W łazience coś się zatkało, rura chrapała przeraźliwie, aż do przeciągłego wycia, woda kapała ciurkiem. Po wypróbowaniu kilku domowych środków zaradczych (dłubanie w rurze szczoteczką do zębów, dmuchanie w otwór, ustna perswazja etc.) – sprowadziłem ślusarza.
Ślusarz był chudy, wysoki, z siwą szczeciną na twarzy, w okularach na ostrym nosie. Patrzył spode łba wielkiemi niebieskiemi oczyma, jakimś załzawionym wzrokiem. Wszedł do łazienki, pokręcił krany na wszystkie strony, stuknął młotkiem w rurę i powiedział:
– Ferszlus trzeba roztrajbować.
Szybka ta diagnoza zaimponowała mi wprawdzie, nie mrugnąłem jednak i zapytałem:
– A dlaczego?
Ślusarz był zaskoczony moją ciekawością, ale po pierwszym odruchu zdziwienia, które wyraziło się w spojrzeniu sponad okularów, chrząknął i rzekł:
– Bo droselklapa tandetnie zblindowana i ryksztosuje.
– Aha, – powiedziałem – rozumiem! Więc gdyby droselklapa była w swoim czasie solidnie zablindowana, nie ryksztosowała by teraz i roztrajbowanie ferszlusu byłoby zbyteczne?
– Ano chyba. A teraz pufer trzeba lochować, czyli dać mu szprajc, żeby tender udychtować.
Trzy razy stuknąłem młotkiem w kran, pokiwałem głową i stwierdziłem:
– Nawet słychać.
Ślusarz spojrzał dość zdumiony:
– Co słychać?
– Słychać, że tender nie udychtowany. Ale przekonany jestem, że gdy pan mu da odpowiedni szprajc przez lochowanie pufra, to droselklapa zostanie zablindowana, nie będzie już więcej ryksztosować i, co za tym idzie ferszlus będzie roztrajbowany.
I zmierzyłem ślusarza zimnem, bezczelnem spojrzeniem. Moja fachowa wymowa oraz nonszalancja, z jaką sypałem zasłyszanemi po raz pierwszy w życiu terminami, zbiła z tropu ascetycznego ślusarza. Poczuł, że musi mi czem zaimponować.
– Ale teraz nie zrobię, bo holajzy nie zabrałem. A kosztować będzie reperacja – wyczekał chwilę, by zmiażdżyć mnie efektem ceny – kosztować będzie… 7 złotych 85 groszy.
– To niedużo, – odrzekłem spokojnie – myślałem, że co najmniej dwa razy tyle. Co się za tyczy holajzy, to doprawdy nie widzę potrzeby, aby pan miał fatygować się po nią do domu. Spróbujemy bez holajzy.
Ślusarz był blady i nienawidził mnie. Uśmiechnął się drwiąco i powiedział:
– Bez holajzy? Jak ja mam bez holajzy lochbajtel kryptować? Żeby trychter był na szoner robiony, to tak. Ale on jest krajcowany i we flanszy culajtungu nie ma, to na sam abszperwentyl nie zrobię.
– No wie pan, – zawołałem, rozkładając ręce – czegoś podobnego nie spodziewałem się po panu! Więc ten trychter według pana nie jest zrobiony na szoner? Ha, ha, ha! Pusty miech mnie bierze! Gdzież on na litość Boga jest krajcowany?
– Jak to, gdzie? – warknął ślusarz – Przecież ma kajlę na uberlaufie!
Zarumieniłem się po uszy i szepnąłem wstydliwie:
– Rzeczywiście. Nie zauważyłem, że na uberlaufie jest kajla. W takim razie zwracam honor: bez holajzy ani rusz.
I poszedł po holajzę. Albowiem z powodu kajli na uberlaufie trychter rzeczywiście robiony był na szoner, nie za krajcowany, i bez holajzy w żaden sposób nie udałoby się zakryptować lochbajtel w celu udychtowania pufra i dania mu szprajcy przez lochowanie tendra, aby roztrajbować ferszlus, który źle działa, że droselklapę tandetnie zablindowano i teraz ryksztosuje.
Julian Tuwim
Myślałam, że Tuwim, to głównie poezja! A tu proszę, co mój małżonek znalazł

Tak mi się spodobało, że postanowiłam Wam to pokazać
Choć raz nie ptaszki i zdjęcia

Miłego dnia życzę
A! I jeszcze coś… czytając ten tekst, zastanawiałam się, czy to na pewno po polsku


Chociaż teoretycznie jedno jest po polsku, a drugie po angielsku… 
I od razu skojarzyło mi się to z warsztatem samochodowym. Mniej więcej tyle samo rozumiem, gdy mechanik mi tłumaczy co w moim samochodzie nie działa
Tak samo znam się na mechanice pojazdów, jak i na ślusarce
Piękne!

Dzieńdoberek i zapraszam na śniadanie.
Dzień dobry przypóźne. Zanim jeszcze pierwszy łyk kawy, niech mi będzie wolno wyrazić zachwyt. To opowiadanie nie dość że piękne i zabawne, to jeszcze jest przytaczane na studiach polonistycznych, a konkretnie na językoznawstwie, jako kanoniczny przykład żargonu zawodowego, tzw. idiolektu [edit: nie idio- tylko oczywiście profesjolektu! Tak to jest, jak się człek nie obudzi, a pisze]. Wyszło to bodajże w serii Biblioteki Narodowej (oczywiście w większym zbiorze) z przypisami rozszyfrowującymi wszystkie te holajzy i pufry.
W sumie, to chętnie bym się dowiedziała o czym ten ślusarz mówi
A teraz trochę biegania…
Ja zaraz lecę, bo pierwszy raz od… rany, od ilu? trzech miesięcy? Czterech? Chłopaki mają sobotnią szkółkę niedzielną, co oznacza wychodne dla matki, którą ojciec zawiezie na zakupy. Nie ważne, że same praktyczne domowe, głównie żarciowe, ale że bez ciągnięcia potomstwa ze sobą, co jest wartością samą w sobie.
Pomyślnego biegania zakupowego (jakkolwiek by to brzmiało)!
Witajcie!
Na razie biegam, poczytam jak wrócę 🙂
A ja właśnie wróciłem z zakupów i za chwilę biegnę dalej.
Dzień dobry. Przerwa na kawę.
Dzień dobry

Jeszcze trochę w sandałkach pochodzę 
Leje! W nocy była burza. Grzmiało i błyskało. Nawet mnie obudziły te pioruny, chociaż normalnie to nie jest takie proste
Jedyne pocieszenie, że na razie ciepło
Dzień dobry z powrotem. Było tak: szukaliśmy farb marki X z serii Y (co im będę reklamę robił). Pojechaliśmy do jednego sklepu w Gdyni – mieli owszem markę X, ale już serii Y – nie. I nie byli skłonni sprowadzić ani zamówić („Bo to panie za drogie, a żeby miało cenę jeszcze w granicach normalności, to byśmy musieli zamówić więcej, a potem byśmy tego nie sprzedali”). W takim razie podziękowaliśmy grzecznie i pojechaliśmy do dużego marketu, w którym było stoisko marki X. Na stoisku w dużym markecie było podobnie jak w pierwszym sklepie, poza tym że pan był skłonny zamówić, „ale kiedy będzie, to nie wiadomo. Może w ciągu miesiąca.” Podziękowaliśmy nieco mniej grzecznie (ale nadal w granicach uprzejmości), znaleźliśmy w internecie jeszcze jeden sklep w Gdańsku i najpierw tam przedzwoniliśmy – okazało się, że mają tam wszystko, czego nam trzeba, ale pracują do 14:00. A była już 12:50. Na szczęście korków po drodze nie było, zdążyliśmy, gdzie trzeba, i kupiliśmy wszystko wedle rozpiski. Po powrocie do domu okazało się jednak, że zrobiliśmy prawie 70 km!
I tak to właśnie bywa. Wydaje się, że w sklepach jest teraz wszystko, do czasu kiedy potrzebujesz czegoś konkretnego. Zaczyna się bieganie po sklepach i szukanie
I tak mieliście szczęście, że w ogóle kupiliście. Nam się nie zawsze to zdarza i czasami ujeździmy się jak głupi, a i tak nie znajdziemy tego, czego potrzebujemy 
Wiesz, tylko mieliśmy doświadczenie, że w sklepie w centrum Gdyni, który parę lat temu oferował tę farbę, było wszystko, czego potrzebowaliśmy – i serię Y i wszystkie inne, do ścian, do drewna (drzwi), więc nie przyszło nam do głowy, że te pierwsze dwa sklepy nie będą tego miały. Teraz już wiemy, ale w przypadku innych produktów najpierw będziemy dzwonić.
My możemy też dzwonić, albo poszukać w internecie. Zamówić i odebrać w sklepie. Tylko czasami i w internecie nie za bardzo można znaleźć… i tu zaczyna się problem

Też fakt, że nie za często tam jeździmy, bo trochę daleko… Najczęściej gdy jedziemy do Zion do parku, to „po drodze” tam zajeżdżamy
Stamtąd to mamy już blisko… jakieś 10-15 minut jazdy.
Tak jest na ten przykład ze slipami mojego męża. On lubi tylko jeden rodzaj i chyba przestali go produkować, bo nawet na internecie nie ma. Są różne, różniaste! Od bokserek (takich z nogawkami niemal do kolan), po thongi, w Polsce zwane stringami (gdzie klinek znajdziesz między pośladkami 😉 ). Ale takich jak chce mój mąż, to nie ma
A te 70 km, które zrobiliście… no cóż… do sklepu Woodman’s Food mamy ponad 70km w jedną stronę
Ach, no tak, w Stanach wszystko jest większe – i odległość do sklepu też
A nie wszystko!!! Dziko żyjące króliczki są dużo mniejsze od naszych, polskich
I bizony są mniejsze od żubrów
Jak tak poszukać, to na pewno znajdzie się więcej rzeczy, które są mniejsze 
Ogromne tereny, to i odległości wielkie…
Ale z tymi odległościami, to fakt
Opowiadałem o Samsungu?
Nie pamiętam czy opowiadałeś
Ale nawet jak opowiadałeś, to nie szkodzi. Możesz to zrobić po raz drugi 

Z chętnością poczytam i zapewne nie tylko ja
Jechaliśmy z lotniska z Kumą i jej mężem, przejeżdżaliśmy obok dość długich robót drogowych wzdłuż autostrady, i nagle dostałem spazmów ze śmiechu. Oczywiście chcieli wiedzieć, co mnie tak rozbawiło. Jak się już przestałem śmiać, to wykrztusiłem: „No bo u nas jak się pojawia coś marki Samsung, to komórka, mikrofala, najwyżej telewizor. A tu, ledwie przyjechałem do Stanów, pierwsza rzecz po drodze: spychacze, koparki i inne drogowe maszyny, wszystko marki Samsung. A powinienem się spodziewać, że w USA wszystko będzie WIĘKSZE!”
Ha! Dotarłem do domu, obiad zjadłem, jest dobrze!
Tekst Tuwima śmieszy od lat, prawdziwy klasyk!
Kiedyś moja koleżanka z pracy na polecenie „Wyloguj się!” zapytała podejrzliwie:
– Czy ty mnie aby nie obrażasz?
Och. To się mówiło u nas w domu, oczywiście żartobliwie, jak ktoś się w rozmowie zapuszczał za daleko w swoją dziedzinę (Rodzice – geologię, ja – językoznawstwo etc.)
U mnie w domu nie było tego powiedzenia. Ojciec zmarł w ’88 roku, a w tym czasie komputery nie były powszechne jak teraz i taka komenda była nam obca.
Ale mnie chodziło o „Czy ty mnie aby nie obrażasz?” !
W sumie… to może zależeć od kontekstu

Bo jeśli ktoś siedzi przy komputerze, to sprawa jest prosta, ale jeśli nie? Można to zrozumieć jako „znikaj stąd”… a to już można uznać jako obrazę
Ale pogoda! Niech to jasny gwint!

Leje tak, jakby chciało wypadać wszystkie niespadnięte przez dwa miesiące deszcze. Na dodatek walą takie pioruny, że tylko momentami robi się ciemno… huk jest niemal bez przerwy…
W telewizorni co chwilę pojawiają się ostrzeżenia o możliwości podtopień i tornadach. Wcale nie tak daleko od nas…
Popatrzyłam na mapę pogody… tak gdzieś o 3 nad ranem powinno się uspokoić… tylko jak teraz zasnąć?
Padam na dziób i chętnie bym się położyła… może się uda…
Miłej niedzieli życzę
Mam nadzieję, że zasnęłaś – i nic się złego nie wydarzyło.
Zasnęłam
Przed pójściem spać zajrzałam do piwnicy. I bardzo dobrze zrobiłam. Woda w zlewie zaczęła wybijać. Całe szczęście nie wyrzuciłam wiadra ze żwirem. 

A zbieranie tej kanalizacyjnej wody do przyjemności nie należy 
Zlew zatkany, a zatyczka przywalona wiadrem
Tak myślałam, patrząc na poziom wody na podwórku… do kostek. Czyli kanalizacja nie była w stanie wchłonąć takiej ilości wody na raz. Gdybym lekkomyślnie poszła spać, to mielibyśmy znowu zalaną piwnicę
Witajcie!
Wczoraj wróciłem do domu po 22. i dopiero wtedy interweniowałem (mailowo). Tym razem błąd był ewidentnie po stronie dostawcy…
Dzień dobry

Gdy ostatni raz patrzyłam na zegarek, dochodziła 2. Potem chyba zasnęłam. Przed 6, jak zwykle obudziłam się i musiałam wstać. Czuję się tak, jakbym w ogóle się nie kładła
Pada…
Niewyspana, ale żywa
Te przyzwyczajenia to przekleństwo
Dzień dobry po południu. Wróciłem – w sam raz na popołudniową kawę. Wszystko, co było do załatwienia, pozałatwiałem.
I ja wróciłem, wybiegany – w sam raz na obiad
A tu tymczasem z niezapowiedzianą wizytą goście – mili, ale jednak z niezapowiedzianą…
Wróciliśmy.
Ja osobiście mam dosyć.
To nie tylko spokojnej, ale i relaksującej.
Dzień dobry.

To ja zawezwę Gienię.
Dzień dobry. Herbata raz:)
Dzień dobry. Wraca
Witajcie!
Pozdrowienia ze smożego gniazda…
A u Was znowu smogiem?
jak zwykle…
Dzień dobry! Kawa, w międzyczasie bieganie, bo się pojawili nieco przed czasem (!) fachowcy, wreszcie jestem.
Fachowcy przed czasem??????
Chyba że małżonka coś przekłamała. Mieli być o 9:00, a byli niecałe pół godziny przed.
Ja bym była podejrzliwa…
…przez cały kraj, idziemy dwaj, czy słońce, czy śnieżek, czy słota…
Nawet trzej. I samochód. I sporo sprzętu.
A co będziecie demolować?
Fachowcy naprawiali i czyścili rynny i różne inne takie w różnych miejscach. I wszystko zrobili jak trza! Ale trzeba było trochę za nimi pobiegać (nie „dopilnować”, raczej wesprzeć logistycznie), stąd fajrant dopiero teraz.
Dzień dobry mówię, poczytam później;)
Gimmi, Ty się ustatkuj dziewczyno 😀
Dzień dobry

Nowy tydzień i znów do pracy
Tuż przed ostatnią fajką dotarłem do domu
Dobry wieczór. Fajrant, dopiero teraz. Przerwa za momencik…
Dzień dobry. Rozjaśnia się, będzie pięknie.
Witajcie!
Poranne szare mgły unoszą się w górę ukazując pięknie i wyraźnie pierzynkę rudo-burego smogu… Wczoraj zanikła ona po 2-3 godzinach, mimo braku zdecydowanego wiatru. Mam nadzieję, że dziś też sobie pójdzie…
Swoją drogą ciekawe, dlaczego po nocy zostaje taka czapa? czy jest to skutek uruchomienia pieców w chłodne już noce? Bo samochody jako główna przyczyna dawałyby kumulację gdzieś po południu, a nie w nocy…
…bry

Gienia dzie?
Poproszę, może kawa mnie trochę odmuli.
Dzień dobry. Dzisiaj potrzebuję chwili na rozruch.
Mnie i chwila nie pomoże. Całą noc walczyłam z migreną
I kto wygrał?
Zależy jak patrzeć.
Niby ja, bo minęła.
Ale tak mnie wytarmosiła, że nie wiem, czy nie ona.
Dobry wieczór. Fajrant, i od razu goście, więc nawet nie bardzo mam czas dla siebie.
Na zakończenie dnia padł mi komputer…
Och. Czy z komentarza możemy wnosić, że jednak wstał?
Jeszcze nie całkiem. Poprzedni komentarz był z telefonu…
Dzień dobry. Niesamowite kolory nieba:-)
Witajcie!
Pełnia lata w połowie października – tylko ranki chłodniejsze!
…bry

Komu czego?
..bry. herbaty:)
Poproszę kawusię, banana już dzierżę, gotowego do spożycia.
Hej, banan w dłoń!

Kawa w kubek a z kubka lej w dzióbek!
Do pracy goń
by właściwe wybierać ze słówek!
Och. Na jaką melodię to śpiewać?
Dzień dobry. Te kolory to Ofelia ponoć przyniosła.
Ja tam za oknem nie widzę żadnej Ofelii:-)
Dzisiaj to już nie wiem, czy nie przeleciała dalej. Albo się nie rozwiała.
Poszła do klasztoru…
Taka z niej latawica…
Dzień dobry
Czyli dobranocka dobrze zadziałała
Mąż mnie obudził, bo spanie „na dzięcioła” (dziobiąc nosem w klawiaturę) wygodne nie jest i powędrowałam do łóżeczka 


Wczoraj usiadłam do kompa, poczytałam wasze komentarze, odsłuchałam dobranocki i… zasnęłam
Chyba byłam za bardzo zmęczona
Miłego dnia życzę i zbieram się do pracy
Dobry wieczór. Fajrant. Jeszcze krótka przerwa i zaraz wracam.
Się pożegnam.

Spokojnej!
Dzień dobry. Pobudka, pobudka. Piękny dzień nadchodzi. Chyba.
Witajcie!
Wczoraj mi się padło, ale Wyspa czuwa!
Dziędobry. Najpierw powoli, jak żółw – ociężale…
Wtem! Uwaga! Nagle i znienacka zapraszam na nowe piętro….