« Miziak i stajnie Ratujmy kosmos - list otwarty Ijona Tichego »

Majeczka w USA cz. 10

W poniedziałek, 24 września,  po pracy wróciłyśmy grzecznie do domu. Majeczka pisała kronikę z pobytu u mnie, wklejając w to zdjęcia. Jej czas tutaj kończył się nieubłaganie, a miała sporo zaległości. Postanowiłyśmy zająć się „pracami biurowymi”.

Za to we wtorek wybrałyśmy się po pracy do Lincoln Park Zoo. Pojechałam samochodem, tym razem nie korzystając z kolejki. Znam trasę dość dobrze. Poza tym zoo ma swój własny parking. I leży nad samym jeziorem Michigan…

To trochę inne zoo niż Brookfield Zoo. Nie ma tam biletów wstępu, jedynie co parę kroków są pojemniki na pieniądze, jeśli ktoś chce złożyć jakiś datek na utrzymanie zwierzaków.

Zwiedzanie zaczęłyśmy od pawilonu z kotami. Tymi dużymi.

Lubię te kociaki, chociaż nie chciałabym z żadnym się spotkać oko w oko bez tych krat…

Poprowadziłam Majeczkę znanymi sobie ścieżkami. Po kotkach – do dużych ptaszków. Bociana tutaj można spotkać tylko w zoo. Na wolności nie bywają. Te woliery były jakby większe i ptaki mogły nawet latać w nich. Najbardziej rozbawił mnie sęp, który łaził po klatce z gałązką w dziobie.

Tuż obok wolier był pawilon z mniejszymi ptakami. I jak to jest tu w modzie – latały luzem.

Przy drzwiach informacja – do pawilonu nie można wchodzić z jedzeniem i piciem. Nie dziwię się. Ptaki są tu oswojone i mogłyby uskubnąć małe co-nieco. Jeszcze by im zaszkodziło… A jakby wystraszył który ptaszek jakiegoś dzieciaka, zoo by chyba zbankrutowało wypłacając odszkodowania.

Do palmiarni nie trafiłyśmy przypadkiem. Wiedziałam, że trzeba wyjść z terenu zoo, żeby do niej trafić, wiedziałam w którym miejscu i przez którą bramę trzeba wyjść . I wiedziałam, że tam jest pięknie…

Moje ulubione storczyki… Trafiłyśmy też na kwitnącego beniaminka. Nie wiedziałam, że te drzewka kwitną!!!

Wróciłyśmy do zoo. Po drodze zahaczyłyśmy o zoo dla dzieci. Dokoła fontanny, ale takie, żeby dzieci mogły się tam taplać w wodzie. Specjalny zakątek parku, gdzie z krzaków rozpyla się mgiełka. Można się w upalne dni ochłodzić. Był też pawilon z małymi zwierzaczkami.

Między innymi były żabki, jaszczurki, jakieś małe rybki. W pawilonie urządzono dzieciom specjalne jakby tunele, zakrętasami pnące się do góry. Otoczone z zewnątrz grubą siatką, zabezpieczają dzieci przed upadkiem. A można się tam wspiąć tak wysoko, że aż się w głowie kręci…

Robiło się coraz później… Kolejny pawilon ze zwierzątkami, bez krat. Zwierzątka były przeważnie poniżej podestu, po którym się chodziło. Barierki nie pozwalały zwiedzającym na bezpośrednie odwiedziny.

Oglądanie poszczególnych pomieszczeń zajęło nas bardzo, nawet nie zwróciłyśmy uwagi, że w zasadzie wszyscy wyszli. Pani z obsługi stała przy drzwiach nic nie mówiąc, ale miałam wrażenie, że chętnie by nas pognała. Minęła 17, a pawilon o tej porze roku jest czynny tylko do 17.

Poszłyśmy do pawilonu małp. Miałam nadzieję, że może tu będzie dłużej otwarty, niestety nie. Zawiedzione poszłyśmy w stronę wybiegów, kiedy zauważyłam goryla, który wyszedł z pawilonu na wybieg. Powiedziałam o tym Majeczce…

Nie uwierzycie, ale ona normalnie biegła, żeby tylko zdążyć zrobić mu zdjęcie zanim wróci do swego domu.

Jak widać dopadła w czas. Szkoda, że pawilon był już zamknięty. Jest tam wiele ciekawych okazów. Może innym razem… Zostały nam wybiegi z różnymi zwierzaczkami. Najbardziej podobała nam się zeberka. Według informacji przed wybiegiem, urodziła się dwa tygodnie temu. Czyli jeszcze malutkie dziecko. Jej matka stała w stajni i praktycznie nie była widoczna. Za to maluch się rozbrykał. Najpierw stało toto spokojnie i się rozglądało, a potem zaczęło w podskokach brykać do stajni i z powrotem, wydając ryki. Nie było to rżenie jak konia, ale i nie był to ryk osła. Jakaś taka mieszanka. Ludzie zgromadzeni przy wybiegu byli zachwyceni. My też…

Zaczęło się robić coraz ciemniej. Zauważyłam, że prawie nie ma ludzi. Musiałyśmy opuścić teren zoo, zanim zamkną bramy. Ale Majeczka zobaczyła jeszcze to wielbłądy, to ciekawego bawołu, to… W końcu jej zagroziłam, że jak zaraz nie pójdziemy do samochodu, to zamkną nam bramę, a ja przez nią przełazić nie będę. To trochę Majeczkę zdopingowało i szybkim krokiem poszłyśmy na drugi koniec zoo, w stronę parkingu. Oczywiście żartowałam z tym skakaniem przez bramę. Z boku jest mała furtka z takimi bolcami. Wyjść się przez nią da, ale wejść na teren zoo już nie można. Pokazałam Majeczce tą furtkę. Przyznała, że całkiem niezły wynalazek. Pretensji o drobne oszustwo nie miała…

I jeszcze widok z parkingu na Downtown Chicago… i do domu…

 

158 komentarzy

  1. miral59 pisze:

    Na ocieplenie atmosfery, wspomnienia wrześniowe. Zapraszam na zwiedzanie kolejnego zoo. Mam nadzieję, że się Wam spodoba. Miło jest patrzeć na zdjęcia pełne słońca, kiedy za oknem szaro i ponuro. A może u Was inna pogoda niż u mnie? Wink

    • Bożena pisze:

      Dzień dobry 🙂 Piękne zdjęcia i wspomnienia, Mireczko. Pogoda u mnie wcale nie zimowa. Cały czas utrzymuje się nawet w nocy powyżej zera, a od wczorajszego wieczoru pada deszcz. Sad

    • Wiedźma pisze:

      Witaj Mireczko… pogoda jest ” pod psem”, a zdjęcie przesympatyczne :

      • miral59 pisze:

        Dzień dobry wszystkim Delighted A u mnie trochę mrozu. Trochę, bo taki do -10 to jeszcze nie taki straszny mróz, ale zawsze… Śniegu za to nie mam, a szkoda… Zima jest przyjemniejsza ze śniegiem Happy

        • Wiedźma pisze:

          Mireczko, ilekroć u mnie jest mróz bez śniegu, to myślę sobie o biednych roślinach….. wymarzają bez pierzynki 🙁

  2. Incitatus pisze:

    Dzień dobry: ))
    Rzeczywiście piękne!: )
    A jeśli już o ZOO mówimy, nie pierwszy raz zresztą, to mnie akurat teraz (ach, ta skleroza!!) przypomniał się występ mego syna, który, licząc sobie gdzieś tak 2-3 latka, zaprowadzony do chorzowskiego ZOO na widok wspaniałego łabędzia zakrzyknął z zachwytem: – gęsia, chodź tu, siadaj, będę ciebie jadłem!!
    Był wtedy na etapie mieszania dwu czasów!: ))
    Co śmiechu było to było!!!: ))
    Overjoy

  3. Wiedźma pisze:

    Dzień dobry ! Mireczko, zrobiłaś uroczy prezent na ten deszczowy, ponury dzień 🙂 Jeszcze raz obejrzę, bo po pierwszym ” oglądzie” urzekła mnie mała zebra 🙂 Happy

    • miral59 pisze:

      Dziękuję Wiedźminko Delighted Nas też ta mała zebra urzekła. I nie tylko nas. Przed tym wybiegiem stał tłum ludzi. Aż żal było odchodzić…

  4. Wiedźma pisze:

    Przyznam, że nie bardzo lubię ” zoologi”… mimo, ze w życiu nie zobaczyłabym tylu zwierząt i ptaków…

  5. Jasmine pisze:

    Dzień dobry. 🙂
    Paskudna dziś u mnie pogoda, zwłaszcza po wczorajszym ciepełko-słoneczku. O szyby deszcz dzwoni, deszcz dzwoni jesienny… A tu wspomnienie lata. 🙂 Dziękuję Mireczko. Buziak
    Mówiłam już, że zazdroszczę Majeczce wycieczki ❓ Pewnie nie raz. 🙂 O tym, że gdy opowiadasz o Waszych wyprawach, mam wrażenie, że jestem z Wami, też już mówiłam. Tak jest za każdym razem. Zdjęcia same w sobie piękne, nie tylko jako dodatek do słów. 🙂

    • Jasmine pisze:

      PS: Mam zdjęcie na którym latką będąc, nie pamiętam ilu a nie podpisane (7-8 ?), uściskiwam się z niedźwiadkiem. 🙂

    • miral59 pisze:

      Dziękuję Jasminko Buziak Cieszę się, że mamy dodatkowych towarzyszy podróży. W większym gronie zawsze weselej Happy-Grin

  6. Quackie pisze:

    Dzień dobry. Byłbym się wcześniej był przywitał, ale ledwie wstałem, dotknęły mnie niecierpiące zwłoki domowe obowiązki.

    Wpis jak zwykle doskonały, prawie jakbyśmy tam byli z Autorkami, koty i ptaki znakomite, a jeżeli chodzi o zdjęcia, to moimi faworytami są wydra (brawa za zdjęcie, wiem, jakie te stwory są ruchliwe!) i mała zeberka w biegu (świetne ujęcie).

    Chyba jeszcze nigdy mi się nie zdarzyło, żebym się ociągał z wyjściem z zoo albo innego obiektu użyteczności publicznej; to zoo musi być niezłe, jeżeli tak ludzie reagują 🙂

    • Wiedźma pisze:

      Witaj Kwaku ! 🙂 trzeba przyznać, że Mira bardzo smakowicie nam pokazuje te atrakcje 🙂

      • Incitatus pisze:

        Uzbroimy Maxia i Quackie i najedziemy Amerykę!!
        Ponton, nawet spory, z podłogą i elektrycznym silnikiem jakby co to mam!!

        • Quackie pisze:

          Hummm, pontonem przez Atlantyk? Taki pan był, Francuz, nazywał się Alain Bombard, udowodnił, że można. Zdaje się, że żywił się rybami i pił (umiarkowanie) wodę morską. Tyle że po podróży wymagał jednak kuracji, a ciężko w takim stanie najeżdżać dowolne państwo, już nie mówię, że Amerykę. Nie żebym piętrzył trudności, oczywiście, najeżdżajmy, ale to może via Syberia, Kamczatka, Cieśnina Beringa i Alaska? Przez Cieśninę Beringa jest 85 km, a na środku jakby co, są dwie wyspy, to jednak lepiej niż Atlantyk.

    • miral59 pisze:

      Dziękuję Kwaku za miłe słowa Delighted Obydwa zdjęcia, o których piszesz, są autorstwa Majeczki. Podejrzewam, że z tego zoo też byś się ociągał z wyjściem. Mnie urzeka w tych miejscach ta bliskość ze zwierzątkami. Są na wyciągnięcie ręki. Oczywiście te niebezpieczne nie 🙂 ona są dokładnie odseparowane Delighted

  7. miral59 pisze:

    Uciekam do pracy, a szkoda, bo fajnie się z Wami rozmawiało 🙂 Miłego popołudnia wszystkim życzę Bye

  8. Max pisze:

    Dobry Dzień (?) Wieczór:-)) Kiedy patrzę na dzikie zwierzęta,to zawsze coś tam swita mi w głowie o polowaniu.Ostatnio modne są wyjazdy Polaków do Afryki,gdzie jak słyszałem,można spotkać wielkiego drapieżnika-lwa.Znane z literatury opisy polowań safari,nie podają jednak jednego z prostych i ekologicznych sposobów polowania na tego drapieznika.Podaję krótki opis tego sposobu.Po pierwsze musimy zaopatrzyć się w prostokątny kawałek sklejki o wymiarach trochę większych niż nasz wzrost i szerokość w ramionach.Do tej tarczy ,w miejcu przecięcia osi przymocowujemy skórzany uchwyt.Kupujemy w sklepie z zelastwem młotek i jesteśmy gotowi na wyprawę.Pozostaje tylko bilet do miejsca gdzie są lwy.Kiedy zobaczymy lwa,to staramy się go zdenerwować,tak aby nas zaatakował.W chwili ataku,zasłaniamy się naszą tarcza,lew swoimu pazurami przebija sklejkę,a my przy pomocy młotka,zaginamy te pazury,aby nie mógł ich wyciągnąc.Dalej to juz tylko obić to klatką,wynająć tragarzy i dostarczyć do ZOO.Pozdrowionka Worry

  9. Tetryk56 pisze:

    Afryka to nie tylko lwy, ale i krokodyle. Polując na krokodyle należy się zaopatrzyć w lornetkę, pincetkę i zapałki. Metoda jest następująca:
    – przy pomocy lornetki wypatrujemy krokodyla
    – zbliżamy się do niego na bezpieczną odległość
    Obracamy lornetkę. Krokodyl widziany przez obróconą lornetkę jest tak malutki, że z łatwością chwytamy go pincetką i chowamy do pudełka po zapałkach.
    Witajcie, myśliwi! Delighted

    • Quackie pisze:

      Taką dobrą lornetkę miałem, ale mi ją Junior popsuł 🙁 A tak by się krokodyle łapało!

    • Max pisze:

      Dobry pomysł…Kupiłem go.Mam też sposób polowania na nosorożce,ale to przy następnej okazji wizyty Miral w ZOO. Darz bór Tetryku !! Amazed

    • Wiedźma pisze:

      .. bardzo miłą w dotyku skórę mają młode krokodyle…. wiem, bo dotykałam. Ale to był naprawdę krokodylek taki + – 30 cm 🙂

      • Tetryk56 pisze:

        Taki to odgryzie co najwyżej palec 🙂

        • Wiedźma pisze:

          a owszem… skaleczył w palec nieostrożnego turystę…:)

          • Wiedźma pisze:

            Na jednej z wysp nilowych jest nubijska wioska, taka raczej cepelia dla turystów…:) Chaty, stroje, ręcznie tkane chusty i hodowla krokodyli. No i pozowanie z turystami, nie za darmo.Tama asuańska sprawiła, że krokodyle nie mogą przedostać się w dół rzeki. Ma to ten pozytywny skutek, że można się wykąpać w Nilu bez strachu, a kąpiel w jeszcze czystych wodach jest bardzo przyjemna 🙂 Jakie są negatywne skutki wytrzebienia krokodyli… nie wiem, chyba zakaz wywożenia skór i wyrobów z ich skóry ? 🙂

  10. Quackie pisze:

    Dobranoc! Miłych snów, mogą być o rozkosznych futrzakach z zoo 😉

  11. Incitatus pisze:

    Dzień dobry: )))) Beer

  12. Quackie pisze:

    Dzień dobry! Dzisiaj wszyscy okrutnie zaspali, mimo nastawionego alarmu na trzech zegarach (w komórkach naszych i Najjuniora). Ktoś może wie, jak to możliwe?

    • Incitatus pisze:

      Dzień dobry!: )) To jest cud, Miatrzu!! Proponuję by cała rodzina wszystkie rocznice tego dnia postem zupełnym święciła!!

    • Quackie pisze:

      Już jestem. Śledztwo wyjaśniło kwestię w 1/3 – komórka Najjuniora była rozładowana. Nadal jednak pozostaje komórka moja i Pani Q., które rozładowane nie były. Własną miałem pod głową, więc jest raczej niemożliwe, żeby przegapić alarm, faktycznie musiałem go wyłączyć i zasnąć dalej… tylko że to się nie zdarzało, a ja nic a nic nie pamiętam 🙁 i to mnie martwi. A już co się stało z małżonką? Zbieg okoliczności???

  13. Quackie pisze:

    A teraz muszę się oddalić na czas jakiś…

  14. misiekpancerny pisze:

    Dzień dobry :)Cudne ostatnie zdjęcie, nic nie poradzę na to, że wolę te urbanistyczne widoczki 🙂

  15. lukrecja pisze:

    Dobry wieczór.
    Literacka anegdotka z „Zielonych wzgórz Afryki”.
    (Jest wtedy świetna, gdy jest o niczym i kończy się na niczym. Np.: raz poszłam do Georga Moora z Klarą Dunn. – I co się stało? – nie było go w domu )
    „Jedyny pisarz, jakiego poznałem, to Steward Edward White – powiedział Pop. – Strasznie się zachwycałem tym, co pisał. Bo, wie pan, to było diabelnie dobre. A potem go poznałem. Nie podobał mi się. – Dlaczego się panu nie podobał? Zapytała P.O.M. ……………………….
    – Za dużo miał w sobie ze starego wygi. Oczy przywykłe do dalekich przestrzeni i te rzeczy. Za wiele, psiakrew, natłukł lwów. Nie wierzę, żeby zabił tyle lwów. Gonił je, to owszem. Tyle zabić nie można. Bo w końcu taki cholerny lew zabije człowieka. On pisze fajne rzeczy w „ Saturday Evening Post” o tym, jakże mu tam, Andy Burnetcie. Oj, diabelnie fajne. Ale okropnie mi się nie podobał. Zobaczycie go w Najrobi z tymi oczami przywykłymi do dalekich przestrzeni. W mieście nosi swoje najstarsze łachy. Wszyscy mówią, że świetnie strzela.

  16. lukrecja pisze:

    Ten drugi kotek nie daje mi spokoju. Ocelot ma wyraźniejsze cętki. Serwal też chyba to nie jest. Co było napisane przed klatką??

    • miral59 pisze:

      Nie pamiętam co było napisane przed klatką, ale masz rację, Ocelot ma normalny długi ogon. Musiałam pomylić z rysiem. To właśnie kolejny dowód na to, jak dobrze znam się na zwierzakach Ashamed

  17. Tetryk56 pisze:

    W temacie współżycia ludzi i misiów, przypomniała mi się historia ze schroniska na hali Ornaku (może ją już opowiadałem na Wyspie Dnia Poprzedniego?). Otóż w okolicach hali Tomanowej kłusownicy ubili niedźwiedzicę broniącą młodych (czy młodego, nie pamiętam). Dość, że niedźwiadek przeżył, wymagał jednak opieki. Przygarnęła go załoga schroniska PTTK na Ornaku, gdzie dorastał jako maskotka turystów, w pełni oswojony z towarzystwem ludzi.
    Ta przyjacielskość misiowa w miarę nabierania przezeń masy i siły zaczęła stawać się problemem. Z dużym trudem opiekunowie nauczyli dużego już niedźwiedzia życia poza schroniskiem – ale stale krążył w okolicy.
    Pod koniec pewnego pogodnego, wręcz upalnego letniego dnia ludzie siedzący przed schroniskiem kontemplowali świetnie widoczny grzbiet Ornaku, na którym ostre promienie zachodzącego słońca wyraźnie rysowały sylwetkę ostatniego turysty, przemierzającego grań w stronę schroniska. Nagle tuż za nim pojawiła się sylwetka ogromnego nieniedźwiedzia… Przerażony turysta rzucił się do panicznej ucieczki przed siebie po dość szerokiej ścieżce na grzbiecie góry. Dogonienie go nie było dla miśka problemem – biegł spokojnie za nieszczęśnikiem, delektując się… solą zlizywaną z jego łydek.
    Widownia przed schroniskiem pokładała się ze śmiechu. Misiek znudził się zabawą przed przełęczą – jego ofiara = starszy facet, który nie miał pojęcia, że miś jest oswojony – ostatkiem sił dowlókł się do schroniska; mało brakło a padłby na serce – cały czas był przekonany, że niedźwiedź właśnie zaczyna go pożerać…

    • Quackie pisze:

      Ciekawe, co liżą misie pancerne

      Happy-Grin

    • lukrecja pisze:

      Kiedyś szłam z Chochołowskiej do Ornaku. Z dzieckiem może 10 lat. Za Iwaniacką na ścieżce była kupka, świeża, jeszcze parująca. Nie wiem, czyja, ale podejrzewam. Na Ornaku dawali pomidorową, co ją jadł synek. Ja jadłam jajecznicę, ale przesolili. Dalej, w Tomanowej ryczały jelenie. Był wrzesień.

      • Tetryk56 pisze:

        10 lat… fantastyczna pora na zdobywanie przełęczy, zwłaszcza jak mama niesie plecak! 😉
        Moja mama lubiła wędrować po górach i zaraziła mnie tą miłością. Ojca wołami nie szło wyciągnąć.

    • Wiedźma pisze:

      Chyba bym nie lubiła być tak potraktowana przez misia a widownia była dość niefrasobliwa 🙁

      • Tetryk56 pisze:

        Z polany ze schroniskiem na grzbiet Ornaku jest – nie pamiętam chyba z godzina drogi pod górkę, Widzowie wpływ mieli taki, jak ty na los dzieci afgańskich w telewizorze. W dodatku, uraczeni od razu komentarzem o historii misia, mieli przekonanie o szczęśliwym zakończeniu scenki.
        Głównemu aktorowi występu jednakowoż również nie zazdroszczę!

      • lukrecja pisze:

        Jak Afrodytka się rozmnożyła, to dałam im miejsce na werandzie. Mogłam obserwować. Małe łaziły po niej, szarpały ją za uszy. Ona, jak miała dosyć, to najpierw mruczała bardzo niskim głosem, jak nie pomagało, to łapą zrzucałA małe, a jak to też nie pomagało, to gryzła. Chyba lekko, bo śladów nie było. Ale na tyle dotkliwie, że przestawały ją dręczyć.

    • miral59 pisze:

      Moich łydek miś by nie lizał ROTFL Chyba by się brzydził Overjoy Bo raczej nie sól bym na nich miała Happy-Grin

  18. lukrecja pisze:

    Afrodytka się wdała w bójkę. Najpierw oba koty ryczały do siebie, przedzielone płotem. Potem Afrodytka poszła na posesję sąsiadów. Wrzask i kotłowanina były nie do opisanaia. Interwencja nie wchodziła w rachubę, bo hydrant był już wyłączony na zimę. Tamten w końcu sobie poszedł. Rano Agrodytka poczuła się kiepsko. Spuchła na pyszczku i miała goraczkę. W klinice dali jej antybiotyk. Dziś jest, jeśli nie lepiej, to na pewno nie gorzej. Czego się nie robi w obronie terytorium.
    Moja dzielna, moja nieugięta. Warta każdych pieniędzy wydanych na ratunek.

    • Wiedźma pisze:

      Czekaj, czekaj, wygląda na to, że Afrodytka była napastniczką, bo poszła na posesję sąsiadów! Chyba, że i posesję sąsiadów uwazała za własny teren 🙂

      • lukrecja pisze:

        Oczywiście, ze to jest jej teren. Jej teren jest bardzo duży, a tamten kot był zupełnie obcy.

        • Wiedźma pisze:

          Koty są terytorialne,, ale nasze dzikusy jakoś sobie nie wadzą ! Twoja Afrodtyka musi mieć twardy charakter…. Moja ulubiona kotka nie pozwoliła nam zatrzymać w domu swojego dorastającego synusia…tak długo się awanturowała, aż śliczny biały kotek z niebieskimi oczami poszedł w dobre ręce. Pokonała mnie, a myślałam, ze ją przekonam 🙂

  19. Quackie pisze:

    Dobranoc! Kocich snów 😉

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

[+] Zaazulki ;)