Kolejny szufladowy szort – właściwie wprawka stylistyczna z postapokaliptycznej SF, przekornie złamana na pół. Chyba najstarszy z prezentowanych w cyklu tekstów; sprzed dobrych 20 lat! Jak spojrzę, w co się bawią obecnie Juniorzy, to wydaje mi się, że niedaleko trafiłem…
_____________
Było to długo, długo po wyginięciu wszystkich Mad Maxów, w czasach, kiedy chaos i zniszczenie nie dawały się już tak mocno we znaki. Zbrojne bandy rozmaitych Książąt Pustyni i Cesarzy Równin przeniosły się w bogatsze okolice albo rozproszyły, tworząc takie właśnie społeczności, jak ta, która budziła się za snu po zimnej nocy.
Półpustynny, sawannowy krajobraz z ruinami miasta w tle wyglądał równie kiepsko, jak sklecone z drewna, tektury i papy budy na jego pierwszym planie. Tuż za nimi zaczynały się nędzne poletka dziczejącej rzepy i zdziczałej kukurydzy. Smętne kępki trawy służyły za pożywienie stadku zdegenerowanych kóz, nie na tyle jednak zdegenerowanych, aby ich mięso i mleko nie nadawały się do jedzenia. Teraz kozy stały zbite w ciasną gromadkę wewnątrz zagrody równie solidnej, jak otaczające ją lepianki.
Szara szmata, pełniąca w jednej z bud rolę drzwi, odsunęła się i załopotała na wietrze. Młoda kobieta wysunęła się na zimną, wydeptaną ścieżkę; chude dziecko wymknęło się w ślad za nią. Uniosło brzeg worka, służącego mu za okrycie, i każdy mógł od razu stwierdzić, że to chłopiec. Młody obywatel osady z widoczną ulgą wypróżniał pęcherz, kobieta po drugiej stronie chaty robiła to samo. Nagle oboje podnieśli głowy i zastygli.
Z największej lepianki wytoczył się niepewnym krokiem wysoki starzec, okutany w chusty, szmaty i kawałki futra. Uniósł ramiona w górę i wydobył z siebie jękliwy skowyt. Bezludna osada w mgnieniu oka zaroiła się od mieszkańców. Ziewający, brodaci mężczyźni, ich milczące, posępne kobiety i wszędobylskie dzieciaki wysypywali się na wioskowy placyk. Gromadzili się wokół starca – on był ich szamanem, przywódcą, a w takich momentach jak ten – również prorokiem.
Stanęli wielkim kołem, z wodzem pośrodku. Jego przekrwione oczy rzucały dzikie błyski, długa, siwa broda poruszała się niespokojnie na wietrze. Chude nogi uginały się, lecz dzielnie trzymały pion, a ręce gorączkowo gestykulowały. Zaczekał, aż wszystkie znane mu twarze pojawią się w kręgu i zaczął przemawiać: “Widziałem… Daleko stąd, poza równiną i niebem, poza dniem i nocą, poza żywym i martwym… Setki, tysiace ludzkich szkieletów – ich kości klekotały w jednym rytmie…”. Przez tłum przetoczył się ni to poszum, ni to pomruk. “Ich głowy – czaszki poruszały się tak, jak gałęzie drzewa na wietrze. A każdy z nich siedział okrakiem na przedziwnej machinie i poruszał nogami z obu boków, jakby biegnąc; same jednak machiny stały bez ruchu, wszystkie w jednym miejscu… A miejsce to było otoczone wysokimi ścianami, które odbierały całe światło, jakie próbowało tam wejść… I panował w owym miejscu odrażający półmrok!”.
Kilkoro młodszych dzieci schowało buzie w fałdach spódnic swoich matek. “Lecz gdy tak patrzyłem na owe szkielety, raptem wielka kula jaśniejąca objawiła się niczym słońce. I stało się, że mroczna szarość ustąpiła… Radujcie się, albowiem ujrzałem owych przedziwnych jeźdźców jakoby na zielonym kobiercu!” Rozległy się dziękczynne pienia. Cała wioska upadła na kolana, a sam starzec obrócił się i pokłonił wschodzącemu słońcu…
– Robert, co z tobą? Wołam cię już od kwadransa! – Pryszczaty nastolatek odwrócił głowę od monitora i niechętnie zmierzwił bujną czarną czuprynę. – Tato, daj mi dokończyć!
– Co, znowu grasz? I może jeszcze w tę bzdurę, której ktoś wymyślił taki idiotyczny tytuł!
– O rany, a to moja wina, że na okładce napisali “Moje pół kilo Boga”? Tata, no daaj dokończyć…
– Słuchaj, a co właściwie jest tam takie interesujące? Co?
– Noo… Dzisiaj opowiadałem im o cykloegro… no, o tym odchudzającym rowerze mamy, co stoi w piwnicy naprzeciwko lustra. Jeszcze muszę dokończyć o fryzjerze i o salonie piękności i…
– I to jest takie fascynujące? No dobra… wiesz co, synu ? Chodźmy na lody!
_____________
Tekst chroniony prawem autorskim. Opublikowany w witrynie www.kontrowersje.net i na blogu www.madagaskar08.blog.onet.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie i przedruk tylko za zgodą autora.
Dzień dobry. Taki drobiazg do poczytania na wieczór. Kiedyś z jakimiś tam ambicjami – czytelna aluzja do lemowego Eksyliusza Tartarejskiego.
Na lody ??? XIX wieczny ten ojciec, syna na lody ciągnie:))))))))
Przypominam, to było pisane jakieś 20 lat temu : ) wybór atrakcji był wtedy mocno ograniczony. Poza tym był dowcip z podobną puentą… to sobie pożyczyłem.
20 lat w stosunku do wieczności…….. nawet lody nie zdążyły się roztopić :))))
Dla mnie super. Nie wiem tylko po co kozy trzymali skoro nie na mięso i nie na mleko. Pewnie na skóry. Widać potencjał, tylko autora krotochwilie się trzymają zamiast napisać jakiś kawałek fajnego fantazy na przykład, zamienia taki fajny początek w żart. Swoją drogą rowerek stacjonarny ujeżdżam w zimie bez zapału ale regularnie. A autor mnie wyśmiewa, cholera. Chyba mam focha..
Podoba mi się ! :)))) na lody z ojcem to stateczku zawsze była frajda…. niezależnie od stulecia:)))))
Stacjonarny rowerek w blasku słońca….. :))))) zdolne dziecie :)))
Zwłaszcza: na lody, zamiast siedzieć przy kompie i grać w gry, nieprawdaż?
:))) prawdaż….. sama zapraszałam swoje grające dziecko na lody, zwłaszcza w czasie, gdy musiał się podpinać do telefonu, żeby pograć :))))
Pozazdrościć talentu.:)) Dawno temu to już nawet wierszy nie pisałam do szuflady. Ostatni, szczyt mego geniuszu wówczas osiągnęłam, napisałam mając lat 8, w porywach do 9-u. Było o Szczęściu. Wierzę swojej pamięci, że było genialne to dzieło, które zaginęło lat temu kilka i odnaleźć się nie chce. Może to i dobrze, bo mogłoby nie wytrzymać dzisiejszej krytyki? A tak sobie może być po wsze czasy genialne.:)) Zazdroszczę też, że Twoje wtedy Quackie może śmiało spojrzeć w oczy Twojemu dziś, bez zawstydzenia i fałszywej skromności.:))
PS: Już noc, nastroiła mnie melancholijnie… Wspomnienia do siebie to mają, że zawsze, chcesz, czy nie chcesz, wracają…Wróciłam myślami na Lindleya 4 i przypomniała mi się końcówka mojego arcydzieła. Raczę więc Was nią uraczyć.:)Nikt do niego nie pisze, nie dzwoni.Każdy chce je tylko mieć.
Ależ, bez przesady. Są i rzeczy, których dzisiaj NIE pokażę. Beznadziejne. Ta jest na tyle przyzwoita, że można ; )
.. ta jest zabawna i dowcipna, nawet jeśli piszesz, ze pointę pożyczyłeś :))))
Jaśminko … 8 czy 9 lat i wiersze ? doskonale się zapowiadałaś, czemu sobie odpuściłaś ?:))
To przez czytanie Wiedźminko.:))) W tamtym czasie zakochałam się między innymi w Annie Kamieńskiej, Urszuli Kozieł i Andrzeju Bursie. Doszłam do jedynego słusznego wniosku, że zbyt wiele mam do przeczytania, żeby marnować czas na pisanie o tym, co inni przekazali o wiele piękniej niż ja byłabym kiedykolwiek w stanie zrobić.:))
Dobrej nocy, bez proroczych wizji, tylko z pięknymi snami… ; )
nie chcę usypiać tego wątku, wracam na poprzedni :))))
DzieńDobry:)) Ja tak z zazdrości o tych lodach:)) Pan Quackie osiągnął to o czym ja marzyłem jako ośmiolatek, chciałem być pisarzem.(pochłaniałem wtedy Centkiewiczów) Skończyła się moja “pisarska droga”na wymyślaniu tytułów, do których następnie miałem dorabiać fabułę. Na szczęście dla ewentualnych czytelników, skończyło się na tytułach typu: “Szlakiem Złotej Strzały”, “Groźne i straszliwe przygody wśród ludożerców”, “Kosmokratorem do gwiazd”(zapożyczone od Lema). Pisarzy mamy dostatek, czytelników jakby mniej. Również wpis Jasmine, skłonił mnie do tych wynurzeń:)))
Witaj Stateczku….etetowo opowiadałam i wymyślałam bajki w dzieciństwie.Później nie pisywałam utworów prozatorskich; pisałam wiersze, aż któregoś dnia stwierdziłam, że ….. jest tyle o ileż piękniejszych, a ja nigdy nie dorównam Wielkim…..:(
Dzień dobry. Zjawiłbym się wcześniej, jeno Junior mnie wydzwonił ze szkoły, skręcił nogę w kostce, nic poważnego w sensie kości całe, ale boli go to – i musiałem go odtransportować na pogotowie i do dom.Co do twórczości mocno dziecięcej, to też takie rzeczy w swoim czasie robiłem, w podstawówce robiliśmy w większym gronie gazetkę ścienną [zawartość nie do publikacji obecnie], w LO – gazetkę szkolną, wydawaną w nakładzie kilkuset egzemplarzy, na ksero, i z tego powiedzmy że [moje] pojedyncze kawałki bywały całkiem dostateczne w sensie jakości; na szczęście publikowali też inni : )
Ty Kwaku, sie rozwinąłeś….. i bardzo dobrze. :)))) ja poprzestałam na ” twórczości” licealnej; wygrałam nawet jakiś konkurs na satyrę, zupełnie nie pamiętam nie mam co to było…… chwała nauczycielon, którym sie chciało nas inspirowac:))))
Ale moje zainteresowania od podstawówki się raczej rozpinały pomiędzy plastyką a matematyką/ informatyką. Humanistyczne na początku były całkiem poboczne.Plastyka odpadła w związku z alergią (techniki graficzne wymagają babrania się w chemii, szczególnie przy wytrawianiu kwasem i takich tam), a co do ścisłych, to w LO przez 4 lata miałem 5 nauczycieli matmy, za to jedną polonistkę, śmiem twierdzić że najlepszą w mieście. No i skończyło się na fil pol.
Jak mawiał mój licealny matematyk :” to humanyśtka, ona nie musi umieć “, więc przesadnie nie przejmowałam sie matmą.. Zajmowała mnie historia i oczywiście, polski , więc moja decyzja o studiowaniu ekonomii została przyjęta przez ciało pedagogiczne ze zdumieniem i niedowierzaniem….. A ja nie chciałam być nauczycielką……
Dzień dobry. Wpadłem na chwilę i zaraz wyskakuję pod Warszawę. Sprawdzę przy okazji czy w lesie jest już wiosna i czy na Zalewie Zegrzyńskim nie ma już kry. Do zobaczonka wieczorem:))))))))
Udanej wyprawy Stan…. :)))) w lesie chyba jeszcze nie bardzo widać wiosnę ?:)))
Udanej wyprawy Stan…. :)))) w lesie chyba jeszcze nie bardzo widać wiosnę ?:)))
Dzień dobry ! Lody…. ba, w długiej kolejce stało się po dobre lody; była taka “Dziurka”…. Lody były wszędzie tylko białe, a tam dawali owocowe w kilku smakach i bakaliowe… Pózniej były włoskie ” kręcone”…a i zdarzały się cassate i sułtańskie na wagę, które triumfalnie zanosiło się do domu :)))
aa i były jeszcze, w dzieciństwie wytworne lody podawane w srebrnych pucharkach… na ten luksus szło się z ojcem po otrzymaniu dobrego świadectwa…. jedno jedyne było takie miejsce…. :))
Dzień dobry:))) A kto z Was pamięta lody Pingwin i Bambino??:)
W dawnych dobrych czasach, niepotrzebnie zresztą minionych, na plażach można było spotkać sprzedawców reklamujących swój towar okrzykami – “mężu, mężu nie bądź głupi, niech ci żona loda kup!!i”, albo – “sam minister wyszedł z wody żeby u mnie kupić lody!”. Bardziej ponurego usposobienia reklamowali inny poszukiwany towar – “kto utopić się nie może, temu piwko dopomoże!”:)) To były czasy!:))
.. pamietam te okropne Pingwiny…. :)))) w specjalnych skrzynkach je po plaży roznosili. Były słodkie i dziwnie smakowały, nie wiem czym :)))
Dzień dobry:)) Miały zmienną recepturę, pomysłowy producent lepił je z tego, co akurat udało mu się gdzieś wykombinować:)))
Tych unikałem, wolałem już najprostsze lody, byle z lodziarni z przyzwoitą lodówką, niż te roznoszone i pakowane.
Dzień… oby zakończył się lepiej niż zaczął. Trzymajcie kciuki. Brat w szpitalu z podejrzeniem zawału. Przepraszam, że… a zresztą…To, że się ośmielam to wina Skowroneczka, dała mi kiedyś przyzwolenie na smuty. To Niej miejcie pretensje, jakby co.Trzymcie się cieplutko. Dobrze, że jest takie miejsce… Dziękuję.:):*
Trzymaj się, J. I brat też niech się trzyma – może podejrzenie to tylko podejrzenie? Są różne podobne babole – arytmia i inne takie. A zawał rzecz niebezpieczna, ale w porę uchwycona – do przeżycia, czego życzę z całego serca.
Spokojnie, Jasmino, podejrzenie to jeszcze nie zawał, a i on już dziś nie taki straszny. Pewien koń najlepszym na to dowodem:)
Pocieszać Cie nie chcę ale odrobina optymizmu i pozytywnego podejścia jeszcze nikomu nie zaszkodziła. Trzym się! A za brata trzymamy kciuki.
Jasminko dmucham tą pozytywną. Będzie dobrze. ****
Ja Cię nie pocieszam, ja Cię uczulam. Dopilnuj. Lekarze w Twojej okilicy i w kieleckim zamawiają do opracji krew na litry. Sistro, niech wypisze zapotrzebowanie ltra AB. Centusie zamawiaja na kwaterki. Wiadomo krakusi.I maja taki zwyczaj, ze wszystko co zamówia pompują w chorego, nwet jak nie ma takiej potrzeby. Nie chce im się wypisywać kwitów zwrotu.I masz taki efekt, że chłop po zawale na serce nie cierpi, bo zawał to nawet modny ale po jakimś czasie nadmiar krwi zaczyna rozsadzać żyły i robią się zylaki. I żegnaj plazo.Nie mazgaj się więc tylko dopilnuj, żeby Ci doktory brata nie zażylakowali
Trzymam kciuki Jaśminko, będzie dobrze…. :)*
.. i szybko podziel sie z nami dobrymi wieściami ….bo bedziemy czekać na nie 🙂
Może trochę nie na temat, ale dopiero zaczynam ;)http://grackle.blog.onet.pl/
Dzień dobry:))) Dwa razy dziennie siadam na …przedziwną machinę, poruszam nogami z obu boków, jakby biegając… I ani grama ta bezduszna nie chce uczknąć z mych kilogramów:(.. No tak, ale… to przecież cykloegro, po którym i na wielkie lody z bitą śmietaną /mniam/ można się wybrać – bezkarnie, a nie cykloergometr:))))
Haha, ale jak Cię widzą? Tak cię opiszą… ; )))
😛 panie Quackie… Siadam. Przekręcę 1602 na.. Śnieżkę :)))):P
Przepięknie słońce oświetla las… i jeszcze to niebo – cudnie błękitne. Naprawdę wiosna?:)))
wiosna Skowronku i coraz cieplej :))))