnie słonecznie!
Czy ja się z Panią już dziś witałem? Dzień dobry: )))
Ale się ochłodziło, jest przyjemnie 🙂
PS.Swoimi wyczynami szpitalnymi nie będę nikogo zanudzał z racji mojej niespokojnej natury i skłonności do ryzykanctwa, zaliczyłem tyle pobytów w szpitalu, że mógłbym napisać księgę opasłą jak 12 tomowa encyklopedia :))))
Witaj Miśku ! 🙂 Hmmm. zauważ, że prawie wszyscy lubią opowiadać o swoich ” medycznych” przeżyciach ! 🙂
Bo każdy w nich na gieroja wychodzi!!!!!!!!!!!!!!: )))))))))
Jakiego tam gieroja, nie raz wyłem jak potępieniec, aż szyby w oknach drżały i z bólu skręcałem się w precel, , błogosławiona bądź morfino, bez ciebie szok zabiłby mnie już parę razy 🙂 🙂
Znam morfinkę. Zastrzyk w ramię….i cieplutko tak się nagle robi, milutko, nieludzki ból odpływa…..Dostawałem 1 cm 2% (jeśli dobrze pamiętam) morfiny i na sześć godzin starczało!
Czuję się pięknie powitana, Senatorze !
No to idź złoto do złota!!: )))
I już się pożegnam na dziś….. ale z lampką jeszcze przytruchtam 🙂
Witajcie! U mnie też słońce…
Leczenie przez znajomych wiąże się z niespodziankami. Kiedyś mi wyskoczyła kurzajka na dłoni – niewielka, ale drażniąca. Mama-lekarka zaprowadziła mnie do stosownej koleżanki, swojej serdecznej przyjaciółki, a ta mówi:
– To najszybciej byłoby wypalić, ale dla ciebie mam łagodniejszą metodę…
Dała mi jakiś płyn, którym smarowałem kurzajkę, ona rozmiękała i to rozmiękłe dawało się wycinać nożyczkami jak skórki przy paznokciach. Równocześnie jednak to co nie rozmiękło, rosło w zastraszającym tempie i stawało się bolesne… Po ponad tygodniu takich walk postanowiłem zrezygnować ze znajomości, podrasowałem lutownicę transformatorową na wyższą temperaturę i po dwóch sesjach wypalania w dwa dni było po kurzajce 😉
Tylko rodzina starannie dom wietrzyła!
Mnie na stopie wypalano ciekłym azotem. Bolało, ale metoda skuteczna. No i bezzapachowa.
Mnie na palcu lewej dłoni starczył lapis!
Witam!; )))
Tetryku, nie bolało??: (
Sam sobie to robiłem, jak zaczynało parzyć, to na chwilę przestawałem – dało się wytrzymać.
Ciekłego azotu w szufladzie nie miałem 😉
A gdzie go trzymasz?: )
Mnie lapisem. Trzy sesje i po kurzajce. Mała była, łatwo padła!
No mój człowiek 🙂 Moja baba nazywa mnie masochistą, bo zamiast biegać po lekarzach sam usuwam problem, nieraz w drastyczny, ale zawsze skuteczny sposób, ale na lutownicę bym nie wpadł, ja po prostu odgasiłem sobie na kurzajce papierosa :))))
Tyż można, znałem takiego!!
A ja swoich kurzajek na rękach pozbyłam się „czarodziejskim” sposobem
Ktoś mi doradził, żebym na największej bardzo mocno zawiązała nitkę. Na 7 węzłów
Potem z tą nitką chodziłam przez 7 dni, a potem ją zdjęłam i przez lewe ramię wyrzuciłam do sedesu
Miałam powiedzieć jakieś tam zaklęcie (już nie pamiętam dokładnie jakie), ale doszłam do wniosku, że i tak się wygłupiam i zaklęcia nie powiedziałam
I wyobraźcie sobie, że zadziałało
Nie tylko ta największa znikła (a właściwie odpadła), ale razem z nią „poszły” wszystkie mniejsze
To było przynajmniej 35 lat temu i od tamtej pory nie mam kurzajek na rękach 
Klaatu barada nikto, tak brzmiało to zaklęcie Miralko 🙂 🙂
Niech Wam będzie jak najlepszy.
Pogodowo u mnie też marnie. Gnaty łamią w kościach i stawach, nie rybnych, niestety. 😆
A zaczęło się to wszystko tak…
Biegała, skakała mała dziewczynka. Rozwaliła nóżkę zardzewiałym gwoździem na huśtawce. Raczyła zemdleć. Ocknęła się i zobaczyła pana w białym kitlu, i parawanik, coby nóżki nie widziała. Zapytała. Panie doktorze, będzie bolało ❓ Pan doktor się uśmiechnął, odpowiedział, że już nie. Nie kłamał. Bliznę mam do dziś. Marnie zszył chyba. 😉
Tak się zaczęła moja przygoda z medycyną. 😆 Potem już było tylko weselej. 😆 Na szczęście w nieszczęściu dla mnie nauczyłam się czytać czteroletnią będąc. Dzięki temu udało mi się przeżyć roczne ułóżkowienie, zanik mięśni, kto by się tam przejmował rehabilitacją dzieciaka. Sama nauczyłam się chodzić. Dobrze, że nie wiecie jak bardzo boli stawanie na bezmięśniowe nogi 😆 Na rowerze dopiero 10-letnią uczył jeździć starszy brat. Więcej nie powiem, wolę nie pamiętać. Bardzo żal mi tamtej dziewczynki. Dorośli jakoś się czasem o siebie upomną, ale dzieci… A tam… Z tamtego czasu jest mój wierszyk o szczęściu i stawy oznajmiające każdą zmianę pogody. 😆
Ście mi przypomnieli, to macie.
Skumbrie w tomacie, śledź!

Biere się do czegokolwiek w domu!
Nie na ochotnika, oczywiście!: (
Może by tak kto nową wycieraczkę, co??
Uciekam do pracy

Miłego popołudnia życząc
Szanowni, wybywam pilnować balu gimnazjalnego u starszego dziecka. Będę późno… albo wcale? Zobaczymy.
Kuńc świata jednak będzie. Bal w Piątek. Za MOICH czasów to było nie do pomyślenia.
Trzy szklanki koktajlu truskawkowego opróżniłam i dwie kajzerki z masłem wtranżoliłam. Ile to kcal??? Nie szkodzi, pychotka..
Dobranoc Kochani 😀
PS Jutro sobota, sobótka.. ukochana 😀
PS2 Wiedźminko masz ochotę ??? 😀
Witaj Alleńko :)) Do truskawek szampan był ? Kawior astrachański do kajzerek ?
Kto zmieni wycieraczkę ❓ Jeśli nie ma chętnych to ja zaaplikuję Wam kolejny przerywnik muzyczny. Wybieram między zespołami Motorhead lub Vader. Nie straszę, tylko ostrzegam.
Świetnie!!
A możesz bez dźwięku??? Bo na próbę puściłem sobie Motorhead – Ace of spades i lekko mnie zatelepało!!
Teraz wypróbowałem Vader – Raining Blood!!
Też nieźle hałasują! Skład instrumentalny zespołu to chyba mechaniczna nitownica, wiertarka udarowa, młot pneumatyczny i zepsuta pralka Frania! Vocal zapewnia spazmatycznie charcząca spalinowa piła mechaniczna marki Makita! Model, jeśli się nie mylę, DCS3410TH
Widzę, że Was zachwyciło. Bez dźwięku się nie da. Jest w pakiecie, taka promocja.
A bez promocji, za 100% i żywą gotówką??
Zależy ile zapłacisz.
Nooooo….100%!!
Się ugłam. Przerywnika nie budziet.
Dawaj, dawaj!! Miśku z radości z futra wyskoczy!!

Pomału klecę wrażenia z Dublina, ale słabo mi idzie – mogą poczekać 😉
Ty to masz jeszcze zaległości Watrowiskowe Tetryku. 😆 Nie żebym wypominała, tylko przypominam.
Takie przypominanie to fajna rzecz! Czasem się wprawdzie kończy czkawką, aleć i ona swój urok posiada!
Ano.
Kleć, a foto nie żałuj!!
I jak będzie Mistrzu Incinatusie ❓ Czekamy na Tetrykową relację czy walimy Vaderem ❓ Zmęczyło mnie już półgodzinne przewijanie strony. Decyduj.
A wal, co mi tam!!
PS Po co przewijasz, kliknij z prawej strony na nick ostatniego wpisu w ramce „Ostatnie komentarze” i automatycznie wylądujesz na końcu strony!
Dziękuję za radę, bym nie wpadła na to.
Aha! Już
idę wierzyć!!
Zrezygnowałam. Z powodu, gdyby nie, to bym nie, ofkoz.
Nie rezygnuj, spręż się jeszcze raz!
Nie kuś, bo będziesz musiał wysłuchać.
Nic to… Jako, że MUSZĘ zrestartować komputer to raczę się już pożegnać z tymi którzy w międzyczasie udadzą się w Morfeusza objęcia. Dobranoc Wam i do jutra.

Jak złom odpali do wrócę tu jeszcze.
Dobry wieczór i od razu dobranoc, ale zanim, to tylko garść wrażeń: było bardzo miło, pilnowanie przebiegło spokojnie i praktycznie bez potrzeby interwencji, jedzenia i picia (bezalkoholowego naturalnie) było w bród, impreza zaczęła się ślicznym polonezem, a zakończyła – dyskoteką. Junior twierdził, że było słabo, ale mimo wcześniejszych zapowiedzi wcześniejszego opuszczenia imprezy został do samiuteńkiego końca, pobyt wręcz przeciągając. Wydaje mi się więc, że na plus. Uciekam zatem w domowe pielesze. Dobranoc.
No proszę – wytrzymał!: )
Dobranoc!
Dobranoc: )))
Dobranoc.