« List Stendhala do siostry, Pauliny Beyle.. Kaczkowate cd (2) »

Z lotu ptaka

Mewa stoi na dachu. Co kilkanaście sekund otwiera dziób i wtedy rozlega się niegłośne… gęganie? Kwakanie? Gdakanie? Jakiś zbliżony dźwięk, przeznaczony prawdopodobnie dla innych mew. Jeżeli znajdzie się ktoś wystarczająco bezczelny (i ekscentryczny), żeby ten dźwięk naśladować, mewa przekrzywia głowę, niepokoi się, gęga głośniej i częściej. Można się tak przekrzykiwać długo i namiętnie, aż mewa się obrazi i odleci. Albo dostojnie odejdzie na przeciwną stronę dachu.

Mimo wszystko jednak mewa oszczędza głos na wschód słońca, a właściwie – pierwszy brzask. Wtedy trzeba otworzyć dziób jak szeroko i drzeć się donośnym, jękliwym wrzaskiem, który podejmują sąsiedzi z okolicznych dachów. Ludzie pod tymi dachami patrzą wtedy na zegarki i klną, ponieważ jest około trzeciej rano, no, może czwarta, ale mewy to nie wzrusza – nikt nie wyposażył jej w zegarek ani nie powiedział, żeby zamknęła dziób. A nawet gdyby – mewa wie swoje.

Mewa stoi więc i czyha. Nie na ryby, ani też na rybaków, jak mewi pradziadowie i prapra zwykli byli czynić. O, idzie na dwóch nogach grube stworzenie z kawałem mięsa w bułce, potknęło się, mięso i bułka wypadają… Co? Stwór gramoli się, wydając dziwne, mlaszczące dźwięki, zamiast natychmiast chwycić z powrotem mięso i bułkę. Takiej okazji mewa nie przepuści, Lot nurkujący, wyhamowanie na ostatnich metrach z gwałtownym trzepotaniem skrzydłami, dziobowy celownik nastawiony – chaps! Teraz tylko uciec przed sąsiadami, którzy gwałtownie domagają się udziału w łupie i jesteśmy w domu, to znaczy na dachu. Podobna akcja powtarza się za każdym razem, kiedy ktoś wyrzuci resztki jedzenia, upuści coś jadalnego lub po prostu pozostawi to bez opieki.

Pozostawienie bez opieki dotyczy również istot żywych. Młode gołębie, sroki, czasem małe bezdomne kotki – to TEŻ jest jedzenie, z tym że trudniejsze do złapania. Ale za to świeżutkie! Trochę bałaganu bywa z ptaszkami, pierze się niesie z wiatrem, ale przecież mewa nie sprząta podwórka po jedzeniu. Leci na następne po prostu. No i na ogół trzeba uważać na dorosłe koty, które w kwestii młodych srok i gołębi są konkurencją, natomiast co do jedzenia młodych kotków są zdecydowanie przeciw. A przecież mewa by się podzieliła! (A guzik, nie podzieliłaby się, hehe)

Jeżeli ktoś wejdzie na dach, zobaczy oprócz dorosłej mewy dwójkę młodych, wyglądających dość żałośnie, pstrokatych, krępych stworów, które popylają po dachu na piechotę, człapiąc byle dalej od intruza. Za komin, za komin teraz! Może sobie pójdzie… W tym czasie mama mewa odchodzi od zmysłów, lata naokoło wstrętnego dwunoga, który przylazł bez zaproszenia NA PEWNO po to, żeby upolować młode mewy w odwecie za dziurawienie worków ze śmieciami w poszukiwaniu jedzenia. No. Poszedł sobie. Niech nie wraca!

Wracamy w takim razie na zwykłe stanowisko na dachu. Łypiemy żółtymi oczami. Stroszymy pióra na grzbiecie. Ruszamy na rekonesans, krążymy nad dachami, ulicami, podwórkami, śmietnikami – to jest teraz żerowisko, nie plaża, nie morze. Mewa ustawia teraz celownik, nie dziobowy tym razem, tylko ogonowy, a dokładnie podogonowy, na czyjeś okno, chlup! Bomba w celu. Mój teren, moje terytorium. Żeby to zaakcentować jeszcze jeden krzyk, przeciągły, głośny a obraźliwy. Lądowanie na swoim – i z powrotem na posterunek. Mewa stoi na dachu.

224 komentarze

  1. Quackie pisze:

    Dobry wieczór. Tekst jest sprzed ponad 4 lat, ale nic nie stracił na aktualności, mewy jak były upierdliwe i łapczywe, tak dalej są. Trudno zresztą oczekiwać, żeby to się zmieniło – tak szybko. Natura ma pewną bezwładność.

    A sam tekst jest a propos ptasich galerii Miral. Wydał mi się odpowiednim uzupełnieniem „z drugiej strony” – po prostu trochę poobserwowałem, trochę spróbowałem myśleć jak mewa, i stąd się wziął ten tekst. A trochę też z wkurzenia na poranne darcie ryja/ dzioba latem.

  2. Tetryk56 pisze:

    Quacku, ciesz się, że masz mewy… Lokata w szkolnej młodości mieszkała tuż obok niewielkiego, ale starego parku który w całości zaanektowały wrony. I tu powinienem wstawić ilustrację z Hitchcock’a…

    • Quackie pisze:

      Takie mocne się czuły? Sprytny chłopak z wiatrówką szybko by im zmienił to poczucie… W razie potrzeby, ma się rozumieć.

      • miral59 pisze:

        Wrony kraczą ponuro, ale mewy mają bardziej przeraźliwy głos. Szczególnie te większe. W sumie nie wiem co gorsze Wink Happy-Grin Nie chciałabym ani jednych, ani drugich takich sąsiadów. Moje gołębie karolińskie, czy wróbelki nie robią takich hałasów i nawet jak ćwierkają, to nie są takie głośnie Delighted Spać przy nich można Wink

        • Quackie pisze:

          Przeprowadzamy się do Ciebie! Przynajmniej na to mewie gniazdowanie.

          • miral59 pisze:

            Zapraszam Happy-Grin
            Mam tylko nadzieję, że na zapachy specjalnie nie jesteście uczuleni? Bo to wiecie… skunksy zimą śpią (czy też nie, bo nie wiem), a w każdym razie ich nie widać, ani nie czuć. Za to od wiosny… smród się często niesie… Overjoy
            Na pocieszenie – tego smrodu nie słychać Wink Overjoy

            • Quackie pisze:

              Właśnie się zacząłem zastanawiać, czy zatyczki do uszu pasują też do nosa? 😉 A jeszcze jest taka opcja, żeby dostać taktycznego kataru…

              • miral59 pisze:

                ROTFL
                Nie wiem czy zatyczki pasują, ale wydaje mi się, że może nie będą konieczne Overjoy Ostatecznie mieszkam tu już tyle lat i nadal żyję i to całkiem dobrze Wink Bo spuchnięte kolano, to nie od smrodu Overjoy
                A czy zamiast tego taktycznego kataru, zatyczek, rozpychających nos (potem będzie jak u Murzynów), nie lepiej zastosować zwykłe spinacze do bielizny Wink Overjoy Czy innego rodzaju klipsy? Przynajmniej za daleko się tego nie wepchnie i nie trzeba będzie odwiedzać lekarza Wink Delighted

                • Quackie pisze:

                  Się niewygodnie śpi w klamerkach 😀

                • miral59 pisze:

                  Ajtam, ajtam. Pod klamerki podłożysz filc i nie będą tak uwierały Wink Ostatecznie, może nie będzie ten smród tak przeszkadzał. Na naszym podwórku jeszcze się żaden nie wystraszył, a to co wiatr nawiewa nie zawsze jest aż tak intensywne Overjoy Da się wytrzymać… a nowe doświadczenia też coś warte Pleasure Przynajmniej nie ma wrzaskunów!!! O! Wink1

                • Quackie pisze:

                  E tam, w sumie – przyzwyczaję się. To nie może być takie straszne. Poza tym smród skunksa nie rozlega się tak gwałtownie jak mewie wrzaski, tylko jednostajnie – idzie przywyknąć.

                • miral59 pisze:

                  Nigdy nie niuchałeś tego zapaszku? Tak myślę. Na pewno jeśli, to nie z bliska i nie taki świeży… Moja mama, która była ciekawa jak ten skunks tak na prawdę śmierdzi, mało nie puściła pawia, gdy ją wywołałam na podwórko na taką „świeżynkę” Overjoy
                  Ale fakt, idzie przywyknąć Wink

                • Quackie pisze:

                  No wiesz, u nas nie ma za dużo okazji, tak na świeżo i na własnym podwórku, już prędzej w zoo. W Bydgoszczy, na Myślęcinku jest takie zoo, przede wszystkim polska fauna, ale skunksa tam też mają. Zastarzały smród jest obrzydliwy, ale żul w autobusie śmierdzi gorzej, rzekłbym. BTW słyszałem ostatnio taki paradoks: jeżeli żul jedzie tramwajem, to tym samym tramwaj jedzie żulem…

                • miral59 pisze:

                  Świeży skunks nie da się porównać z niczym. To jest taki smród, że łzy same do oczu napływają i robi się niedobrze Amazed Żaden żul nie jest w stanie doprowadzić się do takiego stanu Wink Inna sprawa, że ta „ciecz obronna” jest też żrąca. Delikatniejszą skórę może nawet poparzyć. Taki „przestarzały skunks” jest nawet przyjemny Wink Ostatecznie piżma używa się do perfum, żeby dłużej utrzymywać zapach…

                • Quackie pisze:

                  Och, bardzo nie chciałbym szczegółowo omawiać stanu, do jakiego potrafi doprowadzić się – z premedytacją lub nie – żul, zwłaszcza taki, który doskonale wie, że smrodem może wymusić parę groszy od ludzi, którzy zgodzą się na wszystko, byle sobie poszedł.

                • Quackie pisze:

                  Ponieważ jednak nie mam praktyki w miejscach świeżo spryskanych przez skunksa, nie będę się upierał 😉

                • miral59 pisze:

                  Absolutnie nie chcę nikogo zniechęcić Happy-Grin Mam nadzieję, że takie informacje zachęcą do odwiedzin. Tego nie znajdziesz w Polsce, bo skunks to „towar deficytowy” Wink

  3. misiek pancerny pisze:

    Przypomniało mi się, a propos darcia dzioba, jak kiedyś nocowałem przez parę dni pod Poznaniem w takim motelu na brzegu jeziora w którym akurat odbywały się żabie gody, żaby darły się na cały regulator i nie dawały spać, ale można się było przyzwyczaić, gdyby nie napakowany testosteronem solista, który tak się pruł, że szyszki z drzew spadały. Pół dnia krążyłem wokół jeziorka usiłując utrupić draba, ale w dzień pewnie spał smacznie, a w nocy znowu zaczynał koncert, horror 🙂 🙂

    • Quackie pisze:

      To pewnie było w Kiekrzu (nad jeziorem Kierskim), tam jest/ było pełno takich ośrodków. Ale na żaby akurat tam nie trafiłem, poza tym żaby mi nigdy nie przeszkadzały – no chyba żeby był jakiś szczególnie przeraźliwy gatunek, ale pod Poznaniem?

    • miral59 pisze:

      Musiałeś trafić na wiosenne romanse żab Wink Happy-Grin
      Trzeba było pomyśleć, jakie to romantyczne… takie żabie zaloty Delighted Wink

  4. miral59 pisze:

    Brawo! Poklon Brawo!
    Mistrzu Q! to jest świetne Delighted
    To jest właśnie to o czym już dawno mówię. Nie potrafię tak opisywać jak Ty Chlip Moje opisy czy wycieczek, czy ptaków są takie… płaskie i proste. U Ciebie widać kunszt i artyzm Delicious
    Po opowiadaniu w takim stylu o ptakach, aż wstyd pokazywać swoją bazgraninę Ashamed Sad

    • Quackie pisze:

      Eeej, stop! Przecież to nie o to chodzi. Nie żadne płaskie i proste, tylko znakomicie faktograficzne. I powiązane ze zdjęciami, współgrające i uzupełniające się nawzajem.

    • Tetryk56 pisze:

      Miral, każdy człowiek jest inny i każdy ma co innego i w inny sposób do powiedzenia. Każdy wpis jest tu witany z radością! Porzuć kompleksy! Wink

    • misiek pancerny pisze:

      A guzik prawda Miralko! Twoje opisy są popularno-naukowe, co nie znaczy, że mniej interesujące niż fabularno-narracyjne Quackiego i proszę mi tu nie deprecjonować swojej pisaniny, bo się zeźlę, już się zeźliłem, bo zaczynam używać słów. Jeśli weźmiemy pod uwagę przeistoczony energizm deizmu kreacyjno-mistycznego to jego ortodoksyjność resublimuje wszelkie strukturalizmy egzystencjalne ptaszków Miralko i tego się trzymaj 🙂
      Happy-Grin

  5. miral59 pisze:

    Z wrażenia nawet się nie przywitałam Ashamed
    Dobry wieczór Szanownym Wyspiarzom Happy-Grin

  6. Wiedźma pisze:

    Witam, bo na dzień dobry i dobry wieczór wyrażnie zbyt późno…. Hi

  7. Wiedźma pisze:

    Współczuję Kwaku, bo u mnie mewy bywają wyłącznie zima i nie budzą nikogo wrzaskiem….. Mięsne resztki wypatrują błyskawicznie i być może – w dowód wdzięczności – oszczędzają moje okna.
    A tekst – pierwszorzędny, jak zwykle i jak zwykle Brawo!

    • Quackie pisze:

      Dobry wieczór. No to macie szczęście z tymi mewami… Ale z tego, co pamiętam, wielu nie-mieszkańców myli położenie Szczecina i Świnoujścia, a przecież to całkiem szmat drogi, więc i dla mew też.

  8. miral59 pisze:

    Nie tak dawno moja koleżanka powiedziała, że chciałaby zobaczyć Chinatown. I tak sobie pomyślałam, że byłam tam chyba z 14 lat temu… Teraz te „czajnatałn” chodzi za mną cały czas. Weary
    Może czas się znowu wybrać? To dość specyficzna dzielnica Chicago i wydaje mi się, że chętnie byście to obejrzeli… Może byłby to impuls na nowe Harpie Miśka Wink
    Tylko nie wiem kiedy byśmy się mogli wybrać… sobota i niedziela mają być chmurne i możliwe, że deszczowe Pondering To nie jest pogoda na zdjęcia Sad

  9. Tetryk56 pisze:

    Dobranoc SzanPaństwu! Zzzzzz
    Jutro mnie nie będzie do wieczora, bo wybywam z miasta .

  10. miral59 pisze:

    Muszę przyznać, że oglądając (przymusowo) te różne ligi i mecze zauważyłam jedno. Nie ma meczu, żeby przed nim nie był śpiewany hymn USA. Nawet rozgrywki szkolne od tego się zaczynają. I każdy kibic, czy chce, czy nie, umie hymn na pamięć. Zastanawia mnie, dlaczego w Polsce tak rzadko się ten nasz hymn śpiewa? Thinking
    Przecież nasz jest łatwiejszy do śpiewania… Może też wszyscy by go znali i nie byłoby więcej takiej „wolski”…

  11. miral59 pisze:

    Przybyła „zmiana warty”, czyli mogę spokojnie udać się na spoczynek. Krótko mówiąc, spadam na górę Spanko
    Miłego sobocenia się Happy-Grin U mnie ma być pochmurno, to niech chociaż Wam słoneczko świeci Delighted Miłego dnia!!!

  12. misiek pancerny pisze:

    Dzień dobry :)Ledwie zmrużyłem oko, a już drabinka się rozciągnęła niemożebnie 🙂

    • miral59 pisze:

      Drabinka się rozciągnęła, bo się rozpaplałam niemożebnie. Czasami tak mam. Gadam jak najęta Wink A że nie sama do siebie (bo to mało ciekawe), to i szybko drabinka rosła Happy-Grin

      • Quackie pisze:

        No i od stukania w klawisze człowiek nie zachrypnie. Najwyżej dostanie zespołu cieśni nadgarstka (apage!), ale to nie brzmi tak jak chrypa 😉

        • miral59 pisze:

          Ja od gadanie nie dostaję chrypy Pleasure Pod tym względem jestem długodystansowiec Wink Jak to kiedyś mówił mój dziadek – język mam dobrze zawieszony, to i obraca się bez przeszkód Wink
          A z nadgarstkami to mam problem od dawna. Powinnam się udać na operację udrażniania tych kanalików. Ale jak sobie pomyślę, na ile operacji powinnam się udać, to mi się odechciewa wszystkiego i nie idę na żadną Happy-Grin

  13. Quackie pisze:

    Dzień dobry. Jak to w sobotę, pospałem sobie do naturalnego oporu, bezbudzikowo 😉 ale kawa już wypita i powoli wchodzę na normalne obroty.

  14. Quackie pisze:

    Za chwilkę wybywam, ale nie powinno to zbyt długo potrwać.

  15. Quackie pisze:

    No i jestem. Na dworze rześko, wg termometru minus pół, ale niebo bezchmurne i okulary przeciwsłoneczne się przydają. Zrobiliśmy z Najjuniorem zakupy na jutro (wszystko niezdrowe i tuczące obrzydliwie, tudzież sama chemia – ładnych parę lat musi minąć, zanim nastolatki nauczą się doceniać lepsze i zdrowsze jedzenie).

  16. Yo la pisze:

    Powoli wychodzi z mody, ale (i m.in. dlatego) wciąż się kłaniam. Tekst nie tylko się nie zestarzał, nie tylko jest na czasie, ale w jakimś sensie przepowiedział szerzącą się grozę. Przykład pierwszy z brzegu, wybrzeże. W 2005 roku mewy można było spotkać w Yorkshire głównie tam. Później systematycznie zbliżały się do mnie (a trzeba Państwu wiedzieć, że jako ośrodek i centrum, mieszkam tak daleko od mórz i oceanów, jak to tylko na Wyspach możliwe), aż kilka lat temu pojawiły się, najpierw w okolicznych wioskach, ostatnio zaś w miastach i miasteczkach. Mewy słyną z bezczelności i wpraszania się na ryby z frykasami (fish – and cheap!), jakimi raczą się tutejsi kuracjusze na świeżym powietrzu i cała nadzieja, jak dotąd jeszcze o dziwo niewyrażona żadnym brukowcem, że Polacy przerzucą się w końcu z wyjadania królewskich łabędzi i zaczną polować z procy właśnie na mewy.
    Nie wiem dokładnie kiedy, bo nie pamiętam, ale ostatnio – i proszę potraktować to określenie czasu ze stosowną wyrozumiałością – napisałem w jednym z przypływów psychiatryczego natchnienia coś o ptakach, że niby wyżej od nas, a i tak niżej latają. Mewa więc może na dachu, ale dach jest nasz, i to nad głową, i to jaką! Niech tak nam wszystkim zostanie. Obyśmy nie mieli nasr… w niej i na nią, Państwu oczywiście grozi wyłącznie to drugie.
    Pozdrowienia, idę trochę przytyć.

    • Quackie pisze:

      Dzień dobry i smacznego. Co do ekspansywności mew, to akurat tutaj, w centrum Gdyni, trudno mi coś na ten temat powiedzieć, bo mewy były zawsze, tj. od kiedy tu mieszkam. Musiałbym mieszkać trochę dalej w głąb lądu, żeby ocenić, czy się tam te ptaszydła częściej widuje. Mówi się w Trójmieście, że na gdańskim wysypisku śmieci w Szadółkach żerują mewy, które w związku z tą niewyszukaną dietą ulegają pewnym zmianom genetycznym i dlatego określa się je pieszczotliwym mianem mutantów. Również nie miałem z takimi do czynienia (albo miałem, ale nie wiedziałem, bo wcale się nie wyróżniały). W każdym razie jednak ekspansywności sprzyja fakt, że są one pod ochroną, swoją drogą nie widziałem tłumów ludzi chętnych do polowania na nie, więc nie bardzo wiem, po co ta ochrona. Mam nadzieję, że nie okaże się, że mewy zaczną sprawiać taki kłopot, jak króliki w Australii, z tą różnicą, że Hitchcock nigdy nie nakręcił filmu o królikach. Tymczasem co do mew, to nie wiem, czy stosowne filmiki na YouTube pochodzą z Wysp, czy też ze Stanów Zjednoczonych, ale widziałem już w sieci mewy kradnące ludziom jedzenie z rąk, jak również ze sklepu – wchodzące normalnie przez drzwi i wynoszące sobie towar. Tego to już trochę za dużo.

      • Max pisze:

        Dzień dobry 🙂 Moim zdaniem ekspansywność mew , nie może wynikać z przepisów o ochronie tego gatunku , ale raczej z konkurencji na ” rynku ” żywieniowym . W świecie zwierząt nie ma zmiłuj się , jak nie ma co jeść – to pojawia się kanibalizm . W stolicy , zaobserwowałem znaczny spadek ilości gołębi , a pojawiły się tysiące kawek , gawronów i wron . Być może , że przyczyna tkwi w obecnej modzie zabudowy parapetów w blokach linkami z gestymi , ostrymi szpilkami ,co radykalnie ogranicza miejsca odpoczynku ptaków . Konkurencja psiakrew . Osobiście wolę kolorowe gołębie , niż czarne ,rozwrzeszczane kawki i gawrony . Amazed

        • miral59 pisze:

          Dzień dobry Delighted Mam zdanie podobne do Twojego, Maksiu. Nie tylko linki z kolcami zmuszają gołębie do zmiany miejsca zamieszkania. To problem wielowarstwowy. Wrony, gawrony i kawki przenoszą się do miast, bo zmniejsza się ich teren poza nimi. Poza tym łatwiej im w mieście o pożywienie. Przy okazji wyjadają jajka i młode gołębi. Ptaki dość szybko przystosowują się do nowych warunków. Te, które nie potrafią, giną.
          Osobiście też wolę gołębie niż to całe rozwrzeszczane towarzystwo krukowatych Pleasure

        • Quackie pisze:

          Mewy są też duże, silne i mało czego się boją. Gdyby jednak nie były pod ochroną, to jestem przekonany, że nie byłoby im się tak łatwo gnieździć na dachach.

          Gołębie nie są tak upierdliwe, jeżeli chodzi o głos, ja znów najbardziej lubię dom w Żywcu, gdzie w ogrodzie poza szpakami, dzięciołami, kwiczołami, kosami, wróblami i rodziną bażantów… jest jeszcze mnóstwo ptaków, których rozpoznać nie potrafię. No ale to zalety domu z ogrodem w otoczeniu zieleni, może nie na obrzeżach miasta, ale wystarczająco odległego od ciągłej zabudowy i hałasu głównych ulic.

          • miral59 pisze:

            Fakt. Mewy są duże i silne, a na dokładkę bezczelne Wink Chyba właśnie dlatego, że są silne, nie tak łatwo je odstraszyć. Tutaj ptaki żyją nawet w Downtown Chicago, gdzie jest bardzo gęsta zabudowa i duży ruch kołowy. Też fakt, że szczególnie w pobliżu Lake Michigan, co dwa kroki są jakieś parki. I to tym ptakom wystarcza.
            Z tych ptaków, które żyją w mieście, rozpoznaję wszystkie. Gorzej z tymi spoza miasta. Czasami mam kłopoty. Szczególnie gdy jakiegoś ptaka widzę po raz pierwszy w życiu Wink Happy-Grin Ale ja się nimi interesuję i często przeglądam atlas ptaków, czytając różne informacje. No i wertuję strony internetowe. Zauważyłam też, że często są różnice między informacjami na polskich stronach i angielskich. I w sumie nie wiem gdzie napisali prawdę Wink

            • Quackie pisze:

              Może to zależy od obszaru występowania? Znaczy te informacje? W sensie że Amerykanie piszą, jak to wygląda od ich strony, a Polacy – od swojej? No i jeszcze są przyjęte metodologie naukowe, obowiązujące, dominujące poglądy etc. Słowem, co kraj, to obyczaj.

  17. Kopciuszek pisze:

    Dzień dobry Delighted
    Na szczęście mew w moich okolicach nikt nie zobaczy Pleasure
    Jednak borykałam się nie tak dawno z podobnym problemem. Na moim dachu punkt widokowy obrały sobie dzikie gołębie. Siadały całą chmarą na dachu, obrabiały dachówkę, okna, balkony, wyjadały świeżo dosianą trawę i oczywiście systematycznie pojawiały się kleksy na masce samochodu. Te ostatnie „wybryki” okropnie mnie rozdrażniały, jako że wiadomo, co może to spowodować Cry
    Po wprowadzeniu się zamontowałam kolce na wszystkich wystających krokwiach. Pomocny okazał się również mój „wilk” (York), który ma alergię na wszelkie ptactwo i skutecznie przeganiał je z posesji . Problem znikł, pojawiają się jedynie sroki, wróble, sikorki. Mają swój karmik i nie są szkodliwe, a ich ćwierkot jest bardzo przyjemny, zwłaszcza o poranku Pleasure
    Miałam/mam okazję często przebywać na Władka Czwartego,łącznie z „nockowaniem”,zatem mogę jedynie współczuć Worry
    QMistrzu, może jakiegoś „strachoMewa” w okno? Wink

    • Quackie pisze:

      Dzień dobry. Gdyby na mewy działał jakikolwiek strach, to bym się zastanowił. Być może atrapa drapieżnika? Gdzieś w okolicy czasem słychać odgłosy jakiegoś drapieżnego ptaka, ewidentnie z taśmy, więc ktoś to stosuje, pytanie tylko, jakie zwierzaki/ ptaki w ten sposób chce odstraszyć i czy to skuteczna metoda. Poza tym zamienić mewie wrzaski na kwilenie jastrzębia czy tam innego myszołowa, to trochę zamienił stryjek siekierkę na kijek. No ale jeszcze pozostaje taka okoliczność, że stracha to sobie mogę powiesić na własnym balkonie, względnie dachu, i być może faktycznie mewy wyniosą się z mojego dachu, ale wiosną/ latem wyraźnie słychać, że skrzeczą ze wszystkich stron, więc jeśli nawet nie będą ujadać mi nad głową, to i tak wrzask będzie dochodził z dachów 2-3 domy obok i dalej. A jeżeli nocowałaś na Władka IV, to wiesz, że w centrum niesie się on daleko 🙁

      Niestety tak to wygląda. Albo by trzeba się kompleksowo pozbyć mew ze śródmieścia, albo dawać im do jedzenia coś, od czego dostaną chrypki. Może lody?

      Devil

      • miral59 pisze:

        Mamy takie straszaki na ptaki i wiewióry, ale szkoda na nie czasu i zachodu. Gdy tylko małżonek to zamontował, faktycznie się wystraszyły. Po kilku dniach przywykły i nie robi to na nich żadnego wrażenia Happy-Grin Jak wyżerały moje sadzonki, tak i wyżerały dalej. Swojego czasu kupiliśmy też takie straszaki na myszy, bo nie chciałam ich zabijać, a tylko przegonić z mojego domu. Zwątpiłam, gdy zobaczyłam myszę może z pół metra od takiego straszaka. Została nam tylko trutka Sad

        • Quackie pisze:

          Przerabialiśmy już różne cuda w związku ze szczurami, włącznie z emiterem ultradźwięków (chyba by trzeba z 10 kupić, żeby działały). Najskuteczniejsze są niestety pułapki „letalne”, czyli szczęki na sprężynach, łamiące kręgosłup, ale i tak łapie się w nie nieznaczna ilość tego świństwa, nawet jak się odpowiednio zanęci i zamaskuje 🙁

          • Quackie pisze:

            A, no i jeszcze są takie kleiste mazie, które wystarczy zostawić na płaskim kawałku większej dechy z kawałkiem mięsa na środku, ale to… kłopotliwa rzecz, bo z tak złapanym gryzoniem trzeba coś zrobić, żeby mu skrócić męczarnie

            Distort

            • miral59 pisze:

              Amerykanie często z takich pułapek korzystają. Część z tych bezdusznych ludzi po prostu wyrzuca tą kleistą pułapkę razem z myszą do śmietnika i po sprawie Angry Uważają, że skoro to szkodnik, to nie ma się co przejmować męczarniami, które taka myszka przeżywa. Inni wrzucają pułapkę do plastykowej reklamówki i walą czymś ciężkim… Reklamówka jest po to, żeby bryzgi nie szły na boki. Potem się taką reklamówkę wyrzuca do śmietnika… Angry
              Muszę przyznać, że żaden ze sposobów mi nie odpowiada. Kiedyś u Margaret znalazłam taką przylepioną myszkę. Całę szczęście tylko ogonkiem. Nie mogła uciec, bo ten plaster skutecznie ją blokował. Wzięłam nożyczki, wycięłam pułapkę odpowiednio, tak że na ogonku zostały tylko resztki tego kartonu z mazią… całość kartonu poszła do kosza, a myszka na podwórko Happy-Grin Dobrze, że Margaret tego nie widziała, bo chyba by zemdlała. Ona na widok myszy dostaje histerii Overjoy Nie tylko myszy jako takiej. Gdy widzi poszatkowany papier, a powiem jej, że to wygląda jak poszatkowanie przez myszy, to zaczyna wiszczeć i robi się taka czerwona na twarzy Overjoy Jestem wredna i czasami ją straszę. Mówię na ten przykład, że coś tam wygląda jak ugryzione przez mysz. Ona nawet na to patrzeć nie chce i od razu piszczy. Śmieję się i mówię, że żartowałam i nie ma tu żadnego ugryzienia Overjoy Ale i tak boi się na to popatrzeć, bo nie wie kiedy żartuję i może jednak to ugryzienia tam jest Overjoy

  18. miral59 pisze:

    U mnie już po dziesiątej, a ja ciągle przy kompie Amazed Czas brać się za coś, bo przecież nie mogę całego dnia spędzić tylko na miłych pogawędkach Pleasure Chociaż nie zaprzeczam, że byłoby to miłe Happy-Grin

  19. miral59 pisze:

    Czy ktoś ma pomysła na nowe pięterko? Bo to już się robi coraz bardziej „ciężkie” Sad i zaczyna mulić.
    Jak nikt nic nie planuje, to dam kolejny „kaczy” odcinek. Mam gotowe nawet dwa Wink Tylko może by zrobić jakąś przerwę w tych pierzastych. Bo Mistrz Q o mewach, a teraz ja o kaczkach… Z naszej Wyspy zrobi się „Ptasia Wyspa” Wink Happy-Grin I nie wiem, czy wszystkim to będzie pasowało? Thinking

  20. miral59 pisze:

    Muszę przyznać, że prawdziwe jest powiedzenie: „człowiek uczy się całe życie i głupim umiera” Pleasure Nie to, żeby się już wybierała Wink Sprawdziłam ile tych mew mieszka w Ameryce i naliczyłam ich 21 Overjoy Też fakt, że takie kalifornijskie, karaibskie, czy kanadyjskie nawet do Illinois nie zalatują Delighted Na naszym terenie są głównie te dwa gatunki o których pisałam. Ale uważałam, że sprostowanie się należy, bo wprowadziłam Was w błąd Ashamed

  21. miral59 pisze:

    Cholewka Disapproval Słońce świeci całym niebem i moglibyśmy pojechać na te „czajny”, a tu małżonek w pracy i nijak się wybrać. Pewnie zanim wróci, to już będzie za późno żeby ruszać gdziekolwiek. Miałby Misiek swoją ulubioną, ciekawą zabudowę Pleasure

    • misiek pancerny pisze:

      Poczekam, cierpliwy jestem 🙂 🙂
      Wink1

      • miral59 pisze:

        I tak nie masz wyjścia Wink A z Twoją cierpliwością… no cóż… kiedyś był film o „niespotykanie spokojnym człowieku”. Czy Twoja cierpliwość też jest taka „niespotykana”? Wink Overjoy

        • misiek pancerny pisze:

          Zdecydowanie! Taka jak tego tam z filmu 🙂
          Mad

          • miral59 pisze:

            ROTFL
            Wiedziałam!!! Od razu wiedziałam Overjoy

            • misiekpancerny pisze:

              Ja naprawdę jestem niesłychanie spokojny i cierpliwy, schodzę z linii strzału, mówię proszę i przepraszam do czasu, aż ktoś mnie naprawdę wkurzy, a wtedy łykam diabła, dostaję berserka, zalewa mnie krew, wiatr huczy w tunelu powietrznym miedzy moimi uszami i beret mi sie filcuje, ale to strasznie rzadko się zdarza 🙂
              Overjoy

              • miral59 pisze:

                Strasznie bojowo to brzmi Wink Aż sprawdziłam co to dostajesz („dostaję berserka”), bo nie słyszałam o takim dziwie Happy-Grin Ale poczytałam i się doszkoliłam Overjoy

  22. miral59 pisze:

    Zapraszam pięterko wyżej. Happy-Grin To już niesamowicie muli Sad

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

[+] Zaazulki ;)