Pierwsza próba przepracowania życia – spotkanie z ojcem
Koniec. Koniec z rozrywkami. Spacerami, zwiedzaniem i tak dalej. Mam przepracować życie, żeby zaznać spokoju i odpoczywania. Niby mam na to wieczność, ale trzeba zacząć . Pożył człowiek trochę to i jest co przeglądać.
Zacząć, ale od czego ? Czy przeglądać wszystko od początku do końca, czy może od pamiętanych i nie dających spokoju grzechów głównych i pozostałych?
Może inaczej. Nie będzie jeszcze na poważnie. Będzie na próbę. Żeby potem poszło gładko, jak już będzie naprawdę.
Więc na próbę – jakaś niedziela na przełomie października i listopada 1990. Godziny na przykład południowe. Wybrałam datę na klawiaturze pilota. I jest : pochmurny dzień jesienny, brzozy ogołocone z liści, powykręcane, mizerne sosny. Kolorystyka uboga. Ciemnobure i jasnobure. Od jasnoburego nieba odcina się ciemnoburą kreską grzbiet wydmy. Ktoś idzie tamtędy. W ortalionowej, ocieplanej kurtce, kaszkiecie, podpierając się znalezionym w lesie kosturkiem. To mój ojciec. Tyle czasu go nie widziałam. Wybiegam naprzeciw
– Tato – wołam, nie widzi mnie, no jasne to tryb tylko do oglądania, prędko wciskam POPRAW i jeszcze raz :
– Tato!
– O, jesteś – ucieszył się i zaraz z lekką pretensją – dlaczego wybrałaś ten dzień, nie mogłaś jakiegoś letniego, nad rzeką albo nad morzem?
– Bo chciałam spacer z tych ostatnich do lasu i na wydmę. Bo ten zupełnie ostatni był niedaleki. Deszcz zaczął padać i schroniliśmy się pod klonem jesionolistnym, na rogu Asnyka i 11-listopada. Potem już nie wychodziłeś. Po twojej śmierci przystawałam w tym miejscu. Za ogrodzeniem siedział często czarny kot i patrzał. To byłeś ty?
– Jakiś czas pokutowałem jako kot. To za to, że ich nie lubiłem
– No, coś podobnego. Pokuta za nielubienie? Bo nie pamiętam, żebyś któremuś coś zrobił. Nie, raz było. „Pogoniłeś kota” temu czarno – białemu. Uwił sobie posłanie na dopiero co wyprasowanych spodniach marengo, a zaraz mieli przyjść goście. Pamiętam. Krzyczałeś, goniłeś go dookoła stołu, a kiedy schował się pod kredens próbowałeś go wypłoszyć kijem od szczotki. Wiesz, a może to poprawić? Żeby wszystko odbyło się gładko i żebyś kota nie postraszył.
– Po co, przecież odpokutowałem.
– Odpokutowałeś, oczywiście, ale jak usuniemy przyczynę, to może Ci zwrócą? Powinni zwrócić!
Popatrzył na mnie jak na wariatkę – co zwrócą?
– No, tę pokutę. A jak nie zwrócą, to powinni zaliczyć na poczet – kontynuowałam z zapałem, którego mógłby mi pozazdrościć Psiapora.
– Na jaki znów poczet? Mniejsza z tym. Ja nic nie poprawiałem. Za moich czasów piloty nie miały funkcji POPRAW. Tylko WŁĄCZ i WSTAW DATĘ. Potem zmienili, ale obsługa jeszcze nic nie umiała wyjaśnić. No dobrze. Poprawiaj – zdecydował.
– Kiedy to mogło być? Twoje imieniny, czy mamy?
– Moje raczej. Może 61 albo 62?
– Poszukamy – powiedziałam. Okazało się, że 60.
– Najpierw pooglądamy, dobrze?
Oboje byliśmy poruszeni. Dom z tamtych czasów w kuchni zielone linoleum, w hallu białe ściany –boazeria będzie za kilka lat, na podłodze ciemnoczerwony wojłokowy chodnik. Za oknami zima, bo styczeń, piec mruczy, w kuchni matka kręci się jak fryga, trzaska garnkami, raz woła dzieci, żeby przyszły jej pomóc, zaraz potem je wypędza, bo tylko przeszkadzają. Przypatruję się rodzicom – wtedy jeszcze młodym, energicznym i, co tu dużo gadać, przystojnym. Bratu – całkiem miły z niego chłopczyk. Sobie. O rany, całkiem ładna byłam. Dlaczego wtedy się sobie nie podobałam?
Matka każe dzieciom wynosić półmiski i talerze do jadalni. W sąsiednim pokoju – bibliotece leżą na krześle ojca spodnie od garnituru. Wełniane, marengo. Niespodziewanie do jadalni zajrzał kot. Bardzo nas to ucieszyło. Kota nie było trzy dni. Byliśmy bardzo zmartwieni. Teraz musiał się wślizgnąć, kiedy matka wychodziła po coś na dwór. Zastanawialiśmy się, czym go nakarmić, ale baliśmy się, że wobec panującego w domu stanu wyjątkowego, każą nam go wypędzić. Więc wepchnęłam go do biblioteki i zamknęłam drzwi. Właśnie ojciec wyszedł z piwnicy, gdzie zaopatrywał piec i potupał po schodach na górę, do łazienki, aby po tych brudnych robotach się umyć. My, dzieci flanelowymi szmatkami przecieramy sztućce, ustawiamy sterty talerzyków, które będą później potrzebne, przy tym rozmawiamy i głośno śmiejemy się. To denerwuje matkę, więc każe nam iść na górę, być cicho i nie pognieść odświętnych ubrań. Wychodzimy z ociąganiem, gadając i chichocząc
– No, tego nie wiedziałem. To była twoja wina z tą biblioteką, przez ciebie pokutowałem jako kot!
– Zupełnie zapomniałam – też jestem zdziwiona.
– No, jedźmy dalej – mówi ojciec, wydaje się, że ten teatr mu się podoba,
Dalej widzimy, jak ten młody ojciec schodzi po schodach, mijając się z matką.
Nagle słyszymy krzyk, tupot, jakieś łomoty – nieruchomiejemy. Po chwili widzimy dzieci zbiegające po schodach, aby zobaczyć co się stało. – Cholera, psiakrew – krzyczy ojciec, biegając z kijem za kotem. Kot kluczy pomiędzy nogami stołu i krzeseł, na koniec wsuwa się pod kredens, a zobaczywszy otwarte drzwi przemyka tamtędy i dalej po schodach na piętro. Ojciec oprzytomniał – Tych spodni się nie da założyć, pokazywał białą kocią sierść wtartą w (bielską) wełnę marengo.
– Wyczyścimy- ofiarowały się dzieci, aby tylko odsunąć od kota dalsze ewentualne przykrości. Zwilżoną wodą szczotą wyczesują kocią sierść, chichocząc. Wtem rozlega się dźwięk dzwonka do furtki. Tableau!
– Wyłącz to, wyłącz – krzyczy ojciec. Wyłączam.
– Co robimy? Może go jednak wypu
ścić ?
– Nie zgadzam się. Jest biedny, głodny, zmarznięty i zobacz, nos ma pokaleczony
– To zostawić i robić swoje.
– Pójdzie do jadalnego, jest głodny, lepiej nie myśleć, co zrobi
– No to musisz go zanieść do waszego pokoju na górze.
Ustalone.
– Wchodzimy? Wciskam POPRAW.
Cofam godzinę na 14:00. Efekt niesamowity. Jestem jedenastoletnią sobą, i jednocześnie to wszystko widzę z boku, jak z widowni kina czy teatru. Czekam na wejście kota, łapię go i ruszam po schodach na piętro.
– Lukrecjaaaa – woła matka – sztućce wyczyszczone?
– Jeszcze nie, odpowiadam, wpycham kota do biblioteki i zamykam drzwi
– No, nie – mówi ojciec – Jeszcze raz. Może tego też nie pamiętasz, ale miałaś przydomek Panienka Zaraz – Zaraz. Nic nie było teraz, wszystko było zaraz.
Znowu cofam się do czasu, w którym wchodzi kot, łapię go i ruszam po schodach na piętro.
– Lukrecjaaaa – woła matka – sztućce wyczyszczone?
– Zaraz, zaraz – odpowiadam i już jestem w połowie drogi, kiedy matka wychodzi z kuchni i woła
– Wyrzuć tego kota na dwór i weź się wreszcie do tych sztućców, skaranie boskie!! – Puszczam kota, beczę i schodzę czyścić te sztućce.
– No, nie. Jeszcze raz – komenderuje ojciec. Znowu cofam czas, mówię bratu, żeby czekał na schodach, łapię kota, podaję go bratu i :
– Lukrecjaaaa – woła matka – sztućce wyczyszczone?
– Zaraz skończę, muszę do ubikacji – brat niestety potyka się, puszcza kota, który zbiega na dół.
– To się chyba nie da poprawić – ojciec jest wyraźnie zrezygnowany.
– Jeszcze jedna próba, ale ty się musisz włączyć – mówię – jak wyjdziesz z piwnicy, to nie idź od razu na górę, tylko do kuchni i jakoś zagadaj matkę. A ja zdążę wynieść kota.
– Spróbuję, jak to się robi ?
– Wciśnij POPRAW –
Jeszcze raz cofam na 14:00. Trzymam kota, ojciec wychodzi z piwnicy, patrzy na mnie porozumiewawczo.
Tak było. Pamiętam. Dzieckiem będąc, dawno temu siedziałam w kucki w hallu, a on wyszedł z piwnicy i popatrzał porozumiewawczo. Czy to, co jest teraz, było wtedy? Czy wtedy było to, co jest teraz, czy teraz jest teraz, czy jest wtedy?
Ojciec staje w drzwiach kuchni i pyta o coś, chyba zasięga rady w sprawie krawata. Z kotem pod pachą wbiegam na schody, to tylko siedemnaście stopni, moment i kot bezpiecznie ulokowany, drzwi zamknięte, słyszę ciągle głos ojca i jednocześnie :
– Lukrecjaaaa – woła matka – sztućce wyczyszczone?
– Zaraz, zaraz – odpowiadam, zbiegając ze schodów.
– No i zrobione, ale jestem zmęczony – w głosie ojca słyszę ulgę – Koniec na dzisiaj.
EXIT, EXIT, EXIT i znowu jesteśmy na ścieżce. Idziemy w milczeniu, kontemplując szarobure kolory z odcieniem zielonego lub płowego. Splątane korzenie sosny, która rośnie na zboczu a deszcze oraz wiatry usunęły spod niej piasek. Z zamyślenia wyrywa nas buczenie ojcowego pilota.
– Co to jest?
– Wygląda jak telefon, pokaż – mówię. Z boku jest przycisk ODBIERZ. Naciskam i płynie głos :
„Dziękujemy za dokonanie korekty czynu z przeszłości. Ponieważ czyn został już odpokutowany, zostanie ona zaliczona na poczet pozostałych, jeszcze nie odpokutowanych grzechów”.
Próbowałam przez – zapisz szkic i znowu na białym tle. A pierwsze wklejanie na przepisowym.
DzieńDobry:)) Zapisuję się na takiego pilota! Kiedy można go odebrać?
Dzień dobry:))
Dzień dobry ! 🙂 Lukrecjo….. zerknij na pocztę, bardzo proszę.:)
Dzień dobry. Zapowiadało się pracowicie – i jest, więc tylko się witam i na razie uciekam.
Zeby tak się dało……nie mam wielu rzeczy, które koniecznie chciałabym zmienić ( albo nie pamiętam ?) , ale są takie, które bym koniecznie chciała…..
Proszę kochać koty!! Wiele będzie wam za to odpuszczone!!
i inne zwierzątka też…… koniecznie ! :))))
Czy wszy koniecznie???:(
wrrrrrrrrrrrrrr ! 🙁
Tyż stworzonko, ciż nie??:)))
ciż tak… :((
To, jak traktujesz koty, decyduje o twoim miejscu w niebie. Tego aforyzmu R.A.Heinlena mój Ojciec nie znał. Dlatego musiał pokutować, zamiast żeby go zabrani do nieba helikopterem i w butach.Helikopter wzięty z “Gołoledzi” J.Przybory. Ja mam aktualnie 3, jedna dzika, tylko przychodzaca pojeść i pospać w czas złej pogody i jej córka i syn, wyłącznie kanapowe.
Proszę o takiego pilota z bardzo dobrą, wytrzymałą baterią:)))
Zagrzałby się z wysiłku??:)))))))))
:)) Skowronek jest perfekcjonistką… :)))
Taaaak! Wszystkie grzechy by pousuwała byle nie pokutować! Jaka bateria by to wytrzymała:)))
… mam rozumieć, ze Ty nawet byś nie spróbował, bo za dużo tego było ? :)))))
!!!! :))))))))*
I co się szczerzy??!!:)))
Chyba jeden….więcej grzechów nie pamiętam!:)))
Pilot jest od Św. Piotra, wręczany po przekroczeniu bram Raju. Baterię załatwi konsultant, jeśli to będzie diabełek po przeszkoleniu. Anioły mogą nie wykazać zrozumienia.
Lukrecjo…naprawimy wirtualnie błędy, grzechy i zaniechania i to co zmienimy nie będzie miało wpływu na naprawę życia innych mieszkańców Raju ? :))))
i czy mozna sie nie zgodzić na zmiany wnoszone przez innych ? :)))
Ja tam żadnych grzechów naprawiać nie myślę! A zresztą – żadnego nie pamiętam!:)
PS Lukrecja to musi mieć sporo, jak takiego pilota wymyśliła;))
oj, pokazaliby Ci na ekranie, pokazali …. :))))
Naprawianie to nowość. Od zawsze była pokuta.
A jak człek bezgrzeszny to co dawali??:)
Nie wiem, nigdy nie byłam bezgrzeszna
Daj kurze grzędę…… pozwalają odpokutowac, a ja się rozpędziłam i najchętniej pozmieniałabym to i owo. Owo zwłaszcza :))))) !
Może to coś w rodzaju wielości rzeczywisrości tylko trochę inaczej. Tu każdy ma swoją rzeczywistość, która nie koliduje z innymi. Czyli ja poprawiam według siebie, a ktoś inny to samo wydarzenie odwrotnie. Wersje nie kolidują, ponieważ ich już i tak dawno nie ma. Taka jest moja koncepcja.
Zawsze miałąm z tym problem, gdy była mowa o życiu wiecznym. a tu proszę ….. doskonałe rozwiązanie. ! Lukrecjo….. jesteś nadzwyczajna :)))))
:))) Idę kosić. Gdybym się wieczorkiem nie odezwała…. Nie wspominajcie mnie źle..:))))
A plakaty ostrzegające o niebezpieczeństwie rozlepiłaś w okolicy??:))
A po… kiego??:))))
Aspirynę, weź, aspirynę w dawce nasercowej.Trawę masz już do koszenia? Moja jeszcze za niska. Ale ja ze wschodu :(((
:)))))) wolisz nie mieć tłoku w Raju ?:))))))) *
A kto będzie wyspą zarzżdzał?
Trawę należy obowiązkowo kosić, kiedy krasnoludki zaczynają się śmiać :))
Dzień dobry:)) Tak jest, taki krasnoludek ze śmiechu to nawet może pęc!:)) Dzie się do tej pory pałęta?? Ja tu się sam z tym babińcem mam użerać??:( Quackie z lenistwa ciężką pracą się zasłania, Stan pewnie na łono mazurskie się rzucił, Tetryk…. no właśnie, gdzie Tetryk? Jeszcze jeden rozleniwiony jak kocisko:(
Mrrrauuu!
O! I śmietankę też pewnie wypił!:)
…a ogonkiem stłukł jajeczko. 🙂
Jak to kot!:)) Dobry wieczór, Tetryku:)
Moje się jeszcze nie śmieją. Czyli mam czas. Uff
Ze wschodu, a z jakich okolic??!!
Fukushima???
Stateczku, nie za daleki ten wschód ? :))))
Wszystko zależy od skali, Czarodziejko:)))
.. w liczniku Geigera ?:))
Okolice Otwocka.http://www.otwock.com.pl/portal/Klimat, prawda, kontynentalny, zima długa.
Troszki mało wschodni Twój wschód, ale liczy się, że tak go czujesz:))
Jest wystarczająco wschodni. Np.: na wschodzie kraju temperatura przy gruncie spadnie do -20, to można być pewnym, że to u mnie.
Nie mam:( Jutro szybko uzupełnię braki w apteczce:))) Trawę koszę już po raz drugi, ale tę “pastwiskową”. Bo ta wysiana zeszłego roku, niestety… marna:(Za to nornic mam w nadmiarze. Nie znasz może skutecznego sposobu na pozbycie się tych szkodników??
Łapaj ich, łapaj !!:)))))
Tylko koty. Uwaga, kotofile, ktoś już tu umieszczał Serenadę Miaou, Miaou Starewicza?http://www.youtube.com/watch?v=gcznvlBTQFk&playnext=1&list=PL297497E6C990122FJa mam nadmiar ślimaków. Chyba nie mają naturalnych wrogów. Ja się nie liczę jako wróg, bo jestem bezsilna.
ma wdzięk ta serenada :)))) !
Lukrecjo, stawiasz wyzwania godne Verne’a!
Mnie zaintrygowało, dlaczego akurat Verna??
Bo on w swoich powieściach “przepowiedział” wiele nieistniejących wtedy gadżetów i możliwości technicznych.Tak mi się skojarzyło – Krzemowa Dolina może już projektuje pilota Lukrecji ?Ukłony wzajem !
…. się to czytało z zapartym tchem, ciekawe czy jeszcze jest czytane?:(
Dobry wieczór, wbrew plotkom, rozsiewanym przez wrogich mi Tubylców, zasuwałem dzisiaj jak z motorkiem w czterech literach; podobnie zapowiada się jutro itd. Wpisuję się w tym miejscu ze względu na wiedźmowe pytanie; otóż próbowałem podsunąć Verne’a Juniorom – bez specjalnego efektu. Dla nich to jest prosta-tak nudne. Swoją drogą dla mnie, po latach, blask też już zblakł, ale jak sobie przypomnę te emocje w dzieciństwie…
ano, tak przemija chwała…. :(((
Powiedz, kochany, który z autorów sf przewidział telefony komórkowe, Verne chyba jeszcze nie. U Lema też nie pamiętam.
Komórek też nie kojarzę, natomiast twoja opowieść zawiera kilka istotnych ideii, jeszcze z przyszłości:- rozproszone zasilanie bezprzewodowe (energia z mgły)- jeden pilot do wszystkiego (tu już próby trwają, tylko pojęcie wszystkiego dość wąskie póki co!)Pratchetta też bardzo lubię, ale on nie wieszczył raczej nowej techniki :)A co do klimatu, to jego Akademia Magiczna faktycznie nieco w atmosferze ten Raj przypomina.
.. znakomicie Tetryku ; ” iście po męsku” jakby powiedziała panna Kornelia :)))))
Nie mam kompletu Pratchetta. Akademii nie pamiętam, ale zaraz pójdę poszukać.Ze stworzonych literacko światów bliski mi jest Moose County, 400 mil na północ od reszty świata, z cyklu książek Lilian Jackson Brown The Cat Who… Detektywem jesy kot imieniem Kao K’o Kung, syjamski ocztwiście.
Nie znam tego utworu, czytałam swego czasu dość dużo sf, w pomięci pozostało mi nie za dużo. 🙂
Przepraszam. Pani Brown, to powieści które można opisać jako obyczjowe i detektywistyczne a nie sf. tak jakoś tu nadmieniłam.
Sporo o “Niewidocznym Uniwersytecie” jest np. w “Ostatnim Kontynencie” : http://www.wattpad.com/70943-terry-pratchett-ostatni-kontynent?p=1 Atmosfera tej uczelni jest bardzo szczególna 🙂
Mnie się to raczej kojarzy z T. Pratchettem :)))))
Starałam się ustrzec od wpływów Pratchwtta. Nie wyszło?
…… nutka Pratchetta jest moim wymysłem , ale i komplementem, Lukrecjo, bo bardzo lubię tego pana. Tetryk mnie skłonił do dużego wysiłku umysłowego, bo Verne jakoś mi nie pasował. :)))
.. chyba dlatego, ze stworzyłaś bardzo ciepły klimat w tym Raju…. a i dowcipu w nim nie brakuje :))))
Wiem, że to komplement i jestem zachwycona. Ale naprawdę starałam się nie ściągać.Jest dosyć trudno wyzwolić się od wpływu czegoś, co się podoba i “leży” człowiekowi.
Ale Ty nie ściągasz od tego pana ! Nie mogłabym wskazać niczego konkretnego i nie potwierdzam Akademii… to jest to COŚ… ciepłe, dowcipne i bardzo ludzkie :)))) i stąd skojarzenie, bo i o Prtchetcie tak myślę.
I z babcią….cholewcia, jak ona się nazywała……aha, babcia Weatherwax !! Muszę się przyznać – przeczytałem wszystko co Pratchetta w Polsce wyszło i to jednym ciągiem!!
Ale Kartagina i tak musi zostać zburzona!!
lubię jeszcze serię o Xanth Pierrsa Anthony:)))
Czy to ta, która miała zdezelowaną miotłę uruchamianą “na pych”?Ten pomysł był rewelacyjny.
Ta sama!:))
Przeżyłam i szczęśliwie mogę życzyć spokojnej nocy, zdrowego snu… Kto rano wstaje, temu… Dobranoc:)))
Kto rano wstaje, temu głód dokucza. Przysłowie psie z książki Puc, Bursztyn i goście. I tak nikt nie pamięta, a szkoda
.. zabawna książeczka, mam ja dla swojej wnuczki :)))))
To pięknie. My teraz przerabiamy z Jankiem Tove Jansson. Potem chyba będzie Miś Paddington. Puc będzie później,
Ja nie tylko pamiętam, ja mam!! Pozdrowienia od Imki!!:))
Dobranoc:)))
Jaśminka nie zanuciła nam żadnej kołysanki:( pewnie ten spacer zbyt długo trwał ? 🙂
.. no to ja :http://www.youtube.com/watch?v=t894eGoymio&feature=related
Lampka już zapalona….. dobranoc:)))
Lampka zgaszona, dzień dobryyy:))))
Dzień dobry:))) Słońce zza świerków wygląda!!! :)))
Dzień dobry:))) Piękna pogoda się zapowiada:)
Panie Senatorze, a cóż Panu??:))) Dzieńdoberek:)))
Dzień dobry Pani:)) A jakoś tak mnie coś naszło!:(
Dzień dobry ! jakoś tak cicho….. :))) u mnie podobno przed burzami….. :), jest tak bardzo sucho, ze wprost marzę o deszczu. Oby tylko nie było tak, jak z tym chłodem:)))))
No to niech będzie najlepsze z kiepskiego filmu :)))http://www.youtube.com/watch?v=ce1MC48T3p8