A na pierwszą kartkę wkleił się złociście zapach letnio pszczelny
(czasami się zbiera słów bezprzyczynowych i rozmarzeń zielnik).
A na drugiej kartce strzępi się pytanie zielem tajemniczym:
„Czemu zwykle w bajkach mają złote włosy wszyscy królewicze?”
A na innych kartkach (każdy cal przeszłości ma swą parabolę)
kwiaty zasuszone blakną w świetle czasu różnych barw symbolem.
A ostatnia kartka była ciągle pusta – ciągle, aż do wczoraj:
w całkiem obcym mieście zakwitł mi przypadkiem pewien kwiat w wieczorach –
I znów pachnie w marcu nieznajomy kwiecień szczęściem na wpół chmielnym
(czasami się zbiera słów bezprzyczynowych i rozmarzeń zielnik).
(19.03.1933)
« Rozstrzelać! | Azulejos i do przodu! » |
01
gru 2023
Witam na patronackim pięterku:)
Utwór zupełnie niezimowy, nie grudniowy nawet, ani zapowiadający czegokolwiek kres. Wręcz przeciwnie – pełen oczekiwań, więc także nadziei:)
Wiersz pochodzi z rękopisów, nie był publikowany za życia Zuzanny Ginczanki, więc tym ciekawszym powinien się okazać.
Miłej lektury:)
Jak tu dziś od rana rojnie i gwarno 😉
Dzień dobry, Wyspo:)
Zabiegane, zaraz wybiegane dzień dobry Wyspo!
Zimowo i z nadzieję, że będzie lepiej.
To niemęczącego biegania, Makówko:)
I dzień dobry:)
To ja biegnę dłubać w nowej porcyjce już gotowych koralików:)
Ale będę miała rękę na pulsie. A raczej – oko na Wyspę 😉
Dzień dobry, Leno!
Bo czymże jest zielnik? Z punktu widzenia zbieracza pomocą naukową, wiązką wspomnień, lub może efektem odruchowej, konformistycznej działalności. Dla zasuszanych w nim roślin to cmentarzysko lub popielnik zależnie od tego, które aspekty zrozumiałej dla nas ludzkiej osobowości im zechcemy przypisać. Świadomość ta bliska jest dojrzałemu poecie; nastoletnia Patronka zaledwie to przeczuwa…
Dzień dobry, Tetryku:)
Zuzanna Ginczanka na ostatniej karcie swojego zielnika zamieszcza to, czego jeszcze nie było, co stanie się dopiero i nie bierze pod uwagę innej opcji, jak ta, że będzie to coś fortunnego, a, zgadzam się, ten optymizm charakteryzuje osoby bardzo młode:)
Odnoszę też wrażenie, że zielnik jest dla niej częścią zestawu, jedną z wielu, często przypadkowo podarowanych przez los i zebranych elementów:)
Dodam, że dużo bliższa jest mi ta koncepcja niż Harasymowiczowy popielnik:) W grę wchodzi także swoista tymczasowość wszelkich zielników – umieszczone w nich eksponaty nigdy nie są na tyle trwałe, by w pewnym momencie nie ulec zniszczeniu. A to sprawia, że pojawia się miejsce na kolejny egzemplarz kolekcji:)
Oczywiście, wizja pełnej nadziei młodości jest znacznie bardziej powabna niż przeczucia lekko zgryźliwego tetryka! 😉
To też;)
Jest piękny cykl F.G.Lorci, a w nim wiersz Księga, przytoczę Ci fragmencik:
II
Oto przekupień czasu
przynosi zielnik snów.
Ja
Gdzie zielnik twój, gdzie księga?
Przekupień
Trzymasz ją w swoich rękach.
Ja
Mam wolnych dziesięć palców
Przekupień
Sny w twoich włosach tańczą.
Ja
Ile minęło już stuleci?
Przekupień
Godzinę tylko ma mój zielnik.
Ja
Czy idę w zmierzch, czy do świtania?
Przekupień
Przeszłość jest nie do zamieszkania.
Ja
O gorzkie owoców ogrody!
Przekupień
Gorszy jest zielnik księżycowy.
🙂
Pora spacerowa zbliża się milowymi krokami i krążącymi w powietrzu rudymi westchnieniami, więc umykamy na trochę:)
Miłego niemarznięcia! 😉
Było miło:)
I nie zmarzłyśmy tak bardzo.
Stęskniłam się już za plenerkowymi spacerami.
Dobry wieczór, Tetryku:)
Dobrze jest móc zaspokoić tęsknotę (byle nie do końca!) 🙂
Wróciłam z zimowego, nocnego spaceru. Było zimno i padał śnieg.
Ale mieliśmy herbatę w termosie i rum.
I my wróciłyśmy:)
Nie było bardzo zimno, ale śnieżyło pięknie.
Rum – powiadasz?
I namówiłaś.
Dobry wieczór, Makówko:)
Dobry wieczór Leno!
Pocieplało. I prószy. Las otula się białą kołderką, ścieżki i bezdroża też bieleją. I my nieco oprószone wracałyśmy do gracika:)
Teraz rozgrzewamy się goździkową herbatką (jedna z nas) i zalegiwaniem przy cieplutkim grzejniku (ta druga).
Za oknem cisza taka, że słychać szmer spadających na parapet płatków:)
Dobry wieczór, Wyspo:)
Jakoś mi się to skojarzyło z tupotem białych mew… 😉
A mnie z tupiącym kotem.
Zdecydowanie wolę stepowanie kota w mroku 😉
Fakt, pogoda idealna na odbijanie od nabrzeża;)
W czasach szkolnych miałam zielnik. Takie ładne roślinki, kwiatuszki tam miałam…i chyba wyniosłam razem z innymi zeszytami do piwnicy i rodzice to wszystko wyrzucili kiedyś.
DOBRANOC PAŃSTWU!
My robiliśmy zielniki do szkoły:)
A ja jeszcze teraz mam książki pełne zasuszonych liści i kwiatów.
I, oczywiście, mnóstwo suszonych kwiatełków, które zalewam żywicą. A tę kolekcję biżuterii dawno temu nazwałam Kroplą Lata. Tyle już tych kropli zrobiłam, że uzbierałaby się cała łąka. Podwodna:)
Dobranoc, Makówko:)
Za oknem posypuje. Miękko jest i puszyście:)
I pora już na wierszorynkę:
Kiedy księżyc wschodzi,
głuchną wszystkie dzwony
i kreślą się tajne,
niezbadane ścieżki.
(Wschodzący księżyc)
F.G. Lorca, bo w towarzystwie tego pana spędziłam dzisiejszy wieczór:)
Miłej nocki, Wyspo:)
Witajcie!
No i mamy zimę. Podczas zakupów zdążyłem się już zakopać w śniegu przy próbie zaparkowania, na szczęście pojawił się anioł z łopatą i pomógł mi się wydostać. Nie, skrzydeł nie widziałem — poznałem po efektach działania! 😉
Kiedy się modlisz kochane dziecię,
To biały Anioł cieszy się z ciebie!
I dobrze tobie będzie na świecie,
Bo błogosławi cię Pan Bóg w niebie!
(Anioł – Wł. Bełza)
😉
W zdumionym oku zakręca się łza,
spowodowana nagłym wzruszeniem
i zaskoczeniem, że sam pan Bełza
śpieszy z pomocy tej wyjaśnieniem!
Dobry wieczór, Leno! 🙂
🙂
niech raczej uśmiech z twarzy nie spełza
niech na radości wdzięcznej nie zbywa
że oto sam pan Władysław Bełza
nam ten anielski sekret odkrywa 😉
Zimowe dzień dobry, Wyspo:)
Biało w Miasteczku, biało w lesie.
A w domu wykluwający się, przyniesiony ze spacerku pomysł na… 🙂
Pomysł na trzykropek? Brzmi bardzo tajemniczo! 😉
🙂
Jak się pomysł dobrze rozsiądzie, zadomowi, to się pochwalę. Na razie jesteśmy na etapie niespłoszenia (się).
Dzień dobry, Tetryku:)
A tam wyżej obdaruję Cię stosownym wierszydełkiem:)
Jest taki piękny cykl B. Leśmiana z Sadu rozstajnego, a że Tetryk mnie zainspirował, i pięterko poetyckie, to Wam fragment przytoczę:):
Skąd oni rodem? Z czyjego kochania?
I kto takiego udzielił im chrzestu,
Że pierś ich nigdy nie jest bez śpiewania,
A skrzydła nigdy nie są bez szelestu?
I kto ich zmyślił? Kto wywiódł ich z marzeń?
I dla jakiego pod ziemią powodu?
I dla jakiego na ziemi ogrodu?
Dla jakich jeszcze na niebie wydarzeń?
Kto pierwszy wyznał, nad czyją mogiłą
To słowo: anioł, skrzydłami objawne,
I czemu wyznał tak dziwnie, że było
Odrazu święte, odrazu pradawne?
I czemu, w zgony zapatrzon słoneczne,
Tym, których niema, dał imię tak wieczne?
(Aniołowie)
Leśmian wielkim poetą był…
Zasypane śniegiem białe dzień dobry!
Nie zdążyłam się przywitać? Bo pędziłam na knucie placowe.
Za tydzień wybory do Rad Dzielnic. Jakoś tak przemykają mało zauważalne, a powinniśmy bardziej je doceniać.
Fruwają cicho białe, srebrniejące płatki,
Świecące gwiazdy, pyłki i nikłe kryształy…
Lecą cicho… upadły… na powierzchni gładkiej
Leciuchno się w gobelin układają biały.
(Śnieg – Z. Różycki)
Dzień dobry, Makówko:)
Cześć, Zaśnieżona!
Ja po śniadaniu wywoziłem dary Mikołajkowe zebrane przez nasz region w ramach paczek dla ubogich dzieci: dwa wory pluszaków, duża torba słodyczy i takaż układanek.
Brawa dla Ciebie!
Ja natomiast rozdawałam ulotki kandydatki na radną. Mało kto pamięta o wyborach do Rad dzielnic.
Raczej dla darczyńców. Ja tylko zawiozłem 🙂
Skoro rozliczamy się z sobotnich poczynań, to dzisiejszego ranka robiliśmy mikołajkowe ozdoby. Dzieciaki dobrze się bawiły. Opiekunowie chyba też niezgorzej:)
Zwykła, pracowita wyspiarska sobota!
Mój dzień jeszcze się nie skończył – za chwilę umykamy na spacerek, a Was zostawiamy z Grudniem Or-Ota:):
Zabrzęczały srebrne dzwonki,
Zabrzęczały!
Padł na pola i na łąki
Dywan biały!
Hej! Pannami sanie kwiecić!
Oczętami zmierzch rozświecić!
Palnąć z bata — i oblecieć
Choć świat cały!
Spacerować to ja będę jutro.
Dziś nudne krzątanie się po domu i pakowanie plecaka.
Witajcie, mam nadzieję, że jeszcze nie śpicie, u mnie czas ciut inaczej płynie, poza tym rozmaite spotkania i wyjazdy zawodowe (tudzież zasłużona drzemka) skutecznie odciągały mnie od szyby monitora. Ale w końcu zasiadłem i zaczytałem się… Z poezją jestem za pan brat, a Leśmian jest mi bliski jak własny wujek, Ginczanka w dzisiejszej odsłonie jakby mniej przekonywująca…
O pogodzie tutejszej nic nie opowiem, bo żadna to atrakcja w porównaniu z waszymi śniegami. Ech…
Witaj laudate!
Kraków zasypany świeżym białym śniegiem wygląda faktycznie ładnie.
W kategoriach atrakcji trochę gorzej prezentuje się opóźniona komunikacja miejska.
Brak ci możliwości zakopania się auta w śniegu?
Ani jednej chwili nie tęsknię tutaj za tą alternatywą. Mam dość doświadczeń z Lublina lat 90-tych. Brrr..
Sobotni wieczór sprzyja dłuższemu siedzeniu:)
Cieszę się, że Leśmianowi Aniołowie przypadli Ci do gustu.
Co do Ginczanki, to – nie wszystko każdemu musi się podobać:)
Moim zdaniem jest to jeden z jej najlepszych wierszy. Ma ciekawe obrazowanie (co nie zaskakuje) i piękny rytm (a z tym różnie u niej bywa). Ład, przemyślana kompozycja, oszczędność słowa – tym mnie ujął:)
Dobry wieczór, Laudate:)
Czy w Krakowie na Brackiej pada śnieg?
A w Suwałkach na jakiej ulicy pada?
W Krakowie (chyba?) wszędzie. Na Brackiej też!
Mrozik na tyle duży żeby nie pozbawić Lasu białej szaty, a na tyle mały, by nas nie pozbawić uszek, nosków i (niektórych) ogonków;)
Dobry wieczór, Wyspo:)
Bardzo ładnie, poetycko o tym mroziku – ale zejdźmy na udeptaną ziemię: ile dokładnie macie tam tych Celsjuszów? (Pytam, żeby sobie dodać otuchy 🙂 )
No właśnie raczej – nie mamy. Pięciu 😉
Jest -5:)
Z czego wynika smutny wniosek, że niektórych ogonków was pozbawił!
Ogonków albo przecinków: bo skoro u mnie cyfrowy termometr pokazywał w nocy –2,8 , to aż sie boję pisać, ile to mogło być w Suwałkach po odjęciu przecinka…
Gdyby wniosek był prawidłowy Ty również wziąłbyś słowo „niektórych” w nawias, Tetryku 😉
Bo zagadkę o kalece pewnie znasz:)
Gdyby smutny wniosek był prawidłowy, nie towarzyszyłaby mu roześmiana gębusia 😉
A zagadki nie kojarzę…
Odpowiedzi też by nie towarzyszyła:)
A zagadkę trzaa werbalnie, bo opiera się na schemacie pytanie – odpowiedź. Inaczej nie jest zabawnie:)
U mnie teraz minus trzy. Zasypane wszystko na biało.
Będę wkrótce umykać.
Dobranoc!
Dobrej nocy …
Spokojnych snów, Laudate:)
Owiń się ciepło! 😉
Też jeszcze jestem, ale obiecane wierszydełko już mam:
Lampa… abażur z obwódką…
czerwonej serwety brzeg…
Za oknem cicho, cichutko
na dachach ściele się śnieg.
(Śnieg – E. Słoński)
Myślę, że czas oddalić się na paluszkach, życząc cichutko:
miłej nocki, Wyspo:)
Dobranoc, Leno. 🙂
Dzień dobry, Lordzie:)
Witajcie!
Do tej pory od 8 czekałam na autobus.
Nadjechał czy zrezygnowałaś? Mam nadzieję, że wzięłaś termosik…
Mam nadzieję, że w końcu się doczekałaś.
Dzień dobry, Makówko:)
Miałam termosik.
Autobus odwołany z powodu śniegu.
Oho, zaczynam się cieszyć, że wczoraj nic mi nie odwołano i dojechałem!
To przykre.
I jak sobie poradziłaś?
Witajcie niedzielnym rankiem! 😉
Słucham soundtracka od Lorda i nadrabiam zaległości w lekturach.
Witam, Tetryku. 🙂
Co do rzeczonego, o ile oficjalnie ukazały się dwa płytowe wydania (dostępne także w streaming-u), po pierwszym i piątym sezonie, to na samym YT jest wiele nieoficjalnych playlist, które w doskonały sposób, co do zawartości, uzupełniają się z tymi pierwszymi. 🙂
Miłego dnia, Tetryku:)
Dzień dobry, jestem, wróciłem planowo, wczoraj wieczorem, ale tak już zdyndolony, że nie wchodziłem na Wyspę. Byłem służbowo we Wrocławiu, na targach książki, trochę zobaczyłem miasta, spotkałem się z ludźmi po linii branżowej, w nocy dostałem informację o tym, że policja poszukuje tego pana, co postrzelił policjantów, zaliczyłem zmianę trasy tramwajów, o której nikt nie poinformował pasażerów, zostałem zaśnieżony i wróciłem cało i bezpiecznie.
A dzisiaj pospałem do oporu, ponieważ w piątek wstałem po 3.00 i potrzebowałem odespać.
Ale już jestem i pobędę, z przerwami na rzeczywistość tutejszą.
No i śniadanie jakieś by wypadało… Poprosimy, jakby co, lunchowe dania też się znajdą.
Witaj, Quacku:)
Czyli wyjazd z perypetiami?
Dobrze więc że masz go już za sobą i możesz delektować się Wyspowym spokojem:)
Z perypetiami, ale ogólnie na plus, bardzo na plus!
To najważniejsze:)
A teraz idę się powspinać:)
Ależ na co? Wydawało mi się, że w tamtych okolicach raczej jest płasko, a ewentualne wzniesienia to moreny polodowcowe najwyżej?
Ja znów idę na dłuższą chwilę, ale nie powspinać, tylko do realu.
Nawet na najbardziej płaskim terenie można uprawiać wspinaczkę intelektualną, czyż nie? 😉
Miłego urealniania się:)
Aaa, oczywiście! I nie tylko wspinaczkę!
🙂
Za oknem sypie, a ja odnalazłam Maminy lauferek i właśnie udało mi się odtworzyć wzór, którym był robiony:)
Nie jest szczególnie trudny, ale dość efektowny:) I ta satysfakcja, że jednak całkiem sprawnie włada się szydełkiem.
Nie do przecenienia
Ale lauferka to musiałem wyguglać.
Cieszę się, że Ci się udało.
Ale ja bardziej, Quacku 🙂
Lauferek? Przybiegł do ciebie?
Przybiegłby laufrer, Tetryku.
Lauferek przybieguśkał 😉
🙂
To my umykamy na spacerek:)
A ja na przerwę, która może się dzisiaj wydłużyć…
A skoro o poezji i zielnikach, to może tak:
W cieniu ukryte na samym dnie skrzyni,
w głębi szuflady lub w mroku pawlacza
tam, gdzie czas od lat ślady swoje czyni
leżą kolekcje młodzieńcze zbieracza.
Kilka klaserów: to znaczki pocztowe
parą z czajnika niegdyś uwalniane,
w tym Poczta Polska, w kolejnym światowe
od wszystkich wokół cierpliwie żebrane…
Czyste z subskrypcji, od Babci w prezencie,
większość z odzysku, pokancerowane
wartości nie ma zbiór i mieć nie będzie,
tylko dzieciństwa niesie wspominanie.
Gdzieś indziej zielnik: zasuszone liście
– tu jeszcze szybciej zapał wygaszony!
choć gruby zeszyt wzięto oczywiście
to w jednej trzeciej ledwo zapełniony.
W kilku albumach stare fotografie
jeden na drugim leżą w ciszy błogiej
robić odbitek nikt już nie potrafi,
zdjęcia na dyskach mają katalogi.
Nieubłagany czas kolekcje liczy,
spycha do głębi, znaczenia odbiera.
Tak myślę: ja i moi rówieśnicy
nie tkwimy aby już w jakichś klaserach?
Ho, też czasami myślę o tym. Zwłaszcza jak dociera wiadomość, że kogoś z naszych zabrakło, zwłaszcza z klasy albo szkoły albo z roku.
„Naśmiawszy się nam i naszym wojaczkom
Wetkną nas w klaser, jako czynią znaczkom”, ot co.
🙂
Znaczków nie zbierałam nigdy, ale słabość do ususzania roślin została mi do dziś. Właściwie z każdej podróży wlokłam między kartkami książek tego typu trofea:)
I wciąż lubię fotografie:)
Cóż… nasz świat odchodzi do lamusa. Nie jesteśmy w tym ani pierwsi, ani ostatni:)
Dobry wieczór, Tetryku:)
Dobry wieczór!
Z mniej standardowych kolekcji miałem kiedyś ponad setkę puszek po piwie, z okazami też z różnych stron świata, od Ameryki po Australię. Ku uldze Lokaty kolekcja poszła na złom przy okazji wymiany szafek kuchennych, na których stała — zostało mi po niej tylko wspomnienie, że amerykańskie i australijskie piwa to straszne siki.
A ja – puszek po oranżadach, tych z Pewexu 🙂 ale nie była aż tak duża, chociaż też poszła na złom.
Puszkowe kolekcje były zmorą matek większości moich kolegów:)
Ja zbierałam komiksy:)
A po jednej z Ciotecznych Babć – Oldze – odziedziczyłam piękny zbiór porcelanowych mini-dzbanuszków. Do dziś nie mogę odżałować jego straty, ale nie dlatego, że był bardzo cenny w sensie wymiernym, traktowałam jego elementy jak artefakty do przeszłości, szczęśliwego dzieciństwa… Pozbycie się go przez pewne osoby nie było wredne, było po prostu podłe.
Za to udało mi się odzyskać gliniany serwis, którym (ku mojemu ogromnemu zaskoczeniu, bo myślałam, że mnie nie lubi:)) obdarowała mnie druga z Babć – Tante Hedwig. Znaczy w moim życiu równie wiele. Tak wiele, że był jedną z pierwszych rzeczy, którą spróbowałam reanimować po pożarze naszego domu:)
Jestem w domu. Byliśmy na wycieczce, ale zupełnie gdzie indziej.
Dobranoc!
Gdzie indziej — znaczy, poza Wyspą? 😉
Miała być dolina Będkowska i Szklarki, ale wkurzony kierowca tłumaczył, że tam się nie da dojechać.
Skończyło się na Lasku Wolskim i ognisku na Bielanach.
Zima mrozi
zima grozi
nie dowozi
w zaspach tkwi
Ale w Lasku Wolskim też była piękna zima.
I dostępna drogowo 🙂 no to pięknie.
Dobranoc, Makówko:)
Spokojnej!
Jezioro jeszcze chodzi, ale Las pozimowiał zupełnie. Gdy patrzyło się nań z pewnej odległości, wyglądał jak wielka świetlista mapa z tą plątaniną białych ścieżek:) Mamory jeszcze ciemne, ledwie przypudrowane ażurowym rzucikiem.
Gdy wracałyśmy, zaczęło sypać i mogłyśmy podziwiać uskakujące w świetle reflektorów rozsrebrzone iskierki:)
Kilka(dziesiąt) z nich ubieliło Rudej nos, więc kichała i prychała, póki nie stopniały w gracikowym ciepełku:)
Dobry wieczór, Wyspo:)
Umykam również, jutro pobudka wcześnie i badania. Ale inne.
Dobranoc!
Dobrej nocki, Quacku:)
I jeszcze wierszorynka:
Uśpione wielkim mrozem blade gwiazdy wiszą,
Jakby je dziś zaklęło jakieś wielkie słowo
I srebrna jakaś bajka wraz z tęsknią i ciszą
Przez puste płynie pola w oną noc zimową.
(W noc zimową – Z. Różycki)
Bajecznych snów, Wyspo:)
Witajcie!
Noc zimowa przepłynęła, snów niw zapamiętałem…
Czyli jakaś srebrna bajka też mogła płynąć?
Dzień dobry, Tetryku:)
Zimowo witam!
Zimowo odwituję, Makówko:)
Dzień dobry z opóźnieniem!
Dzisiaj miałem badanie na obciążenie glukozą. Czyli tak: o suchym pysku do punktu pobrań, tam pobranie krwi, podanie 75 g glukozy rozpuszczonej w ciepłej wodzie, 2 godziny bezczynnego czekania, pobranie krwi nr 2. Tymczasem mijają 2 godziny i nic, następne numerki wyświetlają się na tablicy, następne osoby wchodzą. Idę do rejestracji, pytam, co dalej, skoro minęły 2 godziny. „Aha, to zaraz pana poproszą”. Po 10 minutach nie poprosili, więc już lekko zirytowany powtarzam pytanie. „To jeszcze pan nie wszedł? To trzeba było wejść!”. W końcu wszedłem, pobrali i wyszedłem, ale wkurzony lekko, bo nie szanują czasu.
A teraz mogę wciągnąć śniadanie. Chociaż z racji pory to takie bardziej drugie śniadanie.
Pani Gieniu, zaserwuje pani? Pięknie proszę.
Na niefrasobliwość personelu w większości placówek brak słów. Głównie tych cenzuralnych…
Mimo wszystko – dzień dobry, Quacku:)
Mam nadzieję, że śniadanie choć w części zatarło niesympatyczne poranne wrażenia.
Wyobrażam sobie jak byłeś wkurzony skoro dalej bez śniadania.
Tak to niestety u nas jest z tzw. służbą zdrowia. Choć i tak chyba trochę lepiej jak dawniej.
Ale to niby prywatne laboratorium, tzn. Bruss (obecnie Alab). Tyle że mają umowę z NFZ.
Dziś chcę Was przywitać magicznym sonetem pani Kazimiery:):
Loty kwiatów rozwitych na mistycznej łące,
Oderwanych od łodyg, ściętych kwiatów pęki.
Uskrzydlonych gwiazd taniec leciuchny i mięki,
Lotne gwiazdy, srebrzyste motyle goniące.
Lecą… gwiazdy… motyle… i kwiaty iskrzące…
Lecą… spadły — siew biały z pod anielskiej ręki.
Jak dziewiczej orkiestry przytłumione dźwięki
Grają bielą barw, tonów pyły wirujące.
Tak grają, że się duszę chce rozewrzeć całą,
I tą bielą się osnuć — w tę kaskadę białą
Nurzać duszę, i srebrzyć ją mleczną ponową,
By dziewiczą się stała krysztalną alkową.
A wówczas na jej szybie błękitnej wykwitną
Kwiaty marzeń młodzieńcze z koroną błękitną.
(Śnieg – K. Zawistowska)
Pan Grudzień rozwiązał wielki wór ze śniegiem:)
Sypie coraz bardziej. Z zewnątrz dochodzą odgłosy odśnieżania i tupot otrząsanych z lepkiego śniegu butów:)
A ja umykam na trochę, póki jeszcze mogę w miarę bezboleśnie wydostać się z domu:)
Rakiety śniegowe: to jest jakiś sposób!
Dzień dobry!
🙂
Napisałam kiedyś taką piosenkę:
ciągle zima
słońca ni ma
chyba karple włożę
może co pomoże 😉
Dzień dobry i bardzo śnieżny, Tetryku:)
Czy karple to właśnie rakiety?
Tak. Takie szerokie narty, nie tylko na śnieg, także na piasek i błoto:)
Też umykam knuć ulicznie przed wyborami do Rad Dzielnic, paaaa
Owocnego knucia bezśniegowego, Makówko:)
Jak poszło?
Właśnie wracam. Jakoś tam. Jednak dużo mniejsze zainteresowanie jak do wyborów do Sejmu.
Dzień dobry
U nas z wyborów na wybory zainteresowanie głosowaniem do Rad Dzielnic rośnie. Wynika to m.in. z powiązania frekwencji wyborczej z ilością pieniędzy, które Rada dostaje do wykorzystania w dzielnicy.


Dlatego frekwencja w kolejnych latach rosła od 5% (minimum, żeby wybory były ważne) do 25% (rekordowa frekwencja w wyborach do RDz)
Niestety ludzi można wychowywać jedynie w oparciu o proste bodźce
Nie wiem jak w Krakowie, ale u nas Rada Dzielnicy działa społecznie – radni nie dostają za swoją służbę diet ani innych profitów…

Dlatego przy każdych wyborach odbywa się łapanka osób chętnych do działania w R.Dz. Nie każdy lubi poświęcać prywatny czas, wysłuchiwać skarg (czasem wymyślań) mieszkańców i użerać się z władzami miasta za zwykłe „dziękuję”…
Dzień dobry, Krzysztofie:)
Wszystkich z Wyspy wywiało, to i ja się swoim wzorkiem zajmę:)
Ale zerkać będę:)
I po cichutku, pomalutku nadeszła pora spacerku… 🙂
Płyniemy:)
Mało śniegu pod stopą, jak mawiają żeglarze turniowi 😉
Pod stopą lubimy dużo, mało wolimy pod oponą;)
Dobry wieczór, Tetryku:)
Hej! Dotarłem do domu, po comiesięcznym spotkaniu. Pora na kolację
Smacznego:)
A Psiułeczki są w kropeczki. Śniegowe:)
W jednym jesteśmy z Rudą podobne – obie uwielbiamy eksplorować nieskalane śnieżne połacie. Ruda robi to może bardziej energicznie, więc i zanurza się głębiej, bo po same uszy, a ja zaledwie po łydki, ale co z tego? Obu nam sprawia to jednakową radochę:)
Było super, a ja nie tracę nadziei, że w końcu Psiuła przekona się do lepienia piguł i będziemy mogły zagrać w śnieżki 😉
Dobry wieczór, Wyspo:)
Dobry wieczór.
Czy do lepienia piguł nie trzeba czasem przeciwstawnych kciuków?
Poza tym zabawy w śniegu lubi chyba sporo zwierzaków żyjących w pobliżu ludzi (czy też razem z nimi), koleżanka jeżdżąca na koniach opisywała ostatnio radosny galop przez świeży puch. Radosny zarówno dla wierzchowca, jak i jeźdźczyni 🙂
Witaj, Quacku:)
Ojtamojtam z tymi kciukami… Myślę, że odrobina dobrej woli potrafi zdziałać cuda… 😉
Nie wiem, co takiego ma w sobie świeży śnieg, że tak optymistycznie nastraja i ludzi, i zwierzęta. Może wydziela jakieś śnieżne feromony? 🙂
Świeżość, czystość, jak przy niezapisanej kartce papieru (ogrom możliwości) albo świeżym prześcieradle (czystym).
I wszystko to można wydeptać i zapaskudzić 🙂
Tako rzecze seryjny zapisywacz kartek… 😉
No ja nie wiem, Quacku, czy taka czysta kartka na klasówce w każdym wywołuje euforię… 😉
Na klasówce… W pierwszym dniu szkoły, wszystkie zeszyty, takie białe, czyste, pełne nadziei 😉
A ja nie piszę na ogół na kartkach, tylko na komputerze!
A dla mnie pisanie ręczne nabiera znamion magii:) Szczególnie gdy biorę do ręki pewne bardzo szczególne pióro:)
Wiem, że zabrzmiało, jakbym umiejętność pisania traktowała ze średniowieczną infantylnością, ale… nic na to nie poradzę, że akt pisania ręcznego traktuję jak pewnego rodzaju rytuał:)
O, nie, całkowicie to rozumiem, ale przy pisaniu (czasem również przy tłumaczeniu) strasznie kombinuję, zmieniam, na kartce to by strasznie wyglądało, więc zarzuciłem już takie próby.
Ale na kartce notuję zawsze rzeczy do zrobienia/ załatwienia.
Tak, ja swoją pracę także wykonuję w laptopie, choć początki były jednak ręczne i wspominam to jak coś na kształt sennego koszmaru:)
A jeśli chodzi o pisanie rzeczy własnych, to nie będę Cię zanudzać opowieściami o tym:)
Myślisz, że dobrej woli to i kciuk się nie przeciwstawi?
Gdybym chciała dalej iść tym tropem, powiedziałabym, że mógłby nawet pobłogosławić, Tetryku 😉
…i to chwalą sobie?
Bez wątpienia, bo u psiłka kropek kilka służy ku ozdobie… 🙂
Makówka wraz ze swoim kciukiem mówi dobranoc!
Spokojnej! (Ale skoro przeciwstawnym, to może kciuk jeszcze nie idzie spać? 😉 )
Cała Makówka jeszcze nie poszła,ale i tak mówię paaaa
Papa!
Dobrej nocki, Makówko:)
Nie idę jeszcze spać, ale wierszorynkę mogę już wstawić, nie?
A dziś taka perełka Józefa Weyssenhoffa o wdzięcznym tytule Bogini Nocy:
Niesie mnie noc w ramionach bladych swych
Cieni,
Powierzchnię wód księżyca srebrny szych
Mieni,
Kołyszą łódź nieznane jakieś fal
Dreszcze,
Mdlejących skier od wioseł idą w dal
Deszcze. —
Daleki śpiew melodyę cichą barw
Zmąca.
Wokoło gra muzyka wielu arf
Śniąca…
O przybądź tu! klasyczne swoje rzuć
Światy!
Na szczęścia sen przybrałem moją łódź
W kwiaty,
Pod stopy twe wysrebrzył księżyc pas
Lity —
Zaśniemy tu, aż ziemskie zbudzą nas
Świty.
🙂
Brzmi legendą, niczym u Tolkiena.
A ja umykam, bo wcześnie wstałem na badania… Dobranoc.
Dobrej nocki, Quacku:)
Jako się rzekło, spać jeszcze nie idę, ale poręczniej mi ze sobą rozmawiać niż pisać, więc:
miłej nocki, Wyspo:)
Witajcie!
Jak dawno nie widziałem się z Boginią Nocy!!! 🙁
Grecka Nyks potrafi zawrócić w głowie, a i nasza rodzima Nocz niejednemu pewnie spędza sen z powiek 😉
Dzień dobry, Tetryku:)
Dzień dobry, szykuje się kolejny dzień pełen spraw do załatwienia. Obudził mnie telefon z poradni z zapytaniem, czy mógłbym przyjść 2,5 h później. Mógłbym, na szczęście mam elastyczny czas pracy.
Ale liczba rzeczy do załatwienia/ kupienia przez to nie maleje.
Dlatego przyda się coś na rozruch. Pani Gieniu, poprosimy!
Czyli tydzień Ci się zaczął pod znakiem biegania:)
My też już po rozruchowym śniadanku.
Dzień dobry, Quacku:)
Zimowo, słonecznie witam!
Równie słoneczne dzień dobry, Makówko:)
Dziś witam Was wstępem do ludowej legendy opowiedzianej przez Klemensa Junoszę:
Pan jeden groźny, co mu Mróz na imię,
Przyszedł i ziemię uśpioną uścisnął;
I na pociechę siostrzycy swej Zimie,
W tysiącznych igłach na drzewach zawisnął,
A miljon iskier po śniegach rozprysnął…
(Mróz)
🙂
Umykam na trochę:)
A ja umykam na knucie biurowe.
Korzystając z przerażającej nieco ciszy na Wyspie, zmieniłam firanki w czterech oknach, zaczęłam prać zdjęte, popsułam pralkę, zadzwoniłam po pana do naprawy, przyszła pani, naprawiła, skończyłam prać, porozwieszałam.
A teraz – jako że flauta wokół Wyspy wciąż trwa – idę szyć nawleczki:)
No i tak: przyszedłem do przychodni na czas tylko po to, żeby czekać na wejście do lekarza jeszcze półtorej godziny. Trochę to irytujące, nie powiem. No ale trudno, widujemy się z panią doktor raz na kwartał, tak to jeszcze można.
Poza tym załatwiłem rozmaite inne sprawy, bardzo sprawnie, więc chociaż tu bez pudła.
W każdym razie z pracą znów trochę w plecy, trudno.
Przerwa.
Owocnego przerywania się, Quacku:)
I spacer:)
Autobusu nie ma.Zimno,auu
Tak dzisiaj czekałem na autobus w drodze do przychodni. W dzień, za jasnego, ale też było mroźnie. I podwiewało.
Nie znoszę wyczekiwania na przystankach. I przeważnie nie wyczekuję, a idę do następnego, jeśli mam więcej niż dziesięć minut do odjazdu.
A u nas empeki rzadko się spóźniają, na szczęście.
Jeden autobus mi uciekł, a drugi się spóźnił, ale mimo to byłem w przychodni na czas. Tyle że już na miejscu się dowiedziałem, że jest spora obsuwa, taka na półtorej godziny.
Nie wiem – więcej tu było szczęścia w nieszczęściu czy złośliwości losu…
Ach, w ogóle wszystkiego, dzisiaj jest taki dzień, pani w aptece szukała lekarstwa tak ze trzy razy dłużej niż zwykle, biegając w amoku po zapleczu (i przez to mi uciekł ten pierwszy autobus). Ale w końcu znalazła.
Mam nadzieję, że już jesteś w domu, Makówko, i moje:
Dobry wieczór naprawdę to oznacza.
Tak, jestem.
Pełna odpowiedź niżej.
Dotarłem do domu. Jeszcze godzina na zoomie…
Dobry wieczór, Tetryku:)
Dziś znowu sypało brylantowym pyłkiem, co najlepiej widać było pod przygarażową latarnią już po powrocie do domu:)
A na spacerku ciąg dalszy śniegowych hulanek.
Z tym, że w pewnym momencie Rude wyniuchało jakiś przysypany śniegiem trop i pognało nim, by po chwili wrócić ze zjeżoną sierścią i obnażonymi kłami. Jakoś nieciekawa-m była szelestów w nieodległym gąszczu. Zgodnie zastosowałyśmy taktyczny odwrót w trybie: przyśpieszony. Tak przyśpieszonym, że droga od gracika zajęła nam około dwudziestu minut, a do gracika jakieś siedem:)
Potem zatrzymałyśmy się jeszcze nieco dalej na obrzeżach lasu, by jedna z nas mogła zrobić to, po co pojechałyśmy… A że żadna z nas nie miała jakoś ochoty na kontynuowanie po wszystkim przechadzki, w zgodnej komitywie wróciłyśmy do gracika, za co (jak mniema ta druga z nas) zostałyśmy po powrocie ozłocone, a nawet – obrylantowane – wspomnianym wcześniej pyłkiem 😉
Dobry wieczór, Wyspo:)
Dobry wieczór (jestem po kręceniu, ale jeszcze przed prysznicowaniem, gdyż Junia zabradziażyła w łazience).
Ha, to brzmi jak początek dobrego horroru, mieć należy nadzieję, że to wywąchane coś nie podążyło za Wami w garażowe brylanty, z dezaprobatą traktując wywąchiwanie.
E, nie… Chyba nie…
My jednak byłyśmy czterokołowe, a ono co najwyżej czworołapne…
🙂
No to całe szczęście, bo gepardów ci u nas brak. Zwłaszcza o tej porze roku.
Są rysie… żbiki…
A i głodni wilcy o nadmiar odwagi nas nie przyprawiają… 🙂
Ale wilczy trucht na cztery koła nie poradzi. Zresztą rysie ani żbiki też.
Jasne. Byle do tych czterech kół dobiec jako pierwsi:)
Przypomniałam sobie opowieść pewnego Leśnika, ale zanim ją przytoczę, napomknę, że na naszych terenach zaimka „mnie” używa się zamiennie z zaimkiem „mi” czyli np.:
Podaj mi rękę = podaj mnie rękę.
I do sedna:)
Opowiadał nam wspomniany Leśnik o dość groźnym spotkaniu z wygłodniałym wilkiem zimową porą o zmierzchu. Był dobrym gawędziarzem, świetnie budował napięcie, więc kompletnie zbaraniał, gdy zamiast spodziewanego efektu przerażenia po dramatycznym wykrzykniku:
– I wtedy pomyślałem: „Przyjdzie mnie zjeść!”
usłyszał zbiorowy wybuch śmiechu.
A my po prostu zastanawialiśmy się, czy to wilk przyjdzie zjeść Leśnika, czy może Leśnikowi przyjdzie zjeść wilka… 😉
Ooo, to świetny przykład, do czego się przydaje składnia i jak wyglądają jej (gwarowe) zakłócenia.
Niestety, rzadko się trafiają takie rarytasy:)
Ale jednak się zdarza, a to już coś!
Mogło być czterokopytne, albo i jednoryjne…
Tak, te szerokołopatne bywają nie mniej groźne od jednoryjnych… 🙂
Dziś wierszorynka jeszcze przed myciem ząbków:):
Spać… spać…
Z wciśniętem w poduszki obliczem
Tak długo w bezruchu trwać,
Aż noc nas wciągnie w swój lej,
W ciemność bez kształtu i lic,
Gdzie się nie myśli o niczem,
O doli dobrej czy złej,
O życia szarego męce,
O szczęściu zawsze zwodniczem —
Gdzie się nie pragnie nic
I gdzie się nie cierpi więcej…
Spać… spać…
Dlaczego to słodkie bezczucie
Nie może bez końca trwać?
Bo każde oczu otwarcie
To nowe myśli ukłucie,
To nowa mitręga ducha
I nowa z troskami kadź
I ciągle nowe katusze —
Bo wiecznie patrzy nam w duszę,
Paskudnie, chytrze, uparcie,
Rzeczywistości ropucha.
Spać… spać…
(Wołanie chwili – H. Zbierzchowski)
🙂
O, z kiedy to? Bo brzmi bardzo na czasie
Ogrody życia – wydanie z 1935 roku:)
Historia się powtarza, znaczy, w wielu wymiarach, także tym prywatnym.
Ale zawsze jest nadzieja, że ropucha zamieni się w księcia/księżniczkę 😉
Bardzo wyrafinowane rymowanie… Ciekawy wiersz — w każdym aspekcie.
Tak. Dlatego przytoczyłam w całości. Żeby nie zepsuć misternej konstrukcji:)
Dobry wieczór i dobranoc!
Autobus jednak przyjechał, ale nie miałam czasu napisać, że dotarłam do domu, bo byłam spóźniona na knucie na Zoomie.
Po knuciu musiałam zjeść kolację.
Melduję więc jestem w domu, w łóżku i wkrótce idę spać.
Ważne że dotarłaś:)
Dobrej nocki, Makówko:)
Spokojnej, odpoczynku po czekaniu na mrozie i knuciu!
Dobranoc!
Mili Wyspiarze, czuję w kościach to wspinanie się po parapetach, więc pożegnam się już, by przyjąć pozycję horyzontalną:)
Kojących snów, Wyspo:)
Spokojnej i Tobie. To pewnie na mnie też czas powoli 🙂
Witajcie!
Dziś dzień bez szczególnych atrakcji, dopiero wieczorem Klub Książkowy. Dziś omawiamy „Chłopki. Opowieść o naszych babkach”
Oo, to prawdziwy hit wydawniczy, z tego, co mi wiadomo, wydawnictwo przygotowuje (a może już przygotowało?) kolejny dodruk.
Mój popołudniowo atrakcyjny – Mikołajki wszak mamy:)
Ale jeśli bardzo się te atrakcje nie przedłużą, to spróbuję zajrzeć do Klubu.
Dzień dobry, Tetryku:)
Dzień dobry.
Tutaj pochmurno, no a jak w zimie pochmurno, to znaczy, że mniej mroźno. A to już jakiś plus.
Pani Gieniu, poprosimy z większą ilością plusów!
U nas chwilami śnieżyście, z rzadka pobłyskliwie. I mroźno.
Póki co szósteczka z małym minusikiem:)
Dzień dobry, Quacku:)
Witam !
Tu pochmurno, minus cztery.
Czyli dzień na cztery z minusem?
To chyba nieźle:)
Śnieżne dzień dobry, Makówko:)
Taki byle jaki dzień. Pochmurny, lekki mrozik, z nieba czasami trochę śniegu, wszędzie zaspy. Całe Mogilany totalnie zakorkowane, potem Kraków- jeszcze gorzej. Na poczcie gigantyczna kolejka, a tam upomnienie, że zapomniałam zapłacić podatek za Stróżę.Bleeee
O, no to trochę jak u mnie wczoraj, wszystko pod górkę.
Ale dzisiaj już było lepiej, to może u Ciebie jutro też będzie 🙂
Oby noc była lepsza.
Zanim nadejdzie to prorokowane przez Quacka jutro:)
Dobry wieczór, Makówko:)
Minus 4 to też jakiś plus! 😉
Dziś na dzień dobry takie echa posenne z Wiśniowego sadu Edwarda Słońskiego:):
Przez całą noc do świtu
na morzu wicher grał…
Ktoś do mnie zszedł z błękitu,
ktoś długo przy mnie stał.
Pod księżycowem złotem
twym głosem szeptał wciąż
i ramion twych oplotem
owijał mnie, jak wąż.
W pustelnię moją białą
ktoś z nieba błękit zlał —
i długo morze grało,
i księżyc złoto siał.
I tak skroś noc do świtu
przez księżycową jaśń,
ktoś z szumów i z błękitu
tkał czarodziejską baśń.
(Baśń)
A teraz zmykam robić się na… nie, nie na bóstwo… bóstwem albo się jest zawsze, albo wcale… wyjściowo, coby samej nie stać się główną atrakcją tych zapowiadanych 😉
Niektóre boginki potrafią się przeistaczać: a to posągowe Bóstwo, a to Pokusa, a to Wiedźma… (pozostając cały czas sobą!)
I jak tu rozpoznać tę prawdziwą odsłonę… 😉
Dobry wieczór, Tetryku:)
Uff, dzisiaj dzień pobiegany, część spraw załatwiona zdalnie, część osobiście, praca zasadniczo wykonana.
I na przerwę.
Klub się zakończył, dyskusja była ciekawa i dość gorąca 🙂
Jestem z powrotem.
Późne dobry wieczór, Wyspo:)
Popołudnie na mikołajkowo całkiem udane, wieczór dyskusyjny również:)
Tylko spacerek był mizerny – miejski i na szybko, bo nocka i to pańcio czegoś zmęczone… 🙂
A, faktycznie, Mikołaj też był i zostawił parę paczuszek, skromnie, bo główny ciężar spada na Gwiazdora za 2,5 tygodnia, taka tu tradycja. A w Gwiazdora wcieli się zapewne wyżej podpisany, przynajmniej na chwilę 🙂
A i u nas jakby trochę przyskąpił. Żadnych brylantów, żadnych futer z norek, żadnego ferrari… 😉
Ale też i rózeg nie było… Ufff!
W tradycji anglosaskiej jest węgiel, pewnie nigdy nie przeżywali trudności z zaopatrzeniem weń.
🙂
Dobranoc!
Spokojnej i Tobie!
Dobranoc wszystkim!
Trochę mnie real zatrzymał, więc wierszorynka:
Niebo przyćmione, niebo wieczorne
Samochcąc płynie przez moje oczy…
Piersi bezsenne i bezoporne
Pieszczota zmierzchu nuży i tłoczy.
(Niebo przyćmione – B. Leśmian)
A ja jeszcze pobiegam po schodkach:)
100% Leśmiana w Leśmianie 🙂
I ja życzę:
dobrej nocki, Wyspo:)
Witajcie!
(i zanurzył się w wirku)
Moje dzisiejsze wirki były ładne, bo nad moją drogą do obowiązków wirowały płatki śniegu:)
Dzień dobry, Tetryku:)
Dzień dobry, chociaż podobnie jak wczoraj nieco pochmurny.
No i trochę spóźnienia z mojej strony.
Ale już na chodzie, z gotowością.
Pani Gieniu, poprosimy z frykasami porannymi.
Nasz był z tych posypujących. Teraz trochę przestało:)
Dzień dobry, Quacku:)
Witam!
Wizyta u krwiopijców.
Teraz na śniadaniu u syna.
Malutki zimowy spacerek i znów do Przychodni.
Innymi słowy, dzień pełen atrakcji!
Też dopiero niedawno się udomowiłam. Na trochę:)
Dzień dobry, Makówko:)
Dobry, dobry Leno.
„Kochany kotek” zwymiotował pod stołem akurat w trakcie obiadu.
Ale poza tym zasadniczo dobry.
Dziś na dzieńdobrywieczór Puszkinowskie reminiscencje Zimowego wieczoru:
Zima śnieżne płaty miecie,
Mgłami kręcąc wzdłuż i wszerz;
To zakwili niby dziecię,
To jak dziki ryknie zwierz.
To po dachach z całej mocy,
Kręgiem stoczy się jak wąż;
To jak pątnik o północy,
Do mych okien puka wciąż.
🙂
A teraz lecę piec chleb, bo przed wyjściem przygotowałam ciasto i cały zdomowy wybyt pachniało mi rumianą, przypieczoną na chrupiąco skórką:)
A – nie, jeszcze pobiegam po schodkach:)
Aż tu zapachniało!
Wpadłem na chwilę do domu, wysłać kilkaset smsów, i biegnę dalej 😉
🙂
A teraz już naprawdę umykam na dłuższą chwilę:)
A ja nie! Siedzę w domu. Zaszczepiłam się na grypę, więc profilaktycznie w dniu szczepienia nie narażam się na złapanie jakichś wirusów. Jeśli już wcześniej nie złapałam w Przychodni.
Vis maior est vis, cui resisti non potest, Makówko:)
Czy jakoś tak 😉
Na co nie mam wpływu to nie mam, ale staram się nie kusić losu na tyle o ile mogę.
Słusznie.
Biegnę! Pa!
To my zmykamy na zwyczajowy spacerek.
A w sercu jednej z nas kiełkuje nadzieja, bo:
…wszystko się może zdarzyć,
gdy głowa pełna marzeń…
🙂
Rzutem na taśmę kończę pracę (i załatwianie spraw, na szczęście w większości zdalne) i biegnę na przerwę. A wrócę już na nowe pięterko! (Ale dobranocka jeszcze tu).
Już miałam kończyć budowę, a tu syn zadzwonił i wyciągnął mnie do sklepu. Właśnie wróciłam.
Dobry wieczór, zapraszam na nowe piętro, (a potem schodami w dół).
Spokojnego wieczoru, udanej lektury.
Dzięki Laudate !
Wybawiłeś mnie od budowania. Już pędzę piętro wyżej.
Dobry wieczór, Laudate:)
Ha! A nie mówiłam, że wszystko się…
Tylko trochę odtaję po spacerku i podążę na nowe pięterko:)
Na początku spacerku kropił śnieg. Nadjeziorne brzegi rozmywały się w szklisto-białej poświacie, a ścieżki paplały, smakowicie pomlaskując. I – nie, nie czułam się zagrożona ich nadmiernym apetytem;)
A pod koniec śnieg zaczął sypać. Linia wyostrzyła się i przy odrobinie wysiłku można było dostrzec kreskowy kod szuwaru:) Nad głową o zmarznięte liście postukiwały zlodowaciałe igiełki, dając, zwielokrotniony dookólną ciszą, efekt upuszczanych na membranę ziarenek ryżu:) Ziąb się podniósł, jeżąc zmrożone kępki szczotlichy, i nawet leżący pod stopami śnieg zatracił miękkość łabędziego puchu:)
Dobry wieczór, Wyspo:)
Dzisiaj z kolei dźwiękowo-muzycznie? Z akordem mrozu na koniec? Dobry wieczór i tu.
Żadnego chyba patrona nie żegnaliśmy tak długo…
Wszystko jednak ma swój kres, więc i Zielnik… pora odłożyć na półkę:)
Dziękuję wszystkim za komentarze i przenoszę się na portugalskie pięterko Laudate:)
Pożegnam się jeszcze zatem pod lampką wyimkiem z Przypadku patronki:
…dzień słońcem się chyli
noc słońcem wstaje…
Dobrej nocki, Wyspo:)
Spokojnej wszystkim już chyba?