Wbrew tytułowi zdjęć nie będzie bardzo dużo, ale za to gatunków – w stosunku do liczby zdjęć – całkiem całkiem. To owoc jednego spaceru sprzed tygodnia, kiedy akurat pogoda była piękna i światło w większości odpowiednie, żeby popstrykać. Zapraszam do oglądania i poczytania podpisów!
« Marcowe wycieczki od zimy do wiosny. | Wyjaśnienie II » |
Zapraszam na krótki spacer przez Kamienną Górę w Gdyni. Z ptaszkami głównie!
Bardzo sympatyczne ptaszęta. Ale już uchwyceniem wylatującego mazurka zaimponowałeś mi!
No więc pamiętam, jak kiedyś czatowałem w Borach Tucholskich na jaskółki – a potem, również na Kamiennej Górze, na bogatki, wylatujące z podobnej skrzynki – i w sumie to być może się nauczyłem pstrykać w odpowiednim momencie?
Poznając po owocach — tak!
Fajny spacerek. Jak widać na załączonych fotkach ptaszki towarzyszą nam wszędzie, tylko nie zawsze zwracamy na nie uwagę. Punkt za celne oko 🙂
Cześć, Ajw!
Dzięki śliczne. Oko z czasem jakoś się wyrabia, chociaż wzrok z wiekiem raczej, ee, słabnie…
Witaj ajw!
Witaj, Ajw.
Hej, hej, zdrówko mam nadzieję dopisuje 🙂
Aż się boję przyznać, że tak, żeby nie zapeszyć! 🙂
Jak miło obejrzeć ptaszki i zapomnieć o problemach tych własnych i tych na świecie i tych w polskim grajdołku.
Przyroda to jedyne co nie zawodzi. A zdjęcia mistrzowskie, szczególnie ten wylatujący mazurek.
A i owszem, masz rację, nie dość, że mózg odpoczywa, jak się uruchamia instynkt „myśliwski”, to jeszcze faktycznie się nie pamięta o problemach 🙂
Nowopię(t)rzaste dobry wieczór, Wyspo:)
Nie wiem, czy to ziąbikowy deszczyk, czy deszczykowy ziąbik nam dziś towarzyszył, czy noże obaj, ale zrobiłyśmy w ciągu tego samego czasu prawie dwukrotnie dłuższą trasę:)
Chucherkowy Księżyc wyraźnie chciał się z nami pobawić w chowanego, ale ostatecznie zadowolił się igraszkami z mgłą:)
Fajnie już być w ciepłym domku:)
Czyli że szybciej? No to na pewno wiosna idzie, soki krążą żywiej, że się tak wyrażę!
Tiaaa…
Zwłaszcza te atmosferyczne… 😉
Jak wszyscy to wszyscy, babcia też!
Dobry wieczór na Twoim pięterku, Quacku:)
Cała góra śpiewa z nami…:)
Zafochany rudzik pacza, jakby mówił: „No wiesz?”.
Naszych przystankowych kosów jeszcze nie ma, więc nostalgicznie popatrzyłam sobie na te Twoje:)
Wrony siwe w ogóle do nas nie przylatują, a Jamesowi, to znaczy Wróblowi Mazurkowi wcale się nie dziwię – też bym tak z ula darła;)
Modraszka prześliczna, a od pani Wróbelkowej może następnym razem usłyszysz: „Fiu fiu! A ja mam własne gniazdko!”;)
Na deser zostawiłam sobie gniazdo korzenne – ciekawe, co za ptaszysko tam pomieszkuje.
Obfitość łowów rzeczywiście – godna podziwu, zważywszy, że u nas na razie głównie ranne ptaszki, których nigdy nie udało mi się zobaczyć, oraz wrony i brówelki:)
Można chyba powiedzieć, że spacerowało Ci się śpiewająco:)
A nie liczyłem na zbyt wiele, więc w sumie bardzo udane fotołowy!
Dziękuję, mimo że na miejscu nie śpiewałem nic a nic!
🙂
Ja ostatnio śpiewałam (tak z miesiąc temu, bo mi nie wolno) przy takiej jednej robótce: „Szyj, nie żałuj rąk!”:)
Zastanawiam się, przy czym ostatnio śpiewałem, i wychodzi mi, że zasadniczo przy niczym. Czasem do marszu sobie gwiżdżę melodię z filmu „Most na rzece Kwai” (która ma drugie dno w fabule filmu 🙂 )
Oglądałam dawno temu, ale melodię znam, jak każdy chyba:) I kiedyś czytałam, że ten marsz wcale nie powstał na potrzeby filmu:)
Ja sobie często gwiżdżę podczas chodzenia Międzynarodówkę. Mogę, bo moja Psiuła na gwizdanie nie reaguje, rozróżnia za to „komendy cmokające”:)
Czemuż ci nie wolno? Ja dzisiaj śpiewałem, ale na ptaszkach to nie robiło wrażenia…
A skąd wiesz czy nie robiło?
A moje śpiewanie właśnie robi wrażenie na wszystkich, którzy mają jakie takie „ucho”, bo nie wyciągam wysokich dźwięków:) Mam kłopot ze strunami głosowymi i całkowity zakaz śpiewania (krzyczenia też) od foniatry. Ach! te chóralne czasy… ale cóż – starość nie radość… 😉
Ja mam porażoną (tzn. sparaliżowaną) strunę głosową i też mi nie wolno krzyczeć.
Więc moje dzisiejsze śpiewanie to było takie mruczenie pod nosem.
Nie będę się chwalić swoimi boleściami strunowymi, ale za to wypeplam Ci, Makówko, że czasem sobie śpiewam, jak jestem sama, a potem przez parę kolejnych dni mogę tylko szeptać:)
Jak dostałam ten zakaz, to bardzo to przeżywałam, tak silnie, że dotarło to do może trzyletniego Smarkactwa, które pewnego razu zwróciło się do mnie tymi słowy:
– Nie siebaj, mamajka, nie siebaj! 🙂
Ja nie śpiewam, bo się nie da, ale cieszę się, że mówię, bo było tak, że nie mogłam mówić. Wcale, w ogóle i tak już miało zostać. Szeptać i to tylko przez chwilę.
Cieszmy się tym, co jest!
Przecież się cieszę:)
Ale nie tak łatwo się przestawić, gdy całe życie coś się nuciło:)
Ale mruczeć możesz, Leno?
Jak są warunki, to zarówno w częstotliwości 27–40 Hz jak i – 16–28, Tetryku;)
Ja też ze strunami jestem trochę obrażona ( raczej one na mnie), bo odkąd mam z nimi kłopoty słyszę jak fałszuję i wtedy uszy też się obrażają 😉
Kochani, chyba ta zmiana czasu mi coś zmieniła, padam na nos.
Dobrej nocy wszystkim!
Ja też. Ale u mnie zaczęło padać to pewnie dlatego.
Śpij dobrze Quacku!
Spokojnej nocki, Quacku:)
Lampka już świeci, to i ja się oddalę 😉
Miłej nocki, Tetryku:)
A tu się pożegnam, żeby nie było smutno ptaszkom:):
spokojnej nocki, Wyspo:)
To ja też -drugi raz-dobranoc!
Dzień dobry, poprosimy panią Gienię, świeżą i dziarską po weekendzie.
Witajcie!
Rano się obudziłem i zdziwiłem: już budzik? A jeszcze tak ciemno…
Witam Wyspiarzy!
Pada, pada, pada…
W Trójmieście dzisiaj… sypało śniegiem. Ale to chyba już ostatnie podrygi, ponieważ śnieg od razu topniał i tylko robiło się mokro.
W Krakowie też…
Makówka domowa, a wieczorem idę do Hrabiny.
Ależ się śmiga przez Kraków bez korków!
Czyżby nikt nie chciał wychodzić na to zimno?
Bardzo owocny dzień, pracowo i nie tylko 🙂 A teraz na przerwę.
Dobry wieczór. Byłbym szybciej, ale pomiędzy kręceniem a prysznicem zadzwonił serdeczny przyjaciel, taki, którego się nie spławia (nawet spod prysznica). Już jestem!
Pospacerkowe dobry wieczór, Wyspo:)
Rozzuchwalił się nam ten Kajkias dzisiaj, oj, rozzuchwalił:)
Psiuła pomykała między krzaczkami jak huraganowy płomień, a ja – za nią. Gdybym miała bardziej szczelny kaptur, to pewnie nie raz poderwałoby mnie do lotu. Niebo – wypłowiałe z obrazy – nie raczyło błysnąć choćby jedną, najmniejszą gwiazdką. Nawet Księżyc zakutał się w te wełnistości i nie wyściubił nosa ani na momencik. Może obraził się za wczoraj?
Miło wrócić do zacisznego domu i po pienisto-świerkowym rozgrzaniu okutać się w pluszatki, włączyć sobie harfowy koncert Mozarta i zasiąść przed ekranem, popijając gorącą herbatkę domalinioną naparstkiem stosownej nalewki:)
Z Mozartem mam pewien problem, który w istocie nim nie jest: jeżeli słyszę barokową muzykę, która mi się podoba, ale której nie jestem w stanie przypisać żadnemu kompozytorowi, to w 9 przypadkach na 10 będzie to dzieło Mozarta. Co jest oczywiście paradoksem, bo właśnie dlatego JESTEM ją w stanie przypisać Mozartowi.
A to Psiulkę zmotywowało, ciekawe, co, czy ta domniemana wiosna (przypominam, dzisiaj, po zmianie na czas LETNI, padał tutaj śnieg), czy też jakieś fascynujące zapachy – szkoda, że nie potrafi powiedzieć, co ją tak gnało.
Dobry wieczór!
A wiesz, że coś w tym jest, bo i ja w takich sytuacjach często stawiam na Mozarta:)
Ale „Koncert na harfę flet i orkiestrę” uważam za jeden z najbardziej niezwykłych utworów. Trąci z lekka orientalizmem i baśniowością. Jest subtelny, delikatny ale nie – nudny:)
Myślę, że trochę przestraszyła się Kajkiasa:)
Tiaaa… Śnieg – mówisz? U nas już jest trzy na minusie:)
Witaj, Quacku:)
Tu -zero.
Tu już -4. I wieje, wieje:)
Rodzimi pogodyni straszą, że nocką może dojść do -7:)
Witaj, Makówko:)
Witaj Leno!
Zima wróciła, ale podobno na krótko.
Tu wrócił na razie mrozik:)
Nie mam nic przeciwko żadnej porze roku. Niech sobie będzie zima. Niech sobie będzie wiosna. Niech sobie nawet będzie jesień w tym marcu, byle – p r a w d z i w e. 🙂
No to zapuszczam Wolfganga Amadeusza z YouTube.
A co do mrozu, z niejakim zaskoczeniem konstatuję, że u nas też mrozik, od -0,4 z jednej strony domu do -1,2 z drugiej.
Jakby teraz ten śnieg zaczął padać, jak nic by został na ziemi i w innych miejscach.
To się nazywa siła perswazji! 😉
Miłego słuchania, Quacku:)
Hm. On jest taki ilustracyjny, baśniowy, jak do filmu Disneya, animowanego, ale nawet niekoniecznie bardzo fabularnego, może po prostu impresyjnego. Trochę jak sporo później Czajkowski – wyobrażam sobie balet do tej muzyki.
O to, to!
Też mi się kojarzy z Walcem Kwiatów:)
I ta harfa. Mam wielką słabość do harfy. Jej brzmienie jest dla mnie nie tylko – czarodziejskie, ale – wałszebne, bo to słowo jeszcze piękniej oddaje muzycznie i brzmieniowo ideę swojego znaczenia:)
🙂
Przy dzisiejszej technice sprawdzenie obcego słówka nie jest aż tak czasochłonne (kiedyś – czytelnia w drugim końcu miasta otwarta 10.00-14.00), ale fajniej wiedzieć samemu z siebie:)
A w link na pewno zerknę, ale już jutro, bo jak śpię na klawiaturze, to mam potem takie dziwne kwadraciki na czole:)
Dobrej nocki, Quacku:)
Zmykam:)
Vollenweider oczywiście – obowiązkowy dla harfolubów:)
Chociaż osobiście jakoś zawsze wolałam harfistki:) Taką Clelię Gatti Aldrovandi czy choćby Héloïse de Jenlis:)
Eksperyment bardzo interesujący. Czuję lekki niedosyt muzyczny, więc wieczorkiem jeszcze sobie poszukam czegoś pani Emilii:)
Witaj, Quacku:)
A – i zapomniałam się poskarżyć, że tu śniegu nima…:)
No nie, tu też [na wszelki wypadek wychyla się i sprawdza za oknem] nie ma.
Nawet z codziennego spaceru z psem potrafisz wysnuć baśń! 🙂
Dziękuję, Tetryku:)
Bo te wyjazdy zawsze stają się baśniowe, gdy zostawię już za sobą Cywilizację:) Szmery, gwizdy, pojękiwania, migocące cienie, ostre kształty, przytłumione barwy, dochodzące z różnych stron wonie, i te spadające z drzew, szeleszczące listki, szept uginających się pod stopami traw, muskające mnie chłodne albo szorstkie gałązki – to wielkie widowisko:) Takie w stylu Blake’owskim czy – choćby – Witkacowskim:)
Dobry wieczór, Tetryku:)
Taa, wystarczy mieć oczy, które widzą, uszy, które słyszą, no i wyobraźnię, która to zwidziane i zasłyszane przetwarza!
Teraz czas na kolejną fazę przetwarzania: dobry sen 😉
Na pewno dzięki tej wyobraźni nigdy nigdzie się nie nudzę;)
Między łyczkami snuje mi się taki hicik:
„Jutro wolny wtorek!
Pierwszy od miesiąca…”:)
Ale też pewnie skończy się jak u Czerwonych Gitar:)
No to tak, Mili moi (Miła moja! Miły mój!) – paczałki mi się kleją niemożliwie. Może malinówka była za słodka?
Tak czy inaczej – dobrych snów, Wyspo:)
Spokojnej!
Jak wszyscy to wszyscy Makówka też.
DOBRANOC!
Spokojnej Tobie i wszystkim! Umykam również!
Witajcie!
U nas nie leży, ale właśnie pada…
Tu prószą jeszcze pojedyncze płatki
Zimowo witam!
(pod moim blokiem ktoś posypał wszystko jakby cukrem pudrem na biało)
Pogoda nie spacerowa (niestrudzona Lena pewnie i tak będzie spacerować), to dobrze, bo dziś i tak inne plany:
-spotkanko (miłe zapewne)
-knucie biurowe
-knucie na Zoomie.
Witaj, Makówko:)
Lena najbardziej niestrudzona jest w robieniu przyjemności:) Także Psiułce i sobie;)
Słoneczne dzień dobry, Wyspo:)
Ale też mroźne, wietrzne i śnieżące.
Nie wiem, co bardziej mi zmarzło – koniuszki palców, uszu czy nosa… A fryzura to już w ogóle żyła dziś swoim własnym życiem:)
A ja po pracy, wygląda, że norma na dzisiaj wykonana.
I na przerwę.
Już w domu, ale jeszcze zoom…
I już po Zoomie. I po kolacji.
Jestem z powrotem. Dzisiaj rowerowanie przerwał Junior, który przyszedł ze swojego piętra niżej w celu opatrzenia oparzenia, gdyż rozleciał mu się w rękach dzbanek z gorącą herbatą (oparzenie na szczęście nieduże, na stopie), ale chwilę trwało. Zastosowałem pantenol, a jak ta pianka się zsiądzie, to argosulfan. Na razie bez opatrunku, wedle prawideł.
Wyrazy współczucia dla Juniora!
Przekażę, dziękuję w imieniu.
Miś dla Juniora.
Dzięki!
Niech się szybko i bezboleśnie goi.
Już cieplutkodomowe dobry wieczór, Wyspo:)
Dziś Akwilon przeganiał srebrno-błękitne pasma po sodalitowym niebie. Gwiazdy przyglądały się tym igraszkom z pobłażaniem, a Księżyc Kłamca – próbował dobrotliwie uśmiechać:)
A my… my dzielnie maszerowałyśmy, przy czym jedna z nas z zachwytem patrzyła w niebo, a druga z parskaniem w ziemię;)
Dobry wieczór.
Wiadomo, skąd to parskanie? Bo zachwyt widać po opisie
🙂
Bo rzeczywiście było przepięknie:) Zwłaszcza ten nietypowy odcień nieba i chmur. Bardzo rzadko takie u nas widuję:)
Może to z powodu śnieżnej koronki spowijającej poszycie? Przynajmniej ja parskałabym z tego powodu, gdybym już sunęła z nosem przy ziemi…
Ale Psiuła pewno czuła jakieś wymykające się jedzonko;)
Wymykające się na nóżkach. Albo i bez nóżek
Jeśli wspomnieć ostatniego pomrowa… 🙂
No proszę. Ślimaki na JEDNEJ nóżce!
Z jednonóżkowców znam jeszcze kieliszek;)
I co smaczniejsze? Zawartość pomrowa (pomrówa), czy kieliszka?
Myślę, że smak zawartości pomrowa może ściśle łączyć się z pojemnością kieliszka;)
Straszna pomrówa po tym pomrowie…
Zmykam, Quacku:)
Dobrze, że ktoś was wreszcie zagnał do domu — choćby i Akwilon! – bo jeszcze byście umarzły w tym zachwycie!
🙂
Też się cieszymy, Tetryku:)
A tak, swoją drogą, pomyślałby kto, że Ty całymi dniami tkwisz w miętkim leniwcu i chłoniesz kominkowe ciepełko;)
Pa, pa, dobranoc!
Dobrej nocki, Makówko:)
Korzystając z wolnego dnia, w przerwie międzyspacerkowej wzięłam się za przegląd pościelowy. Jeszcze mi trochę zostało, a chciałabym to skończyć, więc:
dobrej nocki, Wyspo:)
Spokojnej, również umykam!
Dzień dobry, śnieg nie dosypał, mam nadzieję, że ten, co jest, dzisiaj, najdalej jutro sobie pójdzie.
A na razie proszę zamawiać śniadanie.
Takie śniadanie co dodaje energii poproszę!
Witajcie!
Ładny acz mroźny dzionek. Jak dobrze pójdzie, dotrę do domu po 20. – zebranie, tym razem w SM, w perspektywie…
Słonecznie witam!
Błękit nieba, ale ja dziś domowa.
Zakupy, pakowanie i …reisefieber.
Yyy, to znów gdzieś dalej, że reisefieber? Nie żebym był wścibski…
Dalej, dalej…
Zdradzę tylko, że pakuję walizkę, plecak oraz (chyba?) kijki, kurtkę, rękawiczki, czapkę od zimna, buty turystyczne, sandały, kostiumy kąpielowe = zupełnie nie wiem, co mnie czeka i co mam spakować.
Reisefieber na maksa i autentycznie w pełni niepewności.
Nie chcę nic więcej pisać, aby nie zapeszyć.
Tak bym chciała, aby był już czwartek wieczór…zawsze się denerwuję, że coś pokrzyżuje plany…
Trzymam kciuki!
Mocno trzymaj proszę!
Przelotne ale bardzo rozsłonecznione dzień dobry, Wyspo:)
Dzień dobry Leno!
Tu też piękne słońce.
Na Wyspie ciszaaaaaaaaaa.
Tylko ptaszki ćwierkają.
A słychać było, jak śnieg topnieje? Bo tutaj cały chyba stopniał. Na termometrach przed chwilą 8-10 stopni, nie miał prawa leżeć!
Tu plus 5 i też ani śladu śniegu.
A ja po pracy właśnie i po pewnej przemiłej rozmowie telefonicznej 🙂
A teraz na przerwę.
Udało się — już w domu.
Nie reisefibruj się, Makówko!
Się łatwo mówi…
(taka panikara jak ja?)
Wszak jesteś pani Makówka, a nie pani Kara?
Jestem z powrotem (nadal trzymając kciuki!)
To jeszcze jutro poproszę.
Do wieczora.
W przerwach pomiędzy użytkowaniem kciuków do pracy i do czynności domowych – jak najbardziej!
Kryształowozmęczone dobry wieczór, Wyspo:)
A niebo dziś czyste, czyste, w odcieniu pruskiego błękitu, więc znowu niezwykłe, ugwieżdżone, poksiężycowane. Tylko het! za drzewami ściana czarniznych chmmurzysk:)
Dobry wieczór. O tej porze w odcieniu pruskiego błękitu ORAZ z gwiazdami i księżycem? To anomalia jakaś?
Wybyłyśmy ok. 19.30.
Tak. Był księżyc, i gwiazdy, i to prusko-błękitne niebo. A nad lasem wisiała warstwa czarnoołowianych chmur. Powoli stawała się sobie nocka, niebo ciemniało, ale wciąż w takich odcieniach:)
Już drugi wieczór pod rząd niebo tak kolorystycznie zadziwia:)
Witaj, Quacku:)
Muszę zacząć tutaj pilnować nieba z kuchni, bo jak raz widok na zachód, może i u nas się trafi jakiś ciekawy odcień?
🙂
My wieczorami w lesie o takiej porze roku i dnia głównie niebo możemy podziwiać:) Latem i zimą jest dużo jaśniej, więc i widoki bardziej urozmaicone:)
A z kuchennego okna mam widok na przepiękne zachody słońca, kiedyś Smarkactwo je fotografowało, ale potem zaniechało – wszystko w końcu powszednieje, zwłaszcza dzieciom:)
Położyłam się o szóstej. Wstałam (czytaj: zerwali) o siódmej.
Nie wiem, czemu taka zmęczona jestem… Przecież godzina to kupa czasu na wyspanie się… 😉
Znaczy, no, spokojnej nocy dzisiaj? (I kto też zerwał, co za „oni”?)
Jeszcze chwilę jestem:)
Majstry od internetu. Mieli wyznaczoną wizytę na 18.00, zadzwonili o siódmej, czy nie mogliby zaraz…
Ja chyba jakiś czas temu pisałam o Stanisławie, co mi się w kuchni do podkoszulka rozebrał. Więc dziś znowu się objawił. Odzienia nie zrzucał, ale na „do widzenia” zafundował mi grabę i wycisnął na ręce mej takiego cmokasyna, że nawet papug zza ściany musiał go usłyszeć, bo na chwilę przestał krakać i krzyczeć „Halo!”:)
Pomyślałam sobie teraz, że prawie jak w „Alternatywach” (bodajże). Tam w Warszawie mieli jedną striptizerkę, my tu – jednego speca od netu:)
Yy, no to w ogóle brzmi jak Bareja, ten podkoszulek i papuga.
W roli Stanisława – Stanisław Tym

W roli papugi – papuga.
🙂
Ja naprawdę tego nie wymyślam. Mnie się te wszystkie rzeczy zdarzają.
Ależ wierzę. Tylko jak przykładam do tego barejowską miarkę, to wychodzi coś takiego właśnie
Może ty jesteś barejogenna?
Nie – Sadowska;)
A poważnie – może mam podobne spojrzenie na absurdy rzeczywistości.
Też lubię śmiać się z perypetii ludzkich, ale razem z tymi, którzy je przeżywają. a nie dlatego że je przeżywają:)
Dzień (przedpiąteczkowy istotnie całkiem) dobry, Tetryku:)
Dobranoc Państwu!
Czas przestać zaglądać na Wyspę, fb itd. i spakować się.
Się pakuj, a ja nadal trzymam!
Owocnego pakowania, Makówko:)
Dość wygłupów:)
Lena mówi grzecznie:
dobranoc Wyspo:)
I umyka do óżeczka:)
Spokojnej wszystkim, również zmykam!
Witajcie!
Całkiem przyjemny przedpiątek przed nami!
Dźbry.
Dzisiaj jeden z tych dni, kiedy najpierw wstałem, a teraz muszę się obudzić.
Może coś od pani G. mi pomoże?
Śniadanko było raczej symboliczne (dwa kęsy czerstwej kajzerki popite szklanką wody bez gazu czyli – ohne Benzin;) i dwa szybkie cukierki do filiżanki mocnej herbaty), bo haniebnie zaspalim:)
Za to podobiadek (jak ja nie lubię tego słowa, wywołuje we mnie podobny wzdryg jak wymowa nazwiska Goethe po rosyjsku: Giotte, brrr) wart pochwalenia: dwa świeżutkie rogaliki z ciasta francuskiego (wyrobu koleżanki) grubo posmarowane masłem (wyrobu piszącej) i słuszny kubek kakao (wyrobu niedoczytanego z powodu zatarcia na opakowaniu nazwy producenta mokrym paluchem), mniam:)
Dzień dobry, Quacku:)
Pysznie!
Co prawda z punktu widzenia człowieka ograniczającego kalorie również nieco pokuśnie, ale nie ma róży bez ognia
Witam!
Dziś Gieniu postaraj się i wymyśl jakieś takie śniadanie co starczy do wieczora.
Zaraz wylot.Teneryfa.
Szerokich korytarzy! 😉
Szczęśliwego dolotu, pobytu i mnóstwa atrakcji, Makówko:)
Dzień dobry:)
Już w samolocie jestem.
Paaaaa
Średniochwilkodomowe dzień dobry, Wyspo:)
Na termometrze moje dwie ulubione cyferki, za oknem słoneczko i niewiatr:)
Słowem: wyjść – nie umierać(w domu) 😉
Tutaj przez cały dzień chmury, a gdzieś od godziny siąpi. Jak u Broszkiewicza w „Długim deszczowym tygodniu”: „Siąpi ohyzda” (a może tam było nawet „siompi”?) Odświeżyłem sobie tę powieść jakoś w zeszłym roku i mimo wiodącej roli MO fabuła nawet się broni.
„Siąpi”, Quacku, „ohyzda siąpi”:) A mogę się wymądrzać ( a może – wymandrzać;)?), bo właśnie czytam wspomnianą przez Ciebie lekturę:)
Dobry wieczór:)
Ha, patrz, jaka koincydencja!
W ogóle niektóre rzeczy Broszkiewicza mi się bronią do dzisiaj, nie wszystko, ale niektóre. Dawno, dawno temu wspominałem na Wyspie o powieści „Bracia Koszmarek, Magister i ja”, która dzieje się w Krakowie i kto wie, czy ktoś z tamtejszych Wyspiarzy nie zna(ł) niektórych bohaterów, bo tam się pojawiają i osoby publiczne, aczkolwiek nie po nazwiskach. Z tej powieści niektóre odzywki przeszły do wokabularza rodzinnego u Rodziców Q.
🙂
Też zauważyłam, że zdarza nam się w bliskim czasie sięgać po tych samych pisarzy lub kompozytorów:)
Wiesz, Quacku, ja pewne lektury czytam w podobny sposób, jak B. Prus pisał „Lalkę” – ignorując ówczesną rzeczywistość:)
„Braci…” czytałam również, ale trafiłam tylko raz, a chętnie bym sobie odświeżyła.
Natomiast moim faworytem jest „Mister Di”, nie wiem, czy miałeś okazję się zetknąć.
Raz czytałem, pamiętam tyle, że to taki trochę Bułhakow dla młodzieży, pomieszany z zamianą miejsc.
Z Broszkiewicza najbardziej wbił mi się w pamięć „Doktor Twardowski”, czytany kilkadziesiąt lat temu. Ilu takich Twardowskich funkcjonuje obecnie!
Hmm, a tego to nie kojarzę.
Raczej powieści dla młodzieży.
A tego nie znam.
Za to wciąż wyciskają mi łzy „Ci z Dziesiątego Tysiąca”. Zwłaszcza czarnoskóry Miki Antonow:)
Pogooglałam sobie. Brzmi interesująco, może gdzieś znajdę, to przeczytam:)
O tak, to klasyka.
Jest jeszcze następna część, „Oko Centaura”, czytałem, dopadłszy po dłuższych poszukiwaniach (bo „Ci z Dziesiątego Tysiąca” byli wszędzie, a drugiej części nie było nigdzie), ale kompletnie jej nie pamiętam.
A ja „Oka Centaura” nie dopadłam, chlip, chlip!
A czytasz z komputera albo czytnika?
Z komputera.
Masz pocztę 🙂
Ty też:)
A teraz na jeszcze trochę oddalam się z Bezl… to znaczy – Malgaskiej Wyspy:)
Średniochwilko? To znaczy, że już wyfrunęłaś?
Tak:) Robiłam małą robinsonadę po sklepach. A że o niektórym asortymencie z powodu dbałości o spokojność senną korzystniej rozmawiać rankiem, nie napiszę – po jakich;) Ale mogę dodać, że, ku mojemu zaskoczeniu, całkiem efektywnie się wspomniana wędrówka zakończyła:)
Czasem lepiej sobie zbyt wiele nie obiecywać, by móc z tym większą przyjemnością zamrzeć później w pozytywnym zadziwieniu;)
Dobry wieczór, Tetryku:)
B. dobry, skoro zwieńczony sukcesem!
Tak, rozsądne ograniczenie oczekiwań to właściwa strategia 🙂
I to się nazywa prawdziwa życzliwość – mieć bardzo dobry wieczór z powodu sukcesu innej osoby:) <3
A ja po pracy, etap II ma się ku końcowi, jutro fi-niiisz!
A teraz na przerwę.
Sfruniętopowrotne dobry wieczór, Wyspo:)
Dziś na spacerkowym niebie żadnych rewelacji – szkoda, myślałam, że zaliczymy tricudniówkę:) – niebiesko-zachmurzone, zaciągnięte, usta w ciup…
Za to po powrocie stwierdziłam, że jakiś Ragazzo da Napoli zajechał (nie wiem czy) Mirafiori na sam trotuar wjechał kołami. Czterema. I zastawił mi wjazd do garażu. Może źle zaczęłam rozmowę, wywołując go tym: „E! Ragazzo da Napoli!”, ale jednak moja racja była najmojsza, winy w tym, że wywołany nie uczył się, kiedy czas był po temu, języków obcych – żadnej, więc po nieudolnych próbach polemizowania – odjechał jak niepyszny. Nie, pyszny to on zdecydowanie nie był – mały, wyłysiały bzyk. I wionęło od niego niewietrzonym spichlerzem. Ten spichlerz był chyba gorszy od skrzeku zdenerwowanego pana reżysera🙂
Niby nic, a trochę mi pospacerkowy humorek zepsuł…
A na spacerku moja Cytrusowość chapnęła jednotrzeciodługościową dupkę od cytryny (nie chcę wiedzieć, skąd się owa znalazła w ćwierciostępach leśnych), nie zdążyłam wyrwać, więc pozostało mi już tylko czekanie na efekty…:)
A tak poza tym, to na działkach nic się nie dzieje… 🙂
Ależ ja dobrze znam takich ragazzi i ragazze
tutaj zastawiać im się zdarza jedyny przejazd na podwórze (i zarazem wyjazd z podwórza). Bardzo dobrze, że pogoniłaś, brawa!

🙂
Nie wiem, czego takich Ragazzi uczyli na kursie…
Zdarzają się też tacy miszczowie parkowania, którzy stawiają swoje drogocenne lemuzyny przy samej furtce (po drugiej stronie budynku, czyli tam, którędy się wchodzi na własnych nóżkach), na chodniku, oczywiście, i choć furtka otwiera się do wewnątrz, nie ma szans, by się przecisnąć na świat albo do domu, nawet maksymalnie wciągając brzuch… Ja sobie wtedy pozwalam na żart równoległego zaparkowania tak blisko pojazdu delikwenta, żeby nie mógł otworzyć swoich drzwiczek kierowcy:) Potem komfortowo idę lub wracam do domu przez garaż i czekam:) Na jazdę w przód i w tył po tym chodniku nie ma szans, bo sąsiedzi nie przycinają zbyt dokładnie przypłotnej roślinności, a podrapać błyszczącą karoserię przecież – szade:)
No to chociaż tyle, że masz opcję przyparkowania takiego imbecyla. U nas nic, bo żeby go/ją zablokować, musiałby ktoś od strony ulicy stanąć (i częściowo ruch zatarasować). A miasto nie pozwala stawiać żadnego szlabanu ani blokady, bo estetyka ulicy ucierpi

Estetyka ulicy?
Może postarajcie się o zakaz parkowania?
A u mnie taka możliwość istnieje, gdy typ wychodzi od strony uliczki. Gdy parkuje kierownicą od strony furtki, to zostawia sobie miejsce na wyjście, stając dwoma kołami na jezdni. Wtedy przeważnie wkracza moja sąsiadka od papuga i parkuje w poprzek, zastawiając typowi tył. Ja nie bardzo mogę to zrobić, bo mój samochód jest dłuższy:)
Otóż jest wyraźnie zaznaczony koniec parkingu i początek następnego (a pomiędzy nimi brama), przy czym czynniki proszone o postawienie wyraźnego zakazu postoju (znak B-35) odpowiadają, że przecież kodeks drogowy już zakazuje zastawiania bram wjazdowych, więc nie będą dublować już istniejącego w kodeksie zakazu
Czyli – oni mają rację, a Wy – problem…
Może by zrobić sąsiedzką akcję fotoradarową – cykać ostentacyjnie tablice rejestracyjne stawianym tam samochodom, albo zamontować kamerkę odstraszającą…
Nie wiem, co Ci poradzić. Jak mieliśmy w (bardzo bliskiej) okolicy bazar, to nawet zakaz wjazdu postawiony po obu stronach naszej uliczki nie pomagał… Ale raz w tygodniu dawało się wytrzymać ten najazd parkujących. Gorzej było z innego rodzaju „plagą”, bo bazaru nie wyposażono w toalety, i jak tylko człowiek nie zamknął furtki na klucz…
No, szczanie w bramie to akurat cały czas mamy 🙁 kwestia całodobowego w pobliżu.
A zastawianie w sumie nie jest już tak częstym problemem, jak jeszcze, nie wiem, 10 lat temu. Ale wciąż się zdarza. Można wezwać Straż Miejską (do 19.00) albo Wydział Drogowy Policji (po 19.00), z tym że dotarcie na miejsce zajmuje jednym i drugim tyle czasu, że zwykle zastawiający odjeżdża przedtem. A wysyłanie zdjęć niewiele daje, praktycznie nic.
Jasne… Jak nie uderza po kieszeni, to nie boli…
U nas przy każdym bazarze był urodzaj papiurszczaków… Masakra…
🙂
Jestem na Teneryfie,jedziemy do hotelu,dobranoc
Odpocznij po emocjach, podróżniczko. Dobrych snów!
🙂
Dobrego snu i miłego teneryfowania się, Makówko:)
Spokojnej kanaryjskiej!
Dobranoc, umykam!
Spokojnych snów, Quacku:)
To i ja umuykam:)
Dobrej nocki, Wyspo:)
Dzień dobry, z nową energią w weekend! Jeszcze tylko piąteczek 🙂
Pani Gieniu, ma pani jakąś energię w formie doustnej?
Witajcie!
Quacku, Gienia ma, tylko nie tankuj tej energii za dużo na raz!
Zatankowałem w sam raz, wystarczyło, żeby skończyć zlecenie. Mam nadzieję dokończyć przed świętami poprzednie.
Czyli że po pracy na dzisiaj i przerwa.
Kochani, pozdrawiam Wyspę z Wyspy.
Odpozdrawiam!
Witaj, Makówko:)
Wielowyspowych przyjemności:)
Nie ma czasu na kukanie na Wyspę,sorki
Spoko, chłoń tamtą Wyspę
Spoko, od nadmiaru wysp może się zakręcić w głowie 😉
Ojtam, raptem dwie
Ciepłowieczorne dobry wieczór, Wyspo:)
Dziś niebo nad nami wystąpiło w kolorze nocnoniebowym, pięknie ugwieżdżonym:)
Dobry wieczór! Ale fajnie, że ciepło. Tutaj tak sobie ciepło, dzisiaj było dość nieprzyjemnie, ale głównie przez to, że siąpiło i ponurawo, a nie że zimno. Zimno ma być w przyszłym tygodniu, jakoś przed świętami.
A ja zgubiłem jakoś chyba na początku tygodnia rękawiczkę
Tu cały dzień było bardzo przyjemnie – słonecznie i małowietrznie.
Może to pralka-pożeraczka, Quacku?
U nas za znikanie wszelkiej drobnej odzieży jest odpowiedzialna właśnie o n a.
Jeśli nic nie pomoże, to proponuję:
„Święty Antoni! Wielką łaską obdarzył Cię Bóg,
czyniąc patronem rzeczy skradzionych i zgub!
Z ufnością przychodzę do Ciebie strapiony,
Byś pomógł odnaleźć przedmiot zgubiony.”
🙂
Tę ufność jeszcze trudniej znaleźć niż rękawiczkę! 😉
„Święty Antoni! Wielką łaską obdarzył Cię Bóg,
czyniąc patronem rzeczy skradzionych i zgub!
Z modlitwą przychodzę do Ciebie strapiony,
Byś pomógł odnaleźć ufność zgubioną.”
😉
Dobry wieczór, Tetryku:)
To wiele zmienia! 😉
Oj, nie, to skórzane rękawiczki, cały czas w używaniu w tym sezonie, więc na pewno nie pralka. I sprawdziłem wszystkie potencjalne miejsca blisko domu, bez rezultatu, więc zapewne zgubiłosię gdzieś dalej.
To szkoda by było, gdyby się nie odnalazła.
Może gdzieś wpadła – za wieszak, szafkę na buty, przerwę między siedzeniami w aucie… Choć, skoro piszesz, że przepatrywałeś standardowe miejsca, to pewnie do wymienionych zajrzałeś w pierwszej kolejności…
Minęła północ, proponuję więc małą przeprowadzkę z fruwająco-śpiewającego pięterka Quacka na włości panny Zuzanny:)
No i komentarzy przybyło. Zaraz tam idę, jeszcze przed snem.
Super:)
Mam nadzieję, że wiersz wprawi Cię w dobry nastrój:)