Z twórczością Jeremiego Przybory (oraz oczywiście Jerzego Wasowskiego) zetknąłem się już jako dziecko – podobnie jak w przypadku wielu innych autorek i autorów. Rodzice kolekcjonowali twórczość Przybory w formie książek i płyt winylowych (tzn. jednej płyty akurat, z piosenkami z Kabaretu Starszych Panów, zajeżdżonej na śmierć, przy moim dużym współudziale). Książki były wytrzymalsze – i nie tylko formy dramatyczne (czyli „Kabaret Starszych Panów” i „Divertimento”), ale również prozatorskie – „Listy z podróży” czy też „Miłość do magister Biodrowicz”. Nie był to komplet książek Przybory, raczej to, co udało się Rodzicom zdobyć, ale to wystarczyło. Do dzisiaj pamiętam np. dialog mamusi i synka, który uparł się, żeby bawić się wodą, a potem wodorkiem i tlenikiem, a kiedy doszło do rozbicia (młotkiem) jądra wodoru, to…
Niewątpliwie bardziej charakterystyczne i wpadające w oko i ucho były wiersze i piosenki, tym bardziej, że na płycie i od czasu do czasu w telewizorze wykonywała je śmietanka polskich aktorów. Rymy („na lwy by”, „Obrzydliwa larwa i szczeżuja”, czy „Porwał dziewczę zdrady poryw/I zabrała pomidory”) i puenty kształtowały moją wrażliwość i na stałe weszły do rodzinnego repertuaru razem z innymi tekstami (z powieści Joanny Chmielewskiej czy Jerzego Broszkiewicza). Klasa „Starszych Panów”, występujących zawsze we frakach, kulturalnych i uprzejmych, nawet kiedy było to dla nich bardzo niekorzystne, była czymś z innego świata i cywilizacji (z pewnością powtarzam tu myśl któregoś z krytyków piszących na ich temat, cała bieda w tym, że nie pamiętam, kogo, kiedy i gdzie to przeczytałem).
No i właśnie, to była twórczość, a nie prawdziwe życie. Chyba podświadomie chciałem zachować w pamięci obraz Starszych Panów z kart książek i ekranu telewizyjnego, bo nigdy mnie nie ciągnęło do biografii Jerzego Przybory. Teraz jednak musiałem zrobić mały wyjątek, bo skoro mamy na Wyspie rok Jeremiego Przybory zaraz po roku Agnieszki Osieckiej, a tych dwoje było ze sobą związanych… to byłoby doprawdy marnotrawstwem tego nie uwzględnić. Dlatego pomyślałem, że w pierwszym wpisie dobrze by było zacytować „Listy na wyczerpanym papierze”, ułożone i opracowane przez Magdę Umer. No, przynajmniej fragment przedmowy p. Magdy:
„Jest późny wieczór 7 marca 1989 roku.
Razem z grupą aktorów, muzyków i organizatorów Przeglądu Piosenki Aktorskiej jemy kolację w hotelu Wrocław.
Zmęczeni, ale szczęśliwi, bo publiczności bardzo podobało się nasze premierowe przedstawienie pt. „Zimy żal” oparte na piosenkach Jeremiego Przybory i Jerzego Wasowskiego. Śmiechy, anegdoty, wspomnienia z prób. Ważny wieczór w życiu każdego z nas.
Nagle w drzwiach wejściowych kątem oka spostrzegam Agnieszkę. Daje mi jakieś znaki, próbuje wywołać z sali. W ręku trzyma żółtą różę. Jest przejęta i zdenerwowana. Podchodzę do niej i wysłuchuję najpiękniejszej recenzji, jaką w życiu słyszałam. Zapraszam Agnieszkę do stołu i proszę, aby powtórzyła to wszystkim, a przede wszystkim Jeremiemu.
Nie chce się zgodzić, chce rozmawiać tylko z nim.
Wracam, przekazuję prośbę i widzę, że Jeremi rumieni się jak licealista, przeprasza na chwilę nas, swoją żonę Alicję i podchodzi do Agnieszki.
Są daleko, nie słyszę słów, ale coś tak niezwykłego dzieje się między tymi dwojgiem, że nie mogę oderwać od nich oczu. On się uśmiecha, ona płacze, wręcza mu żółtą różę, całują się nieśmiało. Są nagle tacy młodzi.
Scena jak z filmu.”
Pamiętacie, skąd ta żółta róża? No przecież nie z hotelu Wrocław, raczej z kawiarenki Sułtan…
W kawiarence „Sułtan”
Przed panią róża żółta
A obok pan, co miał
Tę różę i pani dał
Pajączek wyszedł z róży
Bo zapach go odurzył
Pijany jakby krzynkę
Szedł, snując pajęczynkę
Co im związała ręce
Przez stolik w kawiarence
Sam mało nie wpadł w krem
Widziałem to, więc wiem
W kawiarence „Sułtan”
Przed panią róża żółta
A obok pan, co miał
Tę różę i pani dał
I już ten pan i pani
Zostali w tej kawiarni
Bo gdyby nie zostali
To by tę nić zerwali
Na kształt anioła stróża
Właściciel ich odkurza
Jeść daje im i pić
I tak powinno być
Że w kawiarence „Sułtan”
Przed panią róża żółta
A obok pan, co miał
Tę różę i pani dał
Gdy kiedyś przy księżycu
Iść będziesz tą ulicą
Gdzie kawiarenka „Sułtan”
Wstąp choć na chwili pół tam
Zobaczyć, czy ta pani
Z tym panem wciąż ci sami
Sto innych spraw masz, lecz
To też jest ważna rzecz
Czy w kawiarence „Sułtan”
Przed panią róża żółta?
Czy obok pan, co miał
Tę różę i pani dał?
Czy oni tam są?
_________________________
No to jeszcze wykonanie, oryginalne. Kalina Jędrusik. Chyba tak to właśnie było na płycie.
PS. A jeżeli ktoś się dziwi tytułowi, to jeszcze słowo wyjaśnienia: to z zawartego w przedmowie do „Listów” fragmentu wspomnienia Jeremiego Przybory o Agnieszce Osieckiej: „Używając Twojego ulubionego zwrotu z tamtych esteesowskich, Twoich lat, wyznam Ci coś szczerze, «jak bezpartyjny bezpartyjnej».” Reszta jest historią.
No to jest nowe pięterko i nowy patron poetycki roku. Płynne wejście w nowy rok, śmiem twierdzić
Bardzo sympatyczne, łagodne przejście w nowy patronat. Powiedziałbym wręcz, że łagodność jest charakterystyczną cechą twórczości pana Jeremiego — u niego nawet przeklinanie niewiernych kochanków ma wyjątkowo łagodny charakter 😉
No, jest taka piosenka „Smutny deszczyk”, którą śpiewał Wiesław Michnikowski:
„W tej rzece chyba wcale nie ma leszczy
– głęboka za to i ciekawe, czy…
potrafi pływać w palcie taki Grzeszczyk”
To jest chyba najniełagodniejsze, co kojarzę.
No chyba że „zwłaszcza drugi trujący był grzyb”?
Cóż, porównaj to choćby z „Dramatem w ogródkach działkowych” pióra Macieja Szweda…
O, nie znałem. To trochę jak poczucie humoru Macieja Zembatego
Piękny i ciekawy wpis.
Po roku Osieckiej jako patron aż się prosił Jeremi.
Takie płynne przejście co Mistrz Q cudownie przekazał.
Prawda? Aż się prosił, więc bardzo się ucieszyłem, kiedy został przegłosowany.
Zmykam też, dobranoc!
Dobranoc!
Witajcie!
Niech będzie tu Kraina Łagodności!
Dzień dobry, zaspane, ostatnio jakaś plaga
I po knuciu.
Niestety wirtualnym na Zoomie.
To jednak nie to samo co spotkanie na żywo.
Po pracy i na przerwę.
Dobry wieczór 🙂 Bardzo sympatyczne pięterko Quacku . Wspomnienia , wspomnienia naszej młodości , która nie była ” z piekła rodem ” ,jak opisują dzisiaj osoby urodzone już po upadku PRL-u . Kultura ,w szerokim pojęciu radziła sobie niezle z władzą i obraz tego stanu mamy zapisany w licznych filmach ,książkach i obrazach . Jest co wspominać , a przecież każdy z Madagaskaru uczestniczył w tym procesie , zatem to jest również nasza sprawka jakie są te wspomnienia . Pełny szacunek Quacku i najładniejszy kwiatuszek ze zbioru Wyspy
Bardzo dziękuję. Kultura jak to kultura, czasem przemycała prztyczki i kopniaki w stronę systemu, czasem mu się podporządkowywała, aczkolwiek jeżeli chodzi o Starszych Panów, to jakoś nigdy nie miałem poczucia ani tego, ani tamtego. Może dlatego, że byli trochę ponad tym wszystkim?
Jestem po przerwie, ale zaraz mam jeszcze nieduże zebranie branżowe na zoomie. Będę jednym okiem tam, a drugim tu.
Powrotowe dobry wieczór, Wyspo:)
Trochę padnięte jesteśmy, więc najpierw kąpiółka, a potem siezobaczy:)
Oo, powitać! To chyba będzie zmiana warty
I – wszystkiego najlepszego w nowym, 2022 roku, Wyspo:)
Naprawdę jestem padnięta, skoro zapomniałam, że po to na Wyspę przede wszystkim zajrzałam, żeby złożyć życzenia:)
🙂
Dobry wieczór noworocznie, Quacku:)
A to się pobalowało!
Witaj w Nowym Roku Leno!
Witaj, Makówko:)
Spenienia marzeń w nowym roku.
Troszku…
🙂
Oj, troszku…chciałoby się…
Dotarłaś! 🙂 Najlepszego!
Witaj, Tetryku:)
Dotarłam.
Nie było ślisko. Raczej – paciasto:)
I jednak po pięterkach pobiegam jutro, bo z góry dobiega mnie jakby:
„To ja, to ja, słyszysz wołam ciebie ja…
Pościel…
Mnie…
😉
Dobrej nocki, Wyspo:)
Mnie chyba też woła.
Nie z góry, ale jednak
Dobranoc!
Witajcie!
Rozpoczynam dzień przy szklaneczce herbatki…
Dzień dobry, dzisiaj udało się nie zaspać! (W pierwszej chwili napisałem „nie zasapać”, ile to potrafi zmienić jedna literka!)
Deszczowo witam popijając herbatę w mojej ulubionej filiżance w kropki.
Dzień dobry


Miłe pięterko
Dzięki Mistrzu Q za przybliżenie naszego Patrona na ten rok
Bo chociaż znałam go od dzieciństwa, to jakoś nigdy się nim nie interesowałam… zawsze miałam „wiatr w butach” i tylko bym „latała”. Książki i telewizja mogły dla mnie nie istnieć…
Proszę bardzo, co to zresztą za przybliżenie
będziemy sobie może przybliżać jak rok długi…
U Was deszcz, a u mnie przymroziło. Spadł śnieg i nawet leży
Dziś wiatr taki, że „łeb z płucami urywa”, czyli normalnie, jak zwykle… nie na darmo Chicago zwane jest „wietrznym miastem”… i proszę nie mylić z Rzymem, który jest „wiecznym miastem”…
No właśnie pod Waszyngtonem też pośnieżyło i nawet leży od paru dni!
Szaro-bure dobry wieczór, Wyspo:)
Och, o tej porze już dobry wieczór, no tak, zima
Witaj, Quacku:)
Bardzo sympatyczny wybór na przywitanie nowego roku.
Nawet jeśli osobiście wolę drobne polne różyczki w herbacianych odcieniach;)
Starszy Pan miał mnóstwo uroku. I dziś trudno się nie uśmiechać, patrząc na niego, bądź słuchając jego tekstów:)
Dzień dobry, bardzo się cieszę, że się podobało. A twórczość Jeremiego Przybory (jako Starszego Pana i nie tylko) ma wiele odcieni, mam nadzieję, że się uda je poznać przez cały rok
Nie zapieram się sympatii do twórczości pana Jeremiego:)
Chociaż bardziej był on (moim zdaniem, oczywiście) tekściarzem niż poetą. To nie jest zarzut – do pisania dobrych tekstów trzeba nie lada talentu. Mam wrażenie, że jego zmysł humoru brał po prostu górę nad lirycznością:)
Odnajduję w jego emploi wiele cech wspólnych z A. Wiertińskim (nie wiem, czy miałeś przyjemność, jeśli nie – polecam:)).
A a propos tak zwanej twórczości „trupistycznej”, kojarzę to:
„Ballada z trupem, z trupem ballada:
otwieram szafę – facet wypada!
Wprost z Białowieży wracam i – łup!
Jak długi leży trup u mych stóp!
Ach, strach!
Strach, rany boskie!
Rany boskie!
Może nie trup to, może to kukła
z szafy do stóp mi jak długa gruchła?
Gdybym się uparł, mógłbym ją tknąć,
lecz przykro trupa jest tknąć jak bądź…
Ach, strach!
Strach, rany boskie!
Rany boskie!
Więc zaraz wołam żonę mą, Władkę,
i pytam, czy to nie trup przypadkiem?
Włos jej się zjeżył, serce – łup, łup!
I Władka leży już u mych stóp!
Ach, strach!
Strach, rany boskie!
Rany boskie!
Myślę: do trupa za chwilę wrócę,
lecz najpierw żonę, Władkę, ocucę.
I na kanapkę taszczę tup, tup,
żonę mą Władkę, z oczami w słup!
Ach, strach!
Strach, rany boskie!
Rany boskie!
Tylko że – myślę – gdy się ocuci,
znów trupa widok w niebyt ją rzuci,
zaś nie ponowi jej się ten szok,
kiedy się dowi, że nie ma zwłok…
Ach, strach!
Strach, rany boskie!
Rany boskie!
Reasumując: naprawię gafę,
pakując trupa z powrotem w szafę.
I tu enigmat, ciemny jak grób:
trupa już ni ma tam, gdzie był trup!
Ach, strach!
Strach, rany boskie!
Rany boskie!
Lecę na schody, zbiegam w piwnicę –
nigdzie ni śladu trupa nie widzę!
Wracam na koniec: A niech to kat!
Po mojej żonie też przepadł ślad!
Ach, strach!
Strach, rany boskie!
Rany boskie!
Widocznie trafu takiego łupem
padłem, że Władka uciekła z trupem!
Przeklęte trafy, gdy ci do stóp
wypada z szafy przystojny trup!
Ach, strach!
Strach, rany boskie!
Rany boskie!”
(„Ballada z trupem”)
Trochę to rytmicznie przypomina „Poemat o sikaniu w pociągu”, rewelacyjnie wymelorecytowany przez Maćka Półtoraka:)
Nota bene, o autorstwo „Poematu…” była kiedyś na YT niezła burza, bo Piwniczanie przypisali ten utwór J. Tuwimowi, a komentujący (w tym drugi domniemany autor) Jackowi Wasilewskiemu:)
*dodałam tego „drugiego”, bo brzmiało, jakby sam pan Julian zmartwychwstał, żeby sprostować „pomówienie”:)
„Balladę z trupem” znam, na płycie wykonywał ją Bronisław Pawlik.
Poematu o sikaniu w pociągu nie znam, idę szukać!
A co do kwestii „tekściarz vs poeta”, to owszem, zgodzę się, że to nie do końca to samo, z tym że teksty Przybory mają taki ładunek liryczny, że humor mi „nie przeszkadza”, czy też nie zakłóca tej liryczności, przy czym oczywiście niekoniecznie te same teksty są liryczne ORAZ humorystyczne.
Tymczasem znalazłem już ten „Poemat o sikaniu w pociągu” – to normalnie poemat tragikomiczny!
Nawiasem mówiąc jest to jeden z powodów, dla których nie piję piwa przed podróżą pociągiem ani w trakcie
🙂
Ja mam natomiast wrażenie, że nawet w najbardziej lirycznych „kawałkach” on nie może powstrzymać się przed komicznymi skojarzeniami:)
Choćby taka „Jesienne dziewczyna” – na początku śliczna i liryczna, aż tu nagle autor nazywa ją „niezamienną” – niczym część do maszyny:) Albo w „Pejzażu bez ciebie” – niby tęsknota, pustka, smutek… Wtem – listonosz „tylko z przekazem na złotych sto dziesięć”:)
Piwo bywa zdradliwe. Opowiadał mi znajomy, jak kiedyś pojechali z zakładem pracy na wycieczkę do teatru. Upał był nieziemski (czasy bez klimatyzacji w autokarach), kolega znajomego bardzo się spocił, więc na miejscu chciał się odświeżyć – choćby kupioną naprędce wodą, ale na taką w żadnym napotkanym przybytku nie trafił. Było za to piwo i kolega przed samym wejściem na sztukę przemył nim twarz, kark i ręce.
Piętnujące spojrzenia innych teatromanów, gdy już zasiadł na widowni, zmusiły nieszczęśnika do opuszczenia przybytku kultury jeszcze przed podniesieniem kurtyny:) Znajomy też solidarnie zrezygnował z ukulturnienia się i spędzili kilka smętnych godzin na jakiejś ławeczce. O suchym pysku, bo bali się odchodzić, by nie zgubić się w stolycy na amen:)
Och, no tak, oczywiście z tym humorem u Przybory, mnie się znów kojarzy „Odjadę z tego peronu”, gdzie po przyjeździe wita go piękna dziewczyna, już się kroi sytuacja romantyczna, a ona nagle „Dziadku! Jak dobrze, żeś już jest!”
aczkolwiek humor to życzliwy, niezłośliwy, a nawet jeżeli, to delikatnie.
I to jest właśnie ta łagodność! 😉
Oczywiście, Panowie:)
Zbiór tekstów pana Jeremiego to rewelacyjny poradnik o tym, jak należy żartować i czemu właśnie tak:)
A ja po pracy i za chwilę na przerwę. Ale jeszcze za chwilę.
A ja weszłam w świat wspomnień z dzieciństwa.
Na Messenger zostałam zapytana, czy bywałam w Zarytem i eh…jak ja lubię takie grzebanie się w przeszłości.
No proszę. A Zaryte to nie zaszyfrowana nazwa Zakopanego?
Ten wpis jest dla mnie właśnie taką podróżą w dzieciństwo. Chociaż nie do Zarytego, ale na półki z książkami u Rodziców.
A teraz na przerwę.
Dobranoc, Wyspo:)
To i ja dobranoc:)
Dzień dobry, sypie u nas śnieg jak w Wirginii, nie przymierzając.
Witajcie!
Obudziłem się o 5:32, przestraszony faktem, że budzik nie zadzwonił, bo znów zapomniałem go nastawić!
A potem – zasnąłeś znowu?
Oczywiście! Z ogromną ulgą!
Witajcie!
Hej hej!
Dzień dobry, Wyspo:)
A skoro już wstałam skoro świt, a poddworek w zebrowej szacie nie zachęca do eskapad, poszukam sobie zajęcia w pieleszach:)
A mnie zagoniono (słusznie!) do przygotowań, potem jeszcze wyszedłem coś załatwić – w najgorszej śnieżycy, więc wróciłem jako ten bałwanek, potem jeszcze obiad, i teraz w końcu trafiłem na Wyspę… i wtedy telefon, że goście zaraz będą. Uff.
A ja już miałam wychodzić i nastąpiła zmiana planów, więc jestem.
Ja tez nie wychodzę . W Stolicy popadało na biało , jest ślisko i już ciemno ,mimo świecących latarni . Trochę wcześniej dowiedziałem się z TVP (sonda uliczna ) , że pan Jarosław Kaczyński w prostej linii pochodzi od Króla Polski Chrobrego . Mówiła o tym z przekonaniem pani , która podobno czytała o tym w publikacjach historycznych i dziwiła się , że dziennikarz o tym nie wie . Jak widać , mój żart na wpis Bożenki , ma w naszym społeczeństwie zwolenników koronowania Jarosława , bez względu na idiotyczny pomysł o jego królewskim pochodzeniu . Amen
Przed chwilą widziałem mema, rozwijającego twoją poprzednią myśl, rozwijającą K+M+B jako Kłamca+Menda+Błazen…
Warszawa , to nie prowincjonalne miasto , a stolica Państwa Polskiego . Jeśli wygadana warszawianka publicznie wygaduje takie głupoty o pochodzeniu Jarosława Kaczyńskiego , to tracę orientację o samym sobie . Może to ja zwariowałem i nie pasuję do obecnej sytuacji społecznej w Polsce ? Przepraszam , za żart umieszczony powyżej . Lepiej chyba pisać o pogodzie , która też może być ciekawa .
Wróciłam do domu.
Byłam w teatrze „KTO”. Dużo śmiechu, ale i dające do myślenia.
Dobry wieczór, Makówko:)
I my wróciłyśmy ze spacerku:)
Szosy białe, a poszycie leśne ciemne – dziwnie się jechało:)
Jeszcze chwila przerwy i wracam do swojego koszyczkowania, a właściwie – do dokoszyczkowego woreczkowania;)
Dybra, nikt nie chce się ze mną poprzerywać, to wracam do pracy:)
Nie mogę z Tobą przerywać, bo muszę się zagrzać i zjeść kolację.
Długo czekałam na autobus, a zrobiło się zimno.
To był żart, Makówko:)
W sumie nie dałam zbyt wiele czasu na decyzję – raptem dwie minuty:)
My nie zmarzłyśmy, choć mamy czterostopniowy mrozek. Ale to pewnie dlatego, że byłyśmy cały czas w ruchu – Psiuła nie należy do kanapowców:)
Dobranoc!
Dobrej nocki, Wyspo:)
Witam słonecznie!
Pogoda aż zachęca do nart albo spaceru eh…
Niestety,niestety …kierunek USG.
Witajcie!
Jednodniowa przerwa w świętowaniu
Średnio-białe dobry wieczór, Wyspo:)
Dzień dobry, pośpieszne i przelotne.
Dzień zaczął się około 6.50, kiedy wstałem, żeby odwiedzić ustronne miejsce. Zwykle zaraz potem wracam pod kołdrę, ale tym razem w całym mieszkaniu i na klatce schodowej czuć było spaleniznę. Przeszedłem się po mieszkaniu, potem po klatce, ale nic się nie działo. No skoro nic, to wróciłem do łóżka. Dopiero kiedy wstała małżonka, zasięgnęła informacji u dozorcy – okazało się, że jakiś (zapewne) klient sklepu całodobowego, który działa na dole, rzucił peta przez kratkę od świetlika do piwnicy poniżej – podpalił nim śmieci, które się zbierają w takich miejscach i zrobił lokalny pożar, który dozorca w miarę szybko ugasił.
Potem pojechaliśmy z gośćmi do Gdańska i dopiero teraz wróciliśmy. Ciąg dalszy goszczenia w toku.
Quacku, jesteś? Dasz dobranockę?
Miłych snów, Wyspo:)
Witam Wyspiarzy!
Witajcie!
Jak co sobota — po zakupach, po śniadaniu, ale przed kawą!
Dzień dobry się z Państwem.
Goście pojechali, reszta pobytu upłynęła bez pożarów i innych takich ekscesów, a sama wizyta była w gruncie rzeczy bardzo miła!
No ale już jestem i pobędę (chyba że rzeczywistość wyjdzie inaczej, np. jutro, ale to zobaczymy).
Hobbystyczno-pracusiowe dobry wieczór, Wyspo:)
Niedługo spacerek, a potem już tylko pracka, pracka, pracka…
🙂
Ja mam zamiar pracować w poniedziałek, nie wcześniej.
„… są ludzie szczęśliwi, którzy…”
(„Lalka” – B. Prus)
Witaj, Quacku:)
Ach.
Dobry wieczór.
Odwracasz tydzień pracy? Tylko w weekend?
Darowanemu zleconku w wersy się nie zagląda:)
Witaj, Tetryku:)
Jestem.
Bardzo śpiąca, trochę zmęczona i „odrobinę” napita (nalewki, wina, szampan).
Na pierwszym postoju naszej wędrówki były urodziny koleżanki.
Na drugim zaległe imieniny Ew (koleżanki i moje).
Dlatego ja teraz hamak chętnie, ale za drinki dziękuję.
Pobujać?
Ale delikatnie poproszę.
Dzień dobry


Nie miałam choinki w tym roku, więc i demontaż był zbędny
Już od kilku lat nie mam dużej choinki, bo w zasadzie nie mam jej gdzie postawić. Tym bardziej, że dzieci dorosły, a wnuków nie mam… a my – starzy – nie potrzebujemy takiej manifestacji wiary w zabobony. Bo w zasadzie choinka, to zabobon – tradycja przywleczona do nas z Niemiec wiele lat temu…
Z tego co pamiętam, tam gdzie urodził się Chrystus, w ogóle nie ma iglaków (a przynajmniej nie takich). Poza tym, On urodził się w kwietniu (czy jakoś tak) i obchodzenie Jego urodzin w grudniu jest całkowicie bez sensu…
To chyba część tej niechęci do świąt…
A możliwe.
My traktujemy choinkę jako tradycję. No i miejsce, gdzie się znajduje prezenty
Prezenty można znaleźć wszędzie, nie tylko pod choinką

A tradycje wymyślają ludzie, z takich czy innych względów… ludzie też mogą je zmieniać, albo nie stosować się do nich… kwestia podejścia do sprawy
Chyba się pożegnam i jednak zabiorę za to co powinnam, zamiast kukać do laptopa.
Dobranoc!
Spokojnej!
Znowu byliśmy w Zion, nad Lake Michigan

Większość życia spędziliśmy w Białymstoku, gdzie takie temperatury są normą 


Chciałam zobaczyć te „naleśniki”, o których mówił mój mąż (a usłyszał o tym w polskim radiu). „Naleśniki”, to drobne kry, które pokryły jezioro, a wiatr zgonił je na brzeg i okolice. Faktycznie, było coś takiego…
Amerykanie są pod wrażeniem, bo temperatura spadła poniżej 0F (to -17,8C). Na nas to nie robi aż takiego wrażenia…
Dziś w nocy ma spaść deszcz, bo ma się ocieplić do -1C. Ciekawe jak jutro rano będą wyglądały drogi… pewnie będzie tzw. „czarny asfalt”, czyli po polsku mówiąc „szklanka”… na pewno nie zdążą posypać wszystkiego solą
W sumie od tej soli mam niemal biały samochód… coś za coś… przynajmniej się nie ślizgam na drodze
Wczoraj byliśmy w Gdańsku z przyjaciółmi i parkowaliśmy na ostatnim, najwyższym, otwartym piętrze parkingu piętrowego. Co ciekawe, jak się chodziło pieszo, było dość ślisko, ale jadąc samochodem całkiem się tego nie czuło, nie wiem, dlaczego, tzn. w sumie bardzo dobrze, ale żeby przyczepność opon tak się różniła od przyczepności butów?!
Kiedyś jechałem po świeżej „szklance” z Tarnowa do Krakowa. Owszem, droga wymagała zwiększonej uwagi i bardzo delikatnego operowania pedałami, ale nie było dramatu. Dopiero na miejscu, gdy wysiadłem, przekonałem się, że stabilność na czterech kołach jest znacznie lepsza niż na dwóch nogach…
No to właśnie na tym parkingu tak było.
No tak… przyczepność opon jest zwykle większa niż przyczepność butów. Wydaje mi się, że to dzięki oponom samochód ma taką przyczepność i nie ślizga się od byle czego

Raz, że opony są gumowe (ze specjalnej gumy), a buty nie tak często mają gumowe podeszwy (przynajmniej te zimowe). Dwa, opony mają takie specjalne „włoski” i rowki, co też zwiększa ich przyczepność, a po trzecie – waga. Samochód jest znacznie cięższy niż człowiek i silniej dociska opony do podłoża. To znacznie pomaga przyczepności.
To tylko trzy przykłady przyczyn, ale na pewno jest ich więcej. Nie znam się na tym… pewnie Maksio, jako inżynier, mógłby podać więcej…
Wyłazi moje humanistyczne wykształcenie (i praktyka)
Nie ma co porównywać przyczepności butów do opon samochodowych , które faktycznie mają bieżnik specjalnie wyprofilowaniu, aby zwiększyć powierzchnie tarcia. Ale z samochodami , podstawową role odgrywa również napęd auta . Bezpieczny jest napę na przednie koła , bo mamy wpływ na koła przy pomocy kierownicy . Przy napędzie na tylne koła ,trzeba być mistrzem kierownicy przy śliskiej nawierzchni . Noga z gazu i wolna jazda do trasy bez oblodzenia
Dzięki!
Czasami profilaktycznie upuszczamy trochę powietrza z kół , aby zwiększyć powierzchnie tarcia
Ocho:)
U mnie chwilunia na przerwunię, a na Wyspie już po lampce:)
Cóż… mówi się – trudno – i – dobranoc, Wyspo:)
Bryyyy
Ciemno,zimno.
Ja już marznę na przystanku,a Wy śpicie?
Witajcie!
Ja tam wolę w niedzielę wyspać się, zjeść śniadanie, wysłuchać czegoś interesującego w radiu i tak pozytywnie zacząć dzień…
Słońce,kiełbaski z ogniska,nalewki…
No tak, pogodę sobie dziś skutecznie zamówiłaś!
Dzień dobry. Po wizycie obfitującej we wrażenia dzisiaj był dzień odsypiania, jak widać, skutecznego.
Dzień dobry


Dziś spaliśmy jak zabici (oboje) i obudziliśmy się troszeczkę przed 5… To jak na nas długie spanie…
Dzisiejsze popołudnie ma być słoneczne, więc może gdzieś się wybierzemy
Tu też słońce, jednak po wyjściach ze znajomymi jakoś wolę dzisiaj posiedzieć w domu.
Dzielne niedzielne dobry wieczór, Wyspo:)
O, czy coś się dzieje, że masz okazję być dzielna?
Dobry wieczór!
Witaj, Quacku:)
Oprócz tego, że nawiedziła mnie wyjątkowo niesympatyczna pani A. i śmiało mogę zacząć Wielkanoc w charakterze wielkiej pisany, chyba nic takiego:)
Pan doktor, oprócz kolejnych testów, zalecił noszenie rękawic bokserskich, bo uważa, naiwny, że w tym trudniej się podrapać:)
Póki co, łykam jakieś antyhistaminowe prochy, warzę i mażę się siemionkiem i jakoś dycham:)
Dziękuję za troskę.
Ojjj. Znam tę panią. W moim przypadku zwykle antyhistaminy pomagają…
To współczuję, Quacku.
Eliminuję z jadłospisu i otoczenia wszystkie alergeny, jakie się da. To zazwyczaj skutkuje, więc na widok wewnętrznej strony ramion (tam zawsze najpierw następuje atak:)) przestraszyłam się na tyle, że zadzwoniłam do lekarza. Dawno już takiej reakcji na „bóg wie co” nie miałam. Wyglądało jak wietrzna ospa, którą nb przechodziłam jako dziecko:)
A bez testów trudno dobrać lek, więc te, które dostałam średnio pomagają:)
Och, to pokarmowa! Współczuję, naprawdę
Współczuję.
Mama tuż przed swoją śmiercią złapała świerzb, który sprzedała mnie.
Doskonale pamiętam te nieprzespane noce upływające na drapaniu się.
I to pilnowanie się na pogrzebie, aby powstrzymać drapanie.
A uczulenie też znam. Notowanie co zjadłam i próba wychwycenia co mnie uczula.
Puchnięcie gardła, nosa, wargi takie, że zaczynałam się dusić i musiałam jechać na Pogotowie.
Oj, rozumiem i bardzo współczuję.
Masz, przytul misia.
Witaj Makówko:)
Dziękuję.
Za misia także.
Nic mi nie puchnie na szczęście.
Wypryski są natomiast swędząco-bolesne. Zazwyczaj nie zawracam sobie głowy takimi wykwitami, ale te wyglądały naprawdę paskudnie. No i wzięły mnie z zaskoczenia:)
Zmartwiłam się, bo taka nagła alergia oznacza wrażliwość na nowy alergen, czyli kolejną serię testów, dobierania leków i zmianę (znowu!) jadłospisu właśnie:)
Witaj, zapracowana! 🙂
Dobry wieczór, Tetryku:)
Z przyczyn ode mnie niezależnych praca została na czas bliżej nieokreślony zarzucona na rzecz stania przy garze z siemieniem lnianym:)
Oj, niedobrze! Współczuję! Siemienia (jak i czosnku) szczególnie nie lubię!
No i jak zapalać gaz w rękawicach bokserskich?
Rozgotowane siemię jest wyjątkowo paskudne. Takie obrzydliwe gluty.
A czosnek w potrawach jest pycha.
Maczku, Tetryku, ja tego nie spożywam – smaruję się, bo przynosi mi ulgę.
Kleik z siemienia lnianego ma dziwny zapach, konsystencja mi nie przeszkadza, jak trzeba było pić – to piłam.
A czosnku nie lubię u tych, co go jedli i na mnie chuchają;)
Dziękuję za misia, Tetryku.
Z panem doktorem znamy się od dawna, więc wie, że za żarty się nie obrażam:)
Zna też moją niechęć do łażenia po lekarzach i wie, że skoro się zgłaszam, to problem jest realny, więc mimo pseudo-luzackiego podejścia nigdy nie bagatelizuje moich dolegliwości:)
Pozwolę sobie wtrącić swoje trzy grosze do poruszanego problemu. Często zdarza się , że w okresie jesienno-zimowym podczas spaceru w lesie , ocieramy się o gałązki jałowca . Zimowe igły tego iglaka , po zetknięciu z naszą skórą ,pozostawiają delikatne czerwone pryszczki , które po paru dniach znikają . Był znany sposób na odroczenie wojskowej służby ; chłosta po gołym ciele gałązkami jałowca i wizyta u lekarza . Zawsze na wszelki wypadek było odroczenie . Może Lena też przypadkowo dokonała takiego zabiegu ??
Przykro , że nikt nie ocenił mojej opinii o poruszanym problemie
Nie zauważyłam wcześniej Twojego komentarza, wybacz:)
Obawiam się, że Lena na spacerach nie odsłania dość skóry, żeby – nawet przy przypadkowym dotknięciu jałowca, zakładając, że jakieś tam są – wywołać taki efekt.
Witaj, Maksiu:)
Nie znałam tego sposobu na odroczenie służby wojskowej.
Raczej zimą nie mam bezpośredniego kontaktu z jałowcem – po lasach chadzam w kurtce z kapturem i traperach:)
Latem też unikam iglaków, powód jest banalny – kłują:)
Poza tym – nie przejmuję się byle pokrzywką, bo ciągle musiałabym przesiadywać w przychodni:)
Pozdrawiam:)
Witajcie!
(uwielbiam tę Zazulkę z wanną i kaczuszką!).
Jestem. Ponieważ byłam trochę zmarznięta (w pociągu kiepsko grzali), więc najpierw poszłam do
Potem zjadłam zupę i dopiero teraz zaglądam na Wyspę.
Jestem bardzo niedospana, trochę zmęczona, odrobinę napita i baaaardzo szczęśliwa.
To ostatnie najważniejsze!
To prawda!
Choć kłopoty się nie rozwiązały, to po takich dwóch dniach łatwiej o nich nie myśleć.
Ruch na powietrzu, wesołe towarzystwo (choć każdy przecież jakieś problemy ma), alkohol w rozsądnych ilościach, nawet to fizyczne zmęczenie to najlepsze antydepresanty. Dla takiego nałogowca jak ja.
Poczucie zrelaksowania ułatwia szukanie rozwiązań problemów…
Bo dodaje sił i wiary, że będzie lepiej.
Zmykam przed poniedziałkiem, który zapowiada się pracowicie. Dobranoc!
Też zmykam.
Dobranoc!
Witajcie!
Zaczynamy pierwszy pełny tydzień Nowego Roku!
Dzień dobry, praca wzywa.
Dzień dobry!
Ciszaaaaa….
Mroźne dobry wieczór, Wyspo:)
Witaj Leno!
Jak wredna pani A.?
Witaj, Makówko.
Trzy dni jest, a jakby od miesiąca.
I nic. Jestem może bledsza,
trochę śpiąca, trochę bardziej milcząca,
chmmm…wolno, bo wolno, lecz się polepsza…
😉
Dziękuję, że pytasz – bede żył:)
Dosyć (bo powoli!) dobra wieść!
Przyspieszenia!
Witaj, Tetryku:)
Dziękuję.
🙂
Jak się polepsza to już dobrze.
Ale miś się pewnie jeszcze przyda?
Mniś-Przytuluś się zawsze przyda, Maczku:)
Dziękuję.
A do licha, co tu się nawyprawiało.
Muszę ochłonąć i zaraz idę szukać dobranocki.
Otóż mieliśmy gości. W międzyczasie teściowej (osobie starszej, mieszkającej samotnie w Bydgoszczy) pękła rura wodociągowa, więc próbowaliśmy pomóc na odległość.
A zaraz potem mieliśmy awanturę, na szczegóły której spuszczę zasłonę milczenia.
Ja dziś miałam teleporadę internistyczną, a Wy udzielaliście teleporady hydraulicznej?
A potem awantura już pewnie niestety bynajmniej nie wirtualna?
No i na Wyspie idziemy na rekord 400 komentarzy?
Teleporada hydrauliczna! Tak właśnie!