Pan Ignacy Lajkonik oderwał zafascynowany wzrok od podłogi i popatrzył na gospodarza. Ten, kruczoczarny brunet w kwiecie wieku, o oliwkowej cerze i nieodgadnionym spojrzeniu, przywołał na usta swój słynny uśmiech. Na mężczyzn taki uśmiech działał niebywale skutecznie, przekonując nawet najbardziej nieufnych i sceptycznych. Dzięki niemu dochodzili do wniosku, że właściciel jest wspaniałym facetem, wybitnym umysłem i prawdziwym mędrcem – czasem nawet do granic onieśmielenia. A jak ten uśmiech działał na kobiety! Na ten temat krążyły wysoce nieprawdopodobne pogłoski, których tu nie przytoczymy ze względu na niechęć do rozbudzania niezdrowego podniecenia i rozsiewania plotek.
Pan Lajkonik poznał właściciela uśmiechu jakiś czas wcześniej – jakżeby inaczej – przez panią Chandrę, która była aktywną działaczką Towarzystwa Amatorów Orientu. W tymże Towarzystwie funkcję prezesa piastował właśnie on – Dariusz B. Szeherezad. Daleki kuzyn pani Chandry, o perskich korzeniach, który opuścił Iran już wiele lat temu w niejasnych okolicznościach. Czy nie odpowiadał mu styl sprawowania władzy przez szacha, czy też rządy ajatollahów – nie było wiadomo. Było natomiast wiadomo, że udało mu się przewieźć do nowego domu sporo elementów wyposażenia, w tym również podziwiany właśnie przez pana Ignacego dywan, podejrzewany przez gości o szlachetne pochodzenie z samego Tebrizu, jak na oryginalny kobierzec przystało.
Pan Szeherezad, pytany o proweniencję dywanu, zazwyczaj tylko dyskretnie się uśmiechał, nie TYM słynnym uśmiechem, ale zaledwie jego cieniem. Dzisiaj wszakże potwierdził panu Ignacemu, że to nie tylko „Tebriz”, ale nawet prawdziwy „Haris”, po czym najnaturalniej w świecie zaproponował mu zabawę w obserwowanie wzorów, w jakie układały się sploty dywanu. Okazało się, że prześledzenie całej „ścieżki”, od jednego do drugiego brzegu dywanu, zajmuje nawet pół godziny, tak kunsztowne, pozakręcane i delikatne były esy-floresy. Ponadto po zakończeniu obserwacji pan Lajkonik poczuł, że ogarnął go przedziwny stan ducha, zupełnie jak po medytacji.
– Tak – powiedział z zadowoleniem w głosie gospodarz – Teraz już wiesz, jak czują się wschodni mędrcy, kiedy muszą się skoncentrować na jakimś problemie. Siadają na dywanie, otrząsają umysł ze wszystkich błahostek, oczyszczają myśli i skupiają wzrok na nitce, której kolor kojarzy im się z rozstrzyganą kwestią. A kiedy już przejdą razem z tą nicią całą drogę… – tu nie dokończył, ponieważ z kuchni zagwizdał czajnik i pan Szeherezad poszedł go uciszyć, a dla siebie i gościa zrobić tradycyjną „paani kam chai”, czyli mocną perską herbatę z korzennymi przyprawami.
Pan Ignacy przez chwilę zastanawiał się, czy nie poprosić o sok malinowy do herbaty, ale uznał, że tym razem sobie daruje. Po czym coś mu się przypomniało i pogrążył się w myślach. Coś dziwnego było w zachowaniu pana Darka, coś, co nie dawało panu Lajkonikowi spokoju. Otóż jego gospodarz miał dziwny zwyczaj – ilekroć opowiadał jakąś pełną aromatów i cieni orientalną historię…
…lub pokazywał magiczną sztuczkę, która jak twierdził, pochodziła jeszcze od żyjących w zamierzchłych czasach chaldejskich magów…
…czy też prezentował serię arcyciekawych zdjęć z wycieczki do Azerbejdżanu…
…zawsze urywał w kulminacyjnym momencie, pozostawiając słuchaczy lub widzów kipiących ciekawością. Zdarzyło się tak raz, potem drugi i trzeci, aż w końcu obecny za każdym razem pan Ignacy zauważył tę prawidłowość. O co tu chodziło?!
Ale oto już pan Szeherezad stał w drzwiach z drewnianą, rzeźbioną w misterne ażury tacą, na której stały dwie czarki z herbatą, cukier, zwykły i brązowy, a także wschodnie przyprawy w małych miseczkach. Wyrwany z rozmyślań pan Lajkonik pomógł gospodarzowi w ustawieniu tego wszystkiego na stoliku, po czym obaj zajęli się celebrowaniem herbatki, wymianą uwag na temat smaku i jak się on zmienia po dodaniu cynamonu, kardamonu, imbiru, gałki muszkatołowej czy też takich mieszanek, jak turecki miętowy baharat albo jego tunezyjska odmiana z kwiatem róży.
Kiedy już panowie podelektowali się herbatką, pan Ignacy poczuł nagłą śmiałość. Zaczął mówić, ale napotkał czujne, mimo uśmiechu, spojrzenie pana Szeherezada – i zadał zupełnie inne pytanie niż w rzeczywistości chciał: – Nie chciałbym być wścibski, ale wszędzie, i na wizytówkach, i na tabliczce przy drzwiach używasz tylko inicjału zamiast drugiego imienia. Co oznacza „B.”?
Pan Szeherezad popatrzył, nieco zaskoczony, po czym odrzucił głowę w tył i roześmiał się radośnie. A kiedy już się uspokoił, nadal nieco rozbawiony wyjaśnił panu Ignacemu: – Przyjacielu, jesteś jedyną osobą, którą to zainteresowało przez te wszystkie lata, kiedy tu mieszkam. No, może poza niektórymi urzędnikami. Spieszę z odpowiedzią: otóż mój czcigodny dziadek w dniach swojej młodości przyjaźnił się z angielskim kupcem, który nazywał się Barnaby Bear. Przyjaźń ta przetrwała przeróżne zawieruchy historii i zakręty losu, a na cześć tego przyjaciela mój ojciec dał mi drugie imię „Barnaba”. Nie powiem, przydało mi się to nieraz w życiu…
Tu pan Szeherezad zawiesił głos, obdarzył pana Lajkonika kolejnym onieśmielającym uśmiechem i zaczął sprzątać ze stołu. Pan Ignacy spojrzał na zegarek i zerwał się na równe nogi – Ależ się zasiedziałem! A muszę jeszcze dzisiaj wpaść do Chandry, podlać bauhinię!
– Odprowadzę cię kawałek – zaproponował gospodarz. Ubrali się i wyszli razem, a chłodne jesienne powietrze sprawiło, że pan Lajkonik jeszcze raz zdobył się na śmiałość. – Słuchaj, dlaczego nigdy nie kończysz najciekawszych opowieści? – zapytał. Pan Szeherezad spojrzał już bez uśmiechu, a jego mina zdawała się świadczyć, że pytanie trafiło w sam środek celu. Westchnął i odpowiedział:
– Czy wiesz, co się dzieje z ludźmi, kiedy tak robię? Nie posiadają się z ciekawości! Czasem nawet pytają „i co dalej? I co potem?”, a ja tylko tajemniczo się uśmiecham. A po co to robię? Zauważ, przyjacielu, że wtedy rozmówcy gorąco i szczerze chcą się ze mną znowu spotkać. Nawet nie wiesz, jakie to dla mnie ważne, żeby kolejne zaproszenia składane były szczerze, a nie tylko przez grzeczność! Kiedy czuję, że gospodarz żarliwie i z przekonaniem zaprasza mnie na następną sobotę… albo gość pyta z przejęciem, kiedy mógłby znowu wpaść – cały się wewnętrznie rozjaśniam. Ta szczerość, te emocje, z jakimi mnie traktują – to jest dla mnie najistotniejsza sprawa pod słońcem, ponieważ… Ale popatrz, przyjacielu, oto mieszkanie naszej uroczej indyjskiej znajomej! Do zobaczenia zatem… – i pan Szeherezad, uścisnąwszy dłoń pana Lajkonika, oddalił się szybkim krokiem. Pan Ignacy stał zaś przez dłuższą chwilę, zastanawiając się, kiedy mógłby znowu odwiedzić swojego perskiego znajomego. A może zaprosić go do siebie?
__________
Tekst chroniony prawem autorskim (wszystkie części cyklu o p. Lajkoniku). Opublikowany w witrynie www.kontrowersje.net oraz na blogu www.madagaskar08.blog.onet.pl . Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie i przedruk tylko za zgodą autora.

Dzień (?) dobry, ciemno już za oknem, pierwsza gwiazdka… przychodzi Lajkonik do państwa. Zapraszam dzisiaj w orientalne klimaty!
Quacku – nic nowego, ty od dawna stosujesz tę socjotechnikę. Ot teraz na przykład: siedzę i zastanawiam się, kiedy znowu spotkam się z panem Ignacym i z tobą…
Dyplomatycznie odpowiem – bliżej niż dalej… Pomysł już jest, na wykonanie jak zwykle trzeba znaleźć czas.
PS. Aha, i czy ja urywam w kulminacyjnym momencie?
DobryWieczór:)) Pan Sherokizad, zapomniał o kardamonie, łatwiej mógłby strzelić pointą bez obaw o szczere przyszłe zaproszenie:))
Sorry, miałem na myśli mirrę a użyłem kardamonu:))
Mirrę? Ale nie do herbaty???
Może dlatego, że mirra ma właściwości lecznicze ? :)))
Ciekawa postać z pana Szecherezada:)))… usmiech zniewalający, a jednocześnie poniekąd unisex…. ” serialowy” sposób ” intrygowania swoją osobą …. tłum winien za nim podążac :))))
Uwiedzie uśmiechem i urywaną frazą pana Lajkonika ? bo to chyba nie koniec tajemnic pana Szecherezada…… pewnie na coś liczy :))))
Mogę powiedzieć, że na razie – w przewidywalnej perspektywie – się nie pojawi. Ale powróci jeszcze kiedyś, to więcej niż pewne!
.. tak więc, pan Szecherezad dwojga imion, jest jak strzelba w pierwszym akcie ! wiadomo, że musi wystrzelić :))))
Ha, proszę, jak nam się zbiegły komentarze, mój i Twój z tej samej godziny. To jest cenny trop, ta zbieżność i ten motyw, i już go notuję sobie. W kajeciku. Wirtualnym.Ja, w przeciwieństwie do pana S., staram się dopowiadać.
: )) Na razie podąża całe Towarzystwo Amatorów Orientu, częściowo bywalcy ze względów towarzyskich, częściowo snobi, a po części osoyb autentycznie zainteresowane wymianą poglądów na temat kultury Wschodu. Tyle dobrego, że TAO nie działa za publiczne pieniądze.
Fakt, że TAO nie działa za publiczne pieniądze jest zastanawiający…. to, rzekłabym… całkiem nie po polsku :))))
Nie, ze składek członkowskich, całkowicie dobrowolnych. Ale tam, proszę ja Ciebie, nie wypada nie być, w tym Towarzystwie i w tym towarzystwie. Tam bywają przecież mecenasostwo Prztąscy i pan Gunterson z żoną i doktor Ewentualny… No po prostu trzeba, trzeba… A jaką herbatę tam parzą! Sam prezes! A jak się przy tym uśmiecha!
Ja, proszę Autora, mam pewien dyskomfort…. z powodu nie dość dobrej znajomości wcześniejszych dziejów pana Lajkonika…. można gdzies je bez problemu znaleźć ??
Dobry wieczór, droga WiedźmoWszystkie teksty o Panu Lajkoniku można przeczytać na portalu, którego nazwy wstyd podawać. Pozdrawiam
Bea logowania ? bo ja nie mam chyba tam konta.
Bez. Otwórz, po prostu, odcinek bieżący, a z boku ujrzysz tytuły poprzednich tytułów.
Tytuły poprzednich tytułów. Nieźle napisane, co nie?
Bez logowania chyba też? Tutaj jest pierwszy – http://kontrowersje.net/tresc/pan_lajkonik_i_kubkiAle wspomniane towarzystwo akurat się jeszcze nie pojawiało.
ok… juz wiem,jak się poruszać i czytać bez logowania . :)))
Dobry wieczór, QuackiePan Szeherezad, ze swoim ujmującym uśmiechem, mógłby odnieść duży sukces w branży ubezpieczeniowej, albo w private banking. W ostateczności w sprzedaży bezpośredniej. W wymienionych dziedzinach zdobycie zaufania klienta, to podstawa sukcesu. System zawieszania puenty, stosowany przez bohatera, pozwoliłby Jemu na sprzedanie klientowi każdego produktu, od odkurzacza antyalergicznego, po opcje walutowe. Nie wspominałby w ogóle o wadach, przemowę kończąc na zaletach tylko. Herbatka, po dodaniu tylu przypraw, smak miałby nie tyle orientalny, co na pewno oryginalny. Wrażenie oryginalności zatarte zostałoby jednak przyćmione przez studiowanie wzorów na dywanie, bez wątpienia latającym, utkanych. W sumie sposób życia opartego na serialowym toku opowiadania, podoba mi się. Obawiam się tylko o to, czy Panu Szeherazedowi nie poplączą się dalsze ciągi w niedopowiedzianych wątkach. Pozdrawiam
W punkt, proszę pana, jak zazwyczaj. Taki orientalny dżentelmen, prezes tego i owego, czasem emigrant, o zbytkownym guście i zniewalającym uśmiechu, to, proszę pana, musi być jakiś handlarz bronią. A może nie?
chyba nie…… pani Chandra dałaby się tak zwieść ? Niemożliwe ! :))))
Ona akurat miała okazję podziałać autentycznie, miała powód i pochodzenie. A towarzystwo bywa różne.
Pan Szeherezad nie jest bliskim znajomym pani Chandry ? 🙂
Może nie AŻ tak bliskim. I daleką rodziną…
Handlarz bronią? Raczej nie. Przedstawiciele tej branży nie są zazwyczaj ulubieńcami publiczności. Ale może być funkcjonariuszem służb. Agent Tomek był duszą towarzystwa. Zastanawiam się też nad szpiegostwem. To uzależnianie ludzi do kontaktów z panem S, może być ku temu dowodem. Regularne spotkania z żądnymi dalszego ciągu ludźmi, zapewnia stały dopływ informacji. Przecież ludzie przy herbatce paplają o wszystkich, także o żywotnych sprawach, mających istotny wpływ na Bezpieczeństwo Narodowe. O, Ruscy agenci z zamiłowaniem biesiadowali.
Nic nie wiem, nie słyszałem, ja tu tylko sprzątam… : )))
Ratunku !!!! Gryzonu, a co Tobie ? fantazja Cię poniosła ?:)))
Sprzątacz napisał, że jest głuchy i nieuświadomiony. Także możemy do woli knuć domysły. He, he.
Ja mam taki uśmiech.Reklamuję aparaty ortodontyczne. Wieczorowe. Przy całkowitym bezzębiu. Mężczyzni nie reagują, kobiety na mój widok odwracają się do mnie. Tyłem.
W Iranie czy też Persji też są mumie. Dalecy kuzyni, Markizie?
Narzeczone. Ale bardzo natretne. Musiałem uciekać.
Mnie uśmiechem nie straszysz Markizie, ale na wszelki wypadek… znikam, coby nie być natrętną niczym mucha Ce-Ce :)))) W locie Cię przywitam, bez oka perskiego:))))
Równie mocno strasze brakiem usmiechu. Ogolnie straszę
Domysły domysłami, knucie knuciem, a tu już spać iść trzeba. Szczęśliwi Ci, którzy na waciki łapczywi nie są. Pogodnej nocy
Dobranoc. Spokojnych, dobrze dokończonych snów!
Wieczór dobry.., wszak p.Ignacy się pojawił i to z kim? Z tajemniczym uśmiechem p.Szeherezada:))) Po dłuższym namyśle, nie zaufam panu, który nie dopowiada… Acz inspirujący na pewno jest:))) “Herbatka u Tadka”? Miła, ale.. może by tak okowitką p. Darka poczęstować? Byłyby rozmowy.. dokończone..:))) Niemniej jednak gorąco i żarliwie zapraszam na… Na kolejne spotkanie, że puszczę perskie oko :)))
Herbatka u Darka, zdaje się. Krótko mówiąc, co może się kryć za uśmiechem? A jeżeli jego właściciel lubi niedopowiedzenia? Gryzon wpadł na trop… i zniknął do spania. Zapytajmy: kto lub co zainspirowało go do takiego kroku, zwłaszcza po takich wypowiedziach? Czy przypadkiem nie znalazł się zbyt blisko prawdy?
“Herbatka u Tadka” to też bywała cyklicznie :)))
…Gryzon posłużył się przykładem pana DBSz. i tez zniknął nie dopowiadając:))))
Ja tam nie wnikam.. Ostrożną i rozważną, powiedzmy, bywam:)))
Spokojnej, rzecz jasna i.. dobranoc:)))
Coś mnie morzy strasznie dzisiaj, podejrzewam, że sen. Dobranoc więc – a jutro będzie nieco biegania, więc na Wyspie będę pewnie z doskoku.
.. a rano? cdn….. :))))
Dzień dobry:)Nie wiem, ale zrobiło mi się żal pana Szeherezada. Czyżby nie miał … prawdziwych przyjaciół?
Dzień dobry:)) Wiesz, Bo – mnie się zrobiło żal pana Lajkonika:)
I mnie też….. ::((((
.. jakby nas zamurowało ? :)))
I to na mur!!:)))
Pana Lajkonika? Nie.., on nie podjął jeszcze żadnej decyzji:)
Pan Lajkonik da sobie radę, bo jego Twórca jest zdecydowany :))
Pan Lajkonik da sobie radę, bo to ktoś, kto umie postawić pytanie wykańczające rodziców małych dzieci:))) Dlaczego?