Skoro zostałam samozwańczym wysłannikiem Madagaskaru… na Madagaskar, postaram się przekazać Wam co widziałam i przeżyłam. Niekrótka, bo pięciotygodniowa wyprawa pozwoliła zobaczyć jedynie małą część wyspy, jako że jej obszar stanowi dwukrotność Polski, a przemieszczanie się ze względu na stan dróg jest wyzwaniem.
Myślimy Madagaskar mając w wyobraźni jego osławioną wizytówkę, czyli Aleję Baobabów (i oczywiście króla Juliana, ale o tem potem). Spacer tym niewielkim, kilkusetmetrowej długości szpalerem majestatycznych olbrzymów wart jest grzechu niewyspania i powtórzenia o innych porach dnia, aż do zachodu słońca. Aby zachwycać się dłużej widokiem kolejnych, trzeba udać się w dalszą podróż na północ w stronę Parku Narodowego Tsigny de Bemaraha (o nim w kolejnym wpisie).
Zgodnie z afrykańską legendą baobaby to drzewa, które Bóg wyrwał z korzeniami i ponownie zasadził „do góry nogami” by ukarać je za to, że dawały zbyt mało cienia. W innej wersji w sprawie maczał ogon diabeł, chcąc zazielenić swoje włości. Są też tacy którzy wierzą, że baobaby to dzieci słonia. Faktem jest, że tworzyły kiedyś wielkie leśne połacie, jednak zostały przetrzebione przez rabunkową gospodarkę i nierzadkie pożary.
Do zbioru tego najbardziej obfotografowanego miejsca Czerwonej Wyspy dokładam i ja swoje fotki.
Kiedyś Zoe rzucił pomysł spędzenia urlopu na rzeczywistym Madagaskarze. Czemu nie? – pomyślałam, nazwa naszej Wyspy zobowiązuje. Więc (nie zaczyna się zdania od więc) gdy zimą dostałam listę podróżną z prawem wyboru kierunku, padło oczywiście na Madagaskar. Zabieram Państwa w podróż na Czerwoną Wyspę…
Witajcie!
Piękna wycieczka od wschodu do zachodu słońca! Przedziwne to drzewa, i koncepcja o boskiej karze wydaje się całkiem prawdopodobna…
Chyba podmienię ikonkę Wyspy z palmy na baobaba! 🙂
Palm na wyspie też cała gama gatunków, jednak to baobaby rosną wyłącznie w Afryce.
Dzień dobry, kompletnie nierealne te drzewa, jak z innej planety
Czy wiesz może, co to są za rzeczy poprzyklejane(?) nisko na pniu baobabu na zdjęciu nr 19? Koce? Plakaty? Informacja „Pomnik przyrody, prawem chroniony”?
Na fot. 19 i 21 święte drzewo czczone przez mieszkańców osady. Jest ogrodzone, można stanąć w jego cieniu wyłącznie boso, a konar owinięty jest dużymi chustami, które spełniają wiele funkcji i w życiu codziennym. O drzewo oparte są pojemniki, mniemam że z oliwą. Przed ogrodzeniem jest oczywiście stragan z wyrzeźbionymi z drewna baobabami różnej wielkości, Malgasze handlują wszystkim i wszędzie.
Pierwsze skojarzenie, jakie miałem, to że za kocem znajduje się dziupla dla Stasia i Nel…
Aż tak to nie, ale jak napisałeś i spojrzałem, to faktycznie…
Dziękuję!
Witam zachwycona baobabami!
Zocha jak zawsze wzbudza podziw pięknymi zdjęciami i ciekawym opisem.
Na takim pięterku jakoś bardziej psuje mi elegancka kelnereczka, która zaprasza na kawę, herbatę itd. w cieniu baobabu.
Ziółka, raz, proszę!
Alla! Ziółka, ale jakie? Na co?
Bo ja to dziurawiec teraz rano, a wieczorem -wódkę.
Dołączasz do mnie?
Dziurawiec i owszem, ale ten wieczorny trunek raczej nie bardzo 🙂
Zocha!
Mam nadzieję, że będzie dużo kolejnych pięterek z Twojej ostatniej podróży?
Długo Cię nie było, więc wiele pewnie widziałaś.
Nie mam wątpliwości, że masz mnóstwo zdjęć i wiele do opowiadania.
Jak napisałam we wstępie, postaram się …
Po takiej ilosci baobabow mam wrazenie ze tam bylam! Dobrze miec taka wyslanniczke co umie focic!
Tak focić i tak pisać, prawda emilko?
Ja tam nigdy nie mialam watpliwosci w talenta Zoski! Dobrze , ze sie coraz czesciej ujawnia!
Witaj, Emilko!
Dzień dobry
Wpatrując się w te drzewa można niesamowite figury wypatrzyć. Przynajmniej mi wyobraźnia podpowiada. I ten zachód/wschód (?) słońca.
Piach? Pył? Mocno dokuczał?
O wschodzie snuły się gęste mgły, może stąd efekt. Pył drogi krajowej RN8
był znośny na niemal 300km przejechanych terenowką 4×4. W trakcie dalszej podróży (a korzystałam z lokalnych środków transportu) przekonałam się, że była to bardzo komfortowa trasa.
Do popotem.
Tak dziś jeżdżę z jednego końca Krakowa na drugi.Zimno brr.
Eh zamiast MPK wolałabym terenówką wśród baobabów.Eh…
Dzień dobry



Piękne te baobaby
I faktycznie robią wrażenie, jakby je posadzono korzeniami do góry
Dzięki Zocha za tak piękne pięterko
Tam baobaby, a tu właśnie fajrant. I to, co zwykle po.
Holter
Chwilą pogaduszek z kolegą z LO
Knucie biurowe przygotowujące do knucia ulicznego.
A teraz w tramwaju, bo tam piją wódkę beze mnie!
A tu cisza!
Wszyscy zapatrzeni w baobaby?
A ja nawet w biegu o Was pamiętam.
A ja właśnie wracam z przerwy, o!
Kiepskawy dzień dobiega końca, życzę SzanPaństwu spokojnej
Jak kiepskawy, to teraz szczególnie spokojnej…
Dobranoc!
Witajcie!

Za chwilę wyjeżdżam na szkolenie z knucia 😉 Na razie kawa
Dzień dobry, i u mnie siąpi odstraszając od wyjścia. A plan był: akcja kasztany dla wnuczek przyjaciół, które w grupie przedszkolnej mają zadanie uzbierania… 700 kg!
Korzystam więc z leniwego poranka i dosiadam się z kubkiem malgaskiej kawy
A propos – na Madagaskarze funkcjonuje perfekcyjnie dopracowana zasada: mora mora, czyli powoli, powoli. Podobnie jak hiszpańska mañana, czy greckie siga siga funkcjonuje we wszystkich dziedzinach życia. Chyba, że chodzi o zarobek. To jedyna motywacja zwiększenia aktywności.
Ja mam w planie jeszcze małe knucie balkonowe… 😉 Gdzież nam do malgaskiego mora mora…
„Obyś żył w ciekawych czasach!”.
Wszystko wskazuje na to, że będą coraz ciekawsze. Tylko czy o takie „atrakcje ” nam chodziło?
Rozumiem Tetryku, że dziś u Ciebie na balkonie, zamiast suszyć = moknąć będzie się nie pranie, a zachęta do knucia ze wskazaniem na…?
Rzekłaś! 🙂
Jak miło pracować słuchając Santany… dobranoc Wyspo
To ja też DOBRANOC!
A ja, dzień dobry
Gdy to przeczytacie będzie już niedziela rano…
Padam na dziób



Niby podłoga w starym jest ułożona z cegieł, ale pozapadały się niesamowicie. Ulewne deszcze naniosły od groma ziemi… trzeba to wszystko zniwelować, wyrównać i wypoziomować. Kto wie jak długo to będzie trwało? 
Mam tylko nadzieję, że nie do wiosny…
Sobota była niezwykle pracowita. Trzeba było wygarnąć wszystko z naszego składziku na podwórku… i oczywiście znaleźć na te rzeczy miejsce. Część poszła do domu (te, które nie miały prawa zamoknąć), a część malowniczo zabałaganiło nam tyły domu
Już w środę dali nam znać ze sklepu, że zamówiony nowy składzik został przywieziony. Mąż uparł się przywieźć to moim samochodem. W tym celu wyjął nawet siedzenia (te za kierowcą). Nie pomogły tłumaczenia, że nie jest to nowy samochód i ma resory zużyte troszeczkę za bardzo… tak to jest, jak się jeździ po wertepach
Okazało się, że paczka ze składzikiem nie wejdzie do mojego samochodu. Zadzwonił do kumpla, który ma pikapa. Kumpel zajęty… pikap też. W sumie… jutro mamy nadzieję wypożyczyć ze sklepu jakiś samochód i to przewieść… ale jak wyjdzie, to nie wiem
Miałam też nadzieję, że zdemontujemy stary składzik i szybko postawimy nowy… nic z tego
Podejrzewam, że jeszcze długo będę miała bajzel na tyłach domu
A tak jeszcze, żebym się nie nudziła, to małżonek oddał swój samochód do naprawy. Musiałam z nim jechać swoim samochodem (o 7 rano), bo trzeba było przywieźć małżonka do domu.
Trzeba było jechać…
Aż sama się dziwię jakim cudem 
Uważam, że należy mi się jakaś odskocznia od tej kołomyi, którą przeszłam. 

Na 17 mieliśmy zaproszonych gości. W zasadzie, mogłam to odwołać. Jeden telefon i po sprawie… ale już dawno planowaliśmy to spotkanie i głupio mi było je odwoływać…
Trzeba było się przygotować na przyjęcie gości…
O 16 zadzwonili, że samochód gotowy. Dobrze, że nie o 17
Zdążyliśmy ze wszystkim na czas
Bo jeszcze małżonek piekł dziś chleb, a ja wcześniej zapeklowałam polędwicę do wędzenia. I to też trzeba było zrobić. A wędzenie zajmuje kilka godzin… pieczenie chleba też…
Od dawna nie piję alkoholu, ale dziś sobie pozwoliłam
Nie wiem jaka będzie niedziela?
Ale życzę Wam, żeby była „leniwa”… taka na luzie
Czego oczywiście i sobie życzę
Leniuchowanie jest nudne, choć po takim kołowrocie jak opisujesz Miralko czasem by się przydało.
To fakt, Makóweczko. Problem w tym, że ja nie umiem leniuchować
Jak mam wszystko zrobione, to zawsze znajdę coś, co powinnam jeszcze zrobić… Tak zwane „zajęcia z LMB (leżenie martwym bykiem)”, to wybitnie nie dla mnie 
Ale dlaczego martwym?
Można np. przewracać oczami…
Nicnierobienie jest passé? Ja tam lubię LB… i mora, mora
Na słoneczku na piaseczku nad ciepłym morzem też bardzo lubię.

O, to jest wg mnie bardzo ciężka praca…
Witajcie!
Zimą straszycie, a kawa, herbata niepodana?
Witajcie!
Ale miło się pospało! Po kąpieli dołączam do kawy
I ja poproszę (drugą kawę, nie kąpiel), aura zachęca do zajęć domowych…
Mój balkonowy termometr pokazuje 35oC !
To musi być w jakimś bardzo nasłonecznionym i osłoniętym miejscu.
Trochę się nałaziłam i tak zmarzłam, że zrezygnowałam z dalszych planów i chyba jednak wrócę do domu.
Ludzie chodzą w czapkach i rękawiczkach.
Oczywiście, w pełnym słońcu i niedługo. Ale i tak wyglądało optymistycznie!
Na moim termometrze za oknem teraz tylko cztery kreski powyżej zera.
Witam.
Gratuluję pięknych zdjęć.
Nie pierwszych, zresztą, jakie w Twoich wpisach podziwiam.
Baobaby (te prawdziwe i te u Ciebie) robią niesamowite wrażenie.
Miałam kiedyś okazję próbować liści i owoców baobabu. Nie były najgorsze, ale na stałe bym ich do swojego menu raczej nie wprowadziła:)
Pozdrawiam:)
Witam Cię Leno w moim podróżnym zakątku Wyspy 🙂 i dziękuję za miłe słowa.
Nie odmówiłam sobie szklaneczki świeżego soku z baobaba – wypiłam ze smakiem.
Pozdrawiam…
Dzień dobry, jestem z powrotem!
Wracam do domu w eskorcie policji.
Jakieś szczegóły?
Makówka została głową państwa. Zaprzyjaźnionego.
A MOŻE UZNANO JĄ ZA OFICJALNĄ PRZEDSTAWICIELKĘ MADAGASKARU??!?
Witaj Q!
Brakowało Twojej kreatywności w interpretowaniu faktów.
Oficjalną przedstawicielką Madagaskaru jest Zocha.
Ja tylko wsiadałam do autobusu blisko stadionu Cracovii, gdzie akurat skończył się mecz. W autobusie pełno szalikowców z butelkami piwa w ręce.
Za każdym autobusem jechał wóz policyjny.
W autobusie, póki jechałam był akurat spokój, ale byłam kiedyś świadkiem bójki w autobusie. Wtedy jeden wytatuowany ogolony kark rozpylił gaz, wszyscy zaczęli się dusić. Nie było to miłe, do wieczora nie czułam się zbyt dobrze, miałam uczucie, że brakuje mi powietrza i piekły mnie oczy.
Na sąsiednim osiedlu nieraz dochodzi do bójek pseudokibiców. Bywa, że w biały dzień, w pobliżu szkoły.
Och. No tak, krakowscy kibole są wyjątkowo niesławni…
Zapraszam na nowe pięterko:)