Pewnego wiosennego dnia w bloku pana Lajkonika, w mieszkaniu bezpośrednio nad nim zagnieździł się Krzyżak. Niestety nie pająk, tylko prawdziwy Kawaler Zakonu Przenajświętszej Marii Panny, rodem prosto ze średniowiecza.
Na początku pan Ignacy nie zdawał sobie sprawy, czym to grozi. Bardzo szybko okazało się jednak, że Krzyżak jako taki jest niezwykle uciążliwym sąsiadem. Przede wszystkim, chodził po mieszkaniu w pełnej zbroi, a każdy jego krok powodował małe trzęsienie ziemi. Dźwięk jego ostróg o trzeciej w nocy, kiedy na przykład wstawał i szedł do lodówki, był czymś, co pamięta się do końca życia. Podczas libacji rozlegały się z góry gromkie marsze (w rodzaju Tamdaradei, Gott erhalte, a nawet Deutschland, Deutschland uber alles), z akompaniamentem surm i rytmicznego tupania. Pan Lajkonik przez jakiś czas wytrzymywał to, ale po dłuższym czasie było to rzeczywiście bardzo denerwujące. Zwłaszcza kiedy pan Ignacy z racji pomocy jednej z sąsiadek przez jakiś czas musiał wstawać rano i wyprowadzać jej pieska, co było w ogóle mało atrakcyjne, a co dopiero po nocy pełnej wrażeń. W związku z tym Krzyżak sobie grabił.
Niechęć pana Lajkonika – i pozostałych sąsiadów – wzmogła się jeszcze, kiedy Krzyżak pozrzucał ich pranie ze sznurków na strychu, żeby powiesić tam swoje płaszcze zakonne, białe z czarnym krzyżem. Miał ich kilkanaście, i zmieniał je chyba częściej niż bieliznę, bo kiedy przechodził po schodach, ciągnął się za nim obłok nieziemskiego smrodu. Przez pewien czas tematem numer jeden między sąsiadami była więc kwestia, czy w średniowieczu znano szczoteczki do zębów, a jeżeli tak, to czy był wtedy jakiś odpowiednik pasty do zębów. Panu Lajkonikowi wydawało się, że nie, ale zamiast pasty (i szczoteczki) Krzyżak używa po prostu do dezynfekcji buzi bakteriobójczego czosnku. Ale mniejsza o to.
Pewnej nocy, kiedy uczta na górze doszła do punktu kulminacyjnego, znękany pan Ignacy zadzwonił wreszcie po policję. Owszem, zjawiło się dwóch panów w błękitnych kurteczkach, którzy przy ogólnym aplauzie sąsiedztwa weszli do mieszkania, ale wyszli z niego sami.
– Zatrzasnął przyłbicę i próbował na nas natrzeć z koncerzem, toporem i kiścieniem – powiedział wyższy policjant – Kolega zna judo, więc go obezwładnił. Leży tam teraz.
– I co, nie zabierzecie go, panowie? Do izby wytrzeźwień, czy też na komisariat? – spytała z nadzieją w głosie sąsiadka (ta od pieska). Popatrzyli po sobie, uśmiechnęli się pod nosem.
– Widzi pani, to nie jest taka prosta sprawa. Razem ze zbroją, mieczem, tarczą, i takimi tam innymi, waży gdzieś tak ze dwieście pięćdziesiąt, trzysta kilo. A my nie mamy pod ręką żadnego dźwigu.
– Za tragarzy nie będziemy robić – dodał niższy – Poleży do rana, to się i uspokoi.
Rzeczywiście, tej nocy z góry nie dochodziły żadne łomoty. O ósmej rano pan Ignacy spoglądając przy porannej herbacie z sokiem malinowym przez okno, zauważył na balkonie coś dziwnego. To Krzyżak, mściwa bestia, wylewał na skrzynki z surfiniami wrzącą smołę. Na ostrzegawczy krzyk pana Lajkonika wycofał się do mieszkania i udawał, że to nie on. Przywrócenie surfinii do stanu poprzedniego zabrało panu Ignacemu czas do wieczora i półtorej butelki rozpuszczalnika. Przy czym po ukończeniu pracy na balkonie, jak słusznie zauważył poeta „zapach niestety był nie ten”.
Następnego dnia pan Lajkonik, wracając ze spaceru w parku, potknął się o dwa nagie miecze, leżące na jego wycieraczce. Wieczorem rozległy się zaś z okna powyżej tony urągliwej piosenki, która zaczynała się mniej więcej tak: Du, Jagello, dummer Konig… I tak potoczyły się dni oblężenia, podstawiania beluard i katapult pod okna i drzwi, wylewania nieczystości, potyczek słownych i na miecze (przy okazji pan Ignacy był zmuszony nauczyć się szermierki), skrytobójczych strzałów z kuszy i wypraw po jeńców (w ten sposób sąsiedzi stracili chomika).
Nie wiadomo, czym by się to skończyło, gdyby nie kobieca intuicja sąsiadki. Pewnej bezsennej nocy podczas sekretnej narady na półpiętrze stwierdziła stanowczo, że trzeba rozerwać błędne koło zbrojeń, i poradzić się fachowca. Po czym następnego dnia wzięła wolne, i zaprosiła na kolację znajomego profesora historii, mediewistę. To była bardzo miła kolacja, w której wzięli udział członkowie rady starszych, z panem Ignacym włącznie. „Może i Krzyżak jest wartościowy” argumentowali, „ale brak Krzyżaka to zdecydowanie mniejsze zło!”. Profesor wysłuchał żalów, stwierdził, że musi porównać wersje, i z białą flagą poszedł na górę. Został tam chyba do rana, bo tej nocy nie dobiegały od Krzyżaka żadne hałasy, tylko pojedyncze, głośniej wypowiadane słowa: „Malbork…. tak, muzeum… sekularyzacja… czyli Prusy Wschodnie… Mniejsze zło… Hohenzollern… no pewnie, że bez celibatu… Opłaciło im się… Lista UNESCO… Dotacje z UE, wie pan, jakie?”
Pomogło – jak ręką odjął. Krzyżak sprzedał zbroję do Desy, zmienił nazwisko z von Jungingen na Młodzieżyński, ogolił brodę, a zamiast wojowniczych pieśni zaczął słuchać Karela Gotta. Widocznie dobrze mu się kojarzył. Po jakimś czasie znalazł sobie towarzyszkę życia, kupił samochód (Volvo Cross Country, ale mocno używane), i wtedy okazało się, że pan Lajkonik i wszyscy pozostali wpadli z deszczu pod rynnę. Wieczorami siadali z sąsiadami na podwórkowej ławeczce – tej niezajętej przez sfrustrowaną młodzież – i pluli sobie metaforycznie w brodę (na plucie niemetaforyczne byli zbyt dobrze wychowani): Że też zachciało im się cokolwiek zmieniać! Że też zdecydowali się na mniejsze zło! Przedtem Krzyżak był uciążliwy, to prawda, ale był jeden, a teraz ? Teraz po całym domu kręci się mnóstwo małych Prusaków!
______
Tekst chroniony prawem autorskim (wszystkie części cyklu o p. Lajkoniku). Opublikowany na witrynie www.kontrowersje.net oraz w ramach bloga www.madagaskar08.blog.onet.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie i przedruk tylko za zgodą autora.
Po pokonaniu licznych przeciwności w postaci uparcie powracajacego nadwymiarowego zdjęcia, Autor z ulgą powitał pojawienie się retrospektywnego wpisu. Wpis pojawił się pierwotnie 14 czerwca 2010 i był odczytywany jako komentarz do (przedterminowych) wyborów, ale poza być może tytułem nie miał z nimi nic wspólnego. Koncept – hmm, czy ja wiem, skąd? ; )))
Czyżbym była pierwsza komentująca ? :))))) śliczne małe prusaczki, trudne do wytępienia….. brrrrrrrrrr
Na pewno nie, tylko ci faceci z BOK wstrzymują dech i pracę serweró, zeby nikt ich nie nakrył jak się zaśmiewają z przygód pana Ignacego :)))))
http://manager.money.pl/strategie/spoty/artykul/prusakolep;przecieral;polskie;szlaki,135,0,341127.html
Śliczny filmik… prusakolep z dżemem śliwkowym w tle i La Kukaracza czy jak to sie pisze :)))
Proszę dokładnie obejrzeć zamieszczony film! Myślę, że zamyka on dalszą dyskusję, gdyż wyczerpuje wszelkie za i przeciw. W ten sposób dzisiejszego Pana Lajkonika mamy z głowy! Mistrzu Quackie, proszę następny odcinek!:)
ha, Mistrzu Incictatusie, to byłby pomysł – wyłapać, skleić do kupy i po problemie : )) niestety w tym przypadku nie ma tak prosto, te Prusaki z opowiadania to raczej potomstwo, mimo że puenta brzmi tak jak brzmi ; )
Mistrzu Quackie, jezuickie zaiste mnie tu argumenta Waszeć podajesz! Prusak brzmi jak prusak, a na prusaki jest Prusakolep, nieprawdaż! C.b.d.o !!:) Dixi!!
PS By uniknąć zbędnych sporów proponuję Prusak zamienić na Karaczan! Mistrz Quackie bez trudu znajdzie nam odpowiedni dlań zakon rycerski i w mig dostosuje doń nowe realia!!:))
Wielce mi szanowny Senatorze, toć oni się właśnie sekularyzowali, może więc byłaby to raczej dynastia Karaczanów niż zakon??? ; )
Nu ładna, to ja już z sybirskim tarakanem sunąć nie będę si!:)
PPS Post uprzedni opublikowany został po mniej więcej jednej minucie! Onet lubi karaczany??
Wyjątkowo mało pokojowa ta bajeczka, nawet jeśli ulubionym miejscem przesiadywania jest ławeczka.
A i owszem, jest parę takich opowiadań lajkonikowo-batalistycznych : ) to i tamto o bałwanach chyba najbardziej. Trochę jak u Mleczki – “w życiu każdego żółwia przychodzi taka chwila, że musi komuś….” ; )
W mordę dać!!:)
Przytomny był Krzyżak…. w porę się sekularyzowali, a wujcio nie zrobił krzywdy i przyjął hołd :)))))
Tak jest, a w dodatku zwróć proszę uwagę na argumenty, jakich użył profesor mediewista – zwłaszcza te finansowe : ) W sumie w opowiadaniu pominąłem metodologię sekularyzacji, ale tak mi się spieszyło do puenty, że… ; )))
prawdę mówiąc lepiej było się sekularyzować niż podzielić los templariuszy… :)))) choć i tak Krzyżacy sprytnie wywiali na pogańskie ziemie :))))
… a profesor mediewista przemawiał nader konkretnie…. jak nie profesor :)))))
I tak to jest gdy trzeba wybierać pomiędzy.:))) Nie wiem dlaczego, ale za Karelem Gotem nigdy nie przepadałam, więc Krzyżak nadal miałby przechlapane..:))) że o prusakach… wrrrr.. Widziałam na własne oczy, jak z sufitu na głowy spadały… Fuj….. Oj, biedny pan Ignacy..:)))
Gottem, no:))) A tak w ogóle, gdy się mieszka w budynku wielorodzinnym, taki mocno uciążliwy Krzyżak zawsze się znajdzie:)))
Ha, ale to prorocze opowiadanie, okazało się niedawno, że u tego sąsiada dokładnie tak się dzieje – prusaki lecą z sufitu, jak się zasłonkę odsunie, błeeee : (
Proponuję zastosować metodę doskonale znaną na Syberii i niezwykle skuteczną! Kiedy tarakany (a tam mają po 5 cm. długości) stają się już tak natarczywie bezczelne, że chleb i sało z garści posilającego się kradną, właściciela domu wyprowadzają się na jedną noc do sąsiadów pozostawiając drzwi i okna na oścież otwarte. Po powrocie nie ma śladu po współlokatorach, pięćdziesięciostopniowy mróz załatwia sprawę szybko i bez hałasu!:) Skorzystaj z doświadczeń wieków!:))
trochę długo by czekać na te mrozy Senatorze :))))… ale metoda pierwszorzędna i nad wyraz ekologiczna :))))
Witam:))) Cierpliwość ponoć nagradzana bywa!:)))
Ooo, doskonała metoda, problem tylko w tym, że u nas ciężko znaleźć minus pięćdziesiąt poza laboratorium, a nawet jakby zostać przy minus dwudziestu, to prusaki jak poczują, że się robi zimno, uciekną wentylacją w cieplejsze rejony : (
Oj Mistrzu, Ty same trudności widzisz! Kupujesz chałupę na Syberii i tym jednym posunięciem rozwiązujesz problem sąsiada z góry, karaluchów i rozsuwania zasłonki!:)))
Mistrzu Incitatusie, to jest salomonowe rozwiązanie! Zaczynam szukać, najchętniej w okolicach Nowosybirska, pod “tajga”, “mrozy” i ewentualnie “tarakany” : ))))
Miałem i ja epizod z prusaczkami – niestety, do zwalczania użyliśmy chemika, a nie mediewistę i akcja zakończyła się sukcesem dopiero po paru latach :(((Hmm… skoro mediewiści są tak skuteczni, to może któryś doradziłby onetowi w sprawie parku maszynowego albo technologii?
A broń Boże, szanowny Tetryku! Zauważ, że prusaki pojawiły się PO wizycie profesora, a w zasadzie w jej efekcie! ; )
Jakoś szczęśliwie mnieominęłe te stworzonak i zaraz udam się do Googla pooglądać ich wybitną urodę:(
Blatella germanica …. czy to nie jest zbyt ładna nazwa dla tych brzydactw ? 🙁 To ja już wolę małe Prusaczęta hasające po okoliach mieszkania pana Ignacego….:))))
Kwaku ? czy ta rodzina się wyprowadziła z posesji do jakiegoś pruskiego Vaterlandu ? bo jakoś nie zdaje mi się, że jeszcze coś o nich było….. :))))
Aaa, masz rację. Dzieci pana M. lepiły bałwany w opowiadaniu o walce z bałwanami – a po zakończonej bitwie stwierdziły, że tak było fajnie, że następnego dnia ulepią nowe! : )))
Dobranoc:)))
To ja też dobranoc, ale taka warunkowa. Znaczy, może jeszcze zajrzę raz. Albo dwa ; )))
Warunkowa dobranoc to ciekawa koncepcja! :))
Warunkowa, bo zależna o paru warunków tu na miejscu. Teraz już zupełnie bezwarunkowo – dobranoc!!!
Troszkę się zadumałam, bo odszedł Jan Suzin….. piękny głos i uśmiech, niewątpliwa elegancja….. ach, tak to jest …
Całkiem bezwarunkowo zapaliłam lampkę, a powinnam życzyć jak kolonista ” karaluchy pod poduchy “? Tylko nie wiem czy karaluch to to samo co prusak :)))))) Dobranoc….
ps…. sprawdziłam, blisko ale nie to samo …. blatta orientalis, paskudztwo większe od prusaka :((
Dzień dobry:))))) Jak dobrze wstaćSkoro świt,Jutrzenki blaskDuszkiem pić,Nim w górze tam,Skowronek zacznie tryl,Jak dobrze wcześnie wstaćDla tych chwil!Gdy nie ma wadWspaniały, piękny świat,Jak dobrze wcześnie rano wstaćWiosną lat….!.