Opowieść pierwsza: Zuzanna i papuga
Kiedy schorowany pan Zygmunt zmarł w podeszłym wieku, jego mieszkanie odziedziczyła Zuzanna, studentka ostatniego roku architektury. Wprowadziła się do nowego lokum zanim jeszcze dopełniono formalności prawnych, właściwie w dwa dni po pogrzebie. Chodziło między innymi o przejęcie opieki nad zwierzętami. Starszy pan bowiem trzymał kota i papugę. Zuzanna znała te zwierzęta, jeszcze za życia wujka nieraz zmieniała im wodę w miseczkach i nie miała nic przeciwko temu, aby zostać ich jedyną opiekunką. Innego zdania był kot, który – jak wiadomo z pewnego wiersza – źle się czuł w pustym mieszkaniu, a obecność Zuzanny wcale nie znaczyła dla niego, że mieszkanie przestało być puste, więc przy pierwszej sposobności czmychnął i więcej nie wrócił. Została papuga, z którą Zuzanna chciała się zaprzyjaźnić, ale się nie udało.
– Halo, schronisko dla zwierząt? Mam do oddania papugę.
– Jaka to papuga? Amazonka czy Kakadu?
– Chyba Amazonka, nie wiem dokładnie. Chcę ją oddać, razem z klatką i zapasem karmy. Natychmiast.
– To może powie pani, jakie papuga ma ubarwienie.
– Jest cała szara. Ale mniejsza o kolor, chcę ją oddać.
– A, to z pewnością papuga Żako. Tylko one są szare. Dlaczego pani chce ją oddać?
– Bo to nie moja papuga
– Jak to nie pani?
Nie może pani oddawać cudzej papugi.
– To była papuga mojego wujka, ale on zmarł i mi ją zostawił, Chciałam się nią opiekować, ale widocznie nie mam serca do ptaków. Może ktoś po nią przyjechać? Bo ja mam tylko rower, a klatka jest dość duża.
– Niestety, nie dzisiaj. Może uda się zorganizować jakiś samochód na przyszłą środę.
– Do środy to ja z nią nie wytrzymam.
– Jak to, nie wytrzymam? Papugi są bardzo przyjacielskie, czasem tylko przeklinają. Czy pani papuga przeklina?
– To nie moja papuga. Już panu mówiłam. I nie przeklina, tylko kaszle.
– Nie mówi, tylko kaszle? Może jest chora.
– Ma apetyt i zachowuje się normalnie, tylko odgłosy wydaje nienormalne. Jakby jej na mózg padło.
– A konkretnie jakie odgłosy? Bo papugi…
– Ależ pan dociekliwy! Ta papuga naśladuje wszystkie odgłosy, jakie wydaje stary mężczyzna cierpiący na chorobę płuc. Więc ona nie kaszle, tylko churla, kicha, odchrząkuje i wydaje odgłosy spluwania.
– I tak cały czas?
– Nieustająco. Doprowadza mnie tym do szału.
– Może niech jej pani włączy radio i nastawi stację z dużą ilością reklam. Po paru dniach papuga zamiast kaszleć…
– Ale ona nie kaszle tylko churla. Poza tym pluje flegmą i robi to tak przekonująco, że na początku podchodziłam do klatki ze szmatką, żeby ewentualnie coś powycierać.
– No, to rzeczywiście niezwykła papuga. A nie mogła by pani jakoś przeczekać tego jej… churlania? Może po paru dniach słuchania radia, papuga zacznie zachwalać majonez Winiary albo opowie o zaletach maseczek ziołowych na noc.
– Już próbowałam! Przez ostatni tydzień śpiewałam jej po parę razy dziennie“panie Janie, panie Janie, bim bam bom”.
– I co?
– Nic nie pomaga. Ta cholera żadnego „bom” nie powtórzy. Na radio też jest głucha. Trzyma się swojego obrzydliwego repertuaru. A ja już trzy tygodnie z nią mieszkam.
– Może z biegiem czasu papuga zmieni nawyki. Ostatecznie, to tylko ptak. Albo pani się w końcu przyzwyczai.
– Ale ja nie chcę się przywyczaić! Chcę się jej pozbyć. Czy pan by chciał brać udział w agonii swojego wujka? Ta bestia wprost idealnie naśladuje jego męczarnie. Jakby mi na złość. Bardzo pana proszę, niech ktoś po nią przyjedzie. Najlepiej dzisiaj.
– Dzisiaj będzie trudno, może być w poniedziałek?
– Do poniedziałku to ja z nią oszaleję. Nawet z domu nie mogę wyjść na dłużej, bo jestem przeziębiona. Mieszkanie jest za małe, żeby się odizolować akustycznie. Dawniej ta papuga gwizdała i naśladowała ludzką mowę. Pamiętam, jak mnie śmieszyło, gdy powtarzała ziobro ty chuju. Teraz nic śmiesznego nie powtarza. Tylko churla, jakby się na mnie uwzięła.
– Może to z tęsknoty za zmarłym panem.
Papugi bardzo się przywiązują do właścicieli.
– Wszystko mi jedno czy z tęsknoty, czy z ptasiej złośliwości, nie jestem ornitologiem. W nosie mam takie diagnozy! Proszę przyjechać i zabrać papugę, w końcu to wasz obowiązek. Inaczej wyrzucę ją przez okno na zbity dziób, a mieszkam na trzecim piętrze.
– Wtedy popełni pani przestępstwo, a chyba nie warto sobie robić kłopotów przez jakąś papugę. A propos: czy papuga ma jakieś imię?
– Imię? Nie wiem, wujek nigdy nie wyrażał się o niej inaczej jak “papuga”. Może dlatego, że był adwokatem. Ja ją zaczęłam nazywać po prostu Churla. Przyjedzie pan? Zapłacę za taksówkę.
– A niech pani będzie! Przyjadę po pracy posłuchać tej papugi. Właściwie mogła pani na samym początku powiedzieć, że dzwoni w nietypowej sprawie. Od razu inaczej by nam się rozmawiało. Pożyczę auto od kolegi. Poda pani adres?
« Jak poznawać nowych ludzi? Jeździć na nartach. | Makówka z KOD-em w Sejmie » |
24
sty 2024
Są na świecie rzeczy, o których się Kopernikowi nie śniło. Może dlatego, że on nie trzymał papugi w klatce… Szczęściarz! 🙂
Ooo, sugerujesz, że Kopernik hodował papugi BEZ KLATKI?
Cóż w zamian za mieszkanie należało zaopiekować się zwierzętami.
Jakby mi ktoś dał mieszkanie to bym chyba włożyła zatyczki do uszu i opiekowała się, a potem zaprzyjaźniła z papugą.
Ale hm…nigdy nie miałam papugi.
Tytuł sugeruje, że będą jeszcze dwie części?
Bardzo ciekawa historyjka 🙂
Trudno ocenić postawę Zuzanny; sądząc po reakcji kota nie miała serca do zwierząt…
A widzisz, o kocie zupełnie zapomniałem, a on przecież też ma swoje miejsce w tej opowieści.
To może papuga faktycznie kaszlała złośliwie, albo w odwecie za nie-takie traktowanie? Albo żeby jak najszybciej zmienić właścicielkę?
Wydaje mi się to wysoce prawdopodobne.
Bo kot mógł uznać, że „tego się nie robi kotu” i tęsknić za panem, ale gdyby był dobrze traktowany pozostałby tam gdzie był.
Albo z tęsknoty za zwiałym kotem 😉
Dobry wieczór. Wyrzucenie z trzeciego piętra raczej nic by papudze nie zrobiło, chyba że razem z klatką. A raczej w klatce. Wiem, czepiam się 🙂 ale tak mi się w oczy rzuciło.
Obrazek w sumie dość upiorny, wyobrażam sobie etiudę filmową na tym tle, tylko na końcu ze schroniska uprzejmie odmawiają, a dziewczyna zostaje sama z papugą i powoli wpada w obłęd. Być może taki nastrój mam dzisiaj.
Ale bardzo udane opowiadanie, bo wyzwala wyobraźnię, „a jaki mógłby być ciąg dalszy?”
Również czekam na następne części.
Będą następne części, ale z innymi bohaterkami. Papugom na razie mówimy basta!
Ale też ptaki jak wynika z tytułu?
Kobiety i ptaki. Taki nietypowy zestaw 🙂
Pospacerkowe dobry wieczór, Wyspo:)
We dnie nam solidnie przyśnieżało, a na wieczór zaczyna podtapiać:)
Dobry wieczór. Tutaj zupełnie czarno, a w dzień wiatr niemal wiosenny (bo na plusie), więc NIEMAL ciepły. A w każdym razie zdecydowanie nie zimny.
U mnie teraz plus 7 stopni.
Ano właśnie, a przecież Wy jesteście jeszcze jaki kawałek dalej na południe!
Akurat w samą śnieżycę zostałam zmuszona do pomiasteczkowej eskapady. Po dziesięciu minutach byłam tak osypana śniegiem, że gdyby wzrok lada jakiego pana Bramkowego mógł zabijać, to ani chybi byłabym martwa sekundę po zamknięciu Urzędowych drzwi:) I to cztery razy:)
Adyć niechby zapewnili Miotełkę do otrzepywania Obywatelek i Obywateli ze śniegu na takie właśnie okoliczności! Co to, Urząd prywatna firma, czy jednak utrzymywany z naszych Podatków?
Z naszych:)
Prędzej bacik albo dźgacz na zbyt śmiałych petentów;)
Hehe, to Petent do urzędu w pełnej zbroi płytowej powinien?
Nie zaszkodziłoby 🙂
Zaliczyć cztery zgony jednego dnia to byłby rekord godny Księgi Guinnessa 😉
🙂
Ci instytucyjni odźwierni mają taki mordastyczny błysk w oku ściśle powiązany z błyskiem okołodrzwiowej posadzki…;)
Dzień dobry, Tetryku:)
Ja tam się pani Zuzannie nie dziwię. Mój papuzi sąsiad nie imituje odgłosów niczyjej agonii, ale głosik ma taki, że stawia mnie na nogi, ilekroć się odezwie:) A wydaje z siebie bardzo przyjacielskie zawołania…
Gratuluję udanego opowiadanka.
Dobry wieczór, Laudate:)
[idzie sprawdzić przyjacielskie papuzie zawołanka]
[ale cofa się od drzwi]
Czekaj, mówiłaś, że ten Twój sąsiad to jaki gatunek papugi?
Przepiękny Ar Szafirowy:)
Idę posłuchać.
I… ?
Och, one potrafią pomrukiwać, prawie jak koty!
Ale inne odgłosy, zwłaszcza znienacka, faktycznie mogą zaskoczyć. W sumie podobne do krakania chwilami, ale b. specyficznego.
Niko jest z tych zaczepiających:)
Gdy się go ignoruje, woła:
Halo! Halo!
Dzień dobry!
Lubię, Ola, lubię!
I na wszystko gwiżdże. Dosłownie:)
Tak, on wydaje dużo różnych dźwięków, nawet dość przyjemnych dla ucha, gdyby jeszcze nie były takie głośne:)
A, no tak, gadają również. Ja szukałem naturalnych odgłosów 🙂 ale faktycznie, sporo ludzi prezentuje również ich sztukę oratorską (w sensie na YouTube).
A jak się dasz zaczepić, to jak to wygląda, można godzinami z nim gadać, czy po jakimś czasie (np. 10 minutach) się mu nudzi?
Lubi być w centrum zainteresowania i z przypadkowymi przechodniami, dzieciakami zazwyczaj, może konwersować do upadłego:) One by go pewnie zagłaskały na śmierć, ale nie mają do niego bezpośredniego dostępu.
Ponadto jest pieszczochem i u znajomych potrafi upomnieć się bezceremonialnie o głaśnięcie, na przykład stukając delikwenta dziobem w ramię:)
No, chętnie bym poznał 🙂 przyjmuje jakieś smaczne prezenty na początek znajomości?
Tak, oczywiście:)
Sąsiadka zawsze stawia koszyczek z bakaliami i papuzimi słodyczami, którymi można go uraczyć. Choć on i sam świetnie daje sobie radę z sięganiem po nie.
I taka ciekawostka może – mimo że jest roślinożerny, raz na jakiś czas musi dostawać coś mięsnego, i jest na te (zazwyczaj gotowane/surowe, pokrojone w drobną kostkę piersi z kurczaka) specjały niesamowicie łakomy:)
To ja chyba jednak wolę koty lub psy.
Witaj Leno. Moje spotkanie z papugą (szarą) miało miejsce kilka lat temu. Podobało mi się bardzo, jak ptaszysko imitowało śmiech swojej pani. Gwizdanie też było, ale ono mnie nie zachwycało, bo mam sąsiada, który non-stop gwiżdże, choć wcale nie jest papuzi tylko ludzki. I zupełnie pozbawiony słuchu muzycznego. Gwiżdże stale nawet w domu po 23.
Z dwóch takich dźwiękowych utrapień zostało mi tylko jedno – naprzeciwległy kościół, z którego niemal każdego ranka i wieczora dochodzą mnie (wcale nie) anielskie pienia dyżurnej solistki, która brak umiejętności technicznych (o czym już tu pisałam) nadrabia siłą głosu.
Wcześniej było jeszcze przedszkole na parterze, czyli – pode mną. I o wiele bardziej niż szurające krzesełkami, popiskujące maluchy, dawały mi się we znaki pianistyczno-wokalne wyczyny kompletnie pozbawionego słuchu właściciela wspomnianego przedszkola. Każdego dnia od 10.00 do 13.00 dawał te swoje ryczytale, doprowadzając mnie (i ostatnią godzinę wtórujące mu płaczem dzieci) do obłędu.
Dzień dobry, Laudate:)
Będę zmykać bo jutro dzień bardzo biegany przede mną:)
Dobrej nocki, Wyspo:)
Spokojnej! Też zemknę.
Moi drodzy! Bardzo mi miło, że opowiadanie wyzwoliło w Was tyle domysłów i dywagacji dotyczących alternatywnych losów papugi oraz Zuzanny. Oczywiście fabuły już zmienić nie możemy, bo ona jest zastygła jak mucha (lub papuga ) w bursztynie. Jednak jakiś ciąg dalszy jak najbardziej możemy wspólnie napisać. Tylko na takim poziomie, żeby w Hollywod nie kręcili nosem 🙂 Widzicie te tytuły kinowe???
Scenariusz -„Laudate i Wyspiarze”.Hit sezonu!
Nad obsadą i reżyserem trzeba będzie pomyśleć.
mam znajomego reżysera kina akcji, na imię ma Quentin 🙂 Nie jestem jednak pewien, czy zaakceptujecie jego poczucie czarnego humoru.
Uwielbiam Quentisia. Głównie za to szaleństwo, w którym zawsze jest metoda:)
Dobranoc również!
Dzień dobry, za oknem szaro, mokro i (jeszcze cały czas) wietrznie.
Kawa jest absolutną koniecznością!
Pani Gieniu, poprosimy (mam nadzieję, że pani nie zmokła).
Chore, zasmarkane dzień dobry!
Witajcie!
Rozrywek mam tu tyle, że wczoraj nie zajrzałem 🙁
Pomysł kontynuacji historii podoba mi się – może powstanie coś na miarę „Przypadku” Kieślowskiego?
Deszczośnieżne dzień dobry, Wyspo:)
Trochę pada z przewagą sypania, wieje bardziej niż trochę, Miasteczko tu się szarzy, ówdzie – bieli, fasady mienią się namokłymi barwami, a ja rozgrzewam się jużdomowo:)
I zaraz będę kończyć zszywanie trzeciego (bo mi nici zostały z dwóch poprzednich) sweterka:)
Chora, chorsza, na jutro jakoś MUSZĘ się pozbierać.
Poproszę o kciuki!
Trzymaj się Makówko! Przemów swemu systemowi immunologicznemu do rozumu – w końcu to jego zadanie, aby Cię utrzymywać w formie.
Przemawiam, przemawiam całe życie. Już jako dziecko byłam ciągle chorującym, mdlejącym itd. zdechlakiem.
Całe życie muszę się kłócić z moim organizmem.
Postaraj się chociaż wyspać! Kciuki będziem trzymać…
Ale jak to zrobić? Z doświadczenia wstawania na różne wycieczki wiem, że wcześniejsze położenie się nic nie pomaga. Nie zasnę przed 1.
A zbiórkę mamy o 5.20.
Dzień dobry, nieco wypluty-m po pracy, zrobiłem mniej niż optymistycznie zakładałem, ale nadal sporo, w granicach planowanej normy.
Teraz na przerwę.
A ja spróbuję popedałować, jakby Wielka Stopa miała coś przeciwko, skończę wcześniej
Pedałuj tylko drugą nogą, a wielką stopę połóż na ramie.
Na szczęście naciskam pedały bardziej śródstopiem, a nawet częścią bliższą pięcie, a Wielka Stopa atakuje od przodu 🙂 ale już jestem.
Na czyje, Makówko?
Napisałam ramie, a nie ramię. Choć usłużne ramię pewnie byłoby lepsze.
No niestety, pedałowanie to nie joga 😀
O ogonek będziemy się spierać?
Lepiej wyobraź sobie zawiązanego w supełek Quacka próbującego założyć stopę na własne ramię:)
Dawno, dawno temu, w dzieciństwie, bywało różnie z tymi supełkami, ale teraz bym sobie tylko krzywdę zrobił, próbując.
W tym bardzo odległym dzieciństwie to i ssanie na leżąco własnego dużego palca u nogi nie było żadnym wyczynem 😉
Ech, byli czasy!
Roszone zacinającym deszczośniegiem, popędzane kuksańcami wichru, jakoś nie zdobyłyśmy się na odwagę, by wejść w głąb rozdokazywanego Lasu:) Asekurancko zrobiłyśmy dwie rundki po zwertepionej szosie i zgodnie umknęłyśmy w zacisze gracika:)
Dobry wieczór, Wyspo:)
Leno, chciałbym zaprenumerować u Ciebie słownik neologizmów własnej produkcji. Zwertepiona szosa byłaby pod koniec, ale trudno, po drodze zapewne mnóstwo smakowitych wynalazków językowych. Biorę wszystkie hurtem, płacę jak za detal 🙂 Może być??? 🙂
🙂
Jasne.
Na kiedy chcesz to mieć, Laudate?
Zamurowałaś mnie. Sądziłem, że zaczniesz pięterkować przeszkody, a tu proszę: taka oferta!
Na kiedy? Na wczoraj! 🙂 🙂
Ok:)
Dziś już trochę późno, podrzucę w zeszły czwartek 😉
Dobry wieczór!
Szosa zwertepiona jest z definicji dłuższa od równej, więc można uznać, że i tak pochodziłyście chwilę dłużej niż krócej.
Ta była jakoś szczególnie długa, Quacku.
Albo może nasze kroki krótsze niż zazwyczaj:)
Hm, jakby zamiast deszczośniegu był mróz – i lód – to bym powiedział, że kroki były krótsze dla stabilności, ale tak…?
Tak sobie natomiast myślę, że na te nocne spacerki przydałby Ci się noktowizor, żeby zobaczyć, co tam dokazuje w tym lesie, bez wchodzenia 🙂
Na ubitym śniegu (tych szos, po których jeżdżę nikt nie odśnieża, nie posypuje) w trakcie odwilży zrobiły się górki i dolinki, bardzo się po tym niewygodnie chodziło, bo i konsystencja tego różna – od mokrych, wypełnionych wodą, po śliskie, lodowe, więc starałam się iść ostrożnie czyli wolniej:)
W lesie nie jest ciemno nocą, zwłaszcza zimą, gdy leży śnieg:)
Dziś był bardzo duży wiatr i niezbyt uśmiechało mi się oberwanie jakąś rozbrykaną gałęzią po plecach. Aż tak niegrzeczna nie byłam:)
A noktowizor to fajna rzecz:)
No i wszystko jasne (aż noktowizora nie trzeba 😉 )
🙂
Zazwyczaj wy jesteście rozdokazywane – a tym razem las?
Tak jakoś wyszło:)
Wiesz, my jesteśmy małe i słabe, a ten las był taki wielki… 😉
Dobry wieczór, Tetryku:)
Cóż, są i takie wieczory…
Och, to życzę, by te „nie takie” minęły szybko i bezpowrotnie.
Dobry wieczór Leno!
Dobranoc Wyspo!
(nie idę spać, ale muszę coś tam jeszcze przygotować na jutro np. poszukać koszulkę z właściwym logo itp. i jednak jakoś wcześniej położyć się do
)
Spokojnej, owocnej (w odpoczynek i przygotowania, czego więcej i co bardziej potrzebne)!
Dobry wieczór, Makówko:)
Udanych przygotowań i wyspanego ranka:)
Wyspanego ? O 4.30?
Chciałam być miła.
Nie wyszło, więc życzę tylko udanych przygotowań.
Wracaj zdrowa!
Dobrej nocki, Wyspo:)
Dobranoc wszystkim!
Witam!
Zimno,buro,a w łóżeczku było tak miło
Dzień dobry, dzisiaj pospieszne, gdyż będę musiał poczynić pewne przygotowania przed jutrem…
Ale na kawę zawsze się znajdzie chwila. Co ja piszę, „się znajdzie”. Musi! 🙂
Pani Gieniu, poprosimy!
Wjeżdżamy do Warszawy.
Nawigacja się buntuje.
Siedzimy na galerii.Nic nie pozwali wnieść,nawet torebki
Dzieje się coś interesującego?
A w ogóle, to jak się czujesz?
W Sejmie spokój,ale całość b.ciekawa.
Może zrobię z tego wpis jak kogoś interesuje?
Dopiero zaczęliśmy wracać.
Czuję się źle,taka chrypka,że nie mogę mówić
Pewnie, że zrób — jak tylko się lepiej poczujesz!
Jak tylko wrócę do domu od razu idę do łóżka.
Obym odzyskała głos,to warto było!
Witajcie!
Udało mi się zwiać, jestem już udomowiony!
Super.

Udomowione najczęściej mruczą, szczekają lub chłepcą wodę z miski. Czasami drzemią na czymś miękkim i ciepłym. A Ty co wybrałeś? 🙂
Tylko to ostatnie mi odpowiada…
No więc tak, pierwszy etap pracy nad tekstem prawie zakończony, pozostało wybrać się do biblioteki (nie lubię) i znaleźć parę cytatów, a potem jeszcze przeczytać i poredagować tekst po samym sobie.
Mam nadzieję, że wszystko to mi się uda do końca przyszłego tygodnia.
A na razie przerwa.
Szybciutkoprzedspacerkowe dzień dobry, Wyspo:)
No hej. A ja zaraz idę po dobranockę.
W domu. W łóżku. Już rozgrzana ciepłym prysznicem.
Bardzo niewyspana, chora, zmęczona i niesamowicie szczęśliwa z dnia pełnego pozytywnych wrażeń.
Szkoda, że nie mogę ich opowiadać, bo straciłam głos.
Herbatka z miodem i z cytryną, a w ramach pokuty opowieść na piśmie…
O to to!
Ta pokuta mi się podoba.
Teraz herbata, inhalacje i spanie.
Większość już spać się kładzie, a Lena jeszcze spacerkuje?
Zaczynam się niepokoić…
No właśnie gdzie jest Lena?
Jestem już:)
Bardzo Szanownym Państwu dziękuję za troskę:)
umykam, dobranoc
Odniepokojające dobry wieczór, Wyspo:)
Lena miała spięcie z typem, który kolejny raz zastawił wjazd do garażu…
Może to nawet opiszę w jakimś nobelonie, ale dopiero jak mi złość przejdzie:)
Uff! Obyśmy tylko takie problemy mieli! 🙂
Obyśmy:)
Bo problem z niereformawalnością niektórych jest dość irytujący ale jednak do przeżycia:)
No to już mogę spokojnie powiedzieć: Dobrych snów, Wyspo! 🙂
Miłej nocki, Tetryku:)
Spokojnych snów, Wyspo:)
Odespane, chore i deszczowo-śniegowe dzień dobry!
Jak twoja mowność, czyli parlamentaryzm?
Zanikła. Mogę wydobyć tylko jakiś chrapliwy szept okupiony natychmiast silnym bólem. Od rana zajmuję się wyszukiwaniem miejsca, gdzie mogę DZIŚ uzyskać pomoc lekarską. Bo jednak nie chcę SOR, bo tam wysiedzę się do wieczora no i tam są nastawieni są na ważniejsze przypadki.
Boję się o tą moją JEDYNĄ strunę głosową i martwię perspektywą już nie mówienia zawsze.
Oprócz tego cała Makówka też coraz gorzej.
Witajcie!
Pogoda taka, że ani nosa nie wytknąć — a niedługo trzeba będzie…
Obiad zjedzony, lecz dzień niezaliczony. Pora wychodzić. Kap, kap…
Też wyszłam.Do Przychodni.Nie o takie wyjście mi chodziło,auuuu
Już z grubsza ogarnięte dobry wieczór, Wyspo:)
Spokojnej nocki, Wyspo:)
Dobranoc!
Chore, pochmurne dzień dobry!
Cisza na Wyspie to może jednak czas na śniadanie?
Ta jes, śniadanko już było.
Witajcie!
Tych, co po śniadaniu Kelnereczka zaprasza na kawę.
Chora Makówka skorzysta ze śniadania.
Miłej niedzieli Wyspiarze!
Jak trochę ogarnę siebie, pokój, kuchnię zacznę odprawiać pokutę.
Pośnieżone dzień dobry, Wyspo:)
Kawka już była — u nas, na południu, już pora na obiad, mimo że śniegu brak…
Właśnie się zwlokłam z łóżka, aby coś w tym kierunku zrobić.
Powodzenia w działaniach, Makówko.
I – dzień dobry:)
Dzień dobry Leno!
U nas na północy też już po obiedzie. Lekko gwizdanym dzisiaj – lada makaronowych rułkach z klopsikami w sosie grzybowym:)
I po niczym nie dającej się zastąpić herbacie z cukierkiem – również.
A teraz wracam do magentowego rękawienia się:)
Dzień dobry, Tetryku:)
Dzień dobry, magentowo rękawiczniejąca Leno! 🙂
Dzień dobry, bezpiecznie z powrotem w domu. I pobędę, tylko się rozpakuję i takie tam.
Brawo Quacku!
Za pilotowanie i dokarmianie kierowcy to może i się należą brawa…
No to i brawa dla osobistego kierowcy Quacka!
I pozdrowienia dla Małżonki! (czyli dwa w jednym)
Kochani Wyspiarze!
Zabieram się za „odprawianie pokuty”. Na początek usiłuję wybrać zdjęcia.
Jednak stale muszę ogarniać sprawy domowe i kodowskie i niestety coraz gorzej się czuję, więc wydajność mam kiepską.
Dajcie mi czas do jutra, proszę.
Skoro nie mogę opowiadać chętnie bodaj opiszę ten dzień pełen pozytywnych wrażeń. Póki jeszcze pamiętam co nieco.
Ależ droga Makówko, nikt cię nie zamierza torturować jak Tusk Kamińskiego! Co nie zmienia faktu, że trwamy w oczekiwaniu… 😉
Cóż miałam sondę wkładaną przez nos, bo nie jestem w stanie przełknąć odkąd mam uszkodzoną strunę i zgadzam się, że miłe to nie jest.
Rany. Ale na odwyku nie byłaś, wszak.
Hm lubię imprezować i wtedy nie ukrywam nie wylewam za kołnierz, ale do uzależnienia mi daleko.
Tak, no właśnie, i nie w związku z tym tak miałaś.
Trochę śnieżnie, trochę lodowo:)
Ustrojone w kropliste kolie sosny, świerki w śniegowych sukniach i pachnące terpentyną jałowce. A wśród liściastych Nagość. Nagość nad nagościami. Wszędzie nagość…:)
Czas domowy natomiast spędziłam na przemyśliwaniu, gdzie upchnąć szafkę, na miejscu której chciałabym postawić fotel…
Dobry wieczór, Wyspo:)
Właśnie bawiłam się w pacyfikatora buntu poduszkowego:)
Ułożyłam trzy nowe poduszki na wersalce. Rudemu się nie spodobały, więc zwaliła wszystko na podłogę. Poukładałam z powrotem, dałam wykład zakończony kategorycznym zakazem zwalania. Teraz czekam na efekty… 🙂
A ja nawiązałem nić intelektualnego porozumienia z kotką – włożyłem jej kociego snacka do miski, pozwoliłem obwąchać palce od tego snacka i powtórzyłem kilka razy z naciskiem „masz w misce”. I poszła do miski 🙂
Gratuluję sukcesu pedagogicznego:)
Rude obchodzi wersalkę i pufa przez nos (puf! puf!), nie wskakuje, ale i nie zwala poduszek:)
„Ale jak to, taka zmiana, puf puf, trzeba to ofukać” 😀
🙂
Teraz jest ostentacyjny zaleg na podłodze przy wersalce, posyłanie w moim i wersalki (nie jest to ten sam) kierunku pełnych wyrzutu spojrzeń oraz spazmatyczne wzdychanie…
A ja, zamiast odprawiać pokutę, usiłowałam zalogować się na portalu pacjenta, aby umówić wizytę prywatną i poniosłam klęskę. Utknęłam na ustawieniu daty, gdzie nie dało się wpisać ręcznie, a nie działało wybieranie z „kwadracika”.
Potem usiłowałam w stosie moich papierzysk odszukać albo przypomnieć sobie, u jakiego laryngologa i w której Przychodni byłam kiedyś tam ostatnio na NFZ.
A normalnie telefonicznie nic nie zdziałam, bo całkiem straciłam głos.
A nie masz na podorędziu nikogo, kto by zadzwonił i Cię zarejestrował telefonicznie?
Zadzwonić to jeszcze tak, ale już „wyprosić” szybki termin i wytłumaczyć, dlaczego to nie.
Też się pożegnam, bo nowy tydzień trwa już 18 minut, a spania będzie mało:)
Miłej nocki, Wyspo:)
Dobranoc!
Witajcie!
I znowu budzik-okrutniczek rozdarł się o 5:30!
gdy krainę snu przebywam
beztrosko ciche porty liczę
a Srebrnopalcej czar spływa
na moje uśpione oblicze
z objęć pięknej Nyks wyrywa
mnie podły budzik-okrutniczek
😉
Dzień dobry, Tetryku:)
Dobry wieczór, Leno!
Ja chcę do portu!!! 😉
Dzień dobry, w ciągu dnia ma być plusowa temperatura, ale póki co widać biały szronik na dachach.
Pani Gieniu, poprosimy jak zwykle.
Słoneczne i chore dzień dobry!
Internista w Przychodni (syn poszedł i mnie zarejestrował) dał skierowanie do laryngologa na cito. Z tym skierowaniem pojechaliśmy prosto do innej Przychodni i tam (cud!) zgodzili się mnie przyjąć dziś.
Szukałam w internecie terminów do laryngologa prywatnie na dziś, bo nie wierzyłam, że uda się na NFZ już dziś, ale na dziś nie udało mi się znaleźć, a „wyprosić” telefonicznie nie miałam jak.
To był jednak dobry pomysł pojechać ze świeżo wystawionym skierowaniem na cito od razu prosto do laryngologa, który jednak mój zestaw chorób potraktował poważnie i zgodził się przyjąć jeszcze dziś.
To tyle dobrych wiadomości.
Teraz będzie taka pół na pół. Laryngolog powiedział „struna JESZCZE się rusza, ale wygląda to kiepsko, więc jest duże ryzyko, że taki bezgłos może już zostać na stałe”.
Kochani BEZGŁOS, a nie jakieś tam lekko zachrypnięte mówienie!
Nie forsuj zatem struny próbami. Daj jej wypocząć, przygotuj sobie na próbę metody komunikacji bezmownej i pozostawaj w nadziei na regenerację…

Pisanie na kartce? Już tak kiedyś robiłam, ale to działa tylko w sprzyjających warunkach i przy dwóch osobach.
Witaj, Makówko:)
Współczuję bardzo.
Podzielam zdanie Tetryka, a od siebie dodam, że może warto rozejrzeć się za jakimś czytnikiem tekstu lub syntezatorem mowy, tyle jest teraz technicznych możliwości…
Pomyślę, ale chwilowo mam dość wyszukiwania od soboty gdzie iść do lekarza i skapcaniałam całkiem
Ale w końcu moje decyzje „gdzie” okazały się jakoś w miarę skuteczne, a to nie jest proste, gdy zachoruje się na weekend.
Zwykły tłumacz Google może być pomocny — ma opcję odczytu…
Poniedzielne dzień dobry, Wyspo:)
Biegany ranek, chodzone popołudnie, teraz chwila wytchnienia w domowym ciepełku i cowieczorny kłus na spacer:)
Dzień dobry, co za wieści, Makówka bez głosu?
Też byłem dzisiaj u lekarza, ale z rzeczami, hm, powiedzmy bardziej planowymi, a w każdym razie mniej pilnymi. Z poślizgiem godzinnym. A potem spędziłem sporą część dnia w bibliotece, polując na cytaty i nawet większość udało mi się złowić! I popracowałem nad tekstem w ramach II etapu poza tym.
A teraz już na przerwę.
To już wtedy nie jest TA Makówka!
Makówko, pomyśl o Stevenie Hawkingu!
Wiem, wiem, bywają gorsze choroby. Bywają choroby od urodzenia. Ja jednak od dziecka miałam problemy ze zdrowiem, ale jednak te prawie 70 lat przeżyłam korzystając z życia.
Ok, teraz nie będę o tym myśleć i zabieram się za odprawianie pokuty.
Mrozi z lekka i niebo wygwieździło się, jakby chciało wynagrodzić ostatnie noce:) Piękna Wenus, Bojowy Mars i Najjaśniejszy Syriusz przyświecały nam w drodze:)
A chodziło się dziwnie, bo po dziennych plusach biel podmarzła, ale nie na tyle, by utrzymać nas na powierzchni, więc się z chrupotem zapadałyśmy:)
Dobry wieczór, Wyspo:)
Jak byłem mały, pasjami lubiłem wyszukiwać zamarźnięte kałuże, z których spod lodu woda dopłynęła i słuchać chrzęstu kruszonego podeszwami cienkiego lodu…
🙂
Tu dźwiękom towarzyszyło opóźnione zapadanie się. W pierwszej chwili wydawało się, że zlodowaciała powierzchnia nas utrzyma, więc kiedy wpadało się w tę biel do połowy łydki, wrażenie było średnio przyjemne:)
Dobry wieczór, Tetryku:)
Ufff. Do połowy łydki to trochę głęboko. A pod spodem woda, czy wymarznięta pustka?
Nie grzebalim, więc będę zgadywać, że zmarznięta ziemia:)
No to chociaż tyle, że buty nieprzemoczone!
Tak, tym razem udało się suchą stopą:)
Dobry wieczór!
Faktycznie, coś na niebie błyska i tutaj? Aczkolwiek zapewne „świetlny hałas” miasta osłabia te wszystkie gwiazdy (i planety).
I Mistrz Tetryk przypomniał tę dziecięcą rozrywkę. Chyba chodziło o dźwięk i sensacyjne uczucie zapadania się (z całkowitym brakiem zagrożenia)?
I może jeszcze o to przyprawiające o zawrót głowy poczucie wszechwładzy Małego Niszczyciela Światów 🙂
Z balkonów całkiem nieźle widać niebo, ale, oczywiście, nie da się tego porównać z zamiasteczkowym widokiem:)
Dobry wieczór, Quacku:)
🙂
Światy się kiedyś na mnie zemściły. Podczas zimowych ferii w Tatrach strułem się gościnną wątróbką i dwa dni przeleżałem w wyrku, a na trzeci, zły, że inni całe te dni szaleją na nartach lub spacerują, powlokłem się trasą ceprów i emerytów: pod Reglami, potem w dolinę Małej Łąki. Na końcu doliny ścieżka zaczęła się coraz bardziej wznosić, więc, słaby rekonwalescent, zawróciłem. Mając do dyspozycji leciutko nachyloną połać pokrytą twardą i gładką skorupką (w którą w drodze pod górę buty wbijały się bez problemu) postanowiłem zjechać na tyłku ku dnu doliny. I jak już pojechałem, okazało się, że bez pełnego obciążenia na podeszwach nie mam żadnej interakcji z lodem — jechałem niezbyt szybko, ale kompletnie niesterownie i dopiero jak mnie wyniosło na jakieś kamyki, byłem w stanie zatrzymać się i podnieść 😉
Dobrze (chociaż i trochę szkoda 😉 ), że nie ma dokumentacji zdjęciowej z tego zjeżdżania!
Niezbyt przyjemna przygoda, która dobrze się skończyła:)
A lektura tylko utwierdziła mnie w mojej niczym nieuzasadnionej niechęci do wszelkiej maści zjeżdżalni:)
Przygoda była raczej zabawna, bo nachylenie rzędu 3 stopni i otwarta łąka, więc i zagrożenie żadne. Dziwne było natomiast poczucie kompletnej podległości i bezradności wobec grawitacji i skorupki lodu!
Podobne uczucie, w sensie braku kontroli, jak przy zjeżdżaniu w rynnie wodnej na dmuchanej oponie (albo ósemce), chociaż to ponoć się robi dla przyjemności.
I takim właśnie sposobem-ście mnie, Panowie, rozszyfrowali – od dziecka nie znoszę nie mieć kontroli 🙂
Zapraszam piętro wyżej, pokutę odprawiłam.
Bardzo owocnie! 🙂
Zatem, tradycyjnie już, tu się żegnam żeby lampce nie było smutno:):
miłych snów, Wyspo:)