9 maja wybraliśmy się na Mallard Lake. Wybór parku nie był przypadkowy… wracając chcieliśmy zajechać do ogromnego sklepu z warzywami.
Obeszliśmy tę część jeziora, którą ostatnim razem pominęliśmy. Na łażenie po chaszczach jakoś nie mieliśmy ochoty. Raz, że na pewno kleszczy już jest sporo, a dwa po deszczach niektóre przejścia na pewno były pod wodą, więc trudno by się nam było przedrzeć.
Dochodziliśmy już do małego mostku nad przesmykiem, gdy postanowiliśmy przejść się jeszcze trochę dalej. Kolejny mostek… długa droga przez las i nagle znaleźliśmy się na otwartej przestrzeni. W dole płynęła rzeczka (DuPage River), a w dali widać było wielki nasyp. Wiem, że to byłe śmietnisko obsypane ziemią, z posianą trawą. Tam nie można wejść. Nadal trwa odgazowanie i cały ten teren upstrzony jest specjalnymi urządzeniami. Podejrzewam, że to względy bezpieczeństwa każą trzymać spacerowiczów z daleka. Doszliśmy tylko do mostu i zawrócili. Przecież mieliśmy jechać do sklepu, więc nie mogliśmy „siedzieć” w parku za długo…
Oczywiście nie mogło obyć się bez ptaszków…
Cieszy mnie, że znaleźliśmy nowe ścieżki w parku, który nie wydawał się aż tak ciekawy. Na pewno będziemy do niego wracać…
Dziś byliśmy na wycieczce, ale było szaro i mgliście… pomyślałam więc, że zrobi mi przyjemność, gdy popatrzę na słoneczne zdjęcia

Zapraszam do wspólnego oglądania
Mogę tylko dodać, że do Lake Michigan nie doszliśmy. Parkingi przy jeziorze całe pod wodą, a i samo jezioro otoczone wodą nie do przebycia
Nasza wizyta w tym parku była krótka jak nigdy…
A i jeszcze jedno. W okolicy gdzie mieszkam, znowu mamy pozamykane ulice, bo Des Plaines River wylało. Znowu ludzie mają wodę w domach, a i biznesy na tym ucierpiały… pod wodą

I jak tak patrzę na mapę pogody, to aż ciarki chodzą mi po plecach. Od piątku w tym tygodniu tylko deszcz, deszcz i deszcz…
Dzień dobry oficjalne, spóźnione, chociaż wbrew pozorom nie zaspane.
Dlatego niestety ograniczę się do głośnych braw, chociaż w głowie mam parę merytorycznych komentarzy
ale muszą poczekać.
Ptaszki to wdzięczny obiekt fotografii.
Choć wyjątkowo trudny. Ale co to dla państwa Miralków?!
Zawsze podziwiam Wasze umiejętności fotograficzne i ciekawą „ptaszkową pasję”.
Brawa, brawa za pięterko!
Dzięki, Makóweczko

Dla państwa Miralków też nie są to łatwe obiekty (wbrew pozorom). Jak już wspominałam nieraz, po każdej wycieczce, cała masa pstryków ląduje w koszu… nie nadają się do niczego
Cóż „niedobre ptaszki” nie chcą pozować?
Piękny krajobraz pozwala na to, aby dopierać oświetlenie i inne parametry fotografii, a te niecnoty (ptaszki znaczy się) nie pytają i zaraz gdzieś odfruwają?
Dlatego nieustająco jestem pełna podziwu dla Waszej pasji.
No nie do końca „niedobre ptaszki”, Makóweczko

One po prostu polują na drobne owady i poruszają się tak jak one. Poza tym, nie wiedzą, że nam chodzi tylko o pstryknięcie zdjęcia. Boją się wszystkiego co duże (a przynajmniej dużo większe niż one), bo widzą zagrożenie…
A życie bez jakiegoś hobby, to nędzna wegetacja… o tym na pewno wiesz, bo też masz swoje pasje
Przepraszam, wydawało mi się że się przywitałem, widocznie ktoś mi przerwał… Mam trudny problem do rozwiązania i trochę mi czacha dymi
Najważniejsze, że jest ok Tetryku, bo już się martwiłam, ja już taka jestem.
Rozumiem, że to problem informatyczny, nie- życiowy?
O Skowronka też się martwię, czy ktoś coś wie ?
Jeszcze raz obejrzałam ptaszki (i żółwie), błękit jeziora i nieba, poczytałam dowcipne komentarze, ale nie umiem zrobić merytorycznych komentarzy.
Z niecierpliwością więc czekam na fajrant Quackiego i to, co obiecał rano, czyli na merytoryczne komentarze, która ma w głowie.
Nie przejmuj się Makóweczko, ja też nie umiem pisać merytorycznych komentarzy. To specjalność Mistrza Q

Musimy poczekać, to poczytamy
Jeżeli o żółwiach, to merytoryczny komentarz należy robić p o w o l i . . .
Ukratku, Ty to masz pomysły!!!
Ale o większości ptaszków już migusiem (trzeba pisać) panie T56!
Tymczasem jeszcze tylko fajrant i przerwa.
A tak w ogóle, to latam z góry na dół… czyli od komputera do kuchni. Gotuję obiad i sporo mam do zrobienia (bo to będzie pełny obiad). Zupka się gotuje, skrzydełka mokną, a truskawki do galaretki (na deser) są już umyte i obrane. Jeszcze przygotować/ugotować makaron do zupy, ryż do drugiego dania i brukselkę na jarzynkę. No i zrobić galaretkę do zalania truskawek
To ja poproszę zupę i galaretkę.
Nie, żebym nie lubiła skrzydełek, ale nie mogę być aż tak zachłanna.
Zapraszam na cały obiad, Makóweczko
Że o ryżu, czy brukselce nie wspomnę…
Nigdy nie umiem zrobić obiadu na dwie osoby i zawsze jest tego znacznie więcej. Skrzydełek na miodzie na pewno wystarczy i Tobie
Skrzydełka na miodzie?
Normalnie mało nie pękłam ze śmiechu, bo z tą potrawą mam pewne skojarzenia-wspomnienia.
Pewna Madzia z koła PTTK zaprosiła nas kiedyś po wycieczce właśnie na skrzydełka na miodzie.
Reszta jest zabawna, ale zbyt dużo pisania no i jednak jest w tym wątek zbyt osobisty.
Ale Ty jesteś zupełnie inna, jak owa Madzia, więc do Ciebie pędzę na cały obiad!
Dziękuję!
Skrzydełka są na miodzie, ale wcale nie są słodkie – nie lubię mięsa (ani śledzi) na słodko

Dodam jeszcze, że wiele osób nie lubi brukselki, ale to chyba głównie dlatego, że nie umieją jej przyrządzać. Raz – nigdy nie gotuję jej długo, a dwa – zawsze po ugotowaniu trzymam moment w lodzie, żeby zahartować i pozbyć się tej goryczki, którą kapusta zawiera. Podpieczona w piekarniku i podana z podrumienioną bułką tartą jest pyszna
To prawda, że nie jestem miłośniczką brukselki.
Skąd wiedziałaś Miralko?
Ale ten przepis brzmi tak apetycznie, że na pewno by mi posmakowała.
Tak prawdę mówiąc – nie wiedziałam. Wiem natomiast, że wiele osób jej nie jada. Sarah (dziewczyna mego syna) rozgotowuje ją na miazgę i robi z tego piure. Wyjątkowe paskudztwo…
Przypominacie mi mojego dalekiego wujka, który twierdził, że gdyby sałata była dobra, to by ją w polu psy zjadły… 😉
Uśmiałam się Tetryku!
Ale sałata jest dobra, bardzo dobra.
À propos kto jadł zupę z zielonej sałaty?
To nie pomyłka chodzi o zieloną sałatę, nie kapustę.
(A może już o tym pisałam?)
Pyszna jest! A wiecie co? – tam, gdzie jadłam zupę z sałaty też Was kiedyś mogę zabrać.
Jest tyle miejsc, gdzie chciałabym Was zabrać…
Sałatę lubię, ale zupy z niej nie jadłam…
Jesteś dziś, Ukratku, niesamowicie dowcipny
Oczywiście zje, ale tylko z rzodkiewką i szczypiorem…
Mój mąż też nie przepada za sałatą, mówi na nią „zielone szaleństwo” i dodaje, że on nie królik, żeby takie paskudztwo jeść
Ukratek w ogóle jest dowcipny, nie tylko dziś.
Ale dziś faktycznie szczególnie -widać dymiąca czacha dobrze robi na dowcip!
Czyżby i Tobie „czacha zadymiła”? Bo jakoś dowcip Ci się wyostrzył…
Czuję się kiepsko, moja czacha jest przymulona i spuchnięta.
Więc próbuję nadrobić…to przymulenie, aby się jakoś pobudzić.
Makóweczko… to dla Ciebie… na lepsze samopoczucie
Dziękuję…
Ale lunęło!
Miralko, czy sprzedałaś nam swoje deszcze?
Wczoraj kładłam się spać z bólem głowy, dziś od rana ból głowy i łupanie w kościach, ale teraz już wiem (mam nadzieję) dlaczego.
Dmuchałam w kierunku Polski, ale sama nie do końca wierzyłam, że coś z tego będzie


U mnie rano znowu trochę popadało
Mam serdecznie dość tej wody z nieba
Mam nadzieję, że to łupanie Ci przeszło? Jeśli będzie dłużej trwało, chyba powinnaś skontaktować się z lekarzem

Bo chyba raczej nie masz bólu głowy, na który najlepiej zimne piwo pomaga?
Ostatnio trochę za często boli mnie głowa, ale…
A łupanie w kościach było raczej „na deszcz” jak u klasycznego meteopaty.
Zimnego nie mogę, natychmiast wysiada mi gardło, ale faktycznie bardzo już tęsknię za tym, aby usiąść w miłym gronie przy lampce wina, piwie, nawet soku lub herbacie. Bardzo, bardzo tęsknię za normalnym życiem towarzyskim, spotkaniami z ciekawymi ludźmi, wernisażami itd.
To masz w pewnym sensie jak ja. Tylko ja nie mogę pić soku z cytrusów. Niemal od razu wyskakują mi „pryszcze na gardle” i utrzymują się ze dwa dni. Nie wiem co oni dodają do tego soku, ale chyba właśnie na to jestem uczulona

A co do bólu głowy… to rozumiem…
Od jakiegoś czasu mam ten problem, że nie mogę pić czegoś zimnego, a szkoda, bo czasami miałabym ochotę.
No ale ileż to rzeczy jest takich, na które miałabym ochotę, ale JUŻ nie mogę.
Choćby -w tę niedzielę jest wycieczka, z której jednak zrezygnuję, bo oceniłam, że jest za wiele przewyższeń jak na moje możliwości.
Na poprzednim wątku napisałem Miralce o swoim wynalazku spożywczym . Nie zostałem opieprzony ,zatem powtórzę . W ub . roku na spotkaniu rodzinnym , wielkanocnym zasmakowałem w marynowanych rydzach . Efekt był taki , że po przyjęciu wieczorem ,mój organizm został przewrócony na lewą stronę . Ale , tak sobie pomyślałem , jeśli tak się dzieje , to ja kupuję teraz różnego rodzaju marynowane grzybki : prawdziwki , maślaki ,podgrzybki , opieńki i oczywiście rydze i po każdym posiłku na wierzch wrzucam dwa , trzy grzybki . I tak mi się wszystko wyregulowało , że nie korzystam z żadnej chemii wspomagającej organizm w problemach trawiennych .Dobry wieczór 🙂
Pewnie nie tyle Ci pomogły grzybki, ile minimalne porcje octu zjadane przy okazji



Bo ocet nie tylko konserwuje potrawy, dodaje smaku, ale reguluje też ilość flory bakteryjnej w przewodzie pokarmowym. Jeśli ktoś za dużo używa octu, może doprowadzić do wytłuczenia całkowitego tej flory. A to grozi śmiercią. Oczywiście nie mówimy tu o małych ilościach, połykanych z grzybkami
Do regulacji żołądka (właściwie jego pracy) używam herbatki z babki zwyczajnej (suszone pręciki z nasionami), albo śliwek suszonych. Zjem kilka na kolację (chociaż w zasadzie kolacji nie jadam) i jest w porządku. Chemii nie używam nie tylko do problemów trawiennych, ale w zasadzie żadnej. Może medycyna naturalna działa wolniej, ale jest skuteczniejsza i zdrowsza. Nie ma tylu skutków ubocznych…
Dodam jeszcze, że z tego co pamiętam, grzyby nie mają w zasadzie żadnych wartości odżywczych. Niektóre gatunki zawierają trochę soli mineralnych i to wszystko. Ale smakowo…
Bardzo lubię grzyby w każdej postaci
Ach! Kiszone rydze z beczki.
Jadłam też tam, gdzie zupę z zielonej sałaty.
Kochani, jestem po przerwie, muszę tylko coś policzyć, odpowiedzieć na niesłychanie ważnego maila („Jestem bardzo ważną osobą!” krzyczał Don Pedro) i jak tylko to zrobię, zaraz do Was wracam.
A jak wrócisz Q my się ucieszymy
i przypomnimy Ci o uwagach merytorycznych, które masz w głowie.
To czekamy… z niecierpliwością, ale cierpliwie
No to jestem, idę się przejść po drabince, a potem wrócę do wpisu i skomentuję merytorycznie
Dobry wieczór. Uff, teraz można.
Merytorycznie: żółwie to te same żółwie, które tak błyskawicznie (wcale nie p o w o l i) uciekały do wody? Wyglądają niesamowicie, jak żołnierze w hełmach, schowani w wodzie, nawet te skorupy mają taki ciemny, matowy, wojskowy odcień.
Starzyki brunatnogłowe wydają mi się przedziwne ze względu na dzioby, które tworzą jedną linię z konturem głowy, tak jak mogłoby narysować je dziecko? A to ich wyciąganie głowy w górę to nie był wyraz czujności, jak np. u surykatek?
Czyże i wszystkie te żółte ptaszki, lasówki, wyglądają bardzo wiosennie, pasują kolorem do forsycji (wiem, że już dawno po forsycjach, ale tak mi się kojarzą).
A wszystkie ujęcia rybołowa pokazują, jaki złożony jest ruch jego skrzydeł. Ciekawe, co by powiedział na to Leonardo Da Vinci, który – wg legendy – został dzieckiem w kołysce odwiedzony przez kanię rudą, a jako dorosły studiował kształty i ruchy ptaków!
Przy kaczkach znakomicie widać maskowanie pani kaczki w trzcinach – po zmrużeniu oczu prawie jej nie widać!
Sępnik jako „voucher turkey” to znakomita słowna zabawa, obawiam się, że trudno by było znaleźć odpowiednik po polsku
A spizela drzewna wygląda takuteńko jak polska samica wróbla? Czy potrafiłabyś znaleźć jakieś różnice, Autorko?
A na koniec zdjęcia wszystkich ptaszków w trzcinach – przecudnej są urody, przez swoją plastyczność, a to z kolei dzięki temu, że tak świetnie złapana ostrość na ptaszki, a łodygi trzcin na pierwszym i dalszym planie „robią efekt” przestrzeni.
Quacki!
Wymiatasz!
Chyba
z wrażenia.
Och, bez przesady, zobacz, ile tu osobistych opinii
Postaram się odpowiedzieć równie merytorycznie

A Leonardo studiując ruchy skrzydeł ptasich, na pewno zwrócił uwagę i na drapieżniki. O ile mnie pamięć nie myli, skonstruował nawet prototyp skrzydeł…
Normalnie żółwie zwiewają bardzo szybko. Błyskawiczne zsunięcie się do wody i tylko czasami łebki im znad wody trochę sterczą. Tutaj było coś innego. Były bardzo daleko od brzegu, w trzcinach i nie bały się tak bardzo. I faktycznie… mogą skojarzyć się z hełmami żołnierzy w wodzie
Starzyki brunatnogłowe należą do rodziny kacykowatych, a wszystkie ptaki z tej rodziny mają podobny kształt dzioba, tworzący jakby jedną linię z głową. Czy podnoszenie dzioba jest wyrazem czujności… nie wiem. Może? Nie miałam czasu poszukać i sprawdzić…
Niemal wszystkie fruwające drapieżniki mają bardzo złożony ruch skrzydeł. Nie uczyły się fizyki, ale mają to w instynkcie… wiedzą, że zmniejszając powierzchnię skrzydeł, zwiększają swoją prędkość. Przy polowaniach to konieczne. Gdyby opadały zbyt wolno, każda zdobycz by im uciekła
Spizela znacznie różni się od pani wróblowej.
Przede wszystkim rysunek na plecach i skrzydłach jest niby podobny, bo ma podobne kolory, ale jednocześnie różni się od siebie znacznie. U pani wróblowej przez środek pleców idzie żółty pas, u spizeli tego nie ma. T znaczy paski są, ale nie żółte.
Spizela ma szarą „obrożę” od gardła po kark. U wróblowej ta „obroża” jest żółta.
Spizeli przez oko idzie brązowy pasek, który się rozszerza. Wróblowa też ma pasek przez oko, ale on jest mniej więcej taki sam od początku do końca. Nad tym paskiem u spizeli jest szara „brew”, u wróbelkowej żółta.
Kolor „czapeczki” też nie jest taki sam. Spizela ma bardziej rudą, wróbelkowa szarą (właściwie szaro-brązową).
To tak na pierwszy rzut oka. Pewnie jakbym się lepiej przyjrzała, znalazłabym więcej różnic. To już bardziej podobna do spizeli drzewnej jest spizela białobrewa
No tak, teraz sobie porównałem tę spizelę z panią wróblową… w sumie nie wiem, czy się spodziewałem, że w Polsce będą spizele?
W Polsce nie ma spizeli, ale w Ameryce są wróble

A różnice między nimi widzę od razu, gdy widzę żerujące na trawie.
Jest wiele gatunków ptaków o minimalnych różnicach i z tymi czasami mam problem, szczególnie gdy nie widać tych części, którymi się różnią. Kiedyś z resztą pokazywałam te różnice
Ostatnio udało mi sie złowić parę wróbli i tak mi się właśnie skojarzył ten jasny pasek wzdłuż oka idący ku tyłowi.
Mam nadzieję, że pokażesz te złowione
W sumie najpospolitsze, tyle że trochę przy okazji podszkoliłem celowanie do małych, szybko poruszających się ptaszków.
Wybaczcie, ale po ciężkim dniu padam na nos. Proszę Szanownych o zapalenie lampki po dobranocce, a sam zmykam w objęcia Morfeusza(?!?)…
Tak jest. I spokojnej! I relaksu! I bardziej zrównoważonych dni (chociaż wiemy, że bywa różnie)
Tego samego Ci życzę Ukratku!
Wypoczywaj Ukratku…
Ale się pośmiałam


Wrzuciłam na tłumacza jedno zdanie o starzyku brunatnogłowym, bo jakoś nie mogłam zrozumieć. Trochę się pośmiałam i postanowiłam wrzucić większy kawałek tekstu… to było świetne
O starzyku brunatnogłowym piszą tam jako o kowboju z brunatną głową (Brown-headed Cowbird). Zastanawiałam się co to jest „niebiesko-szary komar”, a to siwuszka ciemnobrewa (Blue-grey Gnatcatcher). Dalej było też zabawnie
Amerykańska żółtaczka – lasówka złotawa (American Yellow Warbler)
brązowy mocarz – przedrzeźniacz rudy (Brown Thrasher)
szary kos – przedrzeźniacz ciemny (Grey Catbird)
I dlatego lepiej sprawdzają się żywi tłumacze
Dobranoc!
Bez wątpienia masz rację, Mistrzu Q

Dobranoc
Tak w ogóle, to się zastanawiałam, skąd im się te nazwy wzięły. Bo przecież nie jest to dosłowne tłumaczenie.
Na ten przykład starzyk… przecież po angielsku „cowboy”, to chłopak od krów. Bird, to ptak, więc analogicznie rzecz biorąc „cowbird” powinien być ptakiem od krów… to logiczne, nawet jak nie znają poprawnej nazwy. To skąd się wziął „kowboj”?
Tak działa niedouczona sztuczna inteligencja – podaje najbardziej wg swoich danych prawdopodobne skojarzenie.
Londyn? Nie ma takiego miasta. Jest Lądek. Lądek Zdrój.
No właśnie. I dlatego przyznaję Mistrzowi Q rację. Żywy tłumacz jest o niebo lepszy, niż ta sztuczna, niedouczona inteligencja
Może dla kogoś, kto nie zna tych nazw po polsku, tłumaczenie nie byłoby zabawne, ale jak ktoś wie…
Zniszczą gniazdo niegościnnych gospodarzy, a gdy para zbuduje sobie nowe, znowu składają w nim swoje jajko. I to zdarza się w 85% przypadków.
Cały tekst jest o różnych zachowaniach ptaków na podrzucone przez starzyka jajko. Jedne wychowują pisklaka, inne opuszczają gniazdo, zostawiając nawet swoje własne jajka. Jeszcze inne po prostu wyrzucają obce jajko poza swoje gniazdo, lub zakopują je pod gniazdem, gdzie ginie.
Przy okazji dowiedziałam się, że starzyki monitorują swoje jajka. I jeśli zauważą, że jakiś ptak je wyrzucił, potrafią się zemścić
Ciekawe. Tego nie wiedziałam. Z wrażenia zapomniałam po co starałam się przeczytać ten amerykański tekst
Ale też na temat podnoszenia głów do góry niczego nie było… a przynajmniej nie zauważyłam czegoś takiego. Także to raczej nie są godowe zachowania, bo chyba by o tym napisali?
Dodam jeszcze, że wcześniej nie czytałam angielskojęzycznej strony o tych ptakach. Oni często używają specjalistycznego języka, który nie do końca opanowałam. Mam z tym problem. Wolę więc czytać polskie strony… a o starzykach jest zaledwie kilka zdań. Tylko podstawowe informacje… gdzie występuje, jaka jest jego wielkość i ogólny opis jak wygląda. No i oczywiście, że to pasożyt lęgowy.
Nie ma informacji, że samica może złożyć nawet do 36 jajek w sezonie i nie ma wielu innych ciekawostek
Hmmm… nikt jeszcze nie pomyślał o hodowli? Pewno jedzą mniej niż kury, a i miejsca mniej potrzebują 😉
Ale ich jajka są znacznie mniejsze niż kurze, więc na jajecznicę na pewno znacznie więcej by poszło
Nie wiem czy to by się opłacało…
Witajcie!
Wasze życzenia gładko ukoiły mnie do snu, nawet Metheny’ego nie było mi trzeba!
Dzięki!
Dzień dobry, zapowiada się kolejny pracowity dzionek! I słoneczny dość, tak na oko.
Witam słonecznie!
Kelnereczka czy Gienia, ale filiżanka ta sama, moja ulubiona.
Dzień dobry


Zdaje mi się, że i u mnie dzień zapowiada się w miarę słonecznie… ale cyt, bo mogę zapeszyć
Było takie powiedzenie, żeby nie chwalić dnia z rana, a teściowej za życia
To może pokażę drugą część naszych wycieczek nad Mallard Lake. Zanim Makóweczka nie zbuduje nowego pięterka… i dopóki siedzę w domu mając trochę czasu
Mogę zbudować, ale przecież nie muszę akurat dziś. Ja przecież buduję gdy nikt nie ma lepszych pomysłów.
Nie. Nie musisz
Zapraszam na nowe pięterko