I znowu nietypowo, ale to ma być tylko „przeczekajka”…
Pokażę Wam część swoich (i męża) zdjęć z naszych wyjazdów. Na pewno niektóre już pokazywałam…
Wybrałam z tych, które znalazły się w moim „papierowym” albumie…
Na początek zdjęcia z Wisconsin i znad Lake Michigan…
ale też z okolicy – tej bliższej i dalszej…
Może trochę „poskakałam” po różnych parkach, ale to przecież nie ma znaczenia…
Zapraszam na wycieczkę po parkach, w których byliśmy

Oczywiście to tylko mała cząstka tego co oglądaliśmy, ale na „poczekajkę” i tak się nada
Witajcie!
Sądząc po miniaturach, kapitalne zdjęcia – ale nacieszyć się nimi będę miał czas dopiero w domu…
Witaj


Dzięki
Jeszcze się tymi zdjęciami nacieszysz
Dzień dobry, przepiękne, tak mi przyszło do głowy, że swobodnie wybrałoby się 12 z nich do kalendarza, gdyby ktokolwiek miał zapotrzebowanie!
Nie wiem dlaczego, ale szczególnie mi się podoba wyspa na rzece Wisconsin, zaraz następne z kanionem w parku Wyalusing i zimowe z betonową platformą (do czego ona służy?), a z drugiego zestawu oczywiście lodospad, ale i zimowe zdjęcie Mallard Lake coś w sobie ma (co to są te kopki, stojące rzędem przy brzegu?).
Witaj
Na kalendarz mam całą masę innych zdjęć, nie tylko tych… ale ponieważ trudno mi jest wybrać, nie robię go 
Trasa wiodła cały czas pod górę. To jedna z najdłuższych tras w Wyalusing State Park…
Dziękuję
Wyspa na Wisconsin River jest jedną z wielu. Ta rzeka łączy swe wody z Mississippi River gąszczem takich wysepek.
Kanion był na trasie „Sweet Maple Tree”, ale nie schodziliśmy do niego, bo już byliśmy porządnie zmęczeni
Platforma w parku w Zion, nie wiem do czego służy, a może służyła? Wiem, że w czasie wojny tam był poligon. To chyba pozostałość po nim.
„Lodospad” w Matthiessen State Park zrobił na nas ogromne wrażenie. Tego na zdjęciach nie widać, ale wodospad, chociaż nie za bardzo szeroki, to jednak swoją wysokość ma… w całości był zamarznięty
Te kropki, stojące rzędem przy brzegu na Mallard Lake, to głazy. Nie wiem przez kogo przyniesione i tak ułożone. Często siadają na nich ptaki, ale do czego te głazy mają służyć, to doprawdy nie wiem…
Ten poligon, o którym piszesz, to miał coś wspólnego z Fortem Sheridan na następnych zdjęciach? (Bo jak taki przekrojowy wpis, to trudno wyczuć, które zdjęcia są skąd) Bo wtedy faktycznie możliwe, że jakieś zastosowanie militarne.
A głazy to może jakiś falochron, ułożony z naturalnych elementów?
Prawdę powiedziawszy to nawet dokładnie nie wiem
A nie chcę zmyślać 
W Fort Sheridan stacjonowała regularna jednostka. Są nawet koszary, zupełnie inne niż w Polsce. Co prawda przerobiono je na luksusowe domy i jednostki dawno tam nie ma, ale został cmentarz (opisywałam go kilka lat temu). Budynki są stare, unowocześnione trochę, ale widać, że wiekowe. Z tego co wiem, była tam jednostka lotnicza, z działami przeciwlotniczymi. Żołnierze ćwiczyli strzelanie i latanie (stąd te pasy dla samolotów).
Poligon w Zion był dla sprzętu ciężkiego. Różne tam czołgi i wozy bojowe. To bardzo piaszczysty teren, więc ten ciężki sprzęt mógł ćwiczyć jazdę w trudnym terenie… więc chyba Fort Sheridan z poligonem w Zion niewiele miał wspólnego.
A co do głazów… nie wiem czy to falochron, bo na Mallard Lake nie ma aż tak wysokich fal, żeby mogły zagrozić brzegom. Tym bardziej, że te głazy są tylko przy północnym brzegu. Z innych stron ich nie ma…
Wyspane dzień dobry!
Przepiękne te zdjęcia. Brawa dla państwa Miralków.
Quack ma rację byłby z nich bardzo ładny kalendarz.
Witaj


Dziękujemy, Makóweczko
Niemal z każdego parku mogłabym znaleźć zdjęcia „czterech pór roku” na kalendarz… ale po co mi tyle kalendarzy?
Ależ tylko jeden na dany rok!
Ja jestem jednak starej daty i nie zapisuję w komórce, ale jednak lubię mieć kalendarz na ścianie, gdzie wpisuję np. wizyty u lekarza, wyjścia do teatru lub tym podobne. Na ten rok mam Krajobrazy Polski.
Ja też mam kalendarz. Taki duży, na biurku. Zapisuję w nim wszystkie ważniejsze daty i mam cały harmonogram pracy. Tylko jest to kalendarz „roboczy”. Bez żadnych obrazków.
Tutaj też zapisujemy w kalendarzu, o ile się da (tzn. o ile jest miejsce na kalendarium).
Teraz obejrzałam jeszcze raz tak już dokładniej Twoje zdjęcia i oprócz zachodów i wschodów słońca zachwyciłam się Salt Creek Forest Preserve.
To zdjęcie jest takie malarskie, zauroczyło mnie.
Natomiast Twoje zdjęcie Ujście Wisconsin River do Mississippi River przypomniało mi miejsce, gdzie łączą się Missouri i Mississippi.
Byłaś tam Miralko? Nie pamiętam czy pisałam na Wyspie o ekspedycji Lewisa i Clarka w moim cyklu “Makówka w Ameryce” ? Byłam w paru miejscach z tą ekspedycją historycznie związanych, jednym z nich jest zbieg rzek Missouri i Mississippi.
I tak swoim wpisem wywołałaś we mnie sentymentalne wspomnienia. Gdyby nie pandemia to…eh …tak mi się marzy znów „wycieczka do Ameryki”. Choć spacerki blisko domu też potrafią być ciekawe to jednak chętnie poleciałabym za Ocean.
Nie. Nie byłam w miejscu złączenia tych dwóch rzek. Jak chyba zauważyłaś, nie podróżuję po całych Stanach, a jedynie po sąsiednich. Co prawda byłam w Michigan, Indianie, Iowa i Wisconsin, ale niezbyt daleko. Nie mam czasu, ani kasy na długie wycieczki…
Do siebie chętnie zapraszam. Bożenkę zapraszałam już wielokrotnie, ale jakoś nigdy nie wyraziła chęci odwiedzenia mnie


Mam co prawda tylko jeden pokój gościnny, ale jakoś byśmy się pomieściły
Wiosna lub jesień to pory na najlepsze odwiedziny u mnie. Zimą jest zimno, a latem gorąco. Mama zawsze odwiedzała mnie wiosną… Majeczka przyleciała pod koniec sierpnia i była cały wrzesień.
Ale to stare dzieje…
Na pewno zawiozłabym Was do różnych parków, pokazała znajome kolonie ptaków… czapli, kormoranów, ślepowronów (chociaż w zasadzie to też gatunek czapli)…
Pomarzyć dobra rzecz…
Twój syn sporo chodzi po górach. Ma tyle urlopu? Bo to przecież nie weekend…
Aż mu zazdraszczam…
Ja po USA trochę popodróżowałam, ale w Polsce (jak widać z moich wpisów) też kręcę się blisko domu.
W Polsce, to jeździłam do wielu miejscowości, nie tylko blisko domu. Jeździłam z Klubem Krwiodawców przy parowozowni PKP Białystok. Zdawaliśmy krew nie w PCK, to mieliśmy trochę kasy. A że przy okazji mieliśmy bardzo obrotnego prezesa…

Mieliśmy swój wagon socjalny i podróżowaliśmy
I na ten przykład byliśmy w Żywcu na piwie. Z Białegostoku to kawałek, ale co tam…
Po pracy, a teraz na przerwę.
A ja latam jak z piórkiem. Teraz jest pora gotowania obiadu, a poza tym, większość tygodnia spędziłam albo w łóżku, albo w łazience, więc dom zrobił się zaniedbany. Czuję się dobrze, więc muszę go „odgruzować”, doprowadzić do stanu używalności
No to doprowadzam do normalności… 
Już nawet mąż zauważył, że jakoś teraz inaczej w naszym domu wygląda niż zwykle
Bardzo piękne zdjęcia, Miralko! (wiem, nie jestem oryginalny 😉 )

Trudno właściwie ustawić je w jakąś hierarchię — mnie najbardziej urzekły przesycone ciekawą zielenią widoki z wzgórz Morraine, zwłaszcza zalewisko i poprzednie. Fantastyczny klimat!
Gratulacje!
Dziękuję Ukratku


Tutaj trudno o oryginalność, bo tyle jest pięknych zdjęć (nie piszę o swoich), tyle ciekawych pięterek, że człowiek mimo woli się powtarza lub powtarza za innymi
W Moraine Hills jest łażenia na kilka godzin. Te zdjęcia, które tak Cię urzekły, były robione rok temu lub więcej. W tym roku (2021)niemal wszystkie zalewiska wyschły i niewiele zostało z uroków tych miejsc. A szkoda, bo to piękny park i ogromny. Nawet jak jest trochę ludzi, nie tak często się ich spotyka… parkowe ścieżki są w stanie „wchłonąć” setki i można iść bardzo długo nie spotykając nikogo
Dobry wieczór, Miralko:)
Że parasz się fotografią dokumentalną, zdążyłam się zorientować, ale nie wiedziałam, że także artystyczną:)
Zdjęcia są piękne i tak nasycone treściami, że niemal do każdego dałoby się napisać opowiadanie. Słowem – bardzo działają na wyobraźnię.
Nie sposób wymienić wszystkich, które mi się podobały, więc wspomnę tylko o kilku:
Ottawa Lake w Wisconsin (2-I) – niczym narodziny nowego świata,
zachód słońca nad Ottawa Lake (4-I) – jak wyścig chmurolotem,
Wisconsin River (6-I) – trochę podróż sentymentalna do czasów, gdy wszystko było prostsze,
Salt Creek Forest Preserve (10-II) – sielska zapowiedź czegoś niepokojącego,
Zima w Elgin…(19-II) – urzekający początek historii, także dlatego, że to zdjęcie ma zupełnie inny charakter niż pozostałe,
Crabtree Nature Center (27-II) – jak kadr z filmu o kolonizowaniu nieznanej planety,
Mallard Lake zimą (33-II) – ostatnie chwile przed wielką przeprawą.
Mam nadzieję, że nie zanudziłam Cię swoimi skojarzeniami:)
🙂
Witaj Leno


No, ale Ty masz bujną wyobraźnię, więc to nic dziwnego… 
Dziękuję za tak miłą ocenę naszych „pstryczków”
Nie param się fotografią artystyczną, a jeśli zdjęcia wydają się takie, wyszło to samo z siebie. Może to po prostu urok miejsc?
Na pewno nie znudziłaś mnie swoimi skojarzeniami. To faktycznie jak tytuły opowieści. Nawet nie pomyślałam, że te pstryczki mogą się tak skojarzyć
🙂
Ponoć dobra fotografia nie tylko pokazuje to, co się zdarzyło, ale także to, co mogłoby się zdarzyć jeszcze:)
Wybacz, wyleciało mi z głowy, że to Wasze wspólne dzieło i wyrazy uznania należą się duetowi:) Gratuluję więc Wam obojgu:)
Śliżdżące dobry wieczór, Wyspo:)
I śliszczące też:)
Też się już pożegnam: dobrej nocki, Wyspo:)
Przyszłam na Wyspę, a tu wszyscy już poszli spać?
Nie tak znowu wszyscy…
Ale teraz to już zmykam.
A teraz to i ja.
DOBRANOC!
Witajcie!
Dzisiejsza aura przypomniała mi aniołka trzeciej kategorii z opowieści Lukrecji. Miał on dźwięczne imię Psiapora…
Dzień dobry, tutaj znów nie psia pora, tylko pogoda taka, że żal psa na dwór wyrzucić. Wiatr, deszcz, a w perspektywie śnieg.
Ale jakoś wstałem i nawet dość na czas dzisiaj.
Witam!
Nie mów, że idziesz na wycieczkę!
W taką pogodę? Aż tak szalona nie jestem!
Jestem dziś niedospana, zdegustowana pogodą i całkowicie domowa.
Jedyny spacer, jaki planuję to dojście do najbliższego sklepu spożywczego.
Dzień dobry


A u mnie śnieg sypie i nawet sporo go jest. Biało wszędzie…
Z jednej strony to dobrze, bo zakryje wszystkie brudy, ale z drugiej… znowu będę musiała czyścić samochód
Melduję, że wróciłam. Z deszczowego spaceru i z zakupami.
I teraz już nikt i nic mnie nie wygoni z domu!
A ja po pracy na dzisiaj.
A na przerwę koło 19.00. więc chwilę pobędę.
Wietrzyste dobry wieczór, Wyspo:)
O tak, tutaj też wiało, zwłaszcza w nocy.
Witaj, Quacku:)
Teraz jeszcze rozpadało się taką marznącą kaszą.
Sorki za jedzonkowe skojarzenia, ale kluczowe rozkopki i ta buła z kiełbachą (z niżej) sprawiły, że poczułam się głodna, a to nie zdarza się często:)
Patrz, a mnie po pedałowaniu jakoś wcale nie chce się wieczorami podjadać. Wodę, owszem, popijam, ale w ogóle nie muszę przekąszać. Nie wiem, skąd taki (bardzo w sumie przydatny) brak apetytu.
Tylko się cieszyć:)
U mnie dziś na wzmożenie apetytu zadziałały bodźce:)
Też w sumie dobrze, bo skorzystałam i zjadłam:)
No jasne!
[przerwa]
Pewnie bardzo trudno będzie zgadnąć, kto pół godziny temu upuścił klucze pod domem i, ryjąc w iglakach, przy akompaniamencie walącego w kaptur marznącego śniegu oraz pomlaskiwań rozradowanej Psiułki, która wygrzebała skądś bułę z kiełbachą (jechało czosnkiem), desperacko kombinował, jak by tu się urządzić na klatce do Wielkanocy…
😉
Zagadka wydaje się dość łatwa do rozwiązania.
Czas przeszły sugeruje szczęśliwe zakończenie. Czy tak?
Dość łatwa?
Niemożliwe;)
Tak.
Na krótkie spacerki (takie do godziny) nie zabieram komórki, więc skoro napisałam – znaczy z domu:)
Dobry wieczór, Makówko:)
Ja komórkę zabieram nawet na krótkie spacerki, więc nawet nie brałam ewentualności zostawienia komórki w domu.
Jednak wersja -jedną ręką szukasz kluczy, a drugą nam o tym piszesz uznałam za mało prawdopodobną. Szczególnie w warunkach marznącego śniegu.
No i jednak ten czas przeszły…
Jedną ręką szukam kluczy, drugą wyrywam bułę, trzecią piszę…
Nie zabieram komórki, bo na tych spacerkach i tak mam co robić.
Muszę pilnować, żeby czegoś się nie najadła, nie obszczekała jakiegoś rowerzysty płci męskiej, nie przepędzała innych psiaków z „jej” trasy, nie zerwała się do ucieczki z jakiegoś tylko dla niej zrozumiałego powodu (cienia nie z tej co zwykle strony, przypiętego roweru, który nigdy wcześniej przypięty tam nie bywał, łopocącej reklamówki, ryku silnika).
Ona ma traumę i jest trudna na spacerach w mieście. Dlatego przeważnie wybywamy w dzicz. Chyba, że naprawdę nie mam czasu albo siły.
O! To niewdzięczna Psiółka zamiast ci pomóc niuchała za kiełbasą? A to paskuda moralna!!!
Czasami bywa paskudą moralną:)
W dodatku, nie tylko korzystała z okazji, bo zazwyczaj odbieram jej wszystkie łupy błyskawicznie, to nawet przez myśl jej nie przeszło, by coś zostawić na ewentualne klatkowe koczowanie…
Ciekawe, czy ona myśli, że odbieram jej te zdobycze, żeby samej zjeść…
🙂
Dobry wieczór, Tetryku:)
Leno zapytaj ją w Wigilię!
W Wigilię nie ma na to czasu, bo musimy wciąż pilnować, co je to drugie;)
Jak się nad tym zastanowić… Odbierasz, a potem Psiółka nie widzi, co się z tym dalej stało, bo do kubła wyrzucasz ukradkiem…
Czyli wychodzi na to, że też bywam paskudą…;)
Wychodzi na to, że byłoby lepiej gdybyś jednak zabierała i zjadała.
No albo dzieliła się sprawiedliwie po połowie.
W sumie…
Freeganizm teraz w modzie…;)
Taaa… tylko kto za tobą chodziłby po trawnikach z łopatką i woreczkiem?
Żeby to tylko po trawnikach…;)
A swoją drogą – a fe, Tetryku!
Dybra, lecę do moich serwetek (ostatniej:)), ale będę jeszcze zaglądać na Wyspę.
A ja w takim razie oddam się lekturze, też w pobliżu Wyspy. Biograficzna książka Krzysztofa Umińskiego „Trzy tłumaczki”, o Joannie Guze, Marii Skibniewskiej i Annie Przedpełskiej-Trzeciakowskiej, przepiękna polszczyzna, znakomite portrety wymienionych Pań, a przy okazji szeroka panorama epoki (jej kulturalnego oblicza) od tużpowojnia do dzisiaj.
A ja w takim razie wypiłam bronchial i się pożegnam.
Dobranoc!
Spokojnej, niech bronchial zadziała!
To tylko herbatka ziołowa.
Dobrej nocki, Wyspo:)
Słonecznie witam!
Dzień dobry. Śniło mi się sporo rzeczy, ale pamiętam tylko ten sen sprzed chwili – byłem w mieście przypominającym Sewillę, ale wszyscy mówili po polsku (i nic dziwnego, bo nie znam hiszpańskiego na tyle, żeby symulować we śnie bycie w hiszpańskojęzycznym środowisku). Poszedłem kawałek od centrum i znalazłem hostel z wieloosobowymi pokojami, który wyglądał, jakby go urządzono w byłej szkole. Mieszkało tam sporo młodych ludzi, którzy przy okazji urządzili sobie imprezę w jednej z sal. Jak wychodziłem, spotkałem starszego faceta, najwyraźniej zarządcę, który usiłował mi delikatnie zasugerować, żebym zapłacił za pokój (widocznie wziął mnie za mieszkańca). Po czym po wyjściu okazało się, że z centrum szedłem dosłownie kilka minut, ale z powrotem do centrum były jakieś niewymowne kilometry. A ponieważ nie miałem ochoty iść, to się obudziłem.
Puenta spodobała mi się najbardziej!
Ja jestem prosty człowiek i stosuję proste rozwiązania
Witajcie!
Proste rozwiązania bywają najlepsze!
To może zaśnijmy wszyscy równocześnie i potem obudźmy się w lepszej rzeczywistości ? Bez Putina, JK, bez wojen, bez nienawiści i agresji itd.
Czy to jest PROSTE rozwiązanie?
Następnym razem spróbuję. Tak, faktycznie by było najprościej.
Chwila przerwy z mojej strony, muszę załatwić parę spraw.
A po południu wybywam na urodziny kolegi.
Mile spędzonego czasu u kolegi, Mistrzu Q
Z tym prostym rozwiązaniem sprowadziliście mnie na ziemię do szarej rzeczywistości, eh:)
Umykam więc na mały spacer w realu. Wczorajszy stan podgorączkowy nie wiem skąd się wziął, ale (chyba?) jest już ok.
Do popotem…
Stany podgorączkowe nie biorą się znikąd, ani nie odchodzą w niebyt. Twój organizm daje Ci sygnał, że coś jest nie tak…
Też tak myślę, ale niedobry (organizm) nie powiedział, o co mu chodzi.
Zmęczenie? Zmarznięcie?
Dzień dobry
Wstałam troszeczkę przed 5…
Mój młodszy brat ma dziś urodziny (nie napiszę które, bo ludzie tak długo nie żyją 😉 ). Zadzwoniłam, żeby złożyć mu życzenia. Miałam to zrobić wcześniej, ale jakoś za dobrze mi się spało
Jakie miałam sny – nie pamiętam… widocznie nic ważnego
Miłego dnia Wam życzę


Dziś pogoda ma być „w miarę”, więc pewnie gdzieś się wybierzemy…
Jak zwykle nie wiem jeszcze dokąd, ale grunt, że ruszymy zadki na przewietrzenie
Wstałem w piękny, mroźny poranek, zrobiłem zakupy, zjadłem śniadanie — i poczułem tak okrutne zmęczenie, że jeszcze godzinkę pospałem…
To mój wymarzony modus operandi!
Informacja techniczna: zainstalowałem kolejną aktualizację WordPress-a.
Za jakieś 20-30 minut wybywam…
Melduję, że jestem w domu.
Zawieruszone dobry wieczór, Wyspo:)
Dobry!
(Lecz właśnie wybywam)
Witaj, Quacku:)
Udanego wybycia:)
Ja za chwilę też wybywam — na spotkanie z panem Kandydem 😉
Też planuje się dziś z nim spotkać.Wlasnie jadę.
Do wieczorka!
A ja wróciłam ze spacerku
Oczywiście obcykane.

Zobaczymy…
Byliśmy w Elgin, bo tam spodziewałam się spotkać bieliki amerykańskie… i nie zawiodłam się. Było ich chyba ze sześć. Młode, starsze i dorosłe
Były też krzyżówki i bernikle kanadyjskie (w wielkich ilościach), oczywiście mewy (też „na pęczki”), a także spore stadko gągołów krzykliwych… i też wszystkie obcykane
Słońce wylazło zza chmur, gdy tylko wróciliśmy do domu… czyli jak zwykle…
A może jeszcze się gdzieś wybierzemy? Na ten przykład do sarenek?
Porządnie nas owiało, jeszcze porządniej osypało, ale już jesteśmy w domciu, wykąpane (niektóre), obie pod kocykami (różnymi), popijające herbatkę z rumem (niektóre) i wreszcie nam ciepło (obu).
A w lesie biało, biało…
Wracam do domu.
Wspólne oglądanie „Kandyda”, potem rozmowy przy winie…jak bardzo ładuje to akumulatory.
Szczególnie gdy jest się w gronie osób ze Stowarzyszenia, w gronie osób mających ten sam system wartości.
Znakomity spektakl na Scenie dla Dorosłych Teatru Groteska. Fantastyczna uniwersalność, forma, umiejętności aktorskie i wokalne.
Czy ktoś z was potrafiłby zagrać rybkę przepływającą przez scenę?
Byliśmy u sarenek


Zjawiły się też kowaliki karolińskie i pasówka (z tego co zauważyłam – białogardła)… po drzewie śmigał dzięciur czerwonobrzuchy i przysiadały drozdy wędrowne (których nie powinno tu być, bo odlatują na południe). Gdy wracaliśmy do samochodu, pojawiły się też sarenki. Ale będą miały ucztę!!! 
Tym razem wzięłam ze sobą kilka jabłek, przekrojonych na pół, żeby sarenkom łatwiej było jeść. Na końcu parkingu była jedna sarenka z młodym. Trochę daleko… ale małżonek je zawołał… zawróciły, a jak zaczęłam sypać jabłka, to nawet podbiegły
Widać, że głodne…
Raz odeszły, bo jakiś gnał na nartach i je wystraszył. Ale nie odeszły daleko, dały tylko przejście facetowi i zaraz wróciły. Potem szła rodzinka z psami i sarenki odbiegły znacznie dalej, a że zjadły co im wysypałam, to już nie wróciły
Poszliśmy dalej. Widziałam całe stadka ptaków… a gdy podeszliśmy bliżej – przestałam się dziwić. Ktoś wysypał (chyba sarnom) jakieś melony, suche bułki i kokosa (całego). Nie wiem czy ktoś robił porządki w spiżarni, czy co, ale bułki i melony były całe… przecież taka sarna też ma ograniczoną możliwość otwarcia pyska i na pewno tych dyń by nie rozgryzła. Nogami porozbijaliśmy co się dało i zanim zrobiliśmy kilka kroków do tyłu, już całe stadko junków nadleciało na ucztę
Tylko kokosa na pewno nie ruszą, bo ma za twardą skorupę. Żaden z tutejszych zwierzaków nie jest w stanie tego przegryźć… dzięcioł mógłby wykuć dziurę, ale dla niego nie ma w takim kokosie niczego ciekawego… Chyba że jakiemuś człowiekowi uda się toto rozbić (nam się nie udało)…
Cieplutkich snów, Wyspo:)
Ja w końcu dotarłam do domu. Pełna wrażeń, ale głodna.
Zjadłam kolację, wlazłam do łóżka i jeszcze chwilę będę.
Nikogo nie ma, więc znikam.
DOBRANOC!
Pochmurne i wietrzne dzień dobry!
Dzień dobry, nawet jako tako po imprezie
Witajcie!
Wyspany, wypluskany i najedzony — ale wiatr wywiewa zachwyt nad rzeczywistością… 😉
Tutaj wieje i pada, taki pakiet
Też leje, ale deszcz nie robi takiego wrażenia…
Ten wiatr w połączeniu z silnym deszczem zachęca do bycia w domu.
Dokładnie tak. Na wczorajszej imprezie zapomniałem plecaczka, ale na szczęście nic w nim już ważnego nie było, bo jakbym miał po niego jechać przy takiej pogodzie… Wolę zaczekać, aż się trochę uspokoi.
A, to jednak ostro było!
No więc film mi się nie urwał, ale faktycznie plecaczek gdzieś się zapodział przy wychodzeniu

Najważniejsze, że Ty się gdzieś nie zapodziałeś i że grzecznie trafiłeś do domu.
Chwila przerwy, idę poodkurzać.
W świętą niedzielę? Quacku?
(Ja właśnie puściłam pralkę, ale z …wyrzutami sumienia)
Pierzesz sumienie?
A co w tym dziwnego? To jak odpuszczenie grzechów.
Wypiorę i znów będzie czyste jak łza.
A ja, jako się rzekło, odkurzam. Sumienie również.
To ja może też odkurzę?
Albo zrobię porządek na zagraconej ławie pełniącej rolę stołu, biurka i miejsca, gdzie leżą rzeczy czekające na odłożenie na właściwe miejsce (w tym BARDZO WAŻNE PAPIERY).
Hm…niech pomyślę, czy warto…
Otwórz okno i niech wiatr zrobi porządek
Z moimi BARDZO WAŻNYMI PAPIERAMI?
Taż przecież mówię, że są bardzo ważne!
No tak. To musisz wybrać, czy papiery ważniejsze, czy Twoje poczucie, czy warto
Uznałam, że nie warto, ale TRZEBA!
Natychmiast wpędziło mnie to w zły humor!
Ze mną też tak jest. Co prawda zwykle nie dochodzę do wniosku, że trzeba (ale małżonka zazwyczaj tak, i pośrednio wtedy ja też
), ale jak już się za coś wezmę, to zwykle mam zły humor.
Przerwa wieczorna.
Mnie nie ma kto motywować niestety, więc za ten GŁUPI POMYSŁ ROBIENIA PORZĄDKÓW mogę być zła tylko na siebie.
No tak! Ty, biedactwo, nie masz żony!
Nie dość, że nie ma mi kto ugotować obiadu to jeszcze mało kogo obchodzą porządki w moich rzeczach.
Może więc to błąd, że mam męża, a nie żonę?
Zwichrowane dzień dobry, Wyspo:)
U nas dziś smarkata pogoda – sypie mokrym śniegiem, topnieje i mlaska:)
Już jesteście utaplane, czy dopiero wychodzicie?
Już obeschłyśmy:)
Dobry wieczór, Tetryku:)
Straszne u nas wietrzysko i zawieja, że świata nie widać.
Wciąż są przerwy w dostawie prądu, więc jakbym się dłużej nie odzywała, znaczy, że siedzę przy świecach i czekam na światło(ść):)
Zmorzyło mnie jednak. Umykam, pa!
Paaaa…………
Jednak już nawet Leny nie ma, więc i ja umykam.
Dobranoc!
Lena jest, tylko prąd ma w pepitkę, a intrnet w kratkę:)
Dobrej nocki, Wyspo:)
Dzień dobry, tutaj od rana piękna pogoda, uspokoiło się, wysoko na niebie drobne chmurki, poza tym słońce.
Pochmurne i smutne dzień dobry!
Dzień dobry


U mnie pogoda (wczoraj) w kratkę… to słońce, to chmury.
Małżonek (jak rzadko) zażyczył sobie pojechać znowu do Elgin. Całym niebem świeciło słoneczko i doszedł do wniosku, że bieliki lepiej się będą prezentowały
Zanim dojechaliśmy – słońce schowało się za chmury i zrobiło się tak samo jak w sobotę
Przy okazji zaobserwowaliśmy coś zabawnego


Mewa złapała rybę, chyba trochę za dużą jak na nią… upuściła ją na lód na rzece. Zanim zdążyliśmy podnieść do oczu nasze aparaty, pojawił się bielik… pruł powietrze jak szatan, w locie grabnął rybę (nawet nie przyhamował) i odleciał
To było, jak mówią Czesi, „na oka mrzyk”
Na sobotę zapowiadają słońce – moglibyśmy pojechać do Starved Rock, bo tam o tej porze roku bielików całe tabuny (przy takiej pogodzie), ale kto wie jak to będzie… jeszcze prawie tydzień i prognozy mogą się zmienić
Dawno w tym parku nie byliśmy…
Miłego dnia Wam życzę…

… i idę zbierać się do pracy
Chociaż u mnie jeszcze wcześnie… dopiero 4:30…
Tobie Miralko też miłego dnia życzę!
Dziękuję Makóweczko
Nie wiem czy dzień będzie udany, ale na pewno długi…
Oby Twój był udany. A mój wystarczy mi, aby był spokojny, bo od sobotniej nocy jestem w nerwach co to za choróbsko dopadło moje dziecko (wymioty, ból głowy i brzucha). Oby nie Omicron!
Ech, poniedziałkowe wirki są okrutne!
Ja dziś całkiem domowa.
Jedyny spacer to po osiedlu w drodze do sklepu spożywczego.
Na trasie nie spotkałam niestety nic ciekawego, żadnych mew, ani bielików.
Jutro luty. Czy ktoś ma pomysł na Starszego Pana?
Witaj, Tetryku:)
Mogę czegoś poszukać, jeśli nie ma innych chętnych.
Świetnie!
Ja OCZYWIŚCIE też nie.
Śmiało Leno!
Zaciszne dobry wieczór, Wyspo:)
Witaj zacisznie! 🙂
Dobry wieczór, dzień trochę wariacki, ale do przodu
A teraz przerwa.
Nie samą liryką człowiek żyje, więc po nastrojowym pięterku Miralki zapraszam na lutowe Jeremiaszki:)
Bez obrazka wyróżniającego wprawdzie, bo zaginął, oraz bez kategorii, bo się nie otwierały, ale za to – z muzyczką:)
To ja się jeszcze tu pożegnam, a na pomidorach napiszę jutro. Dobranoc!
Dobrej nocki, Quacku:)