18 września, wtorek. Po pracy zabrałam Majeczkę do kolejnego parku w Elgin. Bardzo długo nie wiedziałam, że ten park tam jest. Jeżdżąc autostradą I-90 po kilka razy w tygodniu przejeżdżałam mostem nad Fox River. Nie wiedziałam, że jeżdżę ludziom po głowach. Oczywiście w przenośni…
Wzdłuż brzegów rzeki ciągnie się ścieżka rowerowa. Właśnie pod autostradą jest możliwość skrócenia trasy. Muszę przyznać, że bardzo mi się to podoba.
Dzień później, 19 września, zabrałam Majeczkę do kolejnego parku przy Fox River. W South Elgin. Przy okazji chciałyśmy zobaczyć Muzeum Kolejnictwa. Niestety, muzeum jest czynne w soboty, niedziele i święta. Mogłyśmy tylko zrobić zdjęcia kilku pociągom stojącym na zewnątrz. Dobre i to…
Muzeum jest nad samą rzeką. Oczywiście poszłyśmy popatrzeć. Koryto rzeki było podeschnięte. Tylko środkiem płynęła leniwie woda. Dokoła były całe stada ptaków. Różnych, różniastych. Majeczka ma aparat z teleobiektywem (już to chyba pisałam) i dzięki temu mogła zrobić piękne zdjęcia ptakom. U mnie wszystko wychodziło zamazane.
W czwartek po pracy zabrałam Majeczkę do chińskiej restauracji. Akurat ta jest z takim „szwedzkim stołem”. Płaci się przy wejściu i jesz co i ile chcesz. Mówiłam Majeczce co jest co. Te amerykańskie nazwy nic jej nie mówiły. Zaproponowałam, żeby próbowała takie smakołyki, których jeszcze nigdy nie jadła. Oczywiście krewetki, małże, kraby i sushi. Z tego wszystkiego, tylko pasta z małży jej smakowała. Muszę przyznać, że obydwie wyszłyśmy stamtąd przeżarte, a nie tylko najedzone.
W piątek pojechałyśmy na Jackowo. Kiedyś to była typowo polska dzielnica. Teraz coraz mniej Polaków tam mieszka, a coraz więcej Meksykanów. Wiele polskich biznesów padło, wiele się przeniosło w inne strony, ale jeszcze na ulicy Milwaukee widzi się polskie napisy…
Majeczka zrobiła też zdjęcia w środku polskiego sklepu. Muszę przyznać, że jak pytała sprzedawczyni, czy może, to kobieta była szczerze zdziwiona. Ostatecznie w Polsce też są takie sklepy, a nawet ładniejsze. I nie jest to coś nadzwyczajnego…
Połaziłyśmy trochę po tym Jackowie i zabrałam Majeczkę do „ciuchlandii”. Śmiałam się, bo wybrałam taką, w której jeszcze nie byłam i która jest daleko poza miastem. Ale miałam pewne plany…
W Gurnee, gdzie była ta „ciuchlandia”, jest niezwykle ciekawy budynek: dom – piramida. Wiele lat temu byłam w tym domu. Można go było zwiedzać. Przy domu zbudowane są podziemia z repliką grobowca Tutanchamona i jakieś inne cudeńka z Egiptu. Przez wiele lat dom był zamknięty dla zwiedzających, a przed bramą stała tabliczka zabraniająca zatrzymywania się i robienia zdjęć. Słyszałam, że zaczyna się to zmieniać i dom znowu jest otwarty dla zwiedzających.
O ile dobrze pamiętam, wybudował go entuzjasta Egiptu. Pokrył nawet ten dom 24- karatowym złotem. Szybko jednak je zdejmował, jak mu przyszło zapłacić podatek od nieruchomości. Jedną ze składowych podatku jest wartość domu… Nadal jednak ten dom nazywany jest „Gold Pyramid House”.
Wracając do domu Majeczka zdążyła jeszcze „pstryknąć” kilka zdjęć Six Flags Great America. To jedno z większych wesołych miasteczek. A jego „roller coasters” i „thrill rides” są najlepsze w całych Stanach. Nie wiem, nie byłam.
Muszę przyznać, że te ich „rajdy” są ogromne. Słyszałam też, że mają wspaniały park wodny z wieloma atrakcjami.
Na sobotę byliśmy zaproszeni (całą rodziną) do mojej amerykańskiej koleżanki – Ro, na imprezę. Moje dzieci się śmieją, że Ro zawsze zaprasza nas do siebie, jak mamy gości z Polski. Chce poznać wszystkich. 14 lat temu byłam pierwszą Polką, którą ona poznała. I chyba jej się spodobało.
Oczywiście zaprosiła nie tylko nas, ale i swoją siostrę i koleżanki. Każda (oprócz siostry) przyszła ze swoim psem. U Ro mieszka Kay – życiowy rozbitek, którą Ro przygarnęła. Kay sprowadziła się do niej ze swoim psem – Julio.
Muszę przyznać, że mimo przymusu tłumaczenia rozmów Majeczce, bawiliśmy się wesoło. Czas nam szybko zleciał. Ale akurat te Amerykanki są bardzo miłe i wyrozumiałe. Ro pracowała wiele lat w Lambs Farm. Jest to ośrodek dla osób niepełnosprawnych umysłowo. Jak mi kiedyś opowiadała, ludzie ci często nie mówią i można z nimi się porozumiewać jedynie „czytając” ich mowę ciała. Nie jest to łatwe, ale dzięki temu, Ro jest w stanie, nie rozumiejąc wypowiadanych słów, zrozumieć o co dyskutantowi chodzi.
I tak minęła nam sobota… Na niedzielę zaplanowaliśmy wizytę w Chicago Botanic Garden…
Wczoraj mnie nie było na internecie. „Są takie dni w tygodniu…”
Ale dziś przeczytałam życzenie i Majeczka znowu tu zawitała. Miłego czytania i oglądania
Dzień dobry. 🙂
Miło poczytać, pooglądać, zwłaszcza w taki dzień jak dziś. Szaro, buro, ponuro. Chociaż na chwilę mogłam przenieść się za Ocean i wybrać na wycieczkę krajoznawczo-rozpoznawczą. 🙂
Dziękuję Miral.
Dzień dobry 🙂 To ja dziękuję, że w ogóle ktoś chce to czytać i oglądać 🙂
Zaraz wybieram się do pracy, a że dziś mam w planie bardzo długi dzień roboczy, nie tak szybko się znowu tu zjawię. Najwcześniej będę o 19, czyli u Was o 2 w nocy. Nie wiem czy jeszcze kogoś zastanę. Ale taki już mój los 🙂 Zwykle przychodzę po dyskusji, gdy wszyscy smacznie śpią. Miłego popołudnia wszystkim życzę
Zanim przeczytam i obejrzę zdjęcia …. dzień dobry! bo jeszcze mnie dziś nie było na Wyspie
Witam Wszystkich:-)) Zawsze chetnie czytam i oglądam coś,czego nie mam pod ręką.Wycieczka Majeczki po USA,mogła by stanowić pewnego rodzaju przewodnik dla rodaków wybierających się za Ocean,ale kto mogł by to zrobić? Pytanie do przedsiębiorczych.Może Majeczka po złapaniu oddechu w Kraju ? Zauważyłem,że wymiotło wszystkie poranne skowronki,czy jest to jakas katastrofa w sieci ?? Pozdrawiam.
Dzień dobry. Zrobić z tego przewodnik „Chicago i okolice dla chętnych podróżników”? Można 🙂
Muszę przyznać, że Twój pomysł nie jest dla mnie nowy. Podczas pobytu, Majeczka pisała coś w rodzaju pamiętnika. Pokazałam jej swój z wszystkich naszych wyjazdów. Zaczęłam go pisać dla swojej mamy. Ponad dwa lata temu. Mama choruje na alzheimera i zapomina wiele rzeczy. Chciałam, żeby miała pamiątkę z ostatniego pobytu u mnie i żeby ćwiczyła pamięć. Mama wróciła z wydrukowanym pamiętnikiem, a ja „pociągnęłam” go dalej. Wygląda on podobnie do tego, co Wam pokazuję w cyklu o Majeczce. Czyli opisy i zdjęcia. Majeczce wydrukowałam jej „Podróż życia”. Oczywiście oprócz tego zabrała też wersję na dyskietce. Gdy po powrocie pokazała swój pamiętnik znajomym i rodzinie, doszli do wniosku, że powinna to wydać drukiem. Oczywiście zapaliła się do tego pomysłu i ja mam być współautorem tego dzieła. Nie umiem pisać książek, ale mogę jej dodać trochę informacji na temat niektórych spraw. Zobaczymy co z tego wyjdzie…
No to zyczę tylko powodzenia:-))
Znam świetnych specjalistów od składu 🙂
Witaj Kwaku 🙂 Prawda, że taka kładka to fajna rzecz i godna naśladowania
Nie wiem, jaki związek ma piosenka z Illinois Central, ale wiem, że Chicago jest największym węzłem komunikacyjnym w całych Stanach. Akurat te pociągi, które są na zdjęciach już nie kursują. Są inne, nowocześniejsze 🙂
W tej chińskiej restauracji staram się nie jeść za dużo. Ale jak wezmę po odrobinie kilku potraw, jakoś to strasznie dużo wychodzi.
Nie znam cen polskich produktów z innych rejonów, ale tu nie są one tak przeraźliwie drogie. Może polskie wędliny z polskich zakładów mięsnych są w cenie. Piwo nie pamiętam dokładnie, bo nie kupuję (mąż albo syn to robią, bo czasami piją). Co do Prince Polo, to czasami można je kupić 3 za 1 dolara. Uważam, że to nie jest tak drogo. Może dlatego jest takie zróżnicowanie cenowe w porównaniu do innych Stanów, bo tu jest dużo Polaków. A wiadomo, że jak Polak zobaczy w sklepie znajomy towar, to go kupi. Oczywiście o ile cena będzie przystępna 🙂
Spotkania piesków na imprezach też przechodzą bezboleśnie 🙂 Wszystkie są kastrowane i dzięki temu mniej agresywne. Alina nie zabiera swojego, bo jest pieruńsko zazdrosny o inne psy. Pamiętam, na jakiejś imprezie, jak się chciało pogłaskać Julio czy Bear’a, to ten mały rzucał się z zębami na te psy i starał się odgonić od ludzi. Nie było to jednak mocne gryzienie, a raczej tylko straszenie.
Co do cen, to Prince Polo mi właśnie utkwiło w pamięci, że w którymś sklepie – w DC albo w Marylandzie – znajomi widzieli Prince Polo po dolarze za sztukę, co, przyznasz, jest już trochę drogo. O ile mi wiadomo, jest polski sklep w Baltimore, w którym ceny są dużo przystępniejsze, ale dla znajomych to już wycieczka na pół dnia albo i cały. Może w Chicago są lepsze ceny, bo Polaków więcej i bardziej się opłaca importować większe ilości, a co za tym idzie, ceny można dawać niższe?
Nie Kwaku, to nie jest drogo. Owszem, jeśli przeliczysz to na złotówki, to może ponad 3 zł za batonik i jest drogo. Ale jeśli przeliczysz to na godziny pracy, to wyjdzie Ci wcale nie tak dużo. Policz sobie. Nie jestem pewna w 100%, ale chyba najniższa stawka, jaką pracodawca może Ci zapłacić, to jest $8,50. Czyli za godzinę pracy, możesz sobie kupić 8 takich Prince Polo. To jest drogo, czy jednak nie za bardzo? Weź teraz najniższą stawkę godzinową w Polsce i policz ile za godzinę pracy możesz sobie kupić takich „fafelków”. I nie wiem, co wyjdzie Ci taniej. A może tak samo? 🙂
Miro… co do zasady : im mniejszy pies, tym bardziej wojowniczy 🙂 mój znajomy sznaucerek miniaturowy bardzo się pręży, gdy spotka dużego psa i trzeba go pilnować, bo naraża się na trzepnięcie łapą:) Duże sunie wielbi ….
– Co ma cztery nogi i jedną rękę?
– Szczęśliwy pitbul.
Wiem o tym, Wiedźminko 🙂 Im mniejszy pies, tym bardziej agresywny. A jest agresywny, bo się boi. I dlatego jeśli zaatakuje Cię duży pies, to skacze do gardła, a te maluchy łapią z tyłu za nogawkę i gryzą po łydkach.
Bob moich rodziców, czarny jak szatan długowłosy owczarek niemiecki szkolony w dawnym WOP nie gryzł, a raczej nie gryzł bez rozkazu, a zazwyczaj atakował uderzając masą całego ciała i bijąc żelaznym kagańcem. Celował nim w okolice szyi i twarzy. Ale on był tak wyszkolony. To nie był pies tropiący, a obronny. Wojownik. Odszedł czterdzieści lat temu mając dwanaście lat. Zabił go rak!: (
Moja siostra też ma psa. Jest to pies zaczepno obronny. Jest maleńki, ale zaczepia i trzeba go bronić. 😆
Dopiero teraz zdołałam się dorwać do „Majeczki”. Jest ci oglądać i czytać. Majeczka miała piękną przygodę, jak sama mi mówiła, to podróż jej życia. Nie dziwię się, przez miesiąc tyle nowych rzeczy zobaczyć…
Dobry wieczór: )))
Prawie.
Informacja dla wrogów:
żyję!
A dla przyjaciół? No i którzy to ci wrogowie – tutaj, na Wyspie – że dla nich informację zostawiasz?
Kwaku… Senator chyba chce przypomniec nam znane powiedzenie ” Boże, zachowaj mnie od przyjaciół, z wrogami sam sobie poradzę” ?
Hmm, dlatego dla przyjaciół nie ma żadnej informacji…
Witaj ! 🙂 Jako Twój znany wróg oświadczam, że ta wiadomość mną wstrząsnęła, więc pędzę strzelić kielicha za Twoje zdrowie 🙂
Czy nie za dużo pijaństwa na tej wyspie? Alkoholiczką zostanę
Bożenko… jakież to pijaństwo ? Co najwyżej delikatne nadużycie…. :)Wytrzeźwiałka została na Wyspie Dnia Poprzedniego 🙂
Ale codziennie ktoś proponuje…
W stacji Polsat-News,codziennie parę minut po ósmej udziela porad lekarz,profesor Januszewicz.Ostatnio,przedstawił wyniki badań uczonych amerykańskich,z których wynika,że codzienna dawka alkoholu 100 gram,jest nie tylko wskazana,ale pożądana.Lekarze przecież dobrze radzą,w czym więc problem Bożenko ? Na zdrowie ! Przy okazji to mnie coś obleci.Lepiej tak,niż do lustra
Maxiu, dzisiaj słyszałam w radiu, że życie zaczyna się po pięćdziesiątce, a najlepiej po setce 😀
Należy ją przenieść. Koniecznie 😀 Wszak nie od dziś wiadomo, iż alkohol rozwiązuje języki / proszę czyt. klawiaturę/ 😀
No więc łykniem, bo odwykniem

Rosyjski prezydent zwiedza zakład pracy. Podchodzi do jednego
stanowiska, gdzie przy maszynie
pracuje mężczyzna, i pyta go:
– A jakbyście wypili setkę, to pracowalibyście?
– Pracowałbym – odpowiada pracownik.
– A jakbyście wypili ćwiartkę, to pracowalibyście?
– Oczywiście, że pracowałbym.
– A jakbyście wypili pół litra, pracowalibyście?
– Przecież pracuję…
No to i mnie się coś przypomniało 🙂 Facet pyta swojego starego znajomego:
– Ile czasu byś musiał pić, żeby mieć trzy promile alkoholu we krwi?
– Stary!!! Ja musiałbym ze dwa dni nie pić, żeby tyle mieć…
Witajcie!
Dotarłem do domu i klawiatury! 🙂
Z pracy niestety z rzadka mam możliwość zajrzeć na Wyspę.
Miral, nie będę się powtarzał, że b. ciekawie i pięknie opisujesz – wszyscy zazdrościmy Majeczce
Dodam tylko, że ptaszek robin to po polsku drozd wędrowny.
Tetryku, Robin to jest Hood, a hood to kaptur!! I mogę tu przysiąc, że tak jest, albowiem jak wszyscy wiedzą języka angielskiego nie znam ni w ząb! I chwała mi za to!!
Nie! Hood to brytyjski pancernik (krążownik liniowy), zatopiony przez niemieckie pancerniki Bismarck i Prinz Eugen podczas bitwy w Cieśninie Duńskiej.
Tyż! Popatrz, taki duuuuży, a Tetryk z takim małym ptaszkiem się ciśnie!!: )
Ale za to ptaszek wędrowny (wiem, bo do Marylandu też zawędrował), a pancernik raczej nieruchomy i przydenny, przynajmniej od 1941 roku.
SENATORZE! Aż tak dobrze się wszak nie znamy…
??
Za Wiki: drozd wędrowny
– długość ciała: 25 cm
– rozpiętość skrzydeł: 36–38 cm
To co, duży???
W porównaniu do kolibra, czy nawet wróbla, to duży

Wszystko zależy od skali porównawczej
Quackie pancernik przywołał!: )
Nie chcę być wredna, ale czytasz chyba co drugie zdanie 🙂 I w szczególności swoje 🙂 Pancernik nie był do robina, ale do Hooda, przywołanego przez Ciebie 🙂 Oj coś kręcisz, jak koń zadem
Z dziecienctwa zapamiętałam zagadkę.
– Dlaczego Robin Hood?
– Bo nie jadł.
Robin Hood był wspaniałym człowiekiem. Prawym, o miękkim sercu! On zabierał bogatym i odbierał biednym!!
Coś tak jak dziś skarbówka?
Dziękuję za miłe słowa 🙂
Nie widziałam takiego ptaszka w Polsce, a tutaj są bardzo popularne i wszędobylskie.
Senatora nie zagryzły.. Pchły 😀 Znaczy żyje.. 😉
Myślisz, że on to do pcheł pisał? Tutaj??
😆 Znając przewrotność Senatora (?)… Wszystko jest możliwe 😀
Witam Niewitanych.. A Majeczce zwyczajnie zazdroszczę. Miała szczęście, iż trafiła na wspaniałą Gospodynię 🙂
Ostrzegam, mam tresowanego komara i nie zawaham się go użyć!!
Trzymasz go na smyczy?
W żelaznej klatce!!: ))
I pewnie na łańcuchu
Złotym? 
Odpowiadam ogólnie, bo widzę, że nam się letki bałagan robi! I dobrze, bo ja nie cierpię jak jest posprzątane jak na sali w prosektorium! Czyste stale nierdzewne, aluminiumy i szkła! Brr!! Letki bajzelek jest pożądany i miły dla oka! No, ad rem::
„Dobry wieczór” i „prawie” było do przyjaciół!: ))
Reszta do reszty!: )
No!
Moja śp. Babcia od strony Taty, ta z Żywca, używała słowa „prawie” jako synonimu „właśnie”, co w wieku dorosłym nieodmiennie mnie ekscytowało, w sensie, że miałem żywy regionalizm, i to w rodzinie. A na Wyspie pozostawia mi to pole do interpretacji…
: ) Cudzysłów mnie się przesunął, już skorygowałem!: )
W niczym nie zmienia to mojej powyższej konstatacji 😉
Ale lepiej wygląda!: )
Prawda!
W Galicji słowa ” prawie” używa się jako okreslenia, ze coś jest w sam raz…. 🙂
Dobranoc! Amerykańskich snów! 😉
Mogą być po rosyjsku ❓ 😆
Dobranoc Quackie i postaraj się nie przepracować w międzyczasie do nas zaglądając. 🙂 Cieszę się, że masz zlecenie które umożliwi Ci bywanie na Wyspie i nie tylko. :):*
A aa, colty dwa…!: ))
Dobranoc: ))) Tym razem już nieodwołalnie!
Dostałam to przed chwilą od Probusa i jeszcze kwiczę
Zacytuję Wam to tutaj, też się pośmiejcie:
Sposób aby nie płacić mandatów:))
.
Kierowca zasuwa furą 160 km/h w terenie zabudowanym.
Zatrzymuje go drogówka. Podchodzi policjant i mówi:
– Poproszę pańskie prawo jazdy.
– Nie mam – odpowiada kierowca
– A dowód rejestracyjny można prosić ? – pyta policjant
– Nie mam dowodu rejestracyjnego, bo auto jest kradzione… ale wydaje mi się że widziałem dowód jak chowałem pistolet do schowka.
– To pan ma pistolet w schowku ? – pyta zdruzgotany policjant.
– Tak mam, a w bagażniku zwłoki kobiety, którą musiałem zastrzelić, żeby ukraść ten wóz.
Policjant dzwoni po antyterrorystów, zgłasza morderstwo, kradzież, posiadanie broni i prosi o posiłki. Przyjeżdża suka, wychodzi z niej 8 antyterrorystów, każą kierowcy opuścić pojazd. Jeden z nich mówi mierząc do kierowcy:
– Proszę pokazać prawo jazdy.
Kierowca wyciąga prawko i daje.
– Teraz dowód rejestracyjny, żadnych podejrzanych ruchów !
Kierowca znów wyciąga dokument i pokazuje.
Gliniarz już zakręcony, nie wie o co chodzi.
– Proszę otworzyć schowek i bagażnik.
Kierowca wykonuje polecenie. Schowek pusty, w bagażniku jedna mała walizka.
Gliniarz mówi:
– To jak to, przecież kolega zgłosił , że ma pan w schowku broń, w bagażniku zwłoki kobiety, nie ma pan prawa jazdy i samochód jest kradziony ?
Kierowca na to:
– I co ? Pewnie też powiedział wam, że przekroczyłem prędkość.
Polak potrafi. 😆
Podam dalej. 😆
Zamiast się oddalać w środku dnia, Miral, jak się mogę do Ciebie zwracać, jak lubisz :?:, to zostań z nami i zaczekaj aż sowy też pójdą spać. 🙂
Szkoda, że nie zaczekałam na odpowiedź i się oddaliłam
Mam na imię Mirka i tak się można do mnie zwracać 🙂 Oczywiście miral też może być. Miral to połączenie mego imienia i pierwszej litery nazwiska : Mira L.
Kiedy będę mogła podzielić się z Wami Tetrykowym odkryciem poetyckim ❓ 🙂 Pytam o wolny termin, żeby się nikomu nie wciąć. 🙂
Natychmiast albo jeszcze prędzej,Jaśminko !
A terminy Wiedźmineczko ❓ doba nie minęła. :):*
Ale możesz ustawić publikację na poranną lub nocną godzinę !:)
To prawda Wiedźminko, ale rano to ja śpię i pierwszego komentarza, mojego, możecie się nie doczekać aż do południa. 🙂
Pozostaje noc. 🙂
Oki doki, zatem zapraszam, obiecuję zaskoczenie, mam nadzieję, że nie mniejsze niż moje. 🙂
Tak jest Pani Sowo 🙂 !
Też uważam, że możesz opublikować już teraz. Zdjęcia obejrzane, komentarze do nich przeczytane i komentarze do komentarzy też są 🙂 Uważam, że to nie jest „wcinanie się”, a normalna kolej rzeczy 🙂
Miral, Mireczko, nadal pozostaje bez odpowiedzi moje pytanie jak mogę się do Ciebie zwracać, jak lubisz ❓ Miral ładnie, ale brzmi oficjalnie a na pewnym etapie znajomości można by już przejść na oficjalnie mniej, jeśli się zgodzisz. 🙂 Jeśli nie, nie obrażę się. 🙂
Opublikuję zanim u Ciebie nastanie noc. 🙂 Za 2 godziny zapewne, bo do tej pory nie padnę. 😆
Jasminko 🙂 Mnie każdy zwrot pasuje 🙂 Możesz mnie nazywać, jak Ci jest najwygodniej. Od Miral, przez Mirkę, Mirę, Mireczkę… Mirosławo, to trochę za oficjalnie i głupio by brzmiało. Jednego tylko zdrobnienia nie znoszę – Mirusia
Jak na złość, moja mama uwielbia mnie tak nazywać. Nie obstawię jej przecież, tym bardziej, że jest chora i dobrze że chociaż czasami przypomni sobie moje imię…
I na pewno się nie obrażę, bo nie jestem do tego skora. Szybciej postaram się wyjaśnić o co właściwie chodzi, niż „strzelę focha” 
Także jestem otwarta na Twoje nazywanie mnie. Jak Ci najlepiej pasuje. Przypomniało mi się, że mój serdeczny przyjaciel z Polski często nazywał mnie Mircia. Też może być. Wybierz sobie, które Ci najbardziej pasuje, albo możesz nazywać mnie za każdym razem inaczej. I tak będę wiedziała, że to do mnie, bo nie ma drugiej Mirosławy na Madagaskarze
Tu już dobranoc Kochani i do jutra. 🙂