Odwiedziło nas

  • 1 213
  • 117 818
  • 82 895

Kalendarz

sierpień 2011
P W Ś C P S N
« lip   wrz »
1234567
891011121314
15161718192021
22232425262728
293031  
Nie możemy wyświetlić tej galerii.

Slideshow

Nie możemy wyświetlić tej galerii.

Rzecz o metodzie

Zacni obywatele miasteczka Pomroki Jasne, położonego jakże pięknie u stóp Beskidu Półwyspowego, od zawsze szczycili się swoimi metodami wychowawczymi. Dzieci, określane przez owych obywateli zawsze mianem “potomstwa”, uchodziły w całym powiecie, a nawet w województwie (sic!) za najlepiej wychowane: najgrzeczniejsze, ciche, posłuszne i chętnie pomagające w większości uciążliwych prac domowych (nie mówiąc o własnych pracach domowych, zadawanych w szkole – i w ogóle o stopniach, które zapewniały co roku Pomrokom Jasnym nagrodę kuratora dla szkoły z najwyższą średnią).

I tak płynęło życie w małym miasteczku, w którym grzeczne dzieci wyrastały na zacnych, troszczących się o swoje mienie i potomstwo obywateli, oczywiście jeżeli nie wyjechali wcześniej do miasta wojewódzkiego albo wręcz do stolicy. Ci jednak zazwyczaj nie wracali do Pomroków, a jeżeli je odwiedzali – to z rzadka i niechętnie. Jeśli zaś odwiedzali je z własnymi żonami i dziećmi, dla wszystkich było jasne, że wychowanie tych dzieci pod każdym względem ustępuje wychowaniu miejscowego, pomrockojasnego potomstwa.

Aliści pewnego szczególnie deszczowego lata zacni pomroczanie stanęli przed problemem, który ich przerastał. Otóż na Rynku, naprzeciw Ratusza, stał od niepamiętnych czasów, czyli gdzieś od połowy XIX w., pomnik Gaspara de Chvendal, francuskiego nauczyciela, przybyłego na te tereny z armią napoleońską i osiadłego tu na stałe po klęsce Cesarza pod Moskwą, którego rewolucyjne metody, starannie kultywowane przez pomroczan, doprowadziły po wielu pokoleniach, mimo powstań i wojen, do tak rewelacyjnych wyników.

Być może sprawiły to właśnie inkryminowane deszcze, może jakiś tajemniczy składnik odchodów pojawiających się od pewnego czasu nad Pomrokami kapcanów wędrownych, a może przyczyna była inna – dość, że rzeczony pomnik zaczął pokrywać się nieprzyjemnym dla oka i nosa nalotem. “Śniedź!” pomyśleli sobie zrazu zacni ojcowie miasta, ale żaden z wezwanych konserwatorów, ludwisarzy, ślusarzy, a nawet – o zgrozo! – znachorów i wiedźminów nie był w stanie poradzić sobie z problemem. W ruch szły specjalistyczne szczoteczki i ściereczki, pędzle i szmatki, za pomocą których oczyszczano, polerowano i wcierano w pomnik najróżniejsze pasty, smary, konserwanty i nabły(za przeproszeniem)szczacze.

Nic z tego. Mijały dwie, trzy godziny, w przypadku najskuteczniejszego środka około pięciu – i tajemniczy, a obrzydliwy nalot pojawiał się znów i rósł, by w końcu pokryć pomnik gęstym kożuchem. Po trzech tygodniach burmistrz, imć Korneliusz Patzan, wystawił złożoną ze strażników miejskich całodobową wartę na trzy zmiany, wiedziony podejrzeniem, iż to sprawka nieprzychylnych ludzi. Strażnicy jednakże nie zauważyli nic, wzywani specjaliści najpierw próbowali przeróżnych środków zaradczych, a potem rozkładali bezradnie ręce, zaś pomnik roztaczał wokół siebie nieprzyjemną aurę – dosłownie i w przenośni.

I wtedy właśnie, gdy w książce telefonicznej, na żółtych stronach, w dziale “Konserwatorzy” (ale także w działach “Medycyna niekonwencjonalna”, “Parapsychologia”, “Radiestezja” oraz “Różne”) zabrakło już nazwisk i numerów, do miasta przybył, jakżeby inaczej, tajemniczy przybysz. Z tym, że wcale nie był tajemniczy, nie starał się także roztaczać wokół siebie atmosfery sensacji, sekretu i Strefy 51. Wręcz przeciwnie, przyjechał odrapanym, dymiącym z rury wydechowej smażalnią frytek mikrobusem marki Volkswagen, wprowadził się do hotelu “U Kacpra” i już pierwszego wieczoru nadużył piwa w stopniu znacznym, czemu dał wyraz, śpiewając na cały głos sprośne piosenki.

Te popisy wokalne zaprowadziły go jednak nie do Miejskiego Domu Kultury, a do aresztu. Następnego dnia strażnicy ustalili, że aresztowany pod zarzutem zakłócania ciszy nocnej i moralności publicznej Janusz Henszon, lat 58, wzrost 195 cm, waga 135 kg, postury drwala z długą, siwą brodą, jest wędrownym rzemieślnikiem, spędził ostatnie kilka lat w Finlandii, sam określa siebie jako “złotą rączkę” i żąda rozmowy z burmistrzem. Początkowo komendant straży nie chciał się na to zgodzić, ale gdy przybysz szepnął mu do ucha dwa słowa, zbladł i bez słowa skinął głową.

Burmistrz Patzan przygotowywał się właśnie do odparcia ataku opozycyjnych radnych podczas sesji Rady Miasta (Temat sesji? Od kilku tygodni ten sam!), kiedy do jego gabinetu wkroczył dostojnie (na tyle, na ile pozwalał mu katzenjammer) olbrzymi, brzuchaty Janusz Henszon, poprzedzany przez lekko rozdygotanego komendanta straży miejskiej. ­- Słyszałem, że macie problem z tym tam… – olbrzym machnał za siebie niedbale dłonią – pomnikiem? Burmistrza zatkało. Jako człowiek przyzwyczajony do dobrze wychowanego potomstwa nie wyobrażał sobie, że ktoś mógłby w ten sposób wtargnąć w jego życie. Zwłaszcza to zawodowe. I to poza kalendarzem spotkań i protokołem! Z drugiej strony jednak, jeżeli miało to pomóc w sprawie nieszczęsnego pomnika… Korneliusz Patzan odchrząknął i zażądał wyjaśnień.

Blisko dziesięć godzin później brodaty brzuchacz miał powtórzyć te same wyjaśnienia przed ścisłym gronem, do którego weszło kilku co znaczniejszych radnych koalicyjnych, burmistrz z wiceburmistrzem i lokalny biznesmen. Z grona tego – na zdecydowane żądanie burmistrza Patzana – wykluczono księdza prałata. Jak się miało okazać – nader słusznie!
– Panowie – zagaił burmistrz – przedstawiam wam człowieka, który obiecał wyczyścić pomnik Gaspara de Chvendal… A nie muszę chyba przypominać, że wielkimi krokami zbliża się dwusetna rocznica przybycia tego nauczyciela, wychowawcy i… i… wielkiego człowieka! – zakończył, z braku lepszych epitetów.
Rozległ się gwar głosów:
– No i na co czekamy?!
– Niech czyści!
– Mistrzu, do roboty!!! –

Burmistrz uciszył głosy jednym machnięciem ręki. – Panie Januszu – zwrócił się oficjalnie do gościa – proszę o szczegóły!
– No więc tak – zadudnił brodacz – na początek to dobry wieczór panom. A z tym pomnikiem to się da zrobić, czemu nie. Tyle że nie tak prosto. Ale tutaj – znacząco podkreślił to “tutaj” – nie powinno być z tym problemów.
– Co znaczy “nie tak prosto”? – wypalił wiceburmistrz, zajmujący się finansami miasta – Pan powie, ile to będzie kosztować, bez przesady, mamy fundusz na konserwację, a jak będzie trzeba, to i z nagłych wypadków się przeksięguje!
Janusz Henszon przecząco pokręcił głową. – To nie tak. Mam taki przepis od mojego świętej pamięci pradziadka Franciszka, mówię panom, zajzajer jak trza, wypali wszystko do czystego i nic nie urośnie. I I ten tam syf – machnął w stronę majaczącego za ratuszowym oknem pomnika – też wyżre, jak nic. Gwarantuję. No i to nie jest drogie, byle dobrze wymieszać. Ale w to wchodzi jedna rzecz – no, taka bardziej niezwyczajna. Mogę? – pytająco zwrócił się do burmistrza. Pan Patzan pokiwał głową – No, słowem to chodzi o to, że tam trzeba na koniec dolać litr krwi najgrzeczniejszego dziecka w okolicy.

W gabinecie zaległa głucha cisza. Pierwszy przerwał ją radny Krzesimir Retyn: – Co pan nam tu za średniowiecze sprzedaje! – wybuchnął – jaka krew?!!! Za kogo pan nas ma! To jest jakaś prowokacja! Pana tutaj opozycja nasłała!
Henszon spokojnie siedział na swoim krześle i tylko przecząco kręcił głową. Potok wściekłych oskarżen przerwał sam burmistrz. – Nie, panie Krześku – powiedział z wysiłkiem – to nie jest prowokacja. Pan Janusz wygrzebał ze swojego samochodu resztkę tej… mieszaniny, której kiedyś używał. Pokazał mi jej działanie na pomniku. Na wiele nie wystarczyło, ale lewy obcas jest czysty, już od paru godzin. Sami zobaczcie…

Na takie dictum zebrani zerwali się z miejsc, nastąpiła ogólna przepychanka do wyjścia i gremialne sprawdzanie obcasa – który rzeczywiście lśnił metalem, tym lepiej widocznym, że reszta złośliwego nalotu nadal tkwiła na swoim miejscu. Niewierni Tomasze wracali na swoje miejsca, milcząc. Kiedy ostatni z nich usiadł, burmistrz przerwał ciszę. ­- Panowie. Chyba mamy jasność; oferta pana Janusza jest wypróbowana. Pozostaje ustalić, czyj potomek jest, hm, najgrzeczniejszy w okolicy. Co będzie trudne, ponieważ jak pan Janusz zapewne doskonale się orientuje, nasze potomstwo należy do najgrzeczniejszych, najlepiej wychowanych… – tu czytelnicy, którzy uważnie śledzą tok tego opowiadania od początku, mogą sobie darować.

Umilkł pan burmistrz Patzan, a jego goście popatrzyli jedni na drugich jakby niepewni, co teraz powiedzieć, jakby z ukosa. Pierwszy odezwał się radny Retyn:
– Moja Marcysia, jakby to powiedzieć, nie jest w sumie taka grzeczna, jakby przewidywało nasze słynne pomrockojasne wychowanie… Otóż wyobraźcie sobie, że przedwczoraj, kiedy wysyłałem ją do spania, przedłużała moment pójścia do łóżka o całe siedem minut!
Tak jakby to szczere wyznanie było kamykiem, który porusza lawinę, inni obecni również zaczęli przypominać sobie przeróżne grzeszki swoich dzieci:
– Wadimek posprzątał zabawki dopiero po trzeciej prośbie…
– Patrysia założyła inną sukienkę, niż mama jej wyłożyła…
– Kwintylianek zostawił na talerzu dwa kawałki ziemniaka…
i tak dalej, i tym podobne.

Janusz Henszon słuchał tego wszystkiego, chłonąc łapczywie kolejne głosy. Kiedy zaś ostatni z gości burmistrza skończył opowiadać o tym, jak dalekie od perfekcji było wychowanie jego dziecka, tfu, przepraszam, potomka, zerwał się na równe nogi i ryknął całkiem innym głosem niż dotąd: – Aach, więc to tak? Tak wygląda wasze pomrockojasne wychowanie i najgrzeczniejsze dzieci w okolicy? Wyszło szydło z worka! Poczujcie gniew tego, który grzeczne dzieci nagradza, a dla niegrzecznych ma rózgę! Poznajcie moją prawdziwą twarz!

Po czym zerwał z siebie kraciastą, flanelową koszulę, jednym susem wyskoczył ze znoszonych ogrodniczek i… okazało się, że pod spodem ma czerwony kubrak z białą lamówką i takież spodnie. Zza paska wyciągnął czerwoną czapkę z białym pomponem, kocio zwinnym ruchem przemknął pomiędzy sparaliżowanymi tak nagłą zmianą radnymi, burmistrzem, wicebur… i tak dalej, stanął w wielkim ratuszowym kominku i dmuchnął, a dmuchnięcie to uniosło go wzwyż – zniknął w czeluściach komina, a w dół niosło się tylko huczące: – Wiedzcie, że w tym roku prezentów nie będzie!!!

A przynajmniej tak właśnie, jak powyżej opowiedziano, przedstawili sprawę tatusiowie z Pomroków Jasnych swoim dzieciom. Dlatego też dzieci nie były zdziwione, ani zawiedzione, że pod choinką nie znalazły żadnych prezentów, a tylko postanowiły, że w następnym roku postarają się być jeszcze grzeczniejsze. I o to właśnie chodzi!

_____________

Tekst chroniony prawem autorskim. Opublikowany w witrynie www.kontrowersje.net i na blogu www.madagaskar08.blog.onet.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie i przedruk tylko za zgodą autora.

75 komentarzy Rzecz o metodzie

  • Quackie

    Dzień dobry! Pobyt nad jeziorem potrafi być naprawdę owocny, jak widać. Nadmienię tylko, że nad tym samym jeziorem powstały dawno temu pamiętne “Lilie pani hrabiny”. A co do powyższego tekstu – jeżeli chodzi o osobę głównego (?) bohatera, to jest to miła odmiana od bieżącej pory roku, nieprawdaż?

  • ~Jasmine

    Trzymało w napięciu do samego końca. Nie zaskoczyło tylko to, że nie zaskoczyło nie zniżeniem poziomu.:)))Wiem, że się czepiam, ale… Co z pomnikiem?:)))

    • Quackie

      To jest bardzo dobre pytanie, właściwie do końca się zastanawiałem, co z tym zrobić – niech ten Henszon/ Mikołaj go jednak wyczyści? A właściwie lepiej może przyjąć, że ten nalot na pomniku to właśnie jego (H/ M) sprawka, żeby poddać radnych próbie, po próbie nalot był już niepotrzebny, więc można domniemywać, że samoczynnie zniknął? A może wreszcie przyjąć, że całe to opowiadanie to kit wciśnięty dzieciom przez dorosłych, w tym również “nalot”? : ))))

      • ~Jasmine

        Wychodzi na to, że wybierając takie zakończenie pozostawiłeś wybór czytelnikom. I bardzo dobrze.:)) Zanim zapytałam już wybrałam, nie powiem którą wersję.:)) Może będzie ciąg dalszy? Mieszkańcy miasteczka to bardzo interesujące środowisko. Mogłoby być ciekawie.:))

        • Quackie

          Ekhm, na razie ciągu dalszego nie przewiduje się : ) Inne rzeczy już czekają w kolejce do napisania, o pracy nie mówiąc…

  • ~wiedźma

    :)))))))))))))))))))))))))))))))))) !

  • ~Tetryk56

    Witaj, Quacku! Świetnie, że jesteś!A miasteczko, jak zwykle, urocze. Tylko – przez ograniczenia swoje – nie mogę się dopatrzyć drugiego dna w ksywie Mikołaja. Podpowiesz?

  • ~wiedźma

    To opowiadanie jest wielowarstwowe jak smakowity tort :))))

  • ~Jasmine

    Raczę się pożegnać, bo nadciąga burza i muszę wyłączyć komputer.:)Do jutra zatem albo do ewentualnego popotem, jeśli tylko straszy.:)

  • ~wiedźma

    … a nawet dzisiaj…. Juniorzy się rozwinęli na wakacjach ?:)))) Rodzicielstwo bywa przereklamowane, ale z pozycji babcinej wygląda to już zupełnie inaczej :)))

    • Quackie

      Juniorzy na wakacjach mieli odwyk od Internetu i komputerów (bo PC bez dostępu do sieci to już nie jest to samo). Częściowo nudzili się jak mopsy, częściowo korzystali z uroków leśno-jeziornych (grzyby i kajaki od czasu do czasu), bardzo zyskało czytelnictwo, z nudów również poznawali urok czarno-białych seriali rodem z PRL i najczęściej pana Jędryki. A, i odwiedziliśmy rzadko widywaną rodzinę, w tym kuzyna (lat 5) i kuzynkę (lat 2). W każdym razie była to jakaś tam wakacyjna odmiana.

  • Quackie

    Dobranoc! Jutro spodziewam się siebie gdzieś wczesnym wieczorem!

  • ~Jasmine

    Wróciły wspomnienia związane z Mazurami, plecakiem, namiotem, lasem, jeziorem…Na Dobranoc ode mnie, pewnie znacie, śpiewanego nie ma, nie umiem znaleźć? Mi się skojarzyło…Letni koncertKiedy zakwitną rumianki, trawy lata zielone,Rozpalimy nad jeziorem słońca płomień.Lata niebieskim wieczorem zbiegną słońca czerwienie,Położymy wokół ognia nasze cienie.Noce dzwoniące od skrzypiec,Świerszcze na leśnej polanie,Otulimy białą ciszą, świerszczy granie.Noce gwiaździste i ciche nad wód zieloną tonią,Wtulimy białą ciszę w grzywy koniom.Letnim wspomnieniem zielonym, szarością chłodnej jesieni,Otulimy wiatru koncert w kręgu cieni.Noce dzwoniące od skrzypiec,Świerszcze na leśnej polanie,Otulimy białą ciszą, świerszczy granie.I… http://www.youtube.com/watch?v=eoyiNEHei50&feature=related

  • ~wiedźma

    Zagapiłam się na “Tańczącego z wilkami”, ale nie zapomniałam, więc lampka zapalona i życzenia dobrej nocy też złożone….. :)))) do jutra (?) czy do dziś rano ?

  • ~wiedźma

    Dzien dobry ! Gospodarza nie ma, nikt nie spieszy z niedzielnym powitaniem ? :)))

    • Quackie

      Dzień dobry. Gospodarza miało nie być, ale chwilowo jeszcze jest, może przez godzinkę albo cuś. Wyjazd mnie się przesunął był na nieco później, niestety przez to i wieczorna obecność na Wyspie się przesunie.

  • ~wiedźma

    No to cóż :strasznie to stare, ale za to na cały tydzień :))))http://www.youtube.com/watch?v=iGJmvlorHHg…..

  • ~Jasmine

    Dzień Dobry:))), chociaż ma być podobno deszczowo-burzowy.Lista podpisana, do popotem zatem.:)))

  • ~wiedźma

    Witaj Jaśminko….. naprawdę zostałyśmy tylko we dwie ? :))))) a pogoda nie sprzyja wyprawom w plener. No, chyba, że na grzyby :))))

    • ~wiedźma

      .. nie wybierzemy się na grzyby….. ja poczekam do jesieni i pojadę do moich ulubionych agrogospodarzy:))))

    • ~Tetryk56

      Nie martw się, wiedźminko, zawsze możecie liczyć na milczących wielbicieli 😉

      • ~wiedźma

        Ba ! A gdyby tak któryś z tych wielbicieli pogadał z nami, to byłoby naprawdę miło …. zważ, że może sie nam narodzić jakis kompleks z tego milczenia :))))))))))) !

        • ~Jasmine

          Oj może Wiedźminko, oj może, u mnie już się naradza.:))) Co prawda mimo, że wielbicieli ci u nas ostatek, ale i o wiele więcej przyjmiemy…lecz jeden odzywający wart więcej niż (tu wstawić dowolną liczbę onych) wielbiciel.:)))

    • ~Jasmine

      Się nie odzywałam, oprócz plenerowania oglądałam jak nasze przegrywają z Włoszkami w siatkówkę.:)))PS: Matka Boska Zabytkowa stojąca na moim biurku (zbieram także aniołki) się przewróciła! Sama z siebie!

      • ~wiedźma

        i żadnego drżenia stołu nie było? Czy ta figurka nie ma czasem równowagi chwiejnej ?:)

        • ~Jasmine

          W tym problem, że nie, Wiedźminko. Figurka stabilna, trzeba chcieć, żeby się przewróciła. Biurko, robione na zamówienie, tak ciężkie, że dwóch silnych mężczyzn ma problem żeby je przenieść. Żadnego przeciągu, przypadkowego potrącenia.

  • ~pan.

    Salomon (?) rozsądził kiedyś spór dwóch matek o dziecko, oferując każdej połówkę czyli jedną nóżke, rączkę i tak dalej. Co było dalej, wiadomo. Ktoś się najwyraźniej wzorował na mądrym królu. Skuteczna sztuczka.A napięcie zbudował Autor udatnie 🙂 wyleciało kominem.

    • ~Jasmine

      Witam Pana.:))) To był bardzo mądry salomonowy wyrok.:))) Salomon korzystał ze swej mądrości. Jak wiadomo, z pustego to i Salomon nie naleje.:)))

  • ~Jasmine

    Ponownie.:)))U mnie do teraz plenerowo. +30 w cieniu było, mimo wiaterku duszno.Nadciągają chmury. Oglądałam prognozę pogody. Mówili, że znad Szwecji nadciąga front atmosferyczny, który do jutra przejdzie nad całą Polską, po czym wywędruje na Białoruś.W związku z tym mam pytanie do znawców. Dlaczego chmury wędrują z południa na północ? Szwecję przenieśli?:)))

    • ~wiedźma

      A ja się załapałam na kleszcza !…. długo nie pożył, bo przemieszczał się po moim policzku i strasznie mnie łaskotał. Głupi jakiś, obok stała Ami, nie mógł skoczyć, skoro kleszcze wolą psy niż ludzi ?:))))

      • ~wiedźma

        .. a w moim ulubionym lasku cichutko, tak, jakby nie było ani jednego ptaka.:((( a taki gwar był jeszcze niedawno:(

      • ~Jasmine

        Dobrze, że nie przeskoczył Wiedźminko, bo taki przemieszczający był łatwiejszy do ubicia, zaoszczędził Ci wyciągania go z Ami.:))U mnie też dziś tak jakoś bezćwierkliwie. Wczoraj było istne ptasie szaleństwo. Zleciało się tatałajstwo obsiadając nie tylko okoliczne drzewa, krzewy i druty, ale też dom, piętrowy, sąsiadów. Od dachu poczynając na ścianach, pionowych! skończywszy. Dziś prawie nic…Gdyby nie wiatr poruszający listkami, miałabym wrażenie, że świat zatrzymał się w miejscu, czekając na coś…

  • ~Jasmine

    Pamiętasz Wiedźminko, że dziś Twoja kolej?:))) Pytam, nie straszę, ale jeśli nie Ty, to ja, jeżeli burza mnie nie przepędzi od komputera, tak zasmędzę, że wypędzę wszystkich czytaczy.:)))

  • Quackie

    Hej, a ja jestem z powrotem, po podróży z przygodami, niekoniecznie miłymi…

    • ~Jasmine

      Witaj Quackie.:)))Radosne / przez smutne info. Mógłbyś, jeśli to nie tajemnica, wyrazić szczegółowiej?

      • Quackie

        Ha. Odwoziliśmy otóż całą rodziną starszego Juniora na obóz za Kościerzynę, kiedy naraz a) okazało się, że jakiś km przed nami jedzie transport niewymiarowy – jakieś 20 km/h, b) zaczęło sakramencko lać oraz c) Junior młodszy skręcił się z tyłu w korkociąg, twierdząc przez łzy (co już znacznie wykracza ponad jego znane umiejętności teatralne), że boli go brzuch, nisko po lewej (ważne) stronie. Po namyśle przeszliśmy nad punktami a) i b) do porządku dziennego, ale punkt c) wydał nam się nad wyraz niepokojący. Zboczyliśmy zatem do szpitala w Kościerzynie, gdzie Juniorem zajęto się natentychmiast (włącznie z USG), nie wykryto nic, podano lekarstwa i po jakimś czasie mu przeszło. Co dziwne, lekarze od USG napomykali o wyrostku robaczkowym, mimo że przecież jest on po prawej stronie. Na szczęście młody człowiek czuje się już OK, ale cośmy się nadenerwowali, to nasze. Dodam tylko, że Junior Starszy w wieku lat 4 omalże nie zszedł był na wyrostek właśnie, bo był zakątniczy, schowany za wątrobą i po perforacji kobieta od USG nie potrafiła przez tydzień powiedzieć, co właściwie się dzieje. Co poniekąd tłumaczy nasze zdenerwowanie i podejście do sprawy.

        • ~Jasmine

          Pośpieszyłam się z komentarzem jak widać. Moje pytanie powodowane troską. Rozumiem rodzicielskie zaniepokojenie, ciesząc się, że alarm okazał się przedwczesny. Nie mniej, nauczona przez osobiste doświadczenia, radzę zrobić szczegółowsze badania. Oby kazały się zbędne, czego Wam i Juniorowi z serca całego życzę.:)Dziękuję za odpowiedź.:):*

        • ~wiedźma

          Ojjj… dobrze, ze tak się skończyło i szczerze współczuję nerwów. 🙁

      • ~Jasmine

        Widać niektóre pytania, pewnie zbyt osobiste, za co przepraszam… muszą pozostać bez odpowiedzi.:)

    • ~Tetryk56

      Witaj, Quacku! Ja też w zamierzchłości mało nie zeszedłem przez wyrostek – całe konsylium się zastanawiało, a wreszcie operowali mnie, choć bez przekonania, ale w końcu dziecko koleżanki…. No i okazało się, że w ostatniej chwili.

  • ~Tetryk56

    A wszystkie piękne panie serdecznie przepraszam, że tak dorywczo się pojawiam, niestety nie mogę odpowiedzialnie obiecać poprawy – taki mam wredny charakter i sytuację czasową ;)))

  • ~Jasmine

    Ponad 3 godziny temu dotarł do mnie uroczyście zapowiadany w tv prąd atmosferyczny napływający z leżącej na południu Europy Szwecji. Stamtąd nadciągnęły chmury. Leje… na szczęście bez piorunów.:)Nastraja mnie to melancholijnie… Ten deszcz, deszcz, dzwoniący o szyby, ten płacz, płacz, nie całkiem prawdziwy… ale…http://www.youtube.com/watch?v=HGvzIltW3ZM

  • ~wiedźma

    Dobranoc…. zapalam lampkę nucąc z cicha … uniosę cię, przeniosę, jak ramionami głosem…”

Leave a Reply to Quackie Cancel reply

You can use these HTML tags

<a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <s> <strike> <strong>