Do znudzenia zawsze powtarzam, że Wyspiarze współtworzą moje pięterka. Inspiracją na kolejny temat wpisu jesteście zawsze Wy.
Czasem wystarczy jeden komentarz.
Tetryk „Napisz, jak się prezentowałaś na wystawie!” więc pokazałam Makówkę na Wyspie Lotofagów, a potem jakoś samo poszło; opowiedziałam o przesłaniu wystawy w ramach makówczyne między Dobranocką a lampką.
Rano Bożenka napisała ” z tych m-m byłoby niezłe pięterko” i pomyślałam …hm…coś w tym jest, to może być temat nie tylko na komentarz, ale samodzielny wpis skoro nawet Ultra tak uważa:
„O Wyspie Lotofagów wypada zrobić pięterko, ale Makówko pamiętaj, że W. Szymborska sceptycznie podchodziła do zakochanych, gdyś świat nie ma z nich pożytku, skoro zapatrzeni tylko w siebie„.
Ultro! Zapatrzeni w siebie, ale i zdolni „przenosić góry!”.
Szczęśliwi, więc promieniujący tym szczęściem na innych.
A nieszczęśliwie zakochani? – ileż „dzięki temu” powstało wierszy, powieści, utworów muzycznych, obrazów…
Ale wróćmy do wystawy – poniżej galeria, w której pokazuję dla przypomnienia to, co było w komentarzu między-między.
Osobno zdjęcie, które skopiowałam z fb i w moim odczuciu stanowi doskonałe uzupełnienie wystawy.

On – ona (Artystka, czyli dziewczyna w czerwonym sweterku) – para.

Dopiero po przeczytaniu tego krótkiego tekstu (proszę kliknąć zdjęcie!) można zrozumieć przesłanie. I oczywiście wysłuchaniu tego co opowiada urocza artystka. Same obrazy w ogóle nie wzbudziłyby mojego zainteresowania, ale całość była inspiracją do przemyśleń szczególnie w miejscu, o którym za chwilę.
Ktoś o wystawie napisał tak: W większości lokali, restauracji i klubów zlokalizowanych na terenie dawnej fabryki tytoniu nie słychać już rozmów i śmiechu. Wiatr nie wpada przez drzwi i okna, bo je zamknięto… Ale wiatr w postaci delikatnej morskiej bryzy jest obecny na „Wystawie Lotofagów” autorstwa Małgorzaty Kaczmarskiej.
Tu należy się parę słów o miejscu, którego historia jest dość ciekawa.
Początkiem działalności polskiego przemysłu tytoniowego była fabryka wyrobów tytoniowych w Krakowie, która mieściła się przy ul. Dolnych Młynów.
Przed wojną należała do Austriaków (C.K. Fabryka Tytoniu, Kaiserliche Koenigliche Tabakfabrik), którzy utworzyli ją w 1876 r. w celu zaopatrzenia w tytoń swoich żołnierzy licznie obsadzających fortyfikacje Twierdzy Kraków.
Cygarfabryka, bo tak nazywali ją Krakowianie była ogromnym zakładem pracy zatrudniającym 1000 pracowników, w tym aż 900 kobiet .
Po wojnie krakowska manufaktura wznowiła działalność dopiero w 1958 r. Jako Zakłady Przemysłu Tytoniowego w Krakowie. W 1973 r. fabryka podpisała z międzynarodową firmą Philip Morris International umowę licencyjną na produkcję papierosów Marlboro. To właśnie Philip Morris w 1996 r. odkupi krakowskie przedsiębiorstwo od Skarbu Państwa. Produkcja trwała do 2002 r., czyli do czasu uruchomienia na Czyżynach nowego centrum produkcyjnego.
Amerykanie kompleks wraz z przeprowadzką sprzedali hiszpańskiej firmie Immobilaria Camins, która zapowiedziała zbudowanie w pofabrycznych halach kompleksu hotelowego lub biurowego. Na zburzenie budynków nie zgodziłby się konserwator zabytków. Jednak po zakupie tej nieruchomości do Hiszpanii zawitał kryzys gospodarczy, który zahamował inwestycję na 10 lat. Wówczas teren pod zarząd przejęła Fundacja Tytano.
Wtedy w tym zapomnianym miejscu Krakowa wydarzył się cud. W kilkanaście miesięcy otworzyło się tam kilkanaście restauracji, barów, kawiarni i pracowni artystycznych. W industrialnej przestrzeni znalazła się także przestrzeń dla inicjatyw kulturalnych i społecznych.

Fabryka Wyrobów Tytoniowych w Krakowie — widok zewnętrzny 1935.
Tekst o Zakładach Tytoniowych oraz powyższe zdjęcie skopiowałam ze strony historia.org.pl.
Wszystkie lokale prowadzące działalność gospodarczą na terenie dawnych Zakładów Tytoniowych przy ulicy Dolnych Młynów muszą opuścić ten teren, który ma wrócić w ręce jego hiszpańskich właścicieli.
Czy będzie to zmiana na lepsze tego jeszcze nie wiemy?
„Tak oto kończą się epoki…” jak napisał Tetryk na swoim „mazurskim pięterku”.
Dla wielu takim miejscem były Dolne Młyny, dla Tetryka „Złota rybka”, a dla mnie Kontynenty, o których pisałam wiele razy na Wyspie.

Tak jak odchodzi często miłość, kochankowie przestają żywić się tylko owocami lotosu, opuszczają Wyspę Lotofagów, ale tamte chwile uniesienia zostają w ich pamięci; tak znikają różne miejsca, ale ich dawny wygląd zostaje w naszej głowie.
Takich chałupek też już coraz mniej …

Zaczęliśmy od Dolnych Młynów ( nazwa ulicy pochodzi od stojących tu niegdyś królewskich Młynów Dolnych) ) , kończymy na starej chałupce znajdującej się niedaleko od zabytkowego młyna.
Młynówka Królewska ( rzeczka, którą pamiętam z dzieciństwa, a której już nie ma), stary młyn nad potokiem Prądnik to temat na osobne pięterko…
Zapraszam do współtworzenia, chyba każdy ma coś takiego w swojej duszy (sercu?), co odeszło, ale w pamięci zostało. Ludzie, ale i przedmioty, miejsca…
Dziś Światowy Dzień Serca.
Obrazek wyróżniający -Odyseusz u Lotofagów, francuska rycina z XVIII wieku, zdjęcie z Internetu.
Do obrazka wyróżniającego pasuje ten wiersz.
Julian Tuwim – Odyseusz
Noc deszczem uczerniona, atramentowa ulewa,
Rozchlustało się niebo ciemnymi pomyjami.
Przywiążcie mnie, przyjaciele, do ściany powrozami,
Bo w ogrodzie syrena okrutnie, przeciągle śpiewa.
W krzakach, wichrem porwanych, rzuconych widmem
w okno,
Wije się wielką jaszczurką, śliska, dwupierśna, blada,
Uszy, na śpiew nanizane, zalepcie mi ziemią mokrą,
Bo się na muzę naprasza i dziwy opowiada.
Wspiął się ocean grzywiasty spienionym koniem-ogromem,
Rży niebo zachłystem burzy, chmury żubrami w puszczy.
Miotam się w izbach, żeglarz, głębina grzmi nad mym
domem,
Ogród od śpiewu oszalał i straszą żałobą pluszcze.
Poniosło mnie, Noego, rzuciło, Odysa, w zamęt,
W kipiącą otchłań podróży, w dzieje moje człowiecze,
Panna, pieśniarka sina, księżycem ułudnym ciecze,
Przemienia się, roztapia w rosnący, słodki lament.
Kto dobry, niechaj mnie zwiąże, oczy zaleje ołowiem,
Kto najlepszy, niech poda szklankę strutego wina!
Stań, wierna Penelopo, nad mym śmiertelnym wezgłowiem,
Dzisiaj do ciebie wróciłem – i nowa się podróż zaczyna.
Widzisz? teraz we wszystkich oknach ta sama się wspina,
Gdzież ja oczy podzieję od srebrnołuskich jej guseł?
Słyszysz? w powódź uwodzi, niemiłosiernie jedyna,
Głosem pierwszej miłości, niepokonanym przymusem!
Przyciągnęła ocean, żeby mi wył pod oknami,
Niebu huczeć kazała nieustającym łoskotem
I coraz groźniej śpiewa, że miłość jest między nami,
Żebym się słodko nie łudził lubym pod strzechę powrotem.
Otwórzcie, otwórzcie okna w głąb krzyczącego ogrodu,
Topielcem w pieśń popłynę, kipielą pochłonięty!
Leć, ukochany domie, zerwij się z ziemi okrętem!
O, żono! O, przyjaciele! Doprawdy: nie ma powrotu.
Interesujący, politematyczny wpis. Liczyłem tylko na więcej zdjęć obrazów z wystawy prócz tych już pokazanych wcześniej 🙂
Podoba mi się zestaw podpisów pod zdjęciami w galerii, tworzący razem zgrabną całość.
Dziękuję Tetryku!
Słowo politematyczny szczególnie mnie cieszy, gdyż o to zawsze mi chodzi; staram się poruszyć parę tematów, aby każdy miał w czym wybrać.
Dzień dobry, właśnie wróciłem i włączyłem komputer, ogarnę się i postaram bardziej merytorycznie (chociaż w sumie o idei wystawy już się wypowiadałem w m-m).
Witaj Q!
Nikt tak nie potrafi merytorycznie i wszechstronnie jak Ty.
Może masz jakieś pytania?
Jeszcze chwila, bo przerwa.
A ja w tym czasie kolacja.
Wszak nie samą miłością człowiek =Makówka żyje!
O! Akurat dziecko przyszło (był na dwutygodniowym urlopie), a już miałam odpowiedzieć Tetrykowi na to co napisał o 15.10.
Przed Dobranocką zdążę…mam nadzieję.
Długo to nie potrwa, bo wszystko mi opowiadał na bieżąco. Pojechał w kierunku -Sudety.
Spał w namiocie, w schroniskach, na prywatnych kwaterach. Na koniec pojechał do Stróży, aby odpocząć od tego wypoczywania tzn. ciągłego zmieniania noclegu.
Wydawałoby się, że już odpowiedziałaś. Ale pewno była to odpowiedź spontaniczna, a teraz będzie refleksyjna i pogłębiona…
Faktycznie była spontaniczna tzn. czytam i od razu piszę co mi przyjdzie do głowy.
Całe pięterko jest wg. mnie refleksyjne, więc już bardziej się nie da, bo Wyspa to nie leżanka u psychoterapeuty.
Pełna odpowiedź wymagała wyszukania, pomniejszenia itd. trzech pstryczków, czyli trochę więcej czasu.
Zaraz będzie, dziecko już poszło do siebie.
Dobry wieczór, już jestem.
Ciekawe, że władze austriackie uważały zaopatrzenie swojej armii w tytoń za tak istotną sprawę, tak jakby to była żywność, woda czy inne podstawowe produkty, a nie używka i nałóg. Jeszcze rozumiałbym, gdyby chodziło o kawę, żeby nie zasypiać (np. na warcie). No ale najwyraźniej tak było, co jest niezłym świadectwem, jak to się zmienia przez wieki.
Co do idei miłości jako odbierającej poczucie rzeczywistości, Odyseusza i wiersza Tuwima, to jeszcze mi się kojarzy taka piosenka niekoniecznie najwyższych lotów, „Irlandia zielona”, w sumie też o tym. Albo o tęsknocie za tym właśnie.
„A Irlandia podobno jest taka zielona
Jak wlosy syreny o swicie
Za jej czule westchnienia biale ramiona
Moja szare oddalbym zycie
A Irlandia podobno jest taka szalona
Jak wiatr co ma czapke podarta
Za jej czule westchnienia biale ramiona
Moje nudne zycie oddac warto.”
A wiesz, że ja sobie cenię tę „Irlandię” Kowalskiego… Bardzo dobrze łączy sentymenty z ironicznym podejściem do tychże i do siebie samego.
Tak, jako ballada, owszem, jednak efekt wyszedł trochę… przaśnie, w mojej opinii. W sensie teledysku, bo muzyka wchodzi bardzo pod korę mózgową i trzyma.
Fakt, teledysku to w zasadzie nie kojarzę, tylko melodię i tekst.
My tu sobie gadu-gadu o papierosach, wódce, zielonej Irlandii, a ja cały czas czekam na jakieś WSPÓŁTWORZENIE, czyli wspomnienie miejsca, rzeczy bliskiej w duszy/sercu, której już nie ma.
Zdjęcie jakieś?
Oj, na pewno takie były, ale jak na złość nic mi nie przychodzi do głowy.
Pięterko myślę nie zniknie dziś, jutro też będzie.
Powoli będę się wycofywał na z góry upatrzone pozycje, ponieważ wizyta (i przejazd) były nieco męczące.
Dziękuję za podtrzymywanie konwersacji.
Życzę spokojnej nocy!
Pięterko zakończyłam wierszem Juliana Tuwima, na zakończenie dzisiejszej „nocnej zmiany” inny poeta.
Póki Leny nie ma muszę sama wybierać wiersze, ale mam nadzieję, że Lena się zjawi i uzupełni wpis jakimiś wierszami tematycznymi.
Leopold Staff – Odys
Niech cię nie niepokoją
Cierpienia twe i błędy.
Wszędy są drogi proste
Lecz i manowce wszędy.
O to chodzi jedynie,
By naprzód wciąż iść śmiało,
Bo zawsze się dochodzi
Gdzie indziej, niż się chciało.
Zostanie kamień z napisem:
Tu leży taki i taki.
Każdy z nas jest Odysem,
Co wraca do swej Itaki.
DOBRANOC WYSPO!
Dzień dobry


Ciekawe pięterko i bardzo pouczające
Faktycznie tematów w bród. Dziś już nie rozwinę żadnego, bo padam na dziób
Dziękuję Miralko!
Poczujesz się lepiej to pogadamy na dowolnie przez Ciebie rozwinięty temat, albo na …dowolny inny.
Każdy temat jest mile widziany.
Przy okazji jeszcze powiem, że już wiem czemu jestem taka zmęczona i mogę długo spać… na migdałach wyrosły mi ropne czopy, a to zawsze skutkuje zmęczeniem ogólnym



Pozbyłam się ile dałam radę, odkaziłam płynem do ust i mam nadzieję, że jutro już będzie lepiej
A na razie idę spać
Miłego dnia Wam życzę
Zdrowiej szybko Miralko!
Dziękuję dziewczynki

Już prawie zdrowa jestem, chociaż trochę jeszcze mnie muli
Dzień dobry, póki co, nawet trochę pogodny, ale jak widzę, to się szybko zmienia.
Witajcie!
Gdy wyjeżdżałem rano na wschodzie pysznie czerwieniły się chmury tuż nad słońcem, a na zachodzie widać było kawałek tęczy. Niestety, pod koniec drogi zaczęło padać…
Kto rano wstaje…ale ja jednak wolę w tym czasie spać.
Wyspane witajcie!
Kochani Wyspiarze!
Umykam, popołudnio-wieczorem będę i wtedy odpowiem gdyby ktoś miał jakieś pytania.
Do popotem, paaaa
Dzień dobry, Makówko:)
Postaram się zajrzeć nocną porą, bo trochę mi wiruje, a czytanie wpisów po łebkach jest nie tylko niegrzeczne, ale także wydaje mi się lekceważeniem wysiłku Autora:)
Do później zatem.
Pozdrawiam:)
Leno!Też pozdr i też będę dopiero wieczorem.
Notofajrantiprzerwa.
Notojestemwdomu.
Deszczpada…
Najpierwkolacja:)
A ja wychodzę do dzieci.
Ten deszcz to przez Lenę i jej bluesa…
Co mi umknęło, że nie wiem, o jakiego bluesa Leny chodzi?
Chyba że to był indywidualny blues?
Deszczowy blues na blogu Leny…
Witaj, Tetryku:)
Nie wiem, czy dasz wiarę, ale najpierw był jednak deszcz, a dopiero później mój blues:)
Pozdrawiam:)
I po przerwie.
Witajcie!
Dzień pochmurny, ale jakby weselej… Skąd mi się to bierze?
Z radości życia?
Dzień dobry, tutaj (jeszcze) słońce.
Dzień dobry
Ale musiałam być cichutko jak myszka, bo mój małżonek ma lekki sen… nie chciałam go budzić za wcześnie.

Co prawda to od godziny już nie śpię
U mnie jeszcze nie ma 4:30… oczywiście rano
Za oknem ciemno jak w wątpiach… kto wie co nam dzień przyniesie
Tu pochmurno,szaro,buro,zimno.Panowie pracują,ja robię herbatę i…
dobre wrażenie.
To jeszcze i tak dobrze, Makóweczko


U nas się mówiło, że ktoś robi „dobre wrażenie i wstyd rodzinie”
U Ciebie na dobrym wrażeniu się kończy
Nie jestem z rodziną tylko panami turystami, którzy ścinają drzewo,a ja tak „do towarzystwa”
Dziś już mogę napisać i mam nadzieję nie zapawiować klawiatury
Obrzydlistwo!!! 
Wczoraj, jak zwykle, mąż zrobił mi kawę. Dopijałam niemal do końca, gdy zauważyłam, że coś na dnie pływa… a to był zaparzony pająk
Nie wiem jak to się stało, że ani mąż, ani ja nie zauważyliśmy go wcześniej. Do tej pory, gdy o tym pomyślę, robi mi się niedobrze…
O, a mnie nic podobnego się nie przydarzyło.
Ostatnio chyba tylko jakaś mucha źle wycelowała i wleciała mi prosto do buzi. Wydaje mi się, że zdołałem ją wypluć…
Pal diabli muchy, ważne, że nie osa…
P.: Po czym poznajemy wesołego motocyklistę?
O.: Po muchach na zębach…
Na osy uważam szczególnie, od kiedy małżonka w plenerze zauważyła, że lubią włazić do szklanek i puszek z radlerem.
Mnie kiedyś osa ugryzła w język. Cała spuchłam i do końca dnia nie mogłam ani jeść, ani mówić.
Nie zauważyłam, że usiadła na kromce chleba z dżemem.
No tak, a pani Ewa Sałacka, aktorka, to nawet się przeniosła na tamten świat po takim użądleniu
To było nad jeziorem gdzieś na Mazurach.
W pierwszym momencie czułam, że zaczynam się dusić.
Koleżanka złapała jakąś wodę, którą miała pod ręką i natychmiast zaczęła mi ten język polewać.
Ej, to w ogóle szczęście, że nadal tu jesteś!
Prawda? Ileż spokoju byłoby na Wyspie bez takiej gaduły?
To było trochę lat temu -dzieci były jeszcze małe.
Tu pochmurno,szaro,buro,zimno.Panowie pracują,ja robię herbatę i…
dobre wrażenie.
Herbatę bez pająków.
Dużo tego dobrego wrażenia!
Dzień dobry, fajrant, a przerwa jeszcze za chwilkę.
I po przerwie, nieprawdaż.
DOBRANOC!
Dobry wieczór, Makówko:)
Wczoraj nie miałam już siły na żadne wygibasy. Również te intelektualne:)
„… to odludna wyspa na której las kołysze
nieznaną na kontynentach nad naturalną ciszę
na codzień tylko słowiki i mrówek długie szeregi
wyspę tę niepokoju wypełniona po brzegi
ciszą oddechu trawy, ciszą odległych żagli…
(„Cisza oddechu trawy” – M. Grechuta)
Pierwszym, co rzuciło mi się w oczy, to interesująca kolorystyka. Nie do końca przepadam za pełnymi kolorami w malarstwie, wolę pastele, ewentualnie pół-pastele, ale domyślam się, że tutaj miały wzbudzić niepokój, i to się Autorce świetnie udało. Szczególnie przy zestawieniu kobaltu z, jak mogę tylko zgadywać, amarantem (obraz II i III). Ta sepia z ugierem i refleksami, bodajże, tycjanu daje natomiast wrażenie większej harmonii (obraz I).
Trochę mi się ten dramatyzm kolorystyczny kłóci z ideą starożytnych Lotofagów i ich eliksirem zapomnienia, który miał, bądź co bądź, dawać ukojenie:) I, podobnie jak miłość, uszczęśliwiać:)
Podoba mi się metafora miłości – enklawy, bo tym, jak sądzę, miała być Wyspa Zapomnienia.
Nie chcę się rozwodzić nad symboliką barw, lotosu i meduz, wspomnę więc tylko, że sam kwiat ładnie mi współgra z miłością: lotosy uważa się przecież za jedne z najstarszych roślin, a miłość – uczuć:)
Jestem natomiast troszeczkę rozczarowana nieco „seksistowskim” podejściem do materii, z której „stworzono” meduzy (obraz IV). Ostatecznie w czym męska bielizna jest gorsza, by ją w tak ważnym akcie kreacji pominąć. Zwłaszcza, że do miłości ukazanej przez Autorką trzeba jednak dwojga:)
„Na początku było ciało.
Świetlista, krągła rzeczywistość.
Właśnie się rozpalało
płomykiem śniadym i bladym
życie w kobiecie
pod farbą przezroczystą.
W oczach malarza wybuchł ogień.
Zgasił go na palecie,
ochrą zdusił miejsce, skąd się pierś wypiętrza,
obnażył ciało raz jeszcze do wnętrza,
światłem rozjaśnił cienie
i nakrył zimnym kolorem cielistość,
którą rozpruwał spojrzeniem.”
(„Akt” – J. Kurek)
Pozdrawiam:)
Witaj Leno!
Bardzo dziękuję za merytoryczny i ciekawy komentarz. Tym bardziej doceniam, że zrobiłaś go mimo bycia w niedoczasie i niedospaniu.
Dodatkowo wzbogaciłaś mój wpis wierszami. Jeszcze raz wielkie dzięki.
Dzień dobry i dobranoc, Wyspo:)
Jestem tak wypruta, że muszę przespać się choć parę godzin:)
Witajcie!
Wczoraj byłem po pracy na spotkaniu, dziś posiedzenie Rady… no i kiedy żyć?
Dobry, dzisiaj na Wyspę jak po ogień…
Uważaj na palce!
Dziś MIĘDZYNARODOWY DZIEŃ TŁUMACZA
oraz DZIEŃ CHŁOPAKA.
Wszystkim tłumaczom życzę dobrych przekładów, a chłopakom śle całusy.
Szczególnie temu jednemu, który podwójnie zasługuje na
Wasze (Twoje Q!) zdrowie
Dzień dobry



Do toastów tłumaczom i chłopcom z całego serca dołączę
Twoje zdrowie, Mistrzu Q
A także zdrowie wszystkich naszych chłopców
Sprawdziłem … Jestem z gatunku chłopców i mogę wypić za trzech : Max-a , Jana i Kazimierza . Ale okazja ! Pierwszy raz w żuciu za trzech !

No to zdrowie chłopaku! (Maksiu, Janie i Kazimierzu) stuka się z Tobą
Ewa, Elżbieta, Anna = Makówka.
Dziękuję przenajśliczniej!
Jako chłopak i tłumacz
Fajrant oraz przerwa.
To ja po przerwie.
Mistrzu Q!
Czy póki jeszcze jesteśmy na tym pięterku i jeśli tu będziesz dziś zapodawał Dobranockę mogę prosić coś tematycznego?
Oczywiście. Muszę coś sprawdzić tylko…
I znowu nowy miesiąc!
I dalej deszcz pada…
Spokojnej nocy tym, co już śpią albo spać idą:)
DOBRANOC WYSPO!
(jak to się stało, że już taka godzina?)
Dzień dobry, październik, ale za oknem jeszcze wrzesień. Się natura zapomniała, tak jakby.
Witajcie!
Gdzie złota, tam złota, w Krakowie Jeszce słotna 🙁
Dzień dobry

U mnie zrobiło się zimno, ale jeszcze nie słotnie
Chociaż, tak prawdę mówiąc, deszcz by się przydał…
Pochmurne, jesienne witajcie!
Cisza na Wyspie, deszcz pada, jadę za chwilę do „Sokoła”…
paaaaa….
Nie było korka,cuda,panie cuda.No nie żeby wcale,ale spodziewałam się,że będzie gorzej.
Uff! Wróciłam
Niech to jasny gwint! Wyszłam z domu około 6 rano i dopiero teraz wróciłam. Ale mam już nowe prawo jazdy i wykupiony sticker na samochód męża 



A przecież nie mam trudnego nazwiska…
Dzięki temu, że wyszłam wcześniej (otwierają to biuro o 7:30), to załapałam się na pierwszą dwudziestkę… o 7 była już koleja przynajmniej 100-osobowa i stale dochodzili nowi
Co prawda nie załapałam się na „pierwszy rzut”, ale już byłam blisko drzwi
Matkojodyna!!! Ileż to czasu trwało!!! Nogi mi wrosły, nie powiem gdzie…
Najśmieszniejsze było, gdy po odejściu od kasy czekałam aż mi wydrukują nowe zastępcze prawo jazdy. Ta przy kasie powiedziała, że wyczytają moje nazwisko i mam się zgłosić. Ale ta co drukowała nie umiała mego nazwiska przeczytać… machnęła tylko do mnie papierem i powiedziała, że to moje
Dzielna jak zawsze!
Miralka prawo jazdy, a ja:
Kamieniarz
Sokół
Księgarnia
Wracam do domu chyba na chwilę tylko.
U Sokoła nauczyłaś się tak fruwać?
WAŻNA INFORMACJA:
Dziś jest ponoć Międzynarodowy Dzień Ptaków!
Ponieważ nikt nie sygnalizował swojego wyboru, proponuję drugi w rankingu najbardziej ptasich wierszy KIGa, jakie znalazłem (pierwszy był w kwietniu 😉 )
Zapraszam piętro wyżej
To ja jeszcze tutaj – fajrant i przerwa.