« Czyściec, rozdział 1 Czyściec, rozdział 2 »

Udany rewanż

Pewnego dnia w dzielnicy pojawił się Obcy.

Widziano go już od około południa – byle jak ubrany, z ni to workiem, ni to plecakiem zarzuconym na jedno ramię pętał się po ulicach, rozglądał, może za czymś węszył? Z ludźmi specjalnie nie gadał…

Wieczorem, tak jak wszyscy pojawił się w naszej knajpie. Przyszedł dość późno, ferajna już była w komplecie. Filowałem z kąta, popijając piwo przy stoliku, jak powoli wkręca się w rozmowy moich chłopaków. Trochę porzucał strzałkami – dość celnie! – trochę wypił, tu i ówdzie zagadał. Nie gadał za dużo, ale zręcznie i na temat. Lepszy cwaniak, mimo bylejakiego wyglądu – trzeba go obserwować, żeby mi chłopaków nie zbajerował!

Rozmowa zeszła na przekręty – chłopcy przechwalali się, ile to który z frajera potrafi wyciągnąć. Oczywiście sumy rosły jak długość złowionej ryby wraz z odległością od rzeki; wymyślność metod również. Obcy słuchał, przychwalał dosyć chłodno, prowokując chłopaków do coraz większych fantazji. Wreszcie powiedział:

– Organizowanie wielkich akcji dobre jest na filmach… Najlepiej zarabia się na najprostszych sprawach. Na przykład na zakładach… Nie trzeba się namęczyć z przygotowaniami.

Chłopcy go wręcz zakrzyczeli. Taki ktoś, z zewnątrz, nieznany w dzielnicy będzie ich nauczał jak robić przekręty?

– No, widzę, że prędzej się w oko ugryzę, niż was przekonam – skwitował protesty Obcy.

– No to się ugryź – zaproponował Blondyn, dość mocno rozgrzany rozmową.

– Po co? Postaw coś, załóżmy się, wtedy to będzie miało sens.

Blondyn łyknął haczyk. Był przy forsie. – Stawiam stówę, że nie możesz ugryźć się w oko – zadeklarował. – A ty? Masz tyle?

– Mam – Obcy pokazał dwa papierki – Może być. Jak zakład, to przyjmuję.

Benek popatrzył na ścianę, gdzie jeszcze tkwiła w tablicy strzałka rzucona przez Obcego w samą dychę, i szybko dołączył do Blondyna. – Ja też stawiam stówę!

Zaraz dołączyło jeszcze trzech, po pięćdziesiąt. Obcy nie podnosił wkładu, ale chłopcy wymyślili, że za jego stówę pobalują dziś za frajer.

Forsa znalazła się na stole, w dwóch kupkach. Obcy siadł wygodnie pod ścianą. Chłopcy otoczyli go ciasno, wymieniając docinki, podczas gdy on wysuwał usta w coraz dłuższy ryjek – co oczywiście nie dawało rezultatu. Po chwili jakby sam zrozumiał, że tak nie da rady – szybkim, wprawnym ruchem wyjął sobie z prawego oczodołu szklane oko, przystawił je do ust i zagryzł. Sala zawyła.

Najbardziej wkurzony był Blondyn, ale nawet do niego dotarło, że Obcy wypełnił warunki zakładu. Postawił więc na odegranie: – No dobrze, ten zakład wygrałeś, ale musisz dać się nam odegrać.

– To co chcecie, żebym zrobił? Mam się ugryźć w drugie oko?

– Stawiam 500, że tego nie zrobisz – Blondyn poleciał na całość.

– A masz tyle?

Na widok kupki banknotów obcy dołożył jeszcze swoje 50 do już leżących na stole. – Masz szansę – zakład stoi.

Inni już nie dołączyli do zakładu – mało który miał jeszcze coś przy duszy. W napięciu obserwowali Obcego, który przeliczył obie kupki banknotów, położył je na środku stołu, skupił się… i wyjąwszy sztuczną szczękę, nacisnął zębami na lewe oko!

Blondyn posiniał. Zaczął żądać kolejnych rewanży, ale miał już tylko stówę. Obcy zgodził się na jeszcze jeden zakład, ale postawił tylko dwie stówy z dotychczasowej wygranej.

– O co zakład? Mogę was oszczać na sucho!

– Na sucho? Jak to? To niemożliwe… – Zakład stanął.

Obcy wypił jeszcze jedno piwo, wylazł na stół, wyciągnął sikawkę i mocnym, zupełnie zwyczajnie mokrym strumieniem lunął po otaczających go hazardzistach.

– No cóż, panowie – nie zawsze się wygrywa! – powiedział i spłynął z resztą forsy, zanim zwycięzcy zakładu doszli do siebie.

Teraz, ilekroć chcę podkurzyć chłopaków, przypominam im udany rewanż.

Comments are closed.