Mewa stoi na dachu. Co kilkanaście sekund otwiera dziób i wtedy rozlega się niegłośne… gęganie? Kwakanie? Gdakanie? Jakiś zbliżony dźwięk, przeznaczony prawdopodobnie dla innych mew. Jeżeli znajdzie się ktoś wystarczająco bezczelny (i ekscentryczny), żeby ten dźwięk naśladować, mewa przekrzywia głowę, niepokoi się, gęga głośniej i częściej. Można się tak przekrzykiwać długo i namiętnie, aż mewa się obrazi i odleci. Albo dostojnie odejdzie na przeciwną stronę dachu.
Mimo wszystko jednak mewa oszczędza głos na wschód słońca, a właściwie – pierwszy brzask. Wtedy trzeba otworzyć dziób jak szeroko i drzeć się donośnym, jękliwym wrzaskiem, który podejmują sąsiedzi z okolicznych dachów. Ludzie pod tymi dachami patrzą wtedy na zegarki i klną, ponieważ jest około trzeciej rano, no, może czwarta, ale mewy to nie wzrusza – nikt nie wyposażył jej w zegarek ani nie powiedział, żeby zamknęła dziób. A nawet gdyby – mewa wie swoje.
Mewa stoi więc i czyha. Nie na ryby, ani też na rybaków, jak mewi pradziadowie i prapra zwykli byli czynić. O, idzie na dwóch nogach grube stworzenie z kawałem mięsa w bułce, potknęło się, mięso i bułka wypadają… Co? Stwór gramoli się, wydając dziwne, mlaszczące dźwięki, zamiast natychmiast chwycić z powrotem mięso i bułkę. Takiej okazji mewa nie przepuści, Lot nurkujący, wyhamowanie na ostatnich metrach z gwałtownym trzepotaniem skrzydłami, dziobowy celownik nastawiony – chaps! Teraz tylko uciec przed sąsiadami, którzy gwałtownie domagają się udziału w łupie i jesteśmy w domu, to znaczy na dachu. Podobna akcja powtarza się za każdym razem, kiedy ktoś wyrzuci resztki jedzenia, upuści coś jadalnego lub po prostu pozostawi to bez opieki.
Pozostawienie bez opieki dotyczy również istot żywych. Młode gołębie, sroki, czasem małe bezdomne kotki – to TEŻ jest jedzenie, z tym że trudniejsze do złapania. Ale za to świeżutkie! Trochę bałaganu bywa z ptaszkami, pierze się niesie z wiatrem, ale przecież mewa nie sprząta podwórka po jedzeniu. Leci na następne po prostu. No i na ogół trzeba uważać na dorosłe koty, które w kwestii młodych srok i gołębi są konkurencją, natomiast co do jedzenia młodych kotków są zdecydowanie przeciw. A przecież mewa by się podzieliła! (A guzik, nie podzieliłaby się, hehe)
Jeżeli ktoś wejdzie na dach, zobaczy oprócz dorosłej mewy dwójkę młodych, wyglądających dość żałośnie, pstrokatych, krępych stworów, które popylają po dachu na piechotę, człapiąc byle dalej od intruza. Za komin, za komin teraz! Może sobie pójdzie… W tym czasie mama mewa odchodzi od zmysłów, lata naokoło wstrętnego dwunoga, który przylazł bez zaproszenia NA PEWNO po to, żeby upolować młode mewy w odwecie za dziurawienie worków ze śmieciami w poszukiwaniu jedzenia. No. Poszedł sobie. Niech nie wraca!
Wracamy w takim razie na zwykłe stanowisko na dachu. Łypiemy żółtymi oczami. Stroszymy pióra na grzbiecie. Ruszamy na rekonesans, krążymy nad dachami, ulicami, podwórkami, śmietnikami – to jest teraz żerowisko, nie plaża, nie morze. Mewa ustawia teraz celownik, nie dziobowy tym razem, tylko ogonowy, a dokładnie podogonowy, na czyjeś okno, chlup! Bomba w celu. Mój teren, moje terytorium. Żeby to zaakcentować jeszcze jeden krzyk, przeciągły, głośny a obraźliwy. Lądowanie na swoim – i z powrotem na posterunek. Mewa stoi na dachu.
Dobry wieczór. Tekst jest sprzed ponad 4 lat, ale nic nie stracił na aktualności, mewy jak były upierdliwe i łapczywe, tak dalej są. Trudno zresztą oczekiwać, żeby to się zmieniło – tak szybko. Natura ma pewną bezwładność.
A sam tekst jest a propos ptasich galerii Miral. Wydał mi się odpowiednim uzupełnieniem „z drugiej strony” – po prostu trochę poobserwowałem, trochę spróbowałem myśleć jak mewa, i stąd się wziął ten tekst. A trochę też z wkurzenia na poranne darcie ryja/ dzioba latem.
Quacku, ciesz się, że masz mewy… Lokata w szkolnej młodości mieszkała tuż obok niewielkiego, ale starego parku który w całości zaanektowały wrony. I tu powinienem wstawić ilustrację z Hitchcock’a…
Takie mocne się czuły? Sprytny chłopak z wiatrówką szybko by im zmienił to poczucie… W razie potrzeby, ma się rozumieć.
Wrony kraczą ponuro, ale mewy mają bardziej przeraźliwy głos. Szczególnie te większe. W sumie nie wiem co gorsze
Nie chciałabym ani jednych, ani drugich takich sąsiadów. Moje gołębie karolińskie, czy wróbelki nie robią takich hałasów i nawet jak ćwierkają, to nie są takie głośnie
Spać przy nich można 
Przeprowadzamy się do Ciebie! Przynajmniej na to mewie gniazdowanie.
Zapraszam


Mam tylko nadzieję, że na zapachy specjalnie nie jesteście uczuleni? Bo to wiecie… skunksy zimą śpią (czy też nie, bo nie wiem), a w każdym razie ich nie widać, ani nie czuć. Za to od wiosny… smród się często niesie…
Na pocieszenie – tego smrodu nie słychać
Właśnie się zacząłem zastanawiać, czy zatyczki do uszu pasują też do nosa? 😉 A jeszcze jest taka opcja, żeby dostać taktycznego kataru…
Nie wiem czy zatyczki pasują, ale wydaje mi się, że może nie będą konieczne
A czy zamiast tego taktycznego kataru, zatyczek, rozpychających nos (potem będzie jak u Murzynów), nie lepiej zastosować zwykłe spinacze do bielizny
Się niewygodnie śpi w klamerkach 😀
Ajtam, ajtam. Pod klamerki podłożysz filc i nie będą tak uwierały
Ostatecznie, może nie będzie ten smród tak przeszkadzał. Na naszym podwórku jeszcze się żaden nie wystraszył, a to co wiatr nawiewa nie zawsze jest aż tak intensywne
Da się wytrzymać… a nowe doświadczenia też coś warte
Przynajmniej nie ma wrzaskunów!!! O! 
E tam, w sumie – przyzwyczaję się. To nie może być takie straszne. Poza tym smród skunksa nie rozlega się tak gwałtownie jak mewie wrzaski, tylko jednostajnie – idzie przywyknąć.
Nigdy nie niuchałeś tego zapaszku? Tak myślę. Na pewno jeśli, to nie z bliska i nie taki świeży… Moja mama, która była ciekawa jak ten skunks tak na prawdę śmierdzi, mało nie puściła pawia, gdy ją wywołałam na podwórko na taką „świeżynkę”

Ale fakt, idzie przywyknąć
No wiesz, u nas nie ma za dużo okazji, tak na świeżo i na własnym podwórku, już prędzej w zoo. W Bydgoszczy, na Myślęcinku jest takie zoo, przede wszystkim polska fauna, ale skunksa tam też mają. Zastarzały smród jest obrzydliwy, ale żul w autobusie śmierdzi gorzej, rzekłbym. BTW słyszałem ostatnio taki paradoks: jeżeli żul jedzie tramwajem, to tym samym tramwaj jedzie żulem…
Świeży skunks nie da się porównać z niczym. To jest taki smród, że łzy same do oczu napływają i robi się niedobrze
Żaden żul nie jest w stanie doprowadzić się do takiego stanu
Inna sprawa, że ta „ciecz obronna” jest też żrąca. Delikatniejszą skórę może nawet poparzyć. Taki „przestarzały skunks” jest nawet przyjemny
Ostatecznie piżma używa się do perfum, żeby dłużej utrzymywać zapach…
Och, bardzo nie chciałbym szczegółowo omawiać stanu, do jakiego potrafi doprowadzić się – z premedytacją lub nie – żul, zwłaszcza taki, który doskonale wie, że smrodem może wymusić parę groszy od ludzi, którzy zgodzą się na wszystko, byle sobie poszedł.
Ponieważ jednak nie mam praktyki w miejscach świeżo spryskanych przez skunksa, nie będę się upierał 😉
Absolutnie nie chcę nikogo zniechęcić
Mam nadzieję, że takie informacje zachęcą do odwiedzin. Tego nie znajdziesz w Polsce, bo skunks to „towar deficytowy” 
Przypomniało mi się, a propos darcia dzioba, jak kiedyś nocowałem przez parę dni pod Poznaniem w takim motelu na brzegu jeziora w którym akurat odbywały się żabie gody, żaby darły się na cały regulator i nie dawały spać, ale można się było przyzwyczaić, gdyby nie napakowany testosteronem solista, który tak się pruł, że szyszki z drzew spadały. Pół dnia krążyłem wokół jeziorka usiłując utrupić draba, ale w dzień pewnie spał smacznie, a w nocy znowu zaczynał koncert, horror 🙂 🙂
To pewnie było w Kiekrzu (nad jeziorem Kierskim), tam jest/ było pełno takich ośrodków. Ale na żaby akurat tam nie trafiłem, poza tym żaby mi nigdy nie przeszkadzały – no chyba żeby był jakiś szczególnie przeraźliwy gatunek, ale pod Poznaniem?
Szybko odrobiłem lekcję, to był hotel, nie motel o nazwie „Daglezja” w Kórniku, nad Jeziorem Kórnickim 🙂
Znam! Co prawda raczej z zewnątrz, ale oczywiście kojarzę.
Musiałeś trafić na wiosenne romanse żab


Trzeba było pomyśleć, jakie to romantyczne… takie żabie zaloty
Mistrzu Q! to jest świetne
To jest właśnie to o czym już dawno mówię. Nie potrafię tak opisywać jak Ty
Po opowiadaniu w takim stylu o ptakach, aż wstyd pokazywać swoją bazgraninę
Eeej, stop! Przecież to nie o to chodzi. Nie żadne płaskie i proste, tylko znakomicie faktograficzne. I powiązane ze zdjęciami, współgrające i uzupełniające się nawzajem.
Miral, każdy człowiek jest inny i każdy ma co innego i w inny sposób do powiedzenia. Każdy wpis jest tu witany z radością! Porzuć kompleksy!
A guzik prawda Miralko! Twoje opisy są popularno-naukowe, co nie znaczy, że mniej interesujące niż fabularno-narracyjne Quackiego i proszę mi tu nie deprecjonować swojej pisaniny, bo się zeźlę, już się zeźliłem, bo zaczynam używać słów. Jeśli weźmiemy pod uwagę przeistoczony energizm deizmu kreacyjno-mistycznego to jego ortodoksyjność resublimuje wszelkie strukturalizmy egzystencjalne ptaszków Miralko i tego się trzymaj 🙂
O to to, z ust żeście mię to wyjęliście, jak mawiał kolega Kierownik.
Ale się posypało komentarzy!!! Nie deprecjonuję swoich opisów, tylko wiem, że brak im takiego polotu. I głównie o to mi chodzi…
Mam taki ścisły umysł i po prostu nie potrafię inaczej. Ale przecież opisuję, więc nie ma o czym mówić. A że lubię swoje pierzaste i zdjęcia, także i tak się nie uwolnicie od mojej bazgraniny 

Ale odrobiny zazdrości mi nie zabronicie, co?
bo już czasem nie mam słów 😉
Misiaczku, a czy mógłbyś to jakoś po ludzku napisać, żeby i takie niedouki jak ja zrozumiały

Nooo, Misiaku, toż to przepiękny …. no własnie, co ?
To ma swoją nazwę ino zapomniałam .. 
u nas na wsi, to pani, mówimy na to po prostu: chrzanienie…
powiedzialabym, że uprzejmie mówią
Nawet bardzo uprzejmie
No proszę!!! Misiek tyle pisał, a nasz Ukratek wyraził to jednym słowem
Jak zwykle

Nikt w tym nie pobije Ukratka
Z wrażenia nawet się nie przywitałam

Dobry wieczór Szanownym Wyspiarzom
Dobry wieczór!
Witam, bo na dzień dobry i dobry wieczór wyrażnie zbyt późno….
U mnie jeszcze wieczór

Także dobry wieczór, Wiedźminko
Jest i będzie miły, bo weekendowy

Współczuję Kwaku, bo u mnie mewy bywają wyłącznie zima i nie budzą nikogo wrzaskiem….. Mięsne resztki wypatrują błyskawicznie i być może – w dowód wdzięczności – oszczędzają moje okna.
A tekst – pierwszorzędny, jak zwykle i jak zwykle
Dobry wieczór. No to macie szczęście z tymi mewami… Ale z tego, co pamiętam, wielu nie-mieszkańców myli położenie Szczecina i Świnoujścia, a przecież to całkiem szmat drogi, więc i dla mew też.
Nie tak dawno moja koleżanka powiedziała, że chciałaby zobaczyć Chinatown. I tak sobie pomyślałam, że byłam tam chyba z 14 lat temu… Teraz te „czajnatałn” chodzi za mną cały czas.

To nie jest pogoda na zdjęcia 
Może czas się znowu wybrać? To dość specyficzna dzielnica Chicago i wydaje mi się, że chętnie byście to obejrzeli… Może byłby to impuls na nowe Harpie Miśka
Tylko nie wiem kiedy byśmy się mogli wybrać… sobota i niedziela mają być chmurne i możliwe, że deszczowe
Pogody, wobec tego Mirelko … ta czajna zapowiada się ciekawie 🙂
Chyba nie podziękuję, żeby nie zapeszyć
Dobranoc SzanPaństwu!
Jutro mnie nie będzie do wieczora, bo wybywam z miasta .
Dobranoc Ukratku

Udanego wyjazdu
Muszę przyznać, że oglądając (przymusowo) te różne ligi i mecze zauważyłam jedno. Nie ma meczu, żeby przed nim nie był śpiewany hymn USA. Nawet rozgrywki szkolne od tego się zaczynają. I każdy kibic, czy chce, czy nie, umie hymn na pamięć. Zastanawia mnie, dlaczego w Polsce tak rzadko się ten nasz hymn śpiewa?
Przecież nasz jest łatwiejszy do śpiewania… Może też wszyscy by go znali i nie byłoby więcej takiej „wolski”…
Przybyła „zmiana warty”, czyli mogę spokojnie udać się na spoczynek. Krótko mówiąc, spadam na górę
U mnie ma być pochmurno, to niech chociaż Wam słoneczko świeci
Miłego dnia!!!
Miłego sobocenia się
Dzień dobry :)Ledwie zmrużyłem oko, a już drabinka się rozciągnęła niemożebnie 🙂
Drabinka się rozciągnęła, bo się rozpaplałam niemożebnie. Czasami tak mam. Gadam jak najęta
A że nie sama do siebie (bo to mało ciekawe), to i szybko drabinka rosła 
No i od stukania w klawisze człowiek nie zachrypnie. Najwyżej dostanie zespołu cieśni nadgarstka (apage!), ale to nie brzmi tak jak chrypa 😉
Ja od gadanie nie dostaję chrypy
Pod tym względem jestem długodystansowiec
Jak to kiedyś mówił mój dziadek – język mam dobrze zawieszony, to i obraca się bez przeszkód 

A z nadgarstkami to mam problem od dawna. Powinnam się udać na operację udrażniania tych kanalików. Ale jak sobie pomyślę, na ile operacji powinnam się udać, to mi się odechciewa wszystkiego i nie idę na żadną
Dzień dobry. Jak to w sobotę, pospałem sobie do naturalnego oporu, bezbudzikowo 😉 ale kawa już wypita i powoli wchodzę na normalne obroty.
Za chwilkę wybywam, ale nie powinno to zbyt długo potrwać.
No i jestem. Na dworze rześko, wg termometru minus pół, ale niebo bezchmurne i okulary przeciwsłoneczne się przydają. Zrobiliśmy z Najjuniorem zakupy na jutro (wszystko niezdrowe i tuczące obrzydliwie, tudzież sama chemia – ładnych parę lat musi minąć, zanim nastolatki nauczą się doceniać lepsze i zdrowsze jedzenie).
Powoli wychodzi z mody, ale (i m.in. dlatego) wciąż się kłaniam. Tekst nie tylko się nie zestarzał, nie tylko jest na czasie, ale w jakimś sensie przepowiedział szerzącą się grozę. Przykład pierwszy z brzegu, wybrzeże. W 2005 roku mewy można było spotkać w Yorkshire głównie tam. Później systematycznie zbliżały się do mnie (a trzeba Państwu wiedzieć, że jako ośrodek i centrum, mieszkam tak daleko od mórz i oceanów, jak to tylko na Wyspach możliwe), aż kilka lat temu pojawiły się, najpierw w okolicznych wioskach, ostatnio zaś w miastach i miasteczkach. Mewy słyną z bezczelności i wpraszania się na ryby z frykasami (fish – and cheap!), jakimi raczą się tutejsi kuracjusze na świeżym powietrzu i cała nadzieja, jak dotąd jeszcze o dziwo niewyrażona żadnym brukowcem, że Polacy przerzucą się w końcu z wyjadania królewskich łabędzi i zaczną polować z procy właśnie na mewy.
Nie wiem dokładnie kiedy, bo nie pamiętam, ale ostatnio – i proszę potraktować to określenie czasu ze stosowną wyrozumiałością – napisałem w jednym z przypływów psychiatryczego natchnienia coś o ptakach, że niby wyżej od nas, a i tak niżej latają. Mewa więc może na dachu, ale dach jest nasz, i to nad głową, i to jaką! Niech tak nam wszystkim zostanie. Obyśmy nie mieli nasr… w niej i na nią, Państwu oczywiście grozi wyłącznie to drugie.
Pozdrowienia, idę trochę przytyć.
Dzień dobry i smacznego. Co do ekspansywności mew, to akurat tutaj, w centrum Gdyni, trudno mi coś na ten temat powiedzieć, bo mewy były zawsze, tj. od kiedy tu mieszkam. Musiałbym mieszkać trochę dalej w głąb lądu, żeby ocenić, czy się tam te ptaszydła częściej widuje. Mówi się w Trójmieście, że na gdańskim wysypisku śmieci w Szadółkach żerują mewy, które w związku z tą niewyszukaną dietą ulegają pewnym zmianom genetycznym i dlatego określa się je pieszczotliwym mianem mutantów. Również nie miałem z takimi do czynienia (albo miałem, ale nie wiedziałem, bo wcale się nie wyróżniały). W każdym razie jednak ekspansywności sprzyja fakt, że są one pod ochroną, swoją drogą nie widziałem tłumów ludzi chętnych do polowania na nie, więc nie bardzo wiem, po co ta ochrona. Mam nadzieję, że nie okaże się, że mewy zaczną sprawiać taki kłopot, jak króliki w Australii, z tą różnicą, że Hitchcock nigdy nie nakręcił filmu o królikach. Tymczasem co do mew, to nie wiem, czy stosowne filmiki na YouTube pochodzą z Wysp, czy też ze Stanów Zjednoczonych, ale widziałem już w sieci mewy kradnące ludziom jedzenie z rąk, jak również ze sklepu – wchodzące normalnie przez drzwi i wynoszące sobie towar. Tego to już trochę za dużo.
Dzień dobry 🙂 Moim zdaniem ekspansywność mew , nie może wynikać z przepisów o ochronie tego gatunku , ale raczej z konkurencji na ” rynku ” żywieniowym . W świecie zwierząt nie ma zmiłuj się , jak nie ma co jeść – to pojawia się kanibalizm . W stolicy , zaobserwowałem znaczny spadek ilości gołębi , a pojawiły się tysiące kawek , gawronów i wron . Być może , że przyczyna tkwi w obecnej modzie zabudowy parapetów w blokach linkami z gestymi , ostrymi szpilkami ,co radykalnie ogranicza miejsca odpoczynku ptaków . Konkurencja psiakrew . Osobiście wolę kolorowe gołębie , niż czarne ,rozwrzeszczane kawki i gawrony .
Dzień dobry
Mam zdanie podobne do Twojego, Maksiu. Nie tylko linki z kolcami zmuszają gołębie do zmiany miejsca zamieszkania. To problem wielowarstwowy. Wrony, gawrony i kawki przenoszą się do miast, bo zmniejsza się ich teren poza nimi. Poza tym łatwiej im w mieście o pożywienie. Przy okazji wyjadają jajka i młode gołębi. Ptaki dość szybko przystosowują się do nowych warunków. Te, które nie potrafią, giną.
Osobiście też wolę gołębie niż to całe rozwrzeszczane towarzystwo krukowatych
Mewy są też duże, silne i mało czego się boją. Gdyby jednak nie były pod ochroną, to jestem przekonany, że nie byłoby im się tak łatwo gnieździć na dachach.
Gołębie nie są tak upierdliwe, jeżeli chodzi o głos, ja znów najbardziej lubię dom w Żywcu, gdzie w ogrodzie poza szpakami, dzięciołami, kwiczołami, kosami, wróblami i rodziną bażantów… jest jeszcze mnóstwo ptaków, których rozpoznać nie potrafię. No ale to zalety domu z ogrodem w otoczeniu zieleni, może nie na obrzeżach miasta, ale wystarczająco odległego od ciągłej zabudowy i hałasu głównych ulic.
Fakt. Mewy są duże i silne, a na dokładkę bezczelne
Chyba właśnie dlatego, że są silne, nie tak łatwo je odstraszyć. Tutaj ptaki żyją nawet w Downtown Chicago, gdzie jest bardzo gęsta zabudowa i duży ruch kołowy. Też fakt, że szczególnie w pobliżu Lake Michigan, co dwa kroki są jakieś parki. I to tym ptakom wystarcza.
Ale ja się nimi interesuję i często przeglądam atlas ptaków, czytając różne informacje. No i wertuję strony internetowe. Zauważyłam też, że często są różnice między informacjami na polskich stronach i angielskich. I w sumie nie wiem gdzie napisali prawdę 
Z tych ptaków, które żyją w mieście, rozpoznaję wszystkie. Gorzej z tymi spoza miasta. Czasami mam kłopoty. Szczególnie gdy jakiegoś ptaka widzę po raz pierwszy w życiu
Może to zależy od obszaru występowania? Znaczy te informacje? W sensie że Amerykanie piszą, jak to wygląda od ich strony, a Polacy – od swojej? No i jeszcze są przyjęte metodologie naukowe, obowiązujące, dominujące poglądy etc. Słowem, co kraj, to obyczaj.
Dzień dobry





Na szczęście mew w moich okolicach nikt nie zobaczy
Jednak borykałam się nie tak dawno z podobnym problemem. Na moim dachu punkt widokowy obrały sobie dzikie gołębie. Siadały całą chmarą na dachu, obrabiały dachówkę, okna, balkony, wyjadały świeżo dosianą trawę i oczywiście systematycznie pojawiały się kleksy na masce samochodu. Te ostatnie „wybryki” okropnie mnie rozdrażniały, jako że wiadomo, co może to spowodować
Po wprowadzeniu się zamontowałam kolce na wszystkich wystających krokwiach. Pomocny okazał się również mój „wilk” (York), który ma alergię na wszelkie ptactwo i skutecznie przeganiał je z posesji . Problem znikł, pojawiają się jedynie sroki, wróble, sikorki. Mają swój karmik i nie są szkodliwe, a ich ćwierkot jest bardzo przyjemny, zwłaszcza o poranku
Miałam/mam okazję często przebywać na Władka Czwartego,łącznie z „nockowaniem”,zatem mogę jedynie współczuć
QMistrzu, może jakiegoś „strachoMewa” w okno?
Dzień dobry. Gdyby na mewy działał jakikolwiek strach, to bym się zastanowił. Być może atrapa drapieżnika? Gdzieś w okolicy czasem słychać odgłosy jakiegoś drapieżnego ptaka, ewidentnie z taśmy, więc ktoś to stosuje, pytanie tylko, jakie zwierzaki/ ptaki w ten sposób chce odstraszyć i czy to skuteczna metoda. Poza tym zamienić mewie wrzaski na kwilenie jastrzębia czy tam innego myszołowa, to trochę zamienił stryjek siekierkę na kijek. No ale jeszcze pozostaje taka okoliczność, że stracha to sobie mogę powiesić na własnym balkonie, względnie dachu, i być może faktycznie mewy wyniosą się z mojego dachu, ale wiosną/ latem wyraźnie słychać, że skrzeczą ze wszystkich stron, więc jeśli nawet nie będą ujadać mi nad głową, to i tak wrzask będzie dochodził z dachów 2-3 domy obok i dalej. A jeżeli nocowałaś na Władka IV, to wiesz, że w centrum niesie się on daleko 🙁
Niestety tak to wygląda. Albo by trzeba się kompleksowo pozbyć mew ze śródmieścia, albo dawać im do jedzenia coś, od czego dostaną chrypki. Może lody?
Mamy takie straszaki na ptaki i wiewióry, ale szkoda na nie czasu i zachodu. Gdy tylko małżonek to zamontował, faktycznie się wystraszyły. Po kilku dniach przywykły i nie robi to na nich żadnego wrażenia
Jak wyżerały moje sadzonki, tak i wyżerały dalej. Swojego czasu kupiliśmy też takie straszaki na myszy, bo nie chciałam ich zabijać, a tylko przegonić z mojego domu. Zwątpiłam, gdy zobaczyłam myszę może z pół metra od takiego straszaka. Została nam tylko trutka 
Przerabialiśmy już różne cuda w związku ze szczurami, włącznie z emiterem ultradźwięków (chyba by trzeba z 10 kupić, żeby działały). Najskuteczniejsze są niestety pułapki „letalne”, czyli szczęki na sprężynach, łamiące kręgosłup, ale i tak łapie się w nie nieznaczna ilość tego świństwa, nawet jak się odpowiednio zanęci i zamaskuje 🙁
A, no i jeszcze są takie kleiste mazie, które wystarczy zostawić na płaskim kawałku większej dechy z kawałkiem mięsa na środku, ale to… kłopotliwa rzecz, bo z tak złapanym gryzoniem trzeba coś zrobić, żeby mu skrócić męczarnie
Amerykanie często z takich pułapek korzystają. Część z tych bezdusznych ludzi po prostu wyrzuca tą kleistą pułapkę razem z myszą do śmietnika i po sprawie
Uważają, że skoro to szkodnik, to nie ma się co przejmować męczarniami, które taka myszka przeżywa. Inni wrzucają pułapkę do plastykowej reklamówki i walą czymś ciężkim… Reklamówka jest po to, żeby bryzgi nie szły na boki. Potem się taką reklamówkę wyrzuca do śmietnika… 
Dobrze, że Margaret tego nie widziała, bo chyba by zemdlała. Ona na widok myszy dostaje histerii
Nie tylko myszy jako takiej. Gdy widzi poszatkowany papier, a powiem jej, że to wygląda jak poszatkowanie przez myszy, to zaczyna wiszczeć i robi się taka czerwona na twarzy
Jestem wredna i czasami ją straszę. Mówię na ten przykład, że coś tam wygląda jak ugryzione przez mysz. Ona nawet na to patrzeć nie chce i od razu piszczy. Śmieję się i mówię, że żartowałam i nie ma tu żadnego ugryzienia
Ale i tak boi się na to popatrzeć, bo nie wie kiedy żartuję i może jednak to ugryzienia tam jest 
Muszę przyznać, że żaden ze sposobów mi nie odpowiada. Kiedyś u Margaret znalazłam taką przylepioną myszkę. Całę szczęście tylko ogonkiem. Nie mogła uciec, bo ten plaster skutecznie ją blokował. Wzięłam nożyczki, wycięłam pułapkę odpowiednio, tak że na ogonku zostały tylko resztki tego kartonu z mazią… całość kartonu poszła do kosza, a myszka na podwórko
U mnie już po dziesiątej, a ja ciągle przy kompie
Czas brać się za coś, bo przecież nie mogę całego dnia spędzić tylko na miłych pogawędkach
Chociaż nie zaprzeczam, że byłoby to miłe 
U nas wpół do szóstej – i też muszę troszkę nadrobić w realu.
Czy ktoś ma pomysła na nowe pięterko? Bo to już się robi coraz bardziej „ciężkie”
i zaczyna mulić.
Tylko może by zrobić jakąś przerwę w tych pierzastych. Bo Mistrz Q o mewach, a teraz ja o kaczkach… Z naszej Wyspy zrobi się „Ptasia Wyspa”
I nie wiem, czy wszystkim to będzie pasowało? 
Jak nikt nic nie planuje, to dam kolejny „kaczy” odcinek. Mam gotowe nawet dwa
Muszę przyznać, że prawdziwe jest powiedzenie: „człowiek uczy się całe życie i głupim umiera”
Nie to, żeby się już wybierała
Sprawdziłam ile tych mew mieszka w Ameryce i naliczyłam ich 21
Też fakt, że takie kalifornijskie, karaibskie, czy kanadyjskie nawet do Illinois nie zalatują
Na naszym terenie są głównie te dwa gatunki o których pisałam. Ale uważałam, że sprostowanie się należy, bo wprowadziłam Was w błąd 
21 gatunków jak rozumiem, a nie sztuk jednostkowych? 🙂 🙂
Oczywiście, że gatunków

21 sztuk, to byłby pod tak ścisłą ochroną, że nawet kichnąć by nie było można w ich pobliżu
Ale za to łatwo by było je policzyć 🙂

Fakt, byłoby łatwo
Tak jak te szpaki balijskie, których na wolności zostało 6 sztuk. Do tylu to i przedszkolaki liczyć umieją 
Cholewka
Słońce świeci całym niebem i moglibyśmy pojechać na te „czajny”, a tu małżonek w pracy i nijak się wybrać. Pewnie zanim wróci, to już będzie za późno żeby ruszać gdziekolwiek. Miałby Misiek swoją ulubioną, ciekawą zabudowę 
Poczekam, cierpliwy jestem 🙂 🙂

I tak nie masz wyjścia
A z Twoją cierpliwością… no cóż… kiedyś był film o „niespotykanie spokojnym człowieku”. Czy Twoja cierpliwość też jest taka „niespotykana”?

Zdecydowanie! Taka jak tego tam z filmu 🙂

Wiedziałam!!! Od razu wiedziałam
Ja naprawdę jestem niesłychanie spokojny i cierpliwy, schodzę z linii strzału, mówię proszę i przepraszam do czasu, aż ktoś mnie naprawdę wkurzy, a wtedy łykam diabła, dostaję berserka, zalewa mnie krew, wiatr huczy w tunelu powietrznym miedzy moimi uszami i beret mi sie filcuje, ale to strasznie rzadko się zdarza 🙂

Strasznie bojowo to brzmi
Aż sprawdziłam co to dostajesz („dostaję berserka”), bo nie słyszałam o takim dziwie
Ale poczytałam i się doszkoliłam 
Zapraszam pięterko wyżej.
To już niesamowicie muli 