dla Jasmine, która zadaje właściwe pytania
Pan Ignacy Lajkonik stał na progu i wstrząsał nim dreszcz. Na szczęście był to próg w drzwiach z jego własnej klatki schodowej na podwórko, a dreszcz – obrzydzenia, a nie przeziębienia, ale sytuacja sama w sobie i tak była nieprzyjemna. Listopad tego roku nie rozpieszczał: padał deszczyk, który nie mógł się zdecydować, czy być zwykłą jesienną mżawką, czy jednak zamarznąć w błotnistą szadź. W efekcie na ziemi zalegała wstrętna, brudna kaszka, zniechęcająca do spacerów i wychodzenia z domu w ogóle.
Trzeba trafu, że akurat tego dnia wreszcie przyszła przesyłka z książkami dla pana Ignacego. Zamówił te książki już jakiś czas temu, w liczbie pięciu, ale księgarnia dopiero kilka dni wcześniej skompletowała całość zamówienia i wysłała paczkę. Kurier robił wrażenie wściekłego, zadzwonił domofonem, warknął obcesowo nazwę firmy, po czym dodał niegrzecznie w trzeciej osobie: „Niech zejdzie na dół! Szybko!” Pan Lajkonik zdążył narzucić na siebie ciepłą polarową bluzę i zbiegł na dół. Rzut oka na mokrego od deszczu i spoconego ze złości dostawcę odebrał mu ochotę do dyskusji na temat usług, które w myśl reklamy polegają na przesyłce „od drzwi do drzwi”. Pospiesznie podpisał kwitek, odebrał paczkę i – odprowadziwszy wzrokiem kuriera biegnącego do samochodu – już miał wracać do siebie, kiedy poczuł coś pod nogami.
Kot. Rudy, pręgowany kocur patrzył nieżyczliwie na świat za drzwiami, krok po kroczku przesuwając się w kierunku wyjścia. Uniósł głowę i spojrzał lodowato na pana Ignacego, który, wiedziony życzliwością, przytrzymywał mu drzwi. Kot stanął na progu, zerknął na błotnistą kaszkę na trawniku, zmierzył wzrokiem lodowatą mżawkę i wzdrygnął się, jak tylko koty potrafią. Jeszcze raz zerknął na pana Lajkonika, cofnął się nieco, eleganckim, wężowym ruchem przesunął ogon z prawego boku na lewy i znów ruszył naprzód. Przestąpił próg jedną łapą, uniósł ją i z wystudiowaną odrazą strząsnął z niej brudne krople. – Trzymaj, trzymaj – odezwał się zrzędliwie do pana Ignacego. – Po to jesteś, dwunogu! – dodał ironicznie. Pan Lajkonik z wrażenia aż puścił ciężkie, wejściowe drzwi, a kot prychnął pogardliwie, zawinął ogonem raz jeszcze i truchcikiem odbiegł w głąb klatki, a potem dał susa na pierwsze półpiętro – i tyle go widziano.
Kocie przymiarki do wyjścia trwały dobre kilka minut, toteż kiedy pan Ignacy w końcu wziął głęboki oddech i uznał, że chyba mu się przesłyszało, drzwi na parterze otworzyły się i wyjrzała z nich sąsiadka, pani Kaparowa. Pan Lajkonik niewiele o niej wiedział, może poza tym, że jej mąż pracował kędyś w Anglii, a ona usiłowała samodzielnie wychowywać trójkę dzieci w różnym wieku. Kłaniali się sobie grzecznie, w sprzyjających okolicznościach pamiętały o tym również dzieci pani sąsiadki, ale nie utrzymywali bliższych kontaktów. Tym razem jednak sąsiadka wyglądała na uradowaną widokiem pana Ignacego.
– Och, sąsiedzie, z nieba mi pan spadł! – wykrzyknęła. – Proszę, niechże mi pan pomoże! Pan Lajkonik wewnętrznie westchnął i pomachał na do widzenia swojej asertywności, na zewnątrz zaś uśmiechnął się mile i powiedział: – A o co chodzi, kochana pani? Pani Kaparowa zaprosiła go do przedpokoju i wyłuszczyła swoją prośbę. Otóż jej najstarszy syn, Mieszko, uczęszczał już do szkoły podstawowej, do czwartej klasy. Najwyraźniej miał coś na sumieniu, ponieważ do jego mamy dotarł list ze szkoły, nakazujący jej stawienie się w trybie pilnym właśnie dzisiaj, o godzinie takiej to a takiej. Panu Ignacemu przemknęła przez głowę sugestia, żeby pani Kaparowa poszła do szkoły ze wszystkimi dziećmi naraz, co z pewnością przyspieszyłoby sprawę i zapewne skróciło całą wizytę, ale było to niemożliwe. Tryb i godzina wykluczały stawienie się pani sąsiadki z całą progeniturą, tym bardziej, że środkowy potomek po powrocie z przedszkola wydawał się jakby podziębiony.
Pan Lajkonik zgodził się więc, nolens volens, popilnować dzieci, tym bardziej, że za tę przysługę sąsiadka sama zaproponowała blachę znakomitej szarlotki z szarej renety, na którą nasz bohater był szczególnie łasy (na szarlotkę, a nawet renetę, chociaż naturalnie nie na blachę). O wyznaczonej godzinie zapukał do drzwi mieszkania na parterze, a pani Kaparowa już w płaszczu i kozaczkach udzieliła mu ostatnich wskazówek („Niech nie jedzą za dużo czekolady… Mieszko ma za pół godziny wziąć się za lekcje… Pan spojrzy, proszę, żeby nie oglądały tego japońskiego serialu, co to się tylko tłuką i wrzeszczą…”), po czym, zaaferowana szkolną wizytą, opuściła mieszkanie. Pan Ignacy wszedł do mieszkania i ogarnął wzrokiem sytuację.
W pokoju dziecięcym przed komputerem siedział Mieszko, mrucząc pod nosem i koncentrując się całkowicie na tym, co działo się na ekranie. W dużym pokoju, nazwanym przez gospodynię salonem, na kanapie pod kocem kulił się podziębiony ponoć Bolko, obserwując kątem oka perypetie bohaterów kreskówki i pokasłując od czasu do czasu. Pomiędzy tymi dwoma kursował najmłodszy, Leszko, wydając co jakiś czas wojenne okrzyki i strzelając z plastikowego pistoletu made in China. Na szczęście skończyła mu się ostra amunicja i pistolet tylko głośno cykał, zamiast naprawdę strzelać kapiszonami.
Następne kilkadziesiąt minut zapisało się w pamięci pana Lajkonika jako doprawdy traumatyczne przeżycie. Próby opanowania temperamentnego Leszka, który całkiem naturalnie traktował nowego „wujka” jako jeńca wojennego, zainteresowania apatycznego Bolka czymkolwiek poza telewizją, czy też nakłonienia Mieszka, żeby zostawił w spokoju komputer i zajął się odrabianiem pracy domowej, spełzły na niczym. Dzieciaki robiły to, na co miały ochotę, a panu Ignacemu brakło argumentów. Już powoli zaczynała go brać, pardon pour le mot, cholera, już na ramieniu pojawiło się coś jakby mały diabełek, który natrętnie szeptał, żeby podnieść głos, a nawet odpiąć pasek i…
Pan Lajkonik nie dał się diabełkowi. Wziął głęboki oddech, wypuścił powietrze, bardzo starając się uspokoić – tak jak nauczyła go pani Chandra – i zagaił głośno: – A to znacie? W jednym lesie były sobie trzy misie. Najmniejszego z nich w życiu nie widzieliście. … – tu znacząco zawiesił głos. Leszko złapał przynętę, podbiegł do pana Ignacego i zażądał natychmiastowego wyjaśnienia, jaki to był las, jakie misie i dlaczego takiego jeszcze w życiu nie widział. Po czym odwrócił się, pobiegł do pokoju dzieci i błyskawicznie wrócił ze sporym misiem, przepasanym plastikową taśmą amunicyjną, pytając natarczywie – To taki był miś? Taki? Inny? A jaki?!?
O to panu Lajkonikowi chodziło. Potrząsnął głową, rozsiadł się wygodnie i kontynuował: – Niee, ten miś nazywał się Widzimiś. wyglądał jak zwykły, brązowy niedźwiadek, ale żadne zwierzęta w lesie nie chciały się z nim bawić i unikały go, jak mogły… – Dlaczego nie chciały? – zatroskał się Leszko – Niedobre były! – Wcale nie! – zaoponował pan Ignacy – A przynajmniej nie wszystkie, ale to zupełnie inna bajka. A Widzimisia unikały, bo zupełnie się nie przejmował, czy komuś nie przeszkadza. Biegał naokoło drzewa, w którym mieszkała Sowa i strasznie głośno krzyczał, nie dając jej spać w dzień. Tak mu się podobał ogon Wiewiórki, wielki i puchaty, że ciągnął za niego, co wcale nie było dla niej przyjemne. No i skakał po Mamie Niedźwiedzicy, żeby się z nim bawiła, a ona miała przecież tyle do roboty: pilnować misiów, nazbierać im jagód na śniadanie, czy przynieść miód na kolację. Ale Widzimiś chciał, żeby się zajmować tylko nim.
– E tam, trzeba mu było kupić nową zabawkę, toby się odczepił – zauważył praktycznie Bolko, który, o dziwo, oderwał się od telewizora, najwyraźniej zaskoczony, że komuś udało się unieruchomić młodszego brata w pozycji siedzącej. – Może i tak – uśmiechnął się pan Ignacy – Ale gorsza sprawa była z drugim misiem, na którego wołali Nudzimiś. Cały dzień tylko by siedział pod krzaczkiem, ziewał z nudów i narzekał, że świat jest mało interesujący. Dzięcioł próbował nauczyć go gry na perkusji, ale zrezygnował. Mrówki zapraszały Nudzimisia na zawody w podnoszeniu ciężarów, to prychnął tak, że zdmuchnął je wszystkie. Siedział tak i wzdychał, a przecież naokoło niego był cały las! Drzewa rosły w górę, a każde było inne, pod nimi rosły paprocie, z których każda wyglądała tak samo, a jeszcze niżej – grzyby, brązowe, żółte i czerwone w białe kropki, ale Nudzimiś miał to w nosie, i wcale nie chciał wiedzieć, dlaczego tak jest.
Do pokoju wsunęła się głowa Mieszka, którego chyba zaciekawiło, dlaczego Leszko przestał wbiegać do pokoju i z niego wybiegać, młodsi bracia i telewizor nagle zacichli i o czym to wujek rozprawia z takim przejęciem. – O, świetnie że jesteś – powitał go pan Lajkonik – może ty byś wymyślił, jak zaciekawić Nudzimisia? – Wujek, takie bajeczki to dla dzieciaków! – skrzywił się niezwykle dorośle Mieszko i już chciał taktycznie wycofać się z powrotem przed monitor, kiedy pan Ignacy pokiwał na niego. – A był jeszcze jeden miś, który nazywał się Niechcemiś. Ten był już całkiem duży i silny, więc mógł pomóc Mamie Niedźwiedzicy z jagodami i miodkiem, ale wolał tylko rzucać szyszkami w huby. Aż pewnego dnia trafił w gniazdo os i bardzo nieprzyjemnie się zdziwił… ale to zupełnie inna historia.
Tutaj pan Ignacy zamilkł na dłuższą chwilę. Dzieciaki czekały na jakiś dalszy ciąg, aż w końcu najmłodszy z nich nie wytrzymał. – No ale pokłuły go te osy? Wujek, mów! – niecierpliwie zażądał Leszko – Co było dalej?!? Pan Lajkonik popatrzył na nich – czekali łapczywie, co teraz powie. – Daalej… Popatrzcie za okno, chłopaki – powiedział, a oni rzucili się odsłaniać zasłonkę i firanki. – Ale tam nic nie ma! – oskarżycielsko zawołał Mieszko. – O, nie – nie zgodził się pan Ignacy. – Tam jest deszcz, zimno i jesień. A co się dzieje z misiami, kiedy przychodzi jesień? Zapadają w zimowy sen, i tak właśnie się stało z misiami z mojego opowiadania. Poszły spać na długo i przez cały ten czas nikt w lesie nie słyszał o Widzimisiu, Nudzimisiu i Niechcemisiu! – zakończył głośno nasz bohater, a całkiem po cichu pomyślał: „Ciekawe, czy zrozumieli, czy będzie trzeba zakończyć jakimś morałem?”
– Poszli spać? Ee, i nic więcej? – Leszko wydawał się lekko zawiedziony. – A my, co teraz zrobimy? Pan Lajkonik uniósł dłonie – No jak to? Mieszko zrobi to, co ma zadane do domu, a my… my pójdziemy popuszczać sobie bańki mydlane. Kto potrafi nadmuchać największą bańkę?! – Ja! Jaa! – krzyknęli dwaj młodsi i rzucili się na wyprzódki do łazienki, podczas gdy najstarszy zaczął protestować, żeby zaczekać z bańkami, aż odrobi pracę domową. W zamku zazgrzytał klucz.
______________
Tekst chroniony prawem autorskim (wszystkie części cyklu o p. Lajkoniku). Opublikowany w witrynie www.kontrowersje.net oraz na blogu madagaskar08.pl . Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie i przedruk tylko za zgodą autora.
Dzień dobry. Mam nadzieję, że wcześniejsza pora publikacji nikomu nie zaszkodziła? Za ten odcinek podziękowania należą się zespołom Pearl Jam (za album „Ten”), oraz Genesis (za „Invisible Touch”) oraz wszystkim tym, co wiedzą, za co (patrz również: dedykacja).
No i już wiadomo, jak pan Ignacy radzi sobie z dziećmi. Przynajmniej w tym świecie, który opisuje autor…
PS: „Ten” należy do moich ulubionych albumów. 🙂
Cd. Sponsorem tego odcinka jest dla mnie zdanie „E tam, trzeba mu było kupić nową zabawkę, toby się odczepił.”
Pan Lajkonik wspaniale poradził sobie z dziećmi. Jestem pełna podziwu. Na szczęście nie podniósł głosu i nie wyciągnął pasa. 🙂
A teraz czas trochę popracować. Może chociaż na waciki zarobię. 😉
Do zaniebawem. 🙂
W ogóle jestem pozytywnie zaskoczony, że p. Lajkonik – jako bezdzietny – wytrzymał z tą trójką nawet bez specjalnego podnoszenia głosu. No ale dzieci generalnie przy „obcych” zachowują się nieco inaczej, więc może to trochę pomogło. Wszystko to przy założeniu, że autor opisuje świat idealny, a na pewno nieco wyidealizowany.
Naokoło widzę mnóstwo dzieci, które są wręcz przyzwyczajone, że – żeby dostać nową zabawkę – wystarczy się trochę poczepiać. No i rosną takie dzieci, i uczą się, że bycie namolnym jest nagradzane. Często wyrastają potem na telemarketerów 😛
Ideały są po to, żeby ku nim podążać. 🙂
W zabieganym świecie łatwiej kupić zabawkę niż spędzić czas z dzieckiem. W tym konkretnym przypadku oprócz tego, że zajmował się chłopcami ktoś obcy, zadziałało przełamanie schematu. Warto próbować. A nóż widelec zadziała?
„Może to głupie, ale czasem coś się udaje tylko dlatego, że wierzysz, że się uda. To chyba najlepsza definicja wiary, jaką znam.”
Stephen King
PS: Zaciekawił mnie bardzo „Kot. Rudy, pręgowany kocur”. Przypuszczam, że nie pojawił się przypadkiem i, mam nadzieję, że nie zniknął na zawsze. 🙂
Och, to nie pierwszy kot w opowiadaniach o panu Ignacym, i zapewne nie ostatni. Zawsze jakiś czatuje w pobliżu 😉
Chyba Pan Lajkonik, Behemota spotkał przypadkiem 🙂
No, ale co dalej ? Co dalej z tymi misiami Mistrzu, jak to tak spać poszli ? Tak się nie godzi, żeby w połowie bajeczki spać sobie szli, a kiedy się obudzą ?
Sen zimowy, szanowny Miśku, to nie przelewki; wszyscy w lesie odetchnęli z ulgą, kiedy misie się położyły do takiego snu. A co będzie na wiosnę, kiedy się obudzą, wolę nie myśleć. Może zmądrzeją i zmienią imiona? Tak by było chyba najlepiej.
Cześć Mistrzu :)) Przypomniałem sobie,że był jeszcze dawniej:”Oddajmiś”.Może śpi i trzeba go obudzić ?
…zwany również „Dawajmisiem”? Niee, może w innym lesie. Ale jeżeli śpi, to nie trzeba go budzić!
Z osami zrobiłem kiedyś eksperyment. Przy drodze we wsi rósł dąb, a w nim osy miały gniazdo.Wspólnie z kolesiami,wyczailiśmy jednego z niesympatycznych gospodarzem jak jechał furmanką zaprzeżona w rachityczną chabetę.Kijem podziubalismy troche wcześniej w tym gnieżdzie i kiedy nadjechała furmanka-to osy dopadły konia.Quackie,nie masz pojęcia,co stało sie z koniem !! Ogon mu się wyprostował,szarpnął furę,chłop się wywrócił i pognał jak na wyścigach champion.Wspaniałe widowisko! Nie opatentowane,do wykorzystania.
Pomysł ma spory potencjał, jeno jest jeden problem. Osy i ich gniazda się nadal spotyka po wsiach, takoż niesympatycznych gospodarzy, ale furmanek zaprzężonych w konie – jednak coraz mniej. A traktor na osy nie zareaguje jak wyścigowy ogier 🙁
No widzisz,po co nam ta Unia? Nie było by dopłat,to były by „chabety”,a nie traktory i dzieciaki wiejskie miały by ubaw. A gospodarz,o którym wspominam,kiedy chcieliśmy,aby podwiózł nas furmanką,to oćwiczył nas batem.Była to mała ,szczeniacka zem
sta.
Za prośbę (?) o podwiezienie – batem? To należałomusię!
Należało mu się. Za traktowanie konia też. Opis jak wyglądał świadczy, że..
Zemsta mnie nie rozbawiła. Nie jestem w stanie pojąć za co ucierpiał koń. Zasłużył na wściekły atak os? Czym?
W świecie cały czas jest walka o przetrwanie i zachowanie gatunku.Człowiek za swoje grzechy,może wyrazić skruchę,odpokutować i dalej grzeszyć.Ja odpokutowałem,a konia przepraszam niniejszym.Tylko,czy koń bedzie o tym wiedział?
Jest zatem nadzieja dla mnie. Wyginę jak mamuty.
Dla nadwrażliwców miejsca w tym najlepszym ze znanych nam światów coraz mniej.
A ja przepraszam Ciebie, Max.
I na tym zakończmy. :):*
Zanim wyginiecie, obywatelko, pamiętajcie, abyście się na początek rozeszła! Do domów!

Czekaj, czekaj Max…. a nie było wcześniej Połóżmisia ? 🙂
Było,i trzeba było się z tego Połózmisia spowiadać.Byłem zawsze pełen uznania dla bogactwa pomysłów rozweselających naszych rodaków.Bywało,że od śmiechu dostawałem drgawek w „bebechach” Pozdrowionka.
Misiek, a Ty o Misiu i Harpii też w pół urwałeś
Witajcie popołudniową porą. Pogoda była piękna, więc byłam nieco dłużej niż zamierzałam.. Poczytałam jeszcze o Lajkoniku i muszę powiedzieć, że podziwiam go za to, że tak dyplomatycznie osiągnął cel
Nie pierwszy raz tak dyplomatycznie 😉 Autor też jest zwolennikiem dyplomacji.
Niestety muszę się oddalić – będę z powrotem najszybciej w okolicach 19:00, ale praktycznie pewnie później.
Praktycznie wcześniej wracaj a tylko teoretycznie później. 😆
No cóż, prakyka, jak widać, jest smętna. Ale wróciłem 🙂
Witajcie!
Dzielny facet z pana Ignacego! A akurat – dziwnym trafem(?) – tematem porannej audycji trójki było zjawisko niań płci męskiej – ponoć takich opiekunów jest w Polsce coraz więcej. Problemem jest jedynie nazewnictwo ( A.Andrus zaproponował orientalnie brzmiący termin niańniuń 😉 ).
Mistrzu, czy ty aby nie poddajesz redakcji tematów?
Nic o tym nie wiem. Ale nie miałbym nic przeciwko temu, żeby redaktor Andrus pozdrowił pana Ignacego dobrym słowem.
W Szkle kontaktowym ?:
No, w Szkle raczej wyśmiewają i to jest program polityczny, więc może niekoniecznie 😉 Wolałbym w Trójce, w Akademii Rozrywki – bliżej p. Ignacemu do tego, co tam prezentują. Oczywiście przy założeniu, że miałbym jakikolwiek wybór.
Dobry wieczór: )))
Pan Lajkonik jak zawsze wspaniały. I jak zawsze mało praktyczny!
Zdzielenie „bez łep” jednego z drugim dałoby ten sam efekt, a obyłoby się kosztem znacznie mniejszego wysiłku!
Trzeci uspokoiłby się ze strachu zgodnie z zasadą: „zabij jednego, a reszta będzie się bała!!!!
No tak… po czym cała trójka zaniosłaby się lamentem w niebogłosy 🙁 a to już znacznie trudniej wytrzymać niż strzelanie z pistoletu bez kapiszona 🙂
Eee, Senatorze, ale to były nie jego własne, tylko czasowo przydzielone pod opiekę. To ma sens z własnymi – raz i drugi, żeby nie trzeba było tego robić po raz trzeci, ale z cudzymi? Żeby jeszcze się poskarżyły?
Demokratycznie – żadnych wyjątków!!: )
Dobry wieczór ! 🙂 Oddali mi świat wirtualny po nieśmiertelnym komunikacie, że ” w państwa okolicy trwa awaria”… A cóż im moja okolica zawiniła ?
Śliczna pedagogiczna opowiastka, ale ta pani Kaparowa zdecydowanie za wcześnie wróciła….. 🙁
Wróciła w sam raz, pan Lajkonik był u kresu sił 😉
Autor wie lepiej 🙂 ja bym stawiała na talenty pana Ignacego… 🙂
Ta opowieść bardzo mi się podoba i może być inspiracją dla młodych rodziców tudzież dziadków, jak postępować z dziećmi, aby rosły ku chwale…
W pierwszej chwili myślałem, że pan L. przydeptał kota, który znalazł się pod nogami. Ale okazało się, że nie, na szczęście. 🙂
Ze względu na urok misiów, podzielę się tym tekstem z pewną młodą mamą, robiąc reklamę autorowi. Pewnie jej się też spodoba.
Każda reklama jest mile widziana… W nagrodę otrzymuje Pan piękny uśmiech:

Dziękuję! Inspiracje inspiracjami, ale z mojego doświadczenia wynika, że są rzeczy, które trzeba samemu wypracować, bo nikt jakoś nie wpadnie, żeby akurat to przekazać młodemu rodzicowi… albo akurat tej idiosynkrazji dziecka nikt nie był w stanie przewidzieć.
Pozdrowienia serdeczne, jak za każdym razem, kiedy Pan się pojawia!
Jest też inna możliwość: młodzi rodzice poczują się urażeni, ze ktoś im mówi jak mają wychowywać własne dziecko…. wcale nierzadki przypadek 🙂
Też prawda. A znam i takich, którzy – jeszcze jako bezdzietni – mądrzyli się, jakie to ułożone i dobrze wychowane będą ich dzieci, potem – w trakcie wychowywania – obrażali się o każdą uwagę go (wychowywania) dotyczącą, a teraz mają pretensje, dlaczego nikt im wtedy nie powiedział. Wydawałoby się kuriozum, ale chyba niestety nie aż taka rzadkość 🙁
Małe dzieci nie dają spać, duże… nie dają żyć; tak sie mówi, ale dziwnym trafem jakoś dajemy radę:) I tym optymistycznym akcentem zakończę wypowiedzi na trudny ” dzieciowy” temat…
Hi hi Skowronku 🙂 przeciez mam rację, prawda ?:)
No, dzisiaj nie miałam za wiele czasu. Wciąż jakaś przeszkoda i tak minął dzień. Jutro przyrzekam się poprawić, ale teraz już Was pożegnam. Jestem tym wszystkim zmęczona.Dobranoc
Dobranoc! Odpoczywaj z miłymi snami pod i nad poduszką!
Dobranoc. 🙂
Dziękuję Quackie :):*
Do jutra Kochani. 🙂

Pa! A korzystając z okazji, ja również mówię już na dzisiaj „dobranoc” wszystkim. Widzi- Niechce- i Nudzimisiom – „dobrej zimy” 🙂
Lulu Mistrzu:-)) Aaaa…kotki dwa..nic nie będą robiły….Spij spokojnie,jutro też jest dobry dzień.
Dzień dobry 🙂 Synoptycy z pogodą niezbyt trafili. Zapowiadali na wczoraj mgłę, a ona przyszła dopiero dzisiaj. Nie widać prawie świata, taka gęsta.
Witaj Bożenko ! Zdetronizowałaś Skowronka…. Ty pierwsza ćwierkasz o świcie 🙂
Dzień dobry: ))
Meldunek z frontu sprzętowego: monitor świetny, wina karty grafiki, która się ponoć zbiesiła.
Wymienilim kartę (koszty po mojej stronie!), ekscesy trwają ale stały się o wiele rzadsze. Wniosek – wina kabla od karty do monitora. Będziem dziś wymieniać!
PS Jeśli po wymianie kabla nadal będą występowały usterki, bez łep dostaną i mój synalek i sprzedawca sprzętu!!!
PPS Pozostanie mi wtedy albo mordować się ze znienawidzonym lapciem, albo kupić nową stację, co aluzyjnie ale dosyć jednoznacznie sugeruje młodsze pokolenie. Zdaje mi się, że bez łep chce także oberwać i starszy z nosicieli mego DNA!!
Witaj Senatorze 🙂 Niech więc wszystko działa jak należy, bo szkoda sprzedawcy i synalka
Witam: )))
Eeee tam, spokojnie. Bez łep i tak im się za całokształt należy, to się za jednym zamachem weźmie i załatwi!: )
Grunt, żeby Ci sprzęcicho działało, bo smutno tu bez Ciebie
Jakoś łazi, ale ja mam troszkę zajęć to i będę zaglądał z doskoku!
Ze skokiem w bok doskoku proszę mnie nie mylić!: )
Kto by śmiał o takie skoki Cię posądzać Rumaku?!
No właśnie! I to mnie smuci!: (
A nie upór Tatuśka? Słynącego z nielubienia zmian 😀
Witam: ))) Po co zmieniać to co dobre?? Na jaki karabin ja się dałem namówić na wymianę monitora, który był całkiem niezły?: ((
Teraz cierpię za niewinność, uleganie modzie i mientki charakter!
Cierpliwość to nie jest to co tygrysy lubią najbardziej!
PS Co to jest takie mikre w Twoim poście, to niebieskie na dole po lewej stronie, co to się w jakichś krzakach(?) chowa? Jak to się robi żeby było i dlaczego mnie tego nikt nie uczy??
To jest emotka z gg, a u nas jest w bibliotece 🙂
Jak to szło ? Waćpan wiecznie walczysz ze swoim systemem .
Cześć: ))) Mnie wykorzystują materialnie pod pozorem podłączania do nowoczesności!: (

Witaj Senatorze 🙂 Skowronek ma rację…..
…
.. i Bożenka tez! Smutno bez Ciebie 🙂
Dzień dobry: )))
No przecież jestem!: )))
Dzień dobry.. Pan Ignacy byłby na pewno wspaniałym ojcem.. Może, jednak (?)… Nieślubne gdzieś biega? 😀 Eeee.. raczej niemożliwe, bo przecież, p.Ignacy to postać baaardzo odpowiedzialna i obowiązkowa. 😀
PS Ech te koty…
Fajne 🙂
: )))
Hummm, raczej nie biega 😀 Nie pozwalam swoim postaciom żyć własnym życiem AŻ TAK 🙂
Koty natomiast jak zwykle po swojemu; z nimi to jest tak, że nawet ja nie mam na nie za dużego wpływu…
Koty chodzą swoją drogą…. 🙂
Witam: )) „Nie pozwalam swoim postaciom…” Ot i jest car-ciemiężyciel!!
No – Senatorze. TROCHĘ trzeba kontrolować te postacie, już tylko tego by brakowało, żeby weszły autorowi na głowę. Ja i tak pozwalam na wiele.
Hmmm, może i tak!
W drodze ekspiacji powiem Ci jedynie, że w pierwotnej wersji miało być car-dzierżymorda!: )
Też ładnie! 😀 na drugi raz poproszę dzierżymordę!
Wedle życzenia!: )
Dzień dobry! Słońce, że nic, ino się opalać, ale w kożuszku, bo rano 3-4 stopnie.
Dzień dobry ! u mnie też słoneczko jak złoto samo i stopni na termometrze malutko…. 🙂
A pani Chandra też nie miała dzieci? …troszkę już żyła, zanim poznała pana Ignacego… taka urokliwa dama i sama ?
Najpiękniejszą rzeczą w tym świecie jest jego niedookreśloność 🙂 pan Lajkonik był już uważany za emeryta (którym jako żywo nie jest), ale z drugiej strony ma dorosłego siostrzeńca, więc… wszystko jest możliwe. Co do pani Chandry, nic mi nie wiadomo o potomstwie. W ogóle wszystko to jest trochę magiczne, jak pan Darek B. Szeherezad… co nie znaczy, że mam zamiar robić z pani Chandry jakiegoś sukkuba, co to, to nie!
Sukkub…niezłe! Jakby co, to ja twardo śpię…: )
Trochę tajemniczości też ma swój urok
O, widzę, że sukkub jest nośnym pomysłem!
Ale dlaczego zaraz sukkub? 🙄
Pomęczy, podręczy krzynkę. Ale jeno pełnoletnich!!: )))

Ehmm, to o pełnoletnich kojarzy mi się kędyś z Sapkowskim, czy słusznie???
Bardzo słusznie!: )))
Ja poproszę
Hi hi!
Jeden był na zamku Beauclair w księstwie Toussaint, zdaje się…
Regis się nim zajął!: )) Blondaską był!: ))
Ładne kwiatki! Przez dłuższą chwilę będę nieobecny.
Lecisz do kwiaciarni??: )
Dzień dobry. 🙂
Witam serdecznie. 🙂
5-letni sprzęt do lamusa, żeby nie rzec, że na śmietnik ❓
Mój super komputer z najwyższej półki nie był, co najwyżej średniej. W Styczniu skończy 13 lat i stanowczo nie życzy sobie żeby tak o nim mówić. Jak się obrazi to będzie na Was, palcem nie będę pokazywała wyszczególniając, bo wiadomo.
To mnie pocieszyłaś Jasminko, bo mój mz już trzeci rok i się wystraszyłam, że długo już nie pociągnie
Jak mu nie będziesz w elektronicznych bebechach grzebać to pociągnie długie lata!
Nie grzebię tam, na czym się nie znam. Cieszę się z takiej prognozy. 🙂
To akurat działa w odwrotną stronę Senatorze, ja właśnie wymieniłem kartę graficzną, zasilacz i baterię od BIOSa i na nowych bebechach dostał takiej ostrogi, że sam jestem w szoku, czasami niewielkim kosztem można znacznie usprawnić leciwy sprzęt:)
To prawda, ale można też i solidnie nawyrabiać takich rzeczy, że już nic nie uratuje zasobów pamięci.
Mnie gdzieś z pulpitu podczas tych zmagań z kartami szlag trafił trzy dokumenty Warda. I gdzie ich mam szukać??
Z pulpitu zniknęły? To przedziwne. Może jakieś czyszczenie automatyczne? (jest taki proces w Windowsie). A może ktoś zwinął do kosza? Sprawdź zawartość, chyba że już opróżniłeś?
W koszu nie ma, sprawdzałem!
No to – jak niżej (najniżej).
Tylko trzeba się na tym znać… Nie tak jak ja… 🙁
Witaj, Jasminko: )))
Mojemu bez przerwy syn coś wymieniał. A to taką kartę, a to owaką, a to taką kość, a to inną, a to wentylator, a to znowu coś innego, tak że z tego starego nawet obudowa nie ocalała, bo i tę swego czasu wymienił!
Monitor zaś zaczął szwankować, ponoć się wyświecił i pikseli całe stado mu uciekło. Synek tatę namówił na wymianę na nowy, zakupu dokonał, przywiózł nowy, wywiózł stary i ja teraz z tą nowoczesnością dogadać się nie mogę!
Ten ma całkiem inne menu(choć firma ta sama), klawisze w innym miejscu i porządku, a ja przyzwyczajony do tamtego już coś ponoć pochrzaniłem. To wersja moich synów. I Senatorowej też!! Jak na pochyłe drzewo kozy skaczą to ona pierwsza!!: ((
Witaj Senatorze.:))
Wymieniałam tylko kartę graficzną na starą, ale nowszą nieco. Kupować nie warto, bo trzeba wymienić tak czy siak cały komputer.
Nikt mi na szczęście na głowę nie wchodzi, sama o wszystkim decyduję.:) Monitor padł wcześniej, ten jeszcze na gwarancji. Ciekawe jak długo wytrzyma. Wątpię żeby tak długo jak tamten.
13 lat, nie 12, dzięki Mistrzowi Tetrykowi.:))
Hm, takie wymienianie w kółko jest nieuniknione, tak działa postęp techniczny – producenci oprogramowania zakładają, że będzie pracowało na najlepszym możliwym sprzęcie, co w praktyce oznacza, że jak się takich programów otworzy kilka, to komputer się zachłystuje; dlatego producenci sprzętu tworzą coraz lepszy, szybszy i pojemniejszy sprzęt (jest takie prawo w informatyce, że pojemność twardych dysków zwiększa się co pół roku (?) przy tej samej cenie), na to producenci oprogramowania się cieszą, że nowy sprzęt daje im większe możliwości i cała kołomyja zaczyna się na nowo. Tylko człowiek musi wymieniać, instalować karty, części i nowe programy – albo wypaść z obiegu, bo w pewnym momencie się okazuje, że żeby coś działało, to musi być nowa wersja sterownika, która będzie działała tylko na nowym systemie, który będzie chodził tylko na nowym procesorze i z większą pamięcią…
Dokładnie tak! Stara karta miała jedno wyjście, nowa ma dwa, kabel z monitora pasuje tylko do jednego! A ten od starego też pasował! To po jaki czort to drugie? Znowu coś za jakiś czas trzeba będzie modernizować?
Dobrze, że co trzy lata koła na nowo nie wymyślają!: ((
A propos koła – z samochodami tak nie jest, na szczęście, chociaż coraz bardziej zaczyna to w tym kierunku iść. Raz, że przy nowoczesnym samochodzie coraz mniej samemu idzie zrobić (mój Ojciec zrezygnował w pewnym momencie z samodzielnego grzebania, bo a) wszystko pochowane pod pokrywami, do których siedmiokątny i trójdzielny klucz ma tylko serwis, b) bez podpięcia do komputera ani rusz), toć nawet w naszym, z 2007 r. w instrukcji już stoi, żeby żarówek samemu nie wymieniać, tylko w serwisie, a dwa, że np. Niemcy nie wpuszczają do centrów miast samochodów, które wydzielają spaliny brudniejsze niż norma Euro przewiduje, a fakt spełniania normy musi być udokumentowany specjalną naklejką, za której brak łupią mandat.
No, tak, z samochodami to już też robi się lekka przesada. Ja w swoim też już sam żarówki nie wymienię!
Ha, być może już przytaczałem historię, jak to kolega z pracy mojego znajomego dostał pewnego roku w grudniu nowy służbowy samochód (któregoś vana Opla, Merivę albo i większego) i wybrał się w podróż służbową, powiedzmy z Poznania do Lublina, wygarniturowany i przygotowany na poważne zebranie na najwyższym szczeblu. Trzeba trafu, że w nowym samochodzie strzeliła żarówka w przednim reflektorze, jął więc ją wymieniać, w padającym śniegu i błocie pośniegowym. Okazało się, że dowcipni projektanci przewidzieli dostęp do żarówki wyłącznie od strony PRZEDNIEGO NADKOLA, przy maksymalnie skręconym przednim kole. Jak wyglądał ów kolega po wymianie żarówki w warunkach jak wyżej – można sobie tylko wyobrazić. W każdym razie skończyło się na kupnie nowego garnituru, co nieźle przedrożyło wymianę głupiej żarówki.
Nie chciał być Cyklopem, rozumiem, ale w takich warunkach darowałbym sobie tę robotę. Niby nic wielkiego, a jednak…
Dlaczego my przez jakiś czas nazywaliśmy się Bad gateway, czy jakoś mocno podobnie??
Dobry wieczór !.. trochę to przypomina moje uganianie się za wielką tłustą muchą, która wleciała mi przez okno
Co przypomina uganianie się etc.?
.. trudność uchwycenia optimum 🙂
Optimum jest mniej tłuste i nie brzęczy! 😉
Dobry wieczór Wiedźminko 🙂 Dzisiaj ta mucha Ci wleciała???
Dzisiaj…. biegałam za nią, żeby ją ubić, a ona furt brzęczała i uciekała… w końcu jakoś ją trafiłam 🙂
Zabiła bezbronne stworzonko! A mnie do sarenek to strzelać nie dają!!
A czy sarenki Ci do zupy wpadają?
No to nie wiem. Pamiętasz jak się nazywały? Możesz jeszcze przeszukać pod kątem nazwy twardy dysk, ale czarno to widzę.
Do kogo się zwracasz Quackie ❓
Do Senatora w sprawie zaginionych pism…. 🙂
Dziękuję Wiedźminko. 🙂 Jeszcze trochę i pomyślałabym, że to Ty masz tam szukać muchy. Coby ją utłuc.
Miśku ma ukochane pająki, może jakiego wypożyczy??
Jeszcze przed chwilą był tu Senator, z informacją, że w koszu nie ma tych plików, teraz się przeniósł wyżej, tam gdzie dyskusja o znikniętych docach.
Totalne zakręcenie dzisiaj.
Otóż to, ja już nic nie mówię, bo nie mam czasu śledzić całej dyskusji, a jak tu wejdę to niczego nie rozumiem
Mnie się nie tu co trzeba opublikowało, to se wziąłem, stąd zniknąłem i tam poszedłem!
Synalek będzie szukać!!
Witajcie!
Bad gateway oznacza, że nasz komputer ma problem z ustaleniem połączenia z Wyspą. Najczęściej jest to problem któregoś z łańcucha serwerów, które pośredniczą w tym procesie; niekoniecznie ostatni należący do naszego usługodawcy. Może to być też problem propagacji zmiany adresu IP przypisanego Wyspie – wtedy mogłoby pomóc wpisanie w linii poleceń (okno DOSowe lub okienko Start/Uruchom) polecenia:
ipconfig /flushdns
W pozostałych przypadkach pomaga jedynie cierpliwość… 😉
O. Dziękujemy, Tetryku Nawigatorze po wzburzonych wodach oceanu deenesowego!
Kiedy On zacznie po polsku?: (
Kiedy bo prościej się chiba nie da. Chodzi o to, że od każdego z naszych komputerów łączność do serwera (na którym jest całość Wyspy) przechodzi przez wiele pośrednich komputerów, kierujących ruchem w Internecie, i wystarczy, że jeden z nich padnie, to się taki komunikat pojawia.
O ile mi wiadomo, Internet działa jako sieć z zapasem mocy przesyłowych, to znaczy że jeżeli łączymy się z Gdyni (albo Bytomia) do Chin przez Szwecję, i szwedzki serwer nagle padnie, to inne komputery poszukają objazdu i np. znajdą drogę przez Gabon, RPA i Australię, ale może też takiej alternatywnej drogi nie być, a jeżeli jest, to jej znalezienie i skierowanie na nią łączności chwilę zabiera.
Prawie zrozumiałem!
Idę na spacer. 🙂
Do popotem zatem. 🙂
Już jest potem. Czekamy na popotem. Żeby się to tylko nie skończyło, przez chochlika drukarskiego, potopem!
Się nawróciłam, przedtem się nagadawszy bezpalcowo, że aż mi w gardle zaschło. 🙂 Nawilżyć by się zdało. 😉

Dobra myśl
Piwko przed snem dobrze robi 
O tak, można wstać o 5-ej, bo moczopędne jest i nad ranem obudzi.
Ja i bez piwa o piątej wstaję
Będę dziś oglądała kopaną. Proszę się nie dziwić, muszę.
Nb. zez Gdańska. Myślałem o pójściu, ale listopad to nie jest najlepszy miesiąc na oglądanie kopanej na żywca.
Wolę Żywca od piłki kopanej!
Żywiec i kopana się wzajemnie nie wykluczają Tetryku. 😆
Jestem kibicem siatkówki, ale to wiesz od dawna. 😆
Ja to się nawet z Żywca wywodzę po mieczu, więc można rzec, że wyssałem go „z mlekiem ojca”. Ale ostatnio piwa unikam, ze względu na wagę (moją, nie piwa).
To zambombony, Quackie. 😆 Pijam piwo a waga ani drgnie. Tetryk może poświadczyć że do nadwagi mi daleko. 😆
Grrrr
poproszę metabolizm tej pani!
Nie oddam, to Ty dołóż mi trochę swojego, mogę nieco przytyć. 😆
Od dawna, poza wielkimi imprezami nie oglądam kopanej. Nie wiedziałam, że Ty tak. 🙂
Oglądywam czasem. Częściowo z zamiłowania (chociaż przestałem np. reprezentację oglądać mniej więcej w okolicach mundialu w Korei i wytrzymałem aż do Euro u nas), częściowo zawodowo (tłumaczyłem książkę o), częściowo dla towarzystwa (mam paru znajomych, którzy nie wyobrażają sobie życia bez). Pierwszy i trzeci powód plus jeszcze gościnność i żądza rewanżu (za mecze baseballa) zaważyły, że poszliśmy ze znajomym Amerykaninem na grupowy mecz Hiszpania-Włochy w trakcie Euro. Podczas finałów on był już u siebie, kiedy pytali go, czy będzie oglądał finał, mógł mówić tonem wyższości „ja już widziałem ten mecz, na żywo…” 😉
No dobra, widzę, że nikt zdziwiony nie jest to sama z siebie powiem dlaczego muszę. 😉
Został powołany do kadry na dzisiejszy mecz chłopak z mojej wsi pochodzący. Teraz gra w Polonii Warszawa, wypatrzyli go na boisku w sąsiednim miasteczku. Chcę zobaczyć jak sobie poradzi. Znam Go i życzę Mu jak najlepiej. 🙂
PS: Jeśli oczywiście Fornalik da Mu szansę. 🙂
Zdaj relację, czy dostał szansę! Albo od razu napisz, żebyśmy i my mogli dopingować.
Masz grypę ❓ 😆
Od początku będzie grał Lewandowski a potem… Któż to wie… Może Milik dostanie szansę a nie Teodorczyk ❓ Może obaj… Może żaden z nich…. Niezbadane są wyroki trenera. 😆
W razie gdyby to mam opcję dodatkową. O tej samej porze jest mecz w siatkówkę. Skra Bełchatów – Dynamo Moskwa. 😆
Nie, to emocje przed meczem 😉 Już ogłosili skład na Urugwaj: Przemysław Tytoń – Łukasz Piszczek, Marcin Wasilewski, Kamil Glik, Marcin Komorowski – Kamil Grosicki, Eugen Polanski, Grzegorz Krychowiak, Ludovic Obraniak, Adrian Mierzejewski – Robert Lewandowski.
Wiem, widziałam. Milik i Teodorczyk (Łukasz z mojej wsi) jako rezerwowi. Dlatego ciekawi mnie czy Fornalik da któremuś szansę. Mecz towarzyski, jest ku temu okazja.
Czas się zbierać, jeszcze zajrzę. 🙂
I tak mnie tu dziś aż za dużo. 😆
Tym, którzy zasną zanim wrócę, Dobranoc. 🙂
Dobranoc wszystkim, idę patrzeć na film. 😀
Dobranoc!
Czas już chyba na kolejny odcinek relacji o wizycie Majeczki w USA?
Dobra myśl, Mistrzu!
A ja już po filmie i po kolacji, i ogólnie taki po…
P.S. Chyba, że mikrofon Jasmine zadziała… ?
Z przyjemnością przeczytam i obejrzę kolejny odcinek relacji. 🙂
Mikrofon ukradli. 😆 Tetryk raczył zażartować. 😛
Dzień dobry bardzo 😀
No i Miral nie dała się namówić 🙁
Dzień piękny bardzo – poetyczna mgła 🙂
Nie wiem co z nią jest, bo na swoim blogu też się nie pokazała. Teraz u niej dochodzi pierwsza w nocy, więc już na pewno śpi. Może kto inny zmieni wycieraczkę dzisiaj? 🙂
U mnie mgła była wczoraj, dziś jest czyste powietrze, ale zimno. 🙂
Przepraszam, ale dałabym się namówić, gdybym tylko tu zajrzała. I nie trzeba mnie nawet namawiać

Nie zawsze mogę sobie usiąść i popisać
Dzień dobry.. O i Tetryk nie w pracy?? 🙂
Miłego.. 🙂
Ale chyba reszta jeszcze śpi 🙄
Dzień dobry. Wiadomość dla Wyspiarzy, dobra i zła zarazem: na dniach zaczynam nowe zlecenie, więc będzie mnie na Wyspie mniej, a być może nawet dużo mniej. Coś za coś, niestety 🙁
Witaj 🙂 Ta wiadomość dla Wyspiarzy bardzo zła, może dla Ciebie dobra, więc gratuluję.
Dobra dla wszystkich – bez zleceń bym zbankrutował i w ogóle przestał bywać w sieci… 😉
A to pracuj, żebyś nie zbankrutował. Lepiej mieć Cię mniej niż wcale 🙂
Dzień dobry: )))
Gryzą nadal!
Dzień dobry, Senatorze. O ile mi wiadomo, to dwie różne osoby – Virgil „Gus” Grissom, drugi Amerykanin w kosmosie, i Rafael Nadal, hiszpański tenisista. Ale być może Ty masz inne informacje?
Hi hi!