Pan Ignacy Lajkonik złapał w dłoń opadający płatek śniegu. Ponieważ dłoń odziana była w rękawiczkę, śniegowa gwiazdka nie stopniała od razu, ale pozwoliła panu Lajkonikowi podziwiać przez chwilę swój kształt. Sześciokątna symetria jak zwykle zachwyciła pana Ignacego; przez chwilę myślał o przedziwnym świecie, w którym rzeczy same układają się w regularne kształty, powtarzające się w różnej skali i w różnych okolicznościach… to znaczy właśnie o naszym świecie. Te rozmyślania przerwał mu nagły dźwięk – triumfalny tusz powracającej do gry weselnej orkiestry. Za plecami pana Lajkonika, w eleganckim zajeździe trwało długo wyczekiwane wesele jego siostrzeńca Karola, zwanego Koperkiem, i narzeczonej tegoż Karola, Pauliny.
Ostatnia doba obfitowała w liczne wydarzenia, niektóre śmieszne, a niektóre po prostu straszne. Zaczęło się od tego, że do domu panny młodej zjechali przyszywani wujostwo, państwo Niewpora-Tatarzyńscy. Nie byłoby w tym nic dziwnego, w końcu na ślub i wesele zapowiedziało się wielu gości, ale państwo ci byli jedynymi, którzy nie odpowiedzieli na zaproszenie, mimo wyraźnego dopisku „R.S.V.P.” u dołu kartonika. Ich przyjazd nie byłby gigantycznym problemem, dobra gospodyni – czyli np. mama Pauliny – jest w stanie wygospodarować jakieś miejsce, choćby nawet na ostatni moment. Państwo Niewpora-Tatarzyńscy byli jednak przekonani, że należy im się reprezentacyjna gościnna sypialnia, która w rzeczywistości przeznaczona była dla państwa młodych, a jakby tego było mało – samodzielnie się w niej zainstalowali. Dekoratorzy, którzy wkroczyli do tego pomieszczenia, by stosownie je przystroić, byli więc nieco zdziwieni, widząc nieznaną panią, przebierającą się ze stroju podróżnego w nieco wygodniejszy – i vice versa. Po krótkiej i niekoniecznie przyjemnej rozmowie wieloletnia znajomość rodziców Pauliny i państwa Niewpora-Tatarzyńskich została gwałtownie zakończona, jako że goście odmówili przenosin do sąsiadów lub niedalekiego hotelu, posługując się przy tym raczej niewybrednymi zwrotami. Z czego wynikało, że taka to była i przyjaźń. – Baba z wozu, koniom lżej – westchnął sobie od serca tata Pauliny, wzięty chirurg, człowiek gołębiego serca, gotowy do upuszczenia bliźnim krwi wyłącznie w odpowiednim znieczuleniu i na sali operacyjnej. – Niekoniecznie – skrzywił się jego brat, obserwując korpulentną panią Niewpora-Tatarzyńską, wsiadającą do samochodu, którego prześwit po tej operacji wyraźnie zmalał.
Pan Lajkonik i Karol na szczęście nie brali udziału w całej tej chryi, ponieważ wybrali się razem do centrum miasta na ostatnie zakupy. Trudno zresztą stwierdzić, czy na pewno na szczęście – okazało się, że reprezentacyjne buty Koperka nie są już wcale takie reprezentacyjne. Nie chodziło nawet o modę, ale o fakt, że bezpośrednio po absolutorium któryś z kolegów wpadł na pomysł, by wybrać się do kamieniołomu Podśmiardówka i zobaczyć nowe, rewelacyjne odsłonięcie piaskowców. Ponieważ zaś do odsłonięcia w Podśmiardówce dało się dojść tylko przez przepiękne czwartorzędowe iłowce z towarzyszeniem glin glacjalnych, a buty założone na absolutorium nie były wcale terenowymi traperami, używanymi zwykle przez geologów – to utrata reprezentacyjnego charakteru była nieunikniona. Co więcej, Karol po powrocie z kamieniołomu niefrasobliwie przetarł buty tylko z grubsza i schował do szafki, po czym dokładnie o nich zapomniał. W związku z tym pani Monika, otworzywszy szafkę, była bliska spazmów, od których powstrzymała ją tylko obecność teściów Karola in spe. Pan Ignacy dostał jednak bojowe zadanie: wziąć pana młodego pod pachę i nie wracać bez butów, nie później jednak niż na półtorej godziny przed ślubem.
Obaj panowie udali się więc do najlepszego salonu z obuwiem w mieście, gdzie zastali obsługę w lekkiej panice. Otóż poprzedniej nocy sklep nawiedził wyjątkowo złośliwy szewski chochlik, który pozawiązywał wszystkie sznurowadła w wystawionych butach na potworne po prostu węzły. Połowa sprzedawców biegała więc po sali z elektrycznymi odymiaczami, starając się zlokalizować i unieszkodliwić chochlika, a druga połowa z obłędem w oku miotała się, przepraszając zdumionych klientów i usiłując rozwiązywać supły we wskazanych do przymierzenia butach. Pan Lajkonik miał pewne doświadczenie z chochlikami, toteż poradził ekipie odymiającej, żeby raczej złapali złośliwe licho na dratwę z przyczepioną w charakterze przynęty jednorazową skarpetką (podziałało!), a potem zabrał się za Karola i jego buty. Jakoż dość szybko znaleźli piękne, czarne półbuty numer 44,5 z prapoletami a la Tuwim, oczywiście zasupłane do niemożliwości. Tu jednak pan Ignacy, któremu zależało na czasie, zachował się jak Aleksander Macedoński, wyciągnął z kieszeni szwajcarski scyzoryk (kupiony zresztą w wolnocłowym sklepie z pamiątkami w księstwie Belle- Lettre) i problem przeciął. Koszt sznurowadeł przy cenie nowych butów był zresztą, powiedzmy sobie szczerze, symboliczny, a wdzięczna za pomoc w złapaniu chochlika kierownicza i tak udzieliła obu panom dużej zniżki. Dlatego wracali do domu z tarczą i pieśnią na ustach.
Kościół, w którym brała ślub młoda para, wyglądał właśnie tak, jak powinien wyglądać kościół w okolicach Nowego Roku – w pobliżu ołtarza stały jeszcze świątecznie udekorowane choinki, a w bocznej nawie – szopka, ku której od razu udali się goście z małoletnim potomstwem. Co prawda wystawiony w ramach atrakcji aniołek-skarbonka po wrzuceniu monety nie tylko kiwał główką, ale także mrugał światełkami i wygrywał elektronicznie melodie kolęd, co nieco rozpraszało celebransa, ale szybko sprowadzony kościelny wyłączył aniołkowi fonię i reszta mszy minęła już bez zakłóceń. Suknia Pauliny była prosta, lecz elegancka, z drobnymi srebrnymi (stosownie do pory roku) i złotymi (by nieco ocieplić całość) akcentami, bez trenu, ale z niedługim welonem. W trakcie ceremonii obyło się zaś bez „prześmiesznych” sytuacji, tak chętnie pokazywanych potem przez rozrywkowe kanały TV. Dopiero kilka miesięcy później Paulina zdradziła, że kiedy klęknęła przy podniesieniu, obcasy zaczepiły jej o brzeg halki i niewiele brakowało, by wstając, ściągnęła sobie suknię do pasa. Na szczęście po kilku energicznych ruchach stopami uwolniła się, nie wzbudziła sensacji i ślub dobiegł końca bez przeszkód.
Podobnie zresztą jak poślubna sesja fotograficzna i droga z kościoła na wesele. Do pełnego szczęścia Paulinie brakowało tylko pięknego zimowego krajobrazu. Jako że Barbara była po lodzie, to święta – po wodzie, która jednak do ślubu fortunnie wyschła. Niemniej to, co zazwyczaj znajduje się w grudniu pod śniegiem, było tym razem na wierzchu, a wszystko razem nie wyglądało weselnie. Na szczęście w zajeździe już całkiem tak, włącznie z pozostałą od świąt choinką, na której mrugały setki różnokolorowych światełek. Ta właśnie choinka sprawiła, że prawuj Tuberozy Lajkonik, emerytowany marynarz, omalże popsuł Karolowi i Paulinie wesele. Posadzony naprzeciwko świątecznego drzewka, zaczął mianowicie parskać z oburzenia i kręcić głową, by w końcu przejść do słów, chociaż jeszcze nie czynów. Okazało się, że wuj Tuberozy przez wiele lat służył jako łącznościowiec na statkach handlowych, w związku z czym płynnie posługiwał się alfabetem Morse’a, a teraz twierdził stanowczo, że mrugające światełka nadają do niego po angielsku obelgi, od których nawet staremu marynarzowi włos się na głowie jeży. Nikt na sali nie był w stanie zweryfikować oskarżeń Tuberozego, toteż wezwano w trybie natychmiastowym kierownika sali. Ten bardzo się zdziwił, ale posłusznie przełączył kolorową ozdobę tak, by świeciła w sposób ciągły. Prawuj Lajkonik, ukontentowany, zaczął opowiadać stryjowi Pauliny o swoich podróżach i wspominać syreny, jakich śpiew słyszał na morzach i oceanach całego świata. – Najpiękniejszą słyszałem i widziałem, panie kochany, na Szpicbergenie! Wieeelkie niebieskie, panie, oczy, a jaki głos miała! A pan wiesz, jak się nazywa taka syrena z dalekiej północy? Zołza polarna!
Niedaleko pana Ignacego i pani Chandry posadzono kuzynkę Partycję Lajkonikównę, piękną blondynkę, a zarazem komputerowego geniusza w spódnicy (to znaczy akurat na weselu – w efektownej sukience; nie tak jednak efektownej, by budzić niepotrzebne emocje u panny młodej). Jednemu ze zaproszonych znajomych Karola na widok kuzynki Partycji gwałtownie zbielało oko, a po kilku toastach nabrał śmiałości i zaczął ją podrywać. Nieszczęsny młodzieniec nie wiedział jednak, że Partycja miała w życiu jedną pasję i nie byli nią mężczyźni. Przyzwyczajona do zaczepek Lajkonikówna z początku nie reagowała, potem zaś zaczęła zniechęcać młodego człowieka żartami i z uśmiechem na ustach. Błąd! Absztyfikant odebrał to jako zachętę! Po kolejnej, dość już agresywnej odzywce, Partycja strzeliła młodzieńcowi palcami przed nosem i ostrym tonem warknęła „Błąd! Cztery zero cztery!!!”*, a gdy patrzył na nią nic nie rozumiejącymi oczyma, zza jego pleców dobiegł ryk kuzynki Euforii: „A imię jego czterdzieści i cztery! Z matki obcej! Krew jego – dawne bohatery!” Tu grono starszych gości przyskoczyło do młodego człowieka i zaczęło wykrzykiwać „Zbawco! Wskrzesicielu!”. Niektórzy z nich całowali go nawet po rękach. Kompletnie zaskoczony młody człowiek wyrwał im się i uciekł z imprezy, przez nikogo nie zatrzymywany.
Wesele trwało dalej już bez specjalnych zakłóceń, aż pan Ignacy postanowił wyjść na chwilę przed zajazd, przewietrzyć się. Po pięknym, słonecznym dniu wieczorem pojawiły się chmury, więc nie było widać ani gwiazd, ani Księżyca. Pan Lajkonik stał na tarasie i patrzył na okolicę – lasy i pola, niedaleką wieś i całkiem dalekie miasto, którego światła ledwie mżyły na horyzoncie. Z wnętrza zajazdu dochodziły odgłosy, sugerujące przygotowania do kolejnego toastu. I właśnie wtedy na dłoń pana Ignacego spadł pierwszy płatek śniegu, a po nim następne. Po kilku minutach zaczęło padać całkiem już gęsto, aż pan Lajkonik uśmiechnął się na myśl, jak też będzie wyglądał świat następnego ranka – i jak ucieszy się z tego Paulina. „Można powiedzieć, że to ślubny prezent dla nowożeńców” pomyślał i skierował się z powrotem na salę, żeby opowiedzieć o tym pani Chandrze. Tymczasem wodzirej już sięgał po mikrofon, by wznieść ostatni uroczysty toast przed północą na cześć Młodej Pary. Na pana Ignacego czekała przy nakryciu pełna pięćdziesiątka.
______________
*) Błąd 404 – komunikat komputera (przeglądarki) oznaczający, że żądana strona nie została odnaleziona.
______________
Tekst chroniony prawem autorskim (wszystkie części cyklu o p. Lajkoniku). Opublikowany w witrynie www.kontrowersje.net oraz na blogu madagaskar08.pl . Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie i przedruk tylko za zgodą autora.
No. Dobry wieczór Państwu. Miało być najpierw na Święta, potem na Nowy Rok, a w końcu dopiero na Trzech Króli się udało. Lepiej wszakże późno niż wcale.
Bezpośrednie podziękowania należą się panu Bachowi i panu Haendlowi, czyli prawie że „Kolacji na cztery ręce” 🙂
Brawo, Mistrzu!
Niczym Wieszczowie-Romantycy przetwarzasz dolegliwości życia w delikatną materię sztuki. Z pewnością to najlepsze, co można z nimi zrobić.
Przyszywanych spuściłeś nieco po brzytwie, węszę tu temat na nasz ulubiony ciąg dalszy 😉 Patrycja zresztą też rokuje…
Wesołych Świąt zatem – i wszystkiego najlepszego dla Państwa młodych!
Szanowny T.
Cieszę się, że Ci się podobało. Przyszywanych odprułem, prawda, z nazwiska i charakteru alegorycznych. Może i ciąg dalszy kiedyś się zdarzy, w końcu to ktoś w rodzaju kuzynki Euforii.
Zauważ proszę, że kuzynka Lajkonikówna, jak na komputerowego geniusza przystało, nie ma na imię PaTRycja, ale PaRTycja 😉
Dziękuję za życzenia, Młodym przy najbliższej sposobności przekażę.
… noooo, ładnie ich nazwałeś. A czy Tuberozy tez ma związek z Tuwimem ? ( ” pani pachnie jak tuberoza, to niepokoi i to podnieca….”)
Musi że podświadomość, poza tym marynarze na ogół pachną nieładnie (w pracy) i ładnie (po pracy, w związku z dostępem do markowych perfum w sklepach wolnocłowych) 😉
Wąchałeś marynarzy???
Czasem się nie da NIE wąchać. Zwłaszcza zaraz po pracy, jak się mieszka w portowym mieście 😛
A jakie ciuchy przywozili… Ech… to były czasy…
.. i płyty…. 🙂
Ha! Wybacz – czytam widać nieuważnie… Ale rodzice kuzyneczki intuicję mieli, no, no…
Nie mieli wyboru. Urodziła się z dyskietką w rączce 😉 a na pierwsze urodziny wybrała komputerową myszkę 😀
Witaj Autorze! Zanim przystąpię do pytań
wyślę Ci uszczęśliwiony uśmiech ….:)
co to są ” prapolety a’la Tuwim ” ? jako żywo nie wiem i nie umiem wymyślić ! 🙂
… przypomisz dlaczego Koperek ? już raz o to pytałam i znów nie wiem …
…
Tutaj będzie lapidarnie: bo lubił (koperek) 😀
Tuwim kiedyś napisał w „Notatniku nerwowca”: „17 grudnia
Od pięciu dni nie noszę szelek. Stare się podarły, nowych nie mogę kupić. Boże! Wejść do sklepu i zacząć wybierać szelki!Jest mi absolutnie wszystko jedno, jakie wezmę, a tam przecież oworzą kilka pudeł… zapytają, czy oryginalne angielskie … zaczną zachwalać, demonstrować. Wreszcie zdobyłem się na śmiałość. Mówię: ” Chciałbym kupić szelki „. – ” Jakie, proszę pana? ” Powiedziałem: ” Jacksona i Humperdincka, oryginalne z prapoletami Nr 19 i pół! ” Subiekt sojrzał na mnie zdumiony, ale z szacunkiem. – ” Tego gatunku nie ma „. Wyszedłem z miną wyniosłą i obojętną.”
Aha, to coś jak kabalarki w sosie własnym! W żadnej knajpie tego nie podają, ale szef kuchni obiecuje przepis zdobyć!: )
Kabalarka to taka pani, co stawia kabałę? To chyba kanibalizm, proszę pana!
Nie każdy kucharz do wróżbitek lata: )
Jakby tak latał, to by klienci mogli zwątpić w jego umiejętności. „A może z niesprawdzonych przepisów korzysta i nie wie, jak zadziałają?”
Tyż nie wiem: )
Dobry wieczór: )))
Czy były oczepiny??
Były. Zaraz po zakończeniu opowiadania i toaście 😀
Znaczy – z relacji nici: ((
Senatorze….. chciałbyś z Autora zrobić podglądacza ?
No właśnie. Piszę, jak mogę, ale są przecież pewne granice 😉
Byłam mocno smarkata, gdy po weselu kuzynki, zaciekawiona dlaczego tak długo śpi….usiłowałam zajrzeć do sypialni. Smutno się to skończyło, bo oberwałam ścierą od Babci i nie mogłam pojąć dlaczego 🙂
Hm, co prawda nikt nam nie zaglądał w trakcie nocy poślubnej do sypialni, ale jaką literaturę instruktażową nam zostawiono! O_o
Ja przecie pytam o oczepiny, a nie o jakoweś tam drobne rozrywki śródnocne!: )
Tak czy siak, wytrwałem w narracji do północy, a potem ani rusz 🙁
Młody człowiek dał się wypłoszyć na Mickiewicza
Wieszczem go! Wieszczem! 😀
A ta zołza polarna za tatusia miała Jasia Wędrowniczka 🙂
Jasio płodnym wędrowcem był…
Dokładnie rzecz biorąc, zołza polarna jest owocem niedawnych męczarni Najjuniora nad geografią do sprawdzianu ze zjawisk atmosferycznych…
Najjunior też ma jęzorek nie od parady 🙂
.– . … — .-.. -,,- -.-. … ,– .. -. Tekst dla wuja Tuberozy
Sorry,zle edytor przeniósł kropki i kreski z Morsea.Były to zyczenia dla wuja Tuberozy
I dobrze 😀 Ja tylko treść chcę znać tych życzeń 😀
Wesołych Świat
NIE usuwamy skomentowanych komentarzy!!!
Kto usunął!!!?????
Po nazwisku!
Mistrzu!! Zaaa krótkieeee!! Ja się tak nie bawię 🙁 I gdzie verte? 😀 Oczepiny, to zbieranie pieniędzy dla młodych, tak kole północy, jak dobrze pamiętam(?)
Oczepiny to – o ile pamiętam – symboliczne przekazanie młodych sobie, z rąk rodziców. No i takie tam kwiatki.
Maaaaxiu… wcięło Twojego Morse’a:(
Albo Maxiu usunął.. A ja już nie pamiętam alfabetu pana M 🙁
A Ty pamiętasz Wiedźminko??
Kiedyś się nim całkiem sprawnie posługiwałam 😀
Nie, nie pamiętam, ale tez nigdy go dobrze nie umiałam 🙂
Czytając tytuł, pomyślałam, że nasz kochany p.Ignacy właśnie kończy pięćdziesiątkę, a tu masz babo placek… Wesele i nawet nie Ignasia z Chandrą 😀
… no właśnie… a gdzież to pani Chandra ? Pan Ignacy samotnie podziwiał śniegowe gwiazdki… 🙁 Zagadała się z Partycją ? 🙂
Hm… może z p. Moniką? One tak różne są 😀
Pani Chandra pomagała jak umiała, a na weselu dobrze się bawiła i daleko od problemów w stylu prawuja Tuberozego czy kuzynki Partycji.
Też się złapałem na ten haczyk!
A w ogóle to ten nasz Pan Q bardzo subtelnym jest… Nooooo
Takich niewielu już zostało. My, prawdziwie delikatni, drobniutką mniejszość już stanowimy…..aż żal…: (
Pani Monika winna wiedzieć, że każdego domowego mężczyzny, obuwie, należy zawsze po wcześniejszym użyciu sprawdzić. Nawet gdy w szafce stoją. A może właśnie przede wszystkim te w szafce? 😀
Dobrze, iż chochlika do domu ze sobą nie przytargali 😀
Co fakt to fakt! Co mnie się z życiu za buty oberwało!! I to nawet na stare lata!: ((
Ale nie zasuwałeś w tenisówkach, w październiku do szkoły? A mrozik ładny był 🙁
Tak to nie, ale w dyskusjach:
– Patrz, tu nie doczyściłeś!
– Ale tu doczyściłem!
– Ale tu brudne!
– Ale tu czyste!
Często brałem udział!!: ))
😀 Ścierką bez łeb i po dyskusji 😀
Czyszczenie butó to jest kara i już ! Na szczęście znałam takiego, który wprost uwielbał to robić ! A ja nie przestawałam sie dziwić 🙂
Kiedys byłem w podbramkowej sytuacji z powodu butów.Musiałem wyciągnąć stare,które nadawały się do wyrzucenia.Przy pomocy szczotki do butów i osmolonego garnka,z którego zdzierałem sadzę,udało się z tych starych kapci zrobić niemalże lakierki.Polecam.
Maxiu….
byłeś wzorcem Pomysłowego Dobromira ?:)
Dziekuję za uznanie,ale to prawda.Czarne zapomniane pantofle, o nieświżej, zewnetrznej fakturze,po nałożeniu na mokro zwykłej sadzy z garnka przybrały wygląd lakierek i wzięły udział w Balu Sylwestrowym.(razem ze mną)
Znaczy obuwie sprawdzić, nie mężczyznę 😀
Idę spać 😀
Dobranoc.. 😆
Dokładnie rzecz biorąc, to to jest pięćdziesiąty odcinek Lajkonika, i stąd również pięćdziesiątka w tytule 🙂 bo że na stole, to na weselu norma.
Ciekawe jaką gorzałczynkę miał nalaną do swojej pięćdziesiątki Pan Ignacy….
Jak to na weselu – dobrą, czystą wódkę, po której głowa nie boli. No, może trochę.
Niewpora-Tatarzyńscy istotnie zachowali się skandalicznie. A przecież jest taka piękna formułka, której – w różnych wariacjach, używali goście Bilba Bagginsa : „Dziekuję najuprzejmiej, stawię się nezawodnie”
„Ale, droga Femciu, jak mogłaś pomyśleć, że nas zabraknie na ślubie Paulinki! Śpimy tam, gdzie zawsze, nieprawdaż? Henryku, idziemy!”
Jednakowoż forma pisemna winna być zachowana.
Witaj Kreciu… no nie, przeciez MUSIELI być godni swego rodowego nazwiska
No pewnie, że musieli. W dalszej rodzinie też mieliśmy kogoś podobnego.
Dobranoc, snów… powiedzmy weselnych, a w każdym razie wesołych. I pięćdziesiątki dla kurażu. 😀
A dla Ciebie więcej, Kwaku, żebyśmy rychło doczekali setki 🙂 (odcinków Pana Ignacego)
A jeszcze zajrzałem 🙂 szczerze mówiąc, w najśmielszych snach nie przypuszczałem we wrześniu 2009 roku, że dociągnę do pięćdziesięciu opowiadań, więc nie wykluczam, że i do setki dojdzie. Ale czy pomysłów starczy? Życie wydaje się sugerować, że nie!
Oj Quackie, nasze życie potrafi wywinąć fikołka w każdej chwili i dostarczy Tobie jeszcze wiele,wiele pomysłów,ktore przerzucisz na papier,ku chwale madagaskaru
Nie czytaj „Życia” i nie przejmuj się jego sugestiami! Fantazji ci nie brakuje, zmysłu obserwacji takoż!
Nic to Kwaku…. niechaj Cię ” natycha” choćby Agata Christie i jej ulubiona, a nieśmiertelna para : panna Marple i Hercules Poirot …
Hm, myślałem kiedyś, żeby dać tej parze jakąś zagadkę kryminalną do rozwiązania, ale chyba w tych opowiadaniach za dużo metafizyki, żeby to się udało. Zagadka, w której rozwiązaniem jest – dajmy na to – metafora wysokich lotów, nie jest dla czytelnika tak pasjonująca, bo trudno samemu zgadywać na bazie zdrowego rozsądku.
Witaj Kwaku ! 🙂 nieee, Twoja urokliwa para jest zupełnie inna, niż detektywi Agatki i niech tak zostanie 🙂 Myślałam tylko o tym, że byli bohaterami WIELU opowiadan:)
Dzień dobry: ))
Poprawiny??: )
Dzień dobry Panie Senatorze 😀
W ilu osobach??
Dzień dobry: )))
Ja? Zawsze w jednej!: )
Dzień dobry 😀 Oświadczam, wszem i wobec, iż u mnie biało! Nie tylko u Pana Ignacego 😀
Skrobanie szyb zaliczone, a na dodatek, żeby nie ABS wylądowałabym, jak nic, na masce nadjeżdżającego /na szczęście wolno/ z naprzeciwka samochodu 🙁 Moja wina 🙁
O rany!!!
Uff, Skowronku, dobrze, że nic sie nie stało !
Dzień dobry: ))) Fakt, jakiś facet miał dziś szczęście. Ciekawe czy jutro inny też je będzie miał?: )
Kiedy stwierdzam, że kobiety powinny nauczyć się dobrze posługiwać pralką, a od kierownicy trzymać się z daleka, to jestem nazywany męskim szowinistą!? Ciekawe czemu?
O! Już wiem!!!: )))
Dzień dobry! ################
Witaj, Mistrzu Quackie. Te krzyżyki to tak już dla innych kierowców, którym ABS Skowronka życia nie uratuje??
To nie krzyżyki, to kratki. Dzisiaj jestem w.
Dobrze, że nie za.
JESZCZE nic nie przeskrobałem…
Dzień dobry ! Jest słonko ! A wczoraj cały dzień kapało 🙁
Opalaj buzię 😀 Aaa dzisiejszy dzień jest dłuższy od najkrótszego w roku o 15 min.. Hurrraa, wiosna tuż tuż 😀
Wiosna może być. Opalanko… niekoniecznie! nie mam usposobienia jaszczurki 🙂
U Was wiosna tuż tuż, a u mnie jeszcze zimy nie było!!!
Wonno- Pachnąca gdzie Jesteś??
Długo już nie widać Jaśminki…. pewnie znów sie Jej komp zbiesił 🙁
Do domu.. już czas 😀
Skowronek chyba do gniazda?
Dzień dobry-wieczór Wyspiarzom:-))Szanowny Quackie,przyzwyczajenie jest podobno drugą natura człowieka,mam tu na myśli oczekiwania Państwa Tatarzynskich.Odwiedziłem kiedyś mieszkającą na rubieżach RP. rodzinę Pojawiałem się tam co roku,więc nie powinno być dla mnie żadnych niespodzianek.Była uroczysta kolacja,po której w atmosferze chichów ,smichów poczulem się trochę zmęczony i usłyszałem,ze mogę się połozyć tam gdzie zawsze.Był to sąsiedni pokój w którym były dwa tapczany.Wybrałem jak zawsze tapczan stojący w glebi i usnąłem.W pewnej chwili, pod moją kołdrę wparowała jakaś dama,trzasnęła mnie biodrem na scianę,wyrwała mi spod głowy jaska i coś tam mamrotała. Zorientowalem się,że jest to zona gospodarza.No,pomyslalem,zaraz bedzie siekiera i cos tam też wymamrotałem,a wtedy w damę,jak by piorun strzelił i do rana juz nikt nie miał chęci do spania>Wszyscy bali się pomyłki
No, tak to nie miałem. Ale dziecięciem będąc nastoletnim, wybrałem się raz do wujostwa, mieszkających na – powiedzmy -szóstym piętrze wieżowca. Przybyłem, przywitałem się, a po dłuższej chwili poszliśmy na proszoną kolację do sąsiadów – serdecznych przyjaciół wujostwa, mieszkających dwa piętra wyżej i na przeciwnym końcu korytarza. Wracaliśmy zaś na raty, najpierw ciotka, potem ja, i na końcu wuj, w odstępach kilkunastominutowych. Wyszedłem od sąsiadów, przebyłem korytarz i wkroczyłem w drzwi mieszkania, które jak się okazało, nie należały do wujostwa. Zapomniałem po prostu zejść dwa piętra w dół. Żeby było śmieszniej, w tym pomylonym mieszkaniu nikt nic nie zauważył, w pokoiku na wprost drzwi spało w łóżeczku małe dziecko, a w kuchni (niewidocznej z korytarza i vice versa) podśpiewywała jakaś niewiasta, przy włączonym radiu, więc nie usłyszała, że wszedłem. Wyszedłem co prawda jeszcze szybciej. I nic wtedy nie piłem, to było w wieku przedalkoholowym jeszcze.
Dobrze się bawiliście Maksiu… 🙂
Mąż damy był o nią cholernie zazdrosny i można było spodziewać sie gwałtownej reakcji.Uszedłem z życiem-dziecko szczęścia.
Senator se trzyma gwintówkę. Pewnie na takie okoliczności również
Zanim bym przeładował,to z pewnikiem już dostał bym w łeb butelką.Kiedy na spokojnie analizowałem sytuację,to nie mogłem pojąc,czemu wydarła mi spod głowy poduszkę i wbiła mnie jak leszcza w ścianę .
Maxiu kochany, Ty taki mikry Jesteś czy Pani o sporych gabarytach?

Witajcie!
Skowronku, uważaj na siebie! Mniejsza o maskę samochodu, ale iść na prostowanie własnej maski to żadna przyjemność – nawet, jeżeli wystarczy wyklepanie…
Quacku, takie małe pytanie: skoro golnąłeś już całą pięćdziesiątkę, to czemu tu widać tylko 16?
Bo reszty jeszcze nie przelałem
Lejesz w nas niejaką nadzieję
!
Wiadomość to może i optymistyczna, ale dla tych, którzy nie czytali tych odcinków na kontro. Właśnie wczoraj zauważyłem, że pierwszy link w wynikach wyszukiwania Google prowadzi do strony „eksportującej” całą pierwszą część przygód pana Ignacego. To by znaczyło, że czytelnicy ściągają po całości?
No i jak to będzie z wydawaniem Pana Lajkonika, jak z Okudżawą??: )
Nic nie wiem o tym…
Nu, Okudżawę ściągają, Lajkonika ściągają…Może ich ścignąć?: )
Blisko mam sławną, prywatną klinikę 😀
Choinkowe lampki migające Morsem wulgaryzmy po angielsku do podpitego telegrafisty. Uruchamiam wyobraźnię i przyklejam do twarzy banana 🙂
Ukłony dla Autora i Tubylców
Dobry Wieczór Panu! Otóż takie lampki w większości montowane są przez małe chińskie rączki – być może komuś w fabryce się nudziło? Anglojęzycznemu, więc pewnie z menedżmentu. Najlepszego!
Witamy Pana noworocznie i zapraszamy częściej 😉
Kochani, dobranoc! Zmykam do krainy zaludnionej przez Juniorów, wprowadzać porządek ogniem, mieczem i koltem z – jakże stosownie – Dzikiego Zachodu.
Małe chińskie rączki 🙁 Bywa, że zbyt małe, aby pracować 🙁
Dobrej nocy 🙂
PS Jasminko!!! Gardło zdzieram!! Doceń 😀
A propos migotania, to niezbyt dawno w Polsce była afera z podręcznikiem do historii do którejś z młodszych klas. Ilustrator umieścił na okładce rysunki kilku runów – grafika się spodobała, nakład został wydrukowany… i wpadł w ręce specjalisty, czytającego runy. Cały nakład miał wymieniane okładki!
A ja jeszcze sobie przednocnie wskoczyłem na Wyspę. Z tego, co pamiętam, najśmieszniejsze (?) było to, że tymi runami były zapisane jakieś obelżywości fonetycznie po polsku? Tzn. gdyby pod odpowiednie runy podstawić polskie litery/ głoski…
Dobry wieczór ! Ja tam przed nocą nie chcę nikogo straszyć, ale jeśli nie będzie nowej wycieraczki, to kolejny kawałek Lema jest jak w banku ! I zrobię przykrość Bożence….. No, jeszcze rozważę, może MPJ ?:)
Misiek??? słyszysz ?:)
Misiek ostatnio jakiś taki znieczulony – on gotów przez cały karnawał tylko materiały zbierać

A Jaśminka przezywa koszmar pająka: sieć jej się rwie co chwila…
Szczerze współczuję Jaśmince, bo to okropnie denerwujące, jak człowiekowi ograniczają wybór ….
Formalnie to czerwone pomponiki ma 13 Autorów ! Wolę nie wytykać paluszkiem
He, he! Na podsumowanie roku zrobię zestawienie 😉

A póki co – dobrej nocy!
Pierwsze miejsce zajmie Senator !
Z tymi sznurowadłami to zapewne przeoczenie producentów, ale to się zmieni. Teraz się robi tak: rzecz się sprzedaje tanio, okres gwarancji jest niedługi, a jak minie, to się psuje jakaś ważna część, którą można kupić tylko w zestawie, za horrendalną cenę. Np. Kupiłam drukarkę laserową za, powiedzmy 270 zł. Z tonerem. Tak się wypisał, to mogę go dokupić za 250 zł. To już lepiej kupić nową drukarkę.
Z butami i sznurowadłami też tak niedługo będzie.
Tak, już od lat tak jest z samochodami. Np. koszt wymiany silnika w niestarym jeszcze, 2-3 letnim autku, na oryginalny, nowy, dorównuje cenie rynkowej tego autka. Z drukarkami (w każdym razie atramentowymi) jest na szczęście tak, że można nabyć zamienniki oryginalnych wkładów, tańsze tak nawet do 50%. Ale już np. ekspres do kawy na kapsułki na literę N? Idealne narzędzie do przywiązania klienta do siebie – ekspresy sprzedaje setka sklepów w całej Polsce, od ekskluzywnych salonów poprzez „średnią” Dukę aż po duże markety „nie dla idiotów”. Kup człeku ekspres, ale kapsułki do niego dostaniesz tylko w jednym miejscu – u producenta. Teraz Duka wypuściła swoje, zgodne rozmiarem, ale po zaparzeniu do pięt nie dorastają oryginałom.
Przyjdzie wrócić do plujki
I tu powinno być SMUTNO!
No nie, na razie jeszcze nas stać na oryginały. Niemniej cenę na producencie wymusił wolny rynek, parę lat temu kilka osób sprowadzało kapsułki taniej z Niemiec czy Austrii i sprzedawało na Allegro, ale producent obniżył cenę oryginałów do poziomu, przy którym prywatny import był nieopłacalny.
Witaj Kreciu ! 🙂 smutno z powodu plujki ? Ja tam sobie parzę kawę w małym ciśnieniowym ekspresiku i tyz piknie 🙂
Trzeba szukać innych, małych radości. Wspominałam, że miałam u siebie Janka, obecnie 4 1/2 roku. Na obiad usmażyłam mu sznycelki na maśle klarowanym. Efekt był bardzo interesujący. Problemem jest cena, Pół kilo kosztuje 16 zł. Pół kilo smalcu około 3 zł.Sznycelki były pyszne.
Nie mam tego problemu…. Jaśko jest alergikiem i nie może jeść masła… olej z pestek winogron jest podstawowym tłuszczem.. Pychotka sznycelki na maśle… na zasadzie rarytasu 🙂
A z cenami jest pięknie: lek uzupełniający kupowałam po ok.26 zł. Spadł z listy refundacyjnej i zażyczyli sobie blisko 90 zł… No to niech sie sami nim leczą, bo to nie jest mój lek podstawowy 🙂
Za jakiś moment zniknie, albo wyraźnie stanieje. Tak sądzę 🙂 A do tego czasu… mam ich w pięcie 🙂
Dobranoc, tym razem definitywnie. Słodkich snów, jako że są bezkaloryczne… 😉
Dzień dobry
Dzień dobry: )))
Dzień dobry: )))
Dzień dobry
Dzień dobry: )))
Dzień dobry 😀 Proszę kochanych Wyspiarzy: styczeń dla mnie jest gorącym miesiącem 🙁 Zatem przez najbliższe dni…
Nawet łatką nie będę ..
Dzień dobry
I od razu dobranoc
Poczytałam wszystko, ale na odpowiedzi nie mam już czasu. U mnie bardzo późno i czas mi do łóżeczka 

Miłego dnia wszystkim życzę
Dziękuję pięknie i spokojnej nocy w zamian. I do widzenia 🙂
NU!!
Komentarzy skomentowanych nie usuwać, koniu boży!!:(((
Dobrze, dobrze, nie musisz się tak drzeć!: (((
Pani wybaczy, Madame, ale tylko tak potrafię przywrócić drzewko!: (
Dzień dobry. Już wszystko w porządku, mam nadzieję 🙂
Dzień dobry: )
Może i tak być!: )
Dzień dobry…. pięterko wybudowałam, skoro straszyłam po nocy 🙂