Dla dopełnienia obrazu Madagaskaru brakuje nam skrawków przyrody, której prezentację kiedyś zapowiedziałam. Wyspa jak wiemy jest rozległa, naturalne są więc różne strefy klimatyczne, a tym samym odmienność roślinności od wypalonej ubogiej sawanny, przez kwiaty znane nam z domowych hodowli, po kipiące zielenią lasy deszczowe.
Ikonicznym baobabom poświęciłam pierwszą po powrocie relację , ostatnia galeria niech będzie barwnym zakończeniem opowieści…
Zanim zniknę na dłużej, oto obiecana dawno porcja kolorów Madagaskaru…
Kapitalne!
Najbardziej podobają mi się grono dzwonków na zdjęciu 08 i ptakopodobny barwny kwiat z nru 19.
W ogóle barwność oszałamiająca!
Zaczęłam opisywać kolejne okazy, ale…są na Wyspie znawcy „zieleniny” wszelkiego rodzaju, a mnie wystarcza podziwianie natury i utrwalanie jej ulotnej urody
Dzwonki rosły w rowie na skraju lasu, a 19-tka to moja ulubiona strelicja królewska, inaczej rajski ptak…Twoje skojarzenie jest więc trafne.
Z ciekawostek: na 5 kwitnie bananowiec, 26 to pędy wanilii, a 32 krzew goździków, 35 owoc drzewa chlebowego (jackfruit) i 37 to palma podróżnika, czyli pielgrzan madagaskarski.
Wróciłam właśnie z kina.
Carte Blanche to film mądry i wzruszający.
Z pozytywnym i optymistycznym przesłaniem. Dalej jestem pod wrażeniem. Film ten uruchomił we mnie pewne wspomnienia. Jednym jest praca z niewidomymi studentami. Krótki epizod, który był ważną lekcją pokory dla mnie.
Drugie nasunęło mi się, gdy tytułowy Kacper „oszukuje” przy badaniu wzroku. Przypomniały mi się dzieci w sanatorium diabetologicznym w Rabce, które wzajemnie sobie podpowiadały w czasie gdy moja mama badała im wzrok. Mając cukrzycę wiedziały , że tracą wzrok i same się oszukiwały.
Jeździłam tam z mamą i bawiłam się z dziećmi, z niektórymi zakolegowywałam. Czasami podpowiadałam im, gdyż w głupocie dziecka nie zdawałam sobie sprawy, że wyświadczam im niedźwiedzią przysługę.
Po oglądnięciu filmu weszłam na Wyspę i przepiękne kolorowe kwiaty Madagaskaru stały się dla mnie symbolicznym dopełnieniem historii tracącego wzrok nauczyciela z filmu (również z życia, gdyż film oparty jest na autentycznej historii).
Pomyślałam sobie, że możemy się zachwycać przepięknymi kolorami Matki Natury, podziwiać wielobarwne zdjęcia, a tymczasem są ludzie, którzy tego nie mogą zaznać.
Zachwycę się więc jeszcze raz zdjęciami doceniając to, że mogę to zrobić.
Nie znam nikogo niewidomego, ale jeden z naszych bardzo dobrych kumpli jest daltonistą. Nie to, że nie rozróżnia wszystkich kolorów, ale czerwony i zielony są dla niego jednakowo szare. Pozostałe kolory widzi normalnie.
Kumpel ma nawet prawo jazdy i przez jakiś czas pracował jako taryfiarz, potem jako kierowca tirów. Nauczył się i zapamiętał, który kolor na światłach skrzyżowania gdzie jest i jakoś sobie radzi. Jeszcze nie zdarzyło mu się pomylić
Nocnej zmiany nie ma.
Kolorowe Dobranoc zatem!
Dzień dobry
Niektóre kwiaty/rośliny znajome przynajmniej z widzenia… a owoc chlebowca próbowałam. Nie mogę powiedzieć, że się nim zachwyciłam, ale zły nie jest
Kwestia gustu…
Zdjęcia cudne
Brawo Zocha!!!
Bogaty w białko owoc chlebowca zastępuje mięso. Zawiera też skrobię, żelazo i witaminy, więc przy ubogiej diecie Malgaszy jest rarytasem.
Na pewno takie owoce mogą być rarytasem dla niektórych. Szczególnie gdy są pożywne…
I faktem jest, że te owoce są ogromne. A przynajmniej te, które można kupić w tutejszych sklepach. Jeden taki na pewno wystarczy na rodzinny obiad
Bardzo dobry kumpel mego męża, robił wczoraj testy na wirusa. Pozytywne. I teraz sama nie wiem… mój mąż pracuje dla niego i miał z nim kontakt… ciekawe, czy też „załapał”…
Pocieszam się tym, że pieniądze to nie wszystko… ważniejsze są przyjaźń i zaufanie… chociaż tym nie zapłacę rachunków 

A jeśli mój mąż, to i ja. I teraz mam dylemat. Czy mogę narażać swoich klientów? W większości są to ludzie starsi i schorowani. Dla nich taki wirus, to pewna śmierć. Nie chciałabym być przyczyną czyjegokolwiek zgonu… nawet pośrednią. Będę musiała każdego uprzedzić… a to oznacza siedzenie w domu i brak możliwości zarobienia
Z drugiej strony… rachunki nie są jedyną częścią naszego życia. Nie żyjemy tylko po to, żeby je płacić…
To masz faktycznie dylemat Miralko!
Chyba na Twoim miejscu zrobiłabym test.
I to samo zaleciła mężowi.
Przecież gdyby któraś z tych starszych osób zachorowała (nawet nie koniecznie zarażając się od Ciebie) wyrzuty sumienia dręczyłyby Cię do końca życia.
Nie chciałabym żyć z takim poczuciem. A Ty? Z Twoim dobrym i wrażliwym serduchem?
Zrobiłabym test, ale to nie jest takie proste. Chętnych na zbadanie jest dużo, ale robią tylko tym, którzy zachorowali. My, jak na razie, nie wykazujemy żadnych objawów, więc nie wiem czy w ogóle byłoby możliwe przeprowadzenie badań.

I na pewno masz rację. Nie chciałabym żyć w poczuciu zabicia kogokolwiek. To byłoby zbyt okropne
I nie zostaje mi nic innego, jak powiadamiać wszystkich, że mój mąż miał kontakt z osobą zarażoną. Bezpośredni kontakt. Niech sami decydują, czy chcą się narażać (podejrzewam, że większość nie chce). Co prawda to oznacza siedzenie w domu bez możliwości zarobienia, ale wolę to niż przekazywanie wirusa innym (o ile go mam).
Tak bym zrobiła na Twoim miejscu Miralko -uprzedziła pozostawiając decyzję innym. Ale ja jestem idealistka, dla której lojalność jest ważniejsza od pieniędzy.
Dlatego nie mam pieniędzy, nie zrobiłam kariery.
Ale…mam przyjaciół.
To masz tak jak ja

On ma prawie 80 lat… i może to dziwne, ale uwielbia dyskutować ze mną. Na różne tematy
Będzie musiał jeszcze trochę poczekać… 
Więc mówię jej, że u nas, w Polsce, uczyli tego już w podstawówce
A co? Niech trochę pozazdrości 
Ma syna jedynaka mieszkającego z rodziną (żona i trójka dzieci) w Wisconsin, w Milwaukee. Synowa też jest profesorem i ma swoje wykłady na Uniwersytecie w Chicago. Wiem, że dwa razy w tygodniu dojeżdża.
Może dlatego, że nie traktuję go jak kogoś gorszego. Przecież to nie jego wina, że jest chory!!! Zwierza mi się ze swoich problemów i traktuje jak przyjaciółkę. 

Obdzwoniłam już wszystkich. Siedzę w domu, bo nikt nie chce ryzykować. I wcale się nie dziwię. Tego się spodziewałam…
Było mi miło, gdy dziękowali za powiadomienie. Oni zdają sobie sprawę, że mogłam przemilczeć i normalnie przyjść do pracy. To tylko moja dobra wola… poinformowanie ich o kontakcie z osobą zarażoną
Mark powiedział mi, że tęskni do mnie i cieszył się, że przyjdę w poniedziałek i znowu razem będziemy oglądać filmy przyrodnicze. Wie, że to moje ulubione i zawsze wyszukiwał coś ciekawego… specjalnie dla mnie
Margaret też uwielbia dyskusje ze mną. Ciągle mnie pyta skąd różne rzeczy wiem. Normalną moją odzywką jest „z wykopalisk”, ale nigdy nie mogę zapamiętać jak to jest po angielsku
I ostatnia osoba, do której dzwoniłam, to Dolores. Jest profesorem antropologii. Ona też lubi ze mną rozmawiać. Wiele lat pracowała na uniwersytecie w New York, ale gdy przeszła na emeryturę (w wieku 70 lat) przeprowadziła się do Chicago. Niby na emeryturze, ale nadal ma jakieś tam wykłady na tutejszym uniwerku, robi różne opracowania, udziela się i uczestniczy w różnych sympozjach. Wyjeżdżała to do Anglii, to do Afryki, to już sama nie wiem gdzie
Do Carla nie dzwoniłam. Jest bratem Margaret (sporo starszym bratem) i ona bardzo o niego dba. On jest trochę niepełnosprawny umysłowo. Jego rozwój zatrzymał się gdzieś na poziomie dziesięciolatka (a ma już 72 lata). Nawet z czytaniem ma problem… według tego co mówi, kocha mnie bezgranicznie
Na pewno nie chciałabym mieć nikogo z nich na sumieniu. Nawet gdybym przyczyniła się do ich zgonu bezwiednie. Jeśli mają umrzeć, trudno, niech umierają, ale beze mnie
Miralko!
Wiedziałam…(bo już Cię trochę poznałam).
Też miałam w życiu do czynienia z osobami niepełnosprawnymi (na wózkach, niewidomymi) i zawsze nawiązywałam z nimi doskonały kontakt, bo widziałam w nich CZŁOWIEKA i traktowałam z sercem, a nie z wyższością.
Ale i też nie bałam się tego kontaktu, bo niektórzy ludzie unikają, gdyż nie wiedzą jak się zachować.
No i lubiłam tych ludzi i pracę z nimi. Podobnie jak Ty uważałam, że korzyść jest obopólna.
Z Twojego opisu wynika, że traktujesz ich z sercem (co oni odwzajemniają), a chodzenie do nich to nie tylko przymus zarabiania pieniędzy.
Muszę przyznać, że dopiero te osoby uzmysłowiły mi coś… pomyślałam o ochronie tych ludzi, a zupełnie pominęłam własną osobę. A przecież jeśli załapaliśmy się na tego wirusa, może on być dla nas śmiertelny. Oboje nie jesteśmy już młodzi, mam nadwagę, jestem palaczem i czasami mam kłopoty z nadciśnieniem (u małżonka tylko to ostatnie wchodzi w grę). Czyli cztery rzeczy, które są niesamowicie groźne przy zakażeniu. Ale jakoś to do mnie nie dociera w pełni
Wychodzę z założenia, że jak mam umrzeć, to umrę i nie ma co na zapas się martwić
Miralko!
Zadziałałaś w moim odczuciu prawidłowo. Najpierw myślę o innych, potem o sobie.
Ale o sobie też trzeba. Gdy próbowałam się poddawać w mojej walce z guzem zdopingowałam się myślą, że jeszcze jestem potrzebna (wtedy mojej mamie) no i nie chcę być kłopotem dla moich synów, a i im (zdrowa) jeszcze się przydam.
Ale OCZYWIŚCIE, że chcę żyć i z tego życia korzystać.
Pomyślałaś o innych teraz ZACZNIJ MYŚLEĆ O SOBIE , proszę!
Tylko wiesz, Makóweczko… co w zasadzie mam zrobić? Przecież jeśli załapałam wirusa, to i tak nie jestem w stanie niczego zmienić. Po prostu go mam… ani się tego pozbyć, ani wyleczyć. Żadne działanie przed objawami niczego nie zmieni


I pisząc, że gdybym miała umrzeć, to po prostu umrę, nie miałam na myśli, że tak śpieszno mi na tamten świat
Jest jeszcze parę miejsc, które bym chciała odwiedzić i parę rzeczy, które chciałabym zrobić… na ile zdążę to wykonać – nie wiem. Nikt z nas nie wie, ile czasu mu zostało, ale plany różnych rzeczy też mogą być ekscytujące
Cóż ja, wszak jestem tylko Makówka, tu są mądrzejsi ode mnie.
Moim skromnym zdaniem możesz:
-nie martwić się na zapas
-zadbać (szczególnie teraz) o swoją odporność, czyli nie przepracowywać się
-nie lekceważyć jakichś objawów przeziębienia zarówno u Ciebie jak u męża.
Mniej pracy, więcej ptaszków!
Akurat wszystko o czym piszesz, Makóweczko, stosuję od dawna



A do ptaszków nie trzeba nas zachęcać. Uwielbiamy wszelakiego typu wycieczki. Nawet te najkrótsze, gdy pogoda jest kiepska, albo nie mamy czasu na długie spacery 

– nie martwię się na zapas ani o swoje życie, ani o zdrowie. Jak zachoruję, będzie na to czas… chociaż i wtedy trudno mi się martwić
– trudno też o przepracowanie, gdy siedzę w domu i mam o niebo więcej czasu na wszelakie prace domowe
– objawów przeziębienia na razie nie mamy, więc nie biorę tego do głowy. Gdy się pojawią, zobaczymy jak to będzie wyglądało. Po co myśleć o tak nieprzyjemnych rzeczach?
– całkowicie bez zajęcia bym nie wytrzymała. Bardziej by mnie to męczyło, niż sam wirus
Także jak widzisz, stosujemy się dokładnie do Twoich rad
Witam!
Deszcz pada, przyroda rozkwita.
Dobry fotograf z profesjonalnym sprzętem pewnie z naszych kwiatków mógłby zrobić równie piękną galerię(choć nie tak oryginalną i egzotyczną).
Byle nocne przymrozki nie zaszkodziły naszym roślinkom!
Ta galeria zamyka malgaskie opowieści, a większość pokazanych roślin można hodować w wersji ogrodowo-domowej i u nas.
Dzień dobry. Połowa tych roślin wygląda jak nie z tej ziemi, jednak oderwanie geograficzne od reszty świata robi swoje. Skojarzyły mi się świecące rośliny z planety Pandora, z filmu „Awatar”.
Przyroda , z którą współżyjemy od początku świata , ma ciągle jeszcze wiele tajemnic niezbadanych przez człowieka . Np. w jaki to sposób kwiatek maciejka dogadał się z pewnym gatunkiem ćmy i pachnie tylko wieczorem , wtedy kiedy ta ćma jest życiowo aktywna . Jest problem , bo ani ćma , ani maciejka nie chcą zdradzić tej tajemnicy . Pięterko piękne i edukacyjnie bardzo wskazane .

Zimni Ogrodnicy wybielili góry, za oknem rozbuchała się jednak wiosenna zieleń poprzetykana kiściami bzu
Przyznaję się, że po przyjściu do domu i obiedzie padłem. Dopiero teraz powoli zaczynam udawać żywego! 😉
Gadatliwość w wersji padniętej byłaby ciekawa
W wersji padniętej moja gadatliwość jest co najwyżej modulowana częstotliwościowe, na niskiej nośnej
Fajrant i przerwa.
Zajrzyjcie do Leny, warto!
Witaj, Tetryku:)
O jak miło:)
Dziękuję.
I zapraszam, jeśli ktoś miałby ochotę.
Otóż było to tak, jak już wczoraj wieczorem skończyłem wszystko, co miałem do roboty i przejrzenia, przed spaniem zerknąłem na telefon i zauważyłem napis u góry ekranu „tylko połączenia alarmowe”.
To się zdarza. Telefon przełącza się między stacjami komórkowymi i czasem dostanie czkawki, wystarczy wtedy chwilę poczekać. Poczekałem chwilę i nic. Wszedłem w ustawienia i zacząłem szukać sieci – pokazał wszystkie cztery, ale nie chciał się zarejestrować w macierzystej. Trochę mnie to zdziwiło.
Wyłączyłem i włączyłem telefon. Nic. Podłączyłem się do internetu przez domowe WiFi, wszedłem na stronę, która pokazuje awarie – i faktycznie, w całej Polsce był problem. Tak naraz? Dziwne.
Na tej samej stronie zauważyłem doniesienia o problemach z innymi sieciami. Wywołałem dane dotyczące wszystkich sieci komórkowych i faktycznie – od wczorajszego wieczoru do późnej nocy (a było już koło drugiej) problemy mieli WSZYSCY operatorzy.
Nie powiem, oblał mnie zimny pot. Poprzednio, kiedy wyłączano telefony, był 13 grudnia 1981. Paranoja, powiecie? Być może, ale pandemiczne ograniczenia plus dobra, tfu, zmiana przez chwilę połączyły mi się w całość stawiającą włosy na głowie dęba.
Poszedłem do telewizora i włączyłem całodobowe programy informacyjne. Ani słowa – o awarii (dziwne) i o ewentualnych wydarzeniach nagłych a niefajnych (uff). Potem wróciłem do komputera i poszukałem jeszcze w paru miejscach – nic.
Wszystko to zajęło mi trochę czasu, więc położyłem się spać ostatecznie dobrze po trzeciej w nocy. I dlatego dzisiaj się trochę czuję padnięty.
Hmmm… ja nie zauważyłem żadnych problemów, ale nie próbowałem używać telefonu. Nawet L. wczoraj wieczorem wyjątkowo nie gadała. Może właśnie instalowali te izraelskie moduły do inwigilacji?
A nie wiem, ale złapałem parę zrzutów ekranu, na dowód, że to nie urojenia. Z mapami zakłóceń ok. 2.30 w nocy i z wykresami, ile osób i kiedy zgłaszało problemy.
Szłam spać po 2 w nocy i wtedy dopiero wyłączałam laptop. Miałam z tym problem, bo mi się zawiesił przy wyłączaniu i nie mogłam go wyłączyć, ale to chyba nie ma nic wspólnego?
Komórkę też miałam wtedy w rękach, bo wyciszałam na noc.
(O 1:40 żegnałam się na Wyspie- teraz sprawdziłam).
Orange na pewno wtedy kucnął. T-Mobile wcześniej.
Snów spokojnych Bożenko
Dobry wieczór, Zocho:)
Wszystkie zdjęcia imponujące. Pozujący modele również:)
Najbardziej na moją wyobraźnię zadziałał „zielony humanoid” z piętnastego zdjęcia. Spokojnie mogłoby znaleźć się na okładce „Kosmosu” lub „Wszechświata” jako dowód na istnienie inteligentnego życia poza Ziemią albo jako potwierdzenie ekspansji obcych form życia na naszą planetę:)
Pozdrawiam:)
Dobry wieczór Leno, miło ze zechciałaś przyjrzeć się moim modelom 😉 Rzeczywistość jest prozaiczna – kosmiczny humanoid to liść paproci na etapie niemowlęctwa, nasze rodzime wyglądają podobnie.
Pozdrawiam 🙂
Zocho, zawsze z niekłamaną przyjemnością oglądam uchwycone przez Ciebie skrawki świata:) Bardzo lubię zerkać Twoimi oczyma na dookół.
Domyślałam się jakiegoś bobo-paprotka, ale tak przyjemnie puścić od czasu do czasu wodze fantazji:)
Pozdrawiam:)
Dobry wieczór, chciałem skomentować na Twoim blogu, ale WordPress, o dziwo, żąda ode mnie jakiegoś innego hasła niż na Wyspie, więc skapitulowałem, a chciałem tylko nadmienić pod postem z 14 maja, że ten wiersz to jest nie tylko świetna poezja, ale też znakomity materiał na piosenkę, więc jakby kiedyś jakiś muzyk mnie pytał o wiosenną piosenkę, to już wiem, gdzie go skieruję
Hasła na Wyspie to nie hasła WordPressa, tylko Wyspy. Możesz się tam logować, używając konta google, FB lub gravatara 🙂
Okej. Oczywiście do gravatara nie pamiętam hasła. Ale trudno…
Cuda, panie cuda nad cuda.
Makówce udało się coś z czym Mistrz Q miał problem!
Napisałam komentarz dziś pod wierszem, ale i wczoraj zamieściłam jakieś tam moje wypociny, na które nawet Lena zdążyła odpowiedzieć.
Witaj, Makówko:)
Pół dnia robiłam wczoraj drożdżówki. Wymyśliłam sobie trzy różne rodzaje nadzienia i zabrało mi to więcej czasu, niż zaplanowałam, więc miałam lekki poślizg w odpowiadaniu:)
Potem doszłam do wniosku, że warto pooddychać niepieczeninową atmosferą i wybyłam.
I znowu jestem nie na bieżąco:)
Ale właśnie nadrabiam.
Pozdrawiam:)
Witaj Leno!
Miło, miło być tak przywitanym o 3 w nocy. Teraz już wiem czemu mi się dobrze spało.
Nocne spacery to coś, co też lubię, ale oczywiście w plenerze, nie po moim blokowisku.
A co do wiersza i opowiadania mogę tylko powtórzyć za Tetrykiem, że faktycznie warto do Ciebie zajrzeć.
Dzień dobry, Makówko:)
Lubię wędrówki po uśpionym Miasteczku, ale ostatnio zapuszczam się raczej w „niedostępne ostępy”. Znam je dobrze, więc nawet ciemność mi nie przeszkadza. Czasem mam wrażenie, że Psiunia ma większego stracha niż ja:)
Dziękuję, Makówko. Fajnie być docenioną:)
Pozdrawiam:)
Witaj, Quackie.
Dziękuję.
Bardzo się cieszę, że refleksja Ci się spodobała.
Oczywiście. Jeśli ktoś chciałby pokusić się o napisanie muzyki, wystarczy, że da mi znać. Na pewno nie odmówię.
Jeśli natomiast chodzi o komentarze, to nikt nigdy nie zgłaszał takiego problemu.
Pierwszy komentarz podlega moderacji i muszę go zatwierdzić, żeby pojawił się pod tekstem. To jedyna niedogodność o jakiej wiem.
Ale ja zdecydowanie nie jestem informatycznym guru:)
A tak w ogóle, to równie miło czytało mi się Twój komentarz na Wyspie:)
Pozdrawiam:)
Wróciłam z kina. Film „Tully” zrobił na mnie wrażenie. Podobnie jak wczoraj „Carte Blanche” Niech to będzie dzisiejsze między między.
Jednak macierzyństwo z kwiatkami jakoś trudniej mi połączyć, więc filmu nie będę komentować, żeby nie było, że wcinam się „nie na temat”.
No proszę, a na czym byłaś?
Dopisałam w tym czasie co zadawałeś pytanie panie Q. Opublikowałam pierwsze zdanie, aby zdążyć przed lampką i potem dopisywałam resztę.
No dobra -można jakoś połączyć macierzyństwo, ale nie z kwiatkami, lecz z …ciszą. Bo chwila ciszy i spokoju to było długo coś zupełnie nieosiągalnego odkąd urodziły się moje narowiste chłopaki.
Aha -link na ten film podesłał mi mój starszy syn…Czyżby doceniał trudy macierzyństwa?
No proszę. Czyżby próbował w ten sposób coś przekazać?
Mamy teraz więcej czasu na rozmowy na WhatsApp, gdyż zamknęli jego miejsce pracy, a i ja jestem bardziej uchwytna w domu.
Przekonywał mnie , że może takie wyciszenie TERAZ (po śmierci mamy/babci) dla naszej rodziny było potrzebne (pisałam o tym wczoraj).
Coś rozmawialiśmy o oglądaniu filmów w domu i on wtedy „mamuś podeślę Ci link i hasło do cda.pl, bo mam wykupiony abonament”. Ten wczorajszy film, który tak wczoraj zachwalałam też on mi podesłał.
Moi synowie wiedzą jakie filmy lubię.
Coś przekazać? Hm…nie wiem…
Okej, możliwe, że przeinterpretowałem.
A może jednak nie przeinterpretowałeś Q?
Moi synowie mają podobną jak ja wrażliwość. Choć bez niej byłoby im pewnie łatwiej w życiu.
Bardzo mi przykro, ale jednocześnie gratuluję. Takie to pomieszane
Bo życie jest pomieszane.
Gdyby byli przebojowymi cwaniakami bez skrupułów to zapraszaliby mamusię do wypasionych willi z basenem.
O ile by zapraszali (jako przebojowi cwaniacy), bo z takimi cwaniakami to różnie bywa.
Zmykam również, do jutra!
Dzień dobry
Ale przynajmniej dowiedziałam się czemu dwa tygodnie temu była tak długa kolejka u rzeźnika
„Pomarańczowy prezydent” ogłosił, że w związku z wirusem znacznie spadnie produkcja i sprzedaż mięsa. No to ludzie rzucili się do sklepów, żeby nakupić ile się da
Trafiliśmy akurat na „amerykańską panikę”…
Jedynie przy drzwiach stał facet w maseczce i każdemu wchodzącemu kazał spryskiwać czymś ręce, a potem mierzył temperaturę (bezdotykowym termometrem). Nie wiem po co pryskaliśmy te ręce, bo każdy ma obowiązek założyć jednorazowe plastikowe rękawiczki, które są rozłożone w specjalnych pojemnikach. Tak było już na długo przed wirusem…
Potem trzeba było to wszystko posegregować, poporcjować, popakować i zamrozić. Samego schabu (do wędzenia i na kotlety) kupiliśmy ponad 35kg… Mąż śmiał się, że na całe wakacje nam wystarczy 



Byłam niesamowicie zajęta
Dziś, jako że oboje w domu, najpierw naszatkowaliśmy kapusty (czas był i pora na to), a potem pojechaliśmy znowu do rzeźnika. Nie musieliśmy stać w żadnej kolejce
Nakupiliśmy mięsa jak wariaty
Potem jeszcze trzeba było obdzwonić kogo trzeba… i raptem okazuje się, że czas iść spać
Tym bardziej, że dziś wstałam przed 5 rano
Na jutro planujemy wycieczkę, ale jeszcze nie wiem dokąd, ani jaka na prawdę będzie pogoda. Jeśli taka jak dziś, z wyjazdu nici. Bo dziś padało niemal cały dzień
No proszę, a tu jedyny towar, jakiego permanentnie przez chwilę brakowało, to jednorazowe rękawiczki.
Ależ tutaj mięsa nie brakowało i nie brakuje!!! Ludzie są podatni na takie głupie podpuchy. Tak było z papierem toaletowym, mydłem, ręcznikami papierowymi, czy z chlorem w płynie (bleach). Wszystko schodziło na pniu i podejrzewam, że niektórzy mają zapasy tego na lata. Wprowadzili reglamentację i się trochę uspokoiło. A może po prostu „panikarze” obkupili się i mają ogromne zapasy, a normalni ludzie nareszcie mogą kupić to, czego im brakuje
W amerykańskich sklepach wykupili niemal całą suchą żywność, a w polskich – mąkę. Nie robimy takich zapasów, szczególnie od kilku lat, gdy przynieśliśmy ze sklepu ryż z molami. Wywaliłam wszystko, bo nie od razu zauważyłam te małe latające. Nie wiedziałam gdzie jeszcze mogły się zagnieździć. Gdybym miała ogromne zapasy, aż żal byłoby to wszystko wyrzucać. 
Zapomniałam o produktach żywnościowych
Ale jak ktoś chce, niech sobie robi zapasy…
Tak, nawet na samym początku pandemii krążyła taka anegdota o panu, który zakupił 80 kg ryżu i dopiero po chwili przyszła refleksja, że to może za dużo. Radzono mu, żeby ugotował i ulepił bałwana (wobec braku śniegu zimą).
A co do ciszy, to lubię ją. Mam chyba nadwrażliwy słuch, bo wszystkie hałasy działają mi na nerwy. Czasami gdy w samochodzie obok ktoś słucha za głośniej muzyki, mój żołądek zaczyna „podskakiwać” w rytm basów i niemal wywraca się na lewą stronę…
Tego mogłabym stale słuchać… 
Słyszę każdy szmer i często kieruję się słuchem, by wytropić jakiegoś ptaszka. Mój mąż ma dużo gorszych słuch. Często słyszę to czego on nie jest w stanie usłyszeć
I chyba dlatego tak lubię ciszę… nie absolutną, ale taką z ptasim śpiewem, poszumem drzew, szelestem liści, śpiewem wiatru w szuwarach, czy poszumem fal… to wycisza i uspokaja
Witajcie!

Z przyjemnością pozdrawiam Zimną Zochę o gorącym spojrzeniu na świat!
Dzień dobry, przyłączam się do życzeń dla wszystkich Zoś!
Dzisiaj nieco później, bo o zwykłej porze nie byłem jeszcze w stanie funkcjonować.
Dziękuję moi mili

Kubki, filiżanki, szklanki proszę podstawiać – kelnereczka podaje co kto lubi
Witajcie!
Dołączam do życzeń dla wszystkich Zoś!
Kelnereczkę poproszę o herbatę.
A co do ciszy mam tak jak Miralka.
Nigdy nie lubiłam np. głośnej muzyki. Dlatego też nawet jako nastolatka nie chodziłam na dyskoteki.
Jest jeden wyjątek -uwielbiam naszą Gieniuchnę -jej krzyk pobudza mnie do działania.
To masz Makóweczko jak ja… też nie lubiłam dyskotek, bo było za głośno. Pamiętam, że raz byłam… po kilku minutach wyszłam z potwornym bólem głowy
Otóż to. Mimo że na starość mam problem ze słuchem nadal nie lubię głośnej muzyki.
Też lubię słuchać ptaków, szumu morza itd.
Lubię ciszę, ale uwielbiam też towarzyskie spotkania. Chadzam więc do restauracji i nie mogę się doczekać kiedy je otworzą. Ale zawsze wolę spotkanie towarzyskie w plenerze od tego w knajpie.
Nie wiem, ale nie lubię restauracji. Żadnych. Od zawsze wolałam spotkania w domu, o wyjazdowych nie wspominając
Nadal słyszę bardzo dobrze. Może dlatego, że zawsze unikałam hałasu, a może mam do tego pewne predyspozycje 

Mój mąż z wiekiem traci słuch, ale zastępuję mu uszy jak mogę
Z wiekiem robię się też coraz mniej towarzyska. Kiedyś spotkania z przyjaciółmi wydawały mi się szalenie atrakcyjne. Teraz znacznie mniej. Wolę wycieczki w plener tylko z mężem. Zawsze na coś ciekawego (dla nas) trafimy. Może dlatego, że nie gadamy, a słuchamy i obserwujemy?
O tak! Takie wyprawy plenerowe w pozaczas, bez wszechobecnej kakofoni i pustej paplaniny sprzyjają foto-łowom i relaksowi. Życzę Tobie takich jak najwięcej Miralko, i w zdrowiu z małżonkiem bądźcie 🙂
Dziękuję Zocho


Wiem, że mnie rozumiesz. Wiesz tak samo jak my, że hałas, który się tworzy rozmawiając (nawet szeptem) płoszy ptaki i zwierzaki. Jest znacznie trudniej coś ciekawego zobaczyć.
Ostatnio zauważam w parkach nową modę. Rowerzyści, którzy nas mijają coraz częściej mają grające głośno radia/telefony. Coś mi się w środku przewraca gdy to widzę (i słyszę)
Jaki to kontakt z naturą? Że na świeżym powietrzu?!!! Przy okazji psują nam obserwacje, bo od tego hałasu wszystko co żyje ucieka
Przypomniała mi się piosenka z dawnych lat:
Czy pamiętasz, jak na rajdzie gdzieś w Bieszczadach
Piękny wieczór się przy ogniu zapowiadał…
Wtem tranzystor ktoś otwiera
Ciebie bierze wprost cholera,
Daję słowo, żeś pomyślał sobie tak:
Ach, być dzikusem! Prapradzikusem!
Maczugę mieć oraz krzepę lwa!
Weźmiesz tylko zamach spory
zgodnie z Newtonowskim wzorem
Że siła to m razy a!
Otóż to!
Ognisko i śpiewy przy gitarze. Natomiast za radio bym zabiła. A teraz niestety wystarczy muzyka z komórki -okropność.
Kolory malgaskiej flory w ilustracjach są piękne .Piękno jednak nie da się załatwić ekspresowo . Trzeba te obrazy utrwalić w pamięci przez ich wielokrotną obserwację . A może jakiś schowek galerii foto Zochy na Madagaskarze ?
No dobrze… robi się coraz jaśniej i tak jakby się wypogadzało. Chyba czas już ruszyć zadki i wybrać się gdzieś na łono natury
Jak zwykle nie wiem jeszcze gdzie, ale na pewno coś się wymyśli po drodze 

Do popotem
Fajrant po całym tygodniu i przerwa…
Zimno,10 stopni na zewnątrz i tyle samo w środku.
Jestem w miejscu gdzie nie ma tv,a Internet tyle co w komórce.
Ciszę zakłóca jedynie szczekanie psów.
A Wyspa znów mnie wylogowała.
A nie możesz się zalogować?
Bożenko śpij dobrze!
Tetryku!
Piszę jako makowka9.I tyle.Nie planuję robić pięterka, więc to nie ma większego znaczenia.
Dlatego odpowiadam zbiorowo,aby za jednym wpisywaniem adresu mailowego itd.
Pod ręką przyjaciół i pomocną bliskość poproszę nie tylko we śnie.

Zresztą w tej kwestii jakoś nigdy nie mogłam narzekać,bez tej pomocnej bliskości nie wyobrażam sobie jak można radzić sobie z przeciwnościami losu.
Przyjazne Dobranoc!
Spokojnej…
Dzień dobry


Mąż chciał nad Mallard Lake, a mnie było wszystko jedno 
A przynajmniej byłoby, gdyby nie mały akcydensik na samym początku 
Brzeg dość stromy, wydeptany przez wędkarzy… ale udało mi się nagarnąć trochę wody. Wiem, że woda „wyciąga” takie ugryzienia i faktycznie, po przepłukaniu odczułam znaczną ulgę. Co prawda to miejsce nie spuchło, ale mam czerwony „placek” na pół przedramienia. Musiało być solidnie jadowite, bo nie mam uczulenia na takie paskudztwa. Trochę mi to przeszkadza, ale delikatna nie jestem, więc nie ma o czym mówić 

Cały dzień spędziliśmy niezwykle pożytecznie
Ponieważ od rana było trochę pochmurno, najpierw „odwaliliśmy” sprawę zakupów. Jutro mnie czeka sadzenie, pielenie i kopanie… jest nadzieja, że będzie ciepło, chociaż pochmurnie
Powrót do domu, szybki obiad i na wycieczkę
Było cudnie
Szliśmy przez mostek, gdy nagle poczułam niesamowite pieczenie powyżej łokcia. Odchyliłam rąbek rękawka i spod niego wyleciała jakaś duża osa (a może szerszeń). Nie zdążyłam się przyjrzeć. Pieczenie było straszne. Podejrzewam, że toto ucięło mnie kilka razy. Zeszłam nad wodę i przemyłam. O mały włos, a wleciałabym głową naprzód do wody
Spotkaliśmy jakieś nowe gatunki ptaków. Nie mam pojęcia co to może być i będę musiała przewertować swoje atlasy, żeby znaleźć… ale to sama przyjemność
Witajcie!
Sobota, więc zaczyna się od zakupów – już za mną. Za chwilę pora na śniadanko 🙂
O 10:00 na Youtube premiera nowego filmu Sekielskich…
Oglądałam zwiastun,wiem o tym,ale w komórce nie będę oglądać.Wybralam kwiatki,ptaszki i… ciszę.
W tej chwili oglądają 132 262 osoby…
Mam nadzieję,że będzie się dało później też obejrzeć w necie
Już można!
W Homi homini zawitały jakieś krzaczki,czy to znowu jakieś hm…ufoludki?
Krzaczki wyrwane…
Dzień dobry, spałem długo (plus), a potem niemal prosto z łóżka zostałem wyrwany (minus) również na zakupy (plus). I tak się przeplatają plusy z minusami, jedynki z zerami. (Rozchodzi się o to, żeby minusy nie przesłoniły nam plusów).
Optymista z pesymistą przystanęli obok cmentarza.
– Popatrz, ile ludzkich nieszczęść… – zaczął pesymista.
– Coś ty! – przerwał mu optymista – Ja tu widzę same plusy!
Ach, przypomniałeś mi taki tekst, kiedyś mi się wydawało, że Jonasza Kofty, ale chyba nie. O Totolotku.
Postaw krzyżyk przy krzyżyku
I dostaniesz o czym marzysz,
Bo ci szczęścia da bez liku
Ten społeczny nasz cmentarzyk
Nie obejrzałam filmu Sekielskich -minus
Jestem na słońcu, patrzę na kwiatki, góry i korzystam z ciiiiszy i spokoju -plus
Spokój absolutny,bo dziecko poszło na Kudłacze ze znajomymi- drugi plus
Korzystaj ze spokoju, Makówko, ładuj baterie i chłoń otoczenie.
Wczoraj zmarzlam-minus
Dziś jestem od rana-plus.
To zupełnie co innego jak dopiero dziś wyjechać,robić zakupy,rozpakowywać.
Dwa pełne dni to już odczuwalny wypoczynek.
Jeżeli zmarznięcie nie kończy się przeziębieniem, to w zasadzie też można zaliczyć na plus. Człowiek się przyzwyczaja do NIEmarznięcia na co dzień, a potem ledwie parę stopni w dół i jest problem, więc zmarznięcie od czasu do czasu też dobrze robi – w sensie przypomnienia organizmowi, że nie żyje tylko w cieplarnianych warunkach.
Poza tym czekaj, aż przyjdą upały, będziemy jeszcze tęsknić za marznięciem
Jestem tragicznym zmarzluchem( złe krążenie,chora tarczyca) co mnie teraz już wyklucza np.z nocowania pod namiotami.Dlugo bym nie wytrzymała,ale syn od razu zaczął palić w kominku.
A teraz wygrzewam się
Dzień dobry



Kilka lat temu posadziłam do ziemi parę gałązek uciętych z krzewu. Siostra mówiła mi, że tak się bzu nie rozsadza i że nic mi z tego nie wyrośnie… a wyrosło
Co roku go przycinam, bo nie chcę żeby za duży urósł (nie mam wystarczająco miejsca), ale i tak jest spory. Wiosną zawsze mnie cieszy… i cudownie pachnie 
Śniadanko zjedzone i po krótkim odpoczynku, wybieram się do ogródka… trzeba posadzić to, co wczoraj kupiliśmy
Moje krzaczki rozrastają się, aż mi serce rośnie. Gałązki aż się gną od porzeczek i agrestu
A bez nareszcie ma grona kwiatów, jak krzak macierzysty – długie, ciężkie i pięknie pachnące
Ten bez to jakby moje dziecko
Obejrzałem dokument filmowy Sekielskich . Moim zdaniem , jeśli Kościół Katolicki nie wycofa się z celibatu , to opisane zachowania księży będą się powtarzały ,bo taka jest natura młodego byczka w sutannie . Protestanci i Prawosławni rozwiązali ten problem i Katolicy mogą zrobić podobnie , bo posługują się taką samą ewangelią .
Nie zrobią – to podkopałoby feudalną strukturę silnych zależności, która jest istotą tej instytucji…
Najgorsze również jest to,że przestępca w sutannie jest inaczej traktowany jak każdy inny”cywilny”.
Dobry wieczór 🙂
Dzień spędziłam w górach = baterie naładowane słońcem, zielenią, wiosną i majem… z przyjemnością wieczór spędzę w muzeach 🙂
A ja przy okazji i na Wyspie
Jak w domu, to oczywiste
Ba!
Jak widziałeś mapkę, która rozpoczynam każda”Makówkę w Ameryce”,połaczyłes to z St.Louis,o którym ostatnio wspominałam to…wnioski były oczywiste.Eh…
Tylko wiesz jak to jest Q- to co dla mnie jest wspomnieniem nie koniecznie będzie ciekawe dla innych.
Nie pamiętam, żeby ktokolwiek kiedykolwiek na Wyspie napisał cokolwiek nieinteresującego.
Pięknie to ująłeś panie Q!
Bo ważna jest wymiana myśli i te przyjacielskie więzi,prawda?
Zrobić kiedyś pięterko o drodze 66?
Ale to kiedyś, kiedyś, jeśli już.
Teraz rozmowa o drodze 66 to akurat „makowczyne nie na temat między między”
Zrobić! Wojtek Orliński mógł napisać (w książce „Ameryka nie istnieje”), to i Makówka może, kto wie, czy nie lepiej.
Chyba sobie ze mnie żartujesz!
Ja mogę jedynie opowiedzieć moje wspomnienia przerywając je nędznej jakości pstryczkami.
Jak…znajde te pstryczki,bo niektóre uległy zniszczeniu jak padł komputer.
Jednak cokolwiek budować mogę najwcześniej w poniedziałek.
Trzymam kciuki!
A ja właśnie wróciłem z Londynu, z Adelphi Theatre, z „Kotów”. Ech, memories…
To Ty Tetryku dziś byłeś i w kinie i w Londynie i pewnie jeszcze w Muzeum?
A ja tylko las i… goście (nie moi jak pisałam).
Miau!

204 komentarze,a ja z komórki muszę po tych schodkach biegać.
Dobranoc!
Dzień dobry


Spałam jak zabita, chociaż mąż w kuchni tłukł orzechy laskowe na jakieś tam swoje „wynalazki”. Nawet tego tłuczenia nie słyszałam, taka byłam „padnięta” 
Zrobiłam dziś wszystko co zaplanowałam
A nie powiem, nie tak często mi się zdarza.
Mąż się ze mnie śmiał, że nie umiem tak pomału, po kawałku czegoś robić… robię, aż padnę
I coś w tym jest, bo po pracy w ogródku ugotowałam obiad, zjedliśmy i padłam
Witaj Miralko 🙂 Nie jestem fachowcem w tych spawach , ale podobno , po zjedzeniu obiadu organizm wyłącza wiele funkcji , po to , aby przygotować się i przetrawić ten smaczny (?) obiad . W takiej sytuacji najlepszym rozwiązaniem dla organizmu jest delikatna drzemka ,co w Twoim przypadku przekształciło się w twardy sen . Wniosek może być tylko jeden : Obiad był cholernie nie strawny i przerobienie go w organizmie wymagało wielkiego wysiłku ,stąd ta twarda drzemka . Ale jak widać , już jest dobrze , bo nawet napisałaś o tym wydarzeniu . Na zapas : smacznego …
Maksiu, Ty wiesz jak rozśmieszyć
Byłam śpiąca już w trakcie gotowania, a nawet przed. Po prostu umęczyłam się za bardzo i mój organizm wołał o relaks
Na obiad były polędwiczki z warzywami, co prawda podsmażane, ale na minimalnej ilości tłuszczu. Mój mąż nie lubi zbyt tłustych potraw. Do tego były ziemniaki i ogórki konserwowe. To raczej nie jest ciężkostrawne?
Jeśli już zasypiam, to zwykle śpię jak zabita. Nic mnie nie rusza
Za życzenia dziękuję, na pewno się spełnią. Dziś na śniadanie mąż planował usmażenie placków z jabłkami i na 100% będą dobre
A co do senności po posiłkach, to masz rację. Z tego co kiedyś czytałam (o ile dobrze pamiętam) senność jest związana z zwiększonym poziomem węglowodanów w organizmie. I nie chodzi tu tylko o cukier, ale też różnego rodzaju tłuszcze… organizm produkuje zwiększoną ilość insuliny, a to z kolei wywołuje senność…
Czyli miałem rację . Moim zdaniem , warto obserwować zachowanie naszego organizmu na różnego rodzaju przygody , bo można przy okazji czemuś tam zapobiec , albo coś tam poprawić . Ostatnio mam w zwyczaju , że po każdym posiłku , śniadanie , obiad , kolacja , dodaję na zakończenie dwa , lub trzy marynowane grzybki . Różne , maślaki , podgrzybki , opieńki ,rydze i nawet prawdziwki . W handlu jest tego do wyboru , do koloru , a organizm dziękuje bezproblemowym funkcjonowaniu .
Dzień dobry !

No to się niedzielmy!
Z herbatą jak tylko Gienia przyjdzie.
Dzień dobry, chyba zaraz będzie pa… o, już pada.
Witajcie!
Z tej strony Polski pogoda piękna, błękitna i słoneczna, acz bez gwarancji stabilności. Ale i tak dodaje optymizmu!
A tu leje na zmianę ze słońcem (ale za wysoko, żeby tęcza była).
Dzień dobry
Co prawda ostatnio pada trochę za często, ale to chyba lepsze niż permanentna susza 
A u mnie się „zaciągnęło” i pada. To dobrze na moje świeżo posadzone kwiatki i warzywka
Faktem jest, że pojawiły się już ostrzeżenia przed podtopieniami. Poziom wody w rzekach i jeziorach przekracza stan alarmowy…
Późne dzień dobry, po nocy pod gwiazdami i barwnym wschodzie słońca w plenerze dzień będę miała krótki…
Znaczy poszłaś spać PO wschodzie słońca?
Tak jest wygodniej, bo budzenie się o porze która nie istnieje boli bardziej 😉
Jedenasta nad ranem brzmi lepiej…
To ja zapraszam na nowe-stare pięterko.