O Maciusiu już kiedyś pisałam.
Prócz „mocy magicznej” mógł się chłop poszczycić szczególnym talentem do wplątywania się w sytuacje rodem z munchhausenowskiej rzeczywistości.
Nie wspominałam wcześniej, ale Maciuś był zawołanym sportowcem.
I z tego właśnie okresu pochodzi ta historia.
Po zawodach wracali chłopaki do rodzinnego kraju, świętując już w autokarze. Trener przymykał oko na formę – ostatecznie pupile spisali się na medal. A nawet na kilka!
Nocleg mieli zarezerwowany w połowie trasy do domu – już w Polsce.
Radość z sukcesów wciąż trwała, więc wcale nie zamierzali w hotelu jej przerywać.
Tylko Maciusiowi jakoś się sprzykrzyło:
– Bo ile można?- zadał mi retoryczne pytanie i wyznał wstydliwie, że go ta ochota jeszcze w autokarze odeszła, trzeźwy więc był jak świnia.
Na miejscu postanowił się Maciuś „wyciszyć”. Jakaś go taka chęć kontemplacji nad sobą naszła.
Zapragnął łyknąć świeżego powietrza. Wyśliznął się więc z hotelu i udał się do pobliskiego parku. Spacerował sobie spokojnie, nie wadząc nikomu, unikając różnych – nieznanych mu, bo i skąd? – świętujących.
Wreszcie poczuł się rozluźniony i uznał, że może wracać.
Był już niedaleko hotelu, gdy podjechał do niego radiowóz.
Może istotnie Maciuś nie wyglądał wyjściowo – dresy, bardzo krótko obcięte włosy, uroda lekko na bardzo niedawnych zawodach nadwyrężona… Do tego wzrost pokaźny – ponad dwa metry – muskulatura imponująca i uśmiech. Maciusiowi zdawało się, że dość sympatyczny – panom policjantom – że – bezczelny.
Na pytanie o dokumenty Maciuś odpowiedział zgodnie z prawdą, że zostawił w hotelu.
Panowie policjanci nie uwierzyli. Po krótkiej wymianie zdań zaprosili Maciusia na posterunek.
Maciuś nieco się wzbraniał. Pełen dobrej woli, gotów był po owe dokumenty do hotelu biec, ale się stróże prawa – nie wiedzieć czemu – nie zgodzili.
Rad nierad – wsiadł Maciuś do radiowozu.
Na posterunku na początku nawet miło było. Jeden z randżersów spisał maciusiowe dane i… zniknął gdzieś.
Wtedy drugi dostrzegł na maciusiowej piersi medal. Oko mu zabłysło. Skończyła się też nagle wszelka uprzejmość:
– Komu to zaj…ałeś? Gadaj!
Maciuś zabóżał się, że to jego – wygrane!
Pan policjant – nie wierzył. Z maniackim uporem zadawał Maciusiowi jedno, znane już pytanie.
W końcu zdecydował się poddać Maciusia misterium alkomatu.
Mimo kilkunastu prób – wynik go nie zadowolił.
Składając winę na karb przestarzałego sprzętu, postanowił wysłać Maciusia do najdroższego hotelu świata.
Trudno powiedzieć, jak by się to skończyło, gdyby nie trener.
Cudowny ten człowiek zauważył nieobecność jednego z zawodników. Bardzo krótkie śledztwo doprowadziło go na tenże posterunek.
Po jeszcze krótszych i baaaardzo dosadnych wyjaśnieniach zwrócono Maciusiowi skonfiskowany medal i pozwolono „oddalić się”.
Tak to władze jednego z polskich miasteczek obeszły się z mistrzem Europy juniorów.
Witam na nowym pięterku i zapraszam na kolejny nobelonik o znanym nam już Maciusiu.
Miłej zabawy, Wyspiarze:)
Ha, co za niewyjściowi panowie policjanci! I skoro nasz bohater taki grzeczny, to czymu go tak potraktowali, no czymu?
Bezczelny, dobre sobie.
Ale żeby z medalem wychodzić na spacerek… No, no
🙂
No tego…
Maciuś parę walk stoczył na tych zawodach, objawiło się to jakimś limem czy inną opuchlizną:)
A jak to z kolegami po rozweselaczu jest – sam pewnie wiesz – podzielni się robią tacy serdecznie, że im i odmawiać trudno, więc zwiał Maciuś, jak stał. A właściwie – siedział w autokarze:)
I – dobry wieczór, Quacku, bo u Ciebie nie zdążyłam:)
Aaa, to takie zawody były! No to fakt, trudno się panom dziwić
Trochę trudno – oni tę nieufność chyba w regulamin wpisaną mają;)
Przy tym miasteczko małe, wszyscy się znają, a tu jakiś nowy dresiarz… A nuż na występy gościnne przybył:)
No widzisz, to panowie władza mieli większą świadomość operacyjną niż ja, laik, bo mnie się wydawało, że dresiarze to tak generalnie zwykle się ograniczają do swoich terenów, wypuszczając się gdzieś dalej w związku z np. wyjazdowym meczem ulubionej drużyny.
Szczerze mówiąc – nie wiem, jakie były ich motywy, bo Maciuś naprawdę jest bardzo spokojnym człowiekiem. Chyba po prostu te jego gabaryty prowokują podejrzliwość:)
Dobry wieczór!
Znaczy, za trzeźwy był…
No. Kolejny dowód, że przeginanie pały w każdą stronę źle się kończy!
O przeginaniu pały (dosłownie) mam jeszcze jedną fajną historyjkę, ale z innym kolegą w tle:)
Na pewno ją opublikuję.
A wspomnianą podróż poślubną znalazłam, więc będzie. Tylko muszę ją poprawić na potrzeby Wyspy, a dziś już nie miałam siły:)
To zrozumiałe, pora jest już mocno późna.
Dlatego dobranoc, spokojnej wszystkim!
Dobrej nocki, Quacku:)
Też mu to powiedziałam:)
Dobry wieczór, Tetryku:)
Rozumiem, że wszyscy jujają?
To i ja się pożegnam, bo – zgodnie z przewidywaniami – dzień był ciężki:)
Spokojnych snów, Wyspo:)
Witajcie!
Piątek nastąpił nieco za szybko – ale dobrze, że nastąpił!
Dzień dobry, ja tam jestem zadowolniony z piątku.
I pani Gienia też, jak sądzę, bo jutro zmiana?
🙂
Śniadanie miałam marne – trzy cukierki pod rząd i kilka łyków mocnej herbaty:)
Za to kolacja bakaliowa dała mi mnóstwo energii na resztę piątku i kawałek soboty:)
O, i to pozytyw jest!
Witam Państwa!
Zabawna historyjka z czasów…słusznie minionych.
Hm…czy faktycznie minionych?
Witaj, Makówko:)
Fajnie, że się dobrze bawiłaś.
A czasy nie tak do końca minione, bo wspomniani panowie zaczynali się już na pe, a nie na em🙂
Dzień dobry
Przeczytałem. Bardzo udany tekst
Opowiadanie obrazuje pewien ciekawy schemat psychologiczny.


Najbardziej podejrzani są ci, którzy nic nie zrobili – bo odbiegają od normy…
Każdy przeciętny obywatel widząc policjanta usuwa się w cień, bo zawsze może się znaleźć coś nieprzepisowego w jego zachowaniu (przechodzenie na czerwonym przez pustą ulicę)
Spójrzmy na sytuację od strony policjantów:
Pojawia się w miasteczku człowiek, na którego nic nie ma, nic nieprzepisowego nie zrobił, trzeźwy jak prosię i do tego uśmiecha się jak niewinny…
Znaczy jego przestępstwo jest tak wielkie, że KONIECZNIE trzeba go zatrzymać do wyjaśnienia co to za przestępstwo
Jak mówił klasyk:
Nie ma niewinnych, są tylko za mało przesłuchani…
Witaj Krzysztofie!
Podoba mi się Twoja interpretacja.
A gdyby ów zwracający swoją posturą i niewinnym zachowaniem facet nie był mistrzem Europy juniorów i nie byłoby trenera, który poświadczy jego niewinność?
Strach myśleć
Kiedyś wracałem z wycieczki z Białorusi.
Na dworcu w Grodnie, podczas odprawy, celnik najbardziej podejrzliwie patrzył na mnie… bo ja NIC nie przewoziłem. Nawet głupich papierosów (bo nie palę). Tym się odróżniałem od tłumu przemytników zapełniających halę odpraw…
Kiedyś miałem podobną sytuację.


Pojechałem na wycieczkę na Podlasie, pod radziecką granicę (jeszcze w czasach ZSRR). Podczas wycieczki szedłem sobie drogą. Nie robiłem nic! Po prostu szedłem z wizytą do koleżanki, która właśnie bawiła w tej miejscowości na wczasach…
Nagle… zajechał mi drogę wojskowy gazik na sygnale!
Wyskoczyli pogranicznicy i zaczęli wypytywać: co ja robię, skąd przyjechałem, jakie mam plany, czy wiem że jestem w strefie przygranicznej…
Na koniec przeszukali mój plecak i triumfalnie znaleźli bluzę moro, w której chodziłem naonczas
Stwierdzili, że używanie mienia wojskowego to przestępstwo a chodzenie w strefie przygranicznej to jeszcze większe przestępstwo…
Widziałem już siebie w celi lub innym areszcie, jednak na koniec pogranicznicy zmiękli…
W drodze łaski, wystawili mi mandat 500 zł za chodzenie w strefie przygranicznej i kazali spier…
Potem pomyślałem argument o chodzeniu w strefie przygranicznej był o tyle bez sensu, że ja – w Gdańsku – całe życie chodzę w strefie przygranicznej i nikt nie ma mi tego za złe
Sprawa ogólnie dość nieprzyjemna, jednak jestem z niej bardzo zadowolony, gdyż wtedy właśnie postanowiłem studiować prawo, żeby NIGDY WIĘCEJ żaden napalony pogranicznik nie mógł mnie tak potraktować
Motywacja dość zabawna, ale …
Lata temu moja siostra (wtedy ok. 18) z synem sąsiadów, naszą mamą i jego ojcem wędrowali granicznym szlakiem w Sudetach. Szlak wił się od szczytu do szczytu, młodzi oczywiście wysforowali się naprzód — i w jakimś momencie natrafili na polną drogę, przecinającą granicę. Drogę przegradzał nieco przyrdzewiały szlaban, zabezpieczony mocno pordzewiałą kłódką; żywego ducha wokół, cisza. Chłopaka zebrało na wygłupy: stanął jedną nogą na podmurówce słupka szlabanu, drugą wyciągnął w stronę Czech i teatralnie wydeklamował:
– Opuszczam granice Polskiej Rzeczypospolitej Ludo…
Zanim dokończył „…wej”, „znikąd” pojawili się dwaj młodzi WOPiści pod bronią i zwinęli chłopaka na posterunek, sprytnie ukryty za kępą pobliskich krzaków. Siostra została przy szlabanie, mocno podenerwowana.
Zanim rodzice (z wszystkimi dokumentami) dotarli na miejsce, młody pojawił się z powrotem, z mocno nietęgą miną, ale wolny. Wypytywany, co zaszło poza sceną, wyznał w końcu:
– No cóż, opieprzyli mnie zdrowo, postraszyli konsekwencjami, a potem puścili. Ale na odchodnym usłyszałem: Macie szczęście, że to pan się wygłupiałeś. Gdyby to była dziewczyna, na pewno zatrzymalibyśmy ją na 48 godzin, bo nam się tu tak cholernie nudzi…
Nawet nie chcę dociekać, co miał na myśli rzeczony pogranicznik, ale ostatnia uwaga nie zabrzmiała zabawnie…
Dobry wieczór, Tetryku:)
Nie wiem, Krzysztofie, czy Maciuś miał podobną motywację, ale też jest prawnikiem:)
Jako nastolatka wracałam kiedyś bardzo wczesnym rankiem z dworca i postanowiłam skrócić sobie drogę przejściem między blokami. Szłam sobie z plecakiem asfaltową alejką spacerową, gdy nagle usłyszałam warkot silnika. Obejrzałam się, zdumiona. To był radiowóz. Panowie pe przecięli w poprzek trawnik i sunęli za mną aż do schodków przechodniej bramy.
Do dziś nie wiem – chcieli mnie przestraszyć czy… ochronić… 😉
To nie znalazłby się w obcym miasteczku, bo nie wracałby z zawodów? 😉
Już drugi raz zapominam – dobry wieczór, Makówko:)
Dobry wieczór Leno!
Dzień dobry, to jest akuratna interpretacje w duchu Dobrego Wojaka Szwejka!
Witaj, Krzysztofie:)
Dziękuję i cieszę się, że zajrzałeś:)
Dajcie mi człowieka, a znajdę na niego paragraf…
Praca na dzisiaj i na ten tydzień skończona, (podwyższona) norma wykonana.
A teraz na przerwę. W piątek może potrwać nieco dłużej, ale za to nie przerwa również w kręceniu.
Melduję, że jestem w domu.
A ja właśnie po przerwie, idę szukać dobranocki.
Nieco pogmatwane, ale już domowe dobry wieczór, Wyspo:)
Dobry wieczór!
🙂
Dzień miał być z tych tanecznych. Łatwych, lekkich i przyjemnych – znaczy:) Ale wyszło inaczej:)
Na szczęście spacerek zrekompensował trudy dnia:) Było gwiezdnie, rześko i chrzęszcząco:)
To tak tytułem usprawiedliwienia nieobecności na własnym pięterku:)
A dwugodzinną przerwę, w trakcie której miałam zajrzeć na Wyspę – zmarnowałam na bezskuteczne próby przesłania zdjęć do laptopa.
Jak tak dalej pójdzie, to zamiesięcznego postu na kartce nie będzie… szloch… 😉
Pomarudziłam, pomazgaiłam się, biegnę na schodki. Ruch mi dobrze zrobi:)
Dobry wieczór!
Jak to bezskuteczne? Może wespół-w-zespół?
Gdybym wiedziała – jak to, to bym się nie żaliła, tylko – naprawiała;)
Jeśli będziesz miał (gdzieś, kiedyś, jakąś) wolną chwilę, to chętnie skorzystam z pomocy, Tetryku:)
Damy radę! 🙂
Nie wątpię:)
Wy tu gadu, gadu, a Makówka musi się pakować.
Ale nie na wycieczkę, ale na imprezę. Ogniskową i składkową.
Palisz się do składki?
Albo składasz na pale?
Przestańcie się czepiać słówek, gdy tymczasem ja dumam co zabrać do jedzenia (każdy coś przynosi), w co się ubrać (ta pogoda taka zmienna), jak dojechać (tzn. jak dopasować przesiadki).
W myśleniu cię nie zastąpimy, co najwyżej możemy cię nieco rozweselić i zdystansować…
Efektywnych działań, Makówko:)
Kochani, umykam dzisiaj wcześniej. Ostatnio coraz mocniej mi dają w kość te tygodnie, zakładam, że to przez podwyższoną normę…
Dobranoc!
Zaraz i ja pójdę w twoje ślady 🙂
Dobrej nocki, Quacku:)
Jest lampka to i ja umykam do… rozkładów jazdy MPK.
Dobranoc!
Dobrej nocki, Makówko:)
Paaaa Leno!
Też się pożegnam:
miłych snów, Wyspo:)
Witam!
Zaraz będziemy żegnać zimę!
Miłej soboty!
Nawzajem, Maczku i dzień dobry:)
Dzień dobry, pospałem weekendowo, jeszcze nieduże zakupy, ale to za chwilę. A tymczasem poprosimy panią z weekendowej zmiany.
Pospałam średnio:)
Połowy rzeczy (z dwóch) zapomniałam kupić:)
A i tak – dzień dobry, Quacku:)
Witajcie!
Też pospałem, zrobiłem zakupy na dwa domy, usunąłem usterkę łoża teściowej, pośniadałem — i jestem
Ja też dopiero co z zakupów – niewielkich, krótkich i w pobliżu. I na jeden dom
Też już jestem w domu i po (ech) zakupach:)
Dzień dobry, Tetryku:)
Dobry wieczór, Leno!
Wciąż dobry:)
No proszę, i jeszcze wizyta szwagra (który został niedawno dziadkiem po raz czwarty). Chwilowa, a miła (a potrafi być różnie).
Jużdomowe dzień dobry, Wyspo:)
A ja cały czas domowo. Odparowuję po roboczym tygodniu.
Jestem w domu!
O, to faktycznie lajtowo? Czy miałaś nietypowo szybki transport powrotny?
O 10 byłam już na działce, więc i tak długo byłam, zaczęło się robić zimno. Faktycznie miałam szybki transport, bo samochodowy, a normalnie musiałabym -autobus, tramwaj, autobus.
To gratulacje 🙂
Pospacerkowe dobry wieczór, Wyspo:)
Ciepło było, gwiezdnie było, miło było.
W lesie czuć już oddech Pani Wiosny. Może jutro wybierzemy się na poszukiwania elfich sekretów;)
Ciekawe, która z was znajdzie ich więcej?
Psiułce pozostawię poszukiwanie sekretów, a sama skupię się na odnajdowaniu elfich pocałunków;)
Jako dziewczynka wymyśliłam sobie, że zawilec to „sekret elfa”, przebiśnieg nazywałam „pocałunkiem elfa”, a przylaszczka była „uśmiechem driady”, Tetryku:)
Widać elfy były wówczas ważne w twoim życiu…
I chyba tak pozostało:)
Czy to bardzo źle ;)?
Dlaczego źle? Elfy są aniołami poetów 🙂
🙂
A poeci to ci, którzy nigdy nie opuścili Krainy Dzieciństwa;)
Ee, i czym pani Wiosna chucha?
Arcydzięglem, mniszkiem, kozieradką, tymiankiem, goryczką, melisą, macierzanką i miodem… czyli jakby… benedyktynką 😉
Dobry wieczór, Quacku:)
Ho, to powiedziałbym, że z grubej rury. W sensie mocy trunku.
Na pewno nie jest to trunek od siedmiu boleści, choć – niby – jest;)
Na przecięciu tematów „nalewka” i „cyferki” przypomniała mi się gawęda Wańkowicza o litewskiej specjalności „trisz divinis”, bodaj z dwudziestu siedmiu ziółek. Próbowałem kiedyś, ale kupną, więc podejrzewam, że daleko od oryginału.
Nie miałam okazji próbować wańkowiczowskiej, ale moje cioteczne Babcie robiły rewelacyjną ziołową nalewkę. Został po nich kajet z przepisami, więc któregoś roku próbowałam tę tynkturę odtworzyć, ale nie wyszła mi taka sama. Nie była zła, ale…
Może to kwestia jakości ziół, miodu, spirytusu, a może jakiegoś niezapisanego sekretu Babć:)
Och, to są niepowetowane straty
No trudno. Ja bym na Twoim miejscu co jakiś czas próbował jednak, a nuż kiedyś trafisz?
Może w tym roku będzie taka sposobność:)
Z tego kajetu wykorzystałam też raz przepis na „macierzankówkę”. Raz, bo wszystkim degustatorom w trakcie degustacji bardzo podpasowała, a w miarę dawkowania jedynym zastrzeżeniem, które wnoszono, była coraz trudniejsza do wymówienia nazwa. Następnego dnia natomiast… dykcja bardzo się próbującym poprawiła, ale na moje pytanie, czy reflektują na kolejną porcję, słyszałam tyleż jednomyślne co kategoryczne:
-Nigdy więcej!
Jak nigdy, to – nigdy:)
O, to brzmi groźnie. Broń masowego rażenia?
Ponoć niespotykana łatwość aplikacji i równie niespotykany ból głowy nazajutrz:) „Ponoć”, bo mnie tam nic nie było, a degustowałam z równym zapałem. Ale mi nigdy nic nie jest. Po Mamie ten najutrzejszy brak przypadłości dostałam:)
Znów muszę się pakować, umykam więc, dobranoc.
Dobrej nocki, Makówko:)
Niezmordowana! 🙂 Dobrej nocki!
Dobranoc, Wyspo:)
Bryyyy
Słońce!
Ciepło.
Bry. Tutaj też, więc za chwilkę wybywam na niedługi spacer.
Ale tym, co zostają na Wyspie, potrzebna będzie wykwalifikowana obsługa.
Mnie też się przyda.Obiad jak wrócę do domu.
Ależ naturalnie!
Rano pachniało karmelową kawą i tureckim chlebkiem, a po śniadanku wybyłyśmy poinhalować się surową wonią przedwiosennego pleneru:)
Dzień dobry, Quacku:)
Zacnie! Czy turecki chlebek to ten taki nieduży w przekroju, o ciemnej barwie, słodki, z rodzynkami i innymi takimi?
Tak:) Z rodzynkami, melasą i cukrem trzcinowym:)
Witajcie!
Obsługa — w stopniu wystarczającym — dotarła. Między śniadankiem a kawą pozdrawiam słonecznie Wyspę
Byłem na spacerze w pobliskim parku (a potem na bulwarze, na plaży etc.), trochę się naptaszkowałem – a te śpiewy, a te ćwierkania, a te zaloty! Wiosna pełnym dziobem! – i już jestem. Z przerwami na rzeczywistość.
Niby wiesz, że to zaloty — a jednak sprawiasz wrażenie nieco uwiedzionego!
No pewnie 🙂
Może jakieś nieduże pięterko z tego będzie?
Dziś budujesz?
Nie, na pewno nie dzisiaj.
Pamiętam piękny erotyk o kolibrze, ale trochę smutny, więc może tak:):
„nauczyłem się bardzo późno kochać ptaki
trochę tego żałuję
ale teraz zostało wszystko naprawione
rozumiemy się świetnie
one mnie nie wchodzą w drogę
ja im nie wchodzę w drogę
wciąż się im przypatruję
i w niczym się nie sprzeciwiam
a ptaki postępują najlepiej jak mogą”
(„na chybił trafił ptaki” – J. Prevert
tł.: J. Waczków)
😉
Dzień dobry, Tetryku:)
Och, nie żałuj nam erotyku o kolibrze!
Ależ proszę bardzo, Tetryku:):
„Król wyżyn wszelkich, koliber zielony,
Widząc, że jasne słoneczko i rosa
W gniazdku rozbłysły śród trawek splecionych,
Jak promyk świeży wzbija się w niebiosa.
Do bliskich źródeł chyżym lotem goni,
Gdzie szumem morza bambus się odzywa,
Asoka krwista, o cudownej woni,
Błyskiem swe serce wilgotne odkrywa.
Śród płatków złotych siadł na kształt motyla.
Tyle miłości z kielicha wychyla,
Aż mrze w niewiedzy, czy wszystko spił do dna.
Tak śród warg czystych – twoich, ukochana,
Oby ma dusza była śmierci godna,
Całusów pierwszych zapachem spryskana.”
(„Koliber” – Leconte de Lisle
tł.: K. Knothe)
Dzielny koliber, gdy w skrzydeł trzepocie
z wolna ten kielich nektaru wypija,
żywot ratuje w swobodnym odlocie
gdyż swej miłości, tej prawdziwej, sprzyja.
Ani mu w główce próżne rozważania
czy coś zostawił drugiemu w kielichu
wziął, ile zdołał — ten dar miłowania
dla swej partnerki zanosi po cichu.
Poeta — człowiek! – cichym nie zostanie,
o swych marzeniach będzie deklamował,
głośny da wyraz swym oczekiwaniom
nawet swą śmiercią będzie epatował!
Gdy nasycony — warg czystych zbrukanie
dojrzy, ucieczką będzie się salwował!
(„Panu de Lisle – ku rozwadze” 😉 )
Cudnie, Tetryku:)
A ja skromniutko dołączę tak:
koliber umknął z gniazdeczka pustego
gdzie nawet trawki serdecznie się tulą
gdy poszukiwał szczęścia prawdziwego
spotkał asokę cudowną i czułą
uległ czarowi miłości spragniony
pił z tej krynicy bez opamiętania
ufny beztroski może zaślepiony
dość że przed ową wcale się nie wzbraniał
cóż człowiek filut ogra koliberka
co nie wie może że miłość nie woda
że jest zabójczą i mniejsza rozterka
a przecież jednak nad wątpliwość wszelką
pięknej asoki jakoś dziwnie szkoda
została wszakże wdową-trucicielką
😉
Nie „ku…”, nie „wbrew…”. Tak – „po…”. Prostu:)
🙂
„świat znów się zaczyna:
nie pełną jeszcze piersią
wśród padającego deszczu
kosy siedzące na uschłych gałęziach
żywego znowu drzewa
wspartego
o niskie chmury
oznajmiają świt”
(„Ptaki” – W. C. Williams
tł.: J. Hartwig)
🙂
Pocieszające, z tym znowu zaczynającym się światem.
Tak:)
Szczerze mówiąc, zdziwiłam się, że pani Julia postanowiła przetłumaczyć taki wiersz:)
A czymu? Za optymistyczny?
Tak.
To piętno śmierci, przemijania, cienia pokutuje jednak w całej niemal jej twórczości.
Bardzo lubię jej obrazowanie, metaforykę, ale rzadko wracam do jej poezji, bo mnie przygnębia:)
Wracam do domu,ale długa jazda jeszcze przede mną.
i coś zjem mogę opowiedzieć o tej i poprzedniej wycieczce.
Jak odpocznę,wleze do
No i pięknie 🙂
Nie chcę uprzedzać faktów, ale czyżbyś dziś maikowała:)?
Dzień dobry, Makówko:)
Dzień dobry Leno!
Czy mogłabyś wyjaśnić, bo ciężko myśląca jestem i nie wiem, o co chodzi.
Oczywiście, że mogłabym, Makówko:)
Jak pisałam wczoraj, po rytuale z Marzanną nasze słowiańskie przodkinie wśród tańców i śpiewu odwiedzały jeszcze okoliczne sadyby z sosnową, ustrojoną kwiatami (kolorowymi kokardkami) gałęzią i składały gospodarzom życzenia. Na koniec tę gałąź zwaną maikiem (gaikiem, młodym latkiem) podpalano i spławiano w nurtach jeziora lub rzeki. Odprawienie tego obrzędu miało na celu to samo, co topienie Marzanny, więc w niektórych regionach połączono oba rytuały:)
Dziękuję za wyjaśnienie.
Wczoraj paliliśmy Marzannę, dziś była wycieczka.
Ta wycieczka może z tańcem? Albo śpiewami? Bo to by się zgadzało?
Albo chociaż z sosenkami w tle;)?
Jak napisałam wyżej: nie uprzedzajmy faktów i nie ciągnijmy Makówki za język, Quacku:) Okażmy nieco cierpliwości, a wszystkiego dowiemy się na nowym pięterku:)
Będę musiała Was rozczarować -zwykła, nudna wycieczka, ale dawno nic nie budowałam co powoduje, że zupełnie się nie mogę zabrać, więc usiłuję się jakoś zmobilizować.
Cieplutko rozsłonecznione dzień dobry, Wyspo:)
Leśne Pieszczotki jeszcze nie nabrały śmiałości, ale wszystko przy dobrej drożynce:)
Tu też ptaszęctwo czyni rwetes, a pani Flora z nie mniejszym zapałem sposobi się do pogaduszek z dawno niewidzianą Wiosną:)
No to może to już?! Oby!
🙂
Zapraszam piętro wyżej.
Pospacerkowe dobry wieczór, Wyspo:)
Równie cieplutkie, bezwietrzne i kojące jak wcześniejsze dzień dobry:)
Gwiezdnie było. Szmerliwie było. Rozkołyśnie było:)
To „cieplutkie” podoba mi się chyba najbardziej.
Dobry wieczór!
🙂
Gdy wyjeżdżałyśmy było +9, w drodze powrotnej +7, teraz jest +4:)
I cały czas na plus!
Można by rzec – rodzina na plusie;)
To ja pod lampką jeszcze ostatnie słówko czyli:
dziękuję za sympatyczne rozmowy i przemiłą twórczość własną:)
I lecę się powspinać piętro wyżej:)