Przed kilkoma miesiącami wysunięto moją kandydaturę na gubernatora stanu New York z listy niezależnych. Moimi kontrkandydatami byli pp. John T. Smith oraz Blank J. Blank.
Wiedziałem, że posiadam niewątpliwą przewagę nad tymi panami w postaci dobrej reputacji.
Wystarczyło spojrzeć na gazety, aby dowiedzieć się, że jeśli panowie ci cieszyli się kiedyś dobrą opinią, to czasy te minęły już bezpowrotnie. Nie ulegało wątpliwości, że mieli oni w ostatnich latach do czynienia z najbardziej podejrzanymi i brudnymi sprawkami. Kiedy jednak cieszyłem się w cichości ducha z mojej przewagi moralnej, to z radością tą mieszało się uczucie zażenowania, że moje nazwisko wymieniane będzie jednym tchem z nazwiskami tego typu indywiduów.
Długo zwlekałem z przyjęciem kandydatury, aż wreszcie postanowiłem napisać w tej sprawie do mojej babki. Odpowiedź jej była zarówno szybka, jak i dobitna:
„Nie popełniłeś w swym życiu niczego takiego, co mogłoby przynieść ci ujmę. Spójrz tylko na gazety, a zrozumiesz, jakimi osobnikami są panowie Smith i Blank. Zastanów się dobrze, czy chcesz poniżyć się do tego stopnia, aby rywalizować z ludźmi tego pokroju.”
Tak samo właśnie i ja myślałem! W nocy nie mogłem zmrużyć oka. Mimo wszystko jednak nie widziałem sposobu wycofania swej kandydatury. Byłem już zaangażowany i musiałem stanąć do walki.
Przeglądając przy śniadaniu dzienniki, natrafiłem na taką oto wzmiankę, która wytrąciła mnie całkiem z równowagi:
KRZYWOPRZYSIĘSTWO
Może by pan Mark Twain wytłumaczył nam dzisiaj, gdy staje jako kandydat na gubernatora przed swym narodem, jak to się stało, że w r. 1863 w miejscowości Wakawak w Kochinchinie czterdziestu czterech świadków udowodniło mu krzywoprzysięstwo, które popełnił, aby wydrzeć szmat pola bananowego z rąk nieszczęśliwej wdowy malajskiej i jej bezbronnej rodziny, dla której pole to było jedynym środkiem utrzymania.
Nie wątpimy, że p. Twain w interesie zarówno swoim, jak i ludu, o którego głos zabiega, zechce sprawę tę wyjaśnić jak najrychlej. Czy jednak to uczyni?
Myślałem, że pęknę ze zdumienia. Cóż za okrutne, straszliwe oskarżenie. Nie widziałem nigdy na oczy Kochinchiny! Nie słyszałem o żadnym Wakawaku! Nie potrafiłbym odróżnić pola bananowego od kangura! Nie wiedziałem, co począć. Byłem oszołomiony i bezradny.
Dzień minął, a ja nic nie zrobiłem w tej sprawie. Nazajutrz ta sama gazeta zamieściła króciutką notatkę:
CHARAKTERYSTYCZNE
Godzi się zauważyć, iż p. Twain zachowuje znamienne milczenie w sprawie krzywoprzysięstwa w Kochinchinie. (N. B. Przez cały czas walki wyborczej dziennik ten nie nazywał mnie inaczej, jak „Twain, ohydny krzywoprzysięzca”).
Następnie wpadła do mych rąk „Gazette”, w której przeczytałem, co następuje:
PROSIMY O ODPOWIEDŹ
Może by nowy kandydat na stanowisko gubernatora zechciał wyjaśnić nam pewną sprawę. Idzie o jego współlokatorów w Montanie, którym od czasu do czasu ginęły różne drobne, choć wartościowe drobiazgi.
Dziwnym trafem znajdywano je zawsze u p. Twaina. Współlokatorzy byli zmuszeni udzielić mu dla jego własnego dobra przyjacielskiego napomnienia, po czym dali mu niezłą nauczkę i poradzili, aby pozostawił na stałe próżnię w miejscu, w którym zwykł był przebywać w obozie. Czekamy na wyjaśnienia p. Twaina w tej sprawie.
Czy można było zdobyć się na większą złośliwość? Nigdy w życiu nie byłem w Montanie. („Gazette” nie nazywała mnie odtąd inaczej, jak „Twain, złodziej z Montany”).
Brałem teraz do rąk dzienniki tak ostrożnie, jak człowiek, który podnosi kołdrę, spodziewając się znaleźć w łóżku żmiję.
W parę dni później znalazłem znów taki oto artykulik:
KŁAMSTWO PRZYGWOŻDŻONE
Złożone pod przysięgą zeznania pp. Michela O’Flanagana, esq. z Five Points oraz Snub Rafferty i Catty Mulligana z Water Street jednogłośnie dowodzą, iż fałszywe oświadczenie p. Marka Twaina na temat dziadka naszego kandydata pozbawione jest wszelkiego pokrycia w rzeczywistości. P. Twain ośmielił się mianowicie stwierdzić, iż zmarły dziadek powszechnie szanowanego p. Blanka J. Blanka powieszony został za rabunek uliczny, co jest ohydnym i ordynarnym łgarstwem. Jest rzeczą odrażającą, iż dla doraźnych celów politycznych nie daje się spokoju ludziom nawet w grobach, obrzucając błotem ich czcigodne nazwiska. Kiedy pomyślimy o tym, jak wielce boleć muszą podobne zniewagi rodzinę i przyjaciół nieodżałowanego nieboszczyka, nie możemy oprzeć się chęci zaapelowania do szanownych wyborców, aby udzielili nauczki zdziczałemu oszczercy. Ale nie!
Pozostawmy go raczej na pastwę wyrzutów sumienia (chociaż jeśliby szlachetniejsi spośród czytelników zadali kłamcy obrażenia cielesne, nie ulega wątpliwości, że nie znalazłby się sąd, który potępiłby ich za ten wzniosły uczynek).
Misterne ostatnie zdanie tego artykułu wywarło taki skutek, że „najszlachetniejsi spośród czytelników”, opanowani szlachetnym oburzeniem, wyrzucili mnie w nocy z mojego własnego mieszkania, łamiąc meble i okna oraz unosząc ze sobą to wszystko, co byli w stanie unieść. A jednak gotów jestem przysiąc na wszystkie świętości, że nigdy nie obraziłem pamięci dziadka p. Blanka. Więcej jeszcze, nie słyszałem o nim aż do chwili ukazania się wspomnianego artykułu. (Nawiasem mówiąc, dziennik ten nazywał mnie odtąd „Twain, profanator zwłok”).
Następna wzmianka, która przykuła moją uwagę, brzmiała następująco:
ŁADNY KANDYDAT
Mark Twain, który miał wczoraj wygłosić mowę na wiecu niezależnych, nie przybył wcale na wiec.
Lekarz jego doniósł telegraficznie, że p. Twain ma nogę złamaną w dwóch miejscach. Pacjent cierpi okropnie — itd. itd. i całe mnóstwo podobnych bredni. Niezależni wzięli to za dobrą monetę, teraz zaś udają, że nie wiedzą nic o prawdziwej przyczynie nieobecności tego indywiduum, które w swym zaślepieniu wybrali na kandydata. A przecież widziano wczoraj wieczorem, jak jakiś pijany osobnik zmierzał do mieszkania p. Twaina w stanie zupełnego zamroczenia. Jest obowiązkiem niezależnych dostarczyć nam dowodów, iż osobnik ten nie był p. Markiem Twainem. Nareszcie mamy ich w ręku! W tej sprawie nie ma miejsca na żadne kruczki i wybiegi! Lud zadaje im z całą mocą i naciskiem pytanie: „Kim był ten pijak?”
Było to fantastyczne, całkiem fantastyczne, że właśnie moje nazwisko zamieszane było w podobną sprawę. Przeszło trzy lata minęły już od chwili, kiedy miałem w ustach ostatnią kroplę alkoholu. (Już od następnego numeru dziennik ów nazywał mnie stale: „Pan Delirium Tremens Twain”).
W tym samym czasie zaczęły do mnie napływać w wielkiej ilości listy anonimowe. Treść ich była zawsze niemal jednakowa: Jak to było z tą kobietą, którą pan pobił, kiedy prosiła o jałmużnę? Poi Pry.
Albo: Popełnił pan szereg łajdactw, o czym nie wie nikt prócz mnie. Radziłbym więc panu przesłać mi odwrotnie kilka dolarów, gdyż inaczej zrobię z tego użytek w gazetach. Handy Andy.
To chyba wystarczy. Mógłbym cytować więcej, gdybym chciał zmęczyć czytelnika.
Wkrótce potem centralny organ republikański zarzucił mi przekupstwo na wielką skalę, zaś centralny organ demokratyczny przytoczył „fakty” świadczące, iż usiłowałem zyskać bezkarność w pewnych sprawkach za pomocą szantażu. Z tej racji zyskałem dwa nowe przydomki: „Twain, brudny łapownik” i „Twain, podły szantażysta”.
Odtąd domagano się ode mnie odpowiedzi ze wszystkich stron i z taką natarczywością, że nie tylko redaktorzy, ale również i przywódcy mego stronnictwa orzekli, iż dalsze milczenie z mej strony stanie się moją zgubą polityczną.
Na domiar złego nazajutrz ukazał się w jednym z dzienników następujący artykuł:
PRZYJRZYJCIE MU SIĘ DOBRZE!
Kandydat niezależnych wciąż jeszcze milczy. Robi to dlatego, że nie ma dość odwagi, aby zabrać głos.
Wszystkie oskarżenia przeciwko niemu są w pełni umotywowane, zaś swym milczeniem potwierdza on jeszcze stokrotnie ich słuszność. Niezależni, przyjrzyjcie się swojemu kandydatowi! Spójrzcie na ohydnego krzywoprzysięzcę, złodzieja z Montany, profanatora zwłok! Podziwiajcie tego deliryka, brudnego łapownika, podłego szantażystę! Zastanówcie się i powiedzcie, czy możecie złożyć wasze głosy na człowieka obciążonego tak wstrętnymi zbrodniami, który nie posiada nawet dość odwagi, aby pisnąć słówko w swojej obronie!
Nie, dłużej nie mogłem milczeć. Zanim jednak przygotowałem „odpowiedź” na tę potworną ilość zarzutów, jeden z dzienników zarzucił mi, że spaliłem dom wariatów li tylko dlatego, że przesłaniał mi widok z mojego okna. To wprawiło mnie w jakiś niesamowity lęk.
Zaraz potem przeczytałem zarzut, iż otrułem mego wujaszka, pragnąc zawładnąć jego majątkiem — zarzut połączony z żądaniem ekshumacji zwłok. Omalże nie zwariowałem!
Następnie oskarżono mnie, że będąc dyrektorem przytułku, używałem do najcięższych robót zniedołężniałych i bezzębnych staruszków. Zacząłem poważnie się wahać, czy nie wycofać się z tej całej awantury. Na koniec jednak, jako ukoronowanie wszelkich oszczerstw rzucanych na mnie przez przeciwników politycznych, nastąpiło zwołanie całej chmary dzieciaków różnej wielkości i maści i nakazanie im, by wołały w czasie mego przemówienia na wiecu: „Tatuś, tatuś!”
Dałem za wygraną. Uległem. Nie dorosłem widać do wysokiego stanowiska gubernatora stanu New York. Wycofałem moją kandydaturę, przy czym tak podpisałem się na mym liście:
„Z szacunkiem Mark Twain niegdyś porządny człowiek, dziś ohydny krzywoprzysięzca, złodziej z Montany, profanator zwłok, deliryk, brudny łapownik, podły szantażysta itp.”
Mark Twain napisał to opowiadanie pod koniec XIX wieku. Czy nie uważacie, że brzmi zaskakująco współcześnie?
Dzień dobry na nowym piętrze.
Ależ przepiękna eskalacja obrzucania błotem!
Już nie pamiętam, gdzie to czytałem (albo słyszałem): „Obrzucaj błotem, zawsze coś przylgnie”. I to się niestety sprawdza.
A z drugiej strony media potrafią również obrażać bezinteresownie (tzn. niekoniecznie poduszczane do tego przez przeciwników politycznych obrażanego), dla większej oglądalności/ sprzedaży/ klikalności.
Jest to jeden z powodów (poza zasadniczym, którym w moim przypadku jest lenistwo), dla których nie zamierzam kandydować na żaden urząd obieralny. Nie żebym w ogóle miał takie perspektywy.
Dzień dobry
Jestem wieloletnim pełnicielem urzędu obieralnego (przewodniczący rady dzielnicy) i w moim przypadku sprawa wygląda nieco inaczej.
Nikt nie pcha się na funkcję w RDZ (jest to generalnie praca społeczna) i przed każdymi wyborami musimy chodzić po znajomych z prośbą, żeby chociaż zechcieli zgłosić swoją kandydaturę, bo bez nich Rada nie powstanie (minimum 16 kandydatów na 15 miejsc w Radzie).



Potem następują wybory, po których nie ma innych kandydatów niż ja na funkcję przewodniczącego rady.
Pomimo tego, że nie ma chętnych do pełnienia w/w funkcji, spotkałem się niejednokrotnie z zawiścią lub oczekiwaniami, że będę robił wszystko za wszystkich (sprzątanie za sprzątaczki, pilnowanie porządku za policję, usuwanie samochodów za straż miejską itp.).
Z reguły radzę wszystkim zawistnikom lub malkontentom, żeby w najbliższych wyborach SAMI stanęli w szranki dodając, że jak znajdzie się ktoś lepszy Z PRZYJEMNOŚCIĄ oddam mu swój urząd…
Niestety od 20 lat nikt taki się nie zjawił
Przed każdymi wyborami obiecuję, że już nigdy więcej, ale potem się łamię i kandyduję, bo szkoda zaprzepaścić tego co się już udało zrobić (mało, ale cieszy)
Niestety jest to sytuacja typowa — myślę o „bezkosztowych zawistnikach i krytykach”. W swoich doświadczeniach zawsze się z tym spotykałem, i nadal spotykam.
Imponuje mi twoja wytrwałość! 🙂
Och, znam tę sytuację, nie taką samą na szczęście, ale podobną, ale nie mogę powiedzieć, skąd
(Jakby co, to ja cały czas jestem, tylko robię parę innych rzeczy).
Jako i ja zaglądam 🙂
A może panu Twainowi w ogóle nie chciało się kandydować, tylko potrzebował pretekstu, żeby móc się z godnością(?) wycofać, i zaczął anonimowo sam rozpuszczać takie wieści na swój temat?
Nie traktowałbym tego zbyt… hmmm… dokumentalnie
Nie, oczywiście, podobnie jak anegdot wplatanych pomiędzy autentyczne wydarzenia (np. w zbiorze „Pod gołym niebem”)
Ponieważ jestem słomianym wdowcem, to dzisiaj przerwy nie było, zaraz idę na rower i wracam po, a dobranockę wrzucę jeszcze piętro niżej.
PS. Powieść mam przeczytaną i recenzję gotową, jak tu przybędzie komentarzy, mogę wrzucić 😀 oczywiście nie tak zaraz, biorąc pod uwagę, że tu jeszcze jest ich jednocyfrowa liczba.
I porowerowane.
Melduję, że jestem śpiąca, zmarznięta, piekielnie zmęczona.
Postaram się przeczytać nowe pięterko jeszcze dziś, ale nie wiem, czy dam radę.
Dodatkowo od wczoraj męczą mnie jakieś dolegliwości żołądkowe i …sraczka.
Ale dotarłaś na zamierzony szczyt, widziałem
Tych szczytów było dziś więcej. Dlatego to była tak męcząca wycieczka, bo cały czas było góra-dół. Momentami stromo, momentami ostro w dół, momentami ślisko, momentami w śniegu po kolana.
No i momentami ból brzucha powodował zastanawianie się, czy nie schodzić w dół rezygnując z wycieczki, ogniska itd.
Uhm. To dobrze, że już jesteś w domu. Jednak co cywilizacja, to cywilizacja.
I przyłączam się do Mistrza Tetryka – może czasem warto odpuścić?
Lampkę zapaliłem poniżej, choć jeszcze nie idę spać…
Ano, też jeszcze chwilę pobędę.
Wybaczcie, Tetryku wybacz nie jestem w stanie czytać tak, abym wiedziała co czytam. Zrobię to jutro.
Dobranoc.
Spokojnej, odpoczynek dającej!
Dobranoc! Jutro te teksty będą tu nadal! 🙂
Kochani, umykam! Do jutra! Do dzisiaj? Do branoc!
Też umykam. Dobrej nocy!
Witajcie!
Dzień dobry, za oknem wciąż pochmurno.
Czas na panią G.
Dzień dobry
Późna kawa i zaraz zmykam

Pochmurno,deszczowo.
Pogrzeb koleżanki z KODu.
Dzień dobry
Czytałem kiedyś to opowiadanie i miałem wrażenie, że to jakaś zabawna ciekawostka z dalekiej Ameryki…
Minęło od tamtych czasów wiele lat i dziś już mnie to opowiadanie nie bawi
Po roku 2019 uważam, że Mark Twain zbyt delikatnie potraktował temat bo podobne oszczerstwa mogą nawet zabić. Wystarczy, że padną na podatny grunt…
Sądzę, że MT celowo przerysowywał sam mechanizm działania hejtu, nie skupiając się na jego skutkach — wzmianka o pobiciu i obrabowaniu jest ledwie zaznaczona…
Ale my potrafimy sobie wyobrazić te skutki. My pamiętamy o Adamowiczu, Narutowiczu i innych.
Witajcie!
Dopiero teraz, bo rano byłem na pogrzebie.
Teraz przeczytałam w całości i jedyne co poczułam to wielki smutek, przygnębienie, że tak bardzo opowiadanie jest aktualne.
Dzisiejszy pogrzeb, pretensje księdza (lub kościelnego?) chyba to wrażenie spotęgowały.
Czy należy się pocieszać faktem, że hejt jest wpisany w naturę ludzką, tylko (chyba?) dawniej się tak nie nazywał?
Dziękuję Tetryku za taki wpis, dziękuję za otwarcie dyskusji o sprawach trudnych, ale bardzo ważnych.
Melduję, że jestem. Tak jak kiedyś proponowaliśmy.
I jak to miało być?
Hop, hop, jest tu kto?
Jestem 🙂
Brawo, ja też no i?
Dołączam do Szanownych Państwa 🙂 właśnie skończyłem pracę, na dzisiaj i w ogóle I etap bieżącego zlecenia.
Poza tym niewielkie zakupy załatwione, takoż równie niewielkie doglądanie fachowców.
Przerwy nie ma, zostaję na Wyspie.
Jak zdrowie i samopoczucie, Makówko? (Bo te dwie rzeczy niekoniecznie muszą iść w parze).
Dziękuję za pytanie Q.
Rano ledwo się zwlokłam, z pogrzebu wróciłam wykończona psychicznie i fizycznie, walczyłam z sobą, aby nie pójść spać i jakoś dotrwać do wieczora.
Przed chwilą malutka rodzinna ostra wymiana poglądów wydzieloną adrenaliną spowodowała, że senność ustąpiła.
Nogi zaległy na wersalce i trochę odpoczęły.
Samopoczucie psychiczne kiepskawe. No dobra, Wam się przyznam to ja jestem coraz bardziej wybuchowa i niecierpliwa albo zrezygnowana na przemian.A domowi panowie są tacy jak zawsze, to mnie nerwy puszczają.
Ja nie walczyłem, po obiedzie przespałem się nieco…
U mnie dzisiaj obeszło się bez spania, może dlatego, że cały czas było coś do roboty?
Och, te rodzinne wymiany poglądów.
Tutaj jakoś spokojnie. Nie śmiem zgadywać, czy to ma związek ze słomianym wdowieństwem
Wybuchowość i niecierpliwość mogą – nie muszą – mieć związek z brakiem światła i niedoborem witaminy D. Tak mi przynajmniej mówiono.
Q! Lepiej nie zgaduj, bo dojdziesz do NIEWŁAŚCIWYCH wniosków.
U mnie ma związek z ogólną sytuacją, która mnie przerasta i z faktem, że moje szczątki mózgu już nic nie pamiętają, nie potrafią myśleć..itd.
Pogoda niewątpliwie sprzyja. Brakuje
(może nie zaraz upału, ale nie ma właściwej zazulki)
Uff, to już nie zgaduję!
Nie jest tak źle z twoimi „szczątkami” 🙂
Jeszcze ci się bezpieczniki nie przepaliły
A może już ich (tych bezpieczników) dawno nie ma?
To może ja teraz pójdę popedałować, a wrócę na dobranockę, skoro i tak nie ma przerwy.
Uważaj na zakrętach! Ślisko jest 😉
Dojechałem bez poślizgu, zaraz idę po dobranockę!
Czy ktoś widział Lenę ostatnio na Wyspie?
Lena albo mocno zajęta rodziną, albo ma kłopoty z internetem. Na swój brulion wrzuciła krótki wiersz, ale nie odpowiedziała na żaden komentarz, a tu się też od soboty nie odzywa.
To pierwsze, Tetryku:)
Dzięki, Maczku za troskę:)
Nie jestem w stanie znaleźć nawet krótkiej chwili, by popisać z Wami:)
Sama nie spodziewałam się:
a) wizyty
b) tak intensywnego zapotrzebowania na moje towarzystwo
😉
Dobry wieczór:)
Proszę, proszę.
Cieszę się, że wszystko jest ok i na dodatek miłe.
A ja mam wizytę kuzyna i jestem dorywczo 😉
Kochani, a mnie dzisiaj tak morzy, że się z Wami na dzisiaj już pożegnam, życząc Tetrykowi miłej wizyty, a Makówce – poprawy na każdym froncie. Dobranoc!
Śpij dobrze panie Q.
Za życzenia nie dziękuję, aby nie zapeszyć.
To i ja powiem dobranoc!
Dziędobry.
Pani Gieniu, poprosimy coś na (d)obudzenie.
U nas Gienia zaserwowała jajecznię. Z jakiejś niepoliczalnej liczby jajek, ale wszyscy(śmy) się najedli:)
Dobry wieczór, Quacku:)
Witajcie!
Normalny dzień pracy. Znaczy, wirek
Deszczowe i odespane dzień dobry!
A Leny dalej nie ma…
No to jadę do domu…
No to dojechałem 😉
Bardzo, bardzo, bardzo przelotne dzień dobry, Wyspo:)
Donoszę, że żyję i że Rodzinka wyjątkowo absorbująca:)
Poza tym dzimno, śnieżnie i wietrznie:)
Uff! Dobrze, że to nie większy kataklizm!
Rodzinka jako ten „mniejszy kataklizm”?
Może raczej „wyjątkowe absorbowanie”? 😉
Witaj, Tetryku:)
Opowiadanko gorzko-zabawne i wciąż, niestety, aktualne.
Świetnie pokazany mechanizm pomówienia i bezradności pomawianego.
Nie bez powodu plotkę porównuje się do hydry, jest równie żywotna i podobnie dużo krzywdy potrafi zrobić.
A przypadek opisany przez autora pod znakiem zapytania stawia też domniemaną niemoralność kontrkandydatów:)
A teraz zmykam:)
Po pracy, zakładana norma wyrobiona, zakupy zrobione, cała reszta wymagana przez umowę społeczną takoż (czyli obiad dla rodziny). Czyli na przerwę teraz.
Spadło trochę śniegu, więc Makówka po upewnieniu się, że wyciąg narciarski na Chełm kursuje (był nieczynny z powodu pogody i dopiero został uruchomiony w niedzielę) przygotowała narty, buty, kombinezon, kask, zrobiła herbatę do termosu itd.
Między 15-16 było ratrakowanie, więc mieliśmy pojechać po obiedzie na nocne jeżdżenie. I wtedy rozpadał się deszcz, z podglądu na kamerkach wyglądało, że tam również.
A knucie? A poza tym, miałaś odpocząć.
Moje nogi dziś powiedziały, że odpoczęły.
No i odpoczywam w domu, wrrr, wrrr. Zajęłam się więc telefonem, czyli rozmową z serwisem.
Byli bardzo uprzejmi, przysłali maila co powinnam najpierw zrobić po otrzymaniu którego wpadłam w jeszcze większą bezsilną złość co skończyło się na opie…mojego dziecka. Ponieważ uznał, że dalsze przebywanie ze mną może być niebezpieczne wolał pojechać do sklepu, aby podbić kartę gwarancyjną.
No tak dobrze, że dziś knucie, przestanę myśleć o konieczności wyczyszczenia telefonu i wysyłania go do Piaseczna.
No to jestem po rowerze i prysznicu, czyściutki i (pozytywnie) zmęczony.
Jestem po knuciu na Zoomie i zaraz zacznę plotki poprzez Ocean na WhatsApp
Uważaj, nie zamocz się przy tym!
Spokojnej wszystkim!
Wróciłam. Udało się nie zamoczyć.
Dobranoc Wyspo!
Witajcie!
Powyżej mamy przykład, że jak człowiek idzie spać, to już się nie powinien czym innym zajmować, żeby ktoś po nim nie musiał poprawiać…
Ale dzięki temu Lord wyszedł z krzaków, więc widać tak miało być.
Dzińdybry.
Niby poszedłem spać o przyzwoitej godzinie, a wstałem z trudem.
Czyżby potrzebne były jakieś stymulanty?
Poprosimy, na razie wirtualne.
ktoś nie śpi, żeby spać mógł ktoś,
to są normalne dzieje…
Dzień dobry!
Był śnieg i już go nie ma. A przez chwilę było tak ładnie biało…
Cisza na Wyspie…
Więc się odmeldowywuję. Umykam na promocję książki koleżanki z KODu.
Bardzo ciekawe było spotkanie.
Koleżanka ma wyjątkowy dar opowiadania.Chyba przeczytam książkę tzn.nie kupiłam,ale pożyczę.
A ja wróciłem do domu po posiedzeniu RN. Za chwilkę kolacja…
Dobry wieczór, a ja po robocie się nie odmeldowałem, gdyż od razu leciałem na nieduże spotkanie towarzyskie, na szczęście w pobliżu. I jeszcze byłem święcie pewien, że ono jest o 19.00, a okazało się, że o 18.00. Ale już jestem z powrotem i idę po dobranockę.
Jestem z powrotem, podkręcony, ale nie przekręcony.
A ja jestem już chwilę, po kolacji, zaglądam i coś sobie dłubię na boku…
No nie, kolację to jadłem po 18.00, teraz już tylko woda 🙂
Teraz słucham, ew. czytam jakieś drobne rzeczy, recenzje, takie tam.
Ja też po 18, tylko nieco później… 😉
Antraktowe dobry wieczór, Wyspo:)
Nie wiem, co jeszcze wieczornie się wydarzy, więc się chociaż przywitam:)
Oj! Czuję w kościach, że będzie z tego nobelon…
Antraktowe – między którymi aktami? I aktami czego?
Dobry wieczór!
Chciałoby się napisać, że między aktami przemocy;) Ale aż tak źle nie jest:)
Dobry wieczór, Quacku:)
Witaj!
Rzadko słyszy się o dobrych wróżbach, wyczuwanych w kościach! 🙂
Och! sama nie wiem, czy bardziej to wszystko przerażające czy – zabawne:)
Dobry wieczór, Tetryku:)
Tak sobie pomyślałam, że tylko mnie mogą się przydarzać takie rzeczy:)
Tobie się przytrafiają, a my będziemy czytać?
Jeśli będziecie mieli ochotę to – czemu nie:)
Ale równie dobrze to Wam mogą się przydarzać, a czytać będę ja;)
Witaj, Maczku:)
Też powiem już:
dobrej nocki, Wyspo:)
Wszyscy poszli spać to i ja się pożegnam.
Dobranoc!
Dobranoc wszystkim! A mnie bracia Q. zdalnie) odciągnęli…
Witajcie!
Na razie w pracy, po południu jadę w świat (niedaleki) i dopiero wieczorkiem dotrę do domu…
Mnnmbry.
Panią Gienię serdecznie zapraszam, z wonną, parującą kawą…
Pochmurne dzień dobry!
Uśmiechnij się podchmurnie!
Uśmiecham się na miłe spotkanie popołudniu/wieczorem.
Znowu zrobiłam dwa kursy do sklepu, bo kolejny raz poszłam na zakupy bez pieniędzy i kart .
Wiesz co, u nas wisi na drzwiach wyjściowych z mieszkania (tzn. od wewnętrznej strony) kartka z listą rzeczy, które powinno się ze sobą mieć wychodząc na zakupy, na uczelnię, czy gdzieś tam jeszcze. Wisi z dawien dawna, jak jeszcze dzieci chodziły do szkoły. Goście zwykle się podśmiewają, ale to działa.
Dzień dobry, tu też chmury i powoli ciemnawo. Etap III zakończony, wracam do etapu II poprzedniego zlecenia (a pomiędzy nimi chwila przerwy, no to hop na Wyspę 🙂 )
Pogościowe 🙂 dzień dobry, Wyspo:)
Jakoś przeżyłam, choć łatwo nie było;)
Teraz odreagowuję. Jak skończę pogościoterapię, to pewnie się pochwalę efektem.
Tymczasem siedzę sobie w mojej manufakturze i z przyjemnością zerkam w okno na posypujący śnieg:)
A gdy trochę odtaję, spreparuję nobelonik. Nie dziś, bo muszę nabrać odrobinę dystansu do ostatnich dni:)
Będę zaglądać dospacerkowo:) Chyba stęskniłam się za niedecybelowymi wyspowymi pogawędkami:)
Ooo. Znaczy w realu były decybelowe?
Dzień dobry przed przerwą.
Nie chcę zdradzać szczegółów, skoro planuję nobelonik, ale – zdecydowanie – decybelowe:)
Witaj, Quacku:)
A ja po pracy, zakupach z jedną niedużą reklamacją oraz po załatwieniu jednej drobnej sprawy w murach domu.
I już po etapie III poprzedniego zlecenia zacząłem dzisiaj etap II bieżącego. Ale tylko troszeczkę. Do wtorku powinienem skończyć.
A teraz na przerwę.
Jestem w domu.
Osłonięcie tablicy przy drzewie pamięci Piotra Szczęsnego na Błoniach Niepołomickich, a potem spotkanie z prof. Adamem Bodnarem na Zamku Królewskim w Niepołomicach.
Kurczę, ten zamek przypomina Wawel w miniaturze, z tymi krużgankami zwłaszcza. A to „tylko” zameczek myśliwski polskich królów.
Piękne okoliczności, świetne spotkanie.
Tak faktycznie wygląda. Niektórzy mawiają „mały Wawel”.
Spotkanie faktycznie było wyśmienite -rozmawiały ze sobą dwie mądre osoby, mówiły ładną polszczyzną, spokojnie, choć z troską o losy kraju.
…i już sama tylko ładna polszczyzna to plus, a co dopiero osobowości, które się wypowiadały.
Też dotarłem. Bodnar to świetny gość!
Toteż warto było pójść na spotkanie z nim.
Jestem z powrotem, jak zwykle.
Pospacerkowe dobry wieczór, Wyspo:)
Śnieżek sypie, a w domu cudowna cisza:)
Psiuła rozwalona na swojej wersalce delektuje się odzyskanym meblem:)
Tu bezśnieżnie, bezdeszczowo. Ale nie za ładnie, pochmurno i mało wyjściowo. O czym pewnie wiesz
Teraz już wiem:)
A myślałem, że może od PT Progenitury.
Witaj, zrelaksowana 🙂
🙂
Rzeczywiście powoli odzyskuję równowagę:)
Lampki nie ma (jeszcze?), ale ja już powiem dobranoc.
Spokojnej!
Skoro i ja odzyskałam własne łóżko, za chwilę pójdę w ślady Maczka:)
Miłej nocki, Wyspo:)
Spokojnej! („Odzyskałam własne łóżko”, coś podobnego!
)
Ciesząc się, że nie musiałam nic odzyskiwać umykam, pa, spokojnej nocy
Dobranoc wszystkim!
Dzień dobry, dzisiaj dla odmiany pogodnie.
Panie Gieniu, poprosimy coś pod tę pogodę!
Witajcie!
Nadal szaro, ale jest nadzieja na weekend przynajmniej. Makówka pewnie liczy na jakąś wycieczkę, ja tylko na to, że się wyśpię 😉
Właśnie się zastanawiam, czy jutro będzie coś do roboty od rana, czy też będę mógł wstać o porze dowolnej…
Dowolności życzę!
A jak nie, to ostro pogadaj z szefem!
Witam!
Będę wieczorem
Cudnie pośnieżone dzień dobry, Wyspo:)
Pospane 🙂
Pośniadane, poherbatkowane, pospacerkowane, poprackowane, posprzątane, poczytane, pobrulionowane i (w 1/3) pokartkowane:)
Imponująca liczba dokonań! 😉
🙂
Też jestem dumna:) Najbardziej z tego pospania;)
Powinnam jeszcze wybrać się po klej (w ulubionym sklepie będzie dopiero po niedzieli), bo już jadę na oparach, ale straszliwie mi się nie chce:)
Dzień dobry, Tetryku:)
Hej!
Z braku oparów niech ci się kleją opowieści!
A, dziękuję, Tetryku:)
Już prawie skończyłam zapowiadany nobelonik:) I pokartkowanie (na oparach) posunęło się do 1/2:)
Kochani, już po pracy, jestem chwilowo u weterynarza z Juniroem i jego kotką. Mieliśmy jechać samochodem, ale ktoś o miernym umyśle zastawił nam wjazd na podwórko i musiałem jechać taksówką, żeby się nie spóźnić. Przerwa potrwa zapewne chwilę.
Trzymamy kciuki za kotkę, ale nie pozwalajcie weterynarzowi zabierać się do Juniora! 😉
Nie, Juniora nie tykano.
Już jestem w domu, teraz przerwa właściwa.
To ja tylko pojezdzone na nartach.
Ja – raz pojeżdżone na kołach:)
Witaj, Maczku:)
Też już po?
Jestem w domu.
Po nartach, po obiedzie, po zakupach.
Przy dolnej stacji wyciągu -śnieg tylko tam, gdzie dośnieżali, a reszta -marniutko, ale na górze już piękna zima. Drzewa w białej czapie- widok, za którym tęskniłam tej zimy.
Och, obawiam się, że tak będzie coraz częściej. Z drugiej strony to dobrze, że wysoko ten śnieg jest. Aż się nie chce zjeżdżać na dół, tylko zostać na górze?
Chciałoby się, ale wtedy musiałoby się czekać do 17, bo 15-17 stok zamknięty-ratrakowanie.
A we Włoszech zwykle to ludzie mają o tej porze wolne. Sjesta, raczej bez użycia ratraków
Pospacerkowe dobry wieczór, Wyspo:)
A ten śnieżek pada i pada:)
Dobry wieczór! To krajobraz będzie ładny, przyprószony, zamaskuje wszystkie(?) niedociągnięcia.
Już jest ładny:)
Na tyle, że zainspirował mnie do stworzenia (na przednajazdorodzinną prośbę koleżanki) serii kartek. Dziś na spacerku wykluł mi się trzeci pomysł, jak można by to zrobić. Zrobię, oczywiście, wszystko, co wymyśliłam (i pozwolę jej wybrać ten najbardziej pasujący do jej koncepcji, i nawet się nie obrażę za niewybranie pozostałych dwóch;)), tylko nie od razu:) Póki co – zostało mi do zrobienia jakieś dwadzieścia procent pierwszego konceptu. Z jednej strony jestem poirytowana, że te moje pomysły wymagają aż tyle żmudności, z drugiej – oniemiała sprawnością własnych rąk, bo w najśmielszych snach nie roiłam, że zajmie mi to tylko półtora dnia:)
Tymi ręcami prószyłaś?
Tymi samymi:)
Wprawdzie (jak do tej pory) bardziej – szyłam niż pró, ale zawsze;)
Może pró-łam? Ortografii wbrew, facecjom w to graj?
Wy-pló-j te słowa. Jeśli miałabym pró-ć, zrobiłabym od nowa.
A łam-ać też będę, ale w drugim (och, jak kusi, żeby napisać: pomyślę) pomyśle. Skąd wiedziałeś? I kruszyć. I ścierać. 🙂
Albowiem powiedziane jest w Pieśni:
„Wal pan w bas i łup pan, skub pan, drób pan w bas!”
Skoro w bas, to można i w inne rzeczy. I kruszyć, i ścierać. A jak się pokruszy i zetrze, to będzie czym prószyć.
🙂
wal pan w alt
uprósz palt
skrusz salt
wal pan wal t
A nasz krajobraz szary i ponury — nic nie prószy, niczego nie kryje 🙁
W moim ukrył się pomysł:)
Dobranoc !
Spokojnej wszystkim, każdemu, czego mu trzeba. Albo jej. Snu, wypoczynku, natchnienia.
Nie wiedzieć czemu, przez ostatnie kilka(naście) minut mi errorowało, co nie zmienia faktu, że też mówię:
dobrej nocki, Wyspo:)
Bryyyy
Dzień dobry. Pochmurno, ale i tak czeka mnie wyjście z domu, przynajmniej jedno. I pewnie jakiś czas przy jednym projekcie małżonki w roli redaktora. A poza tym to na razie nie ma w planach nic szczególnego.
No, poza zaproszeniem na Wyspę tej pani
Witajcie!
Jak co sobota: zakupy, śniadanko, i refleksja, czy na pewno już się obudziłem… 😉
I jak efekt refleksji? Bo zasadniczo robienie zakupów przez sen mogłoby się okazać niezbyt korzystne…
Po dobrym śniadaniu, gdy czas nie goni, moja senność wybitnie się nasila…
A wiesz, że moja też
a przecież wstałem około 10:30, więc powinienem być wyspany…
Międzywybyciowe dzień dobry, Wyspo:)
Dzień pośnieżony i jeszcze jakiś czas – zaganiany:)
Dzień dobry, rychłego zakończenia zaganiania!
Hej!
Ganianie po świeżym śniegu bywa przyjemne! 🙂
A jeżdżenie na nartach to dopiero przyjemne.
Super się jeździło
Ha. Ciekawe, czy dieta + rowerek pozwolą mi wrócić do jeżdżenia!
A ja jednak zaczekam na rower!
A ponieważ tutaj mamy już ponad 200 komentarzy – zapraszam na nowe pięterko.