Odwiedziło nas

  • 1 934
  • 118 539
  • 82 895

Kalendarz

sierpień 2011
P W Ś C P S N
« lip   wrz »
1234567
891011121314
15161718192021
22232425262728
293031  
Nie możemy wyświetlić tej galerii.

Slideshow

Nie możemy wyświetlić tej galerii.

Lajkonik i świat nieocalały

Pan Ignacy Lajkonik spoczywał na pasiastym leżaku, pamiętającym jeszcze czasy jego dzieciństwa. Prawdę mówiąc, obzieleniał się bezwstydnie, ale ponieważ pogoda temu sprzyjała – nie miał z tego powodu żadnych wyrzutów sumienia. Spikerzy w telewizji podczas prognozy pogody z grobowymi minami pytali „czy lato jeszcze do nas wróci?”, ale tam, gdzie przebywał pan Ignacy, czyli w domu pani Moniki (i okolicach) od ponad tygodnia panowała piękna, słoneczna pogoda. Dlatego też obzielenianie się pana Lajkonika było nader metaforyczne, a gdyby chcieć użyć właściwego koloru i czasownika, powinno się powiedzieć, że pan Ignacy pięknie brązowieje.

Chociaż brąz na panu Lajkoniku robił się coraz wyraźniejszy, a opalanie ponoć nie jest zdrowe, pan Ignacy nie ruszał się, chłonąc każdym porem słoneczne światło i ciepło. Uwielbiał to robić, i wcale nie ze względu na opaleniznę, a przede wszystkim, jak sam zwykł był mawiać „żeby podładować baterie” przed krótszymi dniami, które czekały go jesienią i zimą. Słońce powoli wędrowało swoją zwykłą trasą, łaskocząc od czasu do czasu pana Lajkonika, który w końcu przeciągnął się na leżaku, myśląc leniwie, jak przygotować się na przyjazd pani Chandry. Pani C. została w mieście, żeby załatwić jeszcze parę spraw, ale obiecała przyjechać na weekend do pani Moniki, a nawet wydłużyć sobie go nieco (weekend, oczywiście!), chociaż akurat tym razem nie było na podorędziu żadnego święta, które by takie wydłużenie uzasadniało.

I leżałby tak zapewne do teraz, gdyby nie jego siostra. Pani Monika odznaczała się jedną szczególną cechą, a mianowicie potrafiła zawsze znaleźć każdemu jakieś zadanie do wykonania. A już widok dowolnej osoby spoczywającej bez ruchu na leżaku w jej gospodarstwie powodował błyskawiczną reakcję – nawet kiedy tą osobą był jej rodzony brat i to na prawach gościa. Nie inaczej stało się i tym razem. Pani Monika pojawiła się przy leżaku z szybkością kuli bilardowej, wbijanej pod ostrym kątem przez mistrza tego szlachetnego sportu.
– Ignacy… – zagaiła czule – mam ogromną prośbę. Czy zechciałbyś chwycić w dłoń wąż ogrodowy, gumowy, z oplotem krzyżowym i końcówką zraszacza i przynieść ulgę tym biednym roślinkom?

Pan Ignacy mimo wieloletniego doświadczenia dał się złapać na haczyk. Złóżmy więc na karb jego rozleniwienia, że zanim zdążył się zastanowić, już zapytał siostry:
– A którym mianowicie roślinkom?
Nastąpiło zacięcie i poderwanie wędki, pani Monika rzuciła w odpowiedzi:
– wszystkim w zasięgu wzroku!
A pan Lajkonik mógł już tylko metaforycznie zatrzepotać jak wyciągany z potoku pstrąg, a niemetaforycznie – westchnąć, wstać z leżaka i ruszyć w kierunku węża. Spróbował jeszcze odwrócić się do siostry z pytaniem:
– A automatycz… – ale nie zdążył dokończyć, kiedy pani Monika z granitową pewnością odpowiedziała:
– Ależ żaden automat nie zrobi tego tak szczegółowo i dogłębnie, jak ty, drogi Ignacy! Co wskazywało, że odpowiedź na to pytanie miała przygotowaną z góry, a więc przewidziała je już wcześniej, co z kolei nie pozostawiało panu L. żadnego wyboru.

Chwycił więc dziarsko w dłoń końcówkę zraszacza, ze całego serca usiłując się poczuć jak dzielny rycerz, niosący ulgę roślinkom (udało się mu to tylko częściowo) i odkręcił kranik. Z węża (gumowego, z oplotem krzyżo… itd., itp.) wytrysnął szumiący prysznic, który zrosił srebrnymi kroplami trawę. A potem grządki warzywne i krzaczki porzeczek, jako że pan Ignacy bardzo lubił aliteracje i im udzielił pierwszeństwa w podlewaniu. No a potem to już poszło – pędy fasoli i groszku, kwiatowe rabatki, trawnik wschodni i południowy… Pan Lajkonik, nucąc sobie pod nosem piosenkę o dziewczynie z Ipanema, która to (melodia, nie dziewczyna) chodziła za nim od jakiegoś czasu, metodycznie polewał kolejne części ogrodu, a wąż za nim rozwijał się stopniowo, długi, cętkowany i kręty. Aż doszedł nasz bohater do nieco zapuszczonej części ogrodu, gdzie kamienna podmurówka nieistniejącej już stodółki zarośnięta była ostem, pokrzywami i innymi, bliżej niezidentyfikowanymi chwastami. „Jak podlewać wszystko w zasięgu wzroku, to bez wyjątku!” pomyślał pan Ignacy i skierował perlisty strumień prosto w zarośla.

http://tnij.org/ipanema

– Stop! Stoop!! STOOOP!!! – zabrzmiało z zarośli dziwnie cienko. Pan Lajkonik czym prędzej przerwał, lecz węża trzymał, ponieważ zwykł był reagować na podobne desperackie krzyki, wszystko jedno, czy brzmiące sopranem, czy senatorskim basem. Pokrzywy poruszyły się, rozchyliły… i wyłonił się spośród nich dżentelmen o wzroście krasnala ogrodowego i podobnej powierzchowności. Jednak krasnale ogrodowe nie ubierają się w garnitury od Cluissarda, nie noszą skórzanych aktówek, a nade wszystko nie załamują rąk w geście Jeremiasza bolejącego nad upadkiem Jerozolimy. Pan Ignacy, chociaż niejedno już w życiu widział, przetarł oczy.

Miniaturowy elegant podbiegł do pana Lajkonika, trzęsąc się z irytacji, pomieszanej ze strachem, ponieważ nie sięgał mu nawet do połowy łydki. Zadarł głowę do góry i wrzasnął na całe gardło, co nie zmieniało faktu, że głos miał cienki:
– Co pan najlepszego robi?
Wrodzona uprzejmość pana Ignacego wzięła górę nad zaskoczeniem i wyjaśniającym tonem odpowiedział:
– Ależ proszę pana! Od tygodnia nie spadła kropla deszczu, podlewam więc…
– Pan sobie podlewa, a nam archiwum zaczyna pływać! – zdenerwował się malec – Plan zajęć szlag trafia! Kadry się rozłażą w poszukiwaniu suchego miejsca! Dez-or-ga-ni-za-cja, ot, co! Sześciosylabowe słowo z tego pańskiego podlewania powstaje!!!

Pan Lajkonik poczuł, że upał i nieskomplikowane w gruncie rzeczy podlewanie obniżyły mu chwilowo IQ do poziomu, na którym – żeby cokolwiek wytłumaczyć – trzeba sięgać do samych podstaw. Przykucnął więc i zażądał wyjaśnień. Kogo mianowicie podlewa, jakie archiwum, co za zajęcia i czyje właściwie kadry? Jego mały rozmówca odął się cały, poczuwszy, że znajduje się w centrum uwagi pana Ignacego. Odęcie sprawiło, że stał się nieco podobny do Pana Ropucha z Ropuszego Dworu – tak rozmiarami, jak i aparycją. Głos mu zmężniał i przez jedną, jedyną chwileczkę mały człowiek wydawał się całkiem duży.

– Podlewa pan, szanowny panie, nasz ośrodek władzy. Nasze państwo. Naszą młodą Biurokrację! – tu maluch ukłonił się z czcią. – Ale co ja będę panu opowiadał, to trzeba zobaczyć! Pan pozwoli głębiej – chwycił pana Ignacego za pasek od sandała i pociągnął za sobą przez pokrzywy. – Nie syczeć mi tu, nie narzekać – gderał po drodze – Per aspera ad astra, drogi panie, a tych parę bąbli panu nie zaszkodzi, na reumatyzm doskonale pomaga… O, i już jesteśmy! Proszsz… Pan będzie uprzejmy wziąć numerek i zaczekać.
Pan Lajkonik, zupełnie zdezorientowany, rozejrzał się naokoło. Jak okiem sięgnąć, ciągnęły się przed nim równe szeregi malutkich biurek, część za prowizorycznymi przepierzeniami, w których wykrojono małe okienka, część stojąca swobodnie, inne znów w boksach. Za nimi siedziały – lub przemykały pomiędzy – małe postacie, przypominające panaignacowego przewodnika… który, wcisnąwszy w dłoń pana L. karteczkę z numerem 134, zniknął gdzieś.

Pan Ignacy nieco bezradnie rozglądał się wokoło. Mimo że rozmiarami wielokrotnie przewyższał każdą z małych istotek, wydawały się go nie zauważać, pogrążone w przeglądaniu miniaturowych teczek, konsumujące maciupkie kanapki lub podążające dokądś zaaferowanym kroczkiem. Na wyświetlaczu z mikroskopijnych żarówek co jakiś czas pojawiały się liczby – 95… 96… 97… a po każdej zmianie dzwonił dzwonek. Pan Lajkonik dopiero po chwili pojął, że jeszcze parę chwil, jeszcze momencik… a wyświetli się numer, który trzymał w dłoni. No, nareszcie! Świetlna tabliczka pokazała „134”, zadzwonił dzwonek, a pan Ignacy usłyszał „Następny proszę!”. Pochylił się w kierunku tego głosu i ujrzał swojego przewodnika. Mały człowieczek uśmiechał się od ucha do ucha, wykonując zapraszające gesty dłonią. – Proszę usiąść, a ja już wyjaśniam, gdzie jesteśmy i co tu się dzieje – powiedział, co pan Lajkonik odebrał jako słaby pisk. Maluch odchrząknął więc i włączył nagłośnienie.

– Teraz pan słyszy? Tak? To świetnie. Proszę pana, jesteśmy w najlepszym z możliwych światów, w którym panuje ustrój doskonały – biurokracja feudalna. Ja tu jestem dziedzicznym dyrektorem departamentu, Andrzej Ugiasz, bardzo mi przyjemnie… Po mojej prawej widzi pan nasze najlepsze kadry, przyszłych władców tego świata – biurokratów czystej krwi. Nie podejmą żadnej decyzji bez konsultacji z przełożonym, są mistrzami w przekładaniu terminów, a co najważniejsze – tu znacząco podniósł malutki palec – potrafią wszystko uzasadnić odpowiednim przepisem. „Dajcie mi człowieka, a ja już znajdę paragraf”, oto ich motto! Tam zaś – wskazał pogardliwie na lewo – widzi pan biurłaków. Co oni robią? Otóż, proszę pana, nie robią nic. To kasta poddanych, ot, mięso armatnie, idealne, kiedy chce pan na kogoś zwalić odpowiedzialność. W tym zamkniętym boksie nieco z tyłu trzymamy stado dzikich pieczątkowców. Co? Zna je pan już? No tak, wiedziałem, że wizyta reżysera Wojtyszki nie pozostanie bez konsekwencji… Na co pan tak patrzy? Na tę małą? Hm, prawda, jest na co popatrzeć, jak pan chce, mogę panu pożyczyć szkło powiększające, hehe, ale też to całkiem apetyczna biurewka…

Pan Ignacy nie wytrzymał.
– Ale… po co to wszystko?!
– Drogi panie, pan pyta o sens życia? – zdziwił się pan Andrzej – my tutaj mamy całkiem szczytny cel: dostarczać wykwalifikowane kadry do pańskiego świata. Jesteśmy prawdziwą kuźnią, nieprawdaż, biorąc pod uwagę, jak wielu z nas udaje się co roku wyrosnąć na wielkich biurokratów! Lato się kończy, nadchodzi jesień, dojrzewamy, rośniemy, aż jesteśmy pana wielkości… Wtedy możemy zasilać urzędy, samorządy, instytucje… Naszych absolwentów znajdzie pan praktycznie wszędzie. Teraz pan rozumie? Co pan… Dokąd pan idzie?
A pan Lajkonik zrobił w tył zwrot i ruszył przez osty i pokrzywy, nie zważając na kolce i parzące włoski. Co było prawdziwym heroizmem.

http://tnij.org/walkirie

A kiedy znalazł się z powrotem w rozświetlonym słońcem ogrodzie pani Moniki, podniósł ogrodowego węża i otworzył końcówkę na pełen regulator. Fala krystalicznie czystej wody runęła w zarośla, z których podniósł się chóralny pisk protestu. Pan Ignacy nie zważał jednak na piski i krzyczki, tylko polewał, wymywał i wypłukiwał zawartość chaszczy, aż umilkł ostatni wrzaszczek. Wtedy nasz bohater odsapnął i pomyślał sobie: „Świata się w ten sposób nie ocali, bo maszynie na wielkie Be, jak kosmos kosmosem, nikt jeszcze nie dał rady. Ale jak już ma nie ocaleć, to niech przynajmniej nastąpi to jak najpóźniej!”

Po czym w poczuciu dobrze spełnionego obowiązku powrócił na leżak, planować powitanie pewnej pani o bardzo egzotycznej urodzie.
________________

Tekst chroniony prawem autorskim (wszystkie części cyklu o p. Lajkoniku). Opublikowany w witrynie www.kontrowersje.net oraz na blogu www.madagaskar08.blog.onet.pl . Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie i przedruk tylko za zgodą autora.

88 komentarzy Lajkonik i świat nieocalały

  • Quackie

    Dzień dobry. Oto najnowsze opowiadanie, które jest zarazem niechlubnym rekordem, ponieważ powstawało na raty przez jakieś dwa tygodnie, a gdybym był megalomanem, powiedziałbym, że wszystkie niepomyślne okoliczności sprzysięgły się specjalnie, by ono nie powstało. Jeszcze zdaje się muszę poprawić linki do muzyki… i proszę czytać i słuchać : )

    • ~Jasmine

      Witaj Quackie.:)))Zanim przeczytam muszę… Nareszcie jest!!!:))) Ważne, że się udało okoliczności niesprzyjające pokonać i Pan Lajkonik Dzięki Tobie do nas powrócił.:)))

      • Quackie

        Hm hm, w ogóle patrzę, że przez wakacje się, eufemistycznie mówiąc, nie przemęczałem… Zakładając, że wakacje zaczęły się gdzieś w maju… A teraz czytać proszę!

        • ~Jasmine

          Tak na gorąco to… Podziw mój dla Pana Lajkonika rośnie. Podlewając dziś ogród nie zapomnę o mało uczęszczanych w nim miejscach. A nuż i u mnie gdzieś w zakamarkach kryje się biurestwo jakiegoś A.Ugiasza? Spróbuję nie słyszeć krzyczków i pisków, które jak mniemam również moich uszu, jak i Pana Ignacowych, nie oszczędzą. Mientka jestem i żal by mi zrobić mogło.W walce z biurestwem trzeba zdobyć się na heroizm! Nie przestraszą nas pokrzywy! Bierzmy przykład z Pana Lajkonika jak zwyciężać mamy! Wszyscy możemy być Herkulesami! HOWGH!

        • ~Jasmine

          PS: Bardzo spodobało mi się określenie “obzieleniać się bezwstydnie”.:))) Jeśli pozwolisz to zacznę używać.Pozdrowienia dla Pani Moniki!Czekam na powrót Pani Chandry, stęskniłam się.:)

          • Quackie

            Aż się sam zastanowiłem i przekierowałem pytanie do Taty Quackie, ponieważ obzielenianie się wyniosłem z domu rodzinnego. Tata powiedział, że to jest jedno z “ich” określeń/ powiedzonek z czasów studiów, czyli Warszawa, koniec lat 60′ XX w. Nic więcej nie potrafię powiedzieć na ten temat : )

            • ~Jasmine

              Kojarzy mi się, chyba słusznie, biorąc pod uwagę leżaczek, słoneczko i nicnierobienie, z leniuchowaniem, pozytywnym, bo ma kolor zielony.:) A jako takie nie ma prawa wzbudzać wyrzutów, nawet sumienia.:) Przy okazji można zbrązowieć, co, jeśli bez przesadyzmu, też miłe jest, zwłaszcza, że powiązane z ładowaniem akumulatorów na zimę..:)

    • ~wiedźma

      :)))) ale jest pan Ignacy i to wyjatkowo zdeterminowany…. nawet obzieleniać się przestał :)))))

  • ~pan.

    Hmm, cóż za zbieg okoliczności.I mnie chodzi po głowie historyjek kilka, w których niepoślednią rolę odgrywaja skrzaty. Co prawda nie o biurokracji by to była piosenka.Zgodzę się, że biurokracja to prawdziwa stajnia…wiadomo kogo. Jedyne, co mi zgrzyta w pysznej opowiastce,niczym pestka w konfiturach, to to , że siostra tak zdaje się nie pasować do brata. Aleć może to siostra nierodzona tylko jakaś mniej bliska? :)Chociaż z drugiej strony, walka z przyrodą, a taką walką jest praca na roli, czy w ogrodzie, czyni z każdego człeka twardziela i satrapę.

    • Quackie

      Dzień dobry : ) Od kiedy kandydat Krasnoludków i Gamoni zdobył w Warszawie więcej głosów od posła narodowców, przyglądam się im (krasnoludkom) z uwagą. A co do siostry, to dokładnie tak – życie na tzw. wsi równa się ciągła robota, bo zawsze jest coś do zrobienia, jak nie w domu, to w ogrodzie, jak nie w piwnicy, to na strychu, jak nie skosić, to podlać. Czego miałem okazję być świadkiem w trakcie wakacji.

    • ~Jasmine

      Witam Pana.:)))Ośmielam się stwierdzić, jako jedna z czwórki dzieci mych rodziców, że pomiędzy rodzeństwem zupełnie naturalne są jeszcze większe różnice. Nie tylko charakterologiczne, wizualne takoż.:)

  • Incitatus

    Dzień dobry:))) Szanowny Autor znowu mnie zaskoczył. Cóż za znakomita znajomość tematu….Acan czasem tak jakoś szybko jesienią nie wyrósł??:)

    • Quackie

      Dzień dobry. Oj, nie, to raczej znajomość na zasadzie dogłębnej wiedzy o tym, na co się ma alergię, i to taką solidną. Zresztą było już na podobny temat, ale inaczej, w opowiadaniu o wielkim zjeździe.

  • ~all_a

    Bry:))) Super p.Q, mam nadzieję, że woda dostatecznie lodowatą była, prosto z górskiego strumienia /potoku/, na ten przykład:)))? Oczywiście, nie życzę biczów takową – kwiatom na rabatach, a nawet pokrzywom, z których doskonałe sałatki można przyrządzać, sok popijać, a najlepszy jest z nich nawóz pod wszystkie rośliny uprawne:)Pan Ignacy może tak długo na słoneczku obzieleniać się?? :))) Bo ja uwielbiam na świeżym powietrzu przebywać, a nawet godz wylegiwać, ale w pełnym słońcu, to jedynie wczesną wiosną:)))Aaa.. wędkarstwo – p. Monika opanowane bezbłędnie miała:)))

    • Quackie

      Hej. Woda bodajże z własnej studni, całkiem wystarczająco zimna, ale i ciśnienie gra rolę, bo na niektórych sam zimny prysznic nie działa.Pokrzywy i osty to wytrzymałe rośliny, szczególnie takie dobrze zapuszczone, co tworzą własny gąszcz, posplatany i zdrewniały częściowo, wytrzymają niejedno, nawet kosę spalinową (przećwiczone w praktyce mimo braku domku), więc woda z węża nie jest dla nich specjalnym problemem : )Pan Ignacy może na słoneczku długo, całkiem jak wielki, leniwy kocur : ))) Wędkarstwo pani Moniki zaczerpnięte zostało z rzeczywistości. Niejednej rzeczywistości!

      • ~all_a

        Oj, wytrzymałe. I co im tam kosa, spróbuj wyplewić, a raczej wykarczować. Walka z wiatrakami, ale i tak z dwojga złego mniej uciążliwe niż nornice czy te z pięknymi oczami:))) No i można je wykorzystać jeśli ma się czas i chęci, oczywiście. Pan Ignacy ma coś z Autora, że zapytam mało dyskretnie:))))O, a wątek p.Moniki proszę rozwinąć. Zapewne interesujący niezmiernie będzie:)))

        • Quackie

          Tak podejrzewam, że jedynym powodem, dla którego pani Monika tolerowała obecność chaszczy na swoim terenie, była możliwość jakiegoś ich wykorzystania w gospodarstwie : ) jako nawóz czy coś.Pan Ignacy ma z Autora tyle, że Autor też się lubi obzieleniać, natomiast niekoniecznie tak na słońcu, jako że Autor jest dość jasnej karnacji i musi uważać, żeby nie opalić się na prosię.A zdolności wędkarskie pani Moniki pochodzą naprawdę od licznych pań, z którymi Autor się zetknął, w tym Mamy Quackie, Pani Quackie, Teściowej Quackie… Dalej chyba nie muszę wymieniać? Autorskim wkładem jest natomiast wyrafinowana i słodziutka forma takiej podpuchy, bo w rzeczywistości jakoś tak słodko nie chce bywać : )

  • ~Tetryk56

    Witam obu Panów – pana Lajkonika i pana Autora, obu zarówno współczując haczyków w ustach :))A dyr. Ugiasz przypomniał mi starą zagadkę:Jak się nazywa żona Herkulesa?Wiadomo – Frau Kules!

  • ~wiedźma

    Świeżo mi bardzo zabrzmiało to obzielenianie sie :)))) Dalekie echo Osieckiej ? :))

    • ~wiedźma

      .. ale tak naprawdę nurtuje mnie pytanie … jak się namnaża ta biurokracja feudalna ?: przez pączkowanie ? in vitro ? jeszcze inaczej ? :)))))

    • Quackie

      Ach, właśnie nieco wyżej wyjaśniałem Jasmine, że obzielenianie się wzięło się z czasów studenckich Taty Q., czyli z końca lat 60′ XX w. w Warszawie – czyli faktycznie jakieś echo Agnieszki Osieckiej mogło dojść do kręgów, w których Tata się obracał (Agnieszki O. nie znał osobiście, to akurat bym wiedział, gdyby).

      • ~wiedźma

        Stan nasz Nadzwyczajny mógłby tę kwestię rozstrzygnąć….. :)))

        • Quackie

          Dlaczego właśnie Stan? Proszę mnie uświadomić!

          • ~wiedźma

            Bo Stan o Agnieszce Osieckiej wie wszystko, a mieszkał swego czasu na Żoliborzu :)))))

            • Incitatus

              Tylko że się ostatnio niezwyke intensywnie obzielenia! Jak to Stan!:))

            • ~all_a

              A na pewno zna b.dobrze twórczość p.Agnieszki, jak nikt z nas, chociaż również Ją b. lubimy:)

            • ~starsza_pani

              Wiedźminko, Stan raczej mieszkał bliżej Osieckiej, gdzieś około Saskiej Kępy:))) Ciekawe, czy śpiewać Osiecką też potrafi?:)

              • ~Irek z Włoszczowej

                Jestem pewien, że tak. Kumpel w wojska mieszkał w tej samej klatce schodowej co pewna zanana artystka i tak się do niej upodobnił, że dostawał okresy w jej terminach. Nawet klimakterium przechodzili w tym samym czasie. A artystka z kolei dostała dostojna brode, z nitkami makaranu 4 jajecznego. Wypisz wymaluj jak kumpel.I co najdziwniejsze oni się w ogóle nie znali.No ale to było stare budownictwo.

                • ~starsza_pani

                  Ireczku, ja wszystko rozumiem, bo nie takie cudeńka zadziwiały świat. I dlaczego makaron był tylko 4 jajeczny? Po 6 lub 8 byłyby większe JAJA. Nie sądzisz? 😉

                • ~Irek z Włoszczowej

                  Przepraszam, ale wrodzona kultura, nie pozwala mi podjęć tematu jaj. A i Szanownej sugeruję ostrozność przy poruszaniu sie wokół tego tematu.A dlaczego, odpowiedż daje piosenka, do której link pewnie wskaże Jaśminka ” Tak się zaczęło a jak skończy sie nie wiem….”

                • ~Jasmine

                  Nie wskaże, za mało danych Markizie. Szlagier jej nie znany.:(

                • ~Irek z Włoszczowej

                  To ja Ci zanucetak się zaczęło aaa…aaa,a jak..lalalala. Kapujesz?

              • ~all_a

                Właśnie na Saskiej:))) Dzielnica panów K strasznie mi nie pasowała, ani do Stana, ani do p.Agnieszki:)))

              • ~wiedźma

                Witaj milcząca Pani…. oczywiście masz rację, to była Saska Kępa. :)))..

      • ~Jasmine

        Uprzejmie informuję, w przerwie meczu towarzyskiego na szczęście, naszych siatkarzy, że do Zielono mi, do którego sznurek podałam powyżej, tekst napisała Agnieszka Osiecka.:)

  • ~wiedźma

    Dobranockowo i w temacie:)http://www.youtube.com/watch?v=bGipVJhZtEc

  • Quackie

    To ja już tylko na koniec informacyjnie – do niedzielnego wieczora będę nieobecny raczej. Dobranoc

  • ~Lukrecja

    Witajcie kochaniTutaj jest godzina 16:05Goraco – nie ma polskich liter.Co mi sie rzucilo w oczy. Nie nalezy podlewac zimna woda roslin w goracy dzien. Bo maga doznac szoku termicznego i zwiednac. Gdyby pan Lajkonik to wiedzial, siedzialby dalej na lezaku i nie podlewal biurokracji feudalnej. I nie trzepotal jak zlowiony pstraghttp://www.youtube.com/watch?v=NF9DrUXowBo

  • ~all_a

    Dzień dobry.. jak dobrze wstać.. w piątkowy poranek :)))

    • ~wiedźma

      Dzien dobry….. a ja miałam noc Walpurgii omalże…. burza jakiej w tym roku jeszcze nie było.:Mój zwierzyniec był spłoszony…..

  • ~Incitatus

    Dzień dobry:))) No cóż, mnie do poniedziałku też nie będzie, najmłodszy wkracza w sobotę na drogę ojców, dziadów i pradziadów:)))

    • ~all_a

      Szczęścia i pięknej pogody, coby życie pogodnym i harmonijnym było – to Młodej Parze, a Panu Panie Senatorze kondycji do tańca, a grosza na oczepinach nie żałuj:))) PS Hmm, a Rodzic zrzuca się też? Nie pamiętam:)))

    • ~wiedźma

      Wszystkiego najlepszego młodej Parze….. pogody ducha, wspólnych pragnień, ciepłego domu i duuuużo szczęścia we wszystkim… :))*

  • ~Jasmine

    Dzień Dobry.:)))

  • ~Jasmine

    By komunikowali, że czekają na reakcję ileś tam minut. A tak…to najpierw myślę, że już i tak nie przeczytają a potem, że szkoda, że nie życzyłam, nie pozdrowiłam i takie tam… Nic to, jakoś przeżyję a następnym razem zaryzykuję, że litery mi się zmarnują, bo do skierowanych nie dotrą.:(

    • ~Jasmine

      PS: U Was też pogoda taka, że pozbawia dostaw prądu? U mnie na szczęście po kilku godzinach oddała. Dwa drzewa wyrwane z korzeniami, poza tym nic złego się nie stało. Tylko te odgłosy, znowu mruczy, wyraźnie ze złością… Straszy skubana!Na wszelki Dobranoc? Nie! Jeszcze za wcześnie! Będzie dobrze! Czego i Wam życzę!.:)))

  • ~wiedźma

    Po nocnej burzy pogoda zmienna i wietrzna…. nie kipię dziś energią niestety 🙁

  • ~all_a

    Nooo cooo?? We trzy zostałyśmy na Wyspie?? I kogo mamy czarować?? :))))

    • ~Jasmine

      Witaj Skowroneczku.:))) Ja jednym okiem i uchem, pozostałe kieruję za okno. Przetoczyło się nad nami trzy razy. Raz dopadło mnie na dworze. Już na samą myśl o burzy uciekają aż się kurzy! , to o mnie.:))) Zabezpieczyliśmy wszystko co się dało i czekamy na jutro. Podobno ma się uspokoić. Czego wszystkim w podobnej do mojej sytuacji życzę.:)

  • ~all_a

    Podróżującym szerokiej i bezpiecznej drogi, nocnym Markom miłych rozmówców lub interesującego czytadła, znużonym odpoczynku, a w ogóle to kolorowych snów i radosnego przebudzenia.. Dobranoc:)))

  • ~Jasmine

    A po nocy przychodzi dzień,A po burzy spokój…http://www.youtube.com/watch?v=NzPnUqCtFko&feature=relatedI tym miłym akcentem, z nadzieją na lepsze jutro…Dobranoc.:)))

  • ~wiedźma

    A po najdłuższym dniu zaczyna się noc oświetlona także moją lampką….. dobranoc:)))

Leave a Reply to ~all_a Cancel reply

You can use these HTML tags

<a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <s> <strike> <strong>