« wyspy leniwe Ptahy z Egiptu »

W środku niczego

Czy wiecie, dlaczego flaga Egiptu wygląda tak, jak wygląda (czerwony, biały i czarny pas)? Oficjalna wykładnia wygląda inaczej, ale symbolika, o której ja czytałem, wygląda w ten sposób, że czerwony pasek symbolizuje wszelkie grunty jałowe (pustynię, piasek i skały, które faktycznie bywają czerwonawe, osobliwie rano i wieczorem), czarny pasek – żyzne czarnoziemy wokół Nilu, a biały wszystko poza tym. No to myśmy byli w tym poza tym.

Egipski resort Marsa Alam rozciąga się tak naprawdę wzdłuż brzegu naokoło miejscowości o tej samej nazwie, po kilkadziesiąt km na północ i południe od niej. W odróżnieniu od Hurghady i Sharm-El-Sheikh, większość hoteli w tym kurorcie znajduje się w środku niczego. Czyli pustyni. Jeżeli zerkniecie na zdjęcia satelitarne tej okolicy (np. na Google Maps), to zobaczycie jedną główną drogę, ciągnącą się wzdłuż brzegu Morza Czerwonego, a przy niej – co parę kilometrów – hotele, których nazw tu nie wymienię, bo to nie artykuł reklamowy, a i nie mam ochoty poświęcać na to miejsca. No i jeszcze lotnisko i jedna baza wojskowa. Poza tym nie ma tu nic. Jest Marsa Alam, nieco zapyziałe miasteczko (przepraszam wszystkich tamtejszych mieszkańców), a także rozbudowane „pod turystów” Port Ghalib. Gdybyśmy chcieli wyjść z naszego hotelu, przespacerować się, czy coś, zobaczylibyśmy skromne osiedle mieszkaniowe dla pracowników, a za nim – kamienisto-piaszczystą pustynię, niemal bez wegetacji.

W hotelach jest w zasadzie wszystko, czego mogą potrzebować do szczęścia goście. Mieszkanie, jedzenie, pływanie (tzn. baseny), aktywny wypoczynek – siłownie, kluby fitness, spa, restauracje zewnętrzne (gdyby komuś znudziło się hotelowe jedzenie, co mało prawdopodobne), sklepy (niewątpliwie nastawione na zdzieranie z klientów), plaże (kamieniste lub z mocno wątpliwym piaskiem), ale nade wszystko – Morze Czerwone z tym, co ma najlepszego do zaoferowania i po co przyjeżdża tu większość turystów: rafami koralowymi.

Trzeba Egipcjanom przyznać, że nie puszczają chętnych do podwodnego zwiedzania na żywioł: większość raf jest dostępna tylko w strefach odgrodzonych pływakami, tak żeby pływający wokół nich mieli jak najmniej szans, żeby dotknąć koralowców, a już nie daj Boże ułamać je lub zniszczyć. W morze wypuszczone są pomosty, tak że w skrajnych wypadkach amatorów pływania (snurkowania lub nurkowania) czeka nawet siedemsetmetrowy spacer tam, a potem z powrotem. O takim pomoście opowiadali turyści z innego hotelu, spotkani podczas rejsu; ponoć nurkowie dowożą na koniec tego pomostu swój ciężki sprzęt (butle!) meleksami.

Ale: pływaki nie pływaki, spacer nie spacer – w ostatecznym rozrachunku wizyta na rafie warta jest wysiłku! (na zdjęciu ławica bodajże garbików pasiastych)

Ponieważ Pani Quackie mimo dobrego wyżywienia, ładnego pokoju i podgrzewanego basenu nie usiedziałaby na swojej tylnej części przez tydzień w jednym miejscu (tzn. hotelu), wybraliśmy się na dwie wycieczki – morskie, połączone ze snorkowaniem, czyli nurkowaniem z maską i rurką (oraz opcjonalnie płetwami, ułatwiającymi poruszanie). Podczas snurkowania pływak nie schodzi w zasadzie pod wodę, tylko leży sobie na brzuchu na powierzchni morza (lub tuż pod nią) i podziwia to, co rozgrywa się poniżej i wokoło. Co prawda wycieczki te wymagały od nas pobudki w okolicach 6 rano, ale czego się nie robi dla odrobiny morskiej bryzy i tych widoków!

Podczas pierwszego rejsu popłynęliśmy do „koralowego ogrodu”. To rafa, zagięta w kształt rogala, z osłoniętą od fal laguną wewnątrz, pozwala na znakomite, urozmaicone podmorskie wizyty. Koralowce w kształcie rozgałęzionych drzew, dziwacznych bulw, pękatych gruzłowatych kopuł są domem dla tysięcy, może nawet milionów innych stworzeń, w tym zwłaszcza ryb. Snurkujący poruszają się w grupie, za przewodnikiem, wzdłuż brzegu rafy, rozglądając się na wszystkie strony i tylko dlatego nie krzyczą z zachwytu, że pod wodą to utrudnione.

Zapytacie może, po co wybraliśmy się na osobną wycieczkę, skoro snurkować na rafie mogliśmy również koło hotelu? Ależ sam rejs statkiem był tego wart – morska bryza (o poranku cokolwieczek chłodna, dlatego mieliśmy ciepłe ubrania), fale, górny, słoneczny pokład, ekscytacja, a w drodze powrotnej – wizyta delfinów. Jedyne, czego żałuję, to to, że nie przypłynęły, kiedy jeszcze byliśmy w wodzie, dlatego mamy tylko takie zdjęcia – zniekształcone przez powierzchnię wody sylwetki (bo złapać moment, kiedy wyskakiwały nad wodę, było nader trudno).

Za drugim razem wybraliśmy się jeszcze dalej, na rejs po wodach w pobliżu parku narodowego Wadi El-Gemal. Tamtejsze wysepki, stanowiące naturalne zwieńczenie raf koralowych, porównywane są do wysp karaibskich. Składają się z wapiennego piasku, drobnego i mączystego, w dotyku podobnego trochę do mokrego gipsu (ale oczywiście nie zastygającego tak jak on). Porośnięte są zaroślami namorzynów – jednymi z nielicznych roślin, zdolnych przeżyć o słonej wodzie (bo same wyspy są okresowo zalewane lub podmywane przez morze podczas przypływu).

Oczywiście tu również snurkowaliśmy – rafy naokoło wysp są również atrakcyjnym miejscem dla pływaków takich jak my. I nurków, rzecz jasna. Podczas tej wyprawy spotkałem pokolca szarego, zwanego również sohalem. Na początku dał się sfotografować, nawet z dość bliska, ale potem spłynął za następną kępę koralowców, machając tylko płetwą na pożegnanie. Cała sekwencja poniżej.

I tak pływaliśmy i zwiedzaliśmy, już to w morzu, już to w basenie. Było bardzo przyjemnie i ciepło, temperatura tuż po naszym przyjeździe wynosiła ok. 25 stopni w cieniu, na słońcu było więc bardzo przyjemnie, a tuż przed wyjazdem spadła do tolerowalnych 20 stopni (ale po wyjściu z wody czuliśmy się już nie tak przyjemnie jak w pierwszych dniach). Poza wodą i morskimi stworami były też oczywiście ptaki… ale im poświęcę następny wpis, może trochę krótszy, za to bardziej skupiony na jednym temacie. No to chlup!

197 komentarzy

  1. Quackie pisze:

    Dobry wieczór, a pewnie i dzień dobry. Na ostatnim zdjęciu to jestem ja, wpadający do basenu (z własnej woli, po prostu wolę wchodzić do wody w ten sposób, zamiast opuszczać się powoli i moczyć kolejne partie ciała, bo tak na raty to mniej przyjemne).

  2. Wiedźma pisze:

    Dzień dobry Hi Bardzo mi się spodobał Twój reportaż! Approve
    Przy tej okazji troszkę Wam pozazdrościłam, bo rafy oglądałam ze statku ze szklanym dnem.Pływała sobie ta łajba wokół rafy i można było podziwiać rafę i jej mieszkańców, ale bez osobistego zanurzenia Happy

    • Quackie pisze:

      Nam też proponowano. To też jest sposób, zwłaszcza jak ktoś nie umie albo nie lubi pływać (zwłaszcza z maską), ale zdjęcia toby nie wyszły za ładne (znaczy że przez szybę). No i trudno się zatrzymać przy czymś interesującym na dłużej. A Ty się nie lubisz osobiście zanurzać?

  3. Makówka pisze:

    Witam!
    Poczytam w autobusie…

  4. miral59 pisze:

    Piękne są te rafy Approve
    Aż zazdraszczam Delighted
    Wiem, że wielu nawet nie pomyśli i niszczą rafę zabierając kawałki „na pamiątkę”. Po kilku latach „pamiątka” ląduje w koszu, a ubytek w rafie jest na lata Disapproval Ludzie są tacy dziwni… nie dziwi, że postawione są te pływaki i sznury… zawsze to jakieś zabezpieczenie Happy
    Trudno mi będzie się doczekać na Twój wpis o ptakach Happy-Grin
    Ciekawe ile i jakie udało Ci się dorwać Delighted Jest zima, więc część ptaków z Polski jest (między innymi) w Egipcie Delighted To mnie interesuje i to bardzo… Happy-Grin

    • Quackie pisze:

      No więc nie widziałem, żeby ktokolwiek cokolwiek obłamywał z rafy, albo kultura rośnie, albo kary działają, bo ponoć są drakońskie (co nie przeszkodziło parę lat temu jednej Rosjance wparadować do samolotu z dzieckiem w wózku „parasolce” i plastikową przeźroczystą reklamówką pełną muszelek i koralowców; z tego, co widziałem, nikt jej nie zatrzymał ani nawet uwagi nie zwrócił).

      Wpis o ptakach to pewnie jeszcze chwileczkę, zresztą najciekawszych właśnie nie sfotografowałem Tears . Ale o nich napiszę.

      • miral59 pisze:

        Najprawdopodobniej kary działają najlepiej Wink Chociaż też nie zawsze, bo ludziom wydaje się, że ich nie złapią…
        A Rosjanka… skoro przeszła przez kontrolę celną, to co się jej będą czepiać w samolocie?
        Oczywiście na opisy ptaków (ze zdjęciami) poczekam cierpliwie Pleasure Rozumiem, że nie zawsze jest czas na opracowanie wszystkiego… tym bardziej, że jesteś pracusiem i masz masę spraw do załatwienia Pleasure
        Poczekam… Happy-Grin

        • Quackie pisze:

          No, o ptakach będzie jednak krócej, więc to nie jest najmniejszy problem, ale czy mam tak stawiać pięterka jedno na drugim?

        • Quackie pisze:

          No właśnie najgorsze, że w tej sytuacji nie wiadomo, kto, gdzie i kiedy powinien jej się czepnąć. Chyba faktycznie na kontroli celnej. Ale z drugiej strony w Egipcie przechodzi się chyba ze 2 jak nie 3 razy więcej kontroli bezpieczeństwa, strasznie to sprawdzają, więc gdyby mieli jej się czepnąć, toby się pewnie czepnęli jakoś wcześniej. Inna sprawa, że tamtego dnia był potworny tłok (dosłownie) na lotnisku, więc może dlatego jej się upiekło. Z trzeciej strony kiedyś małżonki się czepiali już po powrocie, w Polsce, o muszle (na szczęście miała dozwolone, ale straszyli ją tak, jakby wiozła jakieś zagrożone gatunki). Tzn. raczej polscy celnicy nie dostali informacji z kraju wylotu, tylko prześwietlali bagaż i im wpadły w oko muszelki, to stwierdzili, że sprawdzą, a przy okazji nastraszą.

          Ale Rosjan u siebie o to nie podejrzewam, więc tamtej pani pewnie się upiekło.

          • miral59 pisze:

            A może wiozła takie muszle, które wolno przewozić? I głównie dlatego nikt się nie czepiał… Thinking
            Na ogół nawet w dużym ścisku kontrolują dość dokładnie…
            A co do bagażu małżonki Q… to dziwne… czyżby zmieniły się przepisy i teraz prześwietlają bagaż PO PRZYLOCIE do kraju? Jak kiedyś latałam do Polski, to trzepali mi bagaż tylko Amerykanie. W Polsce po prostu brałam walizkę i wychodziłam Pleasure Nikt mnie nawet nie pytał co wiozę. W samolocie wypełniało się deklarację celną i to wszystko.
            Panowie celnicy się nudzą, więc czasami dla urozmaicenia lubią pokazać „kto tu rządzi”. Pewnie dlatego próbowali straszyć. Tutaj jest podobnie…

            • Quackie pisze:

              Z małżonką to była bardziej skomplikowana sprawa: wracała wtedy z Australii i już na lotnisku w Gdańsku zauważyła, że ma nalepiona na walizce czerwoną kropkę. Nie wiedziała, co to znaczy, ale podejrzewała, no i faktycznie capnęli ją polscy celnicy do kontroli, ale – jak już napisałem – nie wiozła nic zabronionego, więc nic nie znaleźli. A kto, gdzie i w którym miejscu tę kropkę nalepił, to nie wiem. Australijczycy chyba by sami skontrolowali?

              A co do Rosjanki, to siedzieliśmy naprzeciwko niej w poczekalni i widzieliśmy, że miała nie tylko muszelki, ale i wyraźnie łodyżki koralowców, a tego wywozić nie wolno. No chyba że się trafi ślepej kurze ziarno…

  5. Makówka pisze:

    Poczytam jednak w domu, bo cały czas gadają.
    Nowe Dwory minęliśmy już, a mnie się chce spaaaać, a nie gdzieś iść…łoj.

  6. Quackie pisze:

    Dzień dobry wszystkim. Wbrew pozorom nie zaspałem, tylko musiałem to i owo posprawdzać, załatwić, poprzelewać…

  7. Tetryk56 pisze:

    Witajcie!
    Przespałem wczorajszą dyskusję, ale za to tu trafiłem na rafę koralową! Piękne widoki i jak zawsze interesująca opowieść. Warto było wytrzymać starty i lądowania!

    • Quackie pisze:

      A właśnie dopisałem niżej, jak to było ze startem w Gdańsku Weary

      Ale masz rację, dla widoków z rafy warto wytrzymać wiele.

  8. Quackie pisze:

    A, tak sobie pisałem, pisałem ten wpis i oczywiście zapomniałem o tym, od czego się zaczęło – a pisałem przecież za pośrednictwem Mistrza Tetryka o stresującej podróży.

    Otóż jeszcze w Gdańsku na lotnisku wszystko przebiegało – wydawałoby się – wg procedur. Samolot przyjął pasażerów, ogłoszono wszystkie szkolenia nt. pasów, kamizelek ratunkowych, wyjść awaryjnych etc., potem podkołowaliśmy na początek pasa startowego, pilot dodał gazu, silniki weszły na wyższe i głośniejsze obroty (jak to przy starcie), następnie zwolniono hamulce, samolot ruszył i… po sekundzie silniki ścichły, samolot zwolnił i zamiast wystartować, wrócił pod terminal.

    Okazało się, że jakiś system pokazał błąd, więc wezwano fachowca, który zresetował komputer – i polecieliśmy, ale z opóźnieniem 40-50 minut. No i przy starcie czułem duszę na ramieniu: sprawny ten samolot, czy jednak nie? A ponieważ lądowanie było po ciemku, to też mało przyjemne (zwłaszcza po doświadczeniach z zeszłego roku z wiatrem na Rodos).

    Na szczęście wracaliśmy już inną maszyną i kompletnie bez takich przygód.

  9. miral59 pisze:

    Wyszłam dziś, jak co rano, nakarmić swoje pierzaste, a pod stołem siedział opos Delighted Wsadził łeb między doniczki stojące pod stołem i udawał, że go nie ma Overjoy
    Patrzył na mnie zza doniczek z niepokojem, udawałam że go nie widzę Overjoy Cały zad z ogonem sterczał wyraźnie spod stołu i nie wiem dlaczego od razu pomyślałam o strusiach, które też tak się chowają Overjoy

    • Quackie pisze:

      Słyszałem, że oposy są słynne z udawania nieżywych – ten uznał, że wystarczy schować łepek? Wink1

      • miral59 pisze:

        Nie wiem na ile umieją udawać nieżywe, bo jeszcze tego nie widziałam Happy-Grin Ale wiem, że zębiska mają dość pokaźne i całkiem nieźle mogłyby pokąsać. Amazed
        Kiedyś widziałam na płocie dwa walczące oposy. Może „walczące” to przesada, ale szczerzyły na siebie zęby i warczały, w końcu jeden uciekł. Pleasure Widocznie uznał przewagę rywala i zrezygnował ze swych roszczeń Happy-Grin

        • Quackie pisze:

          Tak, natura czasem bardzo rozsądnie podchodzi do takich sytuacji – nie marnuje zasobów.

          • miral59 pisze:

            Matka Natura urządziła nasz świat w bardzo mądry sposób. Wszystko ma swoje miejsce i czas. Zwierzęta albo walczą ze sobą (i nawet się zabijają), albo uznają wyższość rywala i czekają by nabrać sił do zwycięstwa Pleasure

  10. miral59 pisze:

    Mąż mnie zawołał, gdy pisałam powyższy komentarz. Opos wrócił i zjadał robaczki przeznaczone szpakom. Trochę go obcykałam przez okno… Happy-Grin
    Gdy sobie podjadł, zachciało mu się pić. Wdrapał się na poidełko i zwisał pijąc. Chyba było mu niewygodnie, bo podciągnął się jeszcze trochę i cały wlazł w wodę. Dość długo ją chłeptał. Potem zlazł i jeszcze trochę pojadł. Szpaki czekały na drzewie sąsiada na swoją kolejkę. W końcu zniecierpliwione odleciały. Opos najadłszy się, też poszedł sobie Delighted
    Szpaki na pewno wrócą… a ja muszę wymienić wodę w poidełku, bo opos włażąc, umył sobie przy okazji nogi Overjoy

  11. Wiedźma pisze:

    Jeszcze raz dzień dobry Hi Ilekroć oglądam podwodny świat napada mnie refleksja na temat : tyle wspaniałych barw i kolorów i właściwie dlaczego i dla kogo ? Thinking

    • Quackie pisze:

      No, to chyba tak jak na łące, tylko zamiast kwiatów są zwierzęta i rośliny osiadłe, a zamiast owadów i ptaków – ryby i wszelkie inne morskie stwory. No i czasem intensywne barwy nie służą przyciąganiu, tylko wprost przeciwnie – ostrzeżeniu.

    • miral59 pisze:

      Cały świat jest kolorowy i piękny, Wiedźminko Pleasure
      Im głębiej, tym tych kolorów jest mniej… czyli tak jak w górach – im wyżej, tym mniej barwnie…

      • Quackie pisze:

        A to prawda, im mniej światła dociera, tym kolory mniej istotne.

        • miral59 pisze:

          W górach tego światła jest dość, a jednak nie za wiele kolorów… mam na myśli nie góry w niższych partiach, ale ośnieżone szczyty. Tam raczej kolorowo nie jest Wink
          Pewnie chodzi nie tylko o dostęp do światła, ale również ciśnienie atmosferyczne (wody) i dostępność tlenu Thinking

    • Tetryk56 pisze:

      Ha! Wiedźminko – czyżby dopadła cię idea, że Ziemia jest stworzona wyłącznie dla ludzi?

      • Wiedźma pisze:

        Aż tak, to nie….. raczej zdumiewa mnie to piękno świata: stworzeń , roślin, skal i wód. To tak jakby natura była wielkim artystą. Happy
        Naturalnie wiem, że te kształty i barwy coś znaczą dla otoczenia, a niekoniecznie dla ludzi.
        Nie zmienia to faktu, że wciąż mnie zadziwia…. Wink

        • Quackie pisze:

          Hmm, może to pytanie należałoby zadać inaczej? Tzn. to, co ludzie odbierają jako „artyzm” natury, ma jakiś inny cel, który tak właśnie się objawia. Tak jak złoty podział albo ciąg Fibonacciego, który ma jakiś tam sens obiektywnie naukowy? (Chyba ma, małżonka kiedyś miała program wymiany międzynarodowej osnuty wokół takich prawidłowości).

        • Max pisze:

          Dobry wieczór 🙂 Piękne fotografie , ciekawe opisy i tylko żal ,że mnie już taka przygoda się nie przydarzy . Zwyczajna ludzka zazdrość , ale taka już jest nasza natura . Zgadzam się z Wiedzminką , że świat który nas otacza jest dziełem wielkiej mądrości i artyzmu . Wszak znamy trochę kosmos , wiemy coś o słońcu , gwiazdach i o początkach naszej planety . Była to na całej powierzchni planety płonąca tablica Mendeliewa i dziś jeszcze wewnątrz wszystko płonie . A na powierzchni ? Piękny świat przyrody , który do końca nie jest jeszcze poznany przez cudowny ludzki gatunek . Można się spierać o autorstwo tego cudu , ale to nie zmienia samego faktu , że coś takiego ma miejsce na naszej planecie Matce Ziemi . I oprócz cudownego człowieka, mamy obok siebie miliony różnych cudownych żywych istnień , których los zapisany jest genetycznie od początku do końca swojego istnienia . Jest wielkim szczęściem , że możemy poznawać ten świat . Gratuluję i dziękuję Quackie za piękny opis swojej wyprawy do Egiptu Bukiet

    • ajw pisze:

      Zwłaszcza, że te podwodą wydają się być bardziej intensywne niż te nad wodą (nawet jeśli mówimy o kolorowej kiecce). Ja takich kolorów jak na jednej z raf nie widziałam nigdzie na lądzie.. Pleasure

  12. Makówka pisze:

    Wracamy.Cudna zima była.Z domu się odezwę.

  13. Makówka pisze:

    Jestem w domu. Wanna zaliczona. Syn wsadził pizzę do piekarnika.
    Czekając na pizzę przeczytałam wpis (w autobusie jednak nie było warunków) i komentarze.
    Reportaż doskonały (wiadomo -sam Mistrz Q!), zdjęcia piękne, wakacje godne pozazdroszczenia.

    Gratulacje! Jestem pod wrażeniem!

  14. ajw pisze:

    Ostatni raz byłam w Egipcie kiedy u nas na Lubelszczyźnie temperatura dochodziła do -26. Poranek w Marsa Alam był więc jak obudzenie się w innej, pachnącej jaśminem bajce. Pamiętam wrak statku na odgrodzonej linami mieliźnie i piękną rafę (choć nie tak piękną jak w innych rejonach Egiptu, a głównie dla raf odwiedzałam kraj faraonów). Jeśli lądowaliście na lotnisku w Marsa Alam to mieliście szczęście. My w środku nocy, jako jedyni turyści wracaliśmy jakąś rozklekotaną „Nyską” aż do Hurghady, bo stamtąd mieliśmy lot. Było hardcorowo i od tego czasu już odpuściłam Egipt
    Happy-Grin Happy-Grin

    • Quackie pisze:

      Łoo, z Marsa Alam do Hurghady, ładny kawałek, 200 km z hakiem.

      A myśmy mieli hotel dosłownie 10 minut od lotniska, ale ponieważ leży za wzgórzami, to dyskomfort (hałas) był żaden.

  15. Tetryk56 pisze:

    Chwilę mnie nie było, z przyjemnością poczytałem dyskusję i zmykam spać, niestety jutro dzień jak co dzień.

  16. Makówka pisze:

    To i myk, myk do spania…

    Spanko

    DOBRANOC!

    Spanko

  17. Lena Sadowska pisze:

    Witam:)

    Poczytałam, pooglądałam i – ukołysana – mogę udać się w objęcia Morfeusza:)

    Dobrej nocki życzę wszystkim i pozdrawiam:)

  18. miral59 pisze:

    Zdjęcia podwodne poruszyły we mnie wspomnienia o nurkowaniu Approve
    Miło ten czas wspominam… tyle się działo. I byliśmy tacy młodzi…”nevrátí se to” – jak mawiają Czesi Pleasure
    Pamiętam jedną z kursantek… o ile mnie pamięć nie myli, moja imienniczka. Nie umiała pływać i wręcz bała się wody. Zaczęła nurkować… najpierw na basenie, potem w jeziorze. Oswoiła się z wodą. Na zgrupowaniu zrobiła kurs najpierw na kartę pływacką, potem na „żółty czepek”, a w końcu zrobiła kurs na ratownika Pleasure Czyli można Happy-Grin Nawet jak ktoś boi się wody. A przynajmniej na początku…
    Do wody trzeba mieć respekt, bo to jeden z żywiołów, ale trzeba umieć opanować lęk… przemóc się… wtedy żywioł stanie się nam przyjazny Pleasure

    • Quackie pisze:

      Mimo wszystko, mimo pięknych widoków – mam dystans.

      • miral59 pisze:

        I trzeba mieć pewien dystans, Mistrzu Q. Happy-Grin
        Cmentarze są pełne takich, którym wydawało się, że są świetnymi pływakami i lekceważyli wodę Weary
        Dwa razy się topiłam i dzięki temu nauczyłam się respektu do wody. Nie boję się jej, ale też nigdy nie szarżuje Happy

        • Quackie pisze:

          Mnie podczas tego ataku paniki pomógł jeden z tych kulistych pływaków, co je widać na zdjęciu. Chwyciłem go i poczekałem, aż atak minie.

          • miral59 pisze:

            Każdy sposób jest dobry na opanowanie ataku Pleasure
            Pamiętam, że jako nastolatka byłam na obozie. Nasza kadra nie przejmowała się zbytnio obozowiczami. Niemal codziennie rano, tak dla rozgrzewki, pływaliśmy na drugą stronę jeziora. Nie było daleko… może ze 300 metrów. Któregoś dnia płynęłam z kumplami i byliśmy już bliżej drugiego brzegu, niż obozu, gdy chwycił mnie skurcz… niby to tylko łydka i niby można płynąć dalej, ale wystękałam tylko „skurcz” i poszłam pod wodę jak siekiera za 5 złotych Overjoy Dobrze, że nie byłam sama. Kumple podpłynęli, wyciągnęli mnie na powierzchnię i doholowali do brzegu. I pomyśleć, że czasami pływałam sama Amazed Miałam szczęście Happy-Grin Od tamtej pory nie pływam bez asekuracji. Albo „taplam się” przy brzegu, albo ktoś mi towarzyszy (najlepiej na łódce). Nie ma sensu ryzykować bez potrzeby… Pleasure

            • Quackie pisze:

              Jedna Kuma pani Q. tak pływa, regularnie, przez jezioro i z powrotem, bez żadnej asekuracji, tylko czasem z psem (ale co to za asekuracja). Jakby coś takiego jej się zdarzyło, to kaplica, nikt by nie zdążył z pomocą (im dalej od „naszego” brzegu, tym gorzej). Dlatego pewnego pięknego lata pani Q. kupiła Kumie pomarańczową bojkę, taką jak w „Słonecznym patrolu”. Ale nie wiem, czy bojka jest używana.

              • Makówka pisze:

                Ja też NADAL pływam sama. Staram się wtedy nie odpływać daleko od brzegu.
                Skurcze to u mnie normalka -łapią mnie nie tylko w wodzie. W łóżku również. W czasie snu bywa.
                Skurcz na środku jeziora -bywało, bywało. No i co z tego, że płynęłam kiedyś razem z koleżanką? I tak musiałam przy pomocy rąk i jednej nogi dopłynąć do brzegu sama. Musiałabym mieć za towarzystwo kogoś kto ma siłę (i umiejętność) holowania albo kajak lub łódkę. To niewykonalne.

                Myślałam o takiej bojce, ale jak targać to ze sobą w autobusie lub tramwaju? Albo wieźć w samolocie.

                • Quackie pisze:

                  Są też dmuchane. Widziałem taką, którą można wykorzystać również jako szczelną(!) torbę na drobiazgi – pieniądze, klucze lub komórkę.

                • Makówka pisze:

                  Też taką widziałam i o takiej (dmuchanej) właśnie myślałam.

                • miral59 pisze:

                  Są skurcze i skurcze, Makóweczko. Jestem dość odporna na ból i byle skurcz mnie nie pokona. Ale to było coś takiego, że wręcz nie mogłam się ruszyć i szłam pod wodę momentalnie. Jak kamień…
                  Tak normalnie, to można płynąć nawet bez użycia obu nóg, poruszając tylko rękami. Jest to bardzo wolny sposób, ale możliwy. Można też położyć się na plecach i spróbować rozmasować skurczone mięśnie. Sposobów są setki. Tym bardziej, że powietrze w płucach utrzymuje klatkę piersiową na powierzchni… uczyłam się tego na kursie na ratownika Wink
                  Mylisz się też pisząc, że do holowania trzeba mieć siłę Wink Jeśli ktoś ma jej wystarczająco na przepłynięcie jeziora, to na pewno znajdzie jej wystarczająco do holowania Delighted
                  Nawet butle do nurkowania, które na lądzie są bardzo ciężkie, w wodzie prawie nic nie ważą, a przynajmniej się tego nie odczuwa…

              • miral59 pisze:

                Kiedyś często pływałam sama, ale przestałam. Jak już wcześniej wspomniałam, na cmentarzach leży wielu „świetnych pływaków”. Najczęściej topią się nie ci, którzy nie umieją pływać, ale właśnie ci, którym się wydaje, że woda to coś, co mogą bez trudu pokonać. Worry

                • Makówka pisze:

                  Napisałam siłę i umiejętność. Do holowania nawet ta umiejętność jest ważniejsza. Mój syn opowiadał, że na kursie na ratownika pokazywali chwyty dzięki, którym nawet słaba osoba musiała sobie poradzić z silnym mężczyzną.
                  Jestem zwykłym pływakiem i dlatego nie szarżuję.
                  Skurcze miewam takie, że ból budzi mnie w nocy.
                  A te skurcze w wodzie polegają na tym, że na czworakach wychodzę na brzeg i długo nie potrafię stanąć na nodze.
                  Natomiast mam zdecydowanie mniejsze doświadczenie niż Ty, bo nigdy nie nurkowałam.

                • miral59 pisze:

                  Tak, Makóweczko. Trzeba umieć ratować. Z tym że co innego wyciągać kogoś, kto się topi i jest w stanie obłędnej paniki (nieumiejętny ratunek może się skończyć tragicznie), a co innego holować kogoś, kto po prostu nie jest w stanie sam płynąć. Nie łapie ratownika za gardło i nie próbuje wciągnąć pod wodę… zapytaj swego syna, jeśli mi nie wierzysz Pleasure
                  A co do skurczy… jest kilka przyczyn, że one powstają. Może (jak mój mąż) masz za mało witamin? Swego czasu małżonek często budził się w nocy, bo skurcze nie dawały mu spokoju. Poradziłam mu stosowanie diety na wyrównanie poziomu witamin i elektrolitów we krwi i jak ręką odjął Happy-Grin

  19. miral59 pisze:

    Przy okazji pochwalę się swoim bratem Pleasure
    Jako druga osoba w Polsce miał certyfikat konserwatora sprzętu płetwonurkowskiego. To było dawno i podejrzewam, że do dziś wiele osób ma taki certyfikat.
    Przez kilka lat współpracował z podlaską policją. Gdy ktoś się utopił i nie mogli go znaleźć, wzywali mego brata. To było straszne Amazed Jak opowiadał, po kilku dniach taki topielec, nasiąknięty wodą, wygląda tak, że można się wystraszyć… szczególnie jak się go zobaczy tuż przy własnej twarzy w mętnej wodzie Pondering
    Ale to już przeszłość (całe szczęście). Teraz mój brat ma swoją firmę, specjalizującą się w podwodnych pracach. I chociaż nadal pracuje jako dyspozytor w pogotowiu gazowym, to firma przynosi mu dużo większe zyski Pleasure
    Dzięki przyzwyczajeniom płetwonurkowskim ma wyrobiony odruch kaszlania. Nie krztusi się wodą (jak to jest normalnie), a jedynie delikatnie chrząka. Niektóre aparaty do nurkowania podają za dużo wody… czy można sobie wyobrazić co by się stało gdyby kogoś chwycił normalny kaszel? Amazed

  20. miral59 pisze:

    Dzięki kursowi na płetwonurka pozbyłam się też niektórych przekonań. Bardzo długo uważałam, że nurkowie używają tlenu. I dopiero na kursie dowiedziałam się, że tlenu (w czystej postaci) używa się jedynie do nurkowania do 10 m. A i to w niezbyt długim czasie nurkowania. Można się nim zatruć. Zwidy, które się wtedy pojawiają są tylko drobną cząstką powikłań Amazed
    Nie pamiętam już nazw mieszanek gazowych, których używa się do dłuższego nurkowania i na większych głębokościach, ale o ile pamiętam, tlenu nie ma tam za wiele Wink
    Najczęściej używa się normalnego powietrza. To czym oddychamy na codzień. Wyleciało mi z głowy do jakiej głębokości…
    Inny ważny element, to dekompresja. W zależności od głębokości i czasu zanurzenia, musimy robić przystanki dekompresyjne. Nie możemy wynurzyć się w ekspresowym tempie z dużej głębokości. Nasze płuca (i nie tylko) nie wytrzymają takiego eksperymentu Wink

    • Quackie pisze:

      To już w ogóle wyższa szkoła jazdy. Dekompresja, zmiany mieszanki…

      Małżonki kuzyna syn, dorosły facet, pracuje jako nurek i płetwonurek, w portach, przy różnych podwodnych budowach etc. Kiedyś opowiadał, że „to takie proste”, ale mnie nie przekonał.

      • miral59 pisze:

        Bo to trudne nie jest i syn kuzyna ma rację Delighted
        To tak jak z jazdą na rowerze… gdy się uczysz, wydaje się to trudne, ale gdy nabierzesz wprawy, wiele rzeczy robisz odruchowo i sam się dziwisz, jakie to proste Happy-Grin

  21. miral59 pisze:

    Popisałam, pomądrzyłam się trochę i czas mi iść spać Spanko
    Miłego poniedziałkowania się wszystkim życzę Delighted

  22. Tetryk56 pisze:

    Witajcie!
    Trochę brak mi sobotniego słońca…

  23. Quackie pisze:

    Dzień dobry, troszkę zaspałosię. Ale jestem, jestem i do Gieni po kawkę skaczę.

  24. Makówka pisze:

    Witam!

    Czas na herbatę!

    Kawka

    Czy komuś śniło się nurkowanie?

  25. miral59 pisze:

    U mnie też bez słońca Sad
    Wczoraj niby pojechaliśmy do parku na wycieczkę, ale słońca nie było i zdjęcia są do kitu Weary
    Małżonek chciał zobaczyć, czy piżmaki porobiły swoje kopce na wodzie. O dziwo nie porobiły… i sami nie wiemy, czy zmieniły okolicę, czy coś im przeszkodziło? A może zima jest za lekka? Thinking
    Spotkaliśmy za to dwie pary krzykliwych Amerykanów. Pod karmnikiem dla ptaków zakładali rakiety śnieżne. Nie bardzo wiem do czego, bo śniegu nie ma nawet do kostek Overjoy A w takich rakietach źle się chodzi po ubitym śniegu… ale chcieli, to mają Happy-Grin
    Tyle tylko, że wypłoszyli nam wszystkie ptaki Weary

    • Max pisze:

      Przed chwilą usłyszałem komunikat , że w Twoich Miralko rodzinnych stronach , przyleciały już bociany i żurawie .Może wez parę dni urlopu i zawitaj w stare pielesze . Mówię Ci ,w ubiegłym roku obleciałem wschodnią stronę i nie mogłem poznać , tak się zmieniło . Zobacz – w styczniu bociany ? Coś niesamowitego . Zapraszam Bukiet

      • miral59 pisze:

        Za zaproszenie dziękuję Maksiu kiss_a_heart
        Ale i tak nie przyjadę. Lecieć samolotem taki kawał na kilka dni w żaden sposób się nie opłaca. Tym bardziej, że musiałabym wyrabiać nowy polski paszport. Mój stary od dawna stracił ważność, a na amerykańskim głupio mi lecieć do rodzinnego kraju. Jeszcze by mnie potraktowali jak obcokrajowca Wink
        Chociaż faktycznie… bociany i żurawie w styczniu w Polsce, to coś nowego i niesamowitego Delighted

      • Tetryk56 pisze:

        Media donoszą o jednym bocianie, który się pojawił w Suwałkach. Sądzi się, że ten cwaniak przewidział lekką zimę i nie odleciał w sierpniu…

  26. miral59 pisze:

    Znowu się wściekłam The-Incredible-Hulk
    Był ten facet z Village. Powiedział mi, że szczurów tu nie widzi, widzi natomiast moje karmniki dla ptaków. Mam je zlikwidować, a dzikie zwierzęta (między innymi szczury) przestaną do nas przychodzić. Zapytałam go grzecznie, co będzie, jeśli zlikwiduję karmniki, a szczury pozbawione łatwego dostępu do żarcia, wlazą mi do domu? Mam zrobić im zdjęcia i przyjść z tym do Village… idiota!!! Czy mam poprosić szczura, żeby nie uciekał i nie chował się, bo chcę mu zrobić zdjęcie? Jeśli w pustych mieszkaniach mieszkają szczury, a stracą możność żywienia się na zewnątrz, to na pewno wlazą nam do domu. Będą głodne… a szczur nawet nie musi korzystać z korytarzy wygryzionych przez myszy (jest od nich znacznie większy i musiałby sobie poszerzać te szczeliny). Mogą przepłynąć kanalizacją, czy kanałem odwadniającym, który biegnie przez cały budynek.
    A według faceta, jeśli szczury nie będą miały „bufetu”, to pójdą gdzie indziej. I problem sam się rozwiąże Mad Powtarzał mi to kilka razy, jakby myślał, że nie do końca rozumiem. Tego, że te gryzonie mogą wleźć nam do chaty w ogóle nie brał pod uwagę. Powtarzał tylko, że sobie pójdą. Nawet nie wszedł do pustych szeregówek i nie sprawdził. Sama nie wiem po co w ogóle przyszedł. Chciał zobaczyć szczura o 10 rano?

    • Quackie pisze:

      Och. To możliwe, że facet jest urzędnikiem, który nie wychodzi myślą poza paragrafy, a na ekologii to już w ogóle się nie wyznaje. Tym gorzej.

      • miral59 pisze:

        Już od dawna zauważyłam, że tu o specjalistów wcale łatwo nie jest. Siedzą na stołkach dyletanci, którzy na niczym się nie znają, a mądrzą się jakby byli specami Weary
        Facet chciał zobaczyć szczura?!! To niechby przyszedł wieczorem, albo z samego rana, jak się jeszcze za bardzo nie rozwidni. Zobaczy na pewno. I wtedy niech za nim pójdzie Overjoy Jak go szczur „poczęstuje” zębiskami i będzie mu skakał do oczu (jak to mają w zwyczaju), to może uwierzy, że to nie myszy…
        Mówiłam mu, że i myszy mieliśmy, ale się ich w końcu pozbyliśmy. Znowu wypomniał mi karmniki. Tylko karmniki mam na zewnątrz, a myszy były w środku… zmienił temat. Worry

        • Quackie pisze:

          Może zrób mu parę wymownych zdjęć i poślij? Z dokładnym zaznaczeniem daty i godziny zdjęcia.

          • miral59 pisze:

            Ale to będą zdjęcia szczura na zewnątrz!!! Jeszcze ich w domu nie mamy (całe szczęście). Mam czekać aż będą? Amazed
            A może jeszcze powinnam dać się pogryźć? Żeby to lepiej do tych głąbów trafiło… Conceited

            • Quackie pisze:

              A to nie zrozumiałem. Może powinnaś wejść do pustego mieszkania i tam zrobić zdjęcie? Ale to by pewnie było włamanie i jeszcze inny paragraf.

  27. Quackie pisze:

    A tutaj fajrant i przerwa.

  28. Quackie pisze:

    I po przerwie 🙂

  29. Quackie pisze:

    Oraz – komciów jest już 181 (z tym włącznie), wrzucać ptaszki?

  30. Quackie pisze:

    To zapraszam na nowe pięterko o tamtejszych ptakach dla odmiany!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

[+] Zaazulki ;)