Barańczak pisał dużo i smacznie, ale – nie wiem, czy się ze mną zgodzicie – nie do wszystkich wierszy chce się wracać i jest to wina samego poety. Albowiem o bolączkach “swoich czasów” pisał tak sugestywnie, że doprawdy odechciewa się nam wracać z XXI wieku do tamtych strasznych czasów. Po co nam ten mrok lat siedemdziesiątych? Bo co nam eksplozja niemiłych wspomnień? Wiersze sytuacyjne o przepychaniu się do lady, o produktach zastępczych, o posuwaniu się do przodu, o tym, że pan tu nie stał, choć każdy może stać itd. były wybitnym świadectwem tamtych upokarzających czasów i nadal są wstrząsające, ale nie bądźmy masochistami. Po wyjeździe do Ameryki, Barańczak też porzucił opisywanie polskiej siermięgi i zajął się sprawami natury ogólniejszej. Pójdźmy jego śladem i oddajmy się rozważaniom metafizycznym.
Widokówka z tego świata
Szkoda, że Cię tu nie ma. Zamieszkałem w punkcie,
z którego mam za darmo rozległe widoki:
gdziekolwiek stanąć na wystygłym gruncie
tej przypłaszczonej kropki, zawsze ponad głową
ta sama mroźna próżnia
milczy swą nałogową
odpowiedź. Klimat znośny, chociaż bywa różnie.
Powietrze lepsze pewnie niż gdzie indziej.
Są urozmaicenia: klucz żurawi, cienie
palm i wieżowców, grzmot, bufiasty obłok.
Ale dosyć już o mnie. Powiedz, co u Ciebie
słychać, co można widzieć,
gdy jest się Tobą.
Szkoda, że Cię tu nie ma. Zawarłem się w chwili
dumnej, że się rozrasta w nowotwór epoki;
choć jak ją nazwą, co będą mówili
o niej ci, co przewyższą nas o grubą warstwę
geologiczną, stojąc
na naszym próchnie, łgarstwie,
niezniszczalnym plastiku, doskonaląc swoją
własną mieszankę śmiecia i rozpaczy –
nie wiem. Jak zgniatacz złomu, sekunda ubija
kolejny stopień, rosnący pod stopą.
Ale dosyć już o mnie. Mów, jak Tobie mija
czas – i czy czas coś znaczy,
gdy jest się Tobą.
Szkoda, że Cię tu nie ma. Zagłębiam się w ciele,
w którym zaszyfrowane są tajne wyroki
śmierci lub dożywocia – co niewiele
różni się jedno z drugim w grząskim gruncie rzeczy,
a jednak ta lektura
wciąga mnie, niedorzeczny
kryminał krwi i grozy, powieść-rzeka, która
swój mętny finał poznać mi pozwoli
dopiero, gdy i tak nie będę w stanie unieść
zamkniętych ciepłą dłonią zimnych powiek.
Ale dosyć już o mnie. Mów, jak Ty się czujesz
z moim bólem – jak boli
Ciebie Twój człowiek.
« Sarajewo, Mostar, Blagaj i narty - część 1 | Sarajewo, Mostar, Blagaj i narty – część druga. » |
01
maj 2024
Dzień dobry wszystkim! Wiem, że to znany wiersz, ale właśnie dlatego trudno sobie wyobrazić, aby tego wiersza miało tu zabraknąć. Barańczak poszybował wysoko, wdał się w dyskurs z istotą pozaziemską, i całkiem trzeźwo, choć z właściwą sobie przewrotnością powtarza refren „Szkoda, że Cię tu nie ma”. Mnie się takie postawienie sprawy podoba.
Poza tym urzekająca jest ta fraza „Jak zgniatacz złomu, sekunda ubija kolejny stopień, rosnący pod stopą”
Właściwie dotychczas stykałem się z twórczością Patrona w zasadzie jako tłumacza, widzę, że czas się zabrać za dogłębniejszą lekturę 😉
Wiersz z lat 1986-88, zadziwia, że poeta miał już wtedy świadomość dumnej, że się rozrasta w nowotwór epoki, antropogenicznej degradacji planety…
On był wizjonerem jeszcze w paru innych kwestiach. Bo jak odczytać wiersz „To mnie nie dotyczy”, jeśli nie jako diagnozę coraz powszechniejszej ucieczki w ułudę „błogiej izolacji” i bycia ponad?
A przy okazji: czytam ostatnio dużo polskich wierszy współczesnych – do gorącej rzeczywistości politycznej nawiązuje może 2% z nich. Tuwim, gdyby żył…
Spacerek miejski, bzowymi zaułkami:) Już gdzieniegdzie rozkwitłe baldachy ciekawie wyglądały zza posztachetowanych płotków, rzucając na zmęczone chodniki tajemnicze cienie…
Dobry wieczór, Wyspo:)
Dobry wieczór, Laudate:)
Wiersz rzeczywiście bardzo znany, interpretowany wszerz, wzdłuż, w poprzek, od góry do dołu i od dołu do góry, z lewa do prawa, z prawa do lewa:)
Nie będę pisać o środkach artystycznych, anaforach, metaforach, epitetach. Jakie są – każdy widzi:) Nie będę też specjalnie rozwodzić się nad znanymi interpretacjami (chyba że ktoś bardzo chce poczytać moje przemyślenia;)). Skupię się raczej na relacji podmiot-adresat, ponieważ nie do końca oczywiste wydaje mi się (i zawsze wydawało) skupianie się wyłącznie na tegoż drugiego boskości:)
Tym, co mnie uderzyło (i wciąż uderza) w tym wierszu, jest wizerunek osoby mówiącej. Nie sądzę bowiem, by powtarzana niczym refren fraza:
Ale dosyć już o mnie.
wybrzmiewała li-tylko dla jej gładkości, trafności, czy… trywialności sformułowania.
Według mnie to zdanie nieco zmienia perspektywę interpretacyjną i, osobiście, nie powtarzałabym bezkrytycznie za (znanym przecież z przewrotności) autorem, i nie nazywała utworu pocztówką, widokówką, ale… rozmową telefoniczną:) Czy to nie podczas takich właśnie rozmów tak często powtarza się owo zdanie? Powtarza i… powraca do logorei, do opowiadania o własnych sprawach, miłych i niemiłych, zabawnych i dramatycznych… Bez minimalnego nawet silenia się na udawanie, że cokolwiek oprócz własnej osoby monologującego interesuje…
Czy taki punkt widzenia nie przewartościowuje nieco wymowy wiersza?
Nie negując absolutnie, nie umniejszając tragizmu zagubienia podmiotu lirycznego, jego osamotnienia w tym świecie, balansowania na granicy obu światów i niemożności porozumienia z przedstawicielem tamtego, pokazuje, moim zdaniem, że nie/nadrealny rozmówca to bardzo wygodna opcja, jeśli nie – jedyna, gdy własnemu egoizmowi chce się dać upust:) Mam nieodparte wrażenie, że wszystko sprowadza się tu do konkluzji, iż każda jednostka jest (nie tyle z tej jednostki złej woli, co z ludzkiej natury wynikającym) odrębnym, niezrozumiałym dla innych jednostek światem. Pokusiłabym się nawet o podejrzewanie autora (bardziej autora niż podmiotu lirycznego) o z lekka solipsystyczne ciągotki:)
A kiedy już spojrzy się na Widokówkę… w taki sposób, automatycznie nasuwa się pytanie:
Czy i kto tu jest tak naprawdę poddawany krytyce – adresat czy… osoba mówiąca:)
Widokówka w tytule jest bardziej nośna niż rozmowa telefoniczna. Ale masz racje, narrator działa na dwa fronty: niby z kimś rozmawia, a w istocie relacjonuje kondycję człowieka wrzuconego w byt bez instrukcji, jak się tu urządzić.
Telefon z tego świata też niósłby potrzebną porcję informacji;)
Ale widokówka niesie więcej nadtreści:)
Według mnie ważniejsze jest pytanie:
Jak ja się mam tu urządzić?
niż:
Jak by się tu urządzić?
Z pewnym opóźnieniem (bo u nas się normalnie pracuje, nie ma mowy o świętowaniu) odniosę się jeszcze do Twych słów o wszechstronnej i wielokierunkowej interpretacji powyższego wiersza: z pewnością takie rzeczy miały miejsce gdzieś tam… Ale ja jak żyję, od nikogo nie usłyszałem słówka na temat tego wiersza, z nikim nie dzieliłem się wrażeniami. Po prostu nie studiowałem polonistyki, a le zapamiętałem „Widokówkę” i czasem do niej wracam. Zawsze z dużym uznaniem dla kunsztu Barańczaka, który obok rzeczy oczywistych zostawił miejsce na domysły. W tym wypadku niejednoznaczności robią robotę.
Wybacz, dopiero teraz zauważyłam komentarz:)
Nie wydaje mi się, bym w którymś momencie kogokolwiek personalnie uczyniła autorem jakiej bądź interpretacji:)
Potwierdziłam natomiast Twoje stwierdzenie, że wiersz jest znany i dodałam ogólną informację o podejmowanych próbach interpretacyjnych:)
Pokusiłam się natomiast o podzielenie się własnymi przemyśleniami, ponieważ też uważam, że wartość poezji mierzy się jej uniwersalizmem:)
Dobry wieczór, Laudate:)
Każdy, kto odrzuca istnienie bogów jako miary wszechrzeczy, z konieczności musi jako taką miarę stosować coś, co zna najlepiej — czyli siebie. Zatem pewna porcja egoizmu jest tu nieunikniona. Można się jedynie zastanawiać nad przekraczaniem owego minimum, i to poddawać autokrytyce. Czy jednak krytyka podmiotu lirycznego przez autora może być uznana za samokrytykę?
Ja bym tu pewne rzeczy rozgraniczyła.
Podmiot liryczny:
-cechuje go pewien rodzaj egoizmu, ale nie ma w tym premedytacji
-egoizm jest nieuświadomiony, wynika z natury człowieka
Autor:
-opisuje egoizm podmiotu z pełną świadomością
-nie oskarża/nie krytykuje podmiotu – relacjonuje to, co widzi/słyszy bez wartościowania pokazanej postawy
Pytasz, czy można utożsamiać podmiot liryczny z autorem?
Ja bym tego nie robiła:)
Autor bazuje na wątkach autobiograficznych w tym tekście, ale podmiot liryczny wydaje mi się być kreacją, odrębnym żywotem, pretekstem do polemiki o egoistyczności ludzkiej natury:)
Dobry wieczór, Tetryku:)
Dobry był wieczór! 🙂
Witajcie na nowym pięterku!
Wróciłam z wycieczki jak zawsze bardzo niedospana, trochę zmęczona i z akumulatorami naładowanymi widokiem zieleni.
Po powyższej dogłębnej analizie profesjonalistki (Lena) cóż mogłaby dodać napita i uchodzona Makówka?
Jedynie podziękować Laudate za ciekawy wybór wiersza.
Dobranoc!
Spokojnej! 🙂
Zgodnie z wczoraj zrobionym planem – nieśpiesznie udaję się do snu:)
Dobrej nocki, Wyspo:)
Witam Państwa!
Czołem!
Gdzie dzisiaj grasujesz?
Nigdzie. W domu, auuu. Wyszłam sobie na chwilę w okolice Bonarki z książką i kocykiem.
Mam nadzieję, że już się nie opalasz?
Ależ skąd! Jestem w domu, jem kolację.
Witajcie!
Zanurzony w wirku pozdrawia odpoczywających! 🙂
A to nie mnie, bo ja zaliczam się do intensywnie pracujących. Może następnym razem ktoś mnie pozdrowi. 🙂
Nas musi usatysfakcjonować wspólnota losu… 😉
Jako osoba dziś cały dzień „robiąca nic” odpozdrawiam zapracowanych panów.
Miałam w planie robić jakieś porządki, ale tak jakoś zeszło:)
My dziś w drodze powrotnej wzięłyśmy bardzo czynny udział w bzobraniu:)
Ale nie takim:
Rwanie bzu
Narwali bzu, naszarpali,
Nadarli go, natargali,
Nanieśli świeżego, mokrego,
Białego i tego bzowego.
Liści tam – rwetes, olśnienie,
Kwiecia – gąszcz, zatrzęsienie,
Pachnie kropliste po uszy
I ptak się wśród zawieruszył.
Jak rwali zacietrzewieni
W rozgardiaszu zieleni,
To się narwany więzień
Wtrzepotał, wplątał w gałęzie.
Śmiechem się bez zanosi:
A kto cię tutaj prosił?
A on, zieleń śpiewając,
Zarośla ćwierkiem zrosił.
Głowę w bzy – na stracenie,
W szalejące więzienie,
W zapach, w perły i dreszcze!
Rwijcie, nieście mi jeszcze!
(Rwanie bzu – J. Tuwim)
My miałyśmy sekatorek 🙂
I teraz czuję się jak żaba ze znanego dowcipu;)
Wyplenerzone dobry wieczór, Wyspo:)
Nawet miałyśmy pokusę, by sobie gdzieś przycupnąć leśnie lub nadjeziornie do rana, bo przednocka bardzo majowa, sasankowo-kaczeńcowa, , mszysto-sosnowa, ale (głównie jednej z nas) średnio się uśmiechało psiokarmowe śniadanko:)
Czyli tym razem dziarski pies zwalczył pokusę. Co za hart ducha!
Tak – pies. Ja chrupałabym psią karmę jak landryny;)
Dobry wieczór, Laudate:)
Na nocleg pod krzaczkiem to chyba jednak jeszcze za zimno…
Zakokonienie się w termośpiworku przy mini-ognisku to fajna rzecz:)
Choć nie ukrywam, że dzielenie posłania z Rudą nie jest szczytem moich marzeń 😉
Nocowałem kiedyś mroźną zimą z dzieckami w górach w opuszczonej chatce z porozbijanymi szybami. Póki pod piecem się paliło, było nieźle, ale co parę godzin trzeba się było wyplątać z wyra…
My kiedyś utknęliśmy w sylwestrową noc na zasypanej śniegiem drodze do chałupki, w której mieliśmy świętować nadejście Nowego Roku:)
Taniec z łopatami nie pozwalał nam marznąć:)
W czasach studenckich spaliśmy kiedyś w bacówce. Był dach nad głową. Boczne ściany -również. Ale podłogi -nie było.
Była zima, mróz, na zewnątrz śnieg.
Termośpiworki nie były znane i dostępne zwykłemu studentowi.
Młodość nas grzała, ot co!
…i do tej pory na samo wspomnienie takich przeżyć skrzypią nam stawy!
Mnie stawy na zmianę pogody bolały już jak byłam nastolatką.
Ależ Ty ciagle nią jesteś, Makówko! 🙂
Dziękuję Laudate!
Dusza, dusza może często -tak. Często samą siebie zaskakuję.
Natomiast organizm w ogóle mnie nie słucha i uparcie przypomina Pesel.
Jedno z najmarzniejszych wspomnień mam z wczesnokwietniowego zlotu żeglarskiego, na którym spaliśmy w Omedze. Na jeziorach zdarzała się jeszcze kra, więc od wody ciągnęło niemiłosiernie, brzegi bywały oblodzone, a przed świtem przymrozki usztywniały wilgotne fały i szoty, którymi przymocowywaliśmy grotowo-płócienny dach do burt:)
A we dnie prażyło dla odmiany straszliwie, co potęgowało uczucie nocnej zimnicy:)
Witam Wyspę
Niech się święci 1 Maja, Dzień Flagi i Dzień Konstytucji. Wyczytałem, że wczoraj był również Dzień Kaszanki.
Smacznego. 🙂
Witaj Rivierze!
Dobra swojska kaszanka nie jest zła. Dawno nie jadłam.
Witaj Makówko
Od czasu do czasu zdarza się mnie zrobić, ale w brytfannie, nie w kiszce.
Ależ Ty jesteś kucharz doskonały!
To jest proste dość danie, niektórzy mówią, jak budowa cepa. 🙂
Wszystkim Kaszankom życzymy więc (po czasie ale – szczerze) wszystkiego najlepszego 😉
Dobry wieczór, Riverze:)
Witam Leno.
Cześć, Riverze!
Kaszankę lubię i czasem jadam — mój kolega z pracy mieszkający na wsi czasem częstuje nas owocami rodzinnego świniobicia.
Witam Tetryku
Zmęczyłam się tym nicnierobieniem. Chyba wkrótce umknę.
Dobranoc!
Dobranoc! Niech pracowite sny dadzą ci odpoczynek! 😉
Czyli będę spać i przez sen poukładam wszystko w szafach, a potem w dzień będę sobie mogła leżeć z książką?
Podoba mi się!
Nocne plany sprowadzają się do skończenia tego, co zaczęte i pójścia spać:)
Spokojnej nocki, Wyspo:)
Dobranoc
Witajcie!
U nas majówki ciąg dalszy, a nasi zamorscy koledzy w pracy albo przed pracą…
Słonecznie witajcie!
Ależ cudna pogoda!
Ja tylko miejski spacerek.
Powędrówkowe dobry wieczór, Wyspo:)
Pani Aura kusiła, kusiła, aż – skusiła:)
Skoro świt spakowałyśmy niezbędniki turystek, zaprzęgłyśmy gracika i ruszyłyśmy w nieznane:)
Śniadanko zjadłyśmy na nieco zroszonej, brzezinowej polance, obiadek wśród kępek zdziczałego tymianku i mięty w akompaniamencie leśnych trzmieli, podwieczorek wypadł nam przy maleńkim wodnym oczku, pobzykującym małodziennym potomstwem widliszków czy innych złotooków, a niby-moją kolacją delektowałyśmy się już przy domowym stole po finalnym spacerku:)
Jakoś tak czułem, że pomknęłaś w plenery!
🙂
Szkoda było zmarnować bezprackową okazję:)
I taką pogodę piękną, prawda?
O tak:)
Pogoda była naprawdę rewelacyjna, Makówko:)
Witam Wyspę majówkowo po pracy.
Cześć, Riverze!
Czy dzisiaj też pracujesz?
Trochę gadki na WhatsApp poprzez Ocean i jestem na Wyspie.
Dziś miałam wypoczynek bardzo mało męczący, ale jednak pójdę spać.
Dobranoc!
Dobrej nocki, Wyspo:)
Słonecznie witam!
Majówka w mieście cd.
Jadę na działkę na Bielany.
Pogoda letnia.
Zawołać Kelnereczke?
Quackiego dalej nie ma?
Miłego dnia Wyspiarze!
Witajcie!
Dopiero wróciłem po zakupach — małe zamieszanie w opiece nad mamą i takie efekty 🙁
Pozdrawiam Wyspiarzy i biegnę do Kelnereczki na śniadanie!
Dzień dobry rano Wyspo. 🙂
Już na nogach?
Jak zwykle. 🙂
Na razie muszę opuścić, trochę obowiązki wzywają.
Kupiliśmy w sklepie ruskie pierogi,masło i ziemniaki.W lesie zerwaliśmy czosnek niedźwiedzi.
Zanim ziemniaki się upieką w ognisku zjedliśmy ruskie z czosnkiem niedźwiedzim.
Ach, to kamień z serca. Gorzej byłoby, jakby to ruskie niedźwiedzie zjadły Was i zakąsiły czosnkiem.
Jeżeli czosnek niedźwiedzi to sposób na ruskie, to może należałoby podszepnąć to byłym ministrom obrony? Zaraz cały PiS zająłby się patriotycznym zbieraniem tegoż czosnku (jak ongiś poprzednicy — stonki), i byłby na jakiś czas spokój…
Cudowne jest Wasze poczucie humoru panowie.
Wracam.Zimno.Bus trzęsie.
Potuptane dobry wieczór, Wyspo:)
Z samego ranka wyruszyłyśmy na leśną włóczęgę i trafiłyśmy na urokliwą łączkę. Posiliłyśmy się i już miałyśmy zalec na kocyku, gdy nieopodal pojawiły się koniczki. Były odgrodzone, ale niezdrowe zainteresowanie Rudej zaowocowało rychłym odwrotem. I bardzo dobrze, bo jakieś dwadzieścia minut dalej znalazłyśmy konwaliową polankę, na której opalało nam się równie sympatycznie:)
Po obiadku niektóre z nas zasnęły, a inne buszowały zawzięcie po okolicznych czyżniach. W efekcie powyższego te niektóre będą dziś (jeśli w ogóle) spały na brzuchu, te drugie hodują pod schodami fuma po wyczesywaniu rzepików:)
Podczas kolacji nastąpiło bardzo chwilowe zawieszenie broni, ale już wszystko wróciło do stanu poprzedniego:)
Pochwalisz się opalenizną? 😉
Jasne:)
Dobry wieczór, Tetryku:)
Opaliłam się na złoto-brązowo, bo zawsze się tak opalam. Z lekkim, może, płomykowym odcieniem, który, mam nadzieję, do jutra ogaśnie.
Ładnie? 😉
Pewnie!
Nie ma jak tradycja 🙂
Ładna tradycja 😉
Też się dziś chwilę opalałam, ale efektów coś nie widać.
Dzięki temu nie będę musiała spać na brzuchu.
Poczekam na lampkę i umknę.
Nie doczekam lampki.
Dobranoc!
Idę szukać właściwej pozycji;)
Dobrej nocki, Wyspo:)
[…]
W krąg wodorostów zieleń
Piętrzy się drwiącą warstwą
I cuchnie — a muszelek?
Muszelek — na lekarstwo!
Nie w naszej widać mocy
Odnaleźć skarb tak wielki!
Na skórze, w chłodzie nocy
Pęcznieją nam bąbelki.
Lecz córcia łapką gładką
Pieczeń skwierczącą klepie:
– Nie przejmuj się tak, Tatku!
Jutro ci pójdzie lepiej!
Los żaden nas nie zmoże,
Choć przeszkód pełen wszelkich!
Chwała Ci dobry Boże
Za drogę po muszelki!
Los żaden nas nie zmoże,
Choć straszy kłopotami!
Chwała Ci, dobry Boże,
Za zbawczy krem z algami!
😉
Dzień dobry, Tetryku:)
Słonecznie witam!
Na niedzielne śniadanie każdy może wybrać co mu pasuje.
Witajcie niedzielnie!
Kto się opala, a kto okłada kwaśnym mlekiem?
Ja się dziś opalałam w krótkich momentach gdy słońce wychodziło zza chmur.
Mnie się udało zbytnio nie opalić, a kiedy już wyszło słońce, to byłem na nie przygotowany.
A w tej chwili w Gdyni solidnie leje, i to już drugi raz dzisiaj od przyjazdu.
Dzień dobry! W tej chwili wjechaliśmy z powrotem i pobędziemy (rozkład wyjazdów na następne weekendy właśnie się krystalizuje, dam znać, co i jak).
Witaj, Quacku Powrócony:)
Natrochędomowe dzień dobry, Wyspo:)
Nocka minęła w miarę bezboleśnie, ranek nadjeziornie, popołudnie domowo, a przedwieczornie znów na trochę umkniemy:)
Dzień dobry. Przez ten wyjazd nie jestem w kursie, to bezboleśnie to metafora czy realizm, a jeżeli realizm, to co się stało?
Witaj Quacku!
To „bezboleśnie” to chyba nadmiar opalania.
Ale oczywiście nie chcę odpowiadać za Lenę, ale skoro jej nie ma teraz na Wyspie to pozwoliłam sobie domniemywać.
A dzięki, jak nadmiar opalania, to współczuję (tym, co się nadmiarowo opalili).
Dzięki:)
Też byłam przygotowana na opalanie, ale odrobinę mi się przysnęło i straciłam kontrolę:)
Dobry wieczór, Quacku:)
Tej bliskości jezior trochę ci zazdroszczę!
A ja nie trochę, ale BARDZO zazdroszczę Lenie bliskości jezior.
Tak. Przodkowie się spisali, wybierając ten właśnie kawałek świata na zamieszkanie 😉
Woda zimna, słońce chowało się za chmurami, alerty RCP straszą burzą, ale, ale stęskniona za latem jednak wlazłam do wody i chwilę popływałam!
Dumnam! Moje stawy są innego zdania…
Może trzeba było pływać w innych stawach?
A już na poważnie, to oczywiście współczuję również, mam nadzieję, że możliwie szybko wydobrzejesz?
Spoko, spoko mnie stawy bolą przez całe życie i bez kąpieli, a tym bardziej na zmianę pogody.
A przynajmniej byli tacy na brzegu co po wsadzeniu stopy do wody patrzyli na mnie z podziwem.
W innych stawach powiadasz? Najlepiej w ciepłym morzu. Chętnie bym, ale…
Lato już prawie, ale woda raczej o tym nie wie…
Właśnie, niestety!
Na wyjeździe wodę obserwowałem, rzeczną i niedorzeczną, ale do niej nie wchodziłem (tylko pod prysznic).
Bo Ty jesteś ROZSĄDNY.A ja…?
Hymm, po prostu nie mam aż takiego imperatywu, żeby popływać. Poza tym w Łabie nie bardzo, bo daleka od czystości (tzn. chemicznie być może, czaple widziałem nawet w samym Dreźnie, ale mętna jak nieszczęście), a w innych rzekach nie bardzo. No a w fosach zamkowych, stawach parkowych czy fontannach to już w ogóle nie.
A ja lubię pływać i jeździć na nartach. Wiemy, wiemy odpowiada znudzona Wyspa.
Ale, ale tak a propos nart -czy chcecie, abym zbudowała drugą część tzn. opowiedziała jak było na nartach?
Ty się nie pytaj — ty buduj! 🙂
Wolę spytać, czy ktoś coś nie buduje, aby nie powstały dwa budynki jeden na drugim.
Ok, już zaczynam przeglądać zdjęcia.
Pewnie, że buduj!
Między dobranocką a lampką zapraszam piętro wyżej.
Zaraz się wspinam!
To my już po błyskotliwym spacerku:)
Burzyło głośno i świetliście, ale na sucho, więc – jeszcze piękniej.
Dla jednej z nas. Bo druga zakopała się w kocyk pod siedzeniem i z pioruńskim uporem nie wyściubiała nosa, póki nie wjechałyśmy do garażu.
Jużdomowe dobry wieczór, Wyspo:)
Dobry wieczór. Tutaj, jako się rzekło, burzyło na mokro. I całkiem przyjemny chłodek się zrobił.
Tu wiało i padało, ale krótko.
U nas wciąż ciepło – 19 stopni na razie:)