Poniedziałek, 17 września, był dniem słonecznym i pięknym. Postanowiłyśmy go przeznaczyć na dalsze zwiedzanie Downtown Chicago. Pojechałyśmy jak zwykle, samochodem i kolejką. Chciałam zobaczyć, czy spod fontanny zabrali już te paskudne namioty. Zabrali. Trafiłyśmy na pełną godzinę, czyli na pokaz możliwości fontanny. Ze wszystkich 134 dysz poleciała woda na pełen gaz. To jest widok!!! Jako ciekawostkę mogę podać, że fontanna w ciągu minuty „wyrzuca” z siebie ok. 53 tys. litrów wody. A jej największy słup wody ma 150 stóp, czyli ponad 45 metrów. Dopiero teraz Majeczka zrozumiała, czemu byłam taka zła. Bez namiotów i w „pełnym rynsztunku” fontanna prezentowała się zupełnie inaczej.
Przeszłyśmy przez ulicę South Lake Shore Dr. i nabrzeżem poszłyśmy w stronę Navy Pier. Z jednej strony miałyśmy drapacze chmur, z drugiej przystań jachtów. Słyszałam, że brakuje miejsca na nowe jachty. Ktoś musi zrezygnować, żeby ktoś nowy mógł zająć jego miejsce. A wynajęcie tam sobie miejsca kosztuje tyle, ile wynajęcie sporego apartamentu w dobrej dzielnicy. Wiem jedno, nie byłoby mnie na to stać.
Mam nadzieję, że te widoki będą przyjemne w chłodne jesienno-zimowe wieczory…
Gdy Majeczka zobaczyła przystań dla statków spacerowych, wyrwała jak koń, który po długiej podróży poczuje swój dom i stajnię. Obiecałam jej rejs po Chicago River takim właśnie statkiem…
Kupiłyśmy bilety i ustawiłyśmy się w kolejce. Tak samo jak na Willis Tower, wszystkim jak leci robili zdjęcia. Jakoś się wykręciłam. Nie mam zamiaru płacić za coś, czego nie potrzebuję. Na statek wpadłyśmy jako jedne z pierwszych. Na trapie przywitał nas kapitan (wszystkich witał). Coś zagadał do Majeczki, więc mu powiedziałam, że ona nie mówi po angielsku. Zapytał skąd jesteśmy. Powiedziałam mu, że Majeczka przyjechała na wakacje z Polski, a ja mieszkam tutaj, chociaż też jestem z Polski. Uśmiechnął się, puścił oko i powiedział, że słyszy, że nie jestem stąd. Nie nowina. Polskiego akcentu nie umiem się pozbyć, mimo długiego pobytu tutaj…
Nie bardzo wiedziałyśmy gdzie mamy usiąść, żeby móc robić najlepsze zdjęcia. W końcu się usadowiłyśmy. Wycieczkowiczów przybywało. Kapitan stanął na froncie, wziął mikrofon do ręki i przywitał jeszcze raz wszystkich. Przedstawił nam sternika, potem pilota, który miał nam opowiadać o mijanych budynkach. I sobie poszedł do swoich obowiązków. Ruszyliśmy. Nie wiem o co chodziło, ale pilot na wstępie zapytał, czy jest tu ktoś z Cincinnati, a gdy nie usłyszał twierdzącej odpowiedzi, powiedział, że to dobrze, bo tam są wredni ludzie. Wszyscy ryknęli śmiechem. Chyba tylko Majeczka i ja się nie śmiałyśmy. Ona w ogóle nie zrozumiała o co pytał, a ja nie wiedziałam co w tym śmiesznego.
Szkoda, że nie mogłam się skupić na opowieści pilota. A może to i dobrze. I tak nie byłabym w stanie zapamiętać wszystkich opowieści, którymi nas uraczył. Rejs trwał godzinę, a pilot nadawał bez przerwy. Kto by to wszystko zapamiętał? Przy Civic Opera, opowiadał legendę o jej powstaniu. Nie zapamiętałam dokładnie wszystkiego, szczególnie nazwisk. Coś usłyszałam, że córka bogacza z Chicago żałowała bardzo, że w tym mieście nie ma opery z prawdziwego zdarzenia. Ojciec zapatrzony w swoje dziecko, zafundował jej tą operę. I dlatego ją mamy. Próbowałam tą historię znaleźć w internecie, ale jakoś mi się nie udało. I dlatego ta historia jest taka uboga w dane.
Także niewiele mogę podać konkretnych informacji. Ale mam nadzieję, że piękne widoki jakoś to zrównoważą.
Po rejsie wybrałyśmy się na Navy Pier. Opowiadałam nieraz o tym molo (chyba skrót od molocha:))). Od frontu ma wiele pomników i fontann. Przy samym wejściu na Navy Pier jest wiele różnych wypożyczalni, przy nabrzeżu cumują statki wycieczkowe. Niektóre spore. Można się na ten przykład wybrać na całonocny bal na jeziorze. Ogromnym i luksusowym statkiem. Można się też wybrać na kilkugodzinny rejs żaglowcem. Możliwości jest cała masa. Można wypożyczyć sobie rower, tandem, czy „rower rodzinny”, czyli coś w rodzaju bryczki na pedały. Rodzice pedałują, a dzieci sobie siedzą i podziwiają widoki.
Marsz do końca Navy Pier zajmuje trochę czasu. Jest na nim tyle różnych atrakcji. Majeczce najbardziej chyba podobała się galeria witraży. Mnie chyba palmiarnia. Gdzie tylko jest to możliwe, zawsze zaglądam do wszystkich palmiarni, jakie są w moim zasięgu. Jakieś takie dziwne zboczenie…
W tutejszej palmiarni podobały mi się fontanny. Nie takie normalne „sikające” do góry, ale takie, pod którymi się przechodzi. Nie udało się nam zrobić dobrego zdjęcia znikającym fontannom. Wyskakiwał z krzaków strumyczek wody i ginął w krzakach. Chyba jest to regulowane fotokomórką, bo te „skaczące fontanny” działały tylko gdy ktoś koło nich przechodził. Udało mi się co prawda uchwycić kawałek, ale nie daje to takiego wrażenia jak w naturze.
Dobrze, że wsiadałyśmy coraz to na innej stacji. Majeczka miała okazję poznać ich więcej. Muszę przyznać, że na wielu stacjach jest brudno i strasznie śmierdzi. Nie tylko dlatego, że jest to pod ziemią. Często na peronach widziałyśmy policjantów. Zachodzą tam często, bo bywa niebezpiecznie. Szczególnie wieczorem, gdy jest mniejszy ruch. Można dostać w łeb za nic. Ot tak sobie. Policja ma zapewniać bezpieczeństwo.
Czas było wracać do domu. Wiele wrażeń zabrałyśmy ze sobą, do domu. I właśnie o to chodziło…
Miłego dnia Wyspiarzom życzę
A sama uciekam do łóżeczka 
Miłego…. 
Jestem padnięta. U mnie już 1:25, czyli środek nocy
Dzień dobry ! 🙂 Kolorowych snów Miro !
Mają Amerykanie mnóstwo ziemi… i budują przeraźliwie wysokie domiszcza…Wiem, ziemia w miastach jest droga, a ta wysokość to prestiż….
aż do zawrotu głowy …
Oczywiście, u nich wszystko musi być największe, najwyższe, najobszerniejsze…
Witaj Wiedźminko
Witaj, Wiedźmineczko: )) To ja anegdotkę!
Kiedyś, po jakimś międzynarodowym sympozjum miłośników muzyki skrzypcowej czy innych wielbicieli gadów trójbarwnych, gdy już we łbach solidnie wypiteczność zaszumiała, każdy dawaj swój kraj a to ganić a to chwalić. Pewien czeski dyskutant, wysokoprocentowo nieźle już nasycony, powiada z pijacką wylewnością:
– Takiego bałaganu, no wprost burdelu jak u nas, to nigdzie na świecie nie ma!
Na to nobliwy Rosjanin z pobłażliwym uśmiechem pełnym sympatii:
– A Czechi kak i wsiegda – miegałomany!!
Mnie też się podoba!: )))
Dzień dobry i tu!: )))
Ach ci Amerykanie i rodowici i z importu – wsiegda miegałomany! U nas też można dostać w łeb bez powodu i nawet żadna stacja nie jest do tego potrzebna!: )
Tak jest niestety wszędzie. Ale ja na swoim osiedlu czuję się bezpieczna. I to nie dlatego, że naprzeciwko są bloki policyjne. Wprost przeciwnie. Jak je postawili, to zaczął się bałagan i koniec błogiego spokoju. Ale mimo wszystko nie boję się chodzić tu nawet w środku nocy.
Bacz by Ci jakiej stacji znienacka nie wybudowali: )
Tu z rodowitych Amerykanów, to są tylko Indianie. Cała reszta to napływowi – z importu. Co prawda słyszałam kiedyś jak czarnoskóry Amerykanin mówił, że to oni są autochtonami tej ziemi. Zastanawiałam się, czy rozumie on znaczenie wyrazu „autochton”.
A poza tym, w łeb można dostać nie tylko na stacji kolejki. Niestety Chicago znowu wychodzi na prowadzenie w ilości zabójstw. Jak już pisałam, przez niektóre dzielnice przejeżdżam tylko w dzień i to też jak muszę. Jeśli mogę, omijam szerokim łukiem. Można zarobić kulkę ot tak sobie. Bez powodu.
Są to bez wątpienia dzielnice zamieszkane przez białoskórych potomków 102 pielgrzymów z Mayflower!
Takie dzielnice są i w stolicy, zaledwie 3 czy 4 przecznice od samego Kapitolu… 🙁
Dzień dobry! Niezmiernie mi się podoba ta część, a to ze względu na te wszystkie wysokościowce tuż nad wodą. Zawsze mi się na taki widok odzywa moja przewrażliwiona wyobraźnia, która szepcze „tyy, a jak im fundamenty podmyje…”; nie ukrywam, że to pod wpływem naszego gdyńskiego budynku Sea Towers, postawionego tak samo – tuż przy nabrzeżu. Inna sprawa, że betonowanie fundamentów w Gdyni trwało bodajże dłużej niż cała reszta budowy, więc może i te moje obawy są nieusprawiedliwione?
To teraz pouzupełniam po swojemu opisy, nie żebym kiedykolwiek był w Chicago 😉 mam nadzieję, że Szanowna Autorka nie będzie miała nic przeciwko.
W drugiej galerii zdjęć te okrągłe wieżowce Marina City to dzieło tego samego architekta, Bertranda Goldberga, który zaprojektował River City II, nadrzeczny kompleks budynków wygięty w „S”, który się pojawił na zdjęciach z punktu widokowego w Sears Tower we wcześniejszym odcinku.
Trzecia galeria – budynek na środku zatoki to połączone stacje pomp – Cartera H. Harrisona (historyczna, niedziałająca już – ta biała w czerwone pionowe paski) i Williama E. Devera (ta druga – w użyciu, zaopatrująca Chicago w wodę jako jedna z czterech stacji). Jak się bliżej przyjrzeć, to widać, że to dwa osobne budynki, połączone taką kratownicową konstrukcją.
Nadal trzecia galeria – budynek z dużą przestrzenią w środku to Wielka Sala Balowa (Grand Ballroom), część Festival Hall, czyli centrum kongresowo-wystawienniczego, widocznego zresztą w pierwszej galerii na zdjęciu z widokiem Navy Pier.
Witraże nowoczesne i naprawdę piękne, a palmiarnia – jak to w Stanach – olbrzymia, z mnóstwem przestrzeni w środku; jednak palmiarnie w Polsce w porównaniu (przynajmniej oliwska i poznańska) wydają mi się strasznie ciasne.
Na temat legendy dotyczącej opery nic nie znalazłem 🙁 tylko o samym budynku, który zresztą widać na ostatnim zdjęciu w drugiej galerii, lekko po prawej od centrum fotki. Ładnie tu widać jego kształt, porównywany do fotela, z 45-piętrowym oparciem i 22-piętrowymi podłokietnikami. Dlatego też bywa nazywany „tronem Insulla”, od nazwiska człowieka, który sfinansował jego budowę, chicagoskiego milionera Samuela Insulla.
Witam: )) Cóż za znajomość rzeczy: )
Ten Samuel, to aby nie Szmul z Targówka?
Nie! On z Anglii. Tu mam życiorys: „Samuel Insull urodził się w Londynie , syn Samuela Insull, kupiec i świeckich kaznodzieja, który był aktywny w ruchu Temperance, a Emma Short. Miał brata Martina Insull . Karierę rozpoczął jako praktykant urzędnik dla różnych lokalnych przedsiębiorstw w wieku 14 lat. On udał się na stenotypistka w Vanity Fair. Poprzez reklamy gazety, 19-letni został operator centrala na londyńskim biurze firmy Edisona telefonicznych. Kiedy dowiedział się o pracę w Edison w USA, Insull wskazany byłby zadowolony, że to, o ile to było tak, Thomas Edison osobistego sekretarza.
W 1881 roku, w wieku lat 21, Insull wyemigrował do USA, wraz z wąsami stronie, aby go wydawać się starsze niż jego roku. W latach, które nastąpiły, Insull podjął obowiązki rosnących w staraniach Edisona biznesowych, budowę zasilania elektrycznego stacje w całych Stanach Zjednoczonych. Z kilku innych pionierów Edison założył Edison General Electric, który później stał się spółka publiczna obecnie znany jako General Electric . Insull wzrosła stać wiceprezes General Electric, ale był niezadowolony nie został nazwany jego prezesem. Podczas prezydencji poszedł do kogoś innego, Insull przeniósł się do Chicago jako szef Edison Company z Chicago.
Gwintówka wypucowana, teraz tylko tego tłumacza znaleźć!
Ostrzegam, że jeśli tego akurat nie dopadnę, to każdemu innemu też cosik zrobić mogę!!; )
Cny Senatorze, toć to wygląda na automat tłumaczący, szkoda amunicji! Może jakieś dziki znajdź, pola ziemniaczane pustoszące?
Automat to jest np pepesza, Ty mnie tu jakiegoś draba nie broń!
Dziki strzelałem i na kartofliskach i w lasach, ale najbardziej ekscytujące było strzelanie do nich w kukurydzy!
Już od dawna tego nie robię. No i Bogu dzięki! Dość tego!
W takim razie tłumacz automatyczny, od zwykłego ludzia różniący się mniej więcej tak, jak krzesło elektryczne od zwykłego. Nie bronię draba, bo go nie ma, jest program, którego się nie da zastrzelić, a skasowanie już chyba takiej satysfakcji nie da? 😉
Wiem, że to automat, aż taki zaśniedziały to ja nie jestem: )
Znajomość – niee, to prawie wszystko z Internetu.
Wujek Google na posterunku?: ))
Raczej Wikimapia i Wikipedia – są niezłe, jeżeli chodzi o wyszukiwanie i identyfikowanie takich miejsc.
Dzień dobry :)Mam dokładnie takie samo zdanie jak Mistrz, mi też się tak część bardzo podoba, jako mieszczuch uwielbiam urbanistyczne klimaty, a drzewa i rzeki wszędzie wyglądają tak samo, podobnie jak ruiny, kupa gruzu wygląda identycznie, czy jest to Troja, Partenon czy inna Kartagina, mam mnóstwo zdjęć gruzów z całego świata i za diabła nie wiem czego dotyczą :):)
Cześć!: ))) Ty mnie jednak nigdy nie przestaniesz zaskakiwać! Na ki czort Ci fotki gruzów??
Sam się zastanawiam, może to magia histerycznego miejsca, jak powiedział Napoleon pod Kairem „Żołnierze! Pamiętajcie, że czterdzieści wieków patrzy na was z wysokości tych pomników” 🙂
Cześć :-)) Moim zdaniem,nie każdy operator aparatu fotograficznego usiłuje wydobyć piękno,artyzm czy co tam jeszcze pstrykając zdjęcia.Czasami chodzi głównie o rejestrację jakiejś waznej chwili,po prostu zatrzymujemy czas,aby po latach wrócić wspomnieniami jak to kiedyś bywało.Rejestracja czasu ?? Pozdrowionka.
Cześć 🙂 Właśnie takim fotografem jestem. Nie mam ambicji bycia artystką fotografii, a po prostu „pstrykam” zdjęcia do rodzinnego albumu. Staram się jedynie pokazać to co jest najciekawsze w danym miejscu.
To możemy sobie podać rękę.Robiłem zdjęcia jeszcze czarno białe,z całym procesem technologicznym,to były czasy !! Jest co oglądać i wspominać.Mam kolegę szkolnego,artystę malarza i rzeżbiarza,po Śląskiej Akademii Sztuki,który po obejrzeniu moich albumów,powiedział,ze to chłam.Kiedy obejrzalem jego galerię w Warszawie,powiedziałem,że cześc jego dzieł to chłam,to nie obraził się,twierdząc,ze gdyby to były godne dzieła,to już ktoś by je kupił,a tak to sobie wiszą.I to jest chyba sedno sprawy-co komu się podoba.Pozdrowionka
Nie wiem Quackie kiedy byłeś w poznańskiej palmiarni, ale choć alejki są nadal ciasne, to rozbudowuje się wszerz. Jest już wewnątrz sklepik z pamiątkami i kawiarenka, której kiedyś też nie było. Byłam też w palmiarni zielonogórskiej. Ta jest bardziej przestronna.
A w Zielonej Górze nie byłem. W Poznaniu sklepik kojarzę, ale kawiarenki jakoś nie.
Jest też. Nie wiem od kiedy bo dawno tam nie byłam, ale ostatnio oprowadzałam gości, to już jakiś lokalik tam był.
Ależ nie przeczę, po prostu za rzadko bywam, a raczej – zbyt dawno nie byłem.
W drogę!!
No właśnie… Chociaż ja tu mieszkam a całe lata nie byłam w palmiarni. Zdziwiły mnie zmiany jakie tam zaszły. Ale gdyby nie goście, to nie wiem kiedy bym się tam wybrała…
To mniej więcej tak jak my z chodzeniem „nad morze”, tzn. w okolice plaży miejskiej, mariny etc. Jak się tu mieszka, to też głównie z gośćmi, no chyba że na rowerze.
Tak to bywa. Jeździ się zwiedzać daleko, a to co w zasięgu ręki prawie nie widzimy.
Kłaniam sie Wszystkim:)) Poznańską palmiarnię i ogród zoologiczny będę pamiętał po wsze czasy.Przy oglądaniu małp,coś mnie podkusiło i rzuciłem małpie kamyk zawinięty w papierek po cukierku.Małpa po stwierdzeniu,że została oszukana,tym samym kamykiem trafiła mnie w głowę.Zostałem ukarany szybko i skutecznie.Naprawiłem pózniej swój błąd i poczęstowałem małpki całą garścią cukierków.
Mądra małpa Maxiu. Ale mam pytanie – w którym zoo byłeś, nowym czy starym? Na Zwierzynieckiej czy nz Malcie?. Pytam dlatego, bo w tej chwili zoo na Zwierzynieckiej już prawie nie istnieje. Wszystkie małpy również przeniesiono do nowego zoo, gdzie mają lepsze warunki. Na Zwierzynieckiej zostały tylko jakieś resztki – płazy, gady, ptaki, ryby itd.
A propos zoo na Zwierzynieckiej, poza tym, że to połowa mojego dzieciństwa – w każde wakacje na Zaciszu obowiązkowym punktem była wizyta w zoo, wejście na kucyka z brązu, etc. etc. – to później, na studiach, słyszałem, że najważniejszym powodem, dla którego stare zoo w ogóle funkcjonuje, jest fakt, że gdyby je zlikwidowano, to Poznań miałby w śródmieściu plagę szczurów, które rozbiegłyby się ze starego zoo na otaczające kwartały.
Też tę wersję słyszałam, ale nie wiem czy tak jest naprawdę.
Witam serdecznie. 🙂
Poczytałam, pooglądałam, zachwyciłam się. 🙂
Przypomniała mi się, apropos bez s tego co pod nosem, rozmowa sprzed lat. Ich trzech wielkomiastowych i ja baba ze wsi o czym panowie nie wiedzą. Dowiaduję się, że na wsi to ani kina, ani teatru, niczego nie ma. Pustynia kulturalna. Z tym się zgodziłam, o faktach się nie dyskutuje. W tamtych latach, nie będąc z Warszawy, raz w miesiącu bywałam w teatrze, o wiele częściej w kinie. Zapytałam kiedy i gdzie ostatnio się ukulturalniali. Może coś by mi polecili? W tym momencie zapadła cisza. Okazało się, że w szkole jeszcze, na klasowej wycieczce. Bo przecież mają to wszystko pod nosem, zawsze mogą się wybrać, żadna to zatem dla nich atrakcja. Ze zwiedzaniem zapewne bywa podobnie. Jak ktoś przyjedzie z prowincji będzie okazja żeby.
A teraz idę, bo mi smutno. 🙂 Do popotem zatem. 🙂
A czemu Ci smutno??
W sumie nic wielkiego, Senatorze. Cieszyłam się z wyjazdu i, już mogę tak powiedzieć, jak zwykle nic z tego nie wyszło.
A to norma, ja mam tak dwa, trzy razy w miesiącu!
Cieszyłam się, ze spotkam ludzi których nie widziałam kilka lat. Rzadko jest okazja żeby można było w takim gronie spędzić kilka dni. Opowiedzą mi jak było. Dla mnie takie okazje to nie jest norma, Senatorze. 🙁
Ponarzekałam, to teraz mogę już iść.
To normalka, mnie bez przerwy irytują pytania ludzi z głębi Polski dlaczego tak rzadko nad morze jeżdżę, oni to by siedzieli nad morzem ciurkiem, a ja bezczelnie nie doceniam co mam pod nosem, ale sami w góry np.też za diabła nie jeżdżą mimo, że je mają o rzut beretem, tak to już jest 🙂
Dobrze jeszcze, że nie pytają dlaczego nie chodzisz nad morze 🙂
Dokładnie 🙂 Niby mieszkam w pobliżu Lake Michigan, ale nie tak często nad nie jeżdżę. To samo jest z innymi atrakcjami w okolicy. Jakoś samej się nie chce. Jedynie do parku miejskiego w Elgin czasami po pracy zajeżdżam, żeby pokarmić kaczki i gęsi. Prawie mi na głowę wchodzą. Poza tym, można tam spotkać świstaka… ale on nic w sreberka nie zawija
Może tak by co wypić??
A możnaby. Piątek? Piątek. Po 13:00? Już dawno. Co proponujesz, Senatorze?
Krupniczek? Tak po niewielkim kusztyczku!
Albo miodek pitny, akurat ocalała mi taka sierotka, co se będzie sama stać!
Krupniczek. Miodku na studiach wypiłem tyle, że wątroba się marszczy na wspomnienie… 😉
Tedy w ręce waćpana perswaduję!: )
Nie odmawiam! A przy okazji – aby Wyspa w siłę rosła, a Wyspiarze żyli dostatnio!
Oooo, jak tak, to na druga nóżkę!!: )
A pewnie, żeby temu pierwszemu nie było smutno samemu!
I na trzecią też!!
No to Wasze zdrowie Panowie
Napiję się z Wami, ale później. U mnie dopiero 10:27 i to trochę za wcześnie na imprezę alkoholową 🙂 Nawet w niskoprocentowym wykonaniu
Bo jak potem usiądę za kółkiem 
Pewnie zaraz będzie, że przyjaciel człowieka – pies, ma cztery nóżki i nie można tej czwartej zaniedbać, bo piesek będzie kulał. A potem jeszcze trzeba pamiętać o ogonku – czyli piąta
Hi hi, Miral! Stół ma cztery, a dochodzi jeszcze komplet krzeseł!: ) Jak będzie trzeba to policzy się i inne. Nóg mam w domu sporo, dlatego i goście czasami nadają się jeno do utylizacji!!!: )))
Senatorze, ale o jednym tośmy zapomnieli – przecież to nie jest Stoliczek Wzajemnej Adoracji, jak ktoś chce się z nami napić (na trzecią i następne), to zapraszamy, nieprawdaż?
Ja już się sama zaprosiłam
A co 
I słusznie! A po psie i jego ogonku przychodzi kolej na mróweczki (6 nóg), ośmiorniczki (wiadomo), a jak damy radę, to i homary (10 nóg)!
Pewnie, że zapraszamy. Zapewniamy też i inne, poalkoholowe rozrywki, no nie??: ))
Aaaa… bigos myśliwski? Śpiewy? Nocne Polaków rozmowy?
To też!: ))
Góraaaalu czy ci nie żaaaaallll….
„Czerwony pas” po ukraińsku!
” Werchowyno, switku ty nasz, ej jak u tebe tut myło,
Jak ihry wod pływe tut czas, spokijno, sumno, weseło..
Oj nema to kraju, kraju nad tu Werchowynu,
Koby meni pohulaty chocz odnu hodynu.! 2x
Z wercha na werch, a z brodu w brid, złehkoju w serci dumkoju,
W czeresi kris, w rukach topir, bujaje łehiń do boju.!
Je u mene topir, topir szczej kowana blaszka,
Ne bojusia toho Nimcia, ani toho Laszka! 2x
Ej szczo my tam podilla kraj, nam połonyna podilla,
Tam hory – step, jałycia – maj, a zwira hołos wesilla.
Czeremosze, Czeremosze, bystra twoja woda, 2x
Diwcztnońko z Werchowyny harna twoja wroda!!”
A teraz muszę się zbierać. Zadzwonili, że mój samochód jest już OK. I muszę jechać go odebrać. Także na razie i miłej imprezy

Wpadnij na imprezkę, jak wrócisz!
Cześć, Tetryku, miło,, że jesteś! Korkociąg mi się zapodział – portatywny pewnie masz?: )
Harcerz ma zawsze przy sobie! 🙂
I za to Cię lubię!: )))
A to się spóźniłam 🙁 Pewnie wszystko już wypili
Spokojnie, nie darmo Wiedźminka wczoraj twierdziła, że ja jestem PZU! Piwniczka już nie ta co kiedyś, ale w barku moje zapasy nijak dawniej się nie mieściły. Com wytrąbił tom wytrąbił, ale zawsze lubiłem kupować oprócz znanych mi trunków także rożne dziwności na zapas. Hadkości to nieraz trafiały się straszne, ale i udanych zakupów też trochi było! Jeszcze, gdym prawdziwie spragnionego trafił, nikt trzeźwy ode mnie nie miał prawa się wyczołgać!: ))
W tym mi przypominasz mojego śwagra 😆
Witajcie!

A jak nam tak dobrze idzie, to o stonogach też nie zapominajmy 🙂 !
Imprezka jeszcze trwa?
A jak! Stonogi to już lekka przesada, w końcu człowiek ma swoje ograniczenia, ale dlaczego nie, można i w tym kierunku dążyć :)))
Jak to mawiają Rosjanie – wszystkich kobiet nie uwiedziesz i wszystkiej wódki nie wypijesz, ale próbować trzeba!!: )
Siup!
Mawiają też Rosjanie, że jak kielicha diorniesz, to prosto inny człowiek robisz się! A ten inny też chce wypić!: )
Mam ważne pytanie do Szanownych Imprezowiczów: czy można zostać wirtualnym alkoholikiem? 😀
Quackie, nam już swego czasu dobrzy ludzie wirtualną wytrzeźwiałkę zbudowali. Tak się kiedyś na starej Wyspie piło!!: )))
Tam wyżej masz adres na „Czerwony pas” po ukraińsku, to bardzo padchadiaszcza do takiej imprezy piosenka. Posłuchaj, choć może słyszałeś to już, boć to przecież z 2012 r.!
Byłeś tam wtedy! Ot, dowód: „Quackie
17 Marzec 2012 10:05 Odpowiedz..”
Słyszeć na pewno słyszałem, (zresztą skoro jest dowód…), ale miło odświeżyć. Poza tym jest w tym powolnym początku i coraz szybszym końcu coś alkoholicznego… jak po tym …ątym kieliszku świat zaczyna wirować…
Witam :-)) Wprawdzie nie załapałem się do toastu,ale wiem jakie są skutki różnych wieczerzy. Kiedyś,do opornego gospodarza który nie płacił podatków,zawitał komornik i z braku cennych przedmiotów,postraszył gospodarza,że zlicytuje mu obraz:”Ostatnia wieczerza”,który wisiał na honorowym miejscu w izbie.Kiedy komornik przyszedł na zapowiedzianą wczesniej licytację,to zobaczył,że zamiast „ostatniej wieczerzy’,na ścianie wisi portret jakiegoś gościa i wypalił :Ej mądralo przecież tu była „ostatnia wieczerza !” A no była panie – rzekł chłop,ale pojedli,popili,i sobie poszli,a zostawili tylko tego faryzeusza !!! Na zdrowie !
Ładne! I niesłyszane, przynajmniej przeze mnie!
Taj ne chody Grycu, taj na weczernycu, bo na weczernycy dziwki czarywnycy. Kotraja dzewczyna czorny oczi majet, to caja dzewczyna usi czary znajet.
Polać, bo zacznę śpiewać, albo przestanę. Po ukraińsku też.

Jak się nazywał najczęściej wspominany pisarz radziecki?
– Borys, Polewoj!
No to tego – śpiewaj, dziewczyno! A ja poleję…
Вы с Манькой были босы, грязны и безволосы,
Я подобрал и обогрел тебе.
А ты мне изменила, другого полюбила –
Зачем же ты мне шарики крутила в голове?!
Po naszemu, z onej strony.
A ty mnie precz wygnałeś i tamtą pokochałeś.
To po co całowałeś mnie wtedy tak?!
Perfuma nie jest po to, byś ją pił! Pił! Pił!
Dobry wieczór ! Bez mleczka proszę ! Mleczko może być
Kochaaana, ty zobacz, kiedy zacząłem i powiedz, czy ja w tym stanie jeszcze wielkie i małe litery rozróżniam? Na wszelki wypadek poleję czysty spirytus, jak Korowiow u Wolanda.
hihi…. ale Ty masz wprawę z czasów studenckich, nie tak znowu odległych:)
Taa, i – jak to polonista – właściwy okolicznik, czyli licznik w oku. Pół litra równo na trzech od ręki! 😉
… i bez karniaka, bo ja po babciogodzinach mogę nie zdzierżyć 🙂
Tu nie ma totamto!! Nalać Babci kufelek okowity!!: )))
To ja dokończę com zaczęła, bo po rosyjsku mnie się podoba.
Припев
Катечка,
Моя чудачечка,
Катюша милая,
Мой идеал!
Как скачок замолочу ,
Я тебя озолочу!
Катечка!
Шоб я пропал!
Купил тебе я боты, пальто из коверкота,
И туфли на резиновой «козе».
А ты мне изменила, другого полюбила –
Так хули ж ты мне шарики крутила в голове?!
Припев
Катечка…
Сидели мы на крыше, a может быть, и выше,
А может быть на самой на трубе.
А ты мне говорила, что ты меня любила –
Зачем же ты мне шарики крутила в голове?!
Припев
Катечка…
Tłumaczenie według wujka Google:
Katechka,
Mój chudachechka,
Katiusza droga,
Mój ideał!
W skoku zamolochu,
Będę ozolochu!
Katechka!
Schaub, jestem zgubiony!
Kupiłem ci buty, płaszcz Covert,
I buty z gumy „kozy”.
I zdradza mnie, inni będą kochać –
Więc ty kurwa mnie kule obracające się w mojej głowie?
refren
Katechka …
Siedzieliśmy na dachu, być może większe
A może w najbardziej na rurze.
I powiedział mi, że mnie kochasz –
Dlaczego dajesz mi kulki obracające się w mojej głowie?
refren
Katechka …
Wujek Google chyba też za kołnierz nie wylewał… Jemu już nie polewać!
Też jestem tego zdania
Mam wrażenie, że wujek jest ciągle „nalany pod kołnierz”
Kilka razy próbowałam przetłumaczyć angielski tekst, którego nie chciało mi się czytać po angielsku, bo miał kilka wyrazów, których nie znałam. Więcej zrozumiałam po angielsku, niż po polsku 
przepiękne tłumaczenie
Bożenko 🙂 Spóźniona, więc piję sama do komputera i czytam o Waszej imprezie. Przez to tłumaczenie wujka Google oprychałam monitor
To jest piękne!!!!
Idę trzeźwieć. Dobranoc: )))
Już na dzisiaj mam dosyć, więcej nie piję. Idę spać. Dobranoc
Koniec imprezy? Szkoda.
To ja z pytaniem natury technicznej. Biez wodki nie robieriosz.
Zwracam się do zorientowanych informatycznie.
Wiecie, że miałam problem z kartą graficzną. Cudownie zniknął ci on jakiś czas temu. Do dziś. Zauważyłam zależność. Pojawia się jak wejdę na wrzutę. Dlaczego? Nie rozumiem. 🙁
Muszę restartować komputer. Mam nadzieję, ze wrócę tu jeszcze dziś. 😆
??? Oj, chyba musi się Tetryk wypowiedzieć, ja nie widzę takiej zależności. Wrzuta OIMW nie jest związana z jakimś potwornym renderingiem 3D czy innym procesem, który obciążałby grafikę? Może Flash przy odtwarzaczach, ale akurat kartę graficzną? Czy podobnie dzieje się na innych serwisach, udostępniających media – YouTube albo dajmy na to Chomiku?
O to chodzi, że nie. Tylko i wyłącznie na wrzucie. Specjalnie zapamiętywałam sytuacje w jakich to się dzieje. ZAWSZE po wejściu na wrzutę. Długo tam nie zaglądałam. Aż do dziś. I znowu. Dziwne.
Na chomiku i YouTube bywam codziennie.
zatem unikaj wrzuty aż do następnej paczki 🙂
Jeśli zdążę. Już miałam mazaja na ekranie. 🙁 A poza tym chcę wiedzieć dlaczego tak.
Jesteś kochany, ale jeśli to nie karta tylko moje gapiostwo?
Dałeś mi do myślenia. Czy takie objawy może wywołać nieaktualizowany Flash? Zamiast w aktualizuj teraz klikam od dłuższego czasu w później i zapominam.
Zapytałam syna o Twój problem. Powiedział mi, że objawy są podane dość ogólnikowo i może to być cała masa rzeczy.
„Może być nieaktualizowany Flash, a może być również niezaktualizowany sterownik karty graficznej. Również może być jakiś problem z kodem strony, który akurat korzysta z problematycznej części sterownika graficznego. Czasami tez BIOS czy inne tam paskudztwa. Najpierw może spróbuj zaktualizować sterownik graficzny, a potem zobacz, czy nie ma aktualizacji BIOS-u na twój komputer – dalsze możliwe problemy to już rzeczy bardziej zaawansowane i potrzebne są do tego bardziej szczegółowe dane.”
Ja przyznam się szczerze nie mam o tym zielonego pojęcia. Napisałam to co mi podyktował syn, zupełnie nie rozumiejąc co piszę. Mam nadzieję, że Ty zrozumiesz. Może Tetryk udzieli Ci konkretniejszych informacji. Życzę powodzenia w naprawie
No, kochani, jeszcze strzemiennego i dobranoc!!!
Trudny, powiada, mój rząd z tymi pany… 😉
… szedłam spać trzeźwy…. 🙂
Na dziś mam dość. Dobranoc. 🙂
To i ja idę za Mistrza przykładem 🙂
Dobrej nocy!