Nie powiem, żebym była jakoś przesadnie rozpieszczana (nie – że przez facetów, bo tu to ostatnio zupełna pustynia, ale nawet) przez mojomiasteczkowych dysydentów, ale od czasu do czasu ktoś tam sobie o mnie przypomina i bywam. Zapraszana. Tu i ówdzie. Przeważnie są to jakieś okolicznościowe imprezy z zapotrzebowaniem na robienie dobrego wrażenia. Więc idę i robię. To wrażenie. Tak domniemywam, że o owoż chodzi, bo przecież nikt nie zaprasza mnie w charakterze ozdoby.
Ostatnio jednak przypomniano sobie o mnie jakoś bardziej i napomknięto (tytułując – uwaga! – panią poetką), że odbędzie się koncert, a że jestem autorką większości śpiewanych tam utworów, to oni zapytują, czy bym nie zechciała uświetnić, bo oni serdecznie zapraszają. Skoro aż serdecznie, to kto by nie zechciał?
Średnio miałam na to ochotę, ale jeśli oni pamiętali, nie mogłam i ja nie… tego, ten… uświetnić.
Pomyślałam sobie, że to takie tam pewnie wydarzonko pomniejsze, więc przyodziewek standardowy – jakieś spodnium, biały bluz i żakiecik, i – wystarczy. Nie ma się co przejmować. Nie przejmowałam się więc, ale parę dni później coś mnie tknęło i postanowiłam zrobić rozeznanie. Bardziej dla spokoju sumienia niż z jakichś innych powodów. I muszę powiedzieć, że to było bardzo dobre posunięcie, bo intuicja (he he) mnie nie zawiodła. Krótko mówiąc, okazało się, że garniturek, nawet w pięknym, fioletowo-grafitowym kolorze – nie wystarczy…
Nie, żebym narzekała na brak ubrań, raczej przerażało mnie (bo od razu wykluczyłam łażenie po sklepach) rycie między wieszakami. Musiałam się na to przygotować psychicznie i już trzy dni później weszłam do garderoby i rzuciłam okiem w kierunku rurek z sukienkami. Następnego dnia zdecydowałam się podejść bliżej i nawet rozgarnęłam kilka.
Mój wzrok padł na taką czerwoną, czy raczej – w odcieniu czerwonego wina.
Ciekawe, czy w nią wlazę… – pomyślałam, ale jeszcze się wahałam, bo szukałam w pamięci czegoś mniej kłopotliwego.
Pamięć zawiodła, więc z ciężkim westchnieniem sięgnęłam po sukienkę, zaklinając w myślach wszelkie znane mi bóstwa, by okazała się za ciasna.
Nic z tego.
Leżała jak ulał. Jakbym wczoraj przyniosła ją od krawcowej…
Lekko zawiedziona, przyklękłam i wyłuskałam kremowe szpileczki. Też okazały się dobre. Miałam jeszcze nadzieję, że może są passe i z braku laku wskoczę w zawsze modne tenisówki. Niestety, klasyczne szpilki też zawsze są modne, a że trendy wracają co jakiś czas, okazało się, że te moje (nie)szczęśliwie są właśnie bardzo na topie. Rada-nierada – dołożyłam je do sukienki. Torebkę od kompletu z butami znalazłam szybko. Postawiłam jeszcze na masoperłową biżuterię i stwierdziłam, że więcej cudować nie będę. Nie wyszłam też jakoś specjalnie z wprawy czesalniczej, uznałam zatem, że tak zwany fryzur machnę sobie w dniu koncertu, a że pacykowania się na wieczorowo również nie zapomniałam, bo zdarza mi się od czasu do czasu jednak dokądś wychodzić – z zadowoleniem stwierdziłam, że temat wizerunku mam ogarnięty w miarę bezboleśnie i przestałam się tym zajmować.
Czas do wydarzenia minął szybko, ale nie miałam zamiaru jakoś szczególnie się spinać, kiedy więc znajomi zaproponowali wypad na żagle – bez namysłu, a nawet z radością – zgodziłam się.
Jako że nie bardzo chciało mi się szukać opieki dla Psiuły, postanowiłam ją wziąć ze sobą i był to nasz pierwszy raz. To znaczy – mój pierwszy raz na żaglach w tym roku i pierwszy raz na żaglach w życiu Psiuły.
Pomysł, zgodnie z przewidywaniami – okazał się wielkim niewypałem.
Kiedy już udało mi się przekonać Rudą, żeby weszła na łajbę, po paru halsach tak zaczęła szczekać, że czym prędzej wróciliśmy do brzegu. Miałam zamiar zrezygnować z pływania, ale napatoczyła się bardzo miła Pani Hangarowa, która zaoferowała pomoc. Psiule nie trzeba było dwa razy powtarzać, że zostaje na brzegu, a kiedy dostała od nowej opiekunki bułę z serem, prawie nie zauważyła, że sobie poszłam. Zakładałam, że jeśli po wypłynięciu się rozszczeka – wrócę, ale… była grzeczna.
Słońce świeciło, wiatr nam sprzyjał, więc sobie trochę poszaleliśmy. Żałowałam, że nie mogłam zostać na ognisku, ale – słowo się rzekło.
Psiuła wstydu mi nie przyniosła – Pani Hangarowa wyszła z podjętej misji bez szwanku. Nie ukrywam też, że zrobiło mi się bardzo miło, kiedy stęskniony Rudzielec wystrzelił do mnie, gdy tylko zamajaczyłam na horyzoncie.
Wróciłyśmy do domu, a ja uznałam, że trzaa się sposobić do wyjścia.
Odstawiłam się i z nieprzesadnym zainteresowaniem spojrzałam w lustro. Muszę powiedzieć, że zrobiłam na sobie całkiem niezłe wrażenie. Już zapomniałam, że w tym kolorze jest mi do twarzy, a moje nogi w szpilkach są długie do samej ziemi i jeszcze się zawijają. Nie wyglądałam może jak milion dolarów, ale jak sto – na pewno.
Usatysfakcjonowana konterfektem, siadłam sobie z filiżanką herbaty i czekałam na kolegę, bo zaproponował, że po mnie podjedzie. Miałam wielką pokusę, by jeszcze czymś się zająć – pomalować coś albo wyszyć, ale wyperswadowałam sobie wszelkie działania – wszak nie po to mozoliłam się całe dwadzieścia minut nad wzorkami na paznokciach, żeby teraz je sobie zniszczyć. Postanowiłam być wytworna przez tę ostatnią godzinę, więc gdy znudziło mi się wpatrywanie w pobłyskujące pończochy na zasupłanych na Elżbietę Jaworowicz nogach, popijając waniliową herbatę, dłubnęłam sobie w laptopku. Odwiedziłam znajome blogi, na jednym nawet się przywitałam i wstawiłam piosenkę, na innym nawymyślałam autorowi, ale tylko w myślach, na kolejnym…
I tak doczekałam przyjazdu kolegi.
W drodze do samochodu nic się nie zdarzyło – nie złamałam paznokcia, nie fiknęłam ze schodów, nie zapomniałam torebki. W – że się tak wyrażę – komplecie dojechałam na miejsce. A spojrzenia męskiej części ekipy potwierdziły, że nie jestem jeszcze taka od macochy, co wprawiło mnie w nieco lepszy nastrój. Prawie przestałam żałować, że ominęło mnie ogniskowe wędzonko.
Koncert był bardzo fajny, także dlatego, że okazał się imprezą zamkniętą.
Nie wiem, czy to wcześniejsze żagielki dały mi pozytywną energię, ale gdy okazało się, że powinnam powiedzieć parę słów – nie tylko się nie zblamowałam, lecz nawet – dostałam oklaski.
A potem słuchałam sobie koncertu, siedząc w loggii i coś tam cichutko podśpiewywałam, bawiąc się całkiem, całkiem.
Gdy koncert dobiegł końca – wywołano mnie ponownie. Byłam trochę zaskoczona, ale udało mi się dotrzeć pod scenę w jednym kawałku. Myślałam, że mam coś jeszcze powiedzieć na zakończenie i w drodze układałam sobie jakieś w miarę dowcipne i krótkie podziękowania, więc gdy znalazłam się przed widownią, początkowo umknął mojej uwadze fakt, że znani mi przecież muzycy mają podejrzanie… chmmm… bo ja wiem… uroczyste miny. Zdążałam, zaaferowana, ku środkowi i wśród sprzętu nie dostrzegłam również niewysokiego jegomościa z kwiatami.
A kiedy już kurczowo ściskałam wielki bukiet i przytulałam do piersi ciężkawą figurkę, wciąż nie docierało do mnie, że Miasteczko postanowiło uhonorować skromną panią poetkę nagrodą za dotychczasową tfurczość…
A potem był jeszcze bankiet, bardzo przyjemny. Ale to już zupełnie inna historia… 😉
Witam na nowym pięterku:)
Co tu by jaszcze napisać?
Chyba nic – wszystko jest wyżej;)
Zapraszam:)
Pochmurne dzień dobry na nowym pięterku!
Gratulacje dla Pani Poetki!
Bardzo dziękuję.
Wciąż jestem w lekkim szoku i oniemieniu, że nikomu ze znajomków udało się nawet nie zająknąć i nie wygadać:)
Dzień dobry, Makówko:)
Zanim umknę do zwykłych nudnych czynności domowych zawołam Gienię.
Gienia poproszę dla każdego wedle życzeń, dla Pani Poetki coś szczególnego.
Witajcie!
Dopiero dotarłem na Wyspę, a tu takie nowiny! Gratulacje, Pani Poetko!
Dziękuję bardzo.
Nie ukrywam, że to docenienie trochę mi zrekompensowało przykrości ostatniego czasu:)
Dzień dobry, Tetryku:)
Dzień dobry
Bardzo miłe sprawozdanie…
Uważam, że jest się czym szczycić
Dopełnieniem całego tekstu (moim zdaniem) powinien być utwór wygłoszony podczas koncertu przed audytorium.

A jeśli takowego nie było – dyżurny utwór autorki trzymany na podobne okazje
Popieram!
Bodaj zdjęcie poproszę.
Maczku, jakieś zdjęcia robili, nawet filmowali chyba, ale (znając tutejsze realia) nie spodziewam się ekspresowego upublicznienia tego:)
Muzykom fotek nie szczelałam, sobie – tym bardziej, więc nie zadowolę Cię w tym względzie, niestety:)
Jestem ciekawa Twojej kreacji.
Makówko, specjalnie dla Ciebie gotowa jestem odstroić się, wypacykować i uczesać jeszcze raz, pstryknąć zdjęcie i posłać Ci je na Messengera, ale już nie dziś, bo trochę mi po tym deszczu włosy skędzierzyło:)
Umykam,zebranie,obiadowe spotkanie,knucie na barce,knucie na Zoomie…
Umykamy na codzienną porcję spacerku:)
Och! jak bardzo oberwanochmurkowe dobry wieczór, Wyspo:)
Leje jak z cebra, więc przemokłyśmy doszczętnie, bo deszcz zaskoczył nas w połowie spaceru:)
Ale warto było, bo nim lunęło, stałyśmy się świadkami wyjątkowo rzadko spotykanego widowiska – srebrzystego zachodu słońca:)
Cyknęłam kilka zdjęć, ale one nie oddają, niestety, urody tego zjawiska. Jego przebieg pozostawiam zatem Waszej wyobraźni:)
Wybacz, Leno, dopiero teraz zakończyłem zebranie na zoomie… Z pracy trudno było mi szerzej komentować.
Bardzo optymistyczna relacja i pierwsze, o czym pomyślałem, to że brakło choć jednej piosenki — co wkrótce wyrazili inni komentatorzy. Przeszukałem okolice Miasteczka, ale znalazłem jedynie zapowiedź innego koncertu z twoimi piosenkami — z 2016 roku 🙂
Miło być docenionym — niechaj cię to jak najczęściej spotyka! A swoją drogą, mogłabyś tu od czasu do czasu zaprezentować inne swoje piosenki,
Nie ma czego wybaczać – to zrozumiałe, że obowiązki przodują:)
Jaszcze raz dziękuję za gratulacje.
Tak. Tu informacje rozprzestrzeniają się dość opieszale – taki już urok tego miejsca:) Kiedyś było tych grajek więcej na jutubku, różnych zespołów i wykonawców, ale – znikły:)
Nie to, że żałuję Wyspie swoich utworków, nie wiem tylko, czy przytaczanie suchych tekstów ma jakiś sens, bo piosenka to jednak nierozerwalna całość – słów i muzyki.
Mam wprawdzie kilka płytek z takimi piosenkami, bo przeważnie coś tam było chałupniczo nagrywane, więc nie odżegnuję się od zaprezentowania tego czy owego, ale żeby ewentualnie to wstawić, muszę zaczekać na powrót Smarkactwa, bo Ono mi powie, czy w ogóle – da się to zrobić:)
Dobry wieczór, Tetryku:)
Z pewnością da się zrobić, a do zamieszczenia piosenki niekonieczny jest film — wystarczy sam plik dźwiękowy, zgrany z płytki.
Tak. To są płytki CD.
Da się? To super:)
Sądzę, że po dwóch piosenkach Leny dodatkowe dobranocki nie są potrzebne! 🙂
Te zebrania, spotkania itd. trochę mnie zmęczyły, chyba zaraz umknę
Dobrej nocki, Makówko:)
Jednak poczekałam na lampkę i dopiero powiem dobranoc.
Dobranoc, Makówko:)
Mili Wyspiarze, jeszcze raz dziękuję za wszystkie ciepłe słowa:)
Trochę mnie po tym zmoknięciu telepie, więc zaaplikowałam sobie kubełek mocnej herbaty z miodem i rumem i umykam się wygrzać, bo głupio byłoby się zagrypić w czerwcu:)
Dobrej nocki, Wyspo:)
Witajcie!
Ukołysany piosenkami Leny, wstałem jakby w pogodniejszym humorze
Miło mi to czytać, Tetryku:)
Dobry wieczór:)
Witam!
Może Gienia poprawi Ci nastrój Tetryku? I rozgrzeje zmarzniętą Lenę i Makówkę?
Gienia rozgrzała Lenę telepatycznie, więc – dziękuję, Makówko:)
I dobry wieczór:)
Proszę, proszę Leno. Ja wczoraj bardzo zmarzłam między knuciem na barce a knuciem na Zoomie w czasie głupiego rzucania literkami i już myślałam, że jestem chora, ale tfu, tfu…
A więc dobry wieczór i (wkrótce) dobranoc.
My, jak pisałam, bardzo zmokłyśmy na spacerze, bo lało naprawdę solidnie:)
I też rano myślałam, że mnie rozłoży, ale – chyba nie:)
Kochani, melduję się nieco zdyszany i trochę przelotnie.
Byliśmy w Słowenii, w ponoć znanej miejscowości Bled z jeziorem, zameczkiem i kościołem na wyspie. Stąd wycieczka do wąwozu Vintgar, gdzie z wielką uciechą ufotopolowałem między innymi pluszcze oraz pliszkę górską, a także do wodospadu Pericnik (który można obejść naokoło, tj. od tyłu, co też uczyniłem) i potem jeszcze do końca tej samej doliny, do miejsca, z którego rozciąga się przepiękny widok na północną ścianę Triglava (najwyższego szczytu Słowenii i Alp Julijskich) (zdjęcia nastąpią w swoim czasie). Następnie przeskoczyliśmy do Chorwacji, w okolice Karlobaga, gdzie moczenie w morzu, a dzisiaj wycieczka do Zadaru. Jutro Jeziora Plitwickie, pojutrze wracamy do Słowenii, ale gdzie indziej. Vidimo se!
Ale będzie podziwiania!
Witaj, Quacku Przelotny:)
Super, że zajrzałeś choć na chwilkę.
Przyjemności z wojażowania i zbierania materiału do oczekiwanych pięterek:)
Ależ będą pięterka (bo pewnie będzie ich parę?)!
Z tego co wymieniłeś znam jedynie Zadar i jeziora Plitwickie.
Bardzo spóźnione i bardzo skruszone dobry wieczór, Wyspo:)
Myślałam, że nie zwlekę się z łóżka, ale czy to mi dadzą się pogrypić?
Seria telefonów skutecznie wybiła mi myśl o jakimś chorowaniu – wybiegałam je w ciągu dnia, więc efekt końcowy – zadowalający:)
Spróbuj się zatem wyspać tej nocy! To dobrze robi na ogólne zdrowie…
Myślę, że dziś nie będzie mi tego trzeba dwa razy powtarzać:)
Zasnę, nim zdążę pomyśleć, jak miło jest leżeć w óżeczku;)
Spróbuję zatem sam prześnić polowe tańce w cieple słońca lub ogniska. Może pojawi się któryś z mniej utrudzonych aniołów?
Dobranoc!
Czyli jakich snów Ci tu życzyć?
Rozkołysanych szelestem anielskich skrzydeł?
Dziwnie brzmi…
Dobrej nocki, Tetryku:)
Czy ognisko dziś jest zamiast lampki?
Chyba tak:)
Ale trzeba Tetrykowi przyznać, że wybrał bardzo nastrojowe;)
Miłej nocki, Wyspo:)
Witajcie!
Sorry, lampka była, ale tuż przed wysłaniem mnie wylogowało, a niezalogowanym wycina większość htmla i lampka zniknęła – a ja nie zwróciłem uwagi i wysłałem…
„Patrzę się!…
W światło kaganka patrzę się,
Tak drżące, blade, złudne;
I w jego skrach spostrzega wzrok,
Obrazy mgliste, cudne.”
(„W świetle kaganka” – A. Dworzakowa-Mraczkowa
tł.: Wł. Ordon)
Dzień dobry, Tetryku:)
Yes, I see… in the eyes of my imagination…
Szekspirek?
A i u mnie na powitanie „Trzy Wiedźmy” jak z „Makbeta” 😉
Dzień dobry
Dzisiaj mnie wypadło zaprosić Wyspiarzy na kawę?
Zapraszam


Gieniu, czyń swoją powinność
Witaj, Krzysztofie:)
Przysiądę się z filiżanką mocnej herbaty, skoro mam chwilę:)
Witajcie!
Gieniaaaaa! Mocną herbatę poproszę!
Mówisz i masz


Herbata powalająca
Dziękuję.
Witaj Krzysztofie!
I jak? Była powalająca?
Moja ma być mobilizująca, jeśli można se życzyć;)
Dzień dobry, Makówko:)
Dzień dobry Leno!
Życie cały czas powala, a herbata owszem, owszem
W tym oceanie powaleń choć dobra herbata stanowi niejaką pociechę… 😉
To ja umykam do farbowania:)
Ale bede zaglondau.
Wyschło, to lecę dalej pracusiować:)
To my na spacerek:)
A ja siedzę na zoomie…
Wyjątkowo ciepły i miły wieczór, Wyspo:)
Spacerowało się niezwykle uroczo. Przed nami, łapiąc ostatnie promienie słońca, baraszkowały wielkie żagnice. Z jednej strony, kiedy tak warczą mi nad głową niczym helikopterki – napawają mnie lękiem, ale z drugiej – nie wyobrażam sobie bez nich lata:) Tyle w nich dziecięcej radości, gdy gonią się wzajemnie, okrążają w locie, przysiadają na wysepkach nagrzanego piasku… 🙂
Prawie cały dzień jestem domowa, a bałagan jak był tak jest.
Tak – u mnie jest podobnie: kiedy siedzę w domu, to robi się nieziemski bałagan… nie wiem, czemu… 😉
Dobry wieczór, Makówko:)
Makówko, nie zapomniałam o zdjęciu, ale nie umiem go zrobić tak, by czegoś sobie nie uciąć – nóg albo głowy:)
Zrób dwa — zmontujemy!
dla Solenizanta!
Ponieważ Makówka zużyła cały asortyment, to ode mnie skromne:
Wszystkiego Najlepszego, Solenizancie:)
A gdzie tam cały!
Bo ja z tych, co się bezceremonialnie pchają z cmokasynami 🙂
Ja na ten przykład pcham się nie tylko wirtualnie, ale i w realu, bo uściski, przytulanie itp. dobrze wpływają na nastrój.
Nie mam nic przeciwko uściskom, przytulaniu i tym podobnym:), nie wiem tylko, czemu, na litość boską, sugerujesz, bym kogokolwiek obdarowywała miłosnymi pocałunkami, bo to chyba przedstawia ta emotka.
W imieniu tegoż — dziękuję!
Nie idę jeszcze spać, ale chcę już definitywnie zakończyć sprawę z tkaninami, więc:
miłych snów, Wyspo:)
Dobrej nocy Wyspiarze!
Witajcie!
Zapowiada się ciepły i pogodny piąteczek. Jakie plany na weekend?
Witaj, Tetryku:)
Jeszcze nie wiem.
Może poszukam jakichś znajomków, którzy zechcą mnie weekendowo przytulić.
Albo sama kogoś przytulę 😉
Przyjedź! Przytulę… 🙂
Jasne.
Aż sprawdziłam… Byłabym na miejscu: 00.01, pociąg powrotny: 4.14. Całe cztery godziny i trzynaście minut przytulania. I nawet z dworca nie trzeba wychodzić 😉
A w trasie – szesnaście godzin i pięćdziesiąt dziewięć minut… wg rozkładu… 🙂
Ale te cztery godziny… Bezcenne!
I trzynaście minut.
🙂
Jutro spotkanie jak uda mi się wsiąść do busa,w niedzielę wycieczka
Słonecznie witam!
Gienia serwuje kawę, herbatę, ale i chłodne napoje.
Ja tradycyjnie herbatę, skoro już mam taką domową chwilkę:)
Dzień dobry, Makówko:)
Przez chwilę domowe dzień dobry, Wyspo:)
Dzień przepiękny, aż grzech siedzieć w mieście, ale czasem trzeba pogrzeszyć 😉
Bagry,knucie taki plan na dziś
A ja właśnie jadę do domu
A ja na knucie.A tu upał.
Będzie gorąco?
Chyba było… mokro 😉
Dobry wieczór, Makówko:)
Dobry wieczór Leno.
Raczej burzliwie.
A my dospacerkowo w domciu:)
Cała jestem niebieska… Dżezu, dżezusiczku! jak ja się domoczę?
🙂
Dżinsy? Czy niebo spadło wam na głowy?
Nie, na Teutatesa!
Zasłony! nawleczki! serwety! farbujemy:)
Więc chodź!
I zabierz mnie już
na ten spaceeerek!
No to umykamy:)
Leno, czy znajdziesz coś na lipcowy przebój Patronki?
Nie ma sprawy, Tetryku.
Ale nie obiecuję wielkiej aktywności w czasie weekendu:)
Ogólnie nikt z nas nie jest zbyt aktywny. Taki los…
Wakacje… znów mamy wakacje
Na pewno mam rację…
Wakacje mamy znów!
Ok. Wierszyk znaleziony, wpisik zrobiony, po północy będzie:)
Pospacerkowe dobry wieczór, Wyspo:)
Dziś dreptałyśmy sobie w zagajniku czerwonych dębów. Teraz zachwycają filigranową zielenią, ale najbardziej lubię je w ich jesiennej odsłonie. Wystarczy odrobina słońca, by płonęły jak różnobarwne latarnie:) Są chyba nawet piękniejsze od klonów:)
Po nobelonie zapraszam na patronackie pięterko:)
Mili Wyspiarze, dziękuję za podzielenie ze mną mojej małej radości, czemu daliście wyraz w przesympatycznych komentarzach i gratulacjach.
Zapraszając na kolejne pięterko, tu żegnam się zwyczajowym:
dobrej nocki, Wyspo:)